Hiral rósł
bardzo szybko, gdyby porównać go do ludzkiego wieku, wyglądał już jak sześcio
może siedmioletnie dziecko. Tatuś nadal był dla niego najważniejszy na świecie,
coraz cieplej myślał też o ojcu Rajicie. Mimo naprawdę kiepskiego początku
zaczęli się całkiem dobrze dogadywać. Czasami dochodziło między nimi do nieporozumień
wynikających najczęściej z kalectwa chłopca i zupełnie odmiennego spostrzegania
przez niego otaczającego świata. Trzeba jednak przyznać, że wampir wykazywał w
stosunku do niego wiele cierpliwości nawet w bardzo ekstremalnych sytuacjach. Maluch
zachowywał się często nieprzewidywalnie i dziwacznie. Wąchanie wszystkiego
wokół niczym jakieś dzikie zwierzątko z jednej strony dostarczało Rajitowi
niezłej rozrywki, z drugiej pakowało go niejednokrotnie w kłopoty. Mały nosek
nieustannie był w ruchu, a reakcje nieprzyzwyczajonych do takiego zachowania
członków klanu dość zabawne.
Nakrywający
do stołu lokaj:
- Myłem
dzisiaj ręce słowo daję, nawet dwa razy!
Widząc jak
chłopiec dalej przekrzywia głowę bez słowa.
- No dobra,
zjadłem grillowane kiełbaski z tacki. Nie mogłem się oprzeć.
Zmieszana
pokojowa:
- Och.. Przypaliłam
twoją jajecznicę, ale się to więcej nie powtórzy. Słowo.Ta powieść tak mnie wciągnęła...
Rajit lubił przechadzki
po posiadłości w towarzystwie synka dopóki...
- Stała
tutaj butelka stuletniego koniaku. Dostałem go z okazji ślubu od dziadka. Gdzie
się podziała? - Elf popatrzył na niego jak na zbrodniarza i element społeczny
niskiego kalibru.
- Dlaczego z
tym do mnie? - No przecież nikt go nie widział, więc jak niby mąż udowodni mu
przestępstwo.
Niestety niezawodny wykrywacz prawdy stał
tuż obok. Hiral zmarszczył nosek i zerknął na dowód rzeczowy, a potem na niego.
Wampir ciężko westchnął. Wiedział, że jeśli się sam nie przyzna, Chandi i tak
wyciągnie z małego prawdę. Przeklęty Kocurek pałętający się zawsze pod nogami miauknął,
jakby potakując chłopcu. Ten głupi nawyk obwąchiwania przez synka otoczenia był
niewątpliwie jego zasługą.
- To miała
być lampeczka, najwyżej dwie. Ale cholerne gamonie z Krakowii tak kiepsko
grały, że musiałem się wzmocnić...
***
Mieszkańcy zamku z początku z niepokojem
obserwujący rozwój sytuacji i starali się za bardzo nie wtrącać w konflikt między
małżonkami, szybko dostrzegli, że ich lord bardzo się starał nawiązać dobre
relacje z synem. Uważali, że sprawy prywatne każdy powinien załatwiać za
zamkniętymi drzwiami. Najważniejsze, że wszystko szło w dobrym kierunku, co
potwierdzało nawet szybko pnące się w górę Drzewo Życia. Maleńka, nieśmiała
łodyżka była w tej chwili dość grubym pniem trzymającym się ziemi mocnymi,
długimi korzeniami. Chandi codziennie przychodził z synkiem podziwiać ten cud
nad cudami.
Chłopiec robił się coraz odważniejszy,
dociekliwy i ciekawski, na własną rękę chciał poznawać otoczenie oraz wampiry z
klanu do którego przecież należał. Niestety wieszcz wykazywał się nadmierną
opiekuńczością, bał się, że maluch nie poradzi sobie sam w razie jakiś
kłopotów. Brak wzroku był w wielu sprawach poważną przeszkodą. Zwierzęta
wspomagające malca przekazywały obraz swoimi zmysłami z punktu widzenia swojego
gatunku. Na przykład dla nietoperza najważniejsze były dźwięki, a dla kota
węch. Niejdnokrotnie tych wiadomości dobiegających ze wszystkich stron było tak
dużo, że tworzyły w skołatanej główce jeden wielki chaos. Wtedy rozkojarzonemu
dziecku dość często przytrafiały się wypadki. Kilka razy porządnie się potłukł,
nie wiedząc kogo właściwie powinien słuchać. Raz nawet złamał rękę. Od tego
pory elf, nie mogący sobie darować, że uległ namowom Rajita i zostawił synka
przez kwadrans samego na dworze, dosłownie chodził za nim krok w krok. Często
na tym punkcie dochodziło między mężczyznami do sprzeczek. Hiralowi było wtedy
przykro, uważał się wtedy za złego chłopca, który przysparza rodzicom wielu
problemów. Rzadko pozwalano mu na samodzielne zabawy. Często stał w oknie i
przypatrywał się z zazdrością biegającym beztrosko po ogrodzie dzieciom. Dużo
by dał, aby przyjęły go do swojego grona. Niestety w obecności Chandiego robiły
się nieśmiałe i milczące, szybko odchodziły do swoich spraw. Hiral ledwo znał
ich imiona. Postanowił w tej sprawie zasięgnąć rady rodziców. Siedział właśnie
w wannie i bawił się gumowymi zwierzątkami. Sprawdzał skrupuulatnie, które
najlepiej nurkuje. Kaczuszka wypływała na pełną piany powierzchnię szybciej niż
delfinek. A słoń jak to słoń, opił się wody i utonął. Jego futrzaści
przyjaciele, jak zwykle wszędzie mu towarzyszyli. Kocurek uwił sobie gniazdo na
pralce, oczywiście z najlepszych ręczników wieszcza, a Kiki buszował w
kolorowych mydełkach. Miały takie śmieszne kokardki, które go zafascynowały. Z
zapałem je rozwiązywał, targając przy tym na strzępki. Nagle zza drzwi dobiegły
chłopca odgłosy sprzeczki. Tatusiowie czasami, kiedy się za bardzo nakręcili zapominali,
że go wychowują na porządnego obywatela Amalendu i zaczynali krzyczeć.
- Miałeś go
pilnować. Ty popijasz winko i studiujesz głupie gazety, a tam Hiral bogowie
wiedzą, co robi sam w wannie. Może już utonął! - Chandi, kiedy był zdenerwowany
prychał niczym kot.
- Aleś ty
upierdliwy. Nigdy nie bawiłeś się w łazience? - Rozległo się skrzypienie
fotela, na którym siedział Rajit. - Jak się napije trochę mydlin to mu przecież
nie zaszkodzi.
- Mam za
męża kompletnego bałwana! - Chłopiec usłyszał warknięcie tatusia i postanowił
interweniować. Wzburzył wodę, a potem gwałtownie podskoczył, wylewając jej sporo
na posadzkę. Zaalarmowani hałasem mężczyźni przerwali kłótnię i wbiegli do
pomieszczenia.
- Nic ci się
nie stało kochanie? - Elf pogładził mokrą główkę synka. Z ulgą zobaczył jego
uśmiechniętą psotnie buzię.
- Co ty u
licha wyprawiasz? Chcesz nas zatopić? - Rajit niczym niedźwiedź w opałach
przekroczył ostrożnie wielką kałużę. Nie przepadał za wodą.
- Ratowałem tylko Pana Słonia. Biedak się opił
i poszedł na dno. - Chandi zawsze go upominał, że nieładnie było kłamać.
Nauczył się więc szybko posługiwać półprawdami.
- Tyskie czy Żywiec? Powinieneś mu wytłumaczyć,
że szklaneczka dziennie wystarczy, takiemu małemu zwierzątku.
- Pan Słoń
nie lubi piwa, śmierdzi. - Zachichotał malec.
- Zlituj
się, to dziecko, a nie twój kompan z karczmy! - Oburzył się elf. - Chcesz
zrobił z niego pijaka? Widać dla ciebie nawet lampka wina to za dużo. Bredzisz.
- Mój ty
mokry pięknisiu - Rajit z przyjemnością podziwiał zgrabne ciało męża w ściśle
przylegającej do ciała, lekko prześwitującej teraz koszuli. Widać było nawet zarysy
sutków do których chętnie by się przyssał, nie mówiąc już o wdzięcznie wygiętej
szyi. - Daj na luz...
- Co to za
język? - Jego mądry synek jak nic wyrośnie przez tego zakałę Amalendu na łobuza
i nałogowca. Już miał otworzyć usta, by go porządnie zrugać, kiedy napotkał
rozjarzone, ciemne oczy. Język powoli przesunął się po kształtnych ustach.
Dlaczego on nadal zauważał takie rzeczy? Wampir był łajzą bez serca, ale
niestety ani trochę z tego powodu nie zbrzydnął. Ciągle miał ten sam seksowny
uśmiech. Zmieszany odwrócił głowę i omal nie zrobił szpagatu na śliskiej podłodze
na widok swojego odbicie w lustrze. Pewnie gdyby był nagi, wyglądałby mniej
prowokująco niż w tych przemoczonych ciuchach.
Hiral uznał, że najwyższy czas interweniować,
zanim tatusiowie znowu się posprzeczają. Mieli naprawdę dziwne miny, kiedy się
tak w siebie wpatrywali z zarumienionymi policzkami i błyszczącymi oczami.
Wyczuł coś dziwnego, jakby głód i piżmo. Może oni też mieli puste brzuszki, bo nie
lubili owocowej owsianki, która była na kolację? Kiki szybko po cichu się z nią
rozprawił, nie pozostawiając o dziwo żadnych śladów przestępstwa. Elf zawsze
się gniewał, kiedy marudził przy jedzeniu.
- Jak sie
zaprzyjaźnić? - Padło niespodziewane pytanie z ust malca. Mężczyźni gwałtownie
oprzytomnieli. - Dzieci z zamku superowo się bawią, ale mnie unikają.
- Superowo?
- Elf skrzyżował ręce na klatce, aby wyglądać choć trochę przyzwoiciej. Gdy
zbyt szybko się wycofał dałby wampirowi powód do drwinek. - Twoja szkoła.
Jeszcze trochę, a będziemy fajowskimi starymi młodego chuligana.
- Coś tu masz. - Rajit koniuszkiem palca
przeciągnął po prychających ustach, które odruchowo ulegle się rozchyliły. Wbił
dwa palce w żebra, aby zdusić pomruk zadowolenia. Musiał być cierpliwy i ostrożny.
- Paproszek. - Pokazał zamienionemu nagle w kamień mężowi postrzępiony kawałek
wstążeczki.
- Kiki,
gdzie jesteś mały potworze? Jak śmiałeś gryźć moje kosmetyki? - Zdolność mowy
wróciła mu dopiero po kilkunastu sekundach. Oczywiście winowajca, schował się w
szafce na ręczniki i ani drgnął. Zupełnie nie rozumiał o co dwunogi robią tyle
hałasu. Te fikuśne mydełka dziwnie pachniały i przez nie ciągle mu się odbijało
bąbelkami.
- Trzeba
dzieciakom zaimponować, żeby nabrały do ciebie szacunku. Wymyśl coś, ta główka
całkiem nieźle potrafi kombinować - Rajit zwrócił się teraz do synka, który
czekał cierpliwie na jego odpowiedź. Dzięki temu elfowi dostał odrobinę czasu
na przyjście do siebie. Owinął wiercącą
się główkę ręcznikiem i zaczął wycierać jasne włoski.
- Do czego
ty go namawiasz? Nie widzisz jak trybiki zaczynają się kręcić i podskakiwać pod
tą niesforną czupryną? - Sięgnął po frotowy szlafroczek, wiszący obok kabiny
prysznicowej. W łazience po zakręceniu gorącej wody zaczynało robić się
chłodno. Malec mógł się przeziębić. - Kochanie, wystarczy, że im zaproponujesz
jakąś superową zabawę. - Złapał się za usta. Dwóch łobuzów stojących
naprzeciwko śmiało mu się w twarz.