Chandi zasnął prawie nad ranem. Mimo, że
był zmęczony niespokojne myśli nie dały mu zamknąć oczu. Próbował przeniknąć zasłonę
przyszłości swoim darem, ale pozostała niewzruszona, jakby coś trzymało ją z
drugiej strony i nie pozwalało zajrzeć. Tak bywało tylko wtedy, gdy przepowiednia
miała dotyczyć także jego osoby. Widział wtedy jedynie strzępki wydarzeń, które
trudno było powiązać w logiczną całość. Przez wiele godzin zamartwiał się i
zastanawiał jak mógłby pomóc w osiągnięciu równowagi. Z jednej strony był
zadowolony z powrotu króla, z drugiej bał się, że dojdzie do bratobójczej wojny
na wielką skalę. Amalent był już słaby i wyczerpany przez chciwych przywódców klanów,
potrzebował spokoju oraz mądrego władcy, który będzie nim rządził, mając na uwadze
dobro wszystkich poddanych, a nie jedynie garstki wybrańców.
Wieszcz obudził się bardzo późno, żołądek
burczał mu głośno z głodu. Wyskoczył nagi z łóżka, po czym sięgnął po ubranie. Poczuł
ostre dziabnięcie w palce i szybko cofnął dłoń.
- A co ty tu robisz mała
złośnico? – zwrócił się do najeżonej Alisy, która uwiła sobie gniazdo na jego
szatach, targając je przy tym na kawałeczki małymi pazurkami.
- Fuuu.... – zasyczał nietoperz
i zaczął kręcić się w kółko, szukając najwygodniejszej pozycji. Ten białowłosy
przeszkadzał w ważnej w jej życiu chwili, ale musiała przyznać, że koszule nosił w najlepszym gatunku. Idealnie nadawały się do wyścielenia legowiska.
– Dzikusko jedna, w co ja się
teraz ubiorę? – Elf nerwowymi ruchami zaczął przekopywać szuflady. Znalazł
jedynie błękitne damskie kimono w białe róże. Owinął się nim szczelnie i ruszył
z marsową miną do sypialni Daniela. Niestety drzwi były na głucho zamknięte, za
to z pobliskiej jadalni doszły go przytłumione męskie głosy. Wparował do środka
niczym gradowa chmura, zmierzył granatowymi oczami siedzących przy stole Rajita
i Daniela. Wpychali w siebie gorące, drożdżowe bułeczki z nieprawdopodobną
szybkością.
- Twój potwór zeżarł mi
ubranie! – warknął do chłopaka. – Co z ciebie za gospodarz? – Tupnął bosą nogą
na wampira. - W szufladzie znalazłem jedynie damski szlafrok.
- Czyli pod spodem jesteś
nagi? – Rajit wbił w niego zaciekawione spojrzenie. Błądził wzrokiem po
zgrabnej sylwetce, a jego uśmiech stawał się coraz szerszy.
- Pewnie, że jest – Daniel zagapił
się na smukłe udo, wystające z rozcięcia kimona. – Niezłe nogi – westchnął z
podziwem, ale napotkał mroczne spojrzenie wieszcza i natychmiast zatkał sobie
usta jabłkiem.
- Trzeba cię odizolować od
tego dziecka, wyrasta na napalonego kocura jak ty! – Elf usiadł na
krześle i zajął się jedzeniem, niestety nie zdołał ukryć ognistych rumieńców
na swoich bladych policzkach.
- Alisa w ogóle dziwnie się
ostatnio zachowuje. Ciągle gdzieś znika i wraca nad ranem, poza tym wcina za
trzech, więc chyba nic jej nie dolega. – Popatrzył zaniepokojony na przyjaciół.
- Nie przejmuj się, babskie
humory i tyle. – Poklepał go po ramieniu Rajit. – Niektórzy faceci też tak mają.
– Spojrzał wymownie na wieszcza.
- Odczep się, tobie za to
całkowicie brak manier i rozumu! – prychnął Chandi i pochylił się do przodu, by
stuknąć wrednego chama w czoło. Nie zauważył, że poły kimona się rozchyliły, a
pasek poluzował. Rajit aż otworzył usta z wrażenia na widok różowych sutków,
płaskiego brzucha i tego co poniżej. Jasna, aksamitna skóra wprost zapraszała
by jej dotknąć. Bezwiednie wyciągnął rękę do przodu.
- Prawdziwe cuda – zamruczał z
cielęcą miną.
- Masz rację – odezwał się Daniel
tym samym tonem.
- A ty tu czego? To nie dla
dzieci! – Mężczyzna zasłonił mu oczy ręką. Wieszcz dopiero teraz zorientował się
na co się tak gapią. Szybko poprawił na sobie ubranie, zaczerwienił się ponownie i poderwał się ze stołka, porywając ze stołu bułeczkę.
- Zboczeńcy... sami zboczeńcy
wokół... – mrucząc pod nosem umknął do swojej
sypialni. Elfy nie były bezpośrednie w okazywaniu uczuć, tego rodzaju uwagi oraz gesty ogromnie go peszyły i wyprowadzały z równowagi. W jego domu o intymnych
sprawach nie rozmawiano wcale, a to co się działo w komnatach rodziców było
tematem tabu. Nikt w czasie posiłku nie ośmieliłby się powiedzieć czegoś tak
szokującego i nieprzyzwoitego. – Nie znoszę tego głupka! – Warknął, wchodząc pod
prysznic i otwierając kurek z zimną wodą. Musiał jakoś zlikwidować, całkiem spory
problem jakiego nabawił się w jadalni. Robił to ostatnio coraz częściej,
wspólne mieszkanie najwyraźniej mu nie służyło. Miał nadzieje, że Lakshman
szybko przejmie szkolenie Daniela i widywanie tak często Rajita nie będzie już konieczne.
***
Vilas Orgolion,
Raktam Mortest i Nikun Mentrios, synowie przywódców klanów siedzieli właśnie w jednym z krakowskich barów przy kufelku
piwa. Wyglądali jakby ostatnio uczestniczyli w jakiejś bitwie. Pierwszy miał
podbite malowniczo oko i rękę na temblaku, drugi opatrunek na nosie, a trzeci mocno
utykał.
- Ojciec ma mocną
rękę co? – uśmiechnął się złośliwie Raktam.
- Twój za to lepszego cela i dobry gust. Ten ziemniak –
wskazał na nos kompana Vilas – wymagał skalpela od dawna.
- Za to mój stary jest idiotą. Jak mam gonić tego całego Daniela
na jednej nodze? – Nikun krzywiąc się niemiłosiernie poprawił się na krześle.
To by było na tyle jeśli chodzi o błyskawiczną regenerację
wampirów. Ich rany goiły się rzeczywiście bardzo szybko, ale jeśli zadał je ktoś z ich
gatunku prawo to niestety nie obowiązywało. Sprawiających problemy potomków często
brutalnie karano, rodzice mieli nad nimi
władzę absolutną. Posłuszeństwo, zwłaszcza w arystokratycznych rodach, wymuszano
siłą. Zresztą dzieci rzadko się sprzeciwiały i próbowały pójść własną drogą, doskonale
wiedziały, że nikt nie ośmieliłby się stanąć w ich obronie.
- Musimy się przyłożyć do tej sprawy – zaczął Nikun - mam
pewien pomysł. Przeszukaliśmy już pół Polski i nic. Doszedłem do wniosku, że
ktoś z naszych musiał smarkaczowi pomóc. Powrót króla ma wielu zwolenników.
- Masz rację, ale większość to tchórze, którzy nigdy nie
narazili by się naszym ojcom – podjął temat Raktam.
- Dobrze wiecie, że istnieją wyjątki. Taki Rajit przywódca
klanu Coraggion, od dawna nic sobie nie robi z naszych praw. Ten seksowny wieszcz
Chandi, nie znosi naszych starych, na Święcie było to doskonale widać – dodał Vilas.
- Dobrze prawisz, w dodatku obaj mieszkają w pobliżu Krakowa
i często zaglądają do miasta. Musimy dyskretnie popytać i rozesłać szpiegów. – Nikun
był bardzo zadowolony z wyciągniętych wniosków oraz przekonany, że tym razem na
pewno uda im się dorwać kuternogę. Wtedy ojcowie ich wynagrodzą i zajmą odpowiednio
wysoką pozycję w swoich klanach.
***
Daniel
niecierpliwił się coraz bardziej, nie mógł się doczekać obiecanej lekcji
latania. Kilka razy zaglądał do sypialni w której przebywał Lakshman, ale ten
niestety nadal był pogrążony w głębokim śnie. Alisa znowu gdzieś przepadła, a
Chandi z Rajitem oddali sie swoim codziennym zajęciom. Późnym popołudniem nie
wytrzymał i na palcach wkradł się do komnaty. Wdrapał się na łóżko i zaczął
przyglądać Panu Nietoperzowi, jak go w myślach zawsze czule nazywał. Kiedy spał
wyglądał o wiele młodziej i łagodniej, rysy mu się wygładziły, a śniada twarz
była całkiem przystojna. Miał śmiało zarysowane, zmysłowe usta i chłopak nie
mógł się powstrzymać, by ich nie dotknąć. W tym momencie uzbrojona w szpony
ręka wystrzeliła do przodu i Daniel nawet nie wiedział, kiedy znalazł się pod
spodem, uwięziony przez potężne ciało mężczyzny.
- Co ty wyprawiasz do cholery?! Chcesz żebym cię zabił?! –
Wrzasnął Lakshman. W ostatniej chwili powstrzymał cios. Wyrwany nagle z
głębokiego snu zareagował jak każdy dobrze wyszkolony żołnierz. Zaatakował
intruza.
- Nie gniewaj się. – Daniel na próbę uchylił powieki i rzucił
mu spod długich rzęs spojrzenie wystraszonej sarny. – Następnym razem najpierw
mocno trzasnę drzwiami. – Z niewinną miną potarł policzkiem o nagie ramię
władcy, prawie tak szerokie jak jego talia. – Jesteś bardzo przytulny wiesz? –
Z niewiadomych przyczyn mężczyzna kojarzył mu się z domem, z szarlotką którą
piekła mama i ciepłymi łapkami sióstr na szyi.
- Przytulny? – Opadły mu ręce, a gniew uszedł z niego jak z przekłutego balonika. Mały najwyraźniej przyrównywał go do tych puchatych
zabawek, z którymi tak lubiły spać ludzkie dzieci. – Masz mnie za miśka? – Puścił
swoją niedoszłą ofiarę i usiadł na łóżku. W życiu nie widział kogoś równie naiwnego i niemądrego jak ten chłopak.
- Niezupełnie – Daniel poczołgał się na skraj materaca i
zsunął się na podłogę. Usiadł u stóp Lakshmana i spojrzał mu prosto w pionowe źrenice. –
Masz od niego ładniejsze oczy, złociste niczym płynny miód, a twoje włosy są o
wiele miększe i delikatniejsze w dotyku... – W tym momencie gwałtownie się
zaczerwienił, zerwał na równe nogi i wybiegł z komnaty. Na progu zatrzymał się
jednak, odwrócił i posłał Panu Nietoperzowi ciepłe spojrzenie. –
Poczekam na ciebie na dziedzińcu – dodał cicho i zamknął za sobą drzwi. Po raz
pierwszy powiedział innemu mężczyźnie komplement i był ogromnie speszony swoją śmiałością.
- Ee... – zdołał jedynie wydusić z siebie władca którego
kompletnie zatkało. Zaczął się powoli ubierać, zastanawiając się na tym, co się właśnie stało. Nie zdawał sobie sprawy, że na jego zwykle chłodnej, surowej
twarzy wykwitł pierwszy od wieków uśmiech.
***
Daniel tym razem
nie musiał czekać zbyt długo. Lakshman pojawił się po kwadransie ubrany w
eleganckie ciemne spodnie i czarną koszulę. Chłopak oparty plecami o mury zamku
z przyjemnością patrzył jak zbliżał się długimi, sprężystymi krokami. W
wyprostowanej dumnie sylwetce, w sposobie noszenia głowy, eleganckich ruchach
mężczyzny było coś, co mówiło, że to nie byle kto. Jakiś wrodzony majestat,
który powodował, że chyliły się przed nim głowy. Służba Rajita chociaż go nie
znała, kłaniała się mu w pas i spełniała bez szemrania każdą prośbę.
- Chodź – wziął Daniela za rękę i pociągnął do bramy. –
Umiesz pływać?
- Tak, całkiem dobrze. Codziennie chodziłem na basen w
ramach rehabilitacji. – Chłopak ledwo mógł nadążyć za władcą. Chora noga jak
zwykle sprawiała problemy w najmniej odpowiednim momencie. Poruszał się coraz
wolniej i utykał coraz mocniej.
- Dlaczego nie mówisz, że cię boli – Lakshman zatrzymał się
na środku ścieżki, po czym podszedł do chłopaka i wziął go na plecy, owijając
się jego nogami w talii. – Złap mnie za szyję bo spadniesz!
- Ale wstyd – wymamrotał w jego kark Daniel. – Tata nosił
mnie w taki sposób, jak miałem pięć lat.
- Nie przesadzaj, jesteś prawie dorosły, poza tym całkiem
przyjemny z ciebie ciężar – sięgnął do tyłu i pogładził smukłe uda, a
chłopakowi serce omal nie wyskoczyło gardłem. Zacisnął ramiona wokół szyi
swojego tragarza.
- Jeśli mnie udusisz, to nici z lekcji. – Mężczyzna ruszył do
najbliższej windy, która tak naprawdę była teleportem.
- To mnie nie obmacuj – fuknął na niego czerwony jak burak
Daniel. – Jak to działa? – Zapytał, kiedy zatrzymali się przed czymś podobnym
do metalowej płyty studzienki kanalizacyjnej. Z ulgą zsunął się na ziemię,
długo nie wytrzymałby takich tortur. Bliskość mężczyzny zaczęła coraz mocniej
na niego działać.
- Nastawiasz parametry i naprzód. – Lakshman zaczął
majstrować przy bransolecie, przypominającej zegarek z kilkoma tarczami.
Chłopiec dopiero teraz zdał sobie sprawę, że podobne urządzenia nosiły wszystkie
napotkane wampiry. – Nie bój się – został pociągnięty na płytę.
- Nie jestem przedszkolakiem – prychnął wyniośle i w tym
samym momencie chwycił mocno za rękę swojego towarzysza. Coś szarpnęło, pisnęło
i świat zniknął mu z oczu, by za sekundę znowu się pojawić. – Gdzie my u licha
jesteśmy? – Rozejrzał się dookoła. Stali nad brzegiem niewielkiego jeziora,
wokół szumiał gęsty las. Słońce zaczynało właśnie powoli zachodzić, zanurzając swoje
promienne oblicze w ciemnych wodach. Po drugiej stronie widać było kilka domów
i niewielką plażę. Ludzi o dziwo ani śladu, mieli więc cały akwen tylko dla
siebie. – Dlaczego tutaj?
- Jesteśmy blisko Krakowa, przed nami jezioro Rożnowskie. W
porze kolacji zazwyczaj nikogo tutaj nie ma. Chodzi o to, żebyś w wypadku
kraksy miał w miarę miękkie lądowanie. Wyciągaj skrzydła zamiast paplać! – Lakshman
rozłożył swoje na pełną szerokość i uniósł się metr nad ziemią. – Powoli, bez
gwałtownych manewrów.
- Postaram się – Daniel z wypiekami na twarzy próbował go
nieudolnie naśladować. Jedno, drugie machnięcie i udało się. Znalazł się obok
zadowolonego z jego postępów towarzysza.
- Świetnie, masz talent. – Ujął za rękę przejętego dzieciaka,
który ledwie oddychał z emocji. Łagodnie manewrując skrzydłami poszybowali kilka
metrów nad wodą. Słoneczna tarcza właśnie się w niej kąpała, nadając falom
niezwykłego, perłowo- różowego koloru.
- To najwspanialszy dzień w moim życiu – westchnął kompletnie
oczarowany Daniel. Łzy szczęścia płynęły po jego szczupłej twarzy, a on nawet
tego nie czuł. Był wreszcie wolny, naprawdę wolny. Jego kalectwo zostało na
ziemi, tutaj nareszcie mógł być sobą. Szare oczy chłopca lśniły niczym gwiazdy,
a wiatr gładził jego czarne loki, które powiewały za nim niczym jedwabista peleryna.
Srebrne wzorki na skrzydłach migotały w ostatnich promieniach zachodzącego
słońca.
- Tak, to bardzo piękny... dzień – przytaknął mu Lakshman.
Przez wieki widział niejednego mężczyznę o wiele atrakcyjniejszego od tego
drobnego smarkacza, więc dlaczego jego serce biło tak mocno, jakby
chciało mu wyskoczyć z piersi?
..............................................................................................................................
..............................................................................................................................
Betowała Ariana