Wspólna
kolacja w gronie przyjaciół, w małym domku Nirmala i Lakshmana dobiegła końca.
Goście oczywiście chcieli pomóc w doprowadzeniu kuchni do porządku, ale
gospodarze się na to nie zgodzili. Zwłaszcza chłopak ostro zaprotestował,
widząc, że lokaj chce także tutaj spełniać swoje obowiązki. Wybił mu to natychmiast
z głowy, twierdząc, że powinien zająć się lepiej koleżanką i odwieźć ją do
domu. Zrobiło się już dość późno i za oknem było zupełnie ciemno. Kraków jak
każde duże miasto po zmroku nie był najbezpieczniejszym miejscem dla samotnej
dziewczyny.
- Ale ja
sobie poradzę. – Krygowała się Anka, w duchu prosząc swojego anioła stróża, aby
Bansi okazał się dżentelmenem, o jakim zawsze marzyła.
- On ma
rację. Taki słodki pączek nie powinien wracać sam. – Mężczyzna podał jej
kurtkę.
- Ale...
– Dziewczynę nieco zapowietrzyło, bo troskliwy towarzysz z psotnym uśmiechem
pomógł jej zapiąć zacinający się zamek.
- Żadne
ale. Ma cię odstawić pod same drzwi! – Nirmal miał świetny humor. Właśnie
upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Pomógł najwyraźniej zauroczonej Ance w
podrywie i pozbył się nadopiekuńczego lokaja. Jeśli miał nauczyć czegoś męża o
zwyczajnym życiu, musiał trzymać tego rodzaju osobników z daleka od ich domu.
- Za
kogo wy mnie macie? Jestem nowoczesną kobietą. Umiem sama o siebie zadbać! –
Burczała pod nosem dziewczyna, oburzona, że robią z niej niedorajdę. Z jednej
strony chętnie poznałaby się bliżej z przystojnym rudzielcem, z drugiej nie
chciała wyjść za jakąś bezradną, pustogłową lalę.
- Nikt w
to nie wątpi – zamruczał Bansi, odplątując jej zahaczony o guziki lok i
czubkami palców muskając, oczywiście zupełnie przypadkowo, kusząco pachnący
kark.
-
Mm..może lepiej już chodźmy... – Zarumieniona Anka ruszyła do drzwi. Nie była
przecież z kamienia, dotyk tego uroczego drania spowodował lekki zamęt w jej
myślach. Pierwszy raz ktoś podrywał ją tak jawnie i zaczęło się jej to coraz
bardziej podobać. Nieprzyzwyczajona do adoracji, reagowała jednak zbyt nerwowo.
Bansi przepuścił ją przed sobą i zaprowadził do zaparkowanego w pobliżu
samochodu. Oczywiście nie omieszkał się długo i dokładnie zapinać jej pasów. Skutek
tego był taki, że dziewczyna cała czerwona nie śmiała na niego spojrzeć.
Milczała, bojąc się, że głos zdradzi jej zakłopotanie.
- Odezwij
się Pączuszku i wskaż nam drogę do Raju... – zachichotał niepoprawny Bansi.
- C-
co...? – Całkowicie ją zatkało. Czyżby ten drań myślał, że była łatwa i
proponował jej seks randkę? Wszystko się w niej zagotowało. – Patrz lepiej gdzie
jedziesz tani podrywaczu!
- Źle
mnie zrozumiałaś skarbie. Ja właściwie nie wiem dokąd jadę. Może jakiś adres? –
Puścił jej oczko. Wyglądała strasznie słodko, kiedy próbowała go zabić
wzrokiem. Miał ogromną ochotę wjechać w krzaki i wycałować te prychające usta.
- Och...
przepraszam... Dąbrowskiego 12. – Zrobiło się jej głupio za ten wyskok. Jak
zwykle wyrwała się z czymś idiotycznym. Miała ochotę zapaść się pod podłogę ze
wstydu. Facet zwyczajnie po dżentelmeńsku ją odwoził na prośbę przyjaciół, a
ona myślała bóg wie co. Chyba to ona była tą bardziej napalona stroną, stąd te
kocie myśli. – Ech... – wyrwało się jej bezwiednie. Spojrzała dyskretnie na
mężczyznę. Silny kark, błyszczące szare oczy, zgrabna sylwetka, jednym słowem prawdziwe
ciacho. I jak tu biedna dziewczyna ma się nie ślinić? Chciałaby zobaczyć taką,
której na jego widok nie zrobiłoby się gorąco.
-
Jesteśmy na miejscu. Mieszkasz tu sama? – Zatrzymał się przed furtką prowadzącą
do skromnego, parterowego domku.
- Nie, z
babcią. Nieznośna i wścibska z niej staruszka, więc lepiej pożegnajmy się tutaj. – Wysiadła powoli z samochodu. Chciała, żeby ta chwila trwała jak
najdłużej. Pewnie już się nie zobaczą, ale choć przez moment mogła się łudzić,
że to jej chłopak odwozi ją po udanej randce.
- Hola
Pączuszku! – Bansi stanął jej na drodze. – Najpierw ustalimy datę i miejsce
następnego spotkania. – Anka była wprost idealna – sympatyczna, prostolinijna, inteligentna
i śliczna. Rzadko się spotykało takie zwyczajne, miłe dziewczyny. Strasznie
niepewna siebie, ale nad tym mogli popracować. – No chyba, że nie chcesz.
Pewnie masz kolejkę chętnych.
-
Pewnie, sprawdzę w kalendarzyku i jakoś cię wcisnę. To przez te rude włosy, mam
do nich słabość – zachichotała. Miała wrażenie, że ubyło jej nagle z dziesięć
kilo, albo wyrosły skrzydła.
- W
takim razie jutro o osiemnastej, zabiorę cię do kina. – Kuł żelazo póki gorące.
- Jutro?
– Anka była niezmiernie zaskoczona szybkością z jaką potoczyły się sprawy.
- Nie
podobam ci się? Za dużo gadam?– Bansiemu zrzedła mina. Pewnie nie był w jej
typie. Może zbyt nachalnie się do niej przystawiał?
- Miałam
raczej na myśli, że nie zdążę się zrobić na bóstwo. – Był z niego niesamowicie
uroczy głuptas.
- Chcesz
powiedzieć, że ubierzesz się w coś uwodzicielskiego? - Poczuł niezmierną ulgę i sekundę potem popatrzył na nią błyszczącymi oczami. – Obawiam się, że do
tego kina musisz zabrać kajdanki.
- Ee...?
– Kompletnie za nim nie nadążała. Przyszło jej za to na myśl kilka
niegrzecznych zabaw, o jakich czytała w książkach. Znowu poczerwieniała po same
rzęsy.
- Wiesz,
już teraz ledwo się powstrzymuję, żeby cię nie pocałować. Nie chcę abyś myślała, że pragnę tylko jednego. Jak się przerobisz na bóstwo, będziesz
musiała mnie zakuć, inaczej nie ręczę za siebie. – Ujął jej dłoń, delikatnie ją
pogładził czubkami palców patrząc jej głęboko w oczy, po czym wpił się w nią
zachłannie ustami. – Dobranoc.
- B-
branoc... – wyjąkała, ledwie trzymając się na nogach z wrażenia. Może Nirmal
dolał czegoś do herbaty i właśnie śniła? Dobrze, że płot był blisko, bo mogła
się o niego oprzeć. Nigdy by nie pomyślała, że całowanie dłoni może być takie podniecające.
Zawsze wydawało jej się to głupie i staroświeckie. Pomachała mu na pożegnanie.
- Co tak
stoisz jak słup soli? – usłyszała za sobą głos babci Klary i aż jęknęła w
duchu. – Ten koleś ma niezły bajer. Podoba mi się. Wygląda na gorący towar. –
Zachichotała niepoprawna staruszka.
-
Wyłączę jutro kablówkę. Te młodzieżowe seriale ci szkodzą. Zacznij się
posługiwać normalnym językiem! W twoim wieku nie wypada mówić takim wulgarnym
slangiem...
- Nudziaraa...!
Za parę lat zapiszesz się do kółka różańcowego, jak twoja matka...- Babcia
zadarła nos i ruszyła przodem. – A wiesz, widziałam na jednym portalu taką seksowną
bieliznę. Z futerkiem. Pokażę ci...
- Rany!
Pójdę mieszkać do Akademika! – Rodzina bywała naprawdę straszna. Po raz enty tego
dnia zarumieniła się po same uszy. Staruszka, oglądająca takie rzeczy w Internecie,
to było dla niej zbyt wiele. Może była za mało nowoczesna?
-
Akurat! Nie umiesz porządnie zrobić nawet jajecznicy. Umrzesz z głodu na
chińskich zupkach! – Odgryzła się natychmiast Klara. - Następnym razem, kiedy zobaczę tego seksownego rudzielca, spytam, czy umie gotować. Moja wnuczka nie będzie jadać byle czego!
- Powiem
matce, żeby odprawiła nad tobą egzorcyzmy! – Jeszcze tego brakowało, żeby najbardziej
pyskata część jej rodziny dopadła Bansiego. Biedak pewnie nigdy by jej już
nigdzie nie zaprosił.
***
Nirmal był bardzo zadowolony z przebiegu
kolacji. Miał nadzieję, że Lakshmanowi przeszło i zapomniał o swoich groźbach. Pokazał
mężowi jak powkładać naczynia do zmywarki. Ostatnio uczył go obsługiwać
wszystkie domowe urządzenia. Mężczyzna jednak posiadał, do tych jakby się
wydawało prostych czynności, prawdziwy antytalent. W dodatku za każdym razem
przejawiał prawdziwie dziecinną fascynację nową, migającą światełkami zabawką,
co zwykle kończyło się wyprawą do sklepu AGD, po nowe urządzenie. Nirmal zaczął
sprzątać ze stołu talerze, kiedy z kuchni dobiegł go okrzyk męża.
- Niech
to szlag...!
Zaniepokojony od razu pobiegł na miejsce wypadku. Dobrze znał niemądre pomysły
mężczyzny. Uważał, że jako władca wiedział lepiej i często próbował zrobić wszystko po
swojemu. Zazwyczaj kończyło się to prawdziwą katastrofą. Teraz stał na środku niemożliwie
upapranej kuchni i z obrażoną miną patrzył na mikser, sprawcę wszelkiego zła.
- Durna
maszyna! – Warknął Lakshman, ocierając twarz z lepkiego soku. - Zrobiłem jak mi pokazywałeś. Wrzuciłem owoce,
zamknąłem i nacisnąłem guzik, a to cholerstwo mnie opluło.
-
Ciekawe, co mu zrobiłeś? – Nirmal zajrzał do środka i natychmiast znalazł
przyczynę. – Zapomniałeś wyciągnąć pestki,
kiedy włączyłeś wybiły wieczko. Bądź zadowolony, że nie dostałeś w oko. – Podszedł
bliżej, wspiął się na palce i liznął go w policzek. – Poza tym całkiem smaczne,
moja ty brzoskwinko. – Zmieszany tym, co zrobił chciał się odsunąć, ale objęły
go silne ramiona.
- Czyli
to twoja wina, bo kiepsko mnie nauczyłeś! – Mąż biegle operował wyjątkowo
pokrętną logiką, egzamin na adwokata diabła z pewnością zdałby na szóstkę. Miał
jedną, prostą zasadę, cokolwiek by nie narozrabiał, zawsze winny był ktoś inny
i trzeba było z tego wyciągnąć jak największe korzyści.
- Ożesz ty...
przewrotny... – Nie dokończył, bo został przerzucony przez ramię i zaniesiony
do łazienki.
- Za
karę mnie umyjesz, tylko baardzo dokładnie. Skoro jesteś moim nauczycielem
powinieneś mi dawać dobry przykład, żeby
mi się potem znowu coś nie pomyliło. – Lakshman posadził swoją nieco skołowaną ofiarę na
pralce i zaczął ją powoli rozbierać, pieszcząc ustami delikatną skórę na twarzy.
Zabawa w dom przypadła mu do gustu bardziej, niż byłby skłonny się przyznać.
Zwłaszcza, że słodki głuptas patrzył na niego właśnie kompletnie
zahipnotyzowany, swoimi wielkimi, srebrnymi oczami. Oddychał coraz szybciej, a
zarumienione policzki i rozchylone wargi, wymownie świadczyły o jego emocjach.
– Nie oddam cię nikomu, dawno nie byłem taki szczęśliwy. W nocy nie mogę
zamknąć powiek, bo wydaje mi się, że każda chwila z tobą jest bezcenna i szkoda
mi czasu na sen. Szkoda, że nie możemy tutaj zostać na dłużej, z dala od
dworskich problemów. Chciałbym zrobić z tobą jeszcze tyle różnych rzeczy.
-
Och...- Nirmal nie wiedział co powiedzieć, nie spodziewał się takiego wyznania
z ust tego dumnego mężczyzny, który przez większość życia nie miał zupełnie
czasu na prywatne przyjemności. Zaangażowany zbytnio w sprawy Amalendu,
najczęściej kompletnie zapominał o sobie. Jego rozdygotane serce zalała fala radości.
Ryzykowny pomysł z miesiącem miodowym wśród ludzi okazał się całkiem trafny.
Chociaż na krótko miał męża tylko dla siebie. – Jesteś wszystkim czego
potrzebuję, nikt na świecie nie byłby w stanie cię zastąpić. – Ujął w dłonie
jego twarz i mocno pocałował w usta. - Hmn...
- Nawet nie wiedział, kiedy został rozebrany. Duże dłonie masowały jego plecy,
zbliżając się do pośladków. Pralka dostarczała mu dodatkowych bodźców łagodnie
wibrując pod nagimi udami. Rozsunął zapraszająco nogi. Źrenice Lakshmana na widok tak
hojnie ofiarowanych mu skarbów stały się niemal pionowe.
***
Balraj po przeczytaniu pamiętnika Immanel nie
mógł znaleźć sobie miejsca. Pragnął natychmiast podzielić się swoim odkryciem z
Nirmalem. Zobaczyć jego minę na informację, że zaszła pomyłka i to on, a nie
Lakshman był mu przeznaczony. Potrafiłby mu dać o wiele więcej, niż wiecznie
zapracowany władca Amalendu. Dla niego chłopak byłby najważniejszy, jemu
poświęciłby cały swój czas. Razem mogliby podróżować, kiedy tylko uwolniłby się
od tego przeklętego zamku. Z mocą jaką
dysponował młody książę nie powinno być to trudne. Rozłożył skrzydła i stanął
na samej krawędzi wyspy. Na dole było
już zupełnie ciemno. W widać było rozświetlony tysiącami neonów Kraków. Na
szczęście do domu chłopaka było dość blisko, mógł sobie więc pozwolić na małą
wycieczkę,bez większych konsekwencji ze strony pętającego go zaklęcia.
Przysiadł na parapecie okiennym i ostrożnie zajrzał do środka, jedynie w kuchni
paliło się światło. Zobaczył otwarte drzwi do łazienki i domyślił się, że
gospodarze są właśnie tam. Razem. Ta myśl niezbyt mu się spodobała. Przeskoczył
na znajdujące się w pobliżu drzewo. Małe okienko było uchylone, mógł więc nie
tylko obserwować, ale i słyszeć każde słowo zajętych sobą mężczyzn. Widział jak
Lakshman zaczyna dobierać się do Nirmala i miał nadzieję, że ten drugi ostro
zaprotestuje i odepchnie natręta. Spotkał go jednak srogi zawód.
- Chyba
nie masz zamiaru mnie tam pocałować? – Wyjęczał cały czerwony Nirmal, kiedy mąż
obsypujący go szczodrze pieszczotami dotarł do jego podbrzusza.
- A kto
mi zabroni? – Wyszczerzył zęby mężczyzna i spojrzał łakomie na dumnie prężącego
się członka, którego miał przed swoim nosem. -
Chyba nie będziesz okrutny i pozwolisz temu słodkiemu biedactwu na
odrobinę miziania.
- Ee...?
Wariacie, czy ty mówisz o moim penisie per,,
słodkie biedactwo” ? – Ledwo oddychał, gorący oddech na samym czubku
spowodował, że jego srebrne oczy całkiem się zamgliły.
Balraj
zazgrzytał zębami, chciał wskoczyć do środka, miotając zaklęcia i szarpiąc szponami,
odebrać swoją własność. To on powinien tam być i obdarzać pieszczotami to
smukłe, wyginające się w podniecający łuk ciało. To dla niego Nirmal powinien wydawać
te słodkie jęki. Mimo ogarniającej go wściekłości poczuł też falę pożądania,
jakiej nigdy wcześniej nie zaznał. Spodnie boleśnie wpiły się w nabrzmiewającego członka
demona. Omal nie spadł z gałęzi na której siedział. Owinął sztywne ramię wokół
pnia, nie mógł oderwać wzroku od rozgrywającej sie na jego oczach sceny. Nie miał
pojęcia, co się z nim dzieje, takie rzeczy nigdy nie robiły na nim zbytniego
wrażenia. W zamku był świadkiem niejednej podobnej akcji.
- Jesteś
taki ciasny. – Lakshman pchnął delikatnie chłopaka na plecy, uniósł jego nogi
wysoko i położył sobie na ramionach. Mimo przygotowania, w wąskim tunelu jego
ciała było niewiele miejsca, dlatego wchodził w niego bardzo powoli.
Balraj
patrzył na to z szeroko otwartymi oczami, przypominającymi dwa bezdenne wiry.
Zazdrość dławiła go w gardle, a podniecenie zaczęło sięgać zenitu. Ręka sama
powędrowała do krocza i mocno się na nim zacisnęła.
-
Nirmal...- jęknął, nie zdając sobie z tego sprawy. Chciał rzucić się naprzód, odepchnąć
rywala miażdżąc mu przy tym kark i sam zająć jego miejsce, a jednocześnie nie
potrafił ani drgnąć.
- Jest
taki gorący...rozgrzewasz mnie od środka...- słyszał dokładnie ochrypłe, zachęcające
okrzyki chłopaka. Widział szczupłe biodra poruszające się w coraz szybszym
rytmie, wyeksponowaną w geście uległości smukłą szyję. – Och... tak...Aaa...
Dłoń
demona także zaczęła się poruszać, spodnie opadły mu do kostek, krępując nogi.
Bordowy od napływającej krwi członek sączył pierwsze, perłowe krople. Oddychał
chrapliwie szarpany przez sprzeczne emocje.
-
Oddaj... tylko mój...- wydyszał, ale usłyszały go jedynie nocne ptaki. Wydawało
się, że powietrze wokół małego domku aż zgęstniało i zaczęło iskrzyć. W pełnej
napięcia ciszy słychać było jedynie jęki i postękiwania. Trzy istoty opętane
namiętnością, w dziwny sposób połączone przez los na tą krótką, ale jakże emocjonującą chwilę, szybko
zmierzały wprost na szczyt.
- Aa...-
Rozległo się z trzech par ust przeciągłe wycie, oznajmujące wyzwolenie z okowów
namiętności, która miotała ich ciałami, pogrążając umysły w rozkosznej mgle
zapomnienia.
Lakshman
i Nirmal ocknęli się wtuleni nawzajem w swoje ramiona. Przez kilka minut trwali
zupełnie nieruchomo, czerpiąc nawzajem przyjemność ze swojej obecności. Potem mężczyzna wziął na ręce ziewającego męża i wszedł z
nim pod prysznic, gdzie delikatnie zaczął zmywać z ich ciał lepkie plamy spermy
i brzoskwiniowego soku.
Balraj
miał zupełnie inny powrót do rzeczywistości. Po osiągnięciu gwałtownego
orgazmu, jego mięśnie rozluźniły się i spadł z drzewa. Na szczęście wylądował
na miękkiej murawie tłukąc sobie jedynie goły tyłek i drapiąc pośladki do krwi,
o niewielką gałązkę, co jak możemy się domyślać nie ustosunkowało go zbyt
przyjaźnie do otoczenia. Klnąc paskudnie pod nosem usiłował wyplątać się ze spodni.
- Muszę pozbyć się tego napalonego krwiopijcy.
Ma paskudny charakter, więc nie powinno to być trudne. – Liczył tu przede
wszystkim na dumę, ośli upór i zazdrość władcy o Nirmala. Miał zamiar skłócić parę
raz na zawsze, wtedy pojawiłby się on, wybawca i bohater. Powarkując pokuśtykał na piechotę do zamku,
ponieważ jego skrzydła niestety, też trochę ucierpiały. Oczywiście skorzystał z
dobrze znanej wampirom Windy Do Nieba.
.................................................................................................................................
ZUO - zło
AGD - artykuły gospodarstwa domowego
AGD - artykuły gospodarstwa domowego