Lakshman był nieco rozczarowany brakiem
zaufania swojego młodego małżonka. Mały niecierpliwiec nie rozumiał, że usiłował nadrobić zaległości
i uporządkować najważniejsze sprawy, aby potem mieli dla siebie więcej
czasu. Podczas gdy on ciężko pracował dla dobra Amalendu, ten zazdrosny
głuptas wyobrażał sobie nie wiadomo co, tylko dlatego, że kilku
nieznających swojego miejsca młodzieńców zbyt jawnie okazywało mu
zainteresowanie. Pozostał jeszcze problem nowych umiejętności chłopaka,
które stanowiły potencjalne zagrożenie i należało je jak najszybciej zbadać.
Namówił już nawet kilku znanych uczonych na konsultację. Obawiał się tylko,
jak na ich widok zareaguje porywczy mąż. Postanowił się tym jednak na razie nie przejmować i zająć się czymś znacznie przyjemniejszym. Skoro
Nirmal czuł się taki opuszczony i niedoceniany, kim on
był, żeby odmówić mu odrobiny uwagi. Postanowił pokonać zazdrośnika jego własną bronią. Poza tym możliwe, że zajęty
polityką rzeczywiście dopuścił, by niektórzy dworzanie zbytnio się z nim spoufalili.
Odnalazł męża w małej jadalni, gdzie razem z
personelem omawiał szczegóły mającego się odbyć niedługo urodzinowego balu.
Oczywiście siwowłosy ochmistrz zarządzający dworem i nadworny kucharz
zasypywali go dziesiątkami pytań. Na widok wchodzącego władcy wszyscy poderwali
się na równe nogi, po czym zgięli w głębokich ukłonach.
- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony książę. Lakshman
rzadko szukał jego towarzystwa w ciągu dnia bez ważnego
powodu. Wygładził niebieski kaftan przepasany szerokim, srebrnym pasem, podkreślającym jego
zgrabną sylwetkę i szare oczy.
- Mam sprawę niecierpiącą zwłoki! - Z drapieżnym uśmiechem
pociągnął go za rząd dużych palm, oddzielających
jadalnię od wypełnionych porcelaną kredensów. Zaskoczeni dworzanie
umilkli, nie wiedząc, co o tym myśleć. Nastawili jednak uszy, aby niczego nie
uronić z arcyciekawej rozmowy między małżonkami.
- Rodzice mają problemy? Mój boże, chyba nie Chandi...? -
Spojrzał uważnie na mężczyznę, który miał podejrzany wyraz twarzy. Gdyby nie
to, że obaj byli
właśnie w trakcie wypełniania obowiązków...
- Czuję się jakoś słabo, trochę mi duszno... - Lakshman odpiął kilka guzików czarnej koszuli tak, że widać było muskularną pierś, unoszącą się w niespokojnym oddechu. Całym ciałem
przyparł chłopaka do ściany, który wydał z siebie jedynie zaskoczony pisk.
- Oszalałeś, prawda? - Zaczerwienił się ogniście, nie potrafił jednak oderwać spojrzenia od jego
szyi. Oblizał spieczone wargi.
- Możliwe, że potrzebuję natychmiastowej reanimacji, najlepiej
metodą usta usta...
- Zgłupiałeś?! Obok siedzi cały sztab plotkarzy. - Usiłował odepchnąć drania, który właśnie wepchnął mu kolano między uda. - Puszcz...- Reszta
protestu utonęła w namiętnym pocałunku. Szorstkie od posługiwania się mieczem palce
gładziły jego policzek, a duża dłoń zacisnęła poufale na pośladkach. Łakome usta pożerały jego własne,
które po chwili ulegle się rozchyliły. Pożądliwy język wdarł się stanowczo do środka, zdobywając je śmiałym szturmem. Pod Nirmalem
ugięły się nogi, nie potrafił oprzeć się temu mężczyźnie, o czym ten
doskonale wiedział i bezwstydnie wykorzystywał swoją przewagę. Starał się ze wszystkich sił opanować, było to jednak
niewykonalne - zwłaszcza, że ostre zęby zaczęły z wielką wprawą kąsać jego dolną wargę.
- Mhm... Och...- zajęczał bezradnie. W tym momencie silne ramiona go
puściły, a napierające twarde ciało nieco się odsunęło.
- Reszta musi poczekać na dogodniejszą okazję, mój książę - zamruczał aksamitnym głosem Lakshman. W
złotych oczach lśniły psotne iskierki. Jego młodziutki mąż wyglądał jak wcielenie pokusy, ledwo udało mu
się oderwać od napuchniętych warg. Zostawił zamroczonego chłopaka, łapiącego właśnie drżące oddechy i z
uśmiechem zdobywcy wyszedł z jadalni, odprowadzany gorączkowymi
szeptami dworzan.
- Ty cholerny draniu... - warknął za nim Nirmal. Jego ciało nadal płonęło, a niektóre, co
wrażliwsze części zostały postawione w stan najwyższej gotowości. Obciągnął kaftan najniżej, jak mógł i usiłował oblec twarz w maskę obojętności. Stanowczym krokiem wyszedł
zza palm z zamiarem kontynuowania zebrania. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na
rozchichotanych dworzan, by jego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
- To ja... Yhy... Zaraz wracam....
- To ja... Yhy... Zaraz wracam....
***
Anka była zachwycona wycieczką. Miała
nieodparte wrażenie, że trafiła prosto do jednej ze swoich
ulubionych powieści fantasy. Świat Amalendu, pełen mrocznych tajemnic
oraz wręcz baśniowych istot sprawił, że mogła z czystym sumieniem
określić siebie jako idealnie, niemożliwie wręcz
szczęśliwą. Najchętniej zostałaby tu na zawsze, poznając nieznaną jej kulturę. Jedyną chmurą na jej pogodnym niebie był ten wredny kłamca, Bansi. Aż do
obiadu na własną rękę miała zwiedzać zamek, bo Nirmal był zajęty - gdziekolwiek
się nie udała, łaził za nią z miną skarconego szczeniaka. Rzucała mu groźne
spojrzenia i warczała, kiedy tylko próbował się do niej zbliżyć.
Dziewczyna, pragnąc odetchnąć świeżym powietrzem, wyszła na
zewnątrz i ruszyła wzdłuż muru, który wydawał się nie mieć końca. Słońce świeciło, jakby była
pełnia lata i chociaż w Krakowie panowała późna jesień, tutaj zupełnie się tego nie odczuwało.
Najwyraźniej wyspa miała inny klimat. Zaczęła przyglądać się czarnej, połyskliwej ścianie. Zwłaszcza
zafascynowały ją szkarłatne, nieco prześwitujące żyły, tworzące jakby pulsującą sieć, oplatającą cały pałac. Mogłaby przysiąc, że widziała krążącą w nich najprawdziwszą krew. Nie mogła się powstrzymać i zaczęła delikatnie wodzić palcem
wzdłuż nich, a potem lekko na nacisnęła.
- Nie rób tego! - krzyknął Bansi, który właśnie wyłonił się zza zakrętu. - To niebezpieczne!
- Nie będę słuchać oszusta! - Pokazała zdenerwowanemu
mężczyźnie język, żeby zrobić mu na złość, postukała w największą żyłę. To, co się zdarzyło ułamek sekundy później, postawiło jej wszystkie włosy na
głowie. Ręka dziewczyny zagłębiła się w murze aż po łokieć, który nagle przybrał strukturę gęstego kisielu. Poczuła, jak
nieznana siła ciągnie ją do środka w mroczną, najwyraźniej wrogą kipiel.
- Aaa... Ratunku! - zaczęła wrzeszczeć nieprzytomna ze strachu. Im mocniej się szarpała,
tym mocniej ją wciągało.
- Spokojnie, Pączku... - usłyszała za swoimi plecami znajomy głos, a silne
ramiona objęły ją w pasie i unieruchomiły. - Przestań się wyrywać i przeproś.
- Niby kogo? - Nigdy by nie przypuszczała, że jeszcze tak się kiedyś ucieszy na widok Bansi.
- Zamek oczywiście! Jeśli myślałaś też o mojej skromnej osobie, nie mam nic
przeciwko. - Wiedział, że znowu zarabia minusy, ale chciał ją nieco uspokoić. Wyglądała tak krucho
w porównaniu z potężnym pałacem. Poza tym doskonale wiedział, że ta cholerna kupa kamieni bywała
piekielnie złośliwa i niebezpieczna.
- Hm... - chrząknęła niepewnie dla dodania sobie odwagi. Niemądrym draniem
zajmie się później, doskonale wiedział, że nie znosi, kiedy ktoś nazywa ją pączkiem. Prosił się o bolesną nauczkę. - Panie Harash-Andrum,
bardzo przepraszam, nie chciałam się spoufalać. Jestem tutaj pierwszy raz. -
Próbowała delikatnie wyciągnąć rękę, ale piekielna breja trzymała bardzo
mocno. Zaczęła się bać od nowa. Czyżby miała tutaj zostać, aż ją odetną?
Bansi zauważył, że Anka znowu się trzęsie i sprawa zaczynała robić się poważna. Znał z własnego doświadczenia przypadki,
kiedy zamek wchłonął swoją ofiarę i nie puszczał, dopóki nie doprowadził jej na skraj śmierci. Pogłaskał dziewczynę uspokajająco po
rozwichrzonych włosach. Słyszał, jak gwałtownie bije jej serce. Nie miał pojęcia, co zrobić. W pobliżu nikt
się nie kręcił, a
on nie chciał jej zostawić samej. Spojrzał na bransoletkę, którą z pewnością dostała od Nirmala i doznał olśnienia. Wiedział, że pałac żywi do jego pana pewien sentyment i
pozwala mu na więcej, niż komukolwiek innemu.
- Chyba muszę iść po księcia - odezwał się głośno i westchnął - czeka mnie ciężki dzień. Na pewno
będzie wściekły, jak potraktowano jego najlepszą przyjaciółkę i wyładuje się na mnie.
- Och... - pisnęła zaskoczona dziewczyna, zauważając, że ucisk ustał i nareszcie była wolna. Na skutek
szarpnięcia zatoczyła się do tyłu. Na szczęście jej wierny rycerz
czuwał i nie pozwolił upaść. Ulga, którą poczuła, nie dała się z niczym porównać. Odwróciła się do swojego wybawcy, patrzącego na
nią z szerokim
uśmiechem.
- To między nami zgoda? Wybaczysz mi? - zapytał z nadzieją w głosie, natychmiast wykorzystując okazję.
- Dwadzieścia procent... - mruknęła, prostując dumnie plecy.
- Yy...?
- Anuluję dwadzieścia procent twoich grzeszków!
- Sześćdziesiąt! - Zbliżył się do niej i nawinął sobie na palec niesforny lok.
Pachniała jak zawsze wanilią. Może dlatego ta niesforna dziewczyna kojarzyła mu
się ze słodyczami.
- Nie bądź bezczelny! Trzydzieści i to. - Wspięła się na palce, błysnęła szelmowsko oczami
i musnęła jego usta swoimi.
- Ee...- Nie mógł wydusić z siebie niczego błyskotliwego. Słodkie
niczym dojrzałe poziomki wargi spowodowały kompletny zamęt w jego mózgu i
zawiesiły część procesów myślowych.
- Czy wszystkie wampiry są tak mało elokwentne? - Obróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem do
zamku. Sukienka w drobne kwiaty wirowała wokół jej zgrabnych nóg i opinała się obiecująco na krągłym tyłeczku.
Bansi przełknął ślinę.
- Z tymi wytrzeszczonymi oczami nie wyglądasz zbyt mądrze - rzuciła lekko, patrząc z rozbawieniem na ognisty rumieniec na twarzy mężczyzny.
- Z tymi wytrzeszczonymi oczami nie wyglądasz zbyt mądrze - rzuciła lekko, patrząc z rozbawieniem na ognisty rumieniec na twarzy mężczyzny.
***
Nirmal prawie przez cały dzień chodził czerwony. Szeroko komentowany stan
księcia korony był oczywiście winą władcy wampirów, który zmienił swoje zachowanie wobec niego o sto
osiemdziesiąt stopni. Bezczelnie przy tym twierdził, że robi to na wyraźne życzenie swojego ukochanego męża. Lakshman po przemyśleniu kilku kwestii przyznał chłopakowi rację i postanowił już nigdy nie dopuścić, by ukochany czuł się pominięty lub zaniedbywany. Polował więc na niego wytrwale w każdej
wolnej chwili, a kradzione pocałunki i pieszczoty zaczęły mu się coraz bardziej podobać. Życie w pałacu przestało być tak potwornie nudne i przewidywalne,
w jakimś stopniu zaczęło przypominać safari z podniecającą nagrodą w tle. Dworzanie połapali się, o co chodziło i mieli niezłą zabawę z obserwowania manewrów królewskiej
pary. Ich zachowanie przypominało dziecinną zabawę w kotka i myszkę, przy czym stanowczo to
Nirmal był rumieniącą się słodko myszką, pożeraną przy każdej okazji przez wygłodniałego
kota.
Kiedy to na stojącym w holu zegarze wybiła dziewiętnasta,
książę miał ochotę albo zabić tego wielkiego drania, albo oddać się mu na oczach wszystkich, najlepiej w
sali tronowej. Był jednym drżącym kłębkiem pożądania, ledwie
dwudziestoletnie ciało gwałtownie domagało się swoich praw. Wziął długi, ciepły prysznic, ubrany
jedynie w piżamę i szlafrok, ruszył do małego salonu, znajdującego się pomiędzy sypialniami małżonków,
gdzie chętnie spędzali razem wieczory przy płonącym kominku. Ze zdumieniem
zauważył siedzących sztywno na kanapie trzech szpakowatych mężczyzn, z których
mgliście kojarzył tylko jednego, będącego wybitnym znawcą demonów.
- Mamy jakieś zebranie? – zapytał, zawiązując dokładniej pasek.
Spoglądali na niego z zawodową ciekawością, jakby był wyjątkowo ciekawym okazem
laboratoryjnym. Wodzili wzrokiem po szczupłym ciele i chorej nodze, zaglądali w
oczy, aż miał nieodparte wrażenie, że zaraz podejdą i policzą mu zęby.
- Witamy Waszą Wysokość - odezwał się najstarszy z nich, wstając z kanapy i zginając się w przepisowym ukłonie. Pozostali
ruszyli jego śladem. - Król poprosił nas o konsultację w sprawie incydentu z ogniem. Mamy
nadzieję, że będziemy pomocni.
- Doskonale sobie radzę i nie widzę powodu, by zabierać wasz cenny czas – zaczął dyplomatycznie
Nirmal, choć tak naprawdę wściekł się na męża, że nie raczył go uprzedzić o tej wizycie. Liczył na namiętny wieczór pełen igraszek,
nie miał najmniejszej ochoty na bycie ofiarą jakichś eksperymentów. W dodatku od dziecka
panicznie bał się igieł, zastrzyków oraz wszystkiego, co się z tym wiązało. Bóg jeden wiedział, do czego byli zdolni ci wampirzy
uczeni i nie chciał tego sprawdzać na własnej skórze.
- Ale władca wyraźnie prosił...
- Niech sam się przebada, skoro taki ciekawy - warknął nieprzyjaźnie chłopak i szczelniej
zakrył się połami szlafroka. Poczuł, jak gorąco, kumulujące się gdzieś w okolicach brzucha, zaczyna
podchodzić mu do gardła. W ustach znowu miał dziwny
smak. W tym momencie drzwi się otworzyły i do salonu wszedł Lakshman.
- Wybaczcie spóźnienie. - Skinął z szacunkiem głową w
kierunku mężczyzn.
Wybrał najlepszych specjalistów, jakich znał,
miał do nich
zaufanie i ogromnie cenił wiedzę, którą dysponowali. - Usiądźcie -
rzucił rozkazująco, z zadowoleniem zauważając, że ton jego głodu podziałał również na Nirmala, który z obrażoną miną ulokował się w fotelu. Podszedł do niego, podniósł do góry i posadził sobie na kolanach. Chciał mieć pewność, że naburmuszony mąż nie zrobi niczego głupiego. Owinął ramiona wokół jego talii i otrzymał w odpowiedzi wyniosłe prychnięcie.
- Wy tu sobie podyskutujcie, a ja idę na telewizję. - Chłopak usiłował się wymknąć. Wydął buntowniczo dolną wargę niczym dziecko, które zamiast
ulubionego batonika dostało porcję tranu. Obecni w pokoju mężczyźni popatrzyli
na niego z rozbawieniem i pewną dozą rozczulenia, niczym ojcowie na psotnego,
krnąbrnego potomka.
- Zostajesz! Chcesz jeszcze raz zionąć na kogoś ogniem? Poprzednio miałeś szczęście,
bo wampir był zawodowym żołnierzem i trzymał w rękach tarczę. Gdyby nie te
sprzyjające okoliczności, zostałaby z niego jedynie kupka popiołu. Na pewno
chcesz przypadkiem spowodować w gniewie czyjąś śmierć? Musisz jakoś nauczyć się kontrolować te umiejętności. – Zauważył, jak pod wpływem jego słów twarz chłopaka
zaczyna się zmieniać. Po chwili, zawstydzony swoim
egoizmem, spuścił głowę.
- Przepraszam, zrobię co trzeba - szepnął, podnosząc nieśmiało
oczy na uczonych.
- Może najpierw się przedstawimy. Jestem Kazan, specjalista od
demonów, ten blondyn po lewej to Jorge - wielbiciel smoków, za to Mael
wykłada wampirzą magię na uniwersytecie. Na początek chcielibyśmy
cię obejrzeć.
Zwłaszcza znamię i wszystkie atuty ras, które posiadasz.
Czy mógłbyś, Wasza Wysokość, rozebrać się do bielizny? - Mężczyzna wskazał oczami na stojący w kącie parawan.
- No dobrze... - Nirmal wszedł za niego i po chwili pojawił się w samych bokserkach. Zażenowany
stanął między nimi i zaczęło się badanie. Nie opuścili żadnego fragmentu jego ciała, choć
kiedy powodowani ciekawością chcieli dotknąć łusek, zostali powstrzymani przez
stanowcze warknięcie Lakshmana, za które chłopak był mu niewymownie wdzięczny.
- Żadnego
dotykania! To mój mąż, a nie jakiś manekin!
Spory i dyskusje trwały dobre dwie godziny, podczas których książę to bladł, to czerwieniał w zależności od tego, gdzie
wędrowały wścibskie oczy. Odetchnął z ulgą, kiedy pozwolono mu wreszcie
założyć szlafrok. Kazan po chwili zastanowienia
wysnuł ostateczne wnioski.
- Masz w sobie, panie, krew trzech potężnych ras: wampirów, demonów i
smoków. Z tego powodu twoja moc jest bardzo niestabilna i trudna do
okiełznania. Nigdy nie będziesz w stanie z niej w pełni korzystać. W twoim
przypadku nadmiar talentów doprowadził do kompletnego zamieszania. Problem w tym, że twoje dzieciństwo upłynęło wśród
ludzi. Brak kontaktu z rodziną i jakiegokolwiek szkolenia okaleczył twoje
możliwości. Opracujemy metody, aby uratować, co się da z tego pogromu. Z pewnością będziemy w
stanie uczynić twoje życie spokojniejszym i bezpieczniejszym.
Potrzebujemy jednak trochę czasu, by się z tym wszystkim uporać. Można
powiedzieć, panie, że jesteś rodzajem wielokrotnie mieszanym - zażartował mężczyzna.
- Mam pytanie. - Nirmal lekko się zarumienił. - Jeśli będziemy mieć dzieci, jakie one będą?
- Żaden
najbardziej pokręcony bóg nie będzie w stanie powiedzieć, co otrzymają z tej szalonej mieszanki genów.
Jednym słowem nasz przyszły następca tronu będzie prawdziwym dzieckiem
niespodzianką. – Kazan uśmiechnął się do niego. - Ale czym byłoby nasze życie bez odrobiny hazardu?
***
Mijały dni, tygodnie, miesiące i Balraj
był coraz bardziej
zły. Tak misternie opracowany przez niego plan spalił na panewce. Mimo, że młode, atrakcyjne wampiry nadal
wypatrywały za Lakshmanem oczy, on zdawał się wcale ich nie zauważać, zupełnie jakby
byli niewidzialni. Za to uganiał się po pałacowych korytarzach za swoim młodziutkim mężem i
wykorzystywał każdą okazję, by go trochę pomolestować. Królewska para
wszystkie wolne chwile spędzała razem, tak więc szepty i plotki o rozpadzie ich
małżeństwa całkowicie ucichły, zastąpione pytaniami o potomka. Wszyscy się
ciekawili, kiedy książę wreszcie osiągnie pełną dojrzałość i zostanie brzemienny. Po tym co
wyczyniał ich władca, wyglądało na to, że nie będą musieli zbyt długo czekać na radosną nowinę. W tym zamku od setek lat nie
było słychać tupotu dziecięcych nóżek, wszyscy
niecierpliwie wyglądali tej chwili, kiedy usłyszą śmiech następcy tronu.
Demon ze swej strony prędzej upiłowałby własne rogi, swoją największą ozdobę, niż pozwolił na to, by
Lakshman go ubiegł. Skoro plan pogrążenia władcy upadł (czego wielce żałował, bo wydawał mu się najskuteczniejszy i
najbezpieczniejszy dla Nirmala), to trudno. Nie mógł jednak zasypiać gruszek w popiele, bo znając czułe serce
i lojalność chłopaka, jeśli faktycznie zajdzie w ciążę, demon straci całkowicie szansę na przekonanie go do siebie. Jedynym
wyjściem będzie wtedy przemoc, a tej wolałby uniknąć. Chciał, aby ofiarowany mu
towarzysz był z nim dobrowolnie, dlatego postanowił włączyć do nowego pomysłu Ismenę i przeciągnąć ją na swoją stronę. Jako biologiczna matka
Nirmala mogła mu pomóc w wielu sprawach.
Balraj za każdym razem, kiedy widział księcia w ramionach męża, co
ostatnio działo się nad wyraz często, wprost płonął z wściekłości. Wiele dałby za
wolność, mógłby wtedy wzorem prawdziwych demonów rzucić Lakshmanowi w twarz wyzwanie. Nie
było mu jednak dane walczyć ze swoim przeciwnikiem oko w oko. Musiał uciec się do podstępów, inaczej władca
wampirów rozdeptałby go niczym robaka. Postanowił wcielić w życie plan B, który był nieco bardziej ryzykowny i polegał na
dokładnie odwrotnej sytuacji, niż to sobie wcześniej umyślił. Mianowicie to
Nirmal miał być tym, który zdradzi męża i zostanie złapany na gorącym
uczynku. Musiał jednak zacząć ostrożnie i powoli, inaczej nikt nie
uwierzyłby w tę historyjkę. Opracował wszystko w
najmniejszych szczegółach i w końcu powrócił mu dobry humor. Tym razem musiało się udać - zniszczy to małżeństwo i w
nagrodę dostanie swojego towarzysza.
***
Była to jedna z wielu nocy, podczas których Chandi nerwowym
krokiem przemierzał puste korytarze. Od jakichś dwóch tygodni miał problemy ze snem. Ucinał sobie tylko krótkie drzemki.
Zaalarmowani medycy niewiele potrafili na to poradzić - zioła na elfa nie
działały, a silniejszych leków nie chcieli stosować ze względu na rosnące w jego łonie
dziecko. Wieszcz ze swojej strony uważał, że to wina pokaźnego brzucha, który nie
pozwalał wygodniej mu się ułożyć i dziwnego niepokoju, dręczącego go
przez cały czas. Często zdarzało się, że zdenerwowany Rajit budził się w środku nocy i widząc pusty materac, ruszał na poszukiwania snującego się po zamku męża. Przynosił zziębniętego
elfa na rękach, sadzał sobie na kolanach i okrywał ich obu ciepłym kocem, rozpalając przy
pomocy magii wygaszony kominek. Kołysał go w swoich ramionach, dopóki nie zasnął,
potem przekładał do łóżka, żeby mógł złapać godzinę czy dwie tak potrzebnego mu
snu.
Tej nocy wieszcz także wstał, nie mogąc
znaleźć sobie miejsca. Tym razem było jednak inaczej,
zaczął odczuwać napięcie w podbrzuszu, zaś chwilę potem pojawiły się pierwsze skurcze.
Zrobiło mu się niedobrze, nieznośny żołądek zaczął wirować. Podszedł do okna i otworzył je szeroko, by rześkie powietrze
nieco schłodziło jego rozpalone policzki. Mdłości minęły, ale kiedy się wyprostował, poczuł silny, opasujący ból, który
spowodował, że aż usiadł na dywanie. Zaraz potem zobaczył płynący mu po udach strumyczek żółtawej cieczy, który bez wątpienia
nie był moczem, gdyż brakowało mu charakterystycznego zapachu.
- Rajit! - zawołał w stronę pogrążonego w głębokim śnie męża. Prędzej obudziłby
marmurowy posąg w holu niż tego wampira. – Wstawaj, cholerny
krwiopijco! Dziecko w drodze! - wrzasnął, kiedy poczuł kolejny skurcz.
- Czy to już świt? Jakoś szybko. - Mężczyzna z trudem otworzył zaspane oczy. - Dlaczego siedzisz na
podłodze? Przeziębisz się.
- Dla rozrywki, głąbie! Rodzę tu sobie, bo lubię!- syknął elf, masując sobie brzuch, dobrze widoczny w
długiej, nocnej koszuli.
- Co?! Nie możesz! - Rajit wytrzeszczył na niego przerażone oczy.
- Nie mam zamiaru pytać cię, idioto, o pozwolenie! Na co ty czekasz?
Poślij po medyków i pomóż mi wstać! - Wampir dopiero teraz odzyskał zdolność ruchu. Wyskoczył gwałtownie z łóżka i wziął pojękującego męża na ręce. Położył go delikatnie na materacu i wcisnął pod plecy kilka poduszek, po czym
zadzwonił po służbę.
Tej nocy nikt w zamku nie spał. Przybyli medycy, a poród okazał się długi i ciężki, zarówno dla młodego ojca jak i dziecka. Dopiero, gdy zaczęło świtać, maleństwo zdecydowało się wyjść na świat. Rodzący został posadzony na specjalnym fotelu, który ułatwiał parcie, a bladego niczym duch Rajita wypędzono z sypialni, aby się czymś wzmocnił. Patrzenie na cierpienie Chandiego było ponad jego siły. Służące natychmiast podały mu filiżankę mocnej kawy zaprawianej koniakiem.
Tej nocy nikt w zamku nie spał. Przybyli medycy, a poród okazał się długi i ciężki, zarówno dla młodego ojca jak i dziecka. Dopiero, gdy zaczęło świtać, maleństwo zdecydowało się wyjść na świat. Rodzący został posadzony na specjalnym fotelu, który ułatwiał parcie, a bladego niczym duch Rajita wypędzono z sypialni, aby się czymś wzmocnił. Patrzenie na cierpienie Chandiego było ponad jego siły. Służące natychmiast podały mu filiżankę mocnej kawy zaprawianej koniakiem.
Elf parł z całych, wątłych już sił. Martwił się o maleństwo, które przestało się ruszać. Krzycząc z rozdzierającego
jego ciało bólu, wydał na świat swoje pierwsze dziecko. Medycy
natychmiast je pochwycili i odcięli sprawnie pępowinę, z zadowoleniem słuchając
energicznego pisku.
- Masz syna, panie - oznajmił elfi medyk. - Obmyjemy go i zaraz będziesz
mógł go po raz
pierwszy przytulić. - Delikatnie zaczął
obmywać letnią wodą z wód płodowych i krwi wiercące się maleństwo. Wampir w tym czasie
przygotowywał pieluszki i porcję odżywczych ziół dla młodego ojca.
- Jaki żywy urwis. - Uśmiechnął się na widok wymachującego energicznie
nóżkami noworodka. Podszedł bliżej i nagle zbladł. - Spójrz! - rzucił do kolegi po fachu.
- Na wszystkich bogów! Biedna kruszynka! - Na ten dramatyczny okrzyk Chandi
uniósł się gwałtownie na fotelu. Jego serce zaczęło
gwałtownie bić, niemal podchodząc mu do gardła, a blade czoło oblał zimny pot. Od połowy ciąży przeczuwał, że coś było nie w porządku, ale nikt go nie
słuchał. Zaczął szczękać zębami, zdjęty panicznym lękiem,
ledwo potrafił skupić myśli.
- Pokażcie mi go! Natychmiast podajcie mi mojego synka!
..........................................................................................................
betowała Kiyami
Nieee!!! Czemu w takim momencie?! Przecież ja teraz nie będę o niczym innym myśleć tylko o maleństwie i o tym co mu dolega :( nieee jak mogłaś
OdpowiedzUsuńPoza tym czy ten demon nie może się wreszcie odczepić od Nirmala ? Raaany wkurzający gość :P
Ale rozdział i tak mi się podobał. Czekam już na następny rozdział ( mam nadzieję że doczekam się go szybko <3 )
Pozdrawiam OfeliaRose
Na początek: dobrze, że jest nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńNastępnie: jaki Lakshman zrobił się namiętny... Świetnie!
I Balraj. Mógłby już odpuścić. Skrzywdzi Nirmala swoim zachowaniem. Ten jego plan jest dziecinny i mam nadzieje, że mu się nie uda.
I ostatnie: jak mogłaś przerwać w takim momencie. Coś nie tak z maleństwem?! Bo raczej nie ma bliźniaków, nie? Wyczuliby to.
Mam nadzieję, że szybko dasz nowy rozdział.
Pozdrawiam!
Ten cały Balraj mnie wkurza. Niech da spokój zakochańcom ;D
OdpowiedzUsuńSzybko następny rozdział, proszę. Bo teraz nie myślę już o niczym, tylko o tym, co jest maleństwu ;(
Wenyy
O ku... nie w takim momencie ������
OdpowiedzUsuńDawno nie komentowałam, nie mam kompletnie czasu. Uwielbiam Twoje opowiadania, a już w szczególności właśnie to powyższe. Kocham Lakshmana zwłaszcza, że wreszcie zajął się Nirmalem. Biedak przez swoje kalectwo czuje się nie pewnie i potrzebuje więcej uwagi ze strony małżonka. Ciesze się, że Chandi urodził. Szkoda mi tylko, że z dzidziusiem jest coś nie tak. Mam pewne podejrzenia. Poczekam do następnej notki i zobaczę czy miałam rację.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny. Kasia.
Cooooooo tylko nie w takim momencie, co się stało z synkiem Chandiego???
OdpowiedzUsuńBalraj ty idioto zostaw Nirmala w spokoju!!!
Dużo weny
Pozdrawiam
Witam,
OdpowiedzUsuńoch cudowny rozdział, Lankshman zmienił całkowicie swoje zachowanie, o nie, nie nie chce aby Balraj im zaszkodził.... haha Bansi i podstęp, że książę będzie nie zadowolony, że zamek jego przyjaciółkę uwięził się udał, juz częściowo zostało mu przebaczone...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
W końcu udało mi się wszystko nadrobić.
OdpowiedzUsuńWspaniałe rozdziały a ile się w nich działo. Ciekawe jak demon zamierza wcielić w życie ten swój plan,bo wątpię że Nirmal zdradzi męża z własnej woli. Co się stało z tym maluszkiem?
Podoba mi się wprowadzenie Anki, lubię tą postać i oby było jej jak najwięcej.
Może władcy uda się jeszcze na jakiś czas oderwać od obowiązków? Bo królewska para razem jest zabawna i słodka.
Trzy potężne rasy w jednym małym chłopcu zaskoczyłaś mnie.Ciekawi mnie teraz wygląd księcia bo łuski ciekawe ciekawe.
Zazdrość przy badaniu elfa pierwsza klasa.
Już czekam na kolejną notkę.
Dużo dużo weny i jak zawsze zapraszam do siebie :)
Jak mogłaś przerwać w takim momęcie?
OdpowiedzUsuńCo z dzieckiem?
Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o tym opowiadaniu, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńDuo weny:)
Pozdrawiam :)