Nirmal zaciągnął
opierającego się nieco Rajita do teleportu znajdującego się w pałacowym parku.
Całą drogę liczył po cichu kostki brukowe, którymi wyłożona była alejka bojąc
się, że w końcu mężczyźnie uda się go całkowicie wyprowadzić z równowagi, a
ponieważ słabo panował nad swoją magią, przerobi go na kupkę dymiącego popiołu.
Wątpił czy mały Hiral podziękowałby mu za zamienienie co prawda wybrakowanego,
ale jednak ojca, w śmierdzący kopczyk. Cholerny wampir nie pomagał ani trochę,
szedł zamyślony coraz wolniej i wolniej, każdy nawet najstarszy żółw byłby od
niego szybszy.
- Przestań się ociągać! – warknął w końcu, będąc już na
skraju wytrzymałości.
- On mnie nie wpuści do domu… - zaprotestował cicho Rajit. –
Nienawidzi mnie.
- I czyjaż to wina drogi panie? Trudno mieć jakieś pozytywne
uczucia do osoby nazywającej syna pustookim potworem! – Stanęli obaj na pokrytej
runami , metalowej płycie. Krótkie szarpnięcie, paskudne uczucie wirowania i
byli już na mazurskiej wyspie.
- Chciałem dobrze. – Mężczyzna stanął pod furtką do ogrodu i
przyglądał się z niedowierzaniem zaopuszczonemu domowi w kształcie statku. Jak jego
pedantyczny mąż mógł wolec tą ruderę od wygodnego, przestronnego zamku? –
Sądziłem, że mały jest całkowicie upośledzony. Oddałbym go do Przytuliska, tam
miałby opiekę. On i tak nie poczułby różnicy, a Chandi nie musiałby cierpieć,
patrząc codziennie na chore dziecko bez przyszłości.
- Rzecz w tym, że ty tak naprawdę myślałeś tylko o sobie i
swojej wygodzie! Taki spadkobierca to dla ciebie powód do wstydu! Nawet nie
wziąłeś na ręce i nie przytuliłeś maleństwa! Nie zainteresowałeś się jego
stanem zdrowia, nie wezwałeś specjalisty, który sprawdziłby jak można mu pomóc!
Zostawiłeś swojego cierpiącego męża, by sam borykał się z problemem! – Chłopak nie
zdawał sobie sprawy jak bardzo podniósł głos. Swoim krzykiem wypłoszył prawie
wszystkie ptaki w okolicy, spanikowane wzbiły się w powietrze z furkotem
skrzydeł. A tak bardzo obiecywał sobie
zachować spokój.
- Masz rację. – Zagryzł wargi. – Przestraszyłem się. Po raz
pierwszy w życiu przestraszyłem się tak bardzo, że kompletnie straciłem
rozsądek i zachowałem jak tchórz. Chciałem, aby problem zniknął, zamiast stawić
mu czoło. – Niespodziewanie oczy zaszły mu łzami. Upadł na kolana w wysokiej
trawie, rosnącej tuż za płotem. – Ja… Ja
nie potrafię bez niego żyć…
- Zaczynasz mówić z sensem. – Nirmalowi zrobiło się go żal.
Kucnął obok idioty, który własnoręcznie doprowadził do ruiny swoje i nie tylko
swoje życie. – Zachowaj się w końcu jak mężczyzna! Chandiego możesz zdobyć na
powrót jedynie szczerością i czynami. Wykaż empatię wobec synka. Poznaj go,
jest strasznie słodki.
- Naprawdę powinienem tam iść? – Rajit podniósł głowę , a w
jego oczach zabłysła nadzieja. Nirmal znał jego męża jak nikt inny, skoro
twierdził, że ma szansę, być może coś w tym było. – Chyba ktoś inny byłby dla
elfa lepszym mężem? Pokochałby też Hirala. – Nadal miał wątpliwości.
- Z pewnością jest wielu lepszych od ciebie. Nawet Lakshman
ma do niego słabość. – Nirmial był bezlitosny. Temu facetowi należało rąbać brutalną
prawdę między oczy bez żadnych upiększeń, a trochę strachu dobrze mu zrobi. –
Niestety wieszcz, zupełnie nie pojmuję dlaczego, wybrał właśnie tępego
barbarzyńcę z klanu Corragion! Wstawaj! – Szarpnął go za ramię. Nieco chwiejnym
krokiem, niczym dwaj pijacy powracający z libacji, opierając się o siebie
ramionami, ruszyli w stronę domu.
- Nie wiem co mam powiedzieć. Nie jestem przygotowany na
taką poważną rozmowę. – Czym bliżej drzwi tym mężczyzna był mnie pewny siebie.
- Przede wszystkim nie wychylaj się, jak masz powiedzieć coś
durnego lepiej milcz. Chandi dobrze cię zna i będzie wiedział kiedy kręcisz. –
Zatrzymali się pod samymi drzwiami. – I jeszcze jedno. Hirala nawet nie próbuj
oczarować i traktować jak przeciętne dziecko. Wyczuje każdy fałsz. Ma szereg
niezwykłych darów, o których nie masz bladego pojęcia.
- Tak jest generale… - westchnął Rajit. Wyglądało na to, że
czekała go droga przez mękę. Mimo wszystko, cieszył się, że zobaczy znowu męża.
Chciał też dokładniej przyjrzeć się maluchowi, bo podczas święta nie miał do
tego zbytnio okazji. Zauważył jedynie, że był do niego nieco podobny.
***
Lakshman mając u
boku kilkunastu gwardzistów przeszukiwał Strażnicę, będącą średniowiecznym
zamkiem otoczonym fosą ze zwodzonym mostem. Oczywiście unosiła się na latającej
wyspie dziesięć kilometrów za Katowicami dobrze ukryta przed ludzkimi oczyma. Wcześniej
był tutaj zaledwie kilka razy. Zacisnął szczęki. Wszędzie walały się
zakrwawione trupy stacjonującego tutaj garnizonu, atak bandy Thanisa przetrwała
jedynie garstka. Z tego większość ciężko ranna została natychmiast przewieziona
do Domu Zdrowia znajdującego się w stolicy. Ci którzy mogli mówić twierdzili,
że napastikom chodziło o spoczywający w krypcie artefakt, pozwalający nurkować
głęboko w wodach oceanu. Teraz w dobie łodzi podwodnych został zupełnie
zapomniany. Król wampirów zachodził w głowę, po jakie licho zbuntowanym
wampirom maska do nurkowania. Dlaczego ryzykowali z jej powodu życie?
- Czy ktoś słyszał o czym rozmawiali? – zapytał kulejącego
kwatermistrza, idącego właśnie przez plac zamkowy w kierunku kuchni.
- Coś tam gadali o Trójkącie Bermudzkim i nowej bazie. Mieli
gdzieś w pobliżu ukryty statek. – Staruszek rozmasował sobie potłuczone udo, z
trudem ukrywając drżenie rąk. Klan Orgolinon sporo mu zapłacił za wprowadzenie
władcy w błąd. Mieli też w brudnych łapach jego żonę jako zakładniczkę.
- Dziwne, że się z tym nie kryli.
- Po pierwsze oni mnie nie widzieli, ukryłem się w beczce.
Poza tym chyba mieli zamiar nas wszystkich pozabijać. Przeszkodziła im kapitan
Sara, która przyjechała tutaj jak co tydzień, spotkać się z bratem. Wezwała
posiłki i musieli uciekać.
- Masz rację. – Gdyby
nie znał tego mężczyzny od jakiś dwustu lat, sądziłby, że coś kręci. Jego oczy
patrzyły w jeden punkt, co chwilę rozcierał niespokojnie ręce. – Zostawię tutaj
swoich ludzi, by pomogli w pochówku.
- Postaramy się, by był godny ich poświęcenia. –
Kwatermistrz odetchnął z ulgą. Bał się zazwyczaj bardzo podejrzliwego Lakshmana,
ale wszystko przebiegło nadspodziewanie gładko. Pewnie dlatego, że jego myśli
zajęte były czymś, albo raczej kimś zupełnie innym. Bandyci idealnie wybrali
czas.
- Powinieneś przejść już na emeryturę. – Machnął na
pożegnanie ręką mężczyźnie. Nawet jeśli nie powiedział do końca prawdy, to i
tak warto było sprawdzić każdy ślad. Nie miał zbytnio ochoty płynąć tak daleko,
zwłaszcza, że jego młody mąż miał okres płodny i nie wiadomo jakie pomysły
przyjdą mu do głowy. W dodatku to był jego pierwszy raz, pewnie nie bardzo
wiedział jak sobie radzić z buzującymi hormonami. Poza tym Nirmal lubił wtrącać się do
wszystkiego i wszystkich, z tego powodu często popadał w poważne kłopoty.
Niestety był nie tylko mężem, ale i królem Amalendu. Należało zaprowadzić ład i
skończyć z buntownikami.
- Lobes z Zorbe do mnie! Reszta zostaje w Strażnicy! –
Zawołał dwóch najbardziej zaufanych ludzi. – Musimy dorwać Tanisha za wszelką
cenę!
Nie miał pojęcia, że tym razem cena pokoju będzie naprawdę
wysoka i to on będzie musiał ją zapłacić. Nad Amalendem zebrały się ciemne
chmury.
Już tylko we trójkę
weszli na płytę teleportacyjną. Wylądowali na jednej z niewielkich wysp
koralowych, gdzie czekała na nich szybka łódź podwodna. Lakshman wysłał jeszcze
wiadomość do kapitan Sary, że jego wyjazd się przedłuży, ponieważ ścigają na
oceanie Thanisa. Z powodu zakłóceń łączności, charakterystycznych dla tego
rejonu, będą się raczej rzadko komunikować.
***
Chandi w rozpiętej
do pasa niebieskiej koszuli siedział w pokoju synka na bujanym fotelu i kołysał
go do snu. Obaj otuleni miękką, wełnianą chustą, drzemali w promieniach
zachodzącego słońca. Hiral co chwilę ssał leniwie różowy sutek, który był
najlepszym środkiem usypiającym, z jakim spotkał się do tej pory elf. Chłopczyk
nie był bynajmniej głodny, po prostu jak każdy maluch lubił być tulony oraz
uwielbiał słuchać spokojnego rytmu serca taty. Czerwonawy blask rozświetlał
jasne, długie po pośladki włosy, tworząc wokół głowy i sylwetki mężczyzny
niezwykłą poświatę. Pachniały żywicą tlące się w kominku polana drewna. Taki właśnie
swojski, chwytający za serce obrazek zobaczył wchodzący do pokoju Rajit.
Zatrzymał się cicho na progu, chłonąc go całym sobą.
- Nie blokuj wejścia! – warknął za jego plecami Nirmal. Ten
facet nie zasłużył na żadne przyjemności. Może dobrze się stało, że zobaczył
tych dwoje razem, niech wie co stracił.
- Sądziłem, że przyjdziecie później. – Chandi ostrożnie
wstał z synkiem w ramionach, delikatnie wyciągnął z jego buzi sutek, którego
maluch nie chciał za bardzo wypuścić. Podał przyjacielowi śpiącego łobuziaka.
- Wie co dobre – zachichotał cicho Nirmal. – Kiedy podrośnie
cały dwór padnie mu do stóp. I zawróci w głowach.. mm… hyy..- Zarumieniony elf
zatkał mu usta porwaną ze stołu kiścią winogron i szybko pozapinał guziki
koszuli. Rajit rozsądnie milczał, pożerając wzrokiem smukłe ciało męża.
- Zostań z Hiralem, my przejdziemy do kuchni. – Zmierzył
zimnym spojrzeniem stojącego na korytarzu wampira. – Przestań się ślinić, to
obrzydliwe!
- Witaj – głos Rajita lekko zadrżał. Przepełniające go
emocje były zbyt silne. – Wspaniale wyglądasz.
- Ach te komplementy, są strasznie nudne kiedy się ich tak
często słucha – ziewnął wieszcz i skinął na męża, niczym król na swojego
poddanego. Potulnie poszedł za nim, trzymając się dwa kroki z tyłu.
- Nie gap się mi na tyłek! – Zatrzymał się tak gwałtownie,
że mężczyzna omal nie rozbił sobie nosa o jego potylicę. - Czyżbyś nadal był na
diecie? Zabrakło chętnych do pocieszenia porzuconego przez złego elfa
biedactwa?
- Dobrze wiesz, że pragnę jedynie ciebie. – Trzymając się za
poturbowaną twarz wyminął prychającego wieszcza. Nie było sensu się z nim
sprzeczać, kiedy był w takim nastroju.– Gdzie jest herbata? – Rozejrzał się po
przestronnej, tradycyjnie umeblowanej kuchni.
- Siadaj, nie rządź się w moim domu! – Włączył elektryczny
czajnik. Postawił na stole dwie filiżanki w różyczki i słoiczek z miodem.
Pokroił cytrynę w plasterki.
- Co robisz? – Rajit nigdy nie widział, by ktoś w ten sposób
przyrządzał herbatę. Zapachniało ziołami i korzennymi ciasteczkami. Chandi w
falbaniastym fartuszku krzątał się po pomieszczeniu. Westchnął głośno. Chciał
tu zostać, chciał tu zostać na zawsze. Nie ważne ile mysz i pająków będzie
musiał stąd wypędzić. Gotów był nawet własnoręcznie wykosić zaopuszczony ogród.
- Nie waż się kręcić nosem, najpierw spróbuj. – Nasypał do
filiżanek odrobinę aromatycznych wiórków. Zalał je wrzątkiem. Kiedy napój
nabrał ciemnej barwy wrzucił cytrynę i po łyżce miodu. – Zamieszaj.
- Mhm… Dobre…
- Więc możesz już się wynosić! – Chandi siedział naprzeciwko
z dumnie zadartą głową i mierzył go pogardliwym spojrzeniem.
- Wiem, że jesteś zły i żadne przeprosiny nie pomogą.
Zachowałem się jak idiota. Niestety nie mogę cofnąć czasu. – Spróbował ująć go
za rękę, ale ostre, idealnie wypiłowane paznokcie ozdobione fantazyjne
diamentowym szlaczkiem, natychmiast pokazały do czego są zdolne. Zostawiły na
jego dłoni głębokie, krwawe ślady. – Aaah…
- Trzymaj parszywe łapska przy sobie bo nie ręczę za siebie!
– Syknął elf, po kociemu mrużąc oczy. – Sprawa jest prosta. Przychodzisz raz w
tygodniu, karmisz Hirala i won! Kwadrans powinien ci zupełnie wystarczyć.
- To za krótko. Mam prawo częściej widywać małego. – Rajit
starał się zachować spokój. Drażnienie rozzłoszczonego elfa było naprawdę
niebezpieczne.
- Instynkt ojcowski spadł ci na łeb? – zapytał z przesadną słodyczą.
- Nie… Najpewniej Lakshman wygłosił ognistą pogadankę na temat twoich
obowiązków.
- Proszę, posłuchaj mnie spokojnie choć przez chwilę. Bądźże
rozsądny.
- Dlaczego ja mam być rozsądny? Ty jakoś nie musiałeś! –
Chandi wyraźnie chciał się kłócić i całkiem nieźle mu wychodziło.
- Myślę, że karmienie powinno odbywać się w zamku Corragion.
Nie przerywaj. – Ich spojrzenia starły się gwałtownie, mógłby przysiąc , że
granatowe oczy męża ciskały iskry. – Chcę oficjalnie uznać Hirala, a ponieważ
jestem przywódcą muszę to zrobić w obecności całego klanu.
- Za to ja niczego nie muszę. – Wieszcz podniósł drwiąco
brwi. – Może nie chcę by miał takiego ojca jak ty! Lepiej jak pozostaniecie w
stosunkach dawca – biorca. Nie pozwolę, abyś pomiatał moim synkiem, ze względu
na jego kalectwo. To samo dotyczy twoich podwładnych.
- Ale kochanie zrozum…- wyrwało się Rajitowi.
- Wrrr…- doszedł go uroczy komentarz elfa.
- Skoro chcę uznać chłopca to znaczy, że akceptuję go ze
wszystkimi wadami i zaletami. Moi ludzie byli w tym wypadku o wiele mądrzejsi
ode mnie, od początku ciosali mi kołki na głowie, abym przywiózł was z powrotem
do zamku.
- Nie ma mowy. Nasz związek już nie istnieje, nie zamieszkam
z tobą pod jednym dachem. Wystąpię o rozwód i tym razem poszukam sobie partnera
głową nie sercem. – Nawinął na palec długie pasmo, spoglądając na mężczyznę
wojowniczo. –Może poproszę Lakshmana o pomoc.
- Ani się waż! – ryknął Rajit, wstając gwałtownie krzesła.
Łyżeczka z brzękiem spadła ze stołu. – Tylko nie ten cholerny krwiopijca! Niech
się zajmie swoim mężem! Jesteś mój!
- A to dobre! – Na twarzy elfa wykwitł szeroki, słodziuteńki
uśmiech. Rozpiął nawet dwa guziki pod szyją. – Nie ufasz swojemu przyjacielowi?
Ciekawe dlaczego?
- Robisz to specjalnie prawda? – Mężczyzna usiadł na powrót
na krześle i pociągnął łyk herbaty. Musiał nad sobą zapanować. Jak ten cholerny
piękniś dobrze go znał. Wbijał mu szpilę za szpilą z okrutna precyzją.
- Lubię patrzyć jak się wijesz i czołgasz! To właściwa
pozycja dla robala.
- No dobra, poużywałeś sobie skarbie.
- Phhhy…- Słysząc to wyniosłe prychnięcie teraz to on się
uśmiechnął. Musiał wykazać się sprytem, inaczej ten łobuz zje go na kolację i wypluje
guziki. Miał w zanadrzu kilka poważnych argumentów, które dobrze sobie przemyślał.
- A zastanowiłeś się nad waszym bezpieczeństwem? – Zaczął od
nowa negocjacje. – Tanish i paru innych łajdaków są na wolności. Mnie
nienawidzą z racji poglądów i piastowanego stanowiska. Mogą również skrzywdzić
ciebie, bądź Hirala.
- O tym nie pomyślałem. – Elfowi zrzedła mina. Wyspa
znajdowała się na odludziu. Nie mógł tutaj w razie ataku liczyć na żadną pomoc.
Zatrudnienie jakiś ochroniarzy na tak małej przestrzeni nie miało sensu.
Potykali by się tylko o siebie. – Zastanowię się na tym, syn jest dla mnie
najważniejszy. Dostałeś jakieś ostrzeżenie? – zapytał zaniepokojony.
- Nie – nie miał zamiaru okłamywać wieszcza – ale to bardzo
prawdopodobne. Napadnięto na Strażnicę, nie widomo kto lub co będzie następnym
celem. Nie znamy ich planów.
- Przyjdę jutro do Zamku Corragion. Nakarmisz Hirala i
porozmawiamy jeszcze raz. Idź już, jestem zmęczony. – Wstał i ruszył do drzwi.
- Chandi…
- Czego znowu?
- Wiesz, że cię kocham prawda? – Włożył w to jedno proste
zdanie całą swoją miłość.
- Każ z takiego kochania psu buty uszyć! – Parsknął
mężczyzna, obrócił się na pięcie i już go nie było. W głowie mu się nie
mieściło, że ten dureń śmiał wyskoczyć z takim wyznaniem po tym wszystkim co
zrobił.
***
Nirmal bardzo późno
wrócił do pałacu. Długo jeszcze pocieszał i uspokajał rozdygotanego
przyjaciela, będącego w nader bojowym nastroju. Uważał jednak, że Rajit miał
rację. Hiral powinien wychowywać się w pełnej rodzinie razem ze swoim klanem.
Obaj mężczyźni ze względu na synka powinni dążyć do porozumienia, a przynajmniej
rozejmu. W tej chwili w Amalendzie rzeczywiście było niebezpiecznie, sam spałby
o wiele spokojniej, gdyby uparty wieszcz zamieszkał, przynajmniej na jakiś
czas, z mężem. Skoro ten twierdził, że chce uznać syna, to warto było dać mu
szansę. Wyglądało na to, ze przemyślał sobie sporo spraw i nareszcie dojrzał do
ojcostwa. Decyzja jednak należała do Chandiego, a on z pewnością tak łatwo mu
nie wybaczy.
Sypialnia bez
Lakshmana wydała się strasznie pusta, a łóżko zbyt duże i strasznie zimne.
Wziął szybki prysznic, ubrał najcieplejszą piżamę i rzucił się z rozpędu na materac. Wtulił
twarz w poduszkę. Pachniała mężczyzną, jego mężczyzną. Poczuł gwałtowny
przypływ pożądania, spodnie zrobiły się zbyt ciasne. Dawno tego nie robili. Cholerny
czas płodny. Głupie hormony mieszały mu w głowie. Od kilku dni miał ochotę kochać
się po kilkanaście razy dziennie. Teraz z kolei zrobiło mu się gorąco. Wkrótce
obie części nocnego stroju leżały na dywanie. Alisa z cichym szelestem skrzydeł
zleciała z szafy i usiadła na ramie łóżka.
- Iiich…? – Zaskrzeczała pytająco.
- Nic mi nie jest! Nie bądź taka ciekawska moja panno.
Jestem sam i mogę sobie spać na golasa. – Nirmal nie wiadomo czemu poczuł
potrzebę wytłumaczenia się ze swojego stanu nietoperzowi. – I wcale nie
wąchałem poduszki! – Poczerwieniał na twarzy.
- Yhiihi! – Ta kudłata wredota wyraźnie się z niego
natrząsała.
- Nie tęsknię za nim! Nie jestem dzieckiem, potrafię się
sobą zająć! – Nadął się, ale w głębi duszy wiedział, że to nieprawda. Chciał się
wtulić w szeroką pierś męża i kochać z nim do utraty tchu. Pokazał język Alisie
i zanurkował pod kołdrę. Kręcił się i wiercił jeszcze bardzo długo, zanim
zmorzył go sen.
,, …Słyszał jak zegar
na wieży wybija północ. Otworzył oczy, nadal leżał w małżeńskim łożu. Było
zupełnie ciemno, świecący przez okno księżyc w pełni dawał bardzo skąpe
światło. Usłyszał jakby stłumiony pisk Alisy, a potem ciche kroki na dywanie.
- Kto tutaj jest? –
Zaniepokojony podniósł głowę. Potężna, dobrze znana sylwetka zarysowała się na
tle ściany. – Już wróciłeś? To wspaniale. – Wyciągnął do męża ramiona
zapominając, że był całkiem nagi. Ten piżmowy zapach, taki upajający. Zapragnął
go mocno, mocniej niż kiedykolwiek przedtem. Wszystkie wcześniejsze
postanowienia odleciały gdzieś hen daleko.
- Mój głuptasek…- głos
mężczyzny zabrzmiał nieco wyżej niż zazwyczaj, prawdopodobnie z emocji. Często
tak go czule nazywał, kiedy zostawali sami.
- Tak się cieszę,
chodź do mnie. – Widział jak Lakshman specjalnie się ociągając zrzuca powoli
kolejne części garderoby. Uwielbiał jego mocne, wspaniale wyrzeźbione ciało.
Pochylił się, chwycił za brzeg kołdry i jednym szarpnięciem zrzucił ją na podłogę,
odkrywając go całego. Leżał na plecach z szeroko rozrzuconymi nogami.
- Nie powinniśmy…-
Jakieś resztki rozsądku błąkały się jeszcze po jego przyćmionym pożądaniem
umyśle. Nagle wydał się sobie strasznie rozpustny, zawstydzony, zakrył swojego
wzwiedzionego członka rękami. Duże, szorstkie dłonie szybko odwiodły go od tego
pomysłu. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale chciwe, łakome wargi zakryły jego
rozchylone usta. Lakshman był równie spragniony co on, a może nawet bardziej. Ani
na moment nie pozwalał mu odetchnąć, pomyśleć. Długie palce drżały, wędrując po
jego ciele. Rozpalał go umiejętnie, nie szczędząc pieszczot i czułości. Zazwyczaj
lubił szeptać w łóżku sprośności i patrzeć jak młody mąż rumieni się z
zażenowania. Tym razem było zupełnie inaczej, nie odezwał się już ani słowem,
czynami dowodząc swojej miłości. Kochał się z nim zapamiętale, zupełnie jakby
to był ich pierwszy raz. Kiedy w końcu wszedł w niego silnym, prawie brutalnym
pchnięciem, Nirmal był już tylko bezwolną, uległą kukiełką w jego sprawnych rękach,
zupełnie obezwładnioną pożądaniem. Krzyczał za każdym celnym uderzeniem. Kiedy
ostre zęby zagłębiły się w jego gardle, szczytował tak mocno i długo, że
pociemniało mu w oczach. Opadli obaj na prześcieradła rozgrzane ich
przepełnionymi namiętnością ciałami.
- Myślisz, że
zrobiliśmy małego wampirka? – Udało się jeszcze sennie wymruczeć Nirmalowi. Na
swoje pytanie nie otrzymał jednak odpowiedzi…”
Dawno nie spał tak dobrze. Pełen szczęścia uśmiech nie
schodził mu z twarzy. Nie miał najmniejszej ochoty otwierać oczu, choć słyszał
krzątającego się po sypialni lokaja. Głupi Bansi znowu budził go o świcie i na
pewno zaraz zacznie ględzić o obowiązkach. Pomacał ręką miejsce obok, niestety
było puste i zimne.
- Czas wstawać Wasza Wysokość! – Marudnemu tonowi mężczyzny
towarzyszyło otwarcie okna i rozsunięcie zasłon. Słońce zaświeciło chłopakowi
prosto w twarz.
- Król jest w łazience? – zapytał z nadzieją w głosie.
Wspólny prysznic osłodziłby mu poranne wstawanie i na pewno pomógłby na oblały
tyłek. Chandi jak nic będzie się niego nabijał, że tak szybko się poddał. Ta
noc była jednak tego warta.
- Znowu pan siedział do rana na Internecie? Potem ciska się gromy
na biednego lokaja. Król ściga nadal Tanisha. Zapomniał pan? – Położył na łóżku
szlafrok i dyskretnie się odwrócił. – Alisa nie przyleciała na śniadanie.
- To faktycznie dziwne, może łakomczucha znalazła sobie coś
smacznego w pałacowej kuchni. Znowu kucharki będą narzekać. – Zaczął się
ślamazarnie ubierać. – A miałem taki piękny sen. Mogłeś jeszcze trochę poczekać
niezdaro!
- Już południe! Za chwilę przyjdzie kapitan Sara. Mieliście
omówić przyjazd pana sióstr na ferie zimowe.
- Dobrze już dobrze. Przygotuj mi kąpiel. – Nirmal usiadł na
łóżku i poczuł pieczenie w wiadomym miejscu. Skoro śnił, to dlaczego odczuwał
fizyczne skutki? Czyżby ogłupiony hormonami sam sobie cos zrobił? A może to jednak
coś innego? W jego serce wkradł się niepokój.
Barlaj podszył się pod Lakshmana :( i wykorzystał ogupiałego hormonami Nirmala ? W ten sposób zaowocuje łono :( Nie chce wiedzieć co zrobi Lakshman i Nirmal jak prawda wyjdzie na jaw :) Chociaż nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;) Mam także nadzieje że Barlaj nic nie zrobił nietoperką :) I ostatecznie wyszstko dobrze się ułoży :)
OdpowiedzUsuńJezusiu... Boski rozdział *0* uwielbiam malca jest słodkim łobuzem i nie dziwie sie ze Nirmal nie chce dzieci xd
OdpowiedzUsuńUwielbiam ich... Khe khe ^^ omg... Sec w snie a potem jego objawy?=/ bedzie źle sie działo x.x
Weny!!!=3
Yaoistka^^
Cudo chce jeszcze;)
OdpowiedzUsuńI się przespał z obcym facetem. Nawet nie zauważył, że to nie jego mąż i inaczej całuje. Mam nadzieje, że szybko zajdzie i wyda się od razu, że to nie Lakshmana dziecko i wyrzuci Nirmska albo go .....
OdpowiedzUsuńDlaczego ma go wyrzucac albo... Zabijac? Przeciez to nie wina Nirmala, ze Balraj zrobil cos takiego.
UsuńDamian ma rację. Poza tym Balraj przybrał postać Lakshmana, nawet głos i zauważ niektóre nawyki. On wszystko zaplanował, to nie było spontaniczne działanie. Wziął pod uwagę wszystkie okoliczności, w tym również ogłupienie pierwszym okresem płodnym.
UsuńŚwietne to było! Tak długo czekałam! Jak ja kocham Chandiago! Jego charakterek jest niepowtarzalny hehe chcę go więcej. No świetnie pozbyli się Lakshmana i co teraz? Jeśli to nie był sen i KTOŚ zrobił Nirmalowi dziecko!!!??? Jak on to przeżyje? A jego mąż!? Kurcze, niech oni mają w końcu święty spokój! Tyle się nacierpieli i nadenerwowali! Strega, dlaczego to robisz?! Stwórz w końcu szczęśliwe zakończenie!
OdpowiedzUsuńDużo weny Strega!
Onieonieonieonie! Czemu? Dlaczego mi to robisz ;-; Jak dla mnie Nirmal się już dość nacierpiał, nie możesz mu odpuścić? Cieszę się, że w końcu coś ruszyło w sprawie Chandi'ego i Rajita, ale reszta mnie po prostu smuci i ja nie wiem, czy będę mogła to dalej czytać, jak Nirlamowi stanie się coś złego, a na to się zapowiada... Wiem, że praktycznie wszystkie Twoje historie się kończą dobrze, więc nadal mam nadzieję, że to też się tak skończy :T Dużo weny, więcej czasu, mniej problemów życzę! :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńTaijt i Chansi i ich rozmowa boska, o nie, o nie, jeśli odczówa jakieś skutki to znaczy, że to nie byłsen, co za demon, nie lubiłam go już wcześniej teraz to jeszcze bardziej nie lubię po tym co zrobił... oby Nimrial nie zaszefł wciąże, a Lankshan ma szybko wracać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
A właściwie to jak nazywa się ród z którego pochodzi Lakshman ? Chodzi mi o nazwe jego dynastii.Są takie klany jak Orgolion,Mentrios itd. ale nie ma napisane że Lakshman należy do jednego z nich.Więc wnioskuje że jest jakiś oddzielny ród który rządził Amalendem(?)przez tysiące lat.No chyba że Lakshman wcale nie pochodzi z Amalendu tylko zjawił się tam kiedyś a dzięki sile i mądrości został królem.
OdpowiedzUsuńBoże głupi demon zrobi coś nieetycznego w stosunku do Nirmala to go wykastruje bez znieczulenia tempem nożem i nie pozwole by zemdlał. Następnie zatrzymam krwotok zostawiając małą lecz na jakiś żyłach dobrze ukrwionych randkę i będę pilnować by krwawiła. Potem przy wiąże do łużka i każe jakiemuś sadyście go gwałcić aż do jego usranej śmierci.
OdpowiedzUsuńMyślę że dość jasno wyraziłam swoje emocje, a teraz dobranoc bo jest 2 w nocy
Pozdrawiam
Azusa
Doskonale wyraziłaś swoje emocje. Miałabym jednak maleńką radę. Nie zostawiaj swojej ,,randki” na ,,jakiś żyłach dobrze ukrwionych” chyba , że chodzisz z wampirem niedojdą, który sobie nie potrafi zorganizować kolacji. Większość facetów to bardzo wrażliwe stworzenie, mała ranka= wielki stres ( Ratunku! Nie stój tak, wezwij pogotowie, wykrwawiam się! Pożegnaj ode mnie mojego xboksa i pająka )ewentualnie śmierć z wrażenia na miejscu.
UsuńTo oczywiście tylko żart, przeskoczyła ci literka. Pozdrawiam.:))