Rozdział dedykuję Loui, która często dzielnie towarzyszy mi
podczas pisania. Gdyby nie ona, niejeden rozdział wyszedłby o wiele później.
Nirmal, ze względu na swoje kalectwo, nie miał zbyt dużych szans na ucieczkę, ale ponieważ wynajęty dom był dosłownie kilka kroków dalej, po drugiej stronie ulicy, miał jednak nadzieję, że uda mu się dobiec do drzwi i zabarykadować się w którejś z sypialni, zanim dopadnie go mąż. W pośpiechu zapomniał jednak o pewnym maleńkim szczególe – klucz tkwił w kieszeni Lakshmana, który podjął się kilka dni wcześniej niewielkiego remontu mieszkania i zaopatrzenia go we wszystkie niezbędne rzeczy. Chłopak przypomniał sobie o tym dopiero wtedy, gdy zdyszany zatrzymał się przed progiem.
Nirmal, ze względu na swoje kalectwo, nie miał zbyt dużych szans na ucieczkę, ale ponieważ wynajęty dom był dosłownie kilka kroków dalej, po drugiej stronie ulicy, miał jednak nadzieję, że uda mu się dobiec do drzwi i zabarykadować się w którejś z sypialni, zanim dopadnie go mąż. W pośpiechu zapomniał jednak o pewnym maleńkim szczególe – klucz tkwił w kieszeni Lakshmana, który podjął się kilka dni wcześniej niewielkiego remontu mieszkania i zaopatrzenia go we wszystkie niezbędne rzeczy. Chłopak przypomniał sobie o tym dopiero wtedy, gdy zdyszany zatrzymał się przed progiem.
- Ale ze mnie ciołek! – jęknął i pacnął się w czoło.
- Mam cię! – Warknął wprost w jego szyję mężczyzna i objął
silnymi ramionami w pasie kompletnie unieruchamiając. Zadrżał, czując ciepły
oddech na wrażliwej skórze. – Boisz się robaczku? A może masz ochotę na małe co
nieco?
- Nie... – Miało zabrzmieć stanowczo, a wyszedł żałosny
pisk spanikowanej myszy, którą właśnie dopadł kot. Zaczął wić się gwałtownie, aby uwolnić się od szeroko uśmiechniętego drania,
mającego prawdopodobnie jakieś niecne zamiary. Niestety to była nader nierówna walka z góry skazana na przegraną. Mężczyzna stał za nim z miną wilka, któremu
trafił się wyjątkowo smakowity Czerwony Kapturek.
- Kłamiesz drogi książę. – Porwał na ręce miotającego się
głuptasa, otworzył drzwi i przeniósł przez próg. – Czy nie tak robią ludzie po
ślubie?
- Ludzie? – Nie zrozumiał Nirmal. – Gdzie ty tu widzisz
jakiś ludzi? – Próbował ponownie zaprotestować. – Aaa...! – Miauknął bezradnie,
ponieważ wielka łapa złapała go za pośladek i lekko ścisnęła. – Puszczaj!
- Masz zadanie do wykonania. – Mężczyzna wszedł ze swoją
ofiarą do kuchni i postawił ją na podłodze. Miał ochotę pocałować wydęte z
oburzenia usta, ale się powstrzymał. Usiadł na taborecie, zdjął koszulę, a
potem niedbale rzucił ją na ziemię. Przeciągnął się niczym duży kot, prężąc
potężne mięśnie pod śniadą skórą i spojrzał z rozbawieniem na coraz bardziej czerwoną
twarz męża. – Bierz się do roboty. Czyżby widok mojego idealnego ciała
tak tobą wstrząsnął, że zupełnie zaniemówiłeś? – Posłał mu złośliwy uśmieszek.
Na plecach, piersiach, a nawet o zgrozo brzuchu mężczyzny widać było powbijane
drobne kolce.
- Nie dotknę cię nawet jednym palcem! Idź do lekarza! –
Chłopak zrobił krok do tyłu i skrzyżował ramiona w obronnym geście. Nie bał się
bynajmniej tego zarozumiałego drania, tylko samego siebie i tego co mógłby
zrobić, gdyby znalazł się zbyt blisko tego żywego posągu.
- Tchórz! – Spojrzał prowokująco w speszone oczy Nirmala.
Doskonale zdawał sobie sprawę ze słabości dzielnego wojaka i bezwstydnie ją
wykorzystywał. – Zobacz. – Wziął go za rękę i położył w miejscu, gdzie mocno
biło jego serce. – Należy do ciebie, jak i cała reszta. – Uśmiechnął się, bo
szczupła dłoń bezwiednie pogładziła napiętą skórę. – Przecież tego chcesz.
- Na pewno nie! – Wyrwał drżącą rękę, wypiął dumnie pierś i
sięgnął do apteczki z medykamentami. Wyciągnął wodę utlenioną, gaziki i pęsetę.
– To tylko góra przerośniętych muskułów! – Dodał lekceważąco, jakby chcąc
przekonać samego siebie, że nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego.
- To może moja krew tak cię odrzuca? – Pytanie zostało
rzucone aksamitnym głosem.
- Ee...? – Oczy chłopaka same powędrowały wzdłuż torsu
mężczyzny, którym właśnie wędrowała sobie wyjątkowo kusząco wyglądająca kropla
krwi. Taka szkarłatna, pulchna i pięknie pachnąca tworzyła zawiły szlaczek na
lśniącej w sztucznym świetle skórze. – Jak będziesz tyle gadał, to nie skończę
tego do północy! – Tupnął nogą dla dodania sobie odwagi. -Tarzaliście się w tych
krzakach czy coś?! – Uszczypnął się w ramię i przywołał do porządku.
- Przypominam ci, że zostałem poszkodowany na twoje
życzenie, więc masz obowiązek opatrzyć moje wojenne rany. – Rozparł się
wygodnie na krześle. Ze swoimi złotymi, wygłodniałymi oczami i potężną sylwetką
przypominał przyczajonego przed atakiem smoka, usiłującego ogłupić biedną
ofiarę, aby sama rzuciła się w jego paszczę.
- To się nie ruszaj, bo przy okazji wyciągania kolców mogę
wyrwać coś jeszcze. – Pogroził mu Nirmal, który podszedł do niego uzbrojony w
pęsetę i płyn do dezynfekcji.
- Nie zapomnij pocałować każdego miejsca, wtedy lepiej się
goi. – Wyszczerzył lśniąco białe zęby. – W końcu cierpię z twojej winy! –
Skrzywił się jak po zjedzeniu cytryny, kiedy chłopak zaczął manipulować przy
jego torsie.
- Niech żyją! - Zapiszczała Bronia, pstryknęła palcami i z
sufitu zaczął padać prawdziwy deszcz polnych kwiatów. Pokryły wielobarwnym, pachnącym kobiercem
całą kaplicę, zmieniając jej surowe wnętrze w mały raj.
- Boli? – Zrobiło mu się głupio, bo rzeczywiście namówił
mężczyzn do całej akcji, nie za bardzo myśląc o konsekwencjach.
- Baardzo! Dlatego potrzebuję znieczulenia! – Starał się ze
wszystkich sił wyglądać na wyjątkowo cierpiącego. Niestety słodki głuptas
był niemożliwie wręcz uparty, choć na szczęście podatny na sugestię. – Aaa...- zajęczał, aby dodać odrobinę dramatyzmu.
- Przepraszam... – Natychmiast przyłożył usta do krwawiącego
miejsca. Nie mógł się jednak powstrzymać i delikatnie zlizał kilka kropli, które
wyciekły po wyciągnięciu małego kolca. – To nowy sposób dezynfekowania i
łagodzenia bólu, gdzieś o tym czytałem! – Starał się zrobić uczoną minę, ale
średnio mu to wyszło, zwłaszcza, że nogi zrobiły się dziwnie miękkie.
- Kontynuuj. – Ledwo się powstrzymał, by go nie przyciągnąć
do siebie. – Powinieneś opatentować tą metodę, działa rewelacyjnie.
- Yhy... – Nirmal z coraz bardziej skołowaną miną wyciągał kolejne
kolce. Bliskość męża działała na niego niczym rozpylony w powietrzu narkotyk.
Każdy kolejny całus stawał się dłuższy i bardziej namiętny. – Ostatni?! – W jego głosie zamiast radości ze skończenia niewdzięcznego zajęcia, zabrzmiał jakby smutek. Spojrzał tęsknie na lśniącą skórę, nie mógł od niej jakoś oderwać
wzroku. Nieznośne nogi wrosły w podłogę i nie chciały go zupełnie posłuchać.
- Chyba powinienem podziękować? – Odezwał się nieco ochryple Lakshman. Delikatnie ujął drżącą rękę chłopaka i pocałował każdy
zaciśnięty kurczowo palec, a kiedy się tylko rozwarły wpił się rozpalonymi ustami w
dłoń.
- Och... ja muszę...- wyszeptał.
- Nie, to ja muszę bardziej się postarać. – Chwycił chłopaka w ramiona i posadził na swoich kolanach. – Jesteś naprawdę uroczą pielęgniarką,
dlatego mam zamiar bardzo gorąco ci podziękować. – Wziął w posiadanie jego
wargi, które natychmiast zapraszająco się rozchyliły. Nirmal obrócił się
przodem i objął go w pasie nogami. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że lgnie do
niego niczym pszczoła do ula. Wnętrze jego ust było słodsze od najlepszego
miodu i działało niesamowicie uzależniająco. Im więcej się go próbowało, tym
głód stawał się większy. Całowali się długo i namiętnie, niemal do utraty tchu.
Kiedy chłopak zupełnie już zapomniał o całym świecie i swoich postanowieniach,
został nagle stanowczo odsunięty i postawiony na podłodze. – Chyba powinniśmy zwiedzić
swój nowy dom? – Lakshman trzymał za ramiona chwiejącego się męża.
- Co...? – Nadal nie bardzo kontaktował.
- Powiedz, że jestem mistrzem, dobrze całuję i chcesz
jeszcze. – Jedna z dłoni zsunęła się na pośladki i pieszczotliwie je
pogładziła.
- Chyba ci się coś przyśniło?! – prychnął oburzony,
odzyskując powoli zdrowy rozsądek. – Zabieraj łapska i przestań mnie obśliniać!
– Osunął się, zrobił tył zwrot i dumnym
krokiem wymaszerował z kuchni, ratując resztki godności jakie mu pozostały.
Musiał się wziąć w garść, bo inaczej nici ze szkolenia tego tyrana.
***
Chandi ze
zdumieniem stwierdził, że przenieśli się razem z kotem do jakiejś nie znanej mu
kaplicy. Musiała być bardzo stara, pewnie pamiętała jeszcze wyprawy krzyżowe.
Miała niesamowicie grube mury i niewielkie okna, umieszczone pod samym sufitem. Panował w niej półmrok
rozświetlany jedynie kilkoma płonącymi świecami oraz łuczywami. Pod ścianą na
wprost wejścia stał ołtarz, nakryty nieskazitelnie białym obrusem, poświęcony nie
znanemu mu bóstwu. Na nim zobaczył piękny, złoty kielich używany od wieków przez wampiry do ślubnych ceremonii, cały pokryty starożytnymi
runami, niektóre z nich mógł nawet odczytać.
,, Niech słowo kocham z twych ust usłyszę
Niech się w sercu wyryje, a w myślach zapisze”
Tym podobne złote myśli oplatały go od podstawy aż po
brzegi, tworząc wspaniały, szkarłatny ornament. Z bocznej nawy wyszedł siwowłosy, lekko przygarbiony wampir
i obrzucił przybyłych bystrym wzrokiem, zupełnie nie pasującym do jego sylwetki.
- Czego tutaj szukacie? Świątynia od wieków jest zamknięta.
- Nie szkodzi. Jesteś kapłanem i możesz nam udzielić ślubu, prawda? – zapytał Rajit, mocno ściskając dłoń elfa, żeby mu czasem coś głupiego
nie przyszło do głowy. Kot grzecznie usiadł w bocznej nawie, obserwując
wszystko z zaciekawieniem. Pachniało całkiem przyjemnie kwiatami i tłuściutkimi
myszkami.
- Nie macie świadka – odezwał się staruszek, najwyraźniej
niezbyt skłonny do współpracy. – Poza tym czy dobrze to przemyślałeś? On jest
obcy! – Wskazał na Chandiego.
- Na pewno się ktoś znajdzie. – Mężczyzna usiłował zachować
spokój i nie dać się sprowokować do awantury. Bał się, że jeśli nie wezmą ślubu natychmiast elf się znowu rozmyśli. – Nie czytujesz gazet? Wyszła nowa ustawa,
nadająca wszystkim mieszkańcom Amalendu równe prawa. Możesz więc bez problemu
nas połączyć.
- Czekaj! Nie kłamiesz?! – Staruszek nagle się ożywił i
rozbłysły mu oczy. Odwrócił się gwałtownie w stronę ściany, na której wisiał
gobelin przedstawiający jakąś bitwę. Zamachał rękami i z jakby wprost z muru wyłoniła się śliczna dziewczyna. Miała rude włosy, oczy całe czarne, bez
zaznaczonych źrenic i małe, kręte różki wystające figlarnie spośród rdzawych loków. Wyglądała na mieszankę co najmniej trzech ras.
– Bronia nie gap się na gości, tylko śmigaj do tego Wynalazku Belzebuba po ,,Królewskiego Szmatławca".
– Bronia nie gap się na gości, tylko śmigaj do tego Wynalazku Belzebuba po ,,Królewskiego Szmatławca".
- Dziadku, zachowuj się – pogroziła mężczyźnie. – Jemu chodzi
o pobliski supermarket, gdzie można kupić ,,Wiadomości z Pałacu”. - Dodała tonem wyjaśnienia. - Będę za moment.
– Rozłożyła wielkie, pokryte jadowymi kolcami skrzydła, machnęła zakończonym puszystą
kitką ogonem i już jej nie było. Wyfrunęła przez drzwi z szybkością błyskawicy.
- To moja wnuczka, zuch dziewucha. Tyle, że okropnie pyskata
– odezwał się staruszek do nieco oszołomionego Rajita. – Jeśli mówisz prawdę, udzielę
wam sakramentu za darmo. Od wielu lat musiałem ukrywać to dziecko, teraz będzie
wolne.
Dosłownie po dziesięciu minutach wróciła dziewczyna z
naręczem gazet. Podskakując z ekscytacji rzuciła je dziadkowi. Rozłożyła jedną i
zaczęła czytać promieniejąc niczym słoneczko.
- Jutro pojadę do Galerii na zakupy i zapiszę się do
Akademii. Ciekawe, co powie Komendant na mój widok? – zachichotała i okręciła
się na palcach lekka niczym chmurka. – Potrzebuję pieniędzy, nie mogę wyglądać
jak żebraczka! – zwróciła się do dziadka, który udawał, że tego nie słyszy.
- To może my sobie pójdziemy? Nie chcemy przeszkadzać –
odezwał się nagle Chandi. Nie był pewny swojej decyzji, znowu miał atak przedślubnej paniki i każdy pretekst do
ucieczki był dla niego dobry. Kochał tego wampira, ale czy potrafiłby być dla
niego dobrym mężem? Nie otrzymał zbyt wiele czasu by sobie wszystko poukładać i przemyśleć, a nie miał w zwyczaju podejmować pochopnie ważnych decyzji.
- Pewnie... pewnie... – Staruszek pomachał na niego ręką.
- Dziadku! – Tupnęła nogą dziewczyna. - Przecież oni będą mieć
kruszynkę! – Spojrzała miękko na brzuch elfa, który natychmiast osłonił go
dłońmi w odruchowym, obronnym geście.
- Nie każdy ma takie przewiercające wszystko ślepia! – Bronił
się speszony mężczyzna. - Skoro tak, to zaczynamy! Podejdźcie bliżej. – Ustawił
na środku ołtarza kielich i wyjął z szuflady wielką, bogato zdobioną księgę
oprawioną w zieloną, najwyraźniej smoczą skórę. – Podajcie sobie ręce. - Rajit
ujął drżącą dłoń wieszcza i zajrzał mu głęboko w błękitne oczy. W tym jednym,
prostym geście i spojrzeniu było tyle miłości, że elfa opuściły wszelkie
wątpliwości. Zrozumiał, że ten mężczyzna był mu naprawdę przeznaczony.
- Ja Rajit z Klanu Coraggion biorę sobie ciebie Chandi za
męża i ślubuję cię kochać aż do śmierci. Moja dusza, ciało i wszelkie dobra
należą do ciebie.
- Ja Chandi biorę sobie ciebie Rajicie za męża i ślubuję kochać
aż do śmierci. Moja dusza, ciało i wszelkie dobra należą do ciebie.
- Teraz odsłońcie sobie nawzajem nadgarstki i podejdźcie do
ołtarza. – Delikatnie pchnął do przodu zapatrzonych w siebie mężczyzn, którzy
zupełnie zapomnieli po co tu przyszli. Byli już w swoim świecie, gdzie nikt
obcy nie miał dostępu. – Teraz najważniejsza część ceremonii. - Podał sztylet
Rajitowi. Mężczyzna ostrożnie naciął skórę elfa i upuścił kilka kropel do
naczynia.
- Twoja krew jest moją krwią, teraz i na wieki. – Identyczny
gest uczynił wieszcz, powtarzając słowo w słowo starożytną formułkę.
- Odtąd jesteście jednością! – Głos staruszka zabrzmiał
niczym grom w pustej kaplicy. Szkarłatna ciecz w kielichu zawirowała i
rozbłysła tysiącem maleńkich iskierek. – Pijcie i bądźcie szczęśliwi! – Podał naczynie
młodym małżonkom, którzy dzieląc się sprawiedliwie spożyli wszystko do
ostatniej kropelki.
- Teraz jeszcze wasze imiona. – Kapłan otworzył księgę i
wręczył Rajitowi gęsie, mocno zaostrzone pióro, jakimi posługiwano się
przed wiekami. Mężczyzna ukłuł się nim w palec i złożył podpis własną krwią, to
samo zrobili elf i dziewczyna. Ledwo skończyli Bronia i dziadek zaczęli
sprzeczkę od nowa.
- Dziewuchy są od garów i rodzenia dzieci! Po jakie licho ci
ta nauka? Nie dam na nią ani złotówki! – burczał kapłan, któremu na myśl o rozstaniu z wnuczką zrobiło się markotno.
- W Akademii złapię lepszego męża – zauważyła rozsądnie
dziewczyna, dobrze znając słabości staruszka i jego marzenia o gromadce wnuków. – Uczą się tam synowie z
najlepszych rodzin.
- A dużo potrzebujesz tych pieniędzy?
- Chyba nie chcesz, by twoja wnuczka przyniosła ci wstyd co? –
Dziadek miał zazwyczaj węża w kieszeni, ale jeśli chodzi o dobro rodziny bywał
naprawdę hojny.
Chandi oparł głowę
na ramieniu wampira i wtulił się ufnie w jego bok. Mężczyźni z rozbawieniem przyglądali się zażartej sprzeczce. Było widać, że tych dwoje bardzo się lubiło, jedno za drugim skończyłoby w ogień. Zżerała ich też ciekawość jakim cudem staruszek wszedł w związek z pół demonem.
- Chyba im przeszkadzamy drogi mężu – Rajit ujął go ponownie
za rękę. To słowo tak pięknie zadźwięczało w jego uszach. Wyszli przed
kaplicę, stojąca w bujnym, dzikim ogrodzie na jednej z latających wysp. Drzewa
nad ich głowami tworzyły zielony baldachim przez który przeświecało zachodzące słońce, łaskocząc
ich po twarzach. – Nie wydaje ci się, że o czymś zapomnieliśmy? - Zatrzymał się i
odwrócił wieszcza do siebie.
- Nie sądzę. - Pokręcił przewrotnie jasną głową, choć dobrze
wiedział, o co chodziło mężczyźnie.
- Nie daj się prosić, to na szczęście – Rajit objął go w
pasie, pieszczotliwie gładząc końcami palców zarumieniony z emocji policzek.
- Jesteśmy w publicznym miejscu. – Elfy nie były skłonne do
okazywania uczuć poza swoim domem i Chandi nie był tu wyjątkiem..
- Gdzie ty widzisz tutaj publiczność? Chyba, że on się liczy!
– Wskazał na małego jeża dzielnie przedzierającego się przez wysoką trawę i taszczącego
dorodne jabłko.
- Musisz postawić na swoim co? - Wspiął się na palce
i obdarzył, nie spodziewającego się takiego gestu wampira, czułym całusem.
- Teraz ja! – Zaborczo zawładnął miękkimi wargami. Były
jeszcze wspanialsze niż je zapamiętał. Smakowały lasem, ukrytymi w cieniu
fiołkami i miłością, o jakiej zawsze marzył. Delektował się nimi powoli, przedłużając
w nieskończoność słodką chwilę. Od dzisiejszego dnia będą szli przez życie
razem, wychowując swoje dzieci i ciesząc się każdą sekundą, jaką darowali im hojni
bogowie. Elf oddawał swoje usta bez najmniejszego protestu. Dotarł w końcu do bezpiecznej przystani. Dwa języki splotły
się w pełnym pasji tańcu. Zarzucił męzowi ręce na szyję i zaczął się o niego
ocierać, mrucząc z zadowolenia.
- Wolałbym nie robić tego tutaj, gdzieś w trawie grasuje ten
kolczasty koleżka. – Spojrzał wymownie na zaskoczonego jego oświadczeniem Rajita.
- I będziemy szaleć do białego rana? – Nawet nie
usiłował ukryć rozpierającego go entuzjazmu.
- Trochę kultury, dziecko cię słucha! – Twarz Chandiego
zrobiła się czerwona jak zachodzące słońce.
- No to co, niech się młody uczy. Będzie miał jak znalazł,
kiedy sobie kogoś wyhaczy!
- Co to za paskudny slang?!
- Zawsze możesz zatkać mi usta- zaproponował, mrużąc szelmowsko
oczy.
- Doskonały pomysł. – Wpił się pożądliwie w twarde wargi, wykrzywione
właśnie w łobuzerskim uśmiechu. Z pobliskiego drzewa obserwował ich kot, nie mający
pojęcia, co ci dwaj właściwie robią. Na wszelki wypadek, gdyby jednak gdzieś się wybierali, zszedł na ziemię,.
ooooh Dziękuję za ładną dedykację. Wzruszyłam się :)
OdpowiedzUsuńRozdział piękny, wzruszający. Nirmal jest słodkim głuptasem a lakshman bardzo podoba mi się jako mąż. :) ślub cudowny :) dzięki naprawdę.
Ojjjjjjjjjjjjjjj... Sceny z Lakshmanem i Nirmalem są zawsze przesłodkie i nie mogę się doczekać, kiedy w końcu zadzieje się coś więcej, w końcu książę powinien mieć następcę... I Chandi z Rajitem w końcu wzięli ślub, jestem w niebie <3
OdpowiedzUsuń"- Terasz tylko wasze imiona. – Kapłan otworzył księgę i wręczył Rajitowi gęsie, bardzo ostre na końcu pióro,..." ,,teraz".
OdpowiedzUsuńZachowanie Lakshmana jest bardzo dziwne. Zachowuje sie dokladnie jak Sean (przepraszam, ale ja nie moge mowic nieprawdy, nie gniewaj sie. Czasami jestem wredny no, ale zycie nie jest slodkie). Pamietam go zimnego i oschlego. Oczywiscie chce, zeby Nirmal go zmienil, ale zeby nie stal sie zboczonym czlowiekiem jak wlasnie Sean w Dwa Oblicza Milosci.
"I bedziemy sie bzykac do bialego rana?". Nie moge z tego. To bylo takie glupie (w dobrym znaczeniu :D) i nie pasujace do chwili (znowu mi cos nie pasuje...).
Wiesz co? Mysle, ze krytykuje Cie zawsze, bo bardzo lubie Twoje opowiadania, i nie chce zeby jakis nieprzemyslany krok je zepsul :(
A takich popelnilas kilka, przez co opowiadania, ze tak powiem staly sie mniej atrakcyjne dla mnie niz wczesniej, a Ty chyba wiesz jakie to bledy :(
Pozdrawiam
Damiann
Nie mam pojęcia o jakie błędy ci chodzi, zresztą kto ich nie popełnia. Dobrze wiesz, że za kulturalna krytykę się nie obrażam. Nie masz pojęcia jak trudno jest ciągnąć jednocześnie dwa opowiadania. Kiedy je skończę, postaram się poprzestać na jednym.
UsuńA moja jest kulturalna czy nie?
UsuńOj no.. Chodzi mi wlasnie o te rozdzialy, ktore czytajac przenosza mnie w Twoje inne opowiadania, bo maja podobny watek, postacie, ktore sa do siebie dosyc podobne (nie wszystkie!), i cos czego najbardziej JA nie lubie, to ciaze (w niektorych opowiadaniach jak np w Znamie Ciemnosci watek z ciaza mi sie podoba.) :)
Opowiadanie, ktore wielbie to Grazue D'esistere <3
Pozdrawiam
Damiann
Grazie*
UsuńCudowny rozdział, ciągle chce się więcej.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Wszystko się układa. Uparty wieszcz w końcu się poddał i mogą teraz szczęśliwie żyć razem. To takie słodkie, ten ślub, uważam, że to był dobry pomysł, elf nie miał czasu na ucieczkę xD haha
OdpowiedzUsuńA co do Lakshman'a i Nirmala haha chce więcej taki scen!! Awww*_*
Małymi kroczkami do celu, w końcu chłopiec sam do niego przyjdzie :D hihi dobrze mówię?
JA jestem w trakcie sesji, więc jakby co u mnie rozdział dopiero w poniedziałek lub wtorek <3
Twoja Maru;3
Cieszę się że wzięli ślub. W końcu bo przecież pasowali do siebie od zawsze. Sceneria bardzo ładna no i... kot. Oby nie zniknął. Może być strażnikiem ich dzidziusia gdy już się urodzi.
OdpowiedzUsuńScena między królem a Nirmalem też boska. I oby u nich w końcu wszystko się ułożyło, ale powoli. Bardzo lubię to opowiadanie a tu widać już koniec.
Dużo dużo weny i chęci :)
Świetny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńFajnie, że Chandi z Rajitem się pobrali.
Oj, niedobry Lakshman pogrywa sobie z młodym małżonkiem, który coraz bardziej mięknie he he.
Weny życzę i pozdrawiam.
Witam,
OdpowiedzUsuńLakshman podstępnie wykorzystuje słabości Nimriala, w końcu Raijt i Chandi sa razem wzięli ślub, jak dobrze, że prawo o mieszańcach zostało zmienione...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o tak już Chandi nie ucieknie... a sprzeczka tego kapłana z wnuczką o tak, o tak, ale czemu Nimrial nie rozłożył skrzydeł i nie czmychnął...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka