sobota, 14 grudnia 2013

9. Moc która śpiewa

    Daniel ostrożnie uchylił powieki, spojrzał w sufit i z niejakim rozczarowaniem stwierdził, że jego koszmar trwa nadal. Leżał na cudacznym łóżku z haftowanymi zasłonkami, w komnacie rodem z historycznego filmu. Niby było ciepło i całkiem przytulnie, ale coś jednak nie dawało mu spokoju. Przyjrzał się dokładniej wykwintnej pościeli i zauważył, że materac w dwóch miejscach jest ugięty, jakby pod czyimś ciężarem. Wyczuł obecność intruzów, którzy w tym momencie ujawnili się z cichym chichotem.
- Witaj dzieciaku. – Łagodny głos Chandiego mile zabrzmiał w jego uszach.
- Siadaj i ściągaj koszulę. – Rajit przeszedł od razu do rzeczy.
- Jak to zrobiliście? – zapytał zaciekawiony chłopak. – Precz z łapami od mojej koszuli! – odepchnął skradające się do niego ręce mężczyzny.
- Zwykłe pole maskujące, bardzo przydatne w  wielu sytuacjach. Powinieneś się tego nauczyć – zauważył wieszcz. – Musimy dokładnie obejrzeć tatuaż. Ktoś zablokował twoją moc i ukrył cechy gatunkowe, byś nie wyróżniał się wśród ludzi. Trzeba ją uwolnić, inaczej nie przetrwasz w naszym świecie.
- Nie znam się na tym. Myślicie, że to bezpieczne? Pewnie długo trzeba się tego uczyć. – Daniel trochę się bał, wszystko tutaj było dla niego nowe i niezwykłe. Nawet nie zauważył, że kiedy on rozmawiał z elfem, Rajit pozbawił go górnej części garderoby. – Ożesz ty! – warknął w stronę mężczyzny, który pomachał do niego rozbawiony. W tym momencie został rzucony na materac i dokładnie obmacany przez dwie pary rąk. Mężczyźni dosłownie z nosami przy jego klatce piersiowej przyglądały się tatuażowi na lewej piersi.
- Niewątpliwie królewska gwiazda – stwierdził przywódca klanu Coraggion, po chwili uważnego studiowania rysunku przez lupę. Chuchał przy tym na sutek Daniela, który wiercił się niczym nadziany na haczyk robak. Nie dość, że obaj prawie na nim leżeli, to jeszcze beztrosko dotykali wrażliwych części jego ciała. Rumienił się i bladł na przemian, a oni zajęci oglądaniem tatuażu zupełnie nie zwracali na niego uwagi. Zacisnął mocno uda, co nie przyniosło pożądanego efektu.
- Wynocha! – wrzasnął w końcu nieco piskliwie i zrzucił ich z siebie. – Co to ja jestem eksponat muzealny?!
- Nie denerwuj się mały – uśmiechnął się do niego pojednawczo Chandi. – Zaraz zrobimy małe hokus pokus i będziesz pełnokrwistym wampirem.
- Ale… - Daniel nie zdążył wyrazić swoich obaw, bo zniknęli w mgnieniu oka, rozwiewając się w powietrzu niczym mgła. On tymczasem został z problemem w spodniach i zamętem w głowie. Miał tylko nadzieję, że nie zauważyli co się z nim działo. Nie był już przecież nadpobudliwym nastolatkiem, a zachował się jak napalony smarkacz. Zły na siebie za swoją gwałtowną reakcję na ich bliskość poczłapał pod prysznic.
    Tymczasem obaj mężczyźni poszli prosto do bogato wyposażonej, zamkowej biblioteki. Wertowali opasłe księgi, uśmiechając się pod nosem. Już po chwili na stojącym na środku ogromnego pomieszczenia stole, piętrzyły się sterty książek.
- Widziałeś jak słodko się rumienił? – Nie wytrzymał w końcu Rajit. – Ma taką gładką skórę.
-  Hm… - Rzucił w przyjaciela bez ostrzeżenia największym tomem. - Gdybym cię nie kopnął w odpowiednim momencie, to teraz, zamiast ratować nasz świat przed zachłannymi przywódcami klanów, międliłbyś się z nim w łóżku! Jesteś nieodpowiedzialnym głupkiem, z głową między nogami!
- Aleś ty się zrobił zasadniczy. Myślałby kto, że z ciebie takie niewiniątko! – Pociągnął za ucho naburmuszonego elfa.
- Co ty tam wiesz! – Zmieszał się Chandi. Odkąd poznał tego mężczyznę, na jednym z przyjęć nie miał żadnego kochanka. Upłynęły dziesiątki lat, a on nie potrafił myśleć o nikim innym. Nigdy jednak nie przyznałby mu się do tego, miał swoją godność. – Zajmij się lepiej szukaniem. Musimy dzisiaj zacząć szkolenie tego dzieciaka. Inni prędzej czy później zorientują się, gdzie przebywa. Powinien nauczyć się bronić.  
- Chandi… – głos Rajita nabrał aksamitnych tonów, a on sam mrużąc błękitne oczy przesunął z uznaniem wzrok po smukłej sylwetce elfa.
- Czego? – warknął nieprzyjaźnie mężczyzna, ale nogi nieco pod nim zmiękły.
- Do twarzy ci w tej tunice…
- Kiepski podliz! Swoją drogą to ciekawe, skoro tak cię interesuje moja garderoba, to dlaczego w takim razie gapisz się na tyłek? – Pochylił głowę, by ukryć zdradziecki rumieniec.
- Przypadek, kompletny przypadek… - Wyszczerzył zęby Rajit.
***
   Wieczorem wszystko już było gotowe do rytuału. Na podłodze w salonie namalowano pentagram i runy, zapalono szkarłatne świece tworzące krąg wewnątrz rysunku. W półmroku fantazyjne wzory jarzyły się i migotały, wzbudzając niepokój oraz lęk. Daniel przyglądał się im z niewyraźną miną, wydawało mu się, że powietrze nagle zgęstniało i zaczęło falować.
- Usiądź w środku, postaraj się nie nadepnąć żadnej linii – poinstruował go Chandi.
- Spokojnie mały – odezwał się Rajit, widząc jak chłopak sztywno siada i rozgląda się nerwowo dookoła. Przed sobą miał duże okno, widać było przez nie gwiazdy i wschodzący księżyc. Wydawało mu się, że zobaczył jakiś cień i usłyszał łopot skrzydeł.
- R… robiliście to kiedyś? – zapytał nieco drżącym głosem. Miał cichą nadzieję, że byli prawdziwymi fachowcami od tego hokus pokus. Nie za bardzo wierzył w tą całą magię, ale skoro powinna mu pomóc postanowił wziąć się w garść. Odetchnął kilka razy głęboko i przyjął najwygodniejszą pozycję.
- Nie – odparł szczerze mężczyzna – ale nie martw się, będzie dobrze.
- Żartujesz prawda? – Daniel poderwał się gwałtownie na nogi. – Chcesz powiedzieć, że dwóch patałachów, uważających się za wampiry, odprawia nade mną jakieś gusła, dokładnie nie wiedząc jak się to robi i mogę skończyć na przykład z dwiema głowami?!
- Nie słuchaj tego idioty, doskonale wiem co robię – odezwał się do niego łagodnie elf. – Odpręż się i słuchaj uważnie moich poleceń.
Opanowanie wieszcza udzieliło się chłopakowi. Usiadł ponownie i przymknął oczy. Słyszał monotonną recytację w obcym języku z której nie rozumiał ani słowa. Za to gdzieś wewnątrz siebie czuł coraz mocniejsze rozpieranie, jakby coś tam rosło i chciało wydostać się na zewnątrz.
- Sięgnij wewnątrz swojego umysłu – głos Chandi stal się melodyjny i uwodzicielski. – Zobacz ocean swoich myśli, nie dryfuj po powierzchni tylko zanurkuj głębiej, w stronę światła. Jest piękne prawda? Zanurz się w nim, pozwól by cię przeniknęło.
- Och jak przyjemnie, tak ciepło i wszystko się kołysze. Czuję się jakby otulił mnie mięciutki obłok  – odezwał się po chwili Daniel.  – Ale słodka melodia, nigdy takiej nie słyszałem. Ze wszystkich stron biegną do mnie świetliste nitki, każda z nich coś nuci, kiedy dotykają chmurki ona pulsuje i rośnie.
- E…? – wyrwało się nieopatrznie Rajitowi. – Co on bredzi?
- Milcz! – syknął do niego elf. – Danielu, teraz powoli otwórz oczy.

- Nie chcę, tu jest fajnie – uśmiechnął się chłopak i mocniej zacisnął powieki.
- Musisz do nas wrócić – powiedział z naciskiem Chandi. – Ten świetlisty obłok zostanie z tobą już na zawsze.
- Ale wy jesteście marudni…  – wydął usta chłopak, ale posłusznie powoli uchylił powieki. Siedział jednak dalej nieruchomo, przyglądając się im z otwartymi szeroko oczami. Ma jego ustach pojawił się tajemniczy uśmieszek.
- Coś nie w porządku? – zapytał zaniepokojony jego miną Rajit.
- Zabawnie wyglądacie, macie wokół siebie takie jakby jaśniejące otoczki, migają w nich różne kolory, wychodzą z nich dziesiątki nitek, które unoszą się i falują jakby wiał wiatr. – Daniel usiłował najlepiej jak potrafił wytłumaczyć dziwne zjawisko.
- Zwariował? – Mężczyzna przyglądał się mu niczym naprawdę wyjątkowemu okazowi w muzeum.
- Widocznie w ten sposób widzi naszą moc. - Wzruszył ramionami Chandi i pstryknięciem palców zgasił świece. – Powinieneś odpocząć, świetnie dałeś sobie radę. - Pomógł wstać nieco oszołomionemu chłopcu. – Jutro zaczniemy trening.
- Ale najpierw pomóż mi uciszyć tą muzykę, bo oszaleję. – Chłopak stał, zatykając sobie uszy placami, co niewiele pomagało. Cały świat wokół niego nucił, popiskiwał, szemrał – wampiry, Alisa, szafa, a nawet mały kaktus stojący na parapecie. Wszystko to mieszało się i przeplatało ze sobą, tworząc potworny miks dźwięków, a Daniel właśnie zaczynał dostawać potwornej migreny.
- Biedaku – westchnął współczująco wieszcz. – Skup się jeszcze na moment – dotknął jego czoła. – Musisz nauczyć się chronić swój mózg. Te nieprzyjemne doznania można wyłączyć, tylko musisz sobie wyobrazić jakąś barierę, która cię otacza i nie przepuszcza tych dźwięków.

- Pajęczyna, gęsta i gruba niczym mur – Daniel zamknął oczy, a to było pierwsza rzecz jaka przyszła mu na myśl. – To działa! – pisnął z radością po chwili. Uściskał z całej siły zaskoczonego Chandi, który stał jak kołek i nie wiedział jak ma zareagować na taką wylewność. Elfy nie umiały zbytnio uzewnętrzniać swoich uczuć, zazwyczaj po mistrzowsku panowały nad emocjami, a w ich kulturze takie rzucanie się komuś na szyję było nie do pomyślenia.
- Dobrze, że lepiej się czujesz. Idź odpocząć. – Położył dłoń na ramieniu chłopaka i ruszył do drzwi, za nimi pofrunęła nieodłączna Alisa, a pochód zamykał zamyślony Rajit. Wampirowi nadal nie podobała się reakcja Daniela na pierwsze zetknięcie ze swoją mocą. Niejednokrotnie uczył sprawiające problemy dzieci i z takim czymś spotkał się po raz pierwszy. Coś mu mówiło, że to szkolenie nie będzie takie proste, jak to się wydawało temu niemądremu elfowi.
***
    Kiedy tylko komnata opustoszała, dwie otulone pelerynami postacie wsunęły się po cichu do środka. Do tej pory obserwowali wszystko z balkonu, pilnie bacząc, by nikt ich nie zauważył.
- Ale ziąb Wasza Wysokość – Kass zaczął chuchać w swoje dłonie.
- Nie przesadzaj, na zewnątrz jest dwadzieścia stopni. – Wysoki mężczyzna podszedł do pentagramu, aby z bliska przyjrzeć się runom. Kaptur zsunął mu się z głowy i można było zobaczyć surową, śniadą twarz z dużymi złotymi oczami. Czarne jak noc włosy miał spięte do tyłu ozdobną klamrą w kształcie smoka. – Rajit strasznie niechlujnie to namalował, o mało nie doszło do katastrofy.
- Daniel był bardzo dzielny, nie na darmo nosi królewskie znamię. – Sługa zerknął ukradkiem na swojego pana.
- Ma szczęście, że nie zginął przy tym idiotycznym eksperymencie. Jest jeszcze strasznie dziecinny. Światełka, nitki, melodyjki - same bzdury przykuwają jego uwagę – stwierdził chłodno. - Obawiam się, że ci dwaj pustogłowi idioci zniszczą wszystko nad czym całe lata pracowałem!
- No tak, w dodatku chłopak wyraźnie jest wrażliwy na ich wdzięki. Co będzie jak się w którymś zakocha? – Dodał niewinnym głosem Kass.
- Przestań bredzić, on nadal uważa się za człowieka, a ich za senne mary. – Zirytowany mężczyzna obdarzył go wyniosłym spojrzeniem.
- Sam panie powiedziałeś, że to jeszcze smarkacz a w jego wieku wystarczą piękne oczy, by stracić głowę.
- Zamknij się wreszcie! Może rzeczywiście powinienem ich bardziej pilnować? – zapytał sam siebie. Chłopak faktycznie nie znał życia i mógł narobić głupstw, już mu się to przecież zdarzało. Poza tym ostatnio bardzo wyrósł, nabrał całkiem przyjemnych kształtów, a te srebrne oczy… W tym momencie mężczyzna zorientował się, że jego myśli przybrały dość nieoczekiwany kierunek, a wszystko przez niemądrego sługę.
- Słyszałem, że Rajit ma zamiar szkolić go w fechtunku. Ten sport wymaga bliskiego kontaktu, dotykania się. Sami, spoceni, w rozpiętych koszulach, nie trudno wtedy o chwilę zapomnienia. – Kass przezornie się odsunął i ukrył uśmiech.

- Co ty insynuujesz?! – ryknął mężczyzna aż zadrżały szyby. Jego oczy stały się dwoma złotymi wirami, a ostre szpony same wysunęły się na pełną długość. – Chyba nie myślisz, że będzie obmacywał Daniela podczas lekcji?! – Czarne, połyskliwe  skrzydła pojawiły się znikąd i rozwinęły niczym bojowe sztandary. Stanowiły jeszcze groźniejszą broń niż pazury. Furia przez chwilę przyćmiła mu rozsądek. Od tylu lat obserwował chłopaka i starał się sprawić, by wyrósł na silnego mężczyznę, a teraz jakiś niedorobiony wampir miałby go ot tak zabrać? Nie miał zamiaru do tego dopuścić. Nawet jeśli dzieciak wejdzie z kimś w związek, to jedynie za jego zgodą. Zaczął powoli oddychać, by zapanować nad swoim nieposkromionym temperamentem. Nie było to dla niego łatwe, z natury dumny i popędliwy, sam dla siebie stanowił wyzwanie. Nie bez powodu wrogowie drżeli na sam dźwięk jego imienia, kiedy wpadał w bitewny szał mógł zastąpić całą armię dobrze wyszkolonych żołnierzy. Sekunda po sekundzie, jego gniew opadał. Po kilku minutach nie miał pojęcia, co aż tak bardzo zdenerwowało. Wzruszył ramionami i skinął na sługę. Miał tyle ważnych spraw do załatwienia, po co więc było przejmować się jakimś dzieckiem, choćby nawet wspomnianym w przepowiedni.
.................................................................................................

Betowała Ariana