sobota, 22 marca 2014

20. Królewski rozkaz.

    Chandi, Mikaela i Rajit szli powoli długą aleją prowadzącą do najbliższego teleportu. Wystarczająco zabawili dzisiaj dwór, w tym nawet samego króla, najwyższy czas było wrócić do siebie, zanim całkiem się skompromitują. Zwłaszcza wampiry miały bardzo nietęgie miny. Żwir szeleścił pod ich stopami, a one rzucały sobie speszone spojrzenia, rumieniąc się na samo wspomnienie nieszczęsnej audiencji.
- Dajcie spokój, to była najlepsza Ceremonia Wprowadzenia od lat – Elf szedł za nimi, uśmiechając się pod nosem. – Nie rozumiem dlaczego jesteście tacy przygnębieni, w końcu ta uroczystość miała na celu przedstawienie potomka i zapamiętanie go przez jak najszersze grono wampirów.
- Masz rację, na pewno długo nas nie zapomną – Rajit popatrzył na niego ponuro. Najadł się wstydu na najbliższe tysiąc lat, a ten durny wieszcz szczerzył do niego zęby.
- Nie ma jakiegoś zaklęcia, by zapomnieli o moich majtkach i kulkach? – jęknęła załamana Miki. – W szkole zabiją mnie śmiechem.
- Będziesz sławna, a to już coś – poklepał ją po plecach Chandi. – Muszę jednak przyznać, że Rajit, czołgający się przed tronem z wypiętym tyłkiem na zawsze pozostanie w mojej głowie.
- Bardzo śmieszne szpiczastouchy dowcipnisiu. Ciekawe skąd o tym wiesz? Nie było cię na sali! – Odwrócił się zwinnie na pięcie tak, że idący za nim mężczyzna nie zdążył wyhamować i odbił się jak piłka od jego szerokiej piersi, lądując na tyłku.
- Ale z ciebie prostak! – Prychnął elf otrzepując spodnie. – Zupełnie zniszczone, masz je odkupić!
- Pomóc wyczyścić? – Klepnął go niespodziewanie w pośladek i zacisnął na nim palce. – Mrrr... Sprężysty jak piłka – bezczelnie przesunął dłoń na drugi.
- Aaa...! Zabieraj łapy świntuchu! – Czerwony niczym pomidor elf uciekł z piskiem, wyprzedzając zaśmiewającą się Miki.
- Powinniście się pobrać, komiczna z was para – wykrztusiła po chwili odpoczynku dziewczynka. - Będę do was przyjeżdżać na wakacje.
- Niech mnie duchy przodków maja w swojej opiece! Ty i ten blondas szybko byście mnie wykończyli!
- A kto by cię tam chciał! – Chandi podniósł dumnie głowę i pomaszerował przed siebie. Na tyłku czuł nadal duże dłonie, zupełnie jakby wypaliły na nim swoje piętno.
***
    Rajit po przybyciu do domu ledwo zdążył się przebrać w domowe, wygodne szaty, a posłaniec z zamku już pukał do jego drzwi.
- Ani chwili spokoju! – mamrotał pod nosem. – Należy się chyba jakaś przerwa. –Zapiął koszulę, nadal mając przed oczami piszczącego elfa. Mężczyzna coraz bardziej mu się podobał i zaczął sobie zdawać sprawę, że być może czuje do niego coś więcej niż przyjaźń. Niestety zarozumiały piękniś kręcił nosem i uciekał za każdym razem, gdy próbował się do niego zbliżyć. Nie przyszło mu do głowy, że zamiast brać się do rękoczynów, powinien najpierw porozmawiać z nim o swoich uczuciach. Jakoś nie umiał się zdobyć na odwagę, przekonany, że Chandi nie myśli o nim w tych kategoriach. Te rozmyślania przerwał ciemnowłosy lokaj Lakshmana.
- Jego Wysokość prosi pana do siebie.
- Nie wiesz o co chodzi? – Nie chciało mu się o tej porze biec do pałacu z powodu jakiejś błahostki.
- Wybuchła straszna awantura, dwóch smarkaczy pojedynkowało się o księcia Nirmala.
- A co ja niby do tego mam? – wzruszył ramionami, ale posłusznie poszedł za służącym. Kiedy dotarł do gabinetu króla, Lakshman siedział za biurkiem, a jego twarz stanowiła chłodną, pozbawioną uczuć maskę. Wskazał mu miejsce w fotelu i nalał do szklaneczki alkoholu, uważnie lustrując z góry na dół, jakby coś kalkulował.
- Nie poprosiłem cię tutaj bez powodu. Mam poważny problem i myślę, że możesz mi pomoc w jego rozwiązaniu. – Zaczął powoli władca, zastanawiając się jak skłonić mężczyznę do współpracy. Nie zdążył jednak otworzyć ust bo drzwi ponownie tego dnia uderzyły o ścianę, pchnięte czyjąś niecierpliwą dłonią.
- Czy to prawda z tym pojedynkiem?! – krzyknął od progu zdenerwowany Nirmal.
- Zachowuj się dzieciaku – Lakshman wskazał drugi fotel. – Miałem zamiar porozmawiać z każdym z osobna, ale może to i lepiej.
- Ale co z nimi?! – Chłopak nie mógł usiedzieć na miejscu. Wieści, które go doszły były przerażające. Mówiły o kałużach krwi i potwornych ranach.
- Wyliżą się, choć nie przyjdzie im to łatwo – głos króla mógłby zamrozić jezioro.
- Muszę ich zobaczyć! – Nirmal zerwał się na równe nogi, ale natychmiast został pchnięty z powrotem niewidzialna siłą. – Puszczaj! – zaczął się szarpać.
- Nigdzie nie pójdziesz, chyba, że chcesz pogorszyć sprawę. Siadaj i milcz choć przez chwilę! – Opanowany dotąd król błysnął złotymi oczami. – Narozrabiałeś, więc teraz miej odwagę wypić piwo, którego nawarzyłeś.
- Nic nie zrobiłem... – pisnął niepewnym głosem chłopak. – Chyba można się trochę zabawić?
- Nie? A kto zachęcał tych napalonych gówniarzy, wdzięczył się przed nimi i chichotał jak głupia gęś? Myślałeś, że o czym myślą młode samce gapiąc ci się między nogi? Jesteś aż tak głupi, czy tylko udajesz?! – ryknął ledwo nad sobą panując. – Zamieniłeś zamek w pole bitwy, a to dopiero początek wojny, za nimi pójdą następni i następni. Nie spoczną, póki któryś cię nie dopadnie, a i to nie jest wcale takie pewne.
- Chciałem tylko mieć przyjaciół... – szepnął Nirmal. – Trzeba to jakoś zakończyć, nie chcę by się o mnie bili jak o średniowieczna księżniczkę.
- Miło, że o tym pomyślałeś. Lepiej późno niż wcale - odezwał się z przekąsem władca.
- Może ja wam przeszkadzam? – Rajit nie miał pojęcia do czego właściwie zmierza król, ale czuł coraz większy niepokój. Dobrze wiedział, że nigdy nie robi niczego bez powodu.
- Nie wyłaź przed szereg! Zaraz wytłumaczę – pogroził mu Lakshman. – Aby zakończyć te awantury widzę tylko jedno wyjście, Nirmal musi wyjść za mąż za kogoś na stanowisku, godnego zaufania i wystarczająco silnego, by go chronić. Uważam, że ty spełniasz wszystkie te wymagania i jesteś idealnym kandydatem. Ponadto dobrze się znacie i lubicie, a to bardzo ważne, jeżeli macie stworzyć stabilny związek.
- Oszalałeś prawda?! Nigdy w życiu się na to nie zgodzę! – krzyknął desperacko chłopak i pobladł jak ściana. Nie sądził, że rozstanie będzie bolało aż tak bardzo. Cierpienie wprost go zamroczyło. – Myślałem, miałem nadzieję, że... Zresztą nieważne... - Świat ponownie walił mu się na głowę, nie miał zamiaru na to pozwolić. Ten złotooki drań nie żywił dla niego żadnych uczuć, teraz widział to wyraźnie. Do tej pory jeszcze się łudził, że coś dla niego znaczy. Gdyby tak było nie rzucałby go w ramiona innego mężczyzny z taką łatwością.
- On ma rację Nirmalu, jak trochę ochłoniesz, sam to dostrzeżesz. – Rajitowi bynajmniej nie podobał się pomysł króla, ale jako przywódca klanu wiedział, że w życiu są rzeczy ważniejsze od miłości. Zawsze przedkładał dobro innych nad swoje, tego uczono go od dziecka. Serce ścisnęło mu się z żalu na myśl o elfie.
- Skoro nie chcesz nie będę cię zmuszał, ale spójrz czego będziesz częstym świadkiem w przyszłości – Lakshman włączył telewizję i odtworzył nagranie z kamer, które dokładnie zarejestrowały krwawy pojedynek, nienawiść bijącą z oczu niedawnych przyjaciół oraz rozpacz rodziców, którzy wraz z służbami medycznymi przybyli na miejsce. – Przyzwyczajaj się  - rzucił do osuwającego się na fotel chłopaka. Na chwilę zapanowała cisza, słychać było jedynie drżący oddech księcia.
- Dobrze, jeśli Rajit się na zgadza, to ja też. Ale mam jeden warunek. Nie chcę cię więcej widzieć, pomijając państwowe uroczystości – rzucił chłodno i położył rękę na ramieniu przyszłego męża. – Nie jestem jedynym winnym w tej sprawie. – Czuł jak jego serce rozpada się na kawałki, a w piersi na jego miejscu zaczyna królować bezbrzeżna pustka. – Chcę teraz zostać sam, jutro się spotkamy i omówimy dokładnie tę kwestię miedzy sobą.
- Pozwól, że cię odprowadzę – mężczyzna widząc jego bladość podał mu ramię i wyprowadził go z gabinetu. Sam ogłuszony wiadomością, starał się jakoś zapanować nad sytuacją. Widział rozpacz i szok w oczach księcia, lubił tego dzieciaka i postanowił sobie solennie, że już nikt go więcej nie skrzywdzi. Zaprowadził sztywnego niczym kij i zimnego jak lód narzeczonego do jego sypialni. – Połóż się, dam ci coś na sen. Nie martw się, jutro też jest dzień – Podał mu kubek z wodą oraz krople, które powaliłyby nawet konia, pomógł ułożyć się na łóżku, nakrył kocem i czekał trzymając za rękę aż zaśnie. Miał ochotę krzyczeć i kopać ściany, ale zapanował nad sobą ogromnym wysiłkiem woli ze względu na przyjaciela, który był w o wiele gorszym stanie od niego.
Usłyszał pukanie do okna, podszedł do niego by zobaczyć na parapecie trzy kudłate kulki, domagające się wpuszczenia do środka. Ledwo otworzył mała eskadra śmignęła koło jego ramienia. Wylądowały na poduszce, obok głowy śpiącego Nirmala. Polizały go po policzku szorstkimi języczkami, po czym zaczęły kręcić się w kółko robiąc sobie gniazdo.
- Iiich...! – wydała rozkaz Alisa.
- Miii...- pisnęły zgodnie maluchy i wtuliły się pod jej skrzydła. Puszysta gromadka przyglądała się czujnie mężczyźnie gotowa do ataku, gdyby zrobił jakiś podejrzany gest w stronę ich ukochanego pancia.
***
   Lakshman został znowu sam, zmęczony jak nigdy wcześniej udał się do swojego apartamentu we wschodnim skrzydle. Kiedy szedł ciężkim krokiem cichymi ze względu na późną porę korytarzami, pałac wydał mu się niesamowicie wielki i pusty. Jakby z tą jedną, drobną osobą ubyło znacznie więcej niż chciałby przyznać. Zrobiło się niesamowicie zimno, mimo panującego na zewnątrz upału. Wzdygnął się i przyśpieszył.
W łazience rozebrał się i wszedł pod gorące strumienie wody. Ciało sprawiało wrażenie lodowego posągu, niechętnie poddawało się jego woli, mimo wysiłku nie chciało się ogrzać, jakby całe ciepło spływało jedynie po powierzchni nie sięgając skostniałego wnętrza.
Kass, lokaj i wieloletni przyjaciel władcy patrzył w milczeniu jak wycierał się puszystym ręcznikiem, szczękając głośno zębami. Podał mu piżamę i gruby szlafrok, doskonale znał te objawy, widział już je wiele razy. Zgorzkniały i dumny Lakshman znowu dystansował się do wszystkiego i wszystkich, usiłując udowodnić samemu sobie, że nie posiada żadnych uczuć, co było wierutną bzdurą. Ten mężczyzna przeżył zbyt wiele rozczarowań, zbyt wiele najbliższych osób go zdradziło, włączając w to jego ukochanego. Zamknął się w sobie, otoczył grubym murem, aby już nikt więcej nie mógł go zranić. Nie zauważyłby szczęścia nawet, gdyby na niego nadepnął.
Kass, widząc jak się męczy sam ze sobą, postanowił mu odrobinę pomoc, bo inaczej ten twardogłowy głupiec zamieni się rzeczywiście kiedyś w kamień. Musiał użyć całego swojego sprytu, by się nie zorientował.
- Podać coś jeszcze? Nirmal wyprowadził się już na dobre?
- Jeszcze nie. Zostaw mnie samego. Miałem paskudny dzień, niełatwo jest robić za potwora – opadł na kanapę. Ciągle przed oczami stała mu blada buzia chłopaka i słyszał jego jąkanie. Na co on właściwie miał nadzieję? Pewnie uroił sobie jakiegoś księcia z bajki jak wszyscy smarkacze w jego wieku. Chyba już nigdy się nie dowie, bo mały był naprawdę obrażony. Może to i lepiej, będzie miał w końcu święty spokój i poświęci cały swój czas sprawom państwowym, tak jak to miał od początku w planie.
- Niepotrzebnie sie martwisz panie, Rajit dobrze sie nim zajmie. Już dawno powinien zapełnić pokój dziecinny – odezwał się niewinnie Kass. – Mały będzie miał zajęcie i przestanie wpadać w tarapaty.
- Co ty wygadujesz? On jest za młody na potomstwo! – Lakshmanowi ta opcja nie bardzo przypadła do gustu. Jego Nirmal miałby uprawiać seks? - Może powinien był nalegać na długie narzeczeństwo mimo wszystko?
- Nie możesz panie zabronić im przyjemności małżeńskich. Rajit słynie z ogromnego temperamentu, będzie cud jak wytrwają do ślubu – zaoponował sługa.
- Ale nie mogą tego robić przed ceremonią, dzieciak jest w końcu pod moją opieką! – zaperzył się władca. Nie pozwoli, by ktoś całował te miękkie usta, przecież zostawił już na nich swój podpis. Nie zdawał sobie sprawy, że właśnie kompletnie wszystko pomieszał.
- Przed czy po, mamy XXI wiek! Co to za różnica? – wzruszył ramionami Kass przygryzając wargi, aby opanować uśmiech. Widział ogniste błyski zapalające się w smoczych oczach, ukłonił się i zostawił króla ze swoimi wizjami. Miał nadzieje, że nie pozwolą mu zasnąć całą noc.
***
   Chandi miał tego dnia mnóstwo obowiązków jako wieszcz, kaplica pękała w szwach, a jego już zaczęła boleć głowa. Raz w miesiącu, w czasie pełni udzielał darmowych porad. Mógł przyjść każdy mieszkaniec Amalendu. Kolejka zwykle sięgała daleko poza bramę, wszyscy wiedzieli, że elf nie odsyłał nikogo bez pomocy. Z początku wampiry były wobec niego bardzo nieufne, nie podobało im się, że tak ważne stanowisko objął ktoś obcy. Szybko jednak ich sobie zjednał delikatnością postępowania i troską o każdego, kto pojawił się w kaplicy. Tego dnia przyszło sporo osób, w dodatku od rana towarzyszył mu dziwny niepokój. Paskudny dreszczyk pełzał mu po plecach, jak zawsze kiedy zbliżały się kłopoty. Na wieść o awanturze w pałacu, o której bardzo szybko mu doniesiono migrena jeszcze się nasiliła. Martwił się o Nirmala, władca bywał taki porywczy, nie zawsze też kierował się rozsądkiem. Kiedy wreszcie mógł zamknąć drzwi była już noc i księżyc stał wysoko na niebie.
- Która godzina? – zapytał krzątającego się po sali młodego kapłana.  Petenci zrobili spory bałagan, który należało uprzątnąć. Wczesnym rankiem miało się tu odbyć posiedzenie Rady.
- Dochodzi północ.
- Szkoda, że tak późno, myślałem że zdążę porozmawiać z Nirmalem o tym zajściu. Na pewno jest zdenerwowany, nie zna dobrze naszych zwyczajów.- Pomasował sobie skronie.
- Proszę się nie przejmować, podobno król już znalazł na to sposób. Lord Rajit zostanie jutro oficjalnie ogłoszony narzeczonym księcia. To potężny wojownik, poradzi sobie z gromadą napalonych wyrostków – uśmiechnął się do niego młodzieniec, zadowolony, że może przekazać taka dobrą nowinę.
- Co takiego?! – Chandi wstał, ale nogi się pod nim ugięły. Przyłożył dłoń do klatki piersiowej czując, jak mocno bije mu serce i padł z powrotem na fotel. – Jesteś pewny, że dobrze słyszałeś? – dodał już o wiele ciszej.
- Oczywiście, mówili o tym też w telewizji na wszystkich kanałach. Dobrze pan wie, że w pałacu niczego się nie da ukryć, to plotkarski światek. Wszystko w porządku? - Zapytał zaniepokojony bezruchem i posiniałymi wargami mężczyzny. – Biedaczek, ten ból głowy go wykończył. Nie powinien się tak zapracowywać. - Zbadał puls mężczyzny i przykrył go kocem, po czym zadzwonił po medyka.
............................................................................................................................
Betowała Ariana