piątek, 18 kwietnia 2014

24.Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła. Kryjówka idealna. Rodzina Jezierskich.

       Nirmal został sam z czego na początku bardzo się cieszył. Miał wreszcie chwilę dla siebie, a całe to weselne zamieszanie nareszcie się skończyło. Nieznośny mąż gdzieś sobie poszedł, a przyjaciele nie odpowiadali na jego telefony i zaczynał się o nich nieco niepokoić. Z drugiej strony jeżeli poprzedniego dnia zaszaleli, to teraz pewnie leczą kaca i lepiej było dać im czas na dojście do formy.
   Pokręcił się trochę po mieszkaniu, szukając jakiegoś zajęcia. W końcu wyszedł na balkon i odetchnął głęboko rześkim, porannym powietrzem. Oparł plecy o mur zamku, który wydał mu się zbyt ciepły jak na tak wczesną porę. Lekko wibrował, niczym fotel do masażu mamy, kupiony jej przez rodzinę na czterdzieste urodziny. Kosztował fortunę i wszyscy się na niego poskładali. Tęsknił za najbliższymi, tak dawno nie widział sióstr. Odwrócił się i zaczął obmacywać solidną ścianę. Dotykał jej prawie nosem, wodził palcami po pulsujących, szkarłatnych liniach. Na czarnym tle robiły niesamowite wrażenie, wzbudzały niepokój i ciekawość. Wydawało mu się, że dotyka wielkiego, mitycznego zwierzęcia, a nie wiekowej budowli. Nacisnął nieco mocniej, wodząc dłonią wzdłuż ,,żył” i poczuł lekkie drżenie.
- Co u licha? – Odskoczył gwałtownie do tyłu, przypominając sobie, co o pałacu opowiadali mu dworzanie. Nie miał zamiaru zostać porażony ,,prądem” lub czymkolwiek innym. Przez oszklone drzwi zobaczył krzątającego się Bansi i wszedł do środka, porzucając swoje badania. – Dobrze, że jesteś.
- Wasza Wysokość. – Ukłonił się zgrabnie mężczyzna. Polubił młodziutkiego księcia i był ciekaw, co tam znowu wymyślił.
- Dobrze znasz zamek?– Nirmal zwinął się w kłębek na fotelu. – Słyszałeś o nim jakieś legendy? Podobno pomaga prawowitym władcom Amalendu.
- Niby tak, nie wpuszcza do środka żądnych władzy kombinatorów, przynajmniej tak opowiadała mi babcia. Wielu przez to straciło życie, kiedy Lakshman był nieobecny. Panowało przekonanie, że jeśli ktoś weźmie w posiadanie zamek, zostanie królem. Pawie wszyscy, którzy próbowali go zagarnąć zginęli w dziwnych okolicznościach.
- Widzę, że nie jesteś zwolennikiem tych bajek. Dworzanie wydawali się nimi zachwyceni. –  Popatrzył na lokaja zamyślony. Sam miał mieszane uczucia, do tej pory uważał wszystkie te opowieści za zmyślone. Wychowany w ludzkiej rodzinie, jak większość chłopców z zapałem oglądał seriale o super bohaterach i różnych, dziwnych stworzeniach. Nigdy jednak nie wierzył, że istnieją naprawdę. Już sama magia i latające wyspy były dla niego szokiem. Pałac do tej pory był dla niego jedną z wielu baśni. Teraz już jednak nie był tego taki pewien.
- Moja rodzina pracuje tu od pokoleń. Wiem, że wiele osób podziwia zamek, ja też to robię przy każdej okazji. Jest bardzo piękny i dostojny. Ale im dłużej go znam, tym bardziej się boję. Nigdy nic mi nie zrobił, jednak uważam, że jest bardzo niebezpieczny, niczym schwytany w pułapkę smok, niby spętany, ale nadal groźny i w każdej chwili może kłapnąć szczęką.
- Masz bujniejszą wyobraźnię niż ja.  – Uśmiechnął się niepewnie chłopak. Odkąd tu zamieszkał miał dziwne uczucie, że cały czas był obserwowany, nawet jeśli w komnacie przebywał zupełnie sam.
- Mama, która pracowała tu jako pokojówka przez wiele lat twierdziła, że widziała pojawiające się znikąd pokoje, czasami posadzka rozwierała się ukazując bezdenną przepaść, w murach niejednokrotnie zostawały uwięzione wampiry i nawet najsilniejsi magowie, mieli problemy z ich uwolnieniem. Wyglądało to jakby ściana ich wchłonęła. Widać było jedynie przerażone twarze, ale nie mogli wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Bzdury, pewnie twoja matka wypaliła jakieś halucynogenne zioło. – Nirmal popatrzył na lokaja niedowierzająco.
- Może i tak. – Przytaknął mu bez przekonania Bansi. Otworzył usta, jakby jeszcze chciał coś dodać, ale natychmiast je zamknął. – Niektóre rzeczy lepiej zostawić w spokoju.
- Może w bibliotece znajdę coś na ten temat i tak nie mam nic lepszego do roboty. – Chłopak zafascynowany historyjkami ruszył do drzwi. Skoro ten dziwny zamek, miał być teraz jego domem, należało sprawdzić co się za tym wszystkim kryje, zdobyć trochę informacji.
***
   Chandi skończył się właśnie pakować, całą noc myślał o swoim problemie i doszedł do wniosku, że rzeczywiście powinien zniknąć na jakiś czas. Rajit w tym czasie się ogarnie, wróci mu rozsądek i wtedy porozmawiają o przyszłości. Chociaż prawdę mówiąc nie było o czym, mogli zostać jedynie potajemnymi kochankami, a taka relacja mu nie odpowiadała. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać gazety – Wyborczą, Fakty, Panią Domu. Świat ludzi wydał mu się idealnym miejscem na kryjówkę. Pogryzał przy tym bez przekonania rogalik z dżemem. Przymknął na chwilę zmęczone całonocnym czuwaniem oczy. Natychmiast pojawiła się przed nim przystojna twarz wampira. Wiele dałby, żeby znaleźć się teraz w jego czułych ramionach. Zacisnął usta w wąska kreskę, starając się opanować. Musiał być odpowiedzialny i zachowywać się jak na dorosłego elfa przystało, chociaż wcale nie miał na to najmniejszej ochoty. Chciał płakać, krzyczeć, tupać nogami na niesprawiedliwy los, a potem ukryć twarz na szerokiej piersi przyjaciela.
Usłyszał ciche pukanie i w drzwiach pojawił się sam władca Amalendu z nieco kwaśną miną. Jego życie też nie rozpieszczało, ale większości kłopotów sam sobie był winien.
- Mam do ciebie prośbę. – Lakshman usiadł obok wieszcza, który podsunął mu kubek z kawą. – Chciałbym, żebyś przywrócił pamięć rodzinie Nirmala. Teraz, kiedy prawie wszyscy buntownicy zostali pojmani i moja pozycja się umocniła, będziemy mogli ich odpowiednio chronić.
- Świetnie, chłopak się ucieszy, strasznie za nimi tęsknił – stwierdził z zadowoleniem elf. – Widzę, że starasz się zdobyć jego serce – uśmiechnął się ze zrozumieniem do władcy.
- Nie miałem pojęcia, że jest tak uparty i zawzięty. Nie wpuścił mnie nawet za próg sypialni, a udało mu się wymóc miesiąc miodowy i to na bardzo twardych warunkach – westchnął mężczyzna.
- Masz panie talent do utrudniania sobie i innym życia. Dobrze, że chociaż ocknąłeś się w porę. Książę cię lubi, inaczej nie zgodziłby się na ten ślub.
- Sprytny dzieciak wodzi mnie za nos. Masz pojęcie jak się szuka pracy tam na dole?
- Najmniejszego, ale widziałem w Internecie i czasopismach ogłoszenia. Szukasz panie drugiego etatu? – Wieszcz wyszczerzył zęby. Doskonale się bawił, widząc zakłopotanego władcę.
- Na to wygląda, nie mam pojęcia jednak, co ja tam mogę robić. – Lakshman podrapał się po głowie.
- Znasz dużo języków, więc możesz pracować jako tłumacz – zaproponował. – Ludzie nie mają takich translatorów mowy jak my, muszą się uczyć na pamięć.
- Dobry pomysł, mam nadzieję, że utrzymam za to rodzinę, inaczej mój ukochany mąż zabije mnie śmiechem i zostawi dla jakiegoś kucharza. Muszę się przygotować do tego miodowego miesiąca. – Skrzywił się i wstał od stołu, dopijając kawę.
- Ja bym go tak nie nazwał, nie zapowiada się zbyt słodko. – Chandi mimo kiepskiego humoru miał ochotę głośnio się roześmiać. Udręczona mina wielkiego króla była bardzo komiczna. A jak pomyślał, że wszystko to za sprawą drobnego, kalekiego chłopaka, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. – Zaraz się tam udam, dzisiaj jest sobota, więc cała rodzina powinna być w komplecie.
***
   Kiedy Rajit wrócił do sypialni, mając nadzieję zastać tam zaspanego, nieco skacowanego elfa, zobaczył jedynie puste poslanie i rozrzucone koce. Zrobiło mu się przykro, że przyjaciel na niego nie zaczekał, nie przyszedł się pożegnać. Liczył, że po upojnej nocy, coś się między nimi zmieni, widać nie miał racji. Ruszył na poszukiwanie szpiczastouchego niewdzięcznika, który zostawił go bez słowa i bez porannego całusa. Zwłaszcza tego ostatniego nie zamierzał mu darować. W zamku nigdzie go nie było, udał się więc do domu wieszcza, ale tam też go nie zastał. Służba powiedziała, że pan wyjechał w niewiadomym kierunku prawdopodobnie na bardzo długo, bo miał ze sobą sporo bagażu. Nikt jednak nie miał pojęcia dokąd. Dopiero napotkany po drodze młody kapłan rzucił nieco światła na tą tajemniczą sprawę.
- Gdzie się podział Chandi, wiesz coś na ten temat? –Złapał chłopaka za rękaw.
- Nic nie powiedział, ale wrócił rano bardzo smutny. Widać było, że czymś się martwi. Wieszcz się z nami nie spoufala, nie zwierza nikomu. Ktokolwiek go skrzywdził powinien się wstydzić. – Spojrzał wymownie na wampira, którego nie lubił od pierwszego wejrzenia. Piękny elf zasługiwał na kogoś lepszego, niż ten prosty żołnierz, za jakiego miał Rajita. Taki delikatny mężczyzna powinien być rozpieszczany i wielbiony, a nie narażony na przebywanie wśród pospólstwa. Wyrwał się i pomaszerował przed siebie, mrucząc pod nosem niepochlebne epitety na temat klanu Coraggion.
   Wampir wrócił do domu, nie mając pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło. Próbował dodzwonić się do elfa, ale łącze milczało jak zaczarowane. Zwykle odpowiadał chociaż pisemnie, więc pewnie faktycznie się pogniewał. W holu spotkał podskakującą na jednej nodze Miki.
- Wujeczku, pokłóciłeś się z elfem? – zapytała bezpośrednia jak zwykle dziewczynka.
- Dlaczego tak myślisz? – Rajita tknęło złe przeczucie.
- Rano widziałam go na korytarzu, stał pod twoim gabinetem i wyglądał, jakby piorun w niego strzelił. Masz niewyparzoną buzię i pewnie znowu coś palnąłeś. Idź go przeproś, bo miał w oczach łzy. Co z ciebie za przyjaciel? – Pokręciła głową i umknęła do ogrodu.
   Mężczyzna stał przez chwilę nieruchomo głęboko zamyślony. Niczego nie zbroił, dzisiaj miał nawet zamiar  oświadczyć się oficjalnie o rękę Chandiego. Po to właśnie poszedł do swojego gabinetu. W ukrytym sejfie znajdowały się rodzinne klejnoty, a jeden z nich wybitnie pasował do pięknego elfa. Niestety przeszkodził mu jeden z członków Rady starszych i... W tym momencie Rajit doznał olśnienia. Chłopak na pewno podsłuchał ich rozmowę na temat czystości rasy i związanych z tym problemów. Dla dumnego wieszcza uwagi o mieszańcach musiały zabrzmieć jak oblega, nie mówiąc już o kłopotach na jakie narażone byłyby ich dzieci, gdyby oczywiście je mieli. On ze swojej strony nie miałby nic przeciwko kilku jasnowłosym brzdącom. Postanowił jak najszybciej odszukać przyjaciela, zanim uroi sobie coś dziwnego w tym pomysłowym łebku, o ile już tego nie zrobił. Będzie też musiał porozmawiać z Lakshmanem w sprawie jak najszybszej zmiany krzywdzącego prawa, dotyczącego zakazu mieszania ras.
***
   Chandi przy pomocy teleportu udał się do parku, gdzie jako dziecko bawił się Nirmal. Płyta na której się pojawił przypominała do złudzenia studzienkę kanalizacyjną i znajdowała się w bardzo ustronnym miejscu. Nie było więc możliwości, aby natknął się tutaj na przypadkowego przechodnia. Przez internet godzinę wcześniej wynajął w pobliżu mieszkanie. Niewielki domek od razu mu się spodobał, wątpił by ktoś go szukał w takim miejscu. Posapując targał ogromne niczym szafy walizy, na szczęście nie miał zbyt daleko. Otworzył drzwi i rozejrzał się dookoła. Mieszkanie składało się z dwóch pokoi, ładnej, jasnej kuchni i łazienki. Dla samotnego kawalera, nie prowadzącego bujnego życia towarzyskiego było tutaj wystarczająco miejsca. Szybko się rozpakował i porozkładał potrzebne mu drobiazgi. Przywiózł ze sobą same ludzkie ubrania. Często oglądał z zainteresowaniem krakowską telewizję regionalną i znał się na panującej obecnie modzie. Trochę zaczął go boleć brzuch, ale po chwili odpoczynku poczuł się dużo lepiej. Postanowił potem zrobić zakupy, miał nadzieję, że rodzina Nirmala będzie na tyle uprzejma i mu w tym odrobinę pomoże. Nałożył prosty niebieski podkoszulek oraz dopasowane dżinsy, włosy spiął srebrna spinką w luźny koński ogon, ukrył pod nimi swoje szpiczaste uszy. Nie była to wytworna fryzura do jakiej był przyzwyczajony, ale długowłosi ludzie właśnie tak się najczęściej czesali. Zapadł wieczór i elf uznał, że najwyższy czas zająć się swoją misją. Szybko dotarł do domu chłopaka, furtka była otwarta, więc bez wahania wszedł do ogrodu. Rodzina właśnie jadła kolację i przez otwarte okno w kuchni dochodziły go chichoty dziewcząt, obrzucających się fistaszkami. Zapukał i nie czekając na zaproszenie otworzył drzwi z nazwiskiem Jezierscy, po czym skierował się tam, skąd dobiegały głosy.
- Niczego nie kupujemy, jesteśmy spłukani – odezwała się na widok nieznajomego ładna kobieta po czterdziestce .
- Znowu jakiś domokrążca – westchnął pan domu.
- Tato, dajcie panu dojść do słowa. Jesteście niemożliwi! – Oburzyła się w imieniu przystojnego gościa Asia i przygładziła jasne warkocze, których nadal się nie pozbyła, mimo swoich dwudziestu czterech lat.
- Sierotka ma rację, niecodziennie do chałupy przychodzi takie ciacho. – Ola obrzuciła mężczyznę zaciekawionym spojrzeniem. – Ma dłuższe włosy od ciebie! – Pokazała język wściekłej siostrze. 
- Jestem tutaj w ważnej sprawie. Pamiętacie Nirmala, znaczy się Daniela?
- A kto to taki? – Kobieta podała mu szklankę kompotu i zaprosiła do stołu.
- Moje tłumaczenie pewnie zabrzmi nieco dziwnie, ale zaraz się przekonacie, że to prawda. Wasza pamięć została zmodyfikowana  z powodu niebezpieczeństwa jakie wam groziło. Teraz przywrócę wam wspomnienia i wszystko stanie się jasne. - Chandi pstryknął palcami, a w pomieszczeniu pociemniało, mimo palącego się światła. Przestraszeni ludzie chcieli wstać z krzeseł, ale jakaś siła zatrzymała ich na miejscu, nie mogli nawet drgnąć. – Przepraszam, to niestety konieczne, muszę być precyzyjny. Zaklęcie jest dość trudne i wymaga skupienia. – Mężczyzna wyciągnął w ich kierunku dłonie, a cała jego sylwetka zaczęła emanować delikatną poświatę. Wypowiadał zawiłe słowa w nieznanym języku, kreśląc w powietrzu lśniące znaki, trochę przypominające pogańskie runy. Wszystko trwało jedynie kilkanaście sekund, po chwili siedzieli już oszołomieni w swojej kuchni i potrząsali głowami.
- Co się stało? - Zapytała Asia.
- Znacie Daniela? – ponowił pytanie Chandi, trochę zaniepokojony milczeniem reszty rodziny.
- Tak, to przecież nasz syn – odezwała się po chwili kobieta, masując sobie skronie. – Dawno go nie było w domu – spojrzała na kalendarz i pobladła. – Gdzie mój synek draniu?! Nie widziałam go od kilku miesięcy! – Złapała niespodziewającego się ataku elfa za szyję.
- Spokojnie proszę pani – wykrztusił z trudem – jutro się zobaczycie.
- Puść go mamo, bo niczego się nie dowiemy – odezwała się rozsądnie Ola.
- Chłopak wpadł w poważne kłopoty związane z jego dziedzictwem. Chyba zauważyliście niezwykłe znamię, które ma od urodzenia. Razem z przyjacielem spotkałem go w parku, kiedy uciekał przed prześladowcami. Udzieliliśmy mu schronienia, a bojąc się, że mogą skrzywdzić także i was, wymazaliśmy wam wszystkie wspomnienia o Danielu. W naszym świecie nazywamy go Nirmalem, to jego prawdziwe imię nadane mu przez matkę.
- Wystraszyłeś nas nie na żarty młody człowieku – odezwał się w końcu ojciec, który najwyraźniej najmocniej odczuł skutki zaklęcia. – O co w tym wszystkim chodzi?
- Najważniejsze, że chłopakowi nic się nie stało. Was też udało się ocalić. Większość buntowników siedzi w więzieniu, a reszta pochowała się po dziurach, bojąc się naszego władcy. Myślę, że opowiem wam legendę o Władcy Ciemności i Amalendzie. Prywatne sprawy, Daniel powinien przekazać wam sam. – Uśmiechnął się pojednawczo.
   Rodzina Jezierskich słuchała tego z niedowierzaniem, dokładnie jak kilka godzin wcześniej Nirmal, historii o zamku. Nie mieściło się im w głowach, że gdzieś ponad chmurami był inny, nieznany im świat. Gdyby nie rzucone zaklęcie, którego skutki odczuli na własnej skórze, daliby swojemu gościowi adres najbliższej kliniki odwykowej oraz znajomego psychiatry. Chandi widząc, że nie traktują go zbyt poważnie pokazał im swoje uszy, co jednak nie wywarło na ludziach spodziewanego wrażenia. Dopiero rozłożenie delikatnych, na wpół przeźroczystych skrzydeł spowodowało, że pootwierali szeroko oczy, zupełnie zbici z tropu. Dotykali ich ostrożnie, z ogromnym zachwytem i fascynacją. Koniecznie chcieli zobaczyć natychmiast cuda, o których im opowiadał. Niestety na to potrzebna była zgoda króla.
.............................................................................................................................................
Betowała Ariana