Trzej mężczyźni
siedzieli w jadali za stołem już od dobrej godziny, zaspokajając głód i
dyskutując o polityce. Wprowadzenie z powrotem Lakshmana na tron bez rozlewu krwi nie było prostą sprawą. Musieli wcześniej zebrać po kryjomu zwolenników, a
potem zorganizować wielkie otwarcie pałacu królewskiego. Byli właśnie w środku
zażartej dyskusji, kiedy od strony drzwi dobiegły ich ciche słowa.
- Jest kawusia? Poproszę ze śmietanką – wymamrotał Daniel i
obrzucił wszystkich niezbyt przytomnym, srebrzystym spojrzeniem, mrugając przy
tym długimi rzęsami, ponieważ poranne światło raziło go w oczy. Wyglądał jakby
właśnie z wielkim trudem zwlókł się z łóżka. Człapał na bosaka, a spodnie
wisiały mu nisko na tyłku, tak, że widać było zarys pośladków. Krótka koszulka
z rękawami do łokci zwisała smętnie z jednego ramienia, a właściciel
wyraźnie zapomniał jej pozapinać i świecił nagą piersią. Czarne włosy tworzyły niemożliwie splątany,
malowniczy busz spadający poniżej łopatek. – Oddawaj! Zawsze wyżerasz
najlepsze! – wyrwał z ręki Rajita cynamonową bułeczkę i prawie całą wepchnął
sobie do buzi, zanim tamten zdążył zareagować. Usiadł za stołem, po czym zabrał sprzed
nosa władcy filiżankę z kawą. Upił łyczek i na jego zarumienionej od snu twarzy
pojawiła się czyta rozkosz. – Pyszna! – Oblizał usta ze śmietanki. Dopiero
kiedy skończył podniósł oczy i zobaczył trzech wpatrzonych w niego mężczyzn, o
niebezpiecznie błyszczących oczach i rozchylonych ustach. Patrzyli na niego tak zafascynowani, że przestali nawet mrugać. – Wy chyba nie macie zamiaru wypić na deser mojej krwi
czy coś? – W jego jeszcze dość wolno pracującym mózgu zalęgła się nieprzyjemna
myśl. Spojrzał na towarzyszy posiłku podejrzliwie i odsunął się nieco ze
stołkiem.
- Jakiej krwi mały? Ja wolałbym coś bardziej pożywnego. – Rajit
rzucił wymowne spojrzenie między nogi chłopaka.
- Jesteś wstrętny! – Daniel zaczerwienił się nawet na szyi i
zaczął w pośpiechu zapinać koszulę. Ten drań od rana myślał tylko o jednym. Trudno mu jednak było go krytykować, sam bowiem miał wyjątkowo ciekawy sen z
którego za nic nie chciał się obudzić z władcą wampirów w roli głównej. Zerknął
na siedzącego obok Lakshmana i speszył się jeszcze bardziej.
- Przepraszam za
tego głąba Wasza Wysokość – Chandi zwrócił się do milczącego mężczyzny. – Często myśli tą
drugą głową. – Pomimo, że władca potrafił doskonale ukrywać swoje uczucia, elf widział jego
niezadowolenie. Zaciśnięta na serwecie ręka, lekkie zmarszczenie brwi,
trwający ułamek sekundy groźny błysk w złotych oczach wymownie o tym świadczyły.
- Masz rację wieszczu. – Skinął mu powoli głową. -
Daniel to jeszcze dzieciak, więc powinieneś uważać na to co robisz i mówisz. –
Zwrócił się chłodnym tonem do Rajita.
- Jakie dziecko?! – Oburzył się Daniel. – Jestem dorosły!
- Oczywiście, że jesteś już dużym chłopcem – Lakshman
popatrzył na niego zmrużonymi po kociemu oczami, a potem dotknął czubkiem palca
jego nosa i ust. Nieznośnie powolnym ruchem rozmazał na nich resztki bitej
śmietany. – Taki upaprany i rozczochrany wyglądasz na jakieś słodkie szesnaście.
– W tym momencie wszyscy mężczyźni się roześmiali. Chłopaka jednak wcale to nie
ubawiło. Zerwał się z krzesła z naburmuszoną miną, a policzki piekły go
niemiłosiernie. Nic nie mógł poradzić na to, że na każdy gest władcy reagował jak zakochana nastolatka.
- Mam was dość! – warknął i uciekł z jadalni, ku ogólnej
wesołości pozostałych. Szedł energicznie długim korytarzem, pomstując pod nosem. – Okropne staruchy! Zboczeni krwiopijcy! Mają mnie za dzieciaka, bo są
odrobinę starsi! – Prawdę mówiąc ta odrobina wynosiła setki lat, ale
rozgniewany chłopak na to nie wpadł. Długowiecznym mężczyznom wydawał się
nieledwie pisklęciem, które trzeba było chronić przed własną głupotą i nieostrożnością. Dopiero,
kiedy Daniel w swojej sypialni spojrzał w lustro, przyszło otrzeźwienie. Pobiegł
do łazienki by obmyć i ochłodzić zimną wodą twarz. Doprowadził swoją garderobą
do porządku, uczesał w schludny warkocz czarne włosy i dopiero teraz odważył się
ponownie zerknąć w szklaną taflę.
- Jesteś narwanym durniem! – Pogroził swojemu odbiciu. –
Teraz rzeczywiście będą mieć powód do nabijania się z ciebie przez tydzień! – Pokręcił
z niezadowoleniem głową, a potem bezwiednie skierował wzrok na miejsca, w
których dotykał go Lakshman. Nadal czuł tam mrowienie i ciepło. – Uspokój się
natychmiast! Ten facet chyba myśli, że nadal nosisz pampersa!
***
Chandi
przysłuchiwał się rozmowie Rajita z Lakshmanem, wrócili do przerwanej dyskusji, ale polityka zbytnio go nie interesowała. Bardziej
obchodziło elfa to, co teraz wyprawia zdenerwowany Daniel. Zareagował zbyt emocjonalnie na niemądre żarty i bał się, żeby coś głupiego, jak na
przykład samotny wypad do Krakowa, nie wpadło mu do głowy. Po cichu wyszedł z jadalni
i kilka minut później stanął pod drzwiami do sypialni chłopaka. Delikatnie zapukał.
- Proszę... skoro już musisz... – odezwał się niezbyt
grzecznie Daniel. Nadal miał paskudny humorek, siedział więc na kanapie pod
kocem i podjadał leżące przed nim na ławie czekoladki. Kartkował przy tym
bez przekonania wielką księgę z zaklęciami.
- Przestań się dąsać i poczęstuj. – Elf przysiadł się do
niego i wślizgnął pod cieplutki pled.
- A ty co? Zostało ci jeszcze kilka niewykorzystanych
dowcipów? – burknął chłopak, ale podał mu batonik.
- Daj spokój, jestem niewinny, to Rajit zaczął. . – Wieszcz kiedy chciał, potrafił być słodki jak jedzona właśnie przez niego czekolada. – Bądź sprawiedliwy, nie odezwałem się przecież ani słóweczkiem.
Rzuć tę karmelową. Ale dobra! – Przez chwilę jedli w milczeniu.
- Chandi... – zaczął niepewnie Daniel. – Mam pytanie, albo i dwa.
- Rzucaj...
- Niewiele wiem o zwyczajach wampirów. W filmach jest zawsze
morze krwi, palący głód, pożerane dziewice. Nie czuję niczego takiego.
- Niezupełnie tak to wygląda. Miałeś się uczyć leniu!
Dostałeś książki na ten temat. – Elf pociągnął go żartobliwie za ucho.
- Ale tak w skrócie... – Chłopak posłał mu niewinne
spojrzenie torturowanego przez dorosłych malucha.
- No dobra. Nie wiem czy zauważyłeś, ale mamy dwudziesty
pierwszy wiek. Wampiry dawno już nie polują, mają banki krwi i dobrze płacą
dawcom, chętnych żeby zarobić nigdy nie brakuje. Pragnienie odczuwa dopiero w
pełni dojrzały osobnik, zdolny do rozrodu. – Tłumaczył spokojnie mężczyzna, nie przestając się objadać. – Co wy
macie z tymi dziewicami? Na takiej diecie biedne wampiry dawno wymarłyby z
głodu! – zachichotał. – Chociaż słyszałem, że taka krew lepiej smakuje. – Popatrzył znacząco na chłopaka.
- Że co?! – Daniel zarumienił się po uszy i natychmiast zapiął
swoją koszule pod samą szyję.
- Ja bym na twoim miejscu uważał na tych dwóch. – Wieszcz świetnie
się bawił, strasząc naiwnego głuptasa.
- Czyli drinki jedynie z woreczków? – Upewnił się jeszcze raz,
zastanawiając się w duszy nad możliwością chodzenia w szaliku, albo jakiejś
obroży. Oczywiście tak na wszelki wypadek.
- Nie do końca. – Uśmiechnął się do niego nieznośny elf. - Kochankowie
bardzo chętnie piją ze swoich tętnic, podobno to bardzo podnieca i potęguje
doznania. Tym bardziej, że jeśli połączy się seks z ssaniem, łatwiej zrobić
młodego wampirka.
- Jak to wampirka? Chodzi ci o dziecko? – Chłopak o mało nie
spadł z kanapy, ale zaraz potem poprawił się i najwyraźniej uspokoił. Widocznie
przeanalizował słowa mężczyzny i doszedł do zadowalających wniosków. – Jestem facetem,
mnie to nie grozi.
- I tu się mylisz! – Chandi z każdą minutą bawił się coraz
lepiej. Najwyraźniej mały był kompletnie nieuświadomiony i nie przeczytał
żadnego podręcznika. – U wampirów obie płcie mogą zachodzić w ciążę, jeśli
będziesz tym na dole, masz szansę robić za mamusię. – Oczy Daniela zrobiły się okrągłe jak pingpongowe piłeczki. Chwytał gwałtownie ustami powietrze i nie mógł
wykrztusić ani słowa.
- Oż cholera jasna... – udało mu się w końcu wystękać. – Ile
mi jeszcze zostało czasu do tej całej dojrzałości?
- Nie mam pojęcia, to dość indywidualne. – Wzruszył ramionami wieszcz. Popatrzył na pobladłe z wrażenia policzki chłopaka i zrobiło mu się go
odrobinę żal. – Nie bądź niemądry, przecież nikt się na siebie nie
rzuci! Jesteś pod naszą opieką!
- A co będzie jeżeli ja to zrobię? – wyrwało mu się
nieopatrznie. Miał właśnie w głowie wizję, jak Lakshman liże jego szyję, a
potem ssie i wbija w nią kły. Zrobiło mu się dziwnie gorąco i bezwiednie zaczął
się wachlować ręką. – No co? – Dopiero w tym momencie zauważył spojrzenie elfa
i natychmiast cały schował się pod kocem. – Czy jest jakieś zaklęcie zamykające
usta? – pisnął cichutko.
- Po co mu takie zaklęcie? – usłyszał od strony drzwi głos
Rajita, a za nim zobaczył wchodzącego władcę. – Co on właściwie wyprawia?
Daniel w tym czasie rzucił na kanapę pled, złapał za leżący
na łóżku ogromny sweter należący do króla i założył go na siebie. Opadł mu
prawie do kolan, niczym bezkształtny, pokutny worek. Porwał z szuflady stary
szalik i owinął nim kilkakrotnie szyję. Jedyną spinką, którą na wszelki wypadek
nosił w kieszeni podpiął swoją grzywkę do góry. Stanęła pod nieco dziwnym kątem
i rozczepiła się na końcach. Wyglądając jak ostatnia sierota z bidula podniósł
koc i owinął się nim szczelnie, zakrywając się po same uszy. Następnie usiadł, chowając
się za plecami elfa, z bardzo buntowniczą miną.
- Piliście coś? – Lakshman podszedł do nich i zaczął węszyć.
- Aa... – pisnął chłopak jak tylko się zbliżył i uciekł na
drugi koniec kanapy.
- Zwariował jak nic – popukał się po czole Rajit.
- Nie, tylko jest w lekkim szoku – odezwał się spokojnie
Chandi.
- Po co się tak ubrał, może jest chory? – zapytał zdezorientowany
władca.
- Wdział tylko zbroję, chroni się przed ... - W tym momencie
chłopak rzucił się na wieszcza i zatkał mu usta dłonią.
- Jeszcze słowo, a zakradnę się w nocy i uduszę cię we śnie –
syknął mu do szpiczastego ucha.
***
Wieczorem mężczyźni
siedzieli w prywatnym salonie Rajita. Komnata była niewielka, ale bardzo
przytulna. Kamienne ściany ozdobiono miękkimi arrasami w pastelowych kolorach,
a na marmurowej posadzce leżał szarozielony dywan. W kominku mimo, że było
ciepło, płonął wesoło ogień.
- Gdzie się podział ten dzieciak, unika lekcji niczym
zarazy! – mruknął niezadowolony władca.
- Pewnie znowu wpadł na jakiś dziwny pomysł. Kto wie co mu
nagadał ten szpiczastouchy. – Popatrzył wymownie na wieszcza.
- I tak ci nic nie powiem. – Chandi pokazał mu po
dziecinnemu język. – Umierasz z ciekawości prawda?
- Nigdy w życiu, nie jestem twoim smarkatym adeptem magii...
Władca przysłuchiwał
się ich sprzeczkom z lekkim uśmiechem. Zaczynał się już przyzwyczajać do tej
dwójki i nawet ich polubił, o ile nie zbliżali się zanadto do Daniela. Uważał,
że nie powinni się zbytnio z nim spoufalać, w końcu był wybrańcem z
przepowiedni. Przynajmniej tak sobie tłumaczył chwilowe napady agresji wobec
obojga. Zamyślił się na chwilę i dlatego, kiedy ciężkie, dębowe drzwi z impetem
uderzyły o ścianę, aż podskoczył na fotelu.
- Alissa... Nigdzie nie ma Alisssy... ! – Do komnaty wpadł
zaryczany chłopak. – Szukałem jej cały dzień!
- Usiądź i najpierw się czegoś napij. – Władca wskazał mu
miejsce na sąsiednim fotelu, a Chandi podał kieliszek wina. – Musi być w zamku,
stąd nie da się wyjść bez zgody Rajita.
- Moja maleńka przyjaciółka... – zaszlochał Daniel. – Na pewno
coś się jej stało! Zawsze pokazywała się chociaż na chwilę!
- Rzuć zaklęcie śledzące – polecił wieszczowi władca. – Ten głupi
nietoperz na pewno gdzieś się szwenda. Nie denerwuj się – delikatnie pogłaskał trzęsącego
się chłopaka po policzku. – Zaraz znajdziemy włóczęgę. – Miał ogromną ochotę
wziąć go na kolana i przytulić, powstrzymało go jedynie to, że nie byli sami.
Takie niemądre myśli przychodziły mu do głowy na pewno dlatego, że zawsze pragnął mieć rodzeństwo, a chłopaka w pewnym sensie traktował jak młodszego brata. Tak sobie
przynajmniej tłumaczył swoje dziwne zachowanie i pragnienia, które zawsze go
ogarniały w towarzystwie Daniela.
- I co... i co... – dopytywał się chłopak, patrząc z
nadzieją na elfa.
- Jest w sypialni. Jak mogłeś ją przegapić? – odezwał
się po chwili Chandi, wznosząc oczy do nieba.
- Ale dlaczego się nie odezwała? Na pewno coś się stało! – Zerwał
się z fotela, jednym susem przeskoczył przez nogi Lakshmana i pognał do swojego
pokoju. Gdy zdyszany przybył na miejsce zaczął przeszukiwać, każdą najmniejszą
dziurę. Mężczyźni oczywiście o wiele wolniej podążyli za nim,
doskonale wiedzieli, że dopóki nie dorwą zbiega mały nie skupi się na nauce.
Dobre dwie godziny, we czwórkę, przetrząsali każdy kąt. W końcu
zniecierpliwiony Rajit wziął drabinkę i zaczął sprawdzać wysokie na trzy metry
regały z książkami. Na samej górze stała duża, otwarta skrzynia w której kiedyś
przechowywano zwoje.
- Już wiem co się stało z moją najlepszą koszulą, twoja też
tu jest – rzucił do elfa i wsunął rękę do środka. – Ty cholero! – Włożył do
ust zakrwawione palce.
- Iiiihhh – rozległ się oburzony syk Alisy.
- Czego się gapisz? – zwrócił się do skamieniałego chłopaka.
– Uspokój tą złośnicę!
- Kochana ślicznotka! – Daniel jednym skokiem znalazł się na
drabinie. Rozpromienił się niczym słoneczko, a wpatrzony w niego Lakshman
poczuł w sercu zimne ukłucie. Niewątpliwie był zazdrosny o zwykłego, domowego
nietoperza. Właśnie wyciągnął rękę by klepnąć się w czoło i przywrócić sobie
rozsądek, kiedy napotkał uważne spojrzenie elfa. Lekko się zmieszał i odwrócił
wzrok. Wieszcz był bardzo inteligentnym mężczyzną i nie chciał, by zaczął snuć
jakieś niemądre fantazje na jego temat.
Tymczasem szczęśliwy, niczym skowronek na
wiosnę chłopak, wdrapał się na samą górę, zajrzał do skrzyni i zastygł w
miejscu. Potem przetarł kilka razy oczy, jakby nie był pewny tego co widzi i ostrożnie odsunął na bok swoją
najładniejszą chusteczkę. W gniazdku uwitym z najmiększych tkanin siedziały dwie
puchate kulki i patrzyły na niego, wielkimi czarnymi ślepkami. Małe noski
węszyły zaciekawione nowym zapachem. Zastrzygły kosmatymi uszkami, a troskliwa
Alissa otuliła je swoimi skrzydłami jak kwoka, chroniąc przed całym światem.
- Ale słodziaczki... – westchnął wpatrzony z zachwytem w maleńkie nietoperze. – Masz najładniejsze dzieciaczki na świecie.
- Tiiihhhh... – przytaknęła niezmiernie dumna z siebie
Alisa.
***
Dopiero jakąś
godzinę później mężczyznom udało się odciągnąć Daniela od maluchów. Po uszy
zakochany i dumny, jak każdy świeżo upieczony tatuś, za jakiego się uważał, nie
miał najmniejszej ochoty rozstawać się z nietoperzami. Poza tym nie znosił
swoich lekcji i nie widział powodu, aby je kontynuować. Skoro w zamku
wszyscy byli bezpieczni, to po co męczyć się nad czymś do czego najwyraźniej
nie posiadał ani krztyny talentu.
Zapatrzony w maleństwa zupełnie zapomniał o władcy.
Lakshman nie należał do osób, które pozwoliłyby się
ignorować. Naprawdę zły i zdeterminowany przeprowadzić lekcję magii, wysłał po
chłopaka Rajita z Chandim. Przywlekli go niemal siłą, wkładając mu ręce pod
ramiona i ciągnąc po marmurowej posadzce.
Władca czekał z
założonymi na piersi ramionami, a jego humor pogarszał się minuty na minutę.
Poświęcał swój cenny czas jakiemuś dzieciakowi, a on nawet nie raczył się
pojawić. Gorzej, przedłożył towarzystwo zwierzaków nad jego królewską osobę.
Uśmiechał się i mizdrzył do futrzastych
kulek, zupełnie zapominając o umówionym wcześniej spotkaniu. Do niego nigdy nie
mówił tak czule, ani nie patrzył tak słodko niemal się rozpływając ze szczęścia.
W mężczyźnie zaczęła narastać
niepohamowana furia, oczy zamieniły się w dwa złociste wulkany, a dłonie
zacisnęły się w pięści. Na widok jego miny Chandi i Rajit zatrzymali się tuż za
progiem, wepchnęli do środka zbuntowanego adepta magii, który zarobił cztery kroki i stanął, nieco zawstydzony swoim niemądrym zachowaniem.
- Przepraszam za spóźnienie – szepnął. – Co mam robić? –
Rozejrzał się dookoła, unikając wzroku mężczyzny. Pokój był zupełnie pusty, jeśli nie liczyć płonącego kominka. Przez wysokie, gotyckie okna widać było
gwiazdy. Na zewnątrz zapadła już noc. Na podłodze namalowany był pentagram, na
jego ramionach umieszczono szkarłatne świece. Ściany były z grubego wapienia,
pełne jakiś dziur i zadrapań, najwyraźniej nie był pierwszą osobą, która tutaj trenowała.
- Siadaj i skup się, mam też inne zajęcia poza niańczeniem
gówniarzy – głos Lakshmana był tak ostry, że można nim było kroić metal. Nigdy
wcześniej nie widział go w takim nastoju i poczuł się bardzo niepewnie. –
Widzisz ogień? Sięgnij po niego swoją mocą i uformuj kulę, potem rzuć nią o
mur. Postaraj się trafić w świecący punkt. – Wskazał na namalowany na ścianie fluorescencyjną
farbą spory krzyżyk.
- Nie potrafię. Dobrze wiesz, że nie wychodzą mi nawet
najprostsze zaklęcia – odezwał się zirytowany kosmicznymi wymaganiami nowego nauczyciela.
- Za to doskonale potrafisz jęczeć i narzekać, a jeszcze
lepiej wymigiwać się od zajęć – warknął mężczyzna.
Przez jakiś kwadrans
w komnacie było zupełnie cicho, jeśli nie liczyć sypiących się co chwilę z kominka iskier.
Daniel zawzięcie ćwiczył, ale miał ogromne problemy z koncentracją. Sto razy
wolałby być w swojej sypialni z maluchami, niż z tym okropnym poganiaczem niewolników.
W dodatku sapał mu za plecami, co jeszcze bardziej go rozpraszało.
- Jesteś beznadziejny, weź się w końcu do pracy! - Lakshman
miał już tego powyżej uszu. Smarkacz ani razu nie zdołał się skupić na zadaniu. Bujał w obłokach, rozmyślając o niebieskich migdałach.
- A może to ty nie umiesz uczyć? – oddał wet za wet Daniel, też coraz bardziej wkurzony swoją nieudolnością.
- A może potrzebujesz dopingu? – rzucił ze złośliwym błyskiem
w złotych oczach władca. Chłopak nic się nie odezwał, tylko zaczął ponownie
formować zaklęcie, już miał nim rzucić, kiedy ku swojemu przerażeniu, pod ścianą
z krzyżykiem, zauważył znajomą skrzynię z której rozległy się żałosne piski.
- Och... – jęknął spanikowany, a włosy zjeżyły mu się na głowie. Nie mógł cofnąć wypowiedzianych słów.
- Jeśli się wystarczająco nie skupisz i nie trafisz do celu,
będziemy mieć zaraz dwa pieczone nietoperze – odezwał się kpiąco Lakshman. – Ratuj
swoje aniołki tatuśku!
Daniel czuł spływający po jego plecach zimny pot, ze
wszystkich sił starał się opanować. Powoli, bardzo powoli zaczął tworzyć kulę
ognia, wielkości małej piłeczki. Żołądek ścisnął mu się w twardy supeł, a serce
biło jak oszalałe. Oddychał głęboko, próbując dokładnie wymierzyć. Jeżeli zawiedzie
Alisa umrze z rozpaczy, a on razem z nią. Zdawało mu się, że ta chwila trwa
całą wieczność. W końcu uznał, że jest gotowy i ostrożnie wypuścił pocisk.
Uderzył dokładnie w sam środek celu. Kiedy tylko odzyskał zdolność myślenia podniósł
się i stanął na drżących nogach.
- Widzisz, jak chcesz to potrafisz – usłyszał jeszcze
idiotyczny komentarz Lakshmana. Poszedł do skrzyni i wyjął z niej kwilące,
wystraszone maleństwa. Delikatnie włożył je do obszernej kieszeni bluzy, po
czym odwrócił się na pięcie i znalazł oko w oko z mężczyzną.
- Jesteś najgorszą kanalią jaką znam! Prawdziwym POTWOREM! –
krzyknął mu prosto w twarz. Srebrne oczy ciskały błyskawice, a usta wykrzywione
pogardą wypowiadały kolejne, pełne nienawiści
słowa. Dosięgały swojego celu raz po raz, powodując, że twarz władcy gwałtownie
zbladła. Bolało, bolało o wiele bardziej niż się spodziewał.
W końcu Daniel ominął go z zadartą dumnie głową i ruszył do drzwi.
Rajit i Chandi próbowali go zatrzymać, bojąc się co może zrobić w takim stanie.
Zagrodzili mu drogę, ale ich odepchnął, sycząc niczym wściekła kobra.
- Spieprzajcie zdrajcy! Żaden z was nawet nie mrugnął okiem,
żeby mi pomóc! – Przeszedł między zaszokowanymi jego zachowaniem mężczyznami i
puścił się biegiem, byle jak najdalej od tej przeklętej bandy
fałszywych przyjaciół.
................................................................................................................................
................................................................................................................................
Betowała Ariana