środa, 22 stycznia 2014

13. Jesteś Potworem!

   Trzej mężczyźni siedzieli w jadali za stołem już od dobrej godziny, zaspokajając głód i dyskutując o polityce. Wprowadzenie z powrotem Lakshmana na tron bez rozlewu krwi nie było prostą sprawą. Musieli wcześniej zebrać po kryjomu zwolenników, a potem zorganizować wielkie otwarcie pałacu królewskiego. Byli właśnie w środku zażartej dyskusji, kiedy od strony drzwi dobiegły ich ciche słowa.
- Jest kawusia? Poproszę ze śmietanką – wymamrotał Daniel i obrzucił wszystkich niezbyt przytomnym, srebrzystym spojrzeniem, mrugając przy tym długimi rzęsami, ponieważ poranne światło raziło go w oczy. Wyglądał jakby właśnie z wielkim trudem zwlókł się z łóżka. Człapał na bosaka, a spodnie wisiały mu nisko na tyłku, tak, że widać było zarys pośladków. Krótka koszulka z rękawami do łokci zwisała smętnie z jednego ramienia, a właściciel wyraźnie zapomniał jej pozapinać i świecił nagą piersią. Czarne włosy tworzyły niemożliwie splątany, malowniczy busz spadający poniżej łopatek. – Oddawaj! Zawsze wyżerasz najlepsze! – wyrwał z ręki Rajita cynamonową bułeczkę i prawie całą wepchnął sobie do buzi, zanim tamten zdążył zareagować. Usiadł za stołem, po czym zabrał sprzed nosa władcy filiżankę z kawą. Upił łyczek i na jego zarumienionej od snu twarzy pojawiła się czyta rozkosz. – Pyszna! – Oblizał usta ze śmietanki. Dopiero kiedy skończył podniósł oczy i zobaczył trzech wpatrzonych w niego mężczyzn, o niebezpiecznie błyszczących oczach i rozchylonych ustach. Patrzyli na niego tak zafascynowani, że przestali nawet mrugać. – Wy chyba nie macie zamiaru wypić na deser mojej krwi czy coś? – W jego jeszcze dość wolno pracującym mózgu zalęgła się nieprzyjemna myśl. Spojrzał na towarzyszy posiłku podejrzliwie i odsunął się nieco ze stołkiem.
- Jakiej krwi mały? Ja wolałbym coś bardziej pożywnego. – Rajit rzucił wymowne spojrzenie między nogi chłopaka.
- Jesteś wstrętny! – Daniel zaczerwienił się nawet na szyi i zaczął w pośpiechu zapinać koszulę. Ten drań od rana myślał tylko o jednym. Trudno mu jednak było go krytykować, sam bowiem miał wyjątkowo ciekawy sen z którego za nic nie chciał się obudzić z władcą wampirów w roli głównej. Zerknął na siedzącego obok Lakshmana i speszył się jeszcze bardziej.
- Przepraszam za tego głąba Wasza Wysokość – Chandi zwrócił się do milczącego mężczyzny. – Często myśli tą drugą głową. – Pomimo, że władca potrafił doskonale  ukrywać swoje uczucia, elf widział jego niezadowolenie. Zaciśnięta na serwecie ręka, lekkie zmarszczenie brwi, trwający ułamek sekundy groźny błysk w złotych oczach wymownie o tym świadczyły.
- Masz rację wieszczu. – Skinął mu powoli głową. - Daniel to jeszcze dzieciak, więc powinieneś uważać na to co robisz i mówisz. – Zwrócił się chłodnym tonem do Rajita.
- Jakie dziecko?! – Oburzył się Daniel. – Jestem dorosły!
- Oczywiście, że jesteś już dużym chłopcem – Lakshman popatrzył na niego zmrużonymi po kociemu oczami, a potem dotknął czubkiem palca jego nosa i ust. Nieznośnie powolnym ruchem rozmazał na nich resztki bitej śmietany. – Taki upaprany i rozczochrany wyglądasz na jakieś słodkie szesnaście. – W tym momencie wszyscy mężczyźni się roześmiali. Chłopaka jednak wcale to nie ubawiło. Zerwał się z krzesła z naburmuszoną miną, a policzki piekły go niemiłosiernie. Nic nie mógł poradzić na to, że na każdy gest władcy reagował jak zakochana nastolatka.
- Mam was dość! – warknął i uciekł z jadalni, ku ogólnej wesołości pozostałych. Szedł energicznie długim korytarzem, pomstując pod nosem. – Okropne staruchy! Zboczeni krwiopijcy! Mają mnie za dzieciaka, bo są odrobinę starsi! – Prawdę mówiąc ta odrobina wynosiła setki lat, ale rozgniewany chłopak na to nie wpadł. Długowiecznym mężczyznom wydawał się nieledwie pisklęciem, które trzeba było chronić przed własną głupotą i nieostrożnością. Dopiero, kiedy Daniel w swojej sypialni spojrzał w lustro, przyszło otrzeźwienie. Pobiegł do łazienki by obmyć i ochłodzić zimną wodą twarz. Doprowadził swoją garderobą do porządku, uczesał w schludny warkocz czarne włosy i dopiero teraz odważył się ponownie zerknąć w szklaną taflę.
- Jesteś narwanym durniem! – Pogroził swojemu odbiciu. – Teraz rzeczywiście będą mieć powód do nabijania się z ciebie przez tydzień! – Pokręcił z niezadowoleniem głową, a potem bezwiednie skierował wzrok na miejsca, w których dotykał go Lakshman. Nadal czuł tam mrowienie i ciepło. – Uspokój się natychmiast! Ten facet chyba myśli, że nadal nosisz pampersa!
***
   Chandi przysłuchiwał się rozmowie Rajita z Lakshmanem, wrócili do przerwanej dyskusji, ale polityka zbytnio go nie interesowała. Bardziej obchodziło elfa to, co teraz wyprawia zdenerwowany Daniel. Zareagował zbyt emocjonalnie na niemądre żarty i bał się, żeby coś głupiego, jak na przykład samotny wypad do Krakowa, nie wpadło mu do głowy. Po cichu wyszedł z jadalni i kilka minut później stanął pod drzwiami do sypialni chłopaka. Delikatnie zapukał.
- Proszę... skoro już musisz... – odezwał się niezbyt grzecznie Daniel. Nadal miał paskudny humorek, siedział więc na kanapie pod kocem i podjadał leżące przed nim na ławie czekoladki. Kartkował przy tym bez przekonania wielką księgę z zaklęciami.
- Przestań się dąsać i poczęstuj. – Elf przysiadł się do niego i wślizgnął pod cieplutki pled.
- A ty co? Zostało ci jeszcze kilka niewykorzystanych dowcipów? – burknął chłopak, ale podał mu batonik.
- Daj spokój, jestem niewinny, to Rajit zaczął. . – Wieszcz kiedy chciał, potrafił być słodki jak jedzona właśnie przez niego czekolada. – Bądź sprawiedliwy, nie odezwałem się przecież ani słóweczkiem. Rzuć tę karmelową. Ale dobra! – Przez chwilę jedli w milczeniu.
- Chandi... – zaczął niepewnie Daniel. – Mam pytanie, albo i dwa.
- Rzucaj...
- Niewiele wiem o zwyczajach wampirów. W filmach jest zawsze morze krwi, palący głód, pożerane dziewice. Nie czuję niczego takiego.
- Niezupełnie tak to wygląda. Miałeś się uczyć leniu! Dostałeś książki na ten temat. – Elf pociągnął go żartobliwie za ucho.
- Ale tak w skrócie... – Chłopak posłał mu niewinne spojrzenie torturowanego przez dorosłych malucha.
- No dobra. Nie wiem czy zauważyłeś, ale mamy dwudziesty pierwszy wiek. Wampiry dawno już nie polują, mają banki krwi i dobrze płacą dawcom, chętnych żeby zarobić nigdy nie brakuje. Pragnienie odczuwa dopiero w pełni dojrzały osobnik, zdolny do rozrodu. – Tłumaczył spokojnie  mężczyzna, nie przestając się objadać. – Co wy macie z tymi dziewicami? Na takiej diecie biedne wampiry dawno wymarłyby z głodu! – zachichotał. – Chociaż słyszałem, że taka krew lepiej smakuje. – Popatrzył znacząco na chłopaka.
- Że co?! – Daniel zarumienił się po uszy i natychmiast zapiął swoją koszule pod samą szyję.
- Ja bym na twoim miejscu uważał na tych dwóch. – Wieszcz świetnie się bawił, strasząc naiwnego głuptasa.
- Czyli drinki jedynie z woreczków? – Upewnił się jeszcze raz, zastanawiając się w duszy nad możliwością chodzenia w szaliku, albo jakiejś obroży. Oczywiście tak na wszelki wypadek.
- Nie do końca. – Uśmiechnął się do niego nieznośny elf. - Kochankowie bardzo chętnie piją ze swoich tętnic, podobno to bardzo podnieca i potęguje doznania. Tym bardziej, że jeśli połączy się seks z ssaniem, łatwiej zrobić młodego wampirka.
- Jak to wampirka? Chodzi ci o dziecko? – Chłopak o mało nie spadł z kanapy, ale zaraz potem poprawił się i najwyraźniej uspokoił. Widocznie przeanalizował słowa mężczyzny i doszedł do zadowalających wniosków. – Jestem facetem, mnie to nie grozi.
- I tu się mylisz! – Chandi z każdą minutą bawił się coraz lepiej. Najwyraźniej mały był kompletnie nieuświadomiony i nie przeczytał żadnego podręcznika. – U wampirów obie płcie mogą zachodzić w ciążę, jeśli będziesz tym na dole, masz szansę robić za mamusię. – Oczy Daniela zrobiły się okrągłe jak pingpongowe piłeczki. Chwytał gwałtownie ustami powietrze i nie mógł wykrztusić ani słowa.
- Oż cholera jasna... – udało mu się w końcu wystękać. – Ile mi jeszcze zostało czasu do tej całej dojrzałości?
- Nie mam pojęcia, to dość indywidualne. – Wzruszył ramionami wieszcz. Popatrzył na pobladłe z wrażenia policzki chłopaka i zrobiło mu się go odrobinę żal. – Nie bądź niemądry, przecież nikt się na siebie nie rzuci! Jesteś pod naszą opieką!
- A co będzie jeżeli ja to zrobię? – wyrwało mu się nieopatrznie. Miał właśnie w głowie wizję, jak Lakshman liże jego szyję, a potem ssie i wbija w nią kły. Zrobiło mu się dziwnie gorąco i bezwiednie zaczął się wachlować ręką. – No co? – Dopiero w tym momencie zauważył spojrzenie elfa i natychmiast cały schował się pod kocem. – Czy jest jakieś zaklęcie zamykające usta? – pisnął cichutko.
- Po co mu takie zaklęcie? – usłyszał od strony drzwi głos Rajita, a za nim zobaczył wchodzącego władcę. – Co on właściwie wyprawia?
Daniel w tym czasie rzucił na kanapę pled, złapał za leżący na łóżku ogromny sweter należący do króla i założył go na siebie. Opadł mu prawie do kolan, niczym bezkształtny, pokutny worek. Porwał z szuflady stary szalik i owinął nim kilkakrotnie szyję. Jedyną spinką, którą na wszelki wypadek nosił w kieszeni podpiął swoją grzywkę do góry. Stanęła pod nieco dziwnym kątem i rozczepiła się na końcach. Wyglądając jak ostatnia sierota z bidula podniósł koc i owinął się nim szczelnie, zakrywając się po same uszy. Następnie usiadł, chowając się za plecami elfa, z bardzo buntowniczą miną.
- Piliście coś? – Lakshman podszedł do nich i zaczął węszyć.
- Aa... – pisnął chłopak jak tylko się zbliżył i uciekł na drugi koniec kanapy.
- Zwariował jak nic – popukał się po czole Rajit.
- Nie, tylko jest w lekkim szoku – odezwał się spokojnie Chandi.
- Po co się tak ubrał, może jest chory? – zapytał zdezorientowany władca.
- Wdział tylko zbroję, chroni się przed ... - W tym momencie chłopak rzucił się na wieszcza i zatkał mu usta dłonią.
- Jeszcze słowo, a zakradnę się w nocy i uduszę cię we śnie – syknął mu do szpiczastego ucha.
***
   Wieczorem mężczyźni siedzieli w prywatnym salonie Rajita. Komnata była niewielka, ale bardzo przytulna. Kamienne ściany ozdobiono miękkimi arrasami w pastelowych kolorach, a na marmurowej posadzce leżał szarozielony dywan. W kominku mimo, że było ciepło, płonął wesoło ogień.
- Gdzie się podział ten dzieciak, unika lekcji niczym zarazy! – mruknął niezadowolony władca.
- Pewnie znowu wpadł na jakiś dziwny pomysł. Kto wie co mu nagadał ten szpiczastouchy. – Popatrzył wymownie na wieszcza.
- I tak ci nic nie powiem. – Chandi pokazał mu po dziecinnemu język. – Umierasz z ciekawości prawda?
- Nigdy w życiu, nie jestem twoim smarkatym adeptem magii...
   Władca przysłuchiwał się ich sprzeczkom z lekkim uśmiechem. Zaczynał się już przyzwyczajać do tej dwójki i nawet ich polubił, o ile nie zbliżali się zanadto do Daniela. Uważał, że nie powinni się zbytnio z nim spoufalać, w końcu był wybrańcem z przepowiedni. Przynajmniej tak sobie tłumaczył chwilowe napady agresji wobec obojga. Zamyślił się na chwilę i dlatego, kiedy ciężkie, dębowe drzwi z impetem uderzyły o ścianę, aż podskoczył na fotelu.
- Alissa... Nigdzie nie ma Alisssy... ! – Do komnaty wpadł zaryczany chłopak. – Szukałem jej cały dzień!
- Usiądź i najpierw się czegoś napij. – Władca wskazał mu miejsce na sąsiednim fotelu, a Chandi podał kieliszek wina. – Musi być w zamku, stąd nie da się wyjść bez zgody Rajita.
- Moja maleńka przyjaciółka... – zaszlochał Daniel. – Na pewno coś się jej stało! Zawsze pokazywała się chociaż na chwilę!
- Rzuć zaklęcie śledzące – polecił wieszczowi władca. – Ten głupi nietoperz na pewno gdzieś się szwenda. Nie denerwuj się – delikatnie pogłaskał trzęsącego się chłopaka po policzku. – Zaraz znajdziemy włóczęgę. – Miał ogromną ochotę wziąć go na kolana i przytulić, powstrzymało go jedynie to, że nie byli sami. Takie niemądre myśli przychodziły mu do głowy na pewno dlatego, że zawsze pragnął mieć rodzeństwo, a chłopaka w pewnym sensie traktował jak młodszego brata. Tak sobie przynajmniej tłumaczył swoje dziwne zachowanie i pragnienia, które zawsze go ogarniały w towarzystwie Daniela.
- I co... i co... – dopytywał się chłopak, patrząc z nadzieją na elfa.
- Jest w sypialni. Jak mogłeś ją przegapić? – odezwał się po chwili Chandi, wznosząc oczy do nieba.
- Ale dlaczego się nie odezwała? Na pewno coś się stało! – Zerwał się z fotela, jednym susem przeskoczył przez nogi Lakshmana i pognał do swojego pokoju. Gdy zdyszany przybył na miejsce zaczął przeszukiwać, każdą najmniejszą dziurę. Mężczyźni oczywiście o wiele wolniej podążyli za nim, doskonale wiedzieli, że dopóki nie dorwą zbiega mały nie skupi się na nauce. Dobre dwie godziny, we czwórkę, przetrząsali każdy kąt. W końcu zniecierpliwiony Rajit wziął drabinkę i zaczął sprawdzać wysokie na trzy metry regały z książkami. Na samej górze stała duża, otwarta skrzynia w której kiedyś przechowywano zwoje.
- Już wiem co się stało z moją najlepszą koszulą, twoja też tu jest – rzucił do elfa i wsunął rękę do środka. – Ty cholero! – Włożył do ust zakrwawione palce.
- Iiiihhh – rozległ się oburzony syk Alisy.
- Czego się gapisz? – zwrócił się do skamieniałego chłopaka. – Uspokój tą złośnicę!
- Kochana ślicznotka! – Daniel jednym skokiem znalazł się na drabinie. Rozpromienił się niczym słoneczko, a wpatrzony w niego Lakshman poczuł w sercu zimne ukłucie. Niewątpliwie był zazdrosny o zwykłego, domowego nietoperza. Właśnie wyciągnął rękę by klepnąć się w czoło i przywrócić sobie rozsądek, kiedy napotkał uważne spojrzenie elfa. Lekko się zmieszał i odwrócił wzrok. Wieszcz był bardzo inteligentnym mężczyzną i nie chciał, by zaczął snuć jakieś niemądre fantazje na jego temat.
    Tymczasem szczęśliwy, niczym skowronek na wiosnę chłopak, wdrapał się na samą górę, zajrzał do skrzyni i zastygł w miejscu. Potem przetarł kilka razy oczy, jakby nie był pewny tego co widzi i ostrożnie odsunął na bok swoją najładniejszą chusteczkę. W gniazdku uwitym z najmiększych tkanin siedziały dwie puchate kulki i patrzyły na niego, wielkimi czarnymi ślepkami. Małe noski węszyły zaciekawione nowym zapachem. Zastrzygły kosmatymi uszkami, a troskliwa Alissa otuliła je swoimi skrzydłami jak kwoka, chroniąc przed całym światem.
- Ale słodziaczki... – westchnął wpatrzony z zachwytem w maleńkie nietoperze. – Masz najładniejsze dzieciaczki na świecie.
- Tiiihhhh... – przytaknęła niezmiernie dumna z siebie Alisa.
***
   Dopiero jakąś godzinę później mężczyznom udało się odciągnąć Daniela od maluchów. Po uszy zakochany i dumny, jak każdy świeżo upieczony tatuś, za jakiego się uważał, nie miał najmniejszej ochoty rozstawać się z nietoperzami. Poza tym nie znosił swoich lekcji i nie widział powodu, aby je kontynuować. Skoro w zamku wszyscy byli bezpieczni, to po co męczyć się nad czymś do czego najwyraźniej nie posiadał  ani krztyny talentu. Zapatrzony w maleństwa zupełnie zapomniał o władcy.
   Lakshman nie należał do osób, które pozwoliłyby się ignorować. Naprawdę zły i zdeterminowany przeprowadzić lekcję magii, wysłał po chłopaka Rajita z Chandim. Przywlekli go niemal siłą, wkładając mu ręce pod ramiona i ciągnąc po marmurowej posadzce.
   Władca czekał z założonymi na piersi ramionami, a jego humor pogarszał się minuty na minutę. Poświęcał swój cenny czas jakiemuś dzieciakowi, a on nawet nie raczył się pojawić. Gorzej, przedłożył towarzystwo zwierzaków nad jego królewską osobę. Uśmiechał się i mizdrzył do  futrzastych kulek, zupełnie zapominając o umówionym wcześniej spotkaniu. Do niego nigdy nie mówił tak czule, ani nie patrzył tak słodko niemal się rozpływając ze szczęścia. W mężczyźnie zaczęła  narastać niepohamowana furia, oczy zamieniły się w dwa złociste wulkany, a dłonie zacisnęły się w pięści. Na widok jego miny Chandi i Rajit zatrzymali się tuż za progiem, wepchnęli do środka zbuntowanego adepta magii, który zarobił cztery kroki i stanął, nieco zawstydzony swoim niemądrym zachowaniem.
- Przepraszam za spóźnienie – szepnął. – Co mam robić? – Rozejrzał się dookoła, unikając wzroku mężczyzny. Pokój był zupełnie pusty, jeśli nie liczyć płonącego kominka. Przez wysokie, gotyckie okna widać było gwiazdy. Na zewnątrz zapadła już noc. Na podłodze namalowany był pentagram, na jego ramionach umieszczono szkarłatne świece. Ściany były z grubego wapienia, pełne jakiś dziur i zadrapań, najwyraźniej nie był pierwszą osobą, która tutaj trenowała.
- Siadaj i skup się, mam też inne zajęcia poza niańczeniem gówniarzy – głos Lakshmana był tak ostry, że można nim było kroić metal. Nigdy wcześniej nie widział go w takim nastoju i poczuł się bardzo niepewnie. – Widzisz ogień? Sięgnij po niego swoją mocą i uformuj kulę, potem rzuć nią o mur. Postaraj się trafić w świecący punkt. – Wskazał na namalowany na ścianie fluorescencyjną farbą spory krzyżyk.
- Nie potrafię. Dobrze wiesz, że nie wychodzą mi nawet najprostsze zaklęcia – odezwał się zirytowany kosmicznymi wymaganiami nowego nauczyciela.
- Za to doskonale potrafisz jęczeć i narzekać, a jeszcze lepiej wymigiwać się od zajęć – warknął mężczyzna.
   Przez jakiś kwadrans w komnacie było zupełnie cicho, jeśli nie liczyć sypiących się co chwilę z kominka iskier. Daniel zawzięcie ćwiczył, ale miał ogromne problemy z koncentracją. Sto razy wolałby być w swojej sypialni z maluchami, niż z tym okropnym poganiaczem niewolników. W dodatku sapał mu za plecami, co jeszcze bardziej go rozpraszało.
- Jesteś beznadziejny, weź się w końcu do pracy! - Lakshman miał już tego powyżej uszu. Smarkacz ani razu nie zdołał się skupić na zadaniu. Bujał w obłokach, rozmyślając o niebieskich migdałach.
- A może to ty nie umiesz uczyć? – oddał wet za wet Daniel, też coraz bardziej wkurzony swoją nieudolnością.
- A może potrzebujesz dopingu? – rzucił ze złośliwym błyskiem w złotych oczach władca. Chłopak nic się nie odezwał, tylko zaczął ponownie formować zaklęcie, już miał nim rzucić, kiedy ku swojemu przerażeniu, pod ścianą z krzyżykiem, zauważył znajomą skrzynię z której rozległy się żałosne piski.
- Och... – jęknął spanikowany, a włosy zjeżyły mu się na głowie. Nie mógł cofnąć wypowiedzianych słów.
- Jeśli się wystarczająco nie skupisz i nie trafisz do celu, będziemy mieć zaraz dwa pieczone nietoperze – odezwał się kpiąco Lakshman. – Ratuj swoje aniołki tatuśku!
Daniel czuł spływający po jego plecach zimny pot, ze wszystkich sił starał się opanować. Powoli, bardzo powoli zaczął tworzyć kulę ognia, wielkości małej piłeczki. Żołądek ścisnął mu się w twardy supeł, a serce biło jak oszalałe. Oddychał głęboko, próbując dokładnie wymierzyć. Jeżeli zawiedzie Alisa umrze z rozpaczy, a on razem z nią. Zdawało mu się, że ta chwila trwa całą wieczność. W końcu uznał, że jest gotowy i ostrożnie wypuścił pocisk. Uderzył dokładnie w sam środek celu. Kiedy tylko odzyskał zdolność myślenia podniósł się i stanął na drżących nogach.
- Widzisz, jak chcesz to potrafisz – usłyszał jeszcze idiotyczny komentarz Lakshmana. Poszedł do skrzyni i wyjął z niej kwilące, wystraszone maleństwa. Delikatnie włożył je do obszernej kieszeni bluzy, po czym odwrócił się na pięcie i znalazł oko w oko z mężczyzną.
- Jesteś najgorszą kanalią jaką znam! Prawdziwym POTWOREM! – krzyknął mu prosto w twarz. Srebrne oczy ciskały błyskawice, a usta wykrzywione pogardą wypowiadały  kolejne, pełne nienawiści słowa. Dosięgały swojego celu raz po raz, powodując, że twarz władcy gwałtownie zbladła. Bolało, bolało o wiele bardziej niż się spodziewał.
W końcu Daniel ominął go z zadartą dumnie głową i ruszył do drzwi. Rajit i Chandi próbowali go zatrzymać, bojąc się co może zrobić w takim stanie. Zagrodzili mu drogę, ale ich odepchnął, sycząc niczym wściekła kobra.
- Spieprzajcie zdrajcy! Żaden z was nawet nie mrugnął okiem, żeby mi pomóc! – Przeszedł między zaszokowanymi jego zachowaniem mężczyznami i puścił się biegiem, byle jak najdalej od tej przeklętej bandy fałszywych przyjaciół.
................................................................................................................................
Betowała Ariana