piątek, 8 stycznia 2016

49. Atak na Strażnicę. Małżeńskie negocjacje. Sen nie sen?

   Nirmal zaciągnął opierającego się nieco Rajita do teleportu znajdującego się w pałacowym parku. Całą drogę liczył po cichu kostki brukowe, którymi wyłożona była alejka bojąc się, że w końcu mężczyźnie uda się go całkowicie wyprowadzić z równowagi, a ponieważ słabo panował nad swoją magią, przerobi go na kupkę dymiącego popiołu. Wątpił czy mały Hiral podziękowałby mu za zamienienie co prawda wybrakowanego, ale jednak ojca, w śmierdzący kopczyk. Cholerny wampir nie pomagał ani trochę, szedł zamyślony coraz wolniej i wolniej, każdy nawet najstarszy żółw byłby od niego szybszy.
- Przestań się ociągać! – warknął w końcu, będąc już na skraju wytrzymałości.
- On mnie nie wpuści do domu… - zaprotestował cicho Rajit. – Nienawidzi mnie.
- I czyjaż to wina drogi panie? Trudno mieć jakieś pozytywne uczucia do osoby nazywającej syna pustookim potworem! – Stanęli obaj na pokrytej runami , metalowej płycie. Krótkie szarpnięcie, paskudne uczucie wirowania i byli już na mazurskiej wyspie.
- Chciałem dobrze. – Mężczyzna stanął pod furtką do ogrodu i przyglądał się z niedowierzaniem zaopuszczonemu domowi w kształcie statku. Jak jego pedantyczny mąż mógł wolec tą ruderę od wygodnego, przestronnego zamku? – Sądziłem, że mały jest całkowicie upośledzony. Oddałbym go do Przytuliska, tam miałby opiekę. On i tak nie poczułby różnicy, a Chandi nie musiałby cierpieć, patrząc codziennie na chore dziecko bez przyszłości.
- Rzecz w tym, że ty tak naprawdę myślałeś tylko o sobie i swojej wygodzie! Taki spadkobierca to dla ciebie powód do wstydu! Nawet nie wziąłeś na ręce i nie przytuliłeś maleństwa! Nie zainteresowałeś się jego stanem zdrowia, nie wezwałeś specjalisty, który sprawdziłby jak można mu pomóc! Zostawiłeś swojego cierpiącego męża, by sam borykał się z problemem! – Chłopak nie zdawał sobie sprawy jak bardzo podniósł głos. Swoim krzykiem wypłoszył prawie wszystkie ptaki w okolicy, spanikowane wzbiły się w powietrze z furkotem skrzydeł.   A tak bardzo obiecywał sobie zachować spokój.
- Masz rację. – Zagryzł wargi. – Przestraszyłem się. Po raz pierwszy w życiu przestraszyłem się tak bardzo, że kompletnie straciłem rozsądek i zachowałem jak tchórz. Chciałem, aby problem zniknął, zamiast stawić mu czoło. – Niespodziewanie oczy zaszły mu łzami. Upadł na kolana w wysokiej trawie, rosnącej tuż za płotem.  – Ja… Ja nie potrafię bez niego żyć…
- Zaczynasz mówić z sensem. – Nirmalowi zrobiło się go żal. Kucnął obok idioty, który własnoręcznie doprowadził do ruiny swoje i nie tylko swoje życie. – Zachowaj się w końcu jak mężczyzna! Chandiego możesz zdobyć na powrót jedynie szczerością i czynami. Wykaż empatię wobec synka. Poznaj go, jest strasznie słodki.
- Naprawdę powinienem tam iść? – Rajit podniósł głowę , a w jego oczach zabłysła nadzieja. Nirmal znał jego męża jak nikt inny, skoro twierdził, że ma szansę, być może coś w tym było. – Chyba ktoś inny byłby dla elfa lepszym mężem? Pokochałby też Hirala. – Nadal miał wątpliwości.
- Z pewnością jest wielu lepszych od ciebie. Nawet Lakshman ma do niego słabość. – Nirmial był bezlitosny. Temu facetowi należało rąbać brutalną prawdę między oczy bez żadnych upiększeń, a trochę strachu dobrze mu zrobi. – Niestety wieszcz, zupełnie nie pojmuję dlaczego, wybrał właśnie tępego barbarzyńcę z klanu Corragion! Wstawaj! – Szarpnął go za ramię. Nieco chwiejnym krokiem, niczym dwaj pijacy powracający z libacji, opierając się o siebie ramionami, ruszyli w stronę domu.
- Nie wiem co mam powiedzieć. Nie jestem przygotowany na taką poważną rozmowę. – Czym bliżej drzwi tym mężczyzna był mnie pewny siebie.
- Przede wszystkim nie wychylaj się, jak masz powiedzieć coś durnego lepiej milcz. Chandi dobrze cię zna i będzie wiedział kiedy kręcisz. – Zatrzymali się pod samymi drzwiami. – I jeszcze jedno. Hirala nawet nie próbuj oczarować i traktować jak przeciętne dziecko. Wyczuje każdy fałsz. Ma szereg niezwykłych darów, o których nie masz bladego pojęcia.
- Tak jest generale… - westchnął Rajit. Wyglądało na to, że czekała go droga przez mękę. Mimo wszystko, cieszył się, że zobaczy znowu męża. Chciał też dokładniej przyjrzeć się maluchowi, bo podczas święta nie miał do tego zbytnio okazji. Zauważył jedynie, że był do niego nieco podobny.
***

   Lakshman mając u boku kilkunastu gwardzistów przeszukiwał Strażnicę, będącą średniowiecznym zamkiem otoczonym fosą ze zwodzonym mostem. Oczywiście unosiła się na latającej wyspie dziesięć kilometrów za Katowicami dobrze ukryta przed ludzkimi oczyma. Wcześniej był tutaj zaledwie kilka razy. Zacisnął szczęki. Wszędzie walały się zakrwawione trupy stacjonującego tutaj garnizonu, atak bandy Thanisa przetrwała jedynie garstka. Z tego większość ciężko ranna została natychmiast przewieziona do Domu Zdrowia znajdującego się w stolicy. Ci którzy mogli mówić twierdzili, że napastikom chodziło o spoczywający w krypcie artefakt, pozwalający nurkować głęboko w wodach oceanu. Teraz w dobie łodzi podwodnych został zupełnie zapomniany. Król wampirów zachodził w głowę, po jakie licho zbuntowanym wampirom maska do nurkowania. Dlaczego ryzykowali z jej powodu życie?
- Czy ktoś słyszał o czym rozmawiali? – zapytał kulejącego kwatermistrza, idącego właśnie przez plac zamkowy w kierunku kuchni.
- Coś tam gadali o Trójkącie Bermudzkim i nowej bazie. Mieli gdzieś w pobliżu ukryty statek. – Staruszek rozmasował sobie potłuczone udo, z trudem ukrywając drżenie rąk. Klan Orgolinon sporo mu zapłacił za wprowadzenie władcy w błąd. Mieli też w brudnych łapach jego żonę jako zakładniczkę.
- Dziwne, że się z tym nie kryli.
- Po pierwsze oni mnie nie widzieli, ukryłem się w beczce. Poza tym chyba mieli zamiar nas wszystkich pozabijać. Przeszkodziła im kapitan Sara, która przyjechała tutaj jak co tydzień, spotkać się z bratem. Wezwała posiłki i musieli uciekać.
- Masz rację.  – Gdyby nie znał tego mężczyzny od jakiś dwustu lat, sądziłby, że coś kręci. Jego oczy patrzyły w jeden punkt, co chwilę rozcierał niespokojnie ręce. – Zostawię tutaj swoich ludzi, by pomogli w pochówku.
- Postaramy się, by był godny ich poświęcenia. – Kwatermistrz odetchnął z ulgą. Bał się zazwyczaj bardzo podejrzliwego Lakshmana, ale wszystko przebiegło nadspodziewanie gładko. Pewnie dlatego, że jego myśli zajęte były czymś, albo raczej kimś zupełnie innym. Bandyci idealnie wybrali czas.
- Powinieneś przejść już na emeryturę. – Machnął na pożegnanie ręką mężczyźnie. Nawet jeśli nie powiedział do końca prawdy, to i tak warto było sprawdzić każdy ślad. Nie miał zbytnio ochoty płynąć tak daleko, zwłaszcza, że jego młody mąż miał okres płodny i nie wiadomo jakie pomysły przyjdą mu do głowy. W dodatku to był jego pierwszy raz, pewnie nie bardzo wiedział jak sobie radzić z buzującymi hormonami.  Poza tym Nirmal lubił wtrącać się do wszystkiego i wszystkich, z tego powodu często popadał w poważne kłopoty. Niestety był nie tylko mężem, ale i królem Amalendu. Należało zaprowadzić ład i skończyć z buntownikami.
- Lobes z Zorbe do mnie! Reszta zostaje w Strażnicy! – Zawołał dwóch najbardziej zaufanych ludzi. – Musimy dorwać Tanisha za wszelką cenę!
Nie miał pojęcia, że tym razem cena pokoju będzie naprawdę wysoka i to on będzie musiał ją zapłacić. Nad Amalendem zebrały się ciemne chmury.
   Już tylko we trójkę weszli na płytę teleportacyjną. Wylądowali na jednej z niewielkich wysp koralowych, gdzie czekała na nich szybka łódź podwodna. Lakshman wysłał jeszcze wiadomość do kapitan Sary, że jego wyjazd się przedłuży, ponieważ ścigają na oceanie Thanisa. Z powodu zakłóceń łączności, charakterystycznych dla tego rejonu, będą się raczej rzadko komunikować.
***
   Chandi w rozpiętej do pasa niebieskiej koszuli siedział w pokoju synka na bujanym fotelu i kołysał go do snu. Obaj otuleni miękką, wełnianą chustą, drzemali w promieniach zachodzącego słońca. Hiral co chwilę ssał leniwie różowy sutek, który był najlepszym środkiem usypiającym, z jakim spotkał się do tej pory elf. Chłopczyk nie był bynajmniej głodny, po prostu jak każdy maluch lubił być tulony oraz uwielbiał słuchać spokojnego rytmu serca taty. Czerwonawy blask rozświetlał jasne, długie po pośladki włosy, tworząc wokół głowy i sylwetki mężczyzny niezwykłą poświatę. Pachniały żywicą tlące się w kominku polana drewna. Taki właśnie swojski, chwytający za serce obrazek zobaczył wchodzący do pokoju Rajit. Zatrzymał się cicho na progu, chłonąc go całym sobą.
- Nie blokuj wejścia! – warknął za jego plecami Nirmal. Ten facet nie zasłużył na żadne przyjemności. Może dobrze się stało, że zobaczył tych dwoje razem, niech wie co stracił.
- Sądziłem, że przyjdziecie później. – Chandi ostrożnie wstał z synkiem w ramionach, delikatnie wyciągnął z jego buzi sutek, którego maluch nie chciał za bardzo wypuścić. Podał przyjacielowi śpiącego łobuziaka.
- Wie co dobre – zachichotał cicho Nirmal. – Kiedy podrośnie cały dwór padnie mu do stóp. I zawróci w głowach.. mm… hyy..- Zarumieniony elf zatkał mu usta porwaną ze stołu kiścią winogron i szybko pozapinał guziki koszuli. Rajit rozsądnie milczał, pożerając wzrokiem smukłe ciało męża.
- Zostań z Hiralem, my przejdziemy do kuchni. – Zmierzył zimnym spojrzeniem stojącego na korytarzu wampira. – Przestań się ślinić, to obrzydliwe!
- Witaj – głos Rajita lekko zadrżał. Przepełniające go emocje były zbyt silne. – Wspaniale wyglądasz.
- Ach te komplementy, są strasznie nudne kiedy się ich tak często słucha – ziewnął wieszcz i skinął na męża, niczym król na swojego poddanego. Potulnie poszedł za nim, trzymając się dwa kroki z tyłu.
- Nie gap się mi na tyłek! – Zatrzymał się tak gwałtownie, że mężczyzna omal nie rozbił sobie nosa o jego potylicę. - Czyżbyś nadal był na diecie? Zabrakło chętnych do pocieszenia porzuconego przez złego elfa biedactwa?
- Dobrze wiesz, że pragnę jedynie ciebie. – Trzymając się za poturbowaną twarz wyminął prychającego wieszcza. Nie było sensu się z nim sprzeczać, kiedy był w takim nastroju.– Gdzie jest herbata? – Rozejrzał się po przestronnej, tradycyjnie umeblowanej kuchni.
- Siadaj, nie rządź się w moim domu! – Włączył elektryczny czajnik. Postawił na stole dwie filiżanki w różyczki i słoiczek z miodem. Pokroił cytrynę w plasterki.
- Co robisz? – Rajit nigdy nie widział, by ktoś w ten sposób przyrządzał herbatę. Zapachniało ziołami i korzennymi ciasteczkami. Chandi w falbaniastym fartuszku krzątał się po pomieszczeniu. Westchnął głośno. Chciał tu zostać, chciał tu zostać na zawsze. Nie ważne ile mysz i pająków będzie musiał stąd wypędzić. Gotów był nawet własnoręcznie wykosić zaopuszczony ogród.
- Nie waż się kręcić nosem, najpierw spróbuj. – Nasypał do filiżanek odrobinę aromatycznych wiórków. Zalał je wrzątkiem. Kiedy napój nabrał ciemnej barwy wrzucił cytrynę i po łyżce miodu. – Zamieszaj.
- Mhm… Dobre…
- Więc możesz już się wynosić! – Chandi siedział naprzeciwko z dumnie zadartą głową i mierzył go pogardliwym spojrzeniem.
- Wiem, że jesteś zły i żadne przeprosiny nie pomogą. Zachowałem się jak idiota. Niestety nie mogę cofnąć czasu. – Spróbował ująć go za rękę, ale ostre, idealnie wypiłowane paznokcie ozdobione fantazyjne diamentowym szlaczkiem, natychmiast pokazały do czego są zdolne. Zostawiły na jego dłoni głębokie, krwawe ślady. – Aaah…
- Trzymaj parszywe łapska przy sobie bo nie ręczę za siebie! – Syknął elf, po kociemu mrużąc oczy. – Sprawa jest prosta. Przychodzisz raz w tygodniu, karmisz Hirala i won! Kwadrans powinien ci zupełnie wystarczyć.
- To za krótko. Mam prawo częściej widywać małego. – Rajit starał się zachować spokój. Drażnienie rozzłoszczonego elfa było naprawdę niebezpieczne.
- Instynkt ojcowski spadł ci na łeb? – zapytał z przesadną słodyczą. - Nie… Najpewniej Lakshman wygłosił ognistą pogadankę na temat twoich obowiązków.
- Proszę, posłuchaj mnie spokojnie choć przez chwilę. Bądźże rozsądny.
- Dlaczego ja mam być rozsądny? Ty jakoś nie musiałeś! – Chandi wyraźnie chciał się kłócić i całkiem nieźle mu wychodziło.
- Myślę, że karmienie powinno odbywać się w zamku Corragion. Nie przerywaj. – Ich spojrzenia starły się gwałtownie, mógłby przysiąc , że granatowe oczy męża ciskały iskry. – Chcę oficjalnie uznać Hirala, a ponieważ jestem przywódcą muszę to zrobić w obecności całego klanu.
- Za to ja niczego nie muszę. – Wieszcz podniósł drwiąco brwi. – Może nie chcę by miał takiego ojca jak ty! Lepiej jak pozostaniecie w stosunkach dawca – biorca. Nie pozwolę, abyś pomiatał moim synkiem, ze względu na jego kalectwo. To samo dotyczy twoich podwładnych.
- Ale kochanie zrozum…- wyrwało się Rajitowi.
- Wrrr…- doszedł go uroczy komentarz elfa.
- Skoro chcę uznać chłopca to znaczy, że akceptuję go ze wszystkimi wadami i zaletami. Moi ludzie byli w tym wypadku o wiele mądrzejsi ode mnie, od początku ciosali mi kołki na głowie, abym przywiózł was z powrotem do zamku.
- Nie ma mowy. Nasz związek już nie istnieje, nie zamieszkam z tobą pod jednym dachem. Wystąpię o rozwód i tym razem poszukam sobie partnera głową nie sercem. – Nawinął na palec długie pasmo, spoglądając na mężczyznę wojowniczo. –Może poproszę Lakshmana o pomoc.
- Ani się waż! – ryknął Rajit, wstając gwałtownie krzesła. Łyżeczka z brzękiem spadła ze stołu. – Tylko nie ten cholerny krwiopijca! Niech się zajmie swoim mężem! Jesteś mój!
- A to dobre! – Na twarzy elfa wykwitł szeroki, słodziuteńki uśmiech. Rozpiął nawet dwa guziki pod szyją. – Nie ufasz swojemu przyjacielowi? Ciekawe dlaczego?
- Robisz to specjalnie prawda? – Mężczyzna usiadł na powrót na krześle i pociągnął łyk herbaty. Musiał nad sobą zapanować. Jak ten cholerny piękniś dobrze go znał. Wbijał mu szpilę za szpilą z okrutna precyzją.
- Lubię patrzyć jak się wijesz i czołgasz! To właściwa pozycja dla robala.
- No dobra, poużywałeś sobie skarbie.
- Phhhy…- Słysząc to wyniosłe prychnięcie teraz to on się uśmiechnął. Musiał wykazać się sprytem, inaczej ten łobuz zje go na kolację i wypluje guziki. Miał w zanadrzu kilka poważnych argumentów, które dobrze sobie przemyślał.
- A zastanowiłeś się nad waszym bezpieczeństwem? – Zaczął od nowa negocjacje. – Tanish i paru innych łajdaków są na wolności. Mnie nienawidzą z racji poglądów i piastowanego stanowiska. Mogą również skrzywdzić ciebie, bądź Hirala.
- O tym nie pomyślałem. – Elfowi zrzedła mina. Wyspa znajdowała się na odludziu. Nie mógł tutaj w razie ataku liczyć na żadną pomoc. Zatrudnienie jakiś ochroniarzy na tak małej przestrzeni nie miało sensu. Potykali by się tylko o siebie. – Zastanowię się na tym, syn jest dla mnie najważniejszy. Dostałeś jakieś ostrzeżenie? – zapytał zaniepokojony.
- Nie – nie miał zamiaru okłamywać wieszcza – ale to bardzo prawdopodobne. Napadnięto na Strażnicę, nie widomo kto lub co będzie następnym celem. Nie znamy ich planów.
- Przyjdę jutro do Zamku Corragion. Nakarmisz Hirala i porozmawiamy jeszcze raz. Idź już, jestem zmęczony. – Wstał i ruszył do drzwi.
- Chandi…
- Czego znowu?
- Wiesz, że cię kocham prawda? – Włożył w to jedno proste zdanie całą swoją miłość.
- Każ z takiego kochania psu buty uszyć! – Parsknął mężczyzna, obrócił się na pięcie i już go nie było. W głowie mu się nie mieściło, że ten dureń śmiał wyskoczyć z takim wyznaniem po tym wszystkim co zrobił.
***
   Nirmal bardzo późno wrócił do pałacu. Długo jeszcze pocieszał i uspokajał rozdygotanego przyjaciela, będącego w nader bojowym nastroju. Uważał jednak, że Rajit miał rację. Hiral powinien wychowywać się w pełnej rodzinie razem ze swoim klanem. Obaj mężczyźni ze względu na synka powinni dążyć do porozumienia, a przynajmniej rozejmu. W tej chwili w Amalendzie rzeczywiście było niebezpiecznie, sam spałby o wiele spokojniej, gdyby uparty wieszcz zamieszkał, przynajmniej na jakiś czas, z mężem. Skoro ten twierdził, że chce uznać syna, to warto było dać mu szansę. Wyglądało na to, ze przemyślał sobie sporo spraw i nareszcie dojrzał do ojcostwa. Decyzja jednak należała do Chandiego, a on z pewnością tak łatwo mu nie wybaczy.
   Sypialnia bez Lakshmana wydała się strasznie pusta, a łóżko zbyt duże i strasznie zimne. Wziął szybki prysznic, ubrał najcieplejszą piżamę  i rzucił się z rozpędu na materac. Wtulił twarz w poduszkę. Pachniała mężczyzną, jego mężczyzną. Poczuł gwałtowny przypływ pożądania, spodnie zrobiły się zbyt ciasne. Dawno tego nie robili. Cholerny czas płodny. Głupie hormony mieszały mu w głowie. Od kilku dni miał ochotę kochać się po kilkanaście razy dziennie. Teraz z kolei zrobiło mu się gorąco. Wkrótce obie części nocnego stroju leżały na dywanie. Alisa z cichym szelestem skrzydeł zleciała z szafy i usiadła na ramie łóżka.
- Iiich…? – Zaskrzeczała pytająco.
- Nic mi nie jest! Nie bądź taka ciekawska moja panno. Jestem sam i mogę sobie spać na golasa. – Nirmal nie wiadomo czemu poczuł potrzebę wytłumaczenia się ze swojego stanu nietoperzowi. – I wcale nie wąchałem poduszki! – Poczerwieniał na twarzy.
- Yhiihi! – Ta kudłata wredota wyraźnie się z niego natrząsała.
- Nie tęsknię za nim! Nie jestem dzieckiem, potrafię się sobą zająć! – Nadął się, ale w głębi duszy wiedział, że to nieprawda. Chciał się wtulić w szeroką pierś męża i kochać z nim do utraty tchu. Pokazał język Alisie i zanurkował pod kołdrę. Kręcił się i wiercił jeszcze bardzo długo, zanim zmorzył go sen.

,, …Słyszał jak zegar na wieży wybija północ. Otworzył oczy, nadal leżał w małżeńskim łożu. Było zupełnie ciemno, świecący przez okno księżyc w pełni dawał bardzo skąpe światło. Usłyszał jakby stłumiony pisk Alisy, a potem ciche kroki na dywanie.
- Kto tutaj jest? – Zaniepokojony podniósł głowę. Potężna, dobrze znana sylwetka zarysowała się na tle ściany. – Już wróciłeś? To wspaniale. – Wyciągnął do męża ramiona zapominając, że był całkiem nagi. Ten piżmowy zapach, taki upajający. Zapragnął go mocno, mocniej niż kiedykolwiek przedtem. Wszystkie wcześniejsze postanowienia odleciały gdzieś hen daleko.
- Mój głuptasek…- głos mężczyzny zabrzmiał nieco wyżej niż zazwyczaj, prawdopodobnie z emocji. Często tak go czule nazywał, kiedy zostawali sami.
- Tak się cieszę, chodź do mnie. – Widział jak Lakshman specjalnie się ociągając zrzuca powoli kolejne części garderoby. Uwielbiał jego mocne, wspaniale wyrzeźbione ciało. Pochylił się, chwycił za brzeg kołdry i jednym szarpnięciem zrzucił ją na podłogę, odkrywając go całego. Leżał na plecach z szeroko rozrzuconymi nogami.
- Nie powinniśmy…- Jakieś resztki rozsądku błąkały się jeszcze po jego przyćmionym pożądaniem umyśle. Nagle wydał się sobie strasznie rozpustny, zawstydzony, zakrył swojego wzwiedzionego członka rękami. Duże, szorstkie dłonie szybko odwiodły go od tego pomysłu. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale chciwe, łakome wargi zakryły jego rozchylone usta. Lakshman był równie spragniony co on, a może nawet bardziej. Ani na moment nie pozwalał mu odetchnąć, pomyśleć. Długie palce drżały, wędrując po jego ciele. Rozpalał go umiejętnie, nie szczędząc pieszczot i czułości. Zazwyczaj lubił szeptać w łóżku sprośności i patrzeć jak młody mąż rumieni się z zażenowania. Tym razem było zupełnie inaczej, nie odezwał się już ani słowem, czynami dowodząc swojej miłości. Kochał się z nim zapamiętale, zupełnie jakby to był ich pierwszy raz. Kiedy w końcu wszedł w niego silnym, prawie brutalnym pchnięciem, Nirmal był już tylko bezwolną, uległą kukiełką w jego sprawnych rękach, zupełnie obezwładnioną pożądaniem. Krzyczał za każdym celnym uderzeniem. Kiedy ostre zęby zagłębiły się w jego gardle, szczytował tak mocno i długo, że pociemniało mu w oczach. Opadli obaj na prześcieradła rozgrzane ich przepełnionymi namiętnością ciałami.
- Myślisz, że zrobiliśmy małego wampirka? – Udało się jeszcze sennie wymruczeć Nirmalowi. Na swoje pytanie nie otrzymał jednak odpowiedzi…”

Dawno nie spał tak dobrze. Pełen szczęścia uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie miał najmniejszej ochoty otwierać oczu, choć słyszał krzątającego się po sypialni lokaja. Głupi Bansi znowu budził go o świcie i na pewno zaraz zacznie ględzić o obowiązkach. Pomacał ręką miejsce obok, niestety było puste i zimne.
- Czas wstawać Wasza Wysokość! – Marudnemu tonowi mężczyzny towarzyszyło otwarcie okna i rozsunięcie zasłon. Słońce zaświeciło chłopakowi prosto w twarz.
- Król jest w łazience? – zapytał z nadzieją w głosie. Wspólny prysznic osłodziłby mu poranne wstawanie i na pewno pomógłby na oblały tyłek. Chandi jak nic będzie się niego nabijał, że tak szybko się poddał. Ta noc była jednak tego warta.
- Znowu pan siedział do rana na Internecie? Potem ciska się gromy na biednego lokaja. Król ściga nadal Tanisha. Zapomniał pan? – Położył na łóżku szlafrok i dyskretnie się odwrócił. – Alisa nie przyleciała na śniadanie.
- To faktycznie dziwne, może łakomczucha znalazła sobie coś smacznego w pałacowej kuchni. Znowu kucharki będą narzekać. – Zaczął się ślamazarnie ubierać. – A miałem taki piękny sen. Mogłeś jeszcze trochę poczekać niezdaro!
- Już południe! Za chwilę przyjdzie kapitan Sara. Mieliście omówić przyjazd pana sióstr na ferie zimowe.

- Dobrze już dobrze. Przygotuj mi kąpiel. – Nirmal usiadł na łóżku i poczuł pieczenie w wiadomym miejscu. Skoro śnił, to dlaczego odczuwał fizyczne skutki? Czyżby ogłupiony hormonami sam sobie cos zrobił? A może to jednak coś innego? W jego serce wkradł się niepokój.