niedziela, 18 grudnia 2016

56.Mały wykrywacz prawdy. Jak się zaprzyjaźnić.

Hiral rósł bardzo szybko, gdyby porównać go do ludzkiego wieku, wyglądał już jak sześcio może siedmioletnie dziecko. Tatuś nadal był dla niego najważniejszy na świecie, coraz cieplej myślał też o ojcu Rajicie. Mimo naprawdę kiepskiego początku zaczęli się całkiem dobrze dogadywać. Czasami dochodziło między nimi do nieporozumień wynikających najczęściej z kalectwa chłopca i zupełnie odmiennego spostrzegania przez niego otaczającego świata. Trzeba jednak przyznać, że wampir wykazywał w stosunku do niego wiele cierpliwości nawet w bardzo ekstremalnych sytuacjach. Maluch zachowywał się często nieprzewidywalnie i dziwacznie. Wąchanie wszystkiego wokół niczym jakieś dzikie zwierzątko z jednej strony dostarczało Rajitowi niezłej rozrywki, z drugiej pakowało go niejednokrotnie w kłopoty. Mały nosek nieustannie był w ruchu, a reakcje nieprzyzwyczajonych do takiego zachowania członków klanu dość zabawne.
Nakrywający do stołu lokaj:
- Myłem dzisiaj ręce słowo daję, nawet dwa razy!
Widząc jak chłopiec dalej przekrzywia głowę bez słowa.
- No dobra, zjadłem grillowane kiełbaski z tacki. Nie mogłem się oprzeć.
Zmieszana pokojowa:
- Och.. Przypaliłam twoją jajecznicę, ale się to więcej nie powtórzy. Słowo.Ta powieść tak mnie wciągnęła...
Rajit lubił przechadzki po posiadłości w towarzystwie synka dopóki...
- Stała tutaj butelka stuletniego koniaku. Dostałem go z okazji ślubu od dziadka. Gdzie się podziała? - Elf popatrzył na niego jak na zbrodniarza i element społeczny niskiego kalibru.
- Dlaczego z tym do mnie? - No przecież nikt go nie widział, więc jak niby mąż udowodni mu przestępstwo.
   Niestety niezawodny wykrywacz prawdy stał tuż obok. Hiral zmarszczył nosek i zerknął na dowód rzeczowy, a potem na niego. Wampir ciężko westchnął. Wiedział, że jeśli się sam nie przyzna, Chandi i tak wyciągnie z małego prawdę. Przeklęty Kocurek pałętający się zawsze pod nogami miauknął, jakby potakując chłopcu. Ten głupi nawyk obwąchiwania przez synka otoczenia był niewątpliwie jego zasługą.
- To miała być lampeczka, najwyżej dwie. Ale cholerne gamonie z Krakowii tak kiepsko grały, że musiałem się wzmocnić...
***
   Mieszkańcy zamku z początku z niepokojem obserwujący rozwój sytuacji i starali się za bardzo nie wtrącać w konflikt między małżonkami, szybko dostrzegli, że ich lord bardzo się starał nawiązać dobre relacje z synem. Uważali, że sprawy prywatne każdy powinien załatwiać za zamkniętymi drzwiami. Najważniejsze, że wszystko szło w dobrym kierunku, co potwierdzało nawet szybko pnące się w górę Drzewo Życia. Maleńka, nieśmiała łodyżka była w tej chwili dość grubym pniem trzymającym się ziemi mocnymi, długimi korzeniami. Chandi codziennie przychodził z synkiem podziwiać ten cud nad cudami.
    Chłopiec robił się coraz odważniejszy, dociekliwy i ciekawski, na własną rękę chciał poznawać otoczenie oraz wampiry z klanu do którego przecież należał. Niestety wieszcz wykazywał się nadmierną opiekuńczością, bał się, że maluch nie poradzi sobie sam w razie jakiś kłopotów. Brak wzroku był w wielu sprawach poważną przeszkodą. Zwierzęta wspomagające malca przekazywały obraz swoimi zmysłami z punktu widzenia swojego gatunku. Na przykład dla nietoperza najważniejsze były dźwięki, a dla kota węch. Niejdnokrotnie tych wiadomości dobiegających ze wszystkich stron było tak dużo, że tworzyły w skołatanej główce jeden wielki chaos. Wtedy rozkojarzonemu dziecku dość często przytrafiały się wypadki. Kilka razy porządnie się potłukł, nie wiedząc kogo właściwie powinien słuchać. Raz nawet złamał rękę. Od tego pory elf, nie mogący sobie darować, że uległ namowom Rajita i zostawił synka przez kwadrans samego na dworze, dosłownie chodził za nim krok w krok. Często na tym punkcie dochodziło między mężczyznami do sprzeczek. Hiralowi było wtedy przykro, uważał się wtedy za złego chłopca, który przysparza rodzicom wielu problemów. Rzadko pozwalano mu na samodzielne zabawy. Często stał w oknie i przypatrywał się z zazdrością biegającym beztrosko po ogrodzie dzieciom. Dużo by dał, aby przyjęły go do swojego grona. Niestety w obecności Chandiego robiły się nieśmiałe i milczące, szybko odchodziły do swoich spraw. Hiral ledwo znał ich imiona. Postanowił w tej sprawie zasięgnąć rady rodziców. Siedział właśnie w wannie i bawił się gumowymi zwierzątkami. Sprawdzał skrupuulatnie, które najlepiej nurkuje. Kaczuszka wypływała na pełną piany powierzchnię szybciej niż delfinek. A słoń jak to słoń, opił się wody i utonął. Jego futrzaści przyjaciele, jak zwykle wszędzie mu towarzyszyli. Kocurek uwił sobie gniazdo na pralce, oczywiście z najlepszych ręczników wieszcza, a Kiki buszował w kolorowych mydełkach. Miały takie śmieszne kokardki, które go zafascynowały. Z zapałem je rozwiązywał, targając przy tym na strzępki. Nagle zza drzwi dobiegły chłopca odgłosy sprzeczki. Tatusiowie czasami, kiedy się za bardzo nakręcili zapominali, że go wychowują na porządnego obywatela Amalendu i zaczynali krzyczeć.
- Miałeś go pilnować. Ty popijasz winko i studiujesz głupie gazety, a tam Hiral bogowie wiedzą, co robi sam w wannie. Może już utonął! - Chandi, kiedy był zdenerwowany prychał niczym kot.
- Aleś ty upierdliwy. Nigdy nie bawiłeś się w łazience? - Rozległo się skrzypienie fotela, na którym siedział Rajit. - Jak się napije trochę mydlin to mu przecież nie zaszkodzi.
- Mam za męża kompletnego bałwana! - Chłopiec usłyszał warknięcie tatusia i postanowił interweniować. Wzburzył wodę, a potem gwałtownie podskoczył, wylewając jej sporo na posadzkę. Zaalarmowani hałasem mężczyźni przerwali kłótnię i wbiegli do pomieszczenia.
- Nic ci się nie stało kochanie? - Elf pogładził mokrą główkę synka. Z ulgą zobaczył jego uśmiechniętą psotnie buzię.
- Co ty u licha wyprawiasz? Chcesz nas zatopić? - Rajit niczym niedźwiedź w opałach przekroczył ostrożnie wielką kałużę. Nie przepadał za wodą.
 - Ratowałem tylko Pana Słonia. Biedak się opił i poszedł na dno. - Chandi zawsze go upominał, że nieładnie było kłamać. Nauczył się więc szybko posługiwać półprawdami.
 - Tyskie czy Żywiec? Powinieneś mu wytłumaczyć, że szklaneczka dziennie wystarczy, takiemu małemu zwierzątku.
- Pan Słoń nie lubi piwa, śmierdzi. - Zachichotał malec.
- Zlituj się, to dziecko, a nie twój kompan z karczmy! - Oburzył się elf. - Chcesz zrobił z niego pijaka? Widać dla ciebie nawet lampka wina to za dużo. Bredzisz.
- Mój ty mokry pięknisiu - Rajit z przyjemnością podziwiał zgrabne ciało męża w ściśle przylegającej do ciała, lekko prześwitującej teraz koszuli. Widać było nawet zarysy sutków do których chętnie by się przyssał, nie mówiąc już o wdzięcznie wygiętej szyi. - Daj na luz...
- Co to za język? - Jego mądry synek jak nic wyrośnie przez tego zakałę Amalendu na łobuza i nałogowca. Już miał otworzyć usta, by go porządnie zrugać, kiedy napotkał rozjarzone, ciemne oczy. Język powoli przesunął się po kształtnych ustach. Dlaczego on nadal zauważał takie rzeczy? Wampir był łajzą bez serca, ale niestety ani trochę z tego powodu nie zbrzydnął. Ciągle miał ten sam seksowny uśmiech. Zmieszany odwrócił głowę i omal nie zrobił szpagatu na śliskiej podłodze na widok swojego odbicie w lustrze. Pewnie gdyby był nagi, wyglądałby mniej prowokująco niż w tych przemoczonych ciuchach.
   Hiral uznał, że najwyższy czas interweniować, zanim tatusiowie znowu się posprzeczają. Mieli naprawdę dziwne miny, kiedy się tak w siebie wpatrywali z zarumienionymi policzkami i błyszczącymi oczami. Wyczuł coś dziwnego, jakby głód i piżmo. Może oni też mieli puste brzuszki, bo nie lubili owocowej owsianki, która była na kolację? Kiki szybko po cichu się z nią rozprawił, nie pozostawiając o dziwo żadnych śladów przestępstwa. Elf zawsze się gniewał, kiedy marudził przy jedzeniu.
- Jak sie zaprzyjaźnić? - Padło niespodziewane pytanie z ust malca. Mężczyźni gwałtownie oprzytomnieli. - Dzieci z zamku superowo się bawią, ale mnie unikają.
- Superowo? - Elf skrzyżował ręce na klatce, aby wyglądać choć trochę przyzwoiciej. Gdy zbyt szybko się wycofał dałby wampirowi powód do drwinek. - Twoja szkoła. Jeszcze trochę, a będziemy fajowskimi starymi młodego chuligana.
 - Coś tu masz. - Rajit koniuszkiem palca przeciągnął po prychających ustach, które odruchowo ulegle się rozchyliły. Wbił dwa palce w żebra, aby zdusić pomruk zadowolenia. Musiał być cierpliwy i ostrożny. - Paproszek. - Pokazał zamienionemu nagle w kamień mężowi postrzępiony kawałek wstążeczki.
- Kiki, gdzie jesteś mały potworze? Jak śmiałeś gryźć moje kosmetyki? - Zdolność mowy wróciła mu dopiero po kilkunastu sekundach. Oczywiście winowajca, schował się w szafce na ręczniki i ani drgnął. Zupełnie nie rozumiał o co dwunogi robią tyle hałasu. Te fikuśne mydełka dziwnie pachniały i przez nie ciągle mu się odbijało bąbelkami.
- Trzeba dzieciakom zaimponować, żeby nabrały do ciebie szacunku. Wymyśl coś, ta główka całkiem nieźle potrafi kombinować - Rajit zwrócił się teraz do synka, który czekał cierpliwie na jego odpowiedź. Dzięki temu elfowi dostał odrobinę czasu na przyjście do siebie. Owinął  wiercącą się główkę ręcznikiem i zaczął wycierać jasne włoski.

- Do czego ty go namawiasz? Nie widzisz jak trybiki zaczynają się kręcić i podskakiwać pod tą niesforną czupryną? - Sięgnął po frotowy szlafroczek, wiszący obok kabiny prysznicowej. W łazience po zakręceniu gorącej wody zaczynało robić się chłodno. Malec mógł się przeziębić. - Kochanie, wystarczy, że im zaproponujesz jakąś superową zabawę. - Złapał się za usta. Dwóch łobuzów stojących naprzeciwko śmiało mu się w twarz.