Witajcie po długiej przerwie. Dziękuję
wszystkim, którzy o mnie pamiętali i podtrzymywali mnie na duchu, jesteście
naprawdę kochani. Trochę się obawiam, czy potrafię po takiej przerwie
kontynuować rozpoczęte historie. Chyba trochę zardzewiałam. Od jakiegoś czasu usiłowałam
coś naskrobać i co się okazało:
a. nie pamiętam co... hehe...
napisałam o wielu sprawach ( początki sklerozy?)
b. zaczęłam mnóstwo wątków, które
trzeba skończyć
c. muszę najpierw przeczytać swoje
opo
W takim razie po kolei. Zacznę od
dawno nieopisywanej pary... I miłego czytania.
Bansi, lokaj Nirmala od kilku dni zmagał się
z pewnym dylematem, który nie dawał mu spokoju. Sprzątając sypialnię księcia,
znalazł w łóżku długie pasmo rudych włosów. Z pewnością nie należało ani do
Nirmala, ani do Lakshmana, a tylko ci dwaj mężczyźni mieli przecież prawo
przebywać w królewskiej komnacie. Władcy nie było już od tygodnia, a młodziutki
książę nie przyjmował przecież w łóżku żadnych gości, bo zazdrosny mąż wyrwałby
mu serce. Lokaj zdawał sobie sprawę, że jego pan miał właśnie TE dni, a znając
jego szczerą naturę sądził, że nie byłby zdolny do zdrady. Tak mu się
przynajmniej do tej pory wydawało. Skąd więc na prześcieradle wzięło się
tajemnicze pasmo? Po długim zastanowieniu nie przypomniał sobie ani jednej
osoby, a przecież mieszkał w zamku od dziecka i znał niemal wszystkich, która
miałaby taki rzadki, złotorudy kolor włosów. Chwilę rozważał także włamanie,
ale z praktycznego punktu widzenia wdarcie się tutaj kogoś obcego nie było możliwe.
Choćby ze względu na wyjątkowo czujnego demona, który jak do tej pory był doskonałym
stróżem. Długo bił się z myślami, aż wreszcie zebrał się na odwagę i postanowił
wyjaśnić sprawę z księciem. Młody mężczyzna bywał lekkomyślny i lubił pakować
się w kłopoty licho wie co mogło mu przyjść do głowy. Wychowany wśród ludzi nie
znał wielu wampirzych zwyczajów. Musiał go chronić, tym bardziej, że niestety nie
zapowiadało się, aby władca szybko wrócił do pałacu. Kto do cholery zostawiał
takiego naiwnego głuptasa samego, w domu pełnego pokus, ze swoją pierwszą rują?
Miał ochotę nawrzeszczeć na tego nieodpowiedzialnego idiotę Lakshmana. Licho
wie w co się tym razem młody wpakował. Ogarnęły go złe przeczucia. W obecności
Nirmala kilka razy próbował otworzyć usta, za każdym razem jednak stchórzył.
Niby jak miał się swojego pana zapytać o tak intymne sprawy?
- Miałeś w
nocy czerwonowłosego gościa? A pomyślałeś o konsekwencjach?
Albo...
- Robiłeś
ostatnio coś dziwnego w sypialni?
Lub...
- Mąż daleko,
a w spodniach się paliło i nie wytrzymałeś ciśnienia? Spuśćmy na to zasłonę
milczenia inaczej władca nas obu ukatrupi.
Nie miał
pojęcia jak się zachować. Po kilku bezsennych nocach doszedł do wniosku, że
porozmawia z Anką. Dziewczyny jakoś lepiej potrafiły radzić sobie z takimi
sprawami. Miał do niej pełne zaufanie. Spotykali się już od dłuższego czasu i
coraz poważniej traktował ten związek. Snuł nawet plany na przyszłość.
***
Tymczasem Anka też miała swoje problemy.
Ubrana w obtargane dżinsy i biały podkoszulek, z furią oczach, oczyszczała z liści mały klomb przed
domem. Atakowała grabiami trawnik jakby to on był winien kolejnej sprzeczce z
durnymi gęsiami z sąsiedztwa. Odkąd mieszkała u babci ciągle miała z nimi
jakieś nieporozumienia. Właściwie nie działo się nic nowego, ale jakoś ostatnio
coraz częściej się buntowała, niestety jedynie w duszy, przeciwko
niesprawiedliwemu traktowaniu. Prawdopodobnie randki z przystojnym Bansim miały na to wielki wpływ. Może i była
pulchna i ubierała się niezbyt modnie, ale czy można oceniać człowieka tylko
przez taki pryzmat?
Rano jak
zwykle wyszła z domu wypuścić psa i kota, które jesienią zgodnie spały w szopce
z sianem. Ukryta za drzewem zobaczyła wychodzące z domu siostry Wiejskie....
,, - Brakuje nam dziewczyny do pary,
zaprośmy na grilla może Ankę - zaproponowała Kaśka, polerując swoje szpony.
- Nie ma mowy, ta durna klucha czeka
na księcia z bajki. Nie mam zamiaru się za nią wstydzić! - Zapiszczała swoim
afektownym głosikiem Danka.
- No faktycznie, straszna z niej
fleja. Wygląda jakby ubierała się w lumpeksach. A te włosy. Koszmar! - Kaśka
wywróciła oczami. - Nadal jej pamiętasz aferę z kuzynem Tadkiem?
- Sama widzisz, nie nasza liga. I co
niby brakowało Tadkowi? W sam raz dla takiej małomiasteczkowej pyzy!
- Ale on ma zeza, pluje jak mówi i
interesują go tylko ceny marchewki. Potrafi o tym gadać godzinami.
- Za to ma w hali targowej stragan z
warzywami, nieźle zarabia, ostatnio kupił nawet tira. A ciotka prosiła mnie
żebym mu znalazła jakąś rozsądną dziewczynę.
- No tak. Jej salon kosmetyczny to
nie byle co, zawsze daje nam zniżki.
- Właśnie. I dlatego jakaś pinda z
pipidówka nie będzie mi tu wydziwiać. - Tupnęła nogą Danka. - Ona nigdy nie
znajdzie chłopaka w Krakowie z taką aparycją.
- Taa... Nasi mają spore wymagania, a
ona się nawet nie umie malować....."
W tym
momencie Anka nie wytrzymała i cicho wycofała się do domu. Nie zaprosiły ją na
ognisko bo nie pasowała do reszty znajomych. Schowana za drzewem usłyszała jak
nazwały ją zaniedbaną pyzą na którą żaden facet na poziomie nawet nie spojrzy. Skąd
niby miała wziąć forsę na modne ciuchy i kosmetyki? U niej w domu się nie
przelewało, a studia przecież kosztowały. Na dodatkowe prace nie miała zbytnio
czasu opiekując się staruszką, chorą na cukrzycę i zajmując domem. W dodatku babcia
Klara, przed którą nic się nie dało ukryć, dolała jeszcze oliwy do ognia.
- Przestań
się mazać! W naszej rodzinie baby zawsze miały jaja! - Machnęła bojowo ścierką.
- No nie patrz tak na mnie. Twoja matka jest wyjatkiem. Przyniósł ją zagraniczny
bocian i w genach coś się popstrykało.
- O! czyżby
początki sklerozy? Chyba myślałaś o jajnikach? - Odburknęła ponuro, pakując
naraz do ust prawie całą bułkę. - Mama znowu jedzie na rekolekcje? - Zapytała
domyślnie. Obie panie namiętnie się sprzeczały o przekonania religijne.
- Udowodnij
smarkulo! - Staruszka zerknęła wymownie na rozłożone na ławie w salonie szachy.
Oczywiście Anka przegrywała z nią za każdym razem. - Posłuchaj głosu
doświadczenia. - Tu klepnęła się w chuda pierś aż zadudniło. - Zrób sobie tatuaż z demonem, a włosy zapleć w
dredy! Będziesz kul... Powieś przy pasku kosę, pomaluj oczy na czarno, załóż
skórę i będziesz je mieć z głowy - doradzała z błyskiem w brązowych oczach.
- Rany
babciu, jaki program o nastoletnich gangach znowu oglądałaś? - Jęknęła z
przełykając duże kęsy jajecznicy na boczku. Kiedy była zdenerwowana jedzenie ją
uspokajało. Nie potrzebnie się jej zwierzyła. Postanowiła od tej pory milczeć,
nie miała szans przegadać Klary. Całe szczęście, że nie uświadomiła ją co do
Bansiego. Spotykali się zawsze na mieście. Seniorka dopiero miałaby używanie. Po
skończonym śniadaniu zabrała z przedpokoju grabie, żeby jakoś usprawiedliwić
ucieczkę. Staruszka jednak tak łatwo nie odpuszczała.
- Powinnaś
poćwiczyć! - Usłyszała jeszcze przez okno. - Masz słabą nawijkę! Wymknęła się
do ogrodu i tam mściła na niewinnych roślinkach. Tak naprawdę to największy żal
miała właściwie do siebie. Powinna się wreszcie nauczyć odpyskowywać
pustogłowym dziewuchom i odwracać się do nich plecami. Takich ludzi należało
ignorować. Niestety tak zwane złote myśli przychodziły zawsze po czasie. Zresztą
tak naprawdę nie była z zbyt przebojową osobą.
***
Minęły dwie pracowite
godziny. Otarła czoło rękę, zabiła na policzku ostatniego, żyjącego komara i
oczywiście umazała się jak nieboskie stworzenie. Spocona, rozczochrana, z
plamami na kolanach spodni, potrząsała bojowo grabiami i mamrotała do siebie
przekleństwa, których oczywiście nauczyła się od Klary. Matka by dostała zawału
jakby je usłyszała.
- Pieprzone
dziunie, wyłupiastookie bździągwy, płaskodupe patyczaki...
Nie zauważyła,
że za jej plecami ktoś stanął i przygląda się z szerokim uśmiechem jak się
wyżywa na niewinnych liściach. Dla Bansiego, który mimo wyraźnego acz niezrozumiałego
dla niego zakazu zbliżania się do domu, oczywiście beztrosko przyszedł, przedstawiała
zupełnie inny obrazek. Jak każdy zagorzały wielbiciel pączków i matki natury delektował
się widokiem. Wilgotny podkoszulek opinał kształtne piersi dziewczyny, która z
zarumienionymi z gniewu policzkami i błyszczącymi oczami walczyła z
niewidzialnym przeciwnikiem. Włosy sterczały niczym antenki. Gładka, opalona skóra
lśniła w słońcu. Podkradł się bliżej i cmoknął odsłonięty, aksamitny kark, po czym
odskoczył do tyłu, zasłaniając się rozsądnie pudełkiem własnoręcznie zrobionych
kremówek z adwokatem.
- Giń
zboczeńcu! - Grabie zatrzymały się tuż przed jego nosem, a piegowaty nosek
zaczął węszyć. Boski zapach. - Pogięło cię człowieku?!
-
Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. No przecież wiesz, że mężczyźni to
słaba płeć. - Zrobił najniewinniejszą minę na jaką go było stać. Czy dostałby w
pysk, gdyby skradł jeszcze całusa? Wolał nie ryzykować i tak już nadużył
cierpliwości dziewczyny, przychodząc tutaj bez zapowiedzi. Cała nadzieja w ciachach.
Znał słabości Anki i bezwstydnie je wykorzystywał.
- Nie powinieneś
tu przychodzić. - Pokręciła głową, by się wydostać spod uroku tego cwanego
łobuza. Stał niby taki skruszony, przestępując z nogi na nogę, ale jego oczy
rzucały iskry, a usta psotnie się uśmiechały. Zarumieniła się, kiedy zauważyła,
gdzie błądzi wzrokiem. - Moje oczy są wyżej!
- To nie
moja wina, jestem pod wpływem hipnozy - zaprotestował. Rozpiął przy tym dwa
górne guziki koszuli, powachlował ręką, jakby się właśnie spocił. Na widok
gładkich mięsni biedna ofiara przełknęła ślinę.
- E...? -
Nie miała pojęcia o czym bredzi ten facet, ale wiedziała, że powinna go szybko
stąd zabrać, bo sąsiadki wisiały już prawie na płocie. Otwarte szeroko ze
zdumienia paszcze świadczyły o kompletnym zaskoczeniu. Trybiki ze zgrzytem,
obracały się w ich przegrzanych mózgach. W sumie to zazwyczaj niewiele było
trzeba, aby nastąpiło w nich zwarcie.
- No kołyszą
się... W górę w dół... W górę w dół... - Zagapiony Bansi dopiero teraz
zorientował się co palnął. Sam czerwony jak burak złapał równie czerwoną Ankę
za rękę i pociągnął do domu.
- Może
mrożonej herbatki? - Zaproponowała z domyślnym
uśmieszkiem Klara, stojąca na progu kuchni. - Masz lepszy gust niż
przypuszczałam - zachichotała, mrugnęła do wnuczki i przepuściła przed sobą
gościa, taksując wzrokiem jego muskularną sylwetkę, elegancką koszulę i
trzymany w dużych dłoniach słodki prezent. Uznała, że miała do czynienia z
zamożnym facetem na poziomie, doskonale, sądząc po pudełku, znającym jej Ankę,
wyraźnie nią oczarowanego. Czegoż można chcieć więcej? Zatarła ręce. Należało
przeprowadzić wywiad. -Niezła łapówka kawalerze - zagaiła, węsząc podobnie jak
wcześniej jej wnuczka.
***
Dopiero godzinę później udało im się wyrwać
ze szponów babci, która prawie jak KGB sprytnie zagadywała Bansiego, usiłując
dowiedzieć się czegoś o nim samym i jego rodzinie. Biedny chłopak, kopany przez
Ankę pod stołem, usiłował sprostać zadaniu. Klara niby nadal się uśmiechała,
ale wyraźnie nabrała podejrzeń. Sam najchętniej powiedział by jej prawdę, ale
nie chciał sprzeciwiać się dziewczynie. Kiedy znaleźli się wreszcie sami, w jej
pokoiku na piętrze, odetchnął z ulgą.
- Ona się
domyśla, że kłamię. - Usiadł ostrożnie na delikatnym krześle stojącym przy biurku.
- Nie
szkodzi, niech pogłówkuje. Babcia nie umie dochować tajemnicy, wypaplałaby
wszystko mamie. Ona jest strasznie religijna i bezkrytycznie wierzy we wszytko
co usłyszy w kościele. Miałabym w domu piekło i czyściec jednocześnie.
- Szkoda -
westchnął chłopak.
- Ale nie
powiedziałeś mi, po co tu przyszedłeś. - Wolała rozsądnie trzymać się na
bezpieczną odległość. Tapczan był odpowiednio daleko.
- Chodzi mi
o Nirmala. Ostatnio jest strasznie niespokojny, drażliwy. Składałem to na
karb TYCH DNI, tęsknoty za Lakshmanem,
ale... Znasz go dość dobrze. Mam pewien problem dość delikatnej natury...-
Zaczął opowiadać o nagłym wyjeździe władcy, rui u wampirów i paśmie włosów. Dziewczyna
słuchała cierpliwie, od czasu do czasu zadając jedynie krótkie, rozsądne
pytania. Kręciła głową, jakby coś nie dawało jej spokoju.
- Po
pierwsze powiedz mu, że się martwisz. Zapytaj go zwyczajnie, czy ma jakieś
problemy, może sam ci powie. Jeśli nie wyciągnij tego kłaka, podsuń mu pod nos
i powiedz gdzie i kiedy go znalazłeś. Nie pozwól się zbyć byle czym, bo to
wygląda na poważną sprawę. I wiesz...
- Głupio tak
prosto w oczy...
- Od tego są
przecież przyjaciele. Mnie się coś tutaj nie podoba. Za dużo tych zbiegów
okoliczności, porozmawiaj z księciem, poszukajcie u kogoś zaufanego pomocy.
- Co masz na
myśli? - Bansi wyraźnie się zaniepokoił.
- Pomyśl, książę
ma pierwszą ruję. Jest przepustką do władzy w Amalendzie, o czym wszyscy
doskonale wiedzą. Tymczasem jego mąż zamiast go wspierać niespodziewanie wyjeżdża,
zmuszony przez niecodzienne okoliczności. W zamku nie ma pana. A co robią myszy
gdy nie ma kota?
- Harcują...
- No
właśnie. A ty znajdujesz w łóżku rude pasmo. - Anka się zamyśliła, stukając
palcem w usta. Doskonale znał ten gest, robiła tak zawsze kiedy się nad czymś
głęboko zastanawiała.
- Mam mądrą
dziewczynę. - Nachylił się i pocałował ją w czubek głowy. - Napędziłaś mi
strachu. Wracam do zamku.