środa, 23 listopada 2016

53. Rude pasemko. Anka i sąsiadki. Bansi contra Klara.

Witajcie po długiej przerwie. Dziękuję wszystkim, którzy o mnie pamiętali i podtrzymywali mnie na duchu, jesteście naprawdę kochani. Trochę się obawiam, czy potrafię po takiej przerwie kontynuować rozpoczęte historie. Chyba trochę zardzewiałam. Od jakiegoś czasu usiłowałam coś naskrobać i co się okazało: 
a. nie pamiętam co... hehe... napisałam o wielu sprawach ( początki sklerozy?)
b. zaczęłam mnóstwo wątków, które trzeba skończyć
c. muszę najpierw przeczytać swoje opo
W takim razie po kolei. Zacznę od dawno nieopisywanej pary... I miłego czytania.

   Bansi, lokaj Nirmala od kilku dni zmagał się z pewnym dylematem, który nie dawał mu spokoju. Sprzątając sypialnię księcia, znalazł w łóżku długie pasmo rudych włosów. Z pewnością nie należało ani do Nirmala, ani do Lakshmana, a tylko ci dwaj mężczyźni mieli przecież prawo przebywać w królewskiej komnacie. Władcy nie było już od tygodnia, a młodziutki książę nie przyjmował przecież w łóżku żadnych gości, bo zazdrosny mąż wyrwałby mu serce. Lokaj zdawał sobie sprawę, że jego pan miał właśnie TE dni, a znając jego szczerą naturę sądził, że nie byłby zdolny do zdrady. Tak mu się przynajmniej do tej pory wydawało. Skąd więc na prześcieradle wzięło się tajemnicze pasmo? Po długim zastanowieniu nie przypomniał sobie ani jednej osoby, a przecież mieszkał w zamku od dziecka i znał niemal wszystkich, która miałaby taki rzadki, złotorudy kolor włosów. Chwilę rozważał także włamanie, ale z praktycznego punktu widzenia wdarcie się tutaj kogoś obcego nie było możliwe. Choćby ze względu na wyjątkowo czujnego demona, który jak do tej pory był doskonałym stróżem. Długo bił się z myślami, aż wreszcie zebrał się na odwagę i postanowił wyjaśnić sprawę z księciem. Młody mężczyzna bywał lekkomyślny i lubił pakować się w kłopoty licho wie co mogło mu przyjść do głowy. Wychowany wśród ludzi nie znał wielu wampirzych zwyczajów. Musiał go chronić, tym bardziej, że niestety nie zapowiadało się, aby władca szybko wrócił do pałacu. Kto do cholery zostawiał takiego naiwnego głuptasa samego, w domu pełnego pokus, ze swoją pierwszą rują? Miał ochotę nawrzeszczeć na tego nieodpowiedzialnego idiotę Lakshmana. Licho wie w co się tym razem młody wpakował. Ogarnęły go złe przeczucia. W obecności Nirmala kilka razy próbował otworzyć usta, za każdym razem jednak stchórzył. Niby jak miał się swojego pana zapytać o tak intymne sprawy?
- Miałeś w nocy czerwonowłosego gościa? A pomyślałeś o konsekwencjach?
Albo...
- Robiłeś ostatnio coś dziwnego w sypialni?
Lub...
- Mąż daleko, a w spodniach się paliło i nie wytrzymałeś ciśnienia? Spuśćmy na to zasłonę milczenia inaczej władca nas obu ukatrupi.
Nie miał pojęcia jak się zachować. Po kilku bezsennych nocach doszedł do wniosku, że porozmawia z Anką. Dziewczyny jakoś lepiej potrafiły radzić sobie z takimi sprawami. Miał do niej pełne zaufanie. Spotykali się już od dłuższego czasu i coraz poważniej traktował ten związek. Snuł nawet plany na przyszłość.
***
    Tymczasem Anka też miała swoje problemy. Ubrana w obtargane dżinsy i biały podkoszulek, z furią  oczach, oczyszczała z liści mały klomb przed domem. Atakowała grabiami trawnik jakby to on był winien kolejnej sprzeczce z durnymi gęsiami z sąsiedztwa. Odkąd mieszkała u babci ciągle miała z nimi jakieś nieporozumienia. Właściwie nie działo się nic nowego, ale jakoś ostatnio coraz częściej się buntowała, niestety jedynie w duszy, przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu. Prawdopodobnie randki z przystojnym  Bansim miały na to wielki wpływ. Może i była pulchna i ubierała się niezbyt modnie, ale czy można oceniać człowieka tylko przez taki pryzmat?
Rano jak zwykle wyszła z domu wypuścić psa i kota, które jesienią zgodnie spały w szopce z sianem. Ukryta za drzewem zobaczyła wychodzące z domu siostry Wiejskie....
,, - Brakuje nam dziewczyny do pary, zaprośmy na grilla może Ankę - zaproponowała Kaśka, polerując swoje szpony.
- Nie ma mowy, ta durna klucha czeka na księcia z bajki. Nie mam zamiaru się za nią wstydzić! - Zapiszczała swoim afektownym głosikiem Danka.
- No faktycznie, straszna z niej fleja. Wygląda jakby ubierała się w lumpeksach. A te włosy. Koszmar! - Kaśka wywróciła oczami. - Nadal jej pamiętasz aferę z kuzynem Tadkiem?
- Sama widzisz, nie nasza liga. I co niby brakowało Tadkowi? W sam raz dla takiej małomiasteczkowej pyzy!
- Ale on ma zeza, pluje jak mówi i interesują go tylko ceny marchewki. Potrafi o tym gadać godzinami.
- Za to ma w hali targowej stragan z warzywami, nieźle zarabia, ostatnio kupił nawet tira. A ciotka prosiła mnie żebym mu znalazła jakąś rozsądną dziewczynę.
- No tak. Jej salon kosmetyczny to nie byle co, zawsze daje nam zniżki.
- Właśnie. I dlatego jakaś pinda z pipidówka nie będzie mi tu wydziwiać. - Tupnęła nogą Danka. - Ona nigdy nie znajdzie chłopaka w Krakowie z taką aparycją.
- Taa... Nasi mają spore wymagania, a ona się nawet nie umie malować....."
W tym momencie Anka nie wytrzymała i cicho wycofała się do domu. Nie zaprosiły ją na ognisko bo nie pasowała do reszty znajomych. Schowana za drzewem usłyszała jak nazwały ją zaniedbaną pyzą na którą żaden facet na poziomie nawet nie spojrzy. Skąd niby miała wziąć forsę na modne ciuchy i kosmetyki? U niej w domu się nie przelewało, a studia przecież kosztowały. Na dodatkowe prace nie miała zbytnio czasu opiekując się staruszką, chorą na cukrzycę i zajmując domem. W dodatku babcia Klara, przed którą nic się nie dało ukryć, dolała jeszcze oliwy do ognia.
- Przestań się mazać! W naszej rodzinie baby zawsze miały jaja! - Machnęła bojowo ścierką. - No nie patrz tak na mnie. Twoja matka jest wyjatkiem. Przyniósł ją zagraniczny bocian i w genach coś się popstrykało.
- O! czyżby początki sklerozy? Chyba myślałaś o jajnikach? - Odburknęła ponuro, pakując naraz do ust prawie całą bułkę. - Mama znowu jedzie na rekolekcje? - Zapytała domyślnie. Obie panie namiętnie się sprzeczały o przekonania religijne.
- Udowodnij smarkulo! - Staruszka zerknęła wymownie na rozłożone na ławie w salonie szachy. Oczywiście Anka przegrywała z nią za każdym razem. - Posłuchaj głosu doświadczenia. - Tu klepnęła się w chuda pierś aż zadudniło. -  Zrób sobie tatuaż z demonem, a włosy zapleć w dredy! Będziesz kul... Powieś przy pasku kosę, pomaluj oczy na czarno, załóż skórę i będziesz je mieć z głowy - doradzała z błyskiem w brązowych oczach.
- Rany babciu, jaki program o nastoletnich gangach znowu oglądałaś? - Jęknęła z przełykając duże kęsy jajecznicy na boczku. Kiedy była zdenerwowana jedzenie ją uspokajało. Nie potrzebnie się jej zwierzyła. Postanowiła od tej pory milczeć, nie miała szans przegadać Klary. Całe szczęście, że nie uświadomiła ją co do Bansiego. Spotykali się zawsze na mieście. Seniorka dopiero miałaby używanie. Po skończonym śniadaniu zabrała z przedpokoju grabie, żeby jakoś usprawiedliwić ucieczkę. Staruszka jednak tak łatwo nie odpuszczała.
- Powinnaś poćwiczyć! - Usłyszała jeszcze przez okno. - Masz słabą nawijkę! Wymknęła się do ogrodu i tam mściła na niewinnych roślinkach. Tak naprawdę to największy żal miała właściwie do siebie. Powinna się wreszcie nauczyć odpyskowywać pustogłowym dziewuchom i odwracać się do nich plecami. Takich ludzi należało ignorować. Niestety tak zwane złote myśli przychodziły zawsze po czasie. Zresztą tak naprawdę nie była z zbyt przebojową osobą.
***
Minęły dwie pracowite godziny. Otarła czoło rękę, zabiła na policzku ostatniego, żyjącego komara i oczywiście umazała się jak nieboskie stworzenie. Spocona, rozczochrana, z plamami na kolanach spodni, potrząsała bojowo grabiami i mamrotała do siebie przekleństwa, których oczywiście nauczyła się od Klary. Matka by dostała zawału jakby je usłyszała.
- Pieprzone dziunie, wyłupiastookie bździągwy, płaskodupe patyczaki...
Nie zauważyła, że za jej plecami ktoś stanął i przygląda się z szerokim uśmiechem jak się wyżywa na niewinnych liściach. Dla Bansiego, który mimo wyraźnego acz niezrozumiałego dla niego zakazu zbliżania się do domu, oczywiście beztrosko przyszedł, przedstawiała zupełnie inny obrazek. Jak każdy zagorzały wielbiciel pączków i matki natury delektował się widokiem. Wilgotny podkoszulek opinał kształtne piersi dziewczyny, która z zarumienionymi z gniewu policzkami i błyszczącymi oczami walczyła z niewidzialnym przeciwnikiem. Włosy sterczały niczym antenki. Gładka, opalona skóra lśniła w słońcu. Podkradł się bliżej i cmoknął odsłonięty, aksamitny kark, po czym odskoczył do tyłu, zasłaniając się rozsądnie pudełkiem własnoręcznie zrobionych kremówek z adwokatem.
- Giń zboczeńcu! - Grabie zatrzymały się tuż przed jego nosem, a piegowaty nosek zaczął węszyć. Boski zapach. - Pogięło cię człowieku?!
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. No przecież wiesz, że mężczyźni to słaba płeć. - Zrobił najniewinniejszą minę na jaką go było stać. Czy dostałby w pysk, gdyby skradł jeszcze całusa? Wolał nie ryzykować i tak już nadużył cierpliwości dziewczyny, przychodząc tutaj bez zapowiedzi. Cała nadzieja w ciachach. Znał słabości Anki i bezwstydnie je wykorzystywał.
- Nie powinieneś tu przychodzić. - Pokręciła głową, by się wydostać spod uroku tego cwanego łobuza. Stał niby taki skruszony, przestępując z nogi na nogę, ale jego oczy rzucały iskry, a usta psotnie się uśmiechały. Zarumieniła się, kiedy zauważyła, gdzie błądzi wzrokiem. - Moje oczy są wyżej!
- To nie moja wina, jestem pod wpływem hipnozy - zaprotestował. Rozpiął przy tym dwa górne guziki koszuli, powachlował ręką, jakby się właśnie spocił. Na widok gładkich mięsni biedna ofiara przełknęła ślinę.
- E...? - Nie miała pojęcia o czym bredzi ten facet, ale wiedziała, że powinna go szybko stąd zabrać, bo sąsiadki wisiały już prawie na płocie. Otwarte szeroko ze zdumienia paszcze świadczyły o kompletnym zaskoczeniu. Trybiki ze zgrzytem, obracały się w ich przegrzanych mózgach. W sumie to zazwyczaj niewiele było trzeba, aby nastąpiło w nich zwarcie.
- No kołyszą się... W górę w dół... W górę w dół... - Zagapiony Bansi dopiero teraz zorientował się co palnął. Sam czerwony jak burak złapał równie czerwoną Ankę za rękę i pociągnął do domu.
- Może mrożonej herbatki? -  Zaproponowała z domyślnym uśmieszkiem Klara, stojąca na progu kuchni. - Masz lepszy gust niż przypuszczałam - zachichotała, mrugnęła do wnuczki i przepuściła przed sobą gościa, taksując wzrokiem jego muskularną sylwetkę, elegancką koszulę i trzymany w dużych dłoniach słodki prezent. Uznała, że miała do czynienia z zamożnym facetem na poziomie, doskonale, sądząc po pudełku, znającym jej Ankę, wyraźnie nią oczarowanego. Czegoż można chcieć więcej? Zatarła ręce. Należało przeprowadzić wywiad. -Niezła łapówka kawalerze - zagaiła, węsząc podobnie jak wcześniej jej wnuczka.
***
   Dopiero godzinę później udało im się wyrwać ze szponów babci, która prawie jak KGB sprytnie zagadywała Bansiego, usiłując dowiedzieć się czegoś o nim samym i jego rodzinie. Biedny chłopak, kopany przez Ankę pod stołem, usiłował sprostać zadaniu. Klara niby nadal się uśmiechała, ale wyraźnie nabrała podejrzeń. Sam najchętniej powiedział by jej prawdę, ale nie chciał sprzeciwiać się dziewczynie. Kiedy znaleźli się wreszcie sami, w jej pokoiku na piętrze, odetchnął z ulgą.
- Ona się domyśla, że kłamię. - Usiadł ostrożnie na delikatnym krześle stojącym przy biurku.
- Nie szkodzi, niech pogłówkuje. Babcia nie umie dochować tajemnicy, wypaplałaby wszystko mamie. Ona jest strasznie religijna i bezkrytycznie wierzy we wszytko co usłyszy w kościele. Miałabym w domu piekło i czyściec jednocześnie.
- Szkoda - westchnął chłopak.
- Ale nie powiedziałeś mi, po co tu przyszedłeś. - Wolała rozsądnie trzymać się na bezpieczną odległość. Tapczan był odpowiednio daleko.
- Chodzi mi o Nirmala. Ostatnio jest strasznie niespokojny, drażliwy. Składałem to na karb  TYCH DNI, tęsknoty za Lakshmanem, ale... Znasz go dość dobrze. Mam pewien problem dość delikatnej natury...- Zaczął opowiadać o nagłym wyjeździe władcy, rui u wampirów i paśmie włosów. Dziewczyna słuchała cierpliwie, od czasu do czasu zadając jedynie krótkie, rozsądne pytania. Kręciła głową, jakby coś nie dawało jej spokoju.
- Po pierwsze powiedz mu, że się martwisz. Zapytaj go zwyczajnie, czy ma jakieś problemy, może sam ci powie. Jeśli nie wyciągnij tego kłaka, podsuń mu pod nos i powiedz gdzie i kiedy go znalazłeś. Nie pozwól się zbyć byle czym, bo to wygląda na poważną sprawę. I wiesz...
- Głupio tak prosto w oczy...
- Od tego są przecież przyjaciele. Mnie się coś tutaj nie podoba. Za dużo tych zbiegów okoliczności, porozmawiaj z księciem, poszukajcie u kogoś zaufanego pomocy.
- Co masz na myśli? - Bansi wyraźnie się zaniepokoił.
- Pomyśl, książę ma pierwszą ruję. Jest przepustką do władzy w Amalendzie, o czym wszyscy doskonale wiedzą. Tymczasem jego mąż zamiast go wspierać niespodziewanie wyjeżdża, zmuszony przez niecodzienne okoliczności. W zamku nie ma pana. A co robią myszy gdy nie ma kota?
- Harcują...
- No właśnie. A ty znajdujesz w łóżku rude pasmo. - Anka się zamyśliła, stukając palcem w usta. Doskonale znał ten gest, robiła tak zawsze kiedy się nad czymś głęboko zastanawiała.
- Mam mądrą dziewczynę. - Nachylił się i pocałował ją w czubek głowy. - Napędziłaś mi strachu. Wracam do zamku.