sobota, 16 kwietnia 2016

52. Drzewo Życia.

Postanowiłam dodawać tak jak na początku pisania tego opowiadania po jednej scenie. W ten sposób, będziecie je otrzymywać o wiele częściej. Mam niewiele wolnego czasu, więc na powstanie długiego rozdziału musielibyście jeszcze trochę poczekać.
Chandi miał naprawdę wiele wątpliwości, czy dobrze zrobił, godząc się na ponowne zamieszkanie w zamku Corragion. Bezpieczeństwo synka było bardzo ważne, obawiał się jednak, że jego cena będzie zbyt wysoka. Niełatwo przyjdzie mu zawrzeć rozejm z Rajitem. Zbyt wiele się między nimi wydarzyło. Krzywdzące słowa wampira nadal paliły go w piersi za każdym razem, kiedy na niego spojrzał. Najbardziej bał się reakcji Hirala na nowego członka rodziny. Okazało się jednak, że zupełnie niepotrzebnie. Chłopczyk właśnie szedł przed nim długim korytarzem, jego drobna rączka zupełnie ginęła w dużej dłoni ojca. Cały czas nie przestawał szczebiotać, zaciekawiony nowym otoczeniem. Kiki cicho popiskiwał na jego ramieniu. Dzieci Amalendu rozwijały się o wiele szybciej niż ludzkie. Maluch mający kilka miesięcy dorównywał sprawnością ludzkiemu sześcio czy siedmio latkowi.
- Czy tu mieszkają jakieś dzieci? – Ta sprawa dręczyła Hirala od kilku dni. Do tej pory widywał inne dzieci tylko z daleka. Nie śmiały podejść do syna lorda, tym bardziej, że tak bardzo się od nich różnił.
- Pewnie, że tak. Daj im trochę czasu, muszą się do ciebie przyzwyczaić. – Tłumaczył mu cierpliwie mężczyzna.
- Jestem brzydki? – Usta ułożyły mu się w podkówkę. Ostatnio zaczął zauważać, że mieszkańcy twierdzy jakoś dziwnie mu się przyglądają. Zawstydzony chował się wtedy za tatusia. Parę razy zebrał się na odwagę i zawołał biegające po zamku maluchy, ale uciekły przed nim z chichotem.
- Ależ kochanie… - podjął elf.
- Nie brzydki, tylko inny – wszedł mu w słowo Rajit. – Jak poznajesz nowe zwierzątko, to też nie wiesz czy ucieknie, czym go karmić, czy możesz go pogłaskać.
- No tak… - Chłopczyk przytaknął energicznie jasną główką. To co mówił duży tata miało sens. Z początku trzeba było postępować ostrożnie, dowiedzieć się o nowym wszystkiego co konieczne.
- Tak samo z małymi wampirami.  Przyglądają się z daleka, bo cię nie znają. Wkrótce na pewno poznasz jakiś kolegów. –Wziął na ręce synka, który słuchał go z wielką uwagą. Zrobiło mu się ciepło koło serca. Może i mały był kaleką, ale straszna z niego mądrala, z czego był niezmiernie dumny. Jak trochę pod rośnie może uda mu się nawet przegadać pyskatego wieszcza, który właśnie szedł za nimi naburmuszony z wysoko zadartym nosem. Obserwował go niczym jastrząb, gotów rozerwać na strzępy, gdyby tylko uraził czymś synka. Nadal mu zupełnie nie ufał. Nacisnął klamkę i przepuścił go w drzwiach. Nie raczył nawet spojrzeć w jego kierunku. Minął wampira szerokim łukiem, jakby się bał, że od zwykłego dotknięcia może się czymś paskudnym zarazić. To bolało. Bardzo bolało. Rajit zacisnął zęby. Musiał uzbroić się w cierpliwość, nie miał innego wyjścia.
- Gdzie idziemy…? No gdzie…? – Hiral nie mógł usiedzieć ani chwili w spokoju. W jego obecności nie sposób się było smucić. Teraz, kiedy już wampir  trochę oswoił się z jego odmiennością, coraz chętniej przebywał w towarzystwie chłopczyka. Z uśmiechem postawił wiercipiętę na podłodze.
- Do parku, chcę wam coś pokazać. Wiesz co to Drzewo Życia?- Ujął ponownie rączkę, którą synek podał mu bez wahania. Coraz lepiej się dogadywali. Elf jednak wydawał się tego nie zauważać. Rajit również próbował nie zwracać na niego uwagi, ale było to bardzo trudne. Przewrotny drań doskonale wiedział czym przyciągnąć jego wagę. Wyglądał niczym jasnowłosy, seksowny anioł, wodzący na pokuszenie podobnych mu głupców, kompletnie nieodpornych na rozkołysane wdzięki. Posiadanie takiego tyłka powinno być zakazane.
- Duże? Ma kwiatki, owocki? Jak wygląda? – Chłopiec jak zwykle w takich wypadkach zasypał go setką pytań, a buzia zarumieniła mu się z przejęcia.
- Pokaże ci, jeśli tatuś się zgodzi. Nie wygląda na zbyt zadowolonego z wycieczki. – Rajit rzucił łobuzerskie spojrzenie mężowi. Wiedział, że nie potrafi odmówić synowi.
- Nie martw się – Hiral zwinnie podbiegł do Chandiego i złapał go za udo, zanim tamten zdążył się odsunąć. Posiadanie dziecka umiejącego czytać w myślach było często dość kłopotliwe dla skrytego elfa. – Tatuś jest bardzo ciekawy co z tym drzewem, ale nie chce ci tego powiedzieć. Myśli, że ci ładnie w tym kolorze. – W tym momencie wieszcz przyłapany na tak zwanym gorącym uczynku lekko się zarumienił. Koniecznie będzie musiał nauczyć syna odpowiedniego zachowania. Grzebanie w czyjejś głowie było bardzo niekulturalne. - Chyba o coś się na ciebie gniewa. Byłeś niegrzeczny?
- Powiedziałem coś bardzo brzydkiego – wytłumaczył poważnie.
- Coś jak kul… kurwa? – Zapytał cieniutkim głosikiem chłopczyk, po czym pod groźnym spojrzeniem elfa złapał się za buzię.
- Lepiej już chodźmy zanim dostaniemy lanie.  – Rajit uśmiechnął się pod nosem, niezmiernie zadowolony, że jednak nie był mężowi taki zupełnie obojętny. Sam sprytnie uniknął kontaktu z dzieckiem przepuszczając je w progu. W tej chwili nie umiałby mu wytłumaczyć swojego zachowania, ani gorzkich słów jakie wypowiedział, kiedy je po raz pierwszy zobaczył. Nie chciał niepotrzebnie ranić wrażliwego chłopca. Zaadoptowanie się do nowego miejsca było dla niewidomego malca wystarczająco wielkim wyzwaniem. Nie widział sensu jeszcze bardziej mieszać mu w główce.
   Znaleźli się w rozległym parku otaczającym zamek Corragion. Weszli całą trójką na wąską ścieżkę prowadzącą pod lewe skrzydło budynku, gdzie mieściła się dawna sypialnia małżonków, teraz na głucho zamknięta. Kiedy wyszli zza rogu zobaczyli leżące na polanie ogromne drzewo, grubo już porośnięte mchem i wysoką trawą. Martwe, suche kikuty gałęzi sterczały w górę. Łaskawa natura próbowała okryć je zielenią, niczym bezcennym, puszystym kobiercem. Utulić do wiecznego snu. Na ten smutny widok w Chandim zamarło na chwilę serce. Stał pobladły, przypominając sobie bezcenne, szczęśliwe dni, kiedy to wraz z mężem śpiewali nienarodzonemu.  Podszedł bliżej i zaczął gładzić z czułością gruby pień. Gorycz zebrana na dnie duszy zaczęła kipieć i dusić go w gardle. Zapomniał na chwilkę o obecności chłopca, który przyglądał się wszystkiemu z otwartą buzią.
- Miało trwać razem z naszym synem, pomóc mu rosnąć, a ty je zabiłeś! – wyrwało mu się z głębi duszy. Dla elfów rytuał Pieśni i Drzewa był bardzo ważny. Łączył je od chwili urodzenia z naturą w trwającym do końca życia związku. Zagryzł usta by nie wybuchnąć płaczem.
- Cii kochanie… Spokojnie… To nie do końca prawda… - Rajit próbował niezręcznie otrzeć z jego bladego policzka samotną łzę. Mężczyzna natychmiast zesztywniał i skrzywił się z odrazą. Hiral tymczasem zachowywał się dość dziwnie. Zwykle czuły niczym radar na emocje elfa, tym razem zupełnie nie zareagował. Stał nieruchomo, przekrzywiając główkę, jakby nasłuchiwał.
- Tatusiu, czy umarli nucą? – padło po chwili nieoczekiwane pytanie. Chłopczyk nie czekał na odpowiedź, tylko wdrapał się na pień. Posuwał się do przodu na czworakach, rozgarniając gęstą trawę.
- O czym ty…? – Rzadko się zdarzało, żeby Chandi kompletnie nie rozumiał o co chodzi synkowi. – Uważaj bo spadniesz.
- Ono śpiewa. Ładnie… – Hiral nieudolnie zaczął pomrukiwać pod nosem dobrze znaną obu mężczyznom melodię.
- Niemożliwe… - Wieszcz wytrzeszczył oczy, po czym ruszył za maluchem. Gorączkowo obmacywał pień. Na własne oczy widział jak Drzewo Życia umierało. Nigdy nie słyszał, żeby się odrodziło. Jedynie w starych legendach były na ten temat mętne wzmianki.
- Aaa…! – zapiszczał radośnie Hiral. - Mówiłeś, że jak drzewo ma listki i kwiatuszki to jest zdrowe. Popatrz.. popatrz… - Zaczął podskakiwać, nieodłączny nietoperz razem z nim i oczywiście spadł ze śliskiego pnia. Zwierzątko wzbiło się w powietrze. Na szczęście żadnemu z urwisów nic się nie stało.
- Na wszystkich bogów! – krzyknął wieszcz na widok dorodnego pędu pnącego się dziarsko w górę. Rzeczywiście miało już kilka dumnie wyprostowanych gałązek, obficie pokrytych liśćmi oraz parę drobnych kwiatków. Mężczyzna drżącym głosem zaczął nucić, a młode drzewko odpowiedziało. Cicho, jakby nieśmiało. Nie mógł uwierzyć, w to co się dzieje. Przycisnął ręce do piersi, aby bijące w niej serce nie wyskoczyło na zewnątrz. Hiral stanął obok niego, klaskał w rączki i wybijał rytm.
- To gilgoce – zachichotał. Miał wrażenie, że energia zaraz go rozsadzi. Czuł się taki lekki i radosny. W nóżkach oraz głowie pojawiło dziwne łaskotanie. Dźwięki stały się wyraźniejsze, a myśli jaśniejsze. Jakby cały wielki świat dookoła wcześniej zamglony, teraz nagle nabrał ostrości.

 Rajit nie miał odwagi podejść bliżej, nie chciał zakłócić ich radości. Jako wampir nie do końca rozumiał elfie zwyczaje. Czuł jednak całym sobą, że zdarzył się cud i wstąpiła w niego nadzieja. On też, nawet nie zdając sobie sprawy podjął melodię.