Postanowiłam dodawać tak
jak na początku pisania tego opowiadania po jednej scenie. W ten sposób,
będziecie je otrzymywać o wiele częściej. Mam niewiele wolnego czasu, więc na
powstanie długiego rozdziału musielibyście jeszcze trochę poczekać.
Chandi miał
naprawdę wiele wątpliwości, czy dobrze zrobił, godząc się na ponowne
zamieszkanie w zamku Corragion. Bezpieczeństwo synka było bardzo ważne, obawiał
się jednak, że jego cena będzie zbyt wysoka. Niełatwo przyjdzie mu zawrzeć
rozejm z Rajitem. Zbyt wiele się między nimi wydarzyło. Krzywdzące słowa
wampira nadal paliły go w piersi za każdym razem, kiedy na niego spojrzał.
Najbardziej bał się reakcji Hirala na nowego członka rodziny. Okazało się jednak,
że zupełnie niepotrzebnie. Chłopczyk właśnie szedł przed nim długim korytarzem,
jego drobna rączka zupełnie ginęła w dużej dłoni ojca. Cały czas nie przestawał
szczebiotać, zaciekawiony nowym otoczeniem. Kiki cicho popiskiwał na jego ramieniu.
Dzieci Amalendu rozwijały się o wiele szybciej niż ludzkie. Maluch mający kilka
miesięcy dorównywał sprawnością ludzkiemu sześcio czy siedmio latkowi.
- Czy tu
mieszkają jakieś dzieci? – Ta sprawa dręczyła Hirala od kilku dni. Do tej pory
widywał inne dzieci tylko z daleka. Nie śmiały podejść do syna lorda, tym
bardziej, że tak bardzo się od nich różnił.
- Pewnie, że
tak. Daj im trochę czasu, muszą się do ciebie przyzwyczaić. – Tłumaczył mu
cierpliwie mężczyzna.
- Jestem
brzydki? – Usta ułożyły mu się w podkówkę. Ostatnio zaczął zauważać, że
mieszkańcy twierdzy jakoś dziwnie mu się przyglądają. Zawstydzony chował się
wtedy za tatusia. Parę razy zebrał się na odwagę i zawołał biegające po zamku maluchy,
ale uciekły przed nim z chichotem.
- Ależ
kochanie… - podjął elf.
- Nie
brzydki, tylko inny – wszedł mu w słowo Rajit. – Jak poznajesz nowe zwierzątko,
to też nie wiesz czy ucieknie, czym go karmić, czy możesz go pogłaskać.
- No tak… -
Chłopczyk przytaknął energicznie jasną główką. To co mówił duży tata miało
sens. Z początku trzeba było postępować ostrożnie, dowiedzieć się o nowym
wszystkiego co konieczne.
- Tak samo z
małymi wampirami. Przyglądają się z daleka,
bo cię nie znają. Wkrótce na pewno poznasz jakiś kolegów. –Wziął na ręce synka,
który słuchał go z wielką uwagą. Zrobiło mu się ciepło koło serca. Może i mały
był kaleką, ale straszna z niego mądrala, z czego był niezmiernie dumny. Jak
trochę pod rośnie może uda mu się nawet przegadać pyskatego wieszcza, który właśnie
szedł za nimi naburmuszony z wysoko zadartym nosem. Obserwował go niczym
jastrząb, gotów rozerwać na strzępy, gdyby tylko uraził czymś synka. Nadal mu
zupełnie nie ufał. Nacisnął klamkę i przepuścił go w drzwiach. Nie raczył nawet
spojrzeć w jego kierunku. Minął wampira szerokim łukiem, jakby się bał, że od
zwykłego dotknięcia może się czymś paskudnym zarazić. To bolało. Bardzo bolało.
Rajit zacisnął zęby. Musiał uzbroić się w cierpliwość, nie miał innego wyjścia.
- Gdzie
idziemy…? No gdzie…? – Hiral nie mógł usiedzieć ani chwili w spokoju. W jego
obecności nie sposób się było smucić. Teraz, kiedy już wampir trochę oswoił się z jego odmiennością, coraz
chętniej przebywał w towarzystwie chłopczyka. Z uśmiechem postawił wiercipiętę
na podłodze.
- Do parku,
chcę wam coś pokazać. Wiesz co to Drzewo Życia?- Ujął ponownie rączkę, którą
synek podał mu bez wahania. Coraz lepiej się dogadywali. Elf jednak wydawał się
tego nie zauważać. Rajit również próbował nie zwracać na niego uwagi, ale było
to bardzo trudne. Przewrotny drań doskonale wiedział czym przyciągnąć jego
wagę. Wyglądał niczym jasnowłosy, seksowny anioł, wodzący na pokuszenie podobnych
mu głupców, kompletnie nieodpornych na rozkołysane wdzięki. Posiadanie takiego
tyłka powinno być zakazane.
- Duże? Ma
kwiatki, owocki? Jak wygląda? – Chłopiec jak zwykle w takich wypadkach zasypał
go setką pytań, a buzia zarumieniła mu się z przejęcia.
- Pokaże ci,
jeśli tatuś się zgodzi. Nie wygląda na zbyt zadowolonego z wycieczki. – Rajit rzucił
łobuzerskie spojrzenie mężowi. Wiedział, że nie potrafi odmówić synowi.
- Nie martw
się – Hiral zwinnie podbiegł do Chandiego i złapał go za udo, zanim tamten
zdążył się odsunąć. Posiadanie dziecka umiejącego czytać w myślach było często
dość kłopotliwe dla skrytego elfa. – Tatuś jest bardzo ciekawy co z tym drzewem,
ale nie chce ci tego powiedzieć. Myśli, że ci ładnie w tym kolorze. – W tym
momencie wieszcz przyłapany na tak zwanym gorącym uczynku lekko się zarumienił.
Koniecznie będzie musiał nauczyć syna odpowiedniego zachowania. Grzebanie w
czyjejś głowie było bardzo niekulturalne. - Chyba o coś się na ciebie gniewa.
Byłeś niegrzeczny?
- Powiedziałem
coś bardzo brzydkiego – wytłumaczył poważnie.
- Coś jak
kul… kurwa? – Zapytał cieniutkim głosikiem chłopczyk, po czym pod groźnym
spojrzeniem elfa złapał się za buzię.
- Lepiej już
chodźmy zanim dostaniemy lanie. – Rajit uśmiechnął
się pod nosem, niezmiernie zadowolony, że jednak nie był mężowi taki zupełnie obojętny.
Sam sprytnie uniknął kontaktu z dzieckiem przepuszczając je w progu. W tej
chwili nie umiałby mu wytłumaczyć swojego zachowania, ani gorzkich słów jakie
wypowiedział, kiedy je po raz pierwszy zobaczył. Nie chciał niepotrzebnie ranić
wrażliwego chłopca. Zaadoptowanie się do nowego miejsca było dla niewidomego
malca wystarczająco wielkim wyzwaniem. Nie widział sensu jeszcze bardziej
mieszać mu w główce.
Znaleźli się w rozległym parku otaczającym
zamek Corragion. Weszli całą trójką na wąską ścieżkę prowadzącą pod lewe
skrzydło budynku, gdzie mieściła się dawna sypialnia małżonków, teraz na głucho
zamknięta. Kiedy wyszli zza rogu zobaczyli leżące na polanie ogromne drzewo,
grubo już porośnięte mchem i wysoką trawą. Martwe, suche kikuty gałęzi
sterczały w górę. Łaskawa natura próbowała okryć je zielenią, niczym bezcennym,
puszystym kobiercem. Utulić do wiecznego snu. Na ten smutny widok w Chandim
zamarło na chwilę serce. Stał pobladły, przypominając sobie bezcenne,
szczęśliwe dni, kiedy to wraz z mężem śpiewali nienarodzonemu. Podszedł bliżej i zaczął gładzić z czułością
gruby pień. Gorycz zebrana na dnie duszy zaczęła kipieć i dusić go w gardle.
Zapomniał na chwilkę o obecności chłopca, który przyglądał się wszystkiemu z
otwartą buzią.
- Miało
trwać razem z naszym synem, pomóc mu rosnąć, a ty je zabiłeś! – wyrwało mu się z
głębi duszy. Dla elfów rytuał Pieśni i Drzewa był bardzo ważny. Łączył je od
chwili urodzenia z naturą w trwającym do końca życia związku. Zagryzł usta by
nie wybuchnąć płaczem.
- Cii
kochanie… Spokojnie… To nie do końca prawda… - Rajit próbował niezręcznie otrzeć
z jego bladego policzka samotną łzę. Mężczyzna natychmiast zesztywniał i
skrzywił się z odrazą. Hiral tymczasem zachowywał się dość dziwnie. Zwykle czuły
niczym radar na emocje elfa, tym razem zupełnie nie zareagował. Stał
nieruchomo, przekrzywiając główkę, jakby nasłuchiwał.
- Tatusiu,
czy umarli nucą? – padło po chwili nieoczekiwane pytanie. Chłopczyk nie czekał
na odpowiedź, tylko wdrapał się na pień. Posuwał się do przodu na czworakach,
rozgarniając gęstą trawę.
- O czym ty…?
– Rzadko się zdarzało, żeby Chandi kompletnie nie rozumiał o co chodzi synkowi.
– Uważaj bo spadniesz.
- Ono śpiewa.
Ładnie… – Hiral nieudolnie zaczął pomrukiwać pod nosem dobrze znaną obu
mężczyznom melodię.
- Niemożliwe…
- Wieszcz wytrzeszczył oczy, po czym ruszył za maluchem. Gorączkowo obmacywał
pień. Na własne oczy widział jak Drzewo Życia umierało. Nigdy nie słyszał, żeby
się odrodziło. Jedynie w starych legendach były na ten temat mętne wzmianki.
- Aaa…! – zapiszczał
radośnie Hiral. - Mówiłeś, że jak drzewo ma listki i kwiatuszki to jest zdrowe.
Popatrz.. popatrz… - Zaczął podskakiwać, nieodłączny nietoperz razem z nim i
oczywiście spadł ze śliskiego pnia. Zwierzątko wzbiło się w powietrze. Na
szczęście żadnemu z urwisów nic się nie stało.
- Na
wszystkich bogów! – krzyknął wieszcz na widok dorodnego pędu pnącego się dziarsko
w górę. Rzeczywiście miało już kilka dumnie wyprostowanych gałązek, obficie
pokrytych liśćmi oraz parę drobnych kwiatków. Mężczyzna drżącym głosem zaczął
nucić, a młode drzewko odpowiedziało. Cicho, jakby nieśmiało. Nie mógł
uwierzyć, w to co się dzieje. Przycisnął ręce do piersi, aby bijące w niej
serce nie wyskoczyło na zewnątrz. Hiral stanął obok niego, klaskał w rączki i
wybijał rytm.
- To gilgoce
– zachichotał. Miał wrażenie, że energia zaraz go rozsadzi. Czuł się taki lekki
i radosny. W nóżkach oraz głowie pojawiło dziwne łaskotanie. Dźwięki stały się
wyraźniejsze, a myśli jaśniejsze. Jakby cały wielki świat dookoła wcześniej
zamglony, teraz nagle nabrał ostrości.
Rajit nie miał odwagi podejść bliżej, nie
chciał zakłócić ich radości. Jako wampir nie do końca rozumiał elfie zwyczaje.
Czuł jednak całym sobą, że zdarzył się cud i wstąpiła w niego nadzieja. On też,
nawet nie zdając sobie sprawy podjął melodię.