niedziela, 12 stycznia 2014

12. Lekcja latania.

    Chandi zasnął prawie nad ranem. Mimo, że był zmęczony niespokojne myśli nie dały mu zamknąć oczu. Próbował przeniknąć zasłonę przyszłości swoim darem, ale pozostała niewzruszona, jakby coś trzymało ją z drugiej strony i nie pozwalało zajrzeć. Tak bywało tylko wtedy, gdy przepowiednia miała dotyczyć także jego osoby. Widział wtedy jedynie strzępki wydarzeń, które trudno było powiązać w logiczną całość. Przez wiele godzin zamartwiał się i zastanawiał jak mógłby pomóc w osiągnięciu równowagi. Z jednej strony był zadowolony z powrotu króla, z drugiej bał się, że dojdzie do bratobójczej wojny na wielką skalę. Amalent był już słaby i wyczerpany przez chciwych przywódców klanów, potrzebował spokoju oraz mądrego władcy, który będzie nim rządził, mając na uwadze dobro wszystkich poddanych, a nie jedynie garstki wybrańców.
   Wieszcz obudził się bardzo późno, żołądek burczał mu głośno z głodu. Wyskoczył nagi z łóżka, po czym sięgnął po ubranie. Poczuł ostre dziabnięcie w palce i szybko cofnął dłoń.
- A co ty tu robisz mała złośnico? – zwrócił się do najeżonej Alisy, która uwiła sobie gniazdo na jego szatach, targając je przy tym na kawałeczki małymi pazurkami.
- Fuuu.... – zasyczał nietoperz i zaczął kręcić się w kółko, szukając najwygodniejszej pozycji. Ten białowłosy przeszkadzał w ważnej w jej życiu chwili, ale musiała przyznać, że koszule nosił w najlepszym gatunku. Idealnie nadawały się do wyścielenia legowiska.
– Dzikusko jedna, w co ja się teraz ubiorę? – Elf nerwowymi ruchami zaczął przekopywać szuflady. Znalazł jedynie błękitne damskie kimono w białe róże. Owinął się nim szczelnie i ruszył z marsową miną do sypialni Daniela. Niestety drzwi były na głucho zamknięte, za to z pobliskiej jadalni doszły go przytłumione męskie głosy. Wparował do środka niczym gradowa chmura, zmierzył granatowymi oczami siedzących przy stole Rajita i Daniela. Wpychali w siebie gorące, drożdżowe bułeczki z nieprawdopodobną szybkością.
- Twój potwór zeżarł mi ubranie! – warknął do chłopaka. – Co z ciebie za gospodarz? – Tupnął bosą nogą na wampira. - W szufladzie znalazłem jedynie damski szlafrok.
- Czyli pod spodem jesteś nagi? – Rajit wbił w niego zaciekawione spojrzenie. Błądził wzrokiem po zgrabnej sylwetce, a jego uśmiech stawał się coraz szerszy.
- Pewnie, że jest – Daniel zagapił się na smukłe udo, wystające z rozcięcia kimona. – Niezłe nogi – westchnął z podziwem, ale napotkał mroczne spojrzenie wieszcza i natychmiast zatkał sobie usta jabłkiem.
- Trzeba cię odizolować od tego dziecka, wyrasta na napalonego kocura jak ty! – Elf usiadł na krześle i zajął się jedzeniem, niestety nie zdołał ukryć ognistych rumieńców na swoich bladych policzkach.
- Alisa w ogóle dziwnie się ostatnio zachowuje. Ciągle gdzieś znika i wraca nad ranem, poza tym wcina za trzech, więc chyba nic jej nie dolega. – Popatrzył zaniepokojony na przyjaciół.
- Nie przejmuj się, babskie humory i tyle. – Poklepał go po ramieniu Rajit. – Niektórzy faceci też tak mają. –  Spojrzał wymownie na wieszcza.
- Odczep się, tobie za to całkowicie brak manier i rozumu! – prychnął Chandi i pochylił się do przodu, by stuknąć wrednego chama w czoło. Nie zauważył, że poły kimona się rozchyliły, a pasek poluzował. Rajit aż otworzył usta z wrażenia na widok różowych sutków, płaskiego brzucha i tego co poniżej. Jasna, aksamitna skóra wprost zapraszała by jej dotknąć. Bezwiednie wyciągnął rękę do przodu.
- Prawdziwe cuda – zamruczał z cielęcą miną.
- Masz rację – odezwał się Daniel tym samym tonem.
- A ty tu czego? To nie dla dzieci! – Mężczyzna zasłonił mu oczy ręką. Wieszcz dopiero teraz zorientował się na co się tak gapią. Szybko poprawił na sobie ubranie, zaczerwienił się ponownie i poderwał się ze stołka, porywając ze stołu bułeczkę.
- Zboczeńcy... sami zboczeńcy wokół... – mrucząc pod nosem umknął do swojej sypialni. Elfy nie były bezpośrednie w okazywaniu uczuć, tego rodzaju uwagi oraz gesty ogromnie go peszyły i wyprowadzały z równowagi. W jego domu o intymnych sprawach nie rozmawiano wcale, a to co się działo w komnatach rodziców było tematem tabu. Nikt w czasie posiłku nie ośmieliłby się powiedzieć czegoś tak szokującego i nieprzyzwoitego. – Nie znoszę tego głupka! – Warknął, wchodząc pod prysznic i otwierając kurek z zimną wodą. Musiał jakoś zlikwidować, całkiem spory problem jakiego nabawił się w jadalni. Robił to ostatnio coraz częściej, wspólne mieszkanie najwyraźniej mu nie służyło. Miał nadzieje, że Lakshman szybko przejmie szkolenie Daniela i widywanie tak często Rajita nie będzie już konieczne.
***

    Vilas Orgolion, Raktam Mortest i Nikun Mentrios, synowie przywódców klanów siedzieli właśnie  w jednym z krakowskich barów przy kufelku piwa. Wyglądali jakby ostatnio uczestniczyli w jakiejś bitwie. Pierwszy miał podbite malowniczo oko i rękę na temblaku, drugi opatrunek na nosie, a trzeci mocno utykał.
-  Ojciec ma mocną rękę co? – uśmiechnął się złośliwie Raktam.
- Twój za to lepszego cela i dobry gust. Ten ziemniak – wskazał na nos kompana Vilas – wymagał skalpela od dawna.
- Za to mój stary jest idiotą. Jak mam gonić tego całego Daniela na jednej nodze? – Nikun krzywiąc się niemiłosiernie poprawił się na krześle.
To by było na tyle jeśli chodzi o błyskawiczną regenerację wampirów. Ich rany goiły się rzeczywiście bardzo szybko, ale jeśli zadał je ktoś z ich gatunku prawo to niestety nie obowiązywało. Sprawiających problemy potomków często brutalnie karano,  rodzice mieli nad nimi władzę absolutną. Posłuszeństwo, zwłaszcza w arystokratycznych rodach, wymuszano siłą. Zresztą dzieci rzadko się sprzeciwiały i próbowały pójść własną drogą, doskonale wiedziały, że nikt nie ośmieliłby się stanąć w ich obronie.
- Musimy się przyłożyć do tej sprawy – zaczął Nikun - mam pewien pomysł. Przeszukaliśmy już pół Polski i nic. Doszedłem do wniosku, że ktoś z naszych musiał smarkaczowi pomóc. Powrót króla ma wielu zwolenników.
- Masz rację, ale większość to tchórze, którzy nigdy nie narazili by się naszym ojcom – podjął temat Raktam.
- Dobrze wiecie, że istnieją wyjątki. Taki Rajit przywódca klanu Coraggion, od dawna nic sobie nie robi z naszych praw. Ten seksowny wieszcz Chandi, nie znosi naszych starych, na Święcie było to doskonale widać – dodał Vilas.
- Dobrze prawisz, w dodatku obaj mieszkają w pobliżu Krakowa i często zaglądają do miasta. Musimy dyskretnie popytać i rozesłać szpiegów. – Nikun był bardzo zadowolony z wyciągniętych wniosków oraz przekonany, że tym razem na pewno uda im się dorwać kuternogę. Wtedy ojcowie ich wynagrodzą i zajmą odpowiednio wysoką pozycję w swoich klanach.
***
   Daniel niecierpliwił się coraz bardziej, nie mógł się doczekać obiecanej lekcji latania. Kilka razy zaglądał do sypialni w której przebywał Lakshman, ale ten niestety nadal był pogrążony w głębokim śnie. Alisa znowu gdzieś przepadła, a Chandi z Rajitem oddali sie swoim codziennym zajęciom. Późnym popołudniem nie wytrzymał i na palcach wkradł się do komnaty. Wdrapał się na łóżko i zaczął przyglądać Panu Nietoperzowi, jak go w myślach zawsze czule nazywał. Kiedy spał wyglądał o wiele młodziej i łagodniej, rysy mu się wygładziły, a śniada twarz była całkiem przystojna. Miał śmiało zarysowane, zmysłowe usta i chłopak nie mógł się powstrzymać, by ich nie dotknąć. W tym momencie uzbrojona w szpony ręka wystrzeliła do przodu i Daniel nawet nie wiedział, kiedy znalazł się pod spodem, uwięziony przez potężne ciało mężczyzny.
- Co ty wyprawiasz do cholery?! Chcesz żebym cię zabił?! – Wrzasnął Lakshman. W ostatniej chwili powstrzymał cios. Wyrwany nagle z głębokiego snu zareagował jak każdy dobrze wyszkolony żołnierz. Zaatakował intruza.
- Nie gniewaj się. – Daniel na próbę uchylił powieki i rzucił mu spod długich rzęs spojrzenie wystraszonej sarny. – Następnym razem najpierw mocno trzasnę drzwiami. – Z niewinną miną potarł policzkiem o nagie ramię władcy, prawie tak szerokie jak jego talia. – Jesteś bardzo przytulny wiesz? – Z niewiadomych przyczyn mężczyzna kojarzył mu się z domem, z szarlotką którą piekła mama i ciepłymi łapkami sióstr na szyi.
- Przytulny? – Opadły mu ręce, a gniew uszedł z niego jak z przekłutego balonika. Mały najwyraźniej przyrównywał go do tych puchatych zabawek, z którymi tak lubiły spać ludzkie dzieci. – Masz mnie za miśka? – Puścił swoją niedoszłą ofiarę i usiadł na łóżku. W życiu nie widział kogoś równie naiwnego i niemądrego jak ten chłopak.
- Niezupełnie – Daniel poczołgał się na skraj materaca i zsunął się na podłogę. Usiadł u stóp Lakshmana i spojrzał mu prosto w pionowe źrenice. – Masz od niego ładniejsze oczy, złociste niczym płynny miód, a twoje włosy są o wiele miększe i delikatniejsze w dotyku... – W tym momencie gwałtownie się zaczerwienił, zerwał na równe nogi i wybiegł z komnaty. Na progu zatrzymał się jednak, odwrócił i posłał Panu Nietoperzowi ciepłe spojrzenie. – Poczekam na ciebie na dziedzińcu – dodał cicho i zamknął za sobą drzwi. Po raz pierwszy powiedział innemu mężczyźnie komplement i był ogromnie speszony swoją śmiałością.
- Ee... – zdołał jedynie wydusić z siebie władca którego kompletnie zatkało. Zaczął się powoli ubierać, zastanawiając się na tym, co się właśnie stało. Nie zdawał sobie sprawy, że na jego zwykle chłodnej, surowej twarzy wykwitł pierwszy od wieków uśmiech.
***
   Daniel tym razem nie musiał czekać zbyt długo. Lakshman pojawił się po kwadransie ubrany w eleganckie ciemne spodnie i czarną koszulę. Chłopak oparty plecami o mury zamku z przyjemnością patrzył jak zbliżał się długimi, sprężystymi krokami. W wyprostowanej dumnie sylwetce, w sposobie noszenia głowy, eleganckich ruchach mężczyzny było coś, co mówiło, że to nie byle kto. Jakiś wrodzony majestat, który powodował, że chyliły się przed nim głowy. Służba Rajita chociaż go nie znała, kłaniała się mu w pas i spełniała bez szemrania każdą prośbę.
- Chodź – wziął Daniela za rękę i pociągnął do bramy. – Umiesz pływać?
- Tak, całkiem dobrze. Codziennie chodziłem na basen w ramach rehabilitacji. – Chłopak ledwo mógł nadążyć za władcą. Chora noga jak zwykle sprawiała problemy w najmniej odpowiednim momencie. Poruszał się coraz wolniej i utykał coraz mocniej.
- Dlaczego nie mówisz, że cię boli – Lakshman zatrzymał się na środku ścieżki, po czym podszedł do chłopaka i wziął go na plecy, owijając się jego nogami w talii. – Złap mnie za szyję bo spadniesz!
- Ale wstyd – wymamrotał w jego kark Daniel. – Tata nosił mnie w taki sposób, jak miałem pięć lat.
- Nie przesadzaj, jesteś prawie dorosły, poza tym całkiem przyjemny z ciebie ciężar – sięgnął do tyłu i pogładził smukłe uda, a chłopakowi serce omal nie wyskoczyło gardłem. Zacisnął ramiona wokół szyi swojego tragarza.
- Jeśli mnie udusisz, to nici z lekcji. – Mężczyzna ruszył do najbliższej windy, która tak naprawdę była teleportem.
- To mnie nie obmacuj – fuknął na niego czerwony jak burak Daniel. – Jak to działa? – Zapytał, kiedy zatrzymali się przed czymś podobnym do metalowej płyty studzienki kanalizacyjnej. Z ulgą zsunął się na ziemię, długo nie wytrzymałby takich tortur. Bliskość mężczyzny zaczęła coraz mocniej na niego działać.
- Nastawiasz parametry i naprzód. – Lakshman zaczął majstrować przy bransolecie, przypominającej zegarek z kilkoma tarczami. Chłopiec dopiero teraz zdał sobie sprawę, że podobne urządzenia nosiły wszystkie napotkane wampiry. – Nie bój się – został pociągnięty na płytę.
- Nie jestem przedszkolakiem – prychnął wyniośle i w tym samym momencie chwycił mocno za rękę swojego towarzysza. Coś szarpnęło, pisnęło i świat zniknął mu z oczu, by za sekundę znowu się pojawić. – Gdzie my u licha jesteśmy? – Rozejrzał się dookoła. Stali nad brzegiem niewielkiego jeziora, wokół szumiał gęsty las. Słońce zaczynało właśnie powoli zachodzić, zanurzając swoje promienne oblicze w ciemnych wodach. Po drugiej stronie widać było kilka domów i niewielką plażę. Ludzi o dziwo ani śladu, mieli więc cały akwen tylko dla siebie. – Dlaczego tutaj?
- Jesteśmy blisko Krakowa, przed nami jezioro Rożnowskie. W porze kolacji zazwyczaj nikogo tutaj nie ma. Chodzi o to, żebyś w wypadku kraksy miał w miarę miękkie lądowanie. Wyciągaj skrzydła zamiast paplać! – Lakshman rozłożył swoje na pełną szerokość i uniósł się metr nad ziemią. – Powoli, bez gwałtownych manewrów.
- Postaram się – Daniel z wypiekami na twarzy próbował go nieudolnie naśladować. Jedno, drugie machnięcie i udało się. Znalazł się obok zadowolonego z jego postępów towarzysza.
- Świetnie, masz talent. – Ujął za rękę przejętego dzieciaka, który ledwie oddychał z emocji. Łagodnie manewrując skrzydłami poszybowali kilka metrów nad wodą. Słoneczna tarcza właśnie się w niej kąpała, nadając falom niezwykłego, perłowo- różowego koloru.
- To najwspanialszy dzień w moim życiu – westchnął kompletnie oczarowany Daniel. Łzy szczęścia płynęły po jego szczupłej twarzy, a on nawet tego nie czuł. Był wreszcie wolny, naprawdę wolny. Jego kalectwo zostało na ziemi, tutaj nareszcie mógł być sobą. Szare oczy chłopca lśniły niczym gwiazdy, a wiatr gładził jego czarne loki, które powiewały za nim niczym jedwabista peleryna. Srebrne wzorki na skrzydłach migotały w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.
- Tak, to bardzo piękny... dzień – przytaknął mu Lakshman. Przez wieki widział niejednego mężczyznę o wiele atrakcyjniejszego od tego drobnego smarkacza, więc dlaczego jego serce biło tak mocno, jakby chciało mu wyskoczyć z piersi?
..............................................................................................................................
Betowała Ariana