piątek, 31 stycznia 2014

14. Wypchaj się!

   Po  ucieczce Daniela w komnacie treningowej zapadła cisza. Świece nadal się paliły, a namalowany na posadzce pentagram emanował mocą. Na ścianie, w miejscu gdzie uderzył pocisk widać było niewielką dziurę przez którą można było zobaczyć pogrążony w mroku ogród. Mężczyźni w milczeniu patrzyli po sobie, każdy z nich odczuwał na swój sposób niewielkie wyrzuty sumienia. Żaden nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji ze strony chłopaka. Rozumieli, że troszczy się o swoich podopiecznych, ale w końcu były to jedynie zwykłe nietoperze, jakich pełno w okolicznych jaskiniach, a nie członkowie rodziny.
- To może ja go lepiej poszukam – westchnął Chandi i przerzucił przez ramię jasny warkocz. Miał złe przeczucia. Daniel traktował Alisę jak przyjaciółkę, a nie domowego zwierzaka. Nigdy nie widział wcześniej w jego oczach błysku nienawiści, nawet w stosunku do wampirów, które go napadły. Najwyraźniej Lakshman trafił w bardzo czuły punkt, po jego minie elf wywnioskował, że był zaskoczony gniewnymi słowami chłopaka.
- Idę z tobą. – Natychmiast ofiarował się Rajit. On z kolei miał wrażenie, że zawiódł przyjaciela. Polubił małego Wybrańca i nie powinien dopuścić, aby pod jego dachem doszło czegoś podobnego. Władca może i miał najlepsze intencje, ale jego metody szkolenia wydały mu się grubo przesadzone.
- Zostajecie! – odezwał się stanowczo Lakshman, wstał z fotela i wyprostował swoją potężną sylwetkę. Ostre słowa Daniela mocno go dotknęły, ale nie był to pierwszy raz, kiedy za swoją pomoc zamiast podziękowania otrzymał cios prosto w twarz. Określenie Potwór słyszał odkąd nauczył się chodzić miliony razy, nawet najbliżsi bali się jego mocy i trzymali się na dystans. Tym razem jednak wyszły z ust chłopca, którego chronił od dziecka i niewątpliwie darzył pewnym przywiązaniem. Może dlatego serce tak bardzo go bolało, że musiał na chwilę usiąść. – Załatwię to sam!
- Ale wasza wysokość, lepiej będzie... – Próbował negocjować wieszcz, który doskonale znał porywczy charakter władcy. Obawiał się, żeby nie doszło do nieszczęścia. Daniel był jeszcze prawie dzieckiem i nie zbyt rozumiał powagę sytuacji w jakiej się znalazł.
- Nie – rzucone lodowatym tonem słowo zabrzmiało jak rozkaz. Tym razem to Rajit złapał Chandiego za rękę i mocno ją uścisnął. Nauczony w Akademii Wojskowej dyscypliny wiedział, kiedy się wycofać. Nie chciał by gniew władcy skupił się na niemądrym elfie, który zamiast rozsądkiem kierował się sercem. Wokół drugiej dłoni okręcił sobie jasny warkocz.
- Co robisz idioto?! – warknął zdenerwowany wieszcz. Włosy były jego chlubą, a ten wyleniały wampir ośmielił się gnieść je brudnymi łapami. Zawsze wtrącał się w nieodpowiednim momencie z subtelnością słonia w składzie porcelany.
- Ratuję twój seksowny tyłek – szepnął mu na ucho mężczyzna. – Odpuść, bo facet wygląda na zdeterminowanego. Zmiecie cię jak pyłek i nawet nie zauważy.
- Ale mały... – szarpnął się ponownie.
- Nie wariuj! – Rajit złapał elfa w talii i przywarł do smukłych pleców. Wspaniale pachniał.Tak kusząco i słodko, jego krew tętniła w naczyniach powodując, że kły mu mu się wydłużyły i poczuł nagły przypływ pragnienia. Poza tym lubił, kiedy przyjaciel się na niego złościł. Wtedy jego oczy przypominały bliźniacze wulkany pełne błękitnej lawy, lśniły i ciskały iskry tak jak one, powodując dziwne drżenie w sercu.
- Zabieraj te grabie! – syknął wieszcz. - Nie wiadomo gdzie się nimi drapałeś! – Zarumienił się, mając cichą nadzieję, że wampir weźmie to za przejaw gniewu. Nie chciał za żadne skarby, by ten krwiopijca zauważył, że żywi do niego pewna słabość.
- Aleś ty niedotykalski – mruknął Rajit. Postanowił wykorzystać temperament towarzysza, by odwrócić jego uwagę od Wybrańca. Zresztą miękka, pachnąca skóra na karku niesamowicie wabiła go do siebie. Jak każdy wampir uwielbiał te miejsca, gdzie widać było bijący puls. Niespodziewanie pochylił się i zassał na szyi wieszcza, robiąc mu tam sporą malinkę.
- Zginiesz pijawko! – wrzasnął Chandi po chwilowym zamroczeniu, w które wprawiły go gorące usta.  – Masz mnie za jedną z twoich zdzir z karczmy?! – Skorzystał z tego, że Rajit poluzował uchwyt, odwrócił się zwinnie i wymierzył mu cios kolanem prosto w krocze osłonięte jedynie bawełnianymi, cienkimi spodniami.
- Och... – zdołał wykrztusić mężczyzna, padając na kolana. Zobaczył całą plejadę wirujących gwiazd, a ciemne obłoczki przysłoniły mu na chwilę widoczność. Elf, jak na mola książkowego, miał naprawdę sporo siły i niezłego cela
***
  Lakshman skorzystał ze sprzeczki przyjaciół, by wymknąć się z komnaty. Miał nadzieję, że Daniel zdołał nieco przez ten czas ochłonąć. Wbrew temu co sądzili obaj mężczyźni wcale nie czuł gniewu. Raczej smutek i żal. A w jego sercu zagnieździł się jakiś ostry cierń, który co jakiś czas kuł go niemiłosiernie. Za bardzo przywiązał się do tego chłopaka, powinien się zdystansować. Miał zadanie do wykonania i musiał się na nim skupić. Lud Amalendu cierpiał, zabijano i wykorzystywano dzieci, a on przejmował się kaprysami jakiegoś przybłędy. Z każdym krokiem jego mina była coraz bardziej chłodna i surowa, służba schodziła mu z drogi, niemal wtapiając się w ściany długiego korytarza. Kierując się instynktem trafił prosto do zamkowej spiżarni. Był to spory magazyn pełen sięgających do sufitu regałów, chłodziarek oraz koszów po brzegi wypełnionych żywnością. Tutaj na skrzynce po piwie, z zaciśniętymi dłońmi  siedział Daniel i coś pod nosem mamrotał. Kiedy poszedł bliżej mógł już rozróżnić słowa.
- Jedna owca, dwie owce, trzy owce.. – liczył pracowicie.
- Musimy porozmawiać – przerwał jego dziwny monolog władca.
- Wynocha! Nikt cię tu nie zapraszał! – wrzasnął na jego widok chłopak, a jego oczy natychmiast zapłonęły gniewem. Miał w nosie, że właśnie wydziera się na prawdopodobnie najpotężniejszą istotę na Ziemi, która jednym spojrzeniem mogła go zamienić w kupkę popiołu.
- Uspokój się! – rzucił spokojnie Lakshman. – Zacznij zachowywać się jak dorosły, którym podobno jesteś, Nirmalu!
- Co to za obrzydliwe imię?! Zresztą nie rozmawiam z mordercami! – Zazgrzytał zębami i wziął do ręki jabłko.
- Mocne słowa dzieciaku. Tak nazwała cię twoja prawdziwa matka. – głos mężczyzny mógłby zamrozić jezioro. Starał się panować nad nerwami, co w obecności tego chłopaka nigdy nie było łatwą sprawą.
- Moja matka jest w Krakowie! Ja ci dam dzieciaka! – Daniel wskoczył na skrzynkę na której siedział i  rzucił trzymanym w ręku jabłkiem. Trafiło, nie spodziewającego się ataku wampira  prosto między oczy. – Masz draniu!
- Myślisz, że jesteś w piaskownicy? – warknął mężczyzna, któremu wyraźnie kończyła się cierpliwość. – Szkoda, że w czasie lekcji nie jesteś taki zawzięty.
- Zaraz ci pokażę czego się nauczyłem! – Przymknął na kilka sekund oczy, a potem wyciągnął przed siebie ręce. Jak na komendę ze wszystkich pojemników zaczęły wyskakiwać warzywa, pęta kiełbasy, torebki z mąką. Wszystko to poszybowało w kierunku mężczyzny, który zwinnie się uchylił, po czym zasłonił tarczą, uformowaną z naprędce z otaczającego go powietrza. – Wracaj do reszty krwiopijców!
- Sam jesteś krwiopijcą, a raczej nim będziesz – Władca z niepokojem patrzył na trzeszczące regały i drgające, ciężkie skrzynie z napojami. Chłopak zamiast przestać nakręcał się coraz bardziej, moc wirowała wokół niego przybierając na sile, zamiast jak tego się spodziewał opaść. Zaczynało się robić niebezpiecznie.
- Niech to szlag! – zaklął i jednym spojrzeniem podniósł młodego maga do góry, wybijając go tym samym z transu, po czym rzucił nim niczym lalką na stertę pustych worków. Skoczył do przodu i nakrył swoim potężnym ciałem prychającego z wściekłości chłopaka. Uwięził pod sobą, a próbujące go podrapać ręce wyciągnął mu wysoko nad głowę i spętał zaklęciem. – Albo zaczniesz się rozsądnie zachowywać i wysłuchasz, co mam do powiedzenia, albo spuszczę ci majtki i zleję jak przedszkolaka! – zawarczał mu do ucha.
-Wypchaj się! – pisnął z trudem Daniel, wampir był strasznie ciężki. Kilka razy jeszcze próbował ugryźć prześladowcę, ale na nic się to nie zdało. W końcu zmęczył się i oklapł, zezując wściekle oraz parskając niczym świeżo okiełznany, dziki wierzchowiec. 
- Nigdy nie rozmawiałem w takiej pozycji, ale mogę spróbować. – Lakshmanowi zaczęła przechodzić złość na małego awanturnika. – Poza tym jesteś całkiem wygodny.
- Złaź grubasie! Twoje tłuste cielsko zmiażdży mnie na placek! – Wiercił się, usiłując się uwolnić. Czuł się coraz mniej pewnie, gniew opadał, a jego zaczął ogarniać dziwny niepokój.
- Jeśli przyrzekniesz, że będziesz grzeczny – mężczyzna z premedytacją owiewał mu oddechem szyję. Z przyjemnością patrzył jak na policzki ofiary robią się malinowe.
-D... dobrze, ale wstań wreszcie. Nie stać cię na materac? – dodał złośliwie i usiadł, kiedy tylko mężczyzna się podniósł.
- Dzieciaku – Wampir nie umiał sobie odmówić drażnienia chłopaka. – Nie muszę ich kupować, większość sama się chętnie kładzie, pozbywając się najpierw opakowania.
- Nie chcę tego słuchać! – Daniel zatkał sobie uszy, które były równie czerwone jak jego twarz. – Miałeś podobno coś ważnego do powiedzenia. – Usiadł na stojącej w kącie beczce z piwem, byle jak najdalej od paskudnego krwiopijcy.
- Chciałem porozmawiać o tym co się wydarzyło w czasie lekcji. – Machnął uspokajająco ręką na chłopaka, który właśnie zaczął się od nowa wściekać, sądząc po jego zawziętej minie. – Twoja sytuacja jest dość skomplikowana. Nie możesz wrócić do domu, a tutaj będą na ciebie polować, niczym na rzadki okaz zwierzyny.
- Przecież ja nic nie mam, nie jestem nawet w pełni wampirem, nie stoi za mną bogaty klan i żaden ze mnie model. Na dodatek ciągle wpadam w kłopoty, nie mówiąc o kalectwie. – Wzruszył ramionami. . – Nie sądzę, by jedno głupie znamię zrekompensowało te wszystkie minusy.
- Nie znasz naszego świata, to jeden z twoich największych mankamentów. Tutaj bardzo poważnie traktuje się przepowiednie oraz proroctwa. Wampiry kochają władzę i myślą w dość prosty sposób. Skoro jesteś Wybrańcem z legendy, to z pewnością ty i twoje potomstwo zasiądziecie na tronie. Ten kto zostanie twoim mężem, będzie władał Amalendem przez tysiąclecia. Dlatego jesteś w tej chwili najbardziej pożądanym partnerem. Kalectwa nawet nikt nie zauważy, mając w perspektywie koronę. Poza tym nie doceniasz się, jeśli chcesz potrafisz być naprawdę uroczy, o ile oczywiście nie miotasz przekleństw i nie próbujesz zedrzeć mi skóry pazurami. – Uśmiechnął się lekko, widząc zmieszanie chłopaka.
- Dobrze wiesz, że nie mam do magii talentu. Chandi przez prawie miesiąc niczego mnie nie nauczył, a ja naprawdę się starałem. – Popatrzył na mężczyznę spod długich rzęs.
- Nie gadaj głupstw, dobrze ci tutaj, więc nie przykładałeś się zbytnio, a wieszcz był dla ciebie zbyt łagodny. Nie mam czasu na twoje fochy, wiem, że jesteś zły, ale w ciągu godziny ze mną nauczyłeś się więcej, niż w czasie czterech tygodni z elfem. Zrobiłem to dla twojego dobra i nie obchodzi mnie, że uważasz mnie za Potwora. – Lakshman był w tej chwili uosobieniem królewskiej wyniosłości i chłodu. Wydawać by się mogło, że nic nie może go w żaden sposób dotknąć ani zranić. Przez setki lat szkolił się w ukrywaniu swoich uczuć, co było umiejętnością bardzo pożądaną u władcy.
- Nie musiałeś do tego wykorzystywać bezbronnych maleństw! – Daniel odwzajemnił się równie zimnym spojrzeniem, a cierń w sercu króla przypomniał o swoim istnieniu, kłując go boleśnie.
- Panowałem nad sytuacją, nietoperzom nic by się nie stało, nawet jakbyś w nie trafił. Otoczyłem je tarczą przez którą twój pocisk by się nie przebił. Potrzebowałeś dopingu, a ja ci go dostarczyłem. Bez tego męczyłbyś się pewnie jeszcze z pół roku, o ile wcześniej nie dopadliby cię przywódcy klanów. To wszystko co miałem ci do przekazania i mam nadzieję, że będziesz kontynuował naukę. – Lakshman wstał i otrzepał się z kurzu.
- Zastanowię się. – Srebrne oczy Daniela pozostały nieodgadnione. Jego twarz zazwyczaj pełna ekspresji i łatwa do rozszyfrowania stanowiła nieruchomą maskę. On też, jako kaleka, przeszedł niezłą szkołę życia i doskonale wiedział, że ból na jego twarzy zwykle cieszył prześladowców. – Nadal jednak się na ciebie gniewam i uważam, że przesadziłeś. Nie wierzę też, byś tak panował nad sytuacją jak twierdzisz. Pan Nietoperz na zawsze pozostanie w moim sercu jako najdroższy przyjaciel, ale tego mężczyzny, który stoi przede mną nie znam i nie wiem czy chcę poznać – dodał cicho, szybko odwrócił się na pięcie i umknął, aby wampir nie zauważył łez, które płynęły mu po twarzy.
***
   Chandi i Rajit czekali na władcę w małym salonie, obaj równie zdenerwowani próbowali podtrzymywać się na duchu. Kazali sobie przynieść z biblioteki ogromny kufer, wypełniony po brzegi starymi woluminami i zwojami. Chcąc jakoś zapełnić wlokący się czas, przy dużym, okrągłym stole wertowali zakurzone księgi, w poszukiwaniu wiadomości o Wybrańcu z przepowiedni. Martwili się o Daniela, do tej pory niewiele mu pomogli. Mieli nadzieję, znaleźć jakąś informację, która pomogła by w lekcjach. Polubili chłopaka i było im przykro, że tak łatwo odrzucił ich przyjaźń.
- Załatwione – rozległ się w ciszy donośny głos Lakshmana. – Dałem mu czas do namysłu.
- Widzisz, niepotrzebnie panikowałeś! – Rajit szturchnął elfa w bok. – Mały się uspokoi, wróci mu rozsądek i wszystko będzie dobrze.
- To się dopiero okaże – szepnął elf. Miał jakieś złe przeczucia, niestety jak zwykle, kiedy przyszłość obejmowała również jego, widział tylko migawki wydarzeń.
- Powinniśmy wypocząć, to był ciężki dzień. – Władca skinął mężczyznom głową i udał się do swojej sypialni. Widać było, że jest zmęczony i nie ma ochoty na żadne dyskusje.
- Widziałeś jego minę? Nadal uważasz, że wszystko jest w porządku? – zapytał po jego wyjściu wieszcz.
- Nie wiem o co ci znowu chodzi, zawsze jest taki ponury. – Rajit uznał, że przewrażliwiony elf znowu przesadza.
- Wygląda na to, że rozmowa była nieprzyjemna i nie pogodzili się. Dawny Daniel, normalnie przybiegłby do nas, zdał relacje i zapytał o radę. Na nas się również nadal gniewa.
- Daj spokój, jutro też jest dzień. Młody prześpi się i odzyska humor. Chodźmy lepiej do łóżka. – Położył rękę na ramieniu wieszcza.
- Obyś miał rację. Chyba nie zasnę. – Wyszli razem na korytarz, ich sypialnie ze sobą sąsiadowały. – I nic tam sobie nie wyobrażaj! –Żachnął się na widok wpatrzonych w jego tyłek oczu mężczyzny.
- We dwóch weselej – zatrzymali się przed drzwiami do komnaty Chandiego. – Dotrzymałbym ci towarzystwa, umiem nawet kilka kołysanek. – Kusił niepoprawny Rajit, tęsknie spoglądając na powabne pośladki.
- Nie zbliżaj się zboczeńcu, bo zaliczysz następnego kopa – warknął mężczyzna. Nie miał zamiaru zostawać kolejnym podbojem tego Adonisa.
- W książkach pisze, że elfy są słodkie i delikatne. Nie ukrywaj swoich zalet skarbie – zachichotał wampir.
- Jestem czarną owcą w rodzinie – mruknął niegrzecznie wieszcz i zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
***
   Daniel wrócił do swojej komnaty w nie najlepszym humorze i natychmiast wdrapał się na regał, by sprawdzić jak się czują jego podopieczni. Z jednej strony rozumiał punkt widzenia Lakshmana, ale kiedy popatrzył na Alisę układającą swoje maleństwa do snu, krew w nim znowu zawrzała. Puchate kulki patrzyły na niego ciemnymi ślepkami, popiskując i gruchając radośnie, najwyraźniej go poznawały. Śmieszne uszy z pędzelkami na końcach obracały się niczym małe antenki, wychwytując najlżejszy dźwięk. Schowały się pod skrzydłami samicy jak pod ciepłą kołderką, przygotowując się do snu.
- Jak pomyślę, że mógłbym was trafić, to mam ochotę tam wrócić i walnąć go z pięści w ten przystojny pysk – szepnął, miziając stworzonka po grzbiecie.
- Iiissshhh – syknęła w odpowiedzi Alisa.
- Masz rację, powinny już odpoczywać. – Daniel zeskoczył z drabiny. Zrobiło mu się jakoś markotno, pozazdrościł małym nietoperzom czułej opieki. Mama zawsze przychodziła wieczorem, nawet jak skończył osiemnaście lat, by powiedzieć mu dobranoc. Często leżeli razem przez chwilę, a on opowiadał jej wszystkie swoje sekrety. Strasznie mu jej brakowało w takich chwilach jak ta, ona na pewno wiedziałaby co zrobić. Położył się na chwilę, jakoś nie miał ochoty się myć, choć w magazynie strasznie się zakurzył i swędziały go oczy. Po kilku minutach sfrunęła do niego Alisa. Widać dzieciaki poszły spać. Przysiadła na jego ramieniu i zaczęła wylizywać małą, zaobrączkowaną łapkę. Chłopak przyglądał się jej przez chwilę tknięty pewną myślą.
 – Dzięki przyjaciółko – pocałował czarny, ruchliwy nosek. – Ciekawe, gdzie Rajit trzyma swoją bransoletę, mógłbym pożyczyć ją na kilka godzin. Jeśli wyląduję w parku, koło mojego domu, będę mógł zobaczyć mamę i siostry. – Z tą myślą Daniel zerwał się z łóżka.
...................................................................................................................................
Betowała Ariana

środa, 22 stycznia 2014

13. Jesteś Potworem!

   Trzej mężczyźni siedzieli w jadali za stołem już od dobrej godziny, zaspokajając głód i dyskutując o polityce. Wprowadzenie z powrotem Lakshmana na tron bez rozlewu krwi nie było prostą sprawą. Musieli wcześniej zebrać po kryjomu zwolenników, a potem zorganizować wielkie otwarcie pałacu królewskiego. Byli właśnie w środku zażartej dyskusji, kiedy od strony drzwi dobiegły ich ciche słowa.
- Jest kawusia? Poproszę ze śmietanką – wymamrotał Daniel i obrzucił wszystkich niezbyt przytomnym, srebrzystym spojrzeniem, mrugając przy tym długimi rzęsami, ponieważ poranne światło raziło go w oczy. Wyglądał jakby właśnie z wielkim trudem zwlókł się z łóżka. Człapał na bosaka, a spodnie wisiały mu nisko na tyłku, tak, że widać było zarys pośladków. Krótka koszulka z rękawami do łokci zwisała smętnie z jednego ramienia, a właściciel wyraźnie zapomniał jej pozapinać i świecił nagą piersią. Czarne włosy tworzyły niemożliwie splątany, malowniczy busz spadający poniżej łopatek. – Oddawaj! Zawsze wyżerasz najlepsze! – wyrwał z ręki Rajita cynamonową bułeczkę i prawie całą wepchnął sobie do buzi, zanim tamten zdążył zareagować. Usiadł za stołem, po czym zabrał sprzed nosa władcy filiżankę z kawą. Upił łyczek i na jego zarumienionej od snu twarzy pojawiła się czyta rozkosz. – Pyszna! – Oblizał usta ze śmietanki. Dopiero kiedy skończył podniósł oczy i zobaczył trzech wpatrzonych w niego mężczyzn, o niebezpiecznie błyszczących oczach i rozchylonych ustach. Patrzyli na niego tak zafascynowani, że przestali nawet mrugać. – Wy chyba nie macie zamiaru wypić na deser mojej krwi czy coś? – W jego jeszcze dość wolno pracującym mózgu zalęgła się nieprzyjemna myśl. Spojrzał na towarzyszy posiłku podejrzliwie i odsunął się nieco ze stołkiem.
- Jakiej krwi mały? Ja wolałbym coś bardziej pożywnego. – Rajit rzucił wymowne spojrzenie między nogi chłopaka.
- Jesteś wstrętny! – Daniel zaczerwienił się nawet na szyi i zaczął w pośpiechu zapinać koszulę. Ten drań od rana myślał tylko o jednym. Trudno mu jednak było go krytykować, sam bowiem miał wyjątkowo ciekawy sen z którego za nic nie chciał się obudzić z władcą wampirów w roli głównej. Zerknął na siedzącego obok Lakshmana i speszył się jeszcze bardziej.
- Przepraszam za tego głąba Wasza Wysokość – Chandi zwrócił się do milczącego mężczyzny. – Często myśli tą drugą głową. – Pomimo, że władca potrafił doskonale  ukrywać swoje uczucia, elf widział jego niezadowolenie. Zaciśnięta na serwecie ręka, lekkie zmarszczenie brwi, trwający ułamek sekundy groźny błysk w złotych oczach wymownie o tym świadczyły.
- Masz rację wieszczu. – Skinął mu powoli głową. - Daniel to jeszcze dzieciak, więc powinieneś uważać na to co robisz i mówisz. – Zwrócił się chłodnym tonem do Rajita.
- Jakie dziecko?! – Oburzył się Daniel. – Jestem dorosły!
- Oczywiście, że jesteś już dużym chłopcem – Lakshman popatrzył na niego zmrużonymi po kociemu oczami, a potem dotknął czubkiem palca jego nosa i ust. Nieznośnie powolnym ruchem rozmazał na nich resztki bitej śmietany. – Taki upaprany i rozczochrany wyglądasz na jakieś słodkie szesnaście. – W tym momencie wszyscy mężczyźni się roześmiali. Chłopaka jednak wcale to nie ubawiło. Zerwał się z krzesła z naburmuszoną miną, a policzki piekły go niemiłosiernie. Nic nie mógł poradzić na to, że na każdy gest władcy reagował jak zakochana nastolatka.
- Mam was dość! – warknął i uciekł z jadalni, ku ogólnej wesołości pozostałych. Szedł energicznie długim korytarzem, pomstując pod nosem. – Okropne staruchy! Zboczeni krwiopijcy! Mają mnie za dzieciaka, bo są odrobinę starsi! – Prawdę mówiąc ta odrobina wynosiła setki lat, ale rozgniewany chłopak na to nie wpadł. Długowiecznym mężczyznom wydawał się nieledwie pisklęciem, które trzeba było chronić przed własną głupotą i nieostrożnością. Dopiero, kiedy Daniel w swojej sypialni spojrzał w lustro, przyszło otrzeźwienie. Pobiegł do łazienki by obmyć i ochłodzić zimną wodą twarz. Doprowadził swoją garderobą do porządku, uczesał w schludny warkocz czarne włosy i dopiero teraz odważył się ponownie zerknąć w szklaną taflę.
- Jesteś narwanym durniem! – Pogroził swojemu odbiciu. – Teraz rzeczywiście będą mieć powód do nabijania się z ciebie przez tydzień! – Pokręcił z niezadowoleniem głową, a potem bezwiednie skierował wzrok na miejsca, w których dotykał go Lakshman. Nadal czuł tam mrowienie i ciepło. – Uspokój się natychmiast! Ten facet chyba myśli, że nadal nosisz pampersa!
***
   Chandi przysłuchiwał się rozmowie Rajita z Lakshmanem, wrócili do przerwanej dyskusji, ale polityka zbytnio go nie interesowała. Bardziej obchodziło elfa to, co teraz wyprawia zdenerwowany Daniel. Zareagował zbyt emocjonalnie na niemądre żarty i bał się, żeby coś głupiego, jak na przykład samotny wypad do Krakowa, nie wpadło mu do głowy. Po cichu wyszedł z jadalni i kilka minut później stanął pod drzwiami do sypialni chłopaka. Delikatnie zapukał.
- Proszę... skoro już musisz... – odezwał się niezbyt grzecznie Daniel. Nadal miał paskudny humorek, siedział więc na kanapie pod kocem i podjadał leżące przed nim na ławie czekoladki. Kartkował przy tym bez przekonania wielką księgę z zaklęciami.
- Przestań się dąsać i poczęstuj. – Elf przysiadł się do niego i wślizgnął pod cieplutki pled.
- A ty co? Zostało ci jeszcze kilka niewykorzystanych dowcipów? – burknął chłopak, ale podał mu batonik.
- Daj spokój, jestem niewinny, to Rajit zaczął. . – Wieszcz kiedy chciał, potrafił być słodki jak jedzona właśnie przez niego czekolada. – Bądź sprawiedliwy, nie odezwałem się przecież ani słóweczkiem. Rzuć tę karmelową. Ale dobra! – Przez chwilę jedli w milczeniu.
- Chandi... – zaczął niepewnie Daniel. – Mam pytanie, albo i dwa.
- Rzucaj...
- Niewiele wiem o zwyczajach wampirów. W filmach jest zawsze morze krwi, palący głód, pożerane dziewice. Nie czuję niczego takiego.
- Niezupełnie tak to wygląda. Miałeś się uczyć leniu! Dostałeś książki na ten temat. – Elf pociągnął go żartobliwie za ucho.
- Ale tak w skrócie... – Chłopak posłał mu niewinne spojrzenie torturowanego przez dorosłych malucha.
- No dobra. Nie wiem czy zauważyłeś, ale mamy dwudziesty pierwszy wiek. Wampiry dawno już nie polują, mają banki krwi i dobrze płacą dawcom, chętnych żeby zarobić nigdy nie brakuje. Pragnienie odczuwa dopiero w pełni dojrzały osobnik, zdolny do rozrodu. – Tłumaczył spokojnie  mężczyzna, nie przestając się objadać. – Co wy macie z tymi dziewicami? Na takiej diecie biedne wampiry dawno wymarłyby z głodu! – zachichotał. – Chociaż słyszałem, że taka krew lepiej smakuje. – Popatrzył znacząco na chłopaka.
- Że co?! – Daniel zarumienił się po uszy i natychmiast zapiął swoją koszule pod samą szyję.
- Ja bym na twoim miejscu uważał na tych dwóch. – Wieszcz świetnie się bawił, strasząc naiwnego głuptasa.
- Czyli drinki jedynie z woreczków? – Upewnił się jeszcze raz, zastanawiając się w duszy nad możliwością chodzenia w szaliku, albo jakiejś obroży. Oczywiście tak na wszelki wypadek.
- Nie do końca. – Uśmiechnął się do niego nieznośny elf. - Kochankowie bardzo chętnie piją ze swoich tętnic, podobno to bardzo podnieca i potęguje doznania. Tym bardziej, że jeśli połączy się seks z ssaniem, łatwiej zrobić młodego wampirka.
- Jak to wampirka? Chodzi ci o dziecko? – Chłopak o mało nie spadł z kanapy, ale zaraz potem poprawił się i najwyraźniej uspokoił. Widocznie przeanalizował słowa mężczyzny i doszedł do zadowalających wniosków. – Jestem facetem, mnie to nie grozi.
- I tu się mylisz! – Chandi z każdą minutą bawił się coraz lepiej. Najwyraźniej mały był kompletnie nieuświadomiony i nie przeczytał żadnego podręcznika. – U wampirów obie płcie mogą zachodzić w ciążę, jeśli będziesz tym na dole, masz szansę robić za mamusię. – Oczy Daniela zrobiły się okrągłe jak pingpongowe piłeczki. Chwytał gwałtownie ustami powietrze i nie mógł wykrztusić ani słowa.
- Oż cholera jasna... – udało mu się w końcu wystękać. – Ile mi jeszcze zostało czasu do tej całej dojrzałości?
- Nie mam pojęcia, to dość indywidualne. – Wzruszył ramionami wieszcz. Popatrzył na pobladłe z wrażenia policzki chłopaka i zrobiło mu się go odrobinę żal. – Nie bądź niemądry, przecież nikt się na siebie nie rzuci! Jesteś pod naszą opieką!
- A co będzie jeżeli ja to zrobię? – wyrwało mu się nieopatrznie. Miał właśnie w głowie wizję, jak Lakshman liże jego szyję, a potem ssie i wbija w nią kły. Zrobiło mu się dziwnie gorąco i bezwiednie zaczął się wachlować ręką. – No co? – Dopiero w tym momencie zauważył spojrzenie elfa i natychmiast cały schował się pod kocem. – Czy jest jakieś zaklęcie zamykające usta? – pisnął cichutko.
- Po co mu takie zaklęcie? – usłyszał od strony drzwi głos Rajita, a za nim zobaczył wchodzącego władcę. – Co on właściwie wyprawia?
Daniel w tym czasie rzucił na kanapę pled, złapał za leżący na łóżku ogromny sweter należący do króla i założył go na siebie. Opadł mu prawie do kolan, niczym bezkształtny, pokutny worek. Porwał z szuflady stary szalik i owinął nim kilkakrotnie szyję. Jedyną spinką, którą na wszelki wypadek nosił w kieszeni podpiął swoją grzywkę do góry. Stanęła pod nieco dziwnym kątem i rozczepiła się na końcach. Wyglądając jak ostatnia sierota z bidula podniósł koc i owinął się nim szczelnie, zakrywając się po same uszy. Następnie usiadł, chowając się za plecami elfa, z bardzo buntowniczą miną.
- Piliście coś? – Lakshman podszedł do nich i zaczął węszyć.
- Aa... – pisnął chłopak jak tylko się zbliżył i uciekł na drugi koniec kanapy.
- Zwariował jak nic – popukał się po czole Rajit.
- Nie, tylko jest w lekkim szoku – odezwał się spokojnie Chandi.
- Po co się tak ubrał, może jest chory? – zapytał zdezorientowany władca.
- Wdział tylko zbroję, chroni się przed ... - W tym momencie chłopak rzucił się na wieszcza i zatkał mu usta dłonią.
- Jeszcze słowo, a zakradnę się w nocy i uduszę cię we śnie – syknął mu do szpiczastego ucha.
***
   Wieczorem mężczyźni siedzieli w prywatnym salonie Rajita. Komnata była niewielka, ale bardzo przytulna. Kamienne ściany ozdobiono miękkimi arrasami w pastelowych kolorach, a na marmurowej posadzce leżał szarozielony dywan. W kominku mimo, że było ciepło, płonął wesoło ogień.
- Gdzie się podział ten dzieciak, unika lekcji niczym zarazy! – mruknął niezadowolony władca.
- Pewnie znowu wpadł na jakiś dziwny pomysł. Kto wie co mu nagadał ten szpiczastouchy. – Popatrzył wymownie na wieszcza.
- I tak ci nic nie powiem. – Chandi pokazał mu po dziecinnemu język. – Umierasz z ciekawości prawda?
- Nigdy w życiu, nie jestem twoim smarkatym adeptem magii...
   Władca przysłuchiwał się ich sprzeczkom z lekkim uśmiechem. Zaczynał się już przyzwyczajać do tej dwójki i nawet ich polubił, o ile nie zbliżali się zanadto do Daniela. Uważał, że nie powinni się zbytnio z nim spoufalać, w końcu był wybrańcem z przepowiedni. Przynajmniej tak sobie tłumaczył chwilowe napady agresji wobec obojga. Zamyślił się na chwilę i dlatego, kiedy ciężkie, dębowe drzwi z impetem uderzyły o ścianę, aż podskoczył na fotelu.
- Alissa... Nigdzie nie ma Alisssy... ! – Do komnaty wpadł zaryczany chłopak. – Szukałem jej cały dzień!
- Usiądź i najpierw się czegoś napij. – Władca wskazał mu miejsce na sąsiednim fotelu, a Chandi podał kieliszek wina. – Musi być w zamku, stąd nie da się wyjść bez zgody Rajita.
- Moja maleńka przyjaciółka... – zaszlochał Daniel. – Na pewno coś się jej stało! Zawsze pokazywała się chociaż na chwilę!
- Rzuć zaklęcie śledzące – polecił wieszczowi władca. – Ten głupi nietoperz na pewno gdzieś się szwenda. Nie denerwuj się – delikatnie pogłaskał trzęsącego się chłopaka po policzku. – Zaraz znajdziemy włóczęgę. – Miał ogromną ochotę wziąć go na kolana i przytulić, powstrzymało go jedynie to, że nie byli sami. Takie niemądre myśli przychodziły mu do głowy na pewno dlatego, że zawsze pragnął mieć rodzeństwo, a chłopaka w pewnym sensie traktował jak młodszego brata. Tak sobie przynajmniej tłumaczył swoje dziwne zachowanie i pragnienia, które zawsze go ogarniały w towarzystwie Daniela.
- I co... i co... – dopytywał się chłopak, patrząc z nadzieją na elfa.
- Jest w sypialni. Jak mogłeś ją przegapić? – odezwał się po chwili Chandi, wznosząc oczy do nieba.
- Ale dlaczego się nie odezwała? Na pewno coś się stało! – Zerwał się z fotela, jednym susem przeskoczył przez nogi Lakshmana i pognał do swojego pokoju. Gdy zdyszany przybył na miejsce zaczął przeszukiwać, każdą najmniejszą dziurę. Mężczyźni oczywiście o wiele wolniej podążyli za nim, doskonale wiedzieli, że dopóki nie dorwą zbiega mały nie skupi się na nauce. Dobre dwie godziny, we czwórkę, przetrząsali każdy kąt. W końcu zniecierpliwiony Rajit wziął drabinkę i zaczął sprawdzać wysokie na trzy metry regały z książkami. Na samej górze stała duża, otwarta skrzynia w której kiedyś przechowywano zwoje.
- Już wiem co się stało z moją najlepszą koszulą, twoja też tu jest – rzucił do elfa i wsunął rękę do środka. – Ty cholero! – Włożył do ust zakrwawione palce.
- Iiiihhh – rozległ się oburzony syk Alisy.
- Czego się gapisz? – zwrócił się do skamieniałego chłopaka. – Uspokój tą złośnicę!
- Kochana ślicznotka! – Daniel jednym skokiem znalazł się na drabinie. Rozpromienił się niczym słoneczko, a wpatrzony w niego Lakshman poczuł w sercu zimne ukłucie. Niewątpliwie był zazdrosny o zwykłego, domowego nietoperza. Właśnie wyciągnął rękę by klepnąć się w czoło i przywrócić sobie rozsądek, kiedy napotkał uważne spojrzenie elfa. Lekko się zmieszał i odwrócił wzrok. Wieszcz był bardzo inteligentnym mężczyzną i nie chciał, by zaczął snuć jakieś niemądre fantazje na jego temat.
    Tymczasem szczęśliwy, niczym skowronek na wiosnę chłopak, wdrapał się na samą górę, zajrzał do skrzyni i zastygł w miejscu. Potem przetarł kilka razy oczy, jakby nie był pewny tego co widzi i ostrożnie odsunął na bok swoją najładniejszą chusteczkę. W gniazdku uwitym z najmiększych tkanin siedziały dwie puchate kulki i patrzyły na niego, wielkimi czarnymi ślepkami. Małe noski węszyły zaciekawione nowym zapachem. Zastrzygły kosmatymi uszkami, a troskliwa Alissa otuliła je swoimi skrzydłami jak kwoka, chroniąc przed całym światem.
- Ale słodziaczki... – westchnął wpatrzony z zachwytem w maleńkie nietoperze. – Masz najładniejsze dzieciaczki na świecie.
- Tiiihhhh... – przytaknęła niezmiernie dumna z siebie Alisa.
***
   Dopiero jakąś godzinę później mężczyznom udało się odciągnąć Daniela od maluchów. Po uszy zakochany i dumny, jak każdy świeżo upieczony tatuś, za jakiego się uważał, nie miał najmniejszej ochoty rozstawać się z nietoperzami. Poza tym nie znosił swoich lekcji i nie widział powodu, aby je kontynuować. Skoro w zamku wszyscy byli bezpieczni, to po co męczyć się nad czymś do czego najwyraźniej nie posiadał  ani krztyny talentu. Zapatrzony w maleństwa zupełnie zapomniał o władcy.
   Lakshman nie należał do osób, które pozwoliłyby się ignorować. Naprawdę zły i zdeterminowany przeprowadzić lekcję magii, wysłał po chłopaka Rajita z Chandim. Przywlekli go niemal siłą, wkładając mu ręce pod ramiona i ciągnąc po marmurowej posadzce.
   Władca czekał z założonymi na piersi ramionami, a jego humor pogarszał się minuty na minutę. Poświęcał swój cenny czas jakiemuś dzieciakowi, a on nawet nie raczył się pojawić. Gorzej, przedłożył towarzystwo zwierzaków nad jego królewską osobę. Uśmiechał się i mizdrzył do  futrzastych kulek, zupełnie zapominając o umówionym wcześniej spotkaniu. Do niego nigdy nie mówił tak czule, ani nie patrzył tak słodko niemal się rozpływając ze szczęścia. W mężczyźnie zaczęła  narastać niepohamowana furia, oczy zamieniły się w dwa złociste wulkany, a dłonie zacisnęły się w pięści. Na widok jego miny Chandi i Rajit zatrzymali się tuż za progiem, wepchnęli do środka zbuntowanego adepta magii, który zarobił cztery kroki i stanął, nieco zawstydzony swoim niemądrym zachowaniem.
- Przepraszam za spóźnienie – szepnął. – Co mam robić? – Rozejrzał się dookoła, unikając wzroku mężczyzny. Pokój był zupełnie pusty, jeśli nie liczyć płonącego kominka. Przez wysokie, gotyckie okna widać było gwiazdy. Na zewnątrz zapadła już noc. Na podłodze namalowany był pentagram, na jego ramionach umieszczono szkarłatne świece. Ściany były z grubego wapienia, pełne jakiś dziur i zadrapań, najwyraźniej nie był pierwszą osobą, która tutaj trenowała.
- Siadaj i skup się, mam też inne zajęcia poza niańczeniem gówniarzy – głos Lakshmana był tak ostry, że można nim było kroić metal. Nigdy wcześniej nie widział go w takim nastoju i poczuł się bardzo niepewnie. – Widzisz ogień? Sięgnij po niego swoją mocą i uformuj kulę, potem rzuć nią o mur. Postaraj się trafić w świecący punkt. – Wskazał na namalowany na ścianie fluorescencyjną farbą spory krzyżyk.
- Nie potrafię. Dobrze wiesz, że nie wychodzą mi nawet najprostsze zaklęcia – odezwał się zirytowany kosmicznymi wymaganiami nowego nauczyciela.
- Za to doskonale potrafisz jęczeć i narzekać, a jeszcze lepiej wymigiwać się od zajęć – warknął mężczyzna.
   Przez jakiś kwadrans w komnacie było zupełnie cicho, jeśli nie liczyć sypiących się co chwilę z kominka iskier. Daniel zawzięcie ćwiczył, ale miał ogromne problemy z koncentracją. Sto razy wolałby być w swojej sypialni z maluchami, niż z tym okropnym poganiaczem niewolników. W dodatku sapał mu za plecami, co jeszcze bardziej go rozpraszało.
- Jesteś beznadziejny, weź się w końcu do pracy! - Lakshman miał już tego powyżej uszu. Smarkacz ani razu nie zdołał się skupić na zadaniu. Bujał w obłokach, rozmyślając o niebieskich migdałach.
- A może to ty nie umiesz uczyć? – oddał wet za wet Daniel, też coraz bardziej wkurzony swoją nieudolnością.
- A może potrzebujesz dopingu? – rzucił ze złośliwym błyskiem w złotych oczach władca. Chłopak nic się nie odezwał, tylko zaczął ponownie formować zaklęcie, już miał nim rzucić, kiedy ku swojemu przerażeniu, pod ścianą z krzyżykiem, zauważył znajomą skrzynię z której rozległy się żałosne piski.
- Och... – jęknął spanikowany, a włosy zjeżyły mu się na głowie. Nie mógł cofnąć wypowiedzianych słów.
- Jeśli się wystarczająco nie skupisz i nie trafisz do celu, będziemy mieć zaraz dwa pieczone nietoperze – odezwał się kpiąco Lakshman. – Ratuj swoje aniołki tatuśku!
Daniel czuł spływający po jego plecach zimny pot, ze wszystkich sił starał się opanować. Powoli, bardzo powoli zaczął tworzyć kulę ognia, wielkości małej piłeczki. Żołądek ścisnął mu się w twardy supeł, a serce biło jak oszalałe. Oddychał głęboko, próbując dokładnie wymierzyć. Jeżeli zawiedzie Alisa umrze z rozpaczy, a on razem z nią. Zdawało mu się, że ta chwila trwa całą wieczność. W końcu uznał, że jest gotowy i ostrożnie wypuścił pocisk. Uderzył dokładnie w sam środek celu. Kiedy tylko odzyskał zdolność myślenia podniósł się i stanął na drżących nogach.
- Widzisz, jak chcesz to potrafisz – usłyszał jeszcze idiotyczny komentarz Lakshmana. Poszedł do skrzyni i wyjął z niej kwilące, wystraszone maleństwa. Delikatnie włożył je do obszernej kieszeni bluzy, po czym odwrócił się na pięcie i znalazł oko w oko z mężczyzną.
- Jesteś najgorszą kanalią jaką znam! Prawdziwym POTWOREM! – krzyknął mu prosto w twarz. Srebrne oczy ciskały błyskawice, a usta wykrzywione pogardą wypowiadały  kolejne, pełne nienawiści słowa. Dosięgały swojego celu raz po raz, powodując, że twarz władcy gwałtownie zbladła. Bolało, bolało o wiele bardziej niż się spodziewał.
W końcu Daniel ominął go z zadartą dumnie głową i ruszył do drzwi. Rajit i Chandi próbowali go zatrzymać, bojąc się co może zrobić w takim stanie. Zagrodzili mu drogę, ale ich odepchnął, sycząc niczym wściekła kobra.
- Spieprzajcie zdrajcy! Żaden z was nawet nie mrugnął okiem, żeby mi pomóc! – Przeszedł między zaszokowanymi jego zachowaniem mężczyznami i puścił się biegiem, byle jak najdalej od tej przeklętej bandy fałszywych przyjaciół.
................................................................................................................................
Betowała Ariana

niedziela, 12 stycznia 2014

12. Lekcja latania.

    Chandi zasnął prawie nad ranem. Mimo, że był zmęczony niespokojne myśli nie dały mu zamknąć oczu. Próbował przeniknąć zasłonę przyszłości swoim darem, ale pozostała niewzruszona, jakby coś trzymało ją z drugiej strony i nie pozwalało zajrzeć. Tak bywało tylko wtedy, gdy przepowiednia miała dotyczyć także jego osoby. Widział wtedy jedynie strzępki wydarzeń, które trudno było powiązać w logiczną całość. Przez wiele godzin zamartwiał się i zastanawiał jak mógłby pomóc w osiągnięciu równowagi. Z jednej strony był zadowolony z powrotu króla, z drugiej bał się, że dojdzie do bratobójczej wojny na wielką skalę. Amalent był już słaby i wyczerpany przez chciwych przywódców klanów, potrzebował spokoju oraz mądrego władcy, który będzie nim rządził, mając na uwadze dobro wszystkich poddanych, a nie jedynie garstki wybrańców.
   Wieszcz obudził się bardzo późno, żołądek burczał mu głośno z głodu. Wyskoczył nagi z łóżka, po czym sięgnął po ubranie. Poczuł ostre dziabnięcie w palce i szybko cofnął dłoń.
- A co ty tu robisz mała złośnico? – zwrócił się do najeżonej Alisy, która uwiła sobie gniazdo na jego szatach, targając je przy tym na kawałeczki małymi pazurkami.
- Fuuu.... – zasyczał nietoperz i zaczął kręcić się w kółko, szukając najwygodniejszej pozycji. Ten białowłosy przeszkadzał w ważnej w jej życiu chwili, ale musiała przyznać, że koszule nosił w najlepszym gatunku. Idealnie nadawały się do wyścielenia legowiska.
– Dzikusko jedna, w co ja się teraz ubiorę? – Elf nerwowymi ruchami zaczął przekopywać szuflady. Znalazł jedynie błękitne damskie kimono w białe róże. Owinął się nim szczelnie i ruszył z marsową miną do sypialni Daniela. Niestety drzwi były na głucho zamknięte, za to z pobliskiej jadalni doszły go przytłumione męskie głosy. Wparował do środka niczym gradowa chmura, zmierzył granatowymi oczami siedzących przy stole Rajita i Daniela. Wpychali w siebie gorące, drożdżowe bułeczki z nieprawdopodobną szybkością.
- Twój potwór zeżarł mi ubranie! – warknął do chłopaka. – Co z ciebie za gospodarz? – Tupnął bosą nogą na wampira. - W szufladzie znalazłem jedynie damski szlafrok.
- Czyli pod spodem jesteś nagi? – Rajit wbił w niego zaciekawione spojrzenie. Błądził wzrokiem po zgrabnej sylwetce, a jego uśmiech stawał się coraz szerszy.
- Pewnie, że jest – Daniel zagapił się na smukłe udo, wystające z rozcięcia kimona. – Niezłe nogi – westchnął z podziwem, ale napotkał mroczne spojrzenie wieszcza i natychmiast zatkał sobie usta jabłkiem.
- Trzeba cię odizolować od tego dziecka, wyrasta na napalonego kocura jak ty! – Elf usiadł na krześle i zajął się jedzeniem, niestety nie zdołał ukryć ognistych rumieńców na swoich bladych policzkach.
- Alisa w ogóle dziwnie się ostatnio zachowuje. Ciągle gdzieś znika i wraca nad ranem, poza tym wcina za trzech, więc chyba nic jej nie dolega. – Popatrzył zaniepokojony na przyjaciół.
- Nie przejmuj się, babskie humory i tyle. – Poklepał go po ramieniu Rajit. – Niektórzy faceci też tak mają. –  Spojrzał wymownie na wieszcza.
- Odczep się, tobie za to całkowicie brak manier i rozumu! – prychnął Chandi i pochylił się do przodu, by stuknąć wrednego chama w czoło. Nie zauważył, że poły kimona się rozchyliły, a pasek poluzował. Rajit aż otworzył usta z wrażenia na widok różowych sutków, płaskiego brzucha i tego co poniżej. Jasna, aksamitna skóra wprost zapraszała by jej dotknąć. Bezwiednie wyciągnął rękę do przodu.
- Prawdziwe cuda – zamruczał z cielęcą miną.
- Masz rację – odezwał się Daniel tym samym tonem.
- A ty tu czego? To nie dla dzieci! – Mężczyzna zasłonił mu oczy ręką. Wieszcz dopiero teraz zorientował się na co się tak gapią. Szybko poprawił na sobie ubranie, zaczerwienił się ponownie i poderwał się ze stołka, porywając ze stołu bułeczkę.
- Zboczeńcy... sami zboczeńcy wokół... – mrucząc pod nosem umknął do swojej sypialni. Elfy nie były bezpośrednie w okazywaniu uczuć, tego rodzaju uwagi oraz gesty ogromnie go peszyły i wyprowadzały z równowagi. W jego domu o intymnych sprawach nie rozmawiano wcale, a to co się działo w komnatach rodziców było tematem tabu. Nikt w czasie posiłku nie ośmieliłby się powiedzieć czegoś tak szokującego i nieprzyzwoitego. – Nie znoszę tego głupka! – Warknął, wchodząc pod prysznic i otwierając kurek z zimną wodą. Musiał jakoś zlikwidować, całkiem spory problem jakiego nabawił się w jadalni. Robił to ostatnio coraz częściej, wspólne mieszkanie najwyraźniej mu nie służyło. Miał nadzieje, że Lakshman szybko przejmie szkolenie Daniela i widywanie tak często Rajita nie będzie już konieczne.
***

    Vilas Orgolion, Raktam Mortest i Nikun Mentrios, synowie przywódców klanów siedzieli właśnie  w jednym z krakowskich barów przy kufelku piwa. Wyglądali jakby ostatnio uczestniczyli w jakiejś bitwie. Pierwszy miał podbite malowniczo oko i rękę na temblaku, drugi opatrunek na nosie, a trzeci mocno utykał.
-  Ojciec ma mocną rękę co? – uśmiechnął się złośliwie Raktam.
- Twój za to lepszego cela i dobry gust. Ten ziemniak – wskazał na nos kompana Vilas – wymagał skalpela od dawna.
- Za to mój stary jest idiotą. Jak mam gonić tego całego Daniela na jednej nodze? – Nikun krzywiąc się niemiłosiernie poprawił się na krześle.
To by było na tyle jeśli chodzi o błyskawiczną regenerację wampirów. Ich rany goiły się rzeczywiście bardzo szybko, ale jeśli zadał je ktoś z ich gatunku prawo to niestety nie obowiązywało. Sprawiających problemy potomków często brutalnie karano,  rodzice mieli nad nimi władzę absolutną. Posłuszeństwo, zwłaszcza w arystokratycznych rodach, wymuszano siłą. Zresztą dzieci rzadko się sprzeciwiały i próbowały pójść własną drogą, doskonale wiedziały, że nikt nie ośmieliłby się stanąć w ich obronie.
- Musimy się przyłożyć do tej sprawy – zaczął Nikun - mam pewien pomysł. Przeszukaliśmy już pół Polski i nic. Doszedłem do wniosku, że ktoś z naszych musiał smarkaczowi pomóc. Powrót króla ma wielu zwolenników.
- Masz rację, ale większość to tchórze, którzy nigdy nie narazili by się naszym ojcom – podjął temat Raktam.
- Dobrze wiecie, że istnieją wyjątki. Taki Rajit przywódca klanu Coraggion, od dawna nic sobie nie robi z naszych praw. Ten seksowny wieszcz Chandi, nie znosi naszych starych, na Święcie było to doskonale widać – dodał Vilas.
- Dobrze prawisz, w dodatku obaj mieszkają w pobliżu Krakowa i często zaglądają do miasta. Musimy dyskretnie popytać i rozesłać szpiegów. – Nikun był bardzo zadowolony z wyciągniętych wniosków oraz przekonany, że tym razem na pewno uda im się dorwać kuternogę. Wtedy ojcowie ich wynagrodzą i zajmą odpowiednio wysoką pozycję w swoich klanach.
***
   Daniel niecierpliwił się coraz bardziej, nie mógł się doczekać obiecanej lekcji latania. Kilka razy zaglądał do sypialni w której przebywał Lakshman, ale ten niestety nadal był pogrążony w głębokim śnie. Alisa znowu gdzieś przepadła, a Chandi z Rajitem oddali sie swoim codziennym zajęciom. Późnym popołudniem nie wytrzymał i na palcach wkradł się do komnaty. Wdrapał się na łóżko i zaczął przyglądać Panu Nietoperzowi, jak go w myślach zawsze czule nazywał. Kiedy spał wyglądał o wiele młodziej i łagodniej, rysy mu się wygładziły, a śniada twarz była całkiem przystojna. Miał śmiało zarysowane, zmysłowe usta i chłopak nie mógł się powstrzymać, by ich nie dotknąć. W tym momencie uzbrojona w szpony ręka wystrzeliła do przodu i Daniel nawet nie wiedział, kiedy znalazł się pod spodem, uwięziony przez potężne ciało mężczyzny.
- Co ty wyprawiasz do cholery?! Chcesz żebym cię zabił?! – Wrzasnął Lakshman. W ostatniej chwili powstrzymał cios. Wyrwany nagle z głębokiego snu zareagował jak każdy dobrze wyszkolony żołnierz. Zaatakował intruza.
- Nie gniewaj się. – Daniel na próbę uchylił powieki i rzucił mu spod długich rzęs spojrzenie wystraszonej sarny. – Następnym razem najpierw mocno trzasnę drzwiami. – Z niewinną miną potarł policzkiem o nagie ramię władcy, prawie tak szerokie jak jego talia. – Jesteś bardzo przytulny wiesz? – Z niewiadomych przyczyn mężczyzna kojarzył mu się z domem, z szarlotką którą piekła mama i ciepłymi łapkami sióstr na szyi.
- Przytulny? – Opadły mu ręce, a gniew uszedł z niego jak z przekłutego balonika. Mały najwyraźniej przyrównywał go do tych puchatych zabawek, z którymi tak lubiły spać ludzkie dzieci. – Masz mnie za miśka? – Puścił swoją niedoszłą ofiarę i usiadł na łóżku. W życiu nie widział kogoś równie naiwnego i niemądrego jak ten chłopak.
- Niezupełnie – Daniel poczołgał się na skraj materaca i zsunął się na podłogę. Usiadł u stóp Lakshmana i spojrzał mu prosto w pionowe źrenice. – Masz od niego ładniejsze oczy, złociste niczym płynny miód, a twoje włosy są o wiele miększe i delikatniejsze w dotyku... – W tym momencie gwałtownie się zaczerwienił, zerwał na równe nogi i wybiegł z komnaty. Na progu zatrzymał się jednak, odwrócił i posłał Panu Nietoperzowi ciepłe spojrzenie. – Poczekam na ciebie na dziedzińcu – dodał cicho i zamknął za sobą drzwi. Po raz pierwszy powiedział innemu mężczyźnie komplement i był ogromnie speszony swoją śmiałością.
- Ee... – zdołał jedynie wydusić z siebie władca którego kompletnie zatkało. Zaczął się powoli ubierać, zastanawiając się na tym, co się właśnie stało. Nie zdawał sobie sprawy, że na jego zwykle chłodnej, surowej twarzy wykwitł pierwszy od wieków uśmiech.
***
   Daniel tym razem nie musiał czekać zbyt długo. Lakshman pojawił się po kwadransie ubrany w eleganckie ciemne spodnie i czarną koszulę. Chłopak oparty plecami o mury zamku z przyjemnością patrzył jak zbliżał się długimi, sprężystymi krokami. W wyprostowanej dumnie sylwetce, w sposobie noszenia głowy, eleganckich ruchach mężczyzny było coś, co mówiło, że to nie byle kto. Jakiś wrodzony majestat, który powodował, że chyliły się przed nim głowy. Służba Rajita chociaż go nie znała, kłaniała się mu w pas i spełniała bez szemrania każdą prośbę.
- Chodź – wziął Daniela za rękę i pociągnął do bramy. – Umiesz pływać?
- Tak, całkiem dobrze. Codziennie chodziłem na basen w ramach rehabilitacji. – Chłopak ledwo mógł nadążyć za władcą. Chora noga jak zwykle sprawiała problemy w najmniej odpowiednim momencie. Poruszał się coraz wolniej i utykał coraz mocniej.
- Dlaczego nie mówisz, że cię boli – Lakshman zatrzymał się na środku ścieżki, po czym podszedł do chłopaka i wziął go na plecy, owijając się jego nogami w talii. – Złap mnie za szyję bo spadniesz!
- Ale wstyd – wymamrotał w jego kark Daniel. – Tata nosił mnie w taki sposób, jak miałem pięć lat.
- Nie przesadzaj, jesteś prawie dorosły, poza tym całkiem przyjemny z ciebie ciężar – sięgnął do tyłu i pogładził smukłe uda, a chłopakowi serce omal nie wyskoczyło gardłem. Zacisnął ramiona wokół szyi swojego tragarza.
- Jeśli mnie udusisz, to nici z lekcji. – Mężczyzna ruszył do najbliższej windy, która tak naprawdę była teleportem.
- To mnie nie obmacuj – fuknął na niego czerwony jak burak Daniel. – Jak to działa? – Zapytał, kiedy zatrzymali się przed czymś podobnym do metalowej płyty studzienki kanalizacyjnej. Z ulgą zsunął się na ziemię, długo nie wytrzymałby takich tortur. Bliskość mężczyzny zaczęła coraz mocniej na niego działać.
- Nastawiasz parametry i naprzód. – Lakshman zaczął majstrować przy bransolecie, przypominającej zegarek z kilkoma tarczami. Chłopiec dopiero teraz zdał sobie sprawę, że podobne urządzenia nosiły wszystkie napotkane wampiry. – Nie bój się – został pociągnięty na płytę.
- Nie jestem przedszkolakiem – prychnął wyniośle i w tym samym momencie chwycił mocno za rękę swojego towarzysza. Coś szarpnęło, pisnęło i świat zniknął mu z oczu, by za sekundę znowu się pojawić. – Gdzie my u licha jesteśmy? – Rozejrzał się dookoła. Stali nad brzegiem niewielkiego jeziora, wokół szumiał gęsty las. Słońce zaczynało właśnie powoli zachodzić, zanurzając swoje promienne oblicze w ciemnych wodach. Po drugiej stronie widać było kilka domów i niewielką plażę. Ludzi o dziwo ani śladu, mieli więc cały akwen tylko dla siebie. – Dlaczego tutaj?
- Jesteśmy blisko Krakowa, przed nami jezioro Rożnowskie. W porze kolacji zazwyczaj nikogo tutaj nie ma. Chodzi o to, żebyś w wypadku kraksy miał w miarę miękkie lądowanie. Wyciągaj skrzydła zamiast paplać! – Lakshman rozłożył swoje na pełną szerokość i uniósł się metr nad ziemią. – Powoli, bez gwałtownych manewrów.
- Postaram się – Daniel z wypiekami na twarzy próbował go nieudolnie naśladować. Jedno, drugie machnięcie i udało się. Znalazł się obok zadowolonego z jego postępów towarzysza.
- Świetnie, masz talent. – Ujął za rękę przejętego dzieciaka, który ledwie oddychał z emocji. Łagodnie manewrując skrzydłami poszybowali kilka metrów nad wodą. Słoneczna tarcza właśnie się w niej kąpała, nadając falom niezwykłego, perłowo- różowego koloru.
- To najwspanialszy dzień w moim życiu – westchnął kompletnie oczarowany Daniel. Łzy szczęścia płynęły po jego szczupłej twarzy, a on nawet tego nie czuł. Był wreszcie wolny, naprawdę wolny. Jego kalectwo zostało na ziemi, tutaj nareszcie mógł być sobą. Szare oczy chłopca lśniły niczym gwiazdy, a wiatr gładził jego czarne loki, które powiewały za nim niczym jedwabista peleryna. Srebrne wzorki na skrzydłach migotały w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.
- Tak, to bardzo piękny... dzień – przytaknął mu Lakshman. Przez wieki widział niejednego mężczyznę o wiele atrakcyjniejszego od tego drobnego smarkacza, więc dlaczego jego serce biło tak mocno, jakby chciało mu wyskoczyć z piersi?
..............................................................................................................................
Betowała Ariana

piątek, 3 stycznia 2014

11. Powrót króla.

   Daniel szedł za Rajitem długim korytarzem z mocno markotną miną. Miał nadzieję, że z powodu wypadku wieszcza uda mu się wymigać od dzisiejszych lekcji. Jeśli za nauką magii nie przepadał, to treningów z mężczyzną wręcz nienawidził. Wampirzy wojownik starał się mu pokazać podstawowe techniki walki wręcz i fechtunku. Tutaj kalectwo chłopaka widać było w całej okazałości. Próbując wykonać odpowiednie ruchy często potykał się, upadał i zbierał kolejne sińce. Weszli na salę do ćwiczeń i Daniel ze spuszczoną głową stanął na arenie, wzdychał przy tym jak lokomotywa rozcierając, pokiereszowane poprzedniego dnia palce. Spiął czarne włosy do tyłu, by mu nie przeszkadzały. Dawno nie był u fryzjera i sięgały mu już niemal do łopatek.
- Z taką postawą daleko nie zajdziesz – Rajit rzucił mu lekki miecz. Żal mu było dzieciaka, który robił wszystko by wymigać się od lekcji do których prawdę mówiąc nie miał zupełnie serca, ani talentu, przynajmniej tak wynikało z jego dotychczasowych obserwacji.
- Może pójdziemy najpierw coś zjeść, już pora kolacji – zaproponował i zrobił szczenięce oczka. W brzuchu mu rzeczywiście burczało, a chora noga ze zdenerwowania zrobiła się cała sztywna.
- Najpierw obowiązki, potem przyjemności – Mężczyzna był bezlitosny. Wiedział, że jak raz ulegnie temu błagalnemu spojrzeniu, to już nigdy mu się nie uda zaprowadzić podczas ćwiczeń jakiejkolwiek dyscypliny. Poza tym elf miałby z niego niezły ubaw, a tego by nie zniósł, chociaż jemu też wcale nie szło lepiej z nauką magii.
- Ech… - jęknął Daniel i spróbował przyjąć właściwą postawę, zerkając w lustra na ścianie.
- Masz garba czy coś? – Rajit w mgnieniu oka znalazł się za nim. Obejmując chłopaka ramionami ustawił go we właściwej pozycji. Potrzymał go w nich może zbyty długo, ale smarkacz pachniał tak ładnie, a smukła szyja znajdująca się blisko jego ust wyglądała wyjątkowo smakowicie.
- Coś jeszcze nie tak? – zapytał niepewnym głosem Daniel i oblał się rumieńcem. Jemu bliskość wampira też nie była obojętna. Zapiszczała siedząca na żyrandolu Alisa, głos nietoperza natychmiast przywrócił mu rozsądek. Zrobił krok do przodu i stracił kontakt z kuszącym go ciałem.
- Co powiesz na mały pojedynek? – rzucił miękko Rajit, który nie wiadomo kiedy znalazł się naprzeciwko chłopaka. Zmrużył błękitne oczy i popatrzył z przyjemnością na zarumienioną twarz podopiecznego. – A jeśli wygram wybiorę sobie nagrodę – zamruczał.
- Chyba ci się z kimś pomyliłem! – Daniel natarł na niego bez ostrzeżenia, aż poleciały iskry. Miecze starły się ze sobą zgrzytając, a zdenerwowany bezczelną propozycją chłopak wkładał w każde uderzenie całą swoją siłę. Niestety nie była ona zbyt imponująca, a jego umiejętności w fechtunku równały się zeru. Mężczyzna bawił się z nim jak kot z myszą, podziwiając zgrabną sylwetkę przeciwnika w ruchu. Dzieciak niewątpliwe miał w sobie coś pociągającego, o czym przekonywał się z każdym nowym dniem.
***
   Za dużym, gotyckim oknem stały ukryte tradycyjnie dwie postacie w długich pelerynach, zakrywających całkowicie ich sylwetki i kapturach mocno spuszczonych na oczy. Na zewnątrz panowały ciemności nieco tylko rozjaśniane przez nikłe światło księżyca, więc możliwość, że ktoś ich zobaczy była naprawdę niewielka. Coraz częściej zdarzało im się obserwować treningi. Mimo wcześniejszych szumnych deklaracji o znikomości roli Daniela w Wielkim Planie, coś ciągnęło tutaj nieodparcie wyższego z mężczyzn.
- Co ten dureń z nim wyprawia? - burczał pod nosem. – Dzieciak wybije sobie zęby, potykając się o własne stopy!
- Kiepsko im idzie, nie da się ukryć – przytaknął mu nieodłączny sługa. – Czy on musi mu tłumaczyć wszystko ręcznie? A może to jakaś nowa zbliżeniowa metoda? – zapytał niewinnie, wskazując na obejmującego chłopaka Rajita.
- Zabić go powoli, czy od razu wyrwać mu serce?! – zazgrzytał zębami. Scena przed nim bardzo mu się nie podobała, gorzej, czuł wzbierającą w swoim wnętrzu furię. Starał się zachowywać zdrowy rozsądek, ale średnio mu to wychodziło. Właściwie nie miał powodu do tak gwałtownej reakcji. Po prostu dbał o znajomego dzieciaka, nie mógł przecież pozwolić, by jakiś trzeciorzędny wampir próbował go zbałamucić. Daniel był zbyt młody na podobne doświadczenia, powinien się uczyć i rozwijać. Na TE sprawy miał jeszcze sporo czasu.
***
   W tym momencie pojedynek całkowicie wyrwał się spod kontroli. Daniel prychając niczym rozzłoszczony kot za wszelką ceną chciał wygrać, choć doskonale wiedział, że z doświadczonym wojownikiem nie miał praktycznie żadnych szans. Przyszedł mu jednak do głowy pewien pomysł, postanowił pomóc sobie magią. Zrobił wypad do przodu i jednocześnie skupił swoją moc na podłodze, chciał sprawić by zafalowała i mężczyzna stracił równowagę.  Oczywiście jak zwykle w takich wypadkach wszystko poszło na odwrót. Sam się potknął, poleciał z impetem do tyłu i walnął plecami o parkiet aż jęknęło. Miecz wysunął mu się z dłoni i pchnięty magia poleciał pod sam sufit, przecinając łańcuch na którym umocowany był spory żyrandol. Przerażony Rajit rzucił się chłopakowi na pomoc, jedyne co mu przyszło do głowy to zasłonić go swoim ciałem. Niestety kiepsko wycelował i padł jak długi między szeroko rozłożone uda Daniela, trafiając nosem w najczulszy punkt.
- Jednak go zabiję! – Zdecydował ukrywający się mężczyzna, uniesieniem brwi odrzucił spadający przedmiot, a potem z głuchym warkotem zeskoczył z parapetu okiennego i złapał leżącego mężczyznę za kark niczym szczeniaka. Podniósł go do pionu bez najmniejszego wysiłku, mocno potrząsnął, a potem posłał na ścianę po której spłynął jak woda. – Miałeś go uczyć, a nie obmacywać łachudro!
- Ożesz ty! – Rajit zerwał się na nogi, to samo uczynił Daniel i obaj rzucili się na nieznajomego. Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg.
- Zatrzymajcie się kretyni! – Głos wieszcza był niczym dzwon. Wpadł jak burza do pomieszczenia i wysforował się przed swoich porywczych przyjaciół. Rozpostarł ramiona i powstrzymał ich od rozpoczęcia regularnej bijatyki. Chandi doskonale wiedział z kim mają do czynienia. Rozpoznałby tę niezwykłą moc, nawet gdyby był ślepy i głuchy. Nie mieli pojęcia z kim zadzierają i jak bardzo potrafi być niebezpieczny.
- Wasza wysokość wybaczy tym głupcom, pochodzą z głuchej prowincji i nie umieją się zachować. – Uklęknął przed mężczyzną oraz odsłonił szyję na znak poddaństwa. Rajit przyjrzał się mężczyźnie i dopiero w tym momencie zrozumiał jak wielką gafę popełnił. Przed nim stał, uznany od tysiąca lat za zmarłego, legendarny władca wampirów Lakshman. Upadł na kolana obok przyjaciela i zawstydzony spuścił głowę.
- Wybacz panie. Jestem szczęśliwy, że widzę cię w dobrym zdrowiu – odezwał się niepewnie. Nigdy nie poznał osobiście króla, ale o jego temperamencie i okrucieństwie krążyło wiele opowieści. Cokolwiek by nie powiedziano o jego wadach był z pewnością najlepszym władcą jakiego kiedykolwiek mieli, oczywiście dopóki ktoś nie wyprowadził go z równowagi, tak jak on przed chwilą. Wystawił ulegle kark, mając niewielką nadzieję, że może tym razem mu się upiecze. 
   Obaj przyjaciele zafascynowani i wystraszeni obecnością władcy zupełnie zapomnieli o drobnym szczególe. Daniel nadal stał za ich plecami niczym słup soli i intensywnie wpatrywał się w przybysza. Kaptur peleryny opadł do tyłu ukazując śniadą twarz o surowych, męskich rysach. Złote oczy o pionowych niczym u smoka źrenicach wpatrywały się w niego z pobłażaniem. Natychmiast skojarzył się zafascynowanemu chłopakowi z tym właśnie mitycznym stworzeniem. Nie czuł bynajmniej lęku, choć pewnie powinien, jak w transie zrobił krok do przodu, potem następny i następny, aż znalazł się przed władcą.
- Wszystko w porządku? - Zapytał mężczyzna rozbawiony jego beztroską i graniczącą wręcz z głupotą, odwagą. Nigdy nie widział smarkacza z tak bliska, wydał mu się bardzo kruchy i dziecinny jak na swój wiek. Na jego głos znieruchomiał, nastawił nieco szpiczaste uszy i otwarł ze zdumienia usta.
- Pan Nietoperz?! - pisnął zachwycony swoim odkryciem, po czym bez wahania rzucił się oniemiałemu Lakshmanowi na szyję i wycisnął na jego policzku mokrego całusa. Słuchał go tyle lat, że teraz nie miał najmniejszych wątpliwości. – Strasznie za panem tęskniłem, na żywo wygląda pan o wiele bardziej imponująco, niczym jakiś starożytny wódz. – Osunął się nieco do tyłu, by zaraz ponownie się zbliżyć. – Czy to z tyłu to skrzydła?! Mogę zobaczyć?! – Na jego szczupłej twarzy odmalował się bezbrzeżny podziw, a srebrne oczy napełniły się ciepłymi iskierkami. 
Władca pewnie po raz pierwszy w życiu nie wiedział jak zareagować. Ten delikatny chłopak, którego mógłby zmiażdżyć jednym uderzeniem pięści witał go jak dawno nie widzianego przyjaciela. Okazał mu czułość i serdeczność bez najmniejszego wahania. Nikt nigdy nie odważył się wobec niego na tak wiele. Nawet najbliższe mu osoby zawsze zachowywały wobec niego dystans.
- Proszę… proszę … - Daniela omal nie rozsadziło z ciekawości. Miał przed sobą ucieleśnienie jego dziecięcych marzeń, kogoś kto naprawdę mógł latać. Jako kaleka wielokrotnie śnił o tym, że wolny niczym orzeł unosi się ponad chmurami.
- Jeśli ty pokażesz mi swoje. – Mężczyzna dotknął delikatnie jego ramion.
- Ale ja przecież ich nie mam – Chłopak popatrzył na niego zdumiony.
- To sobie wyobraź, chcesz i masz – rozpostarł na pełną rozpiętość swoje potężne, nietoperze skrzydła i uniósł się nieco nad podłogą. – Nie chciałbyś się przyłączyć? – Doskonale znał zafascynowanie dzieciaka wszelkimi latającymi stworzeniami.
- Iiii… - rozległ się nad ich głowami przenikliwy pisk Alisy. Zatrzymała się przed Danielem i zawisła nieruchomo w powietrzu, jakby chciała zachęcić go do działania.
- No dobra, jakby coś to mnie złap – popatrzył ufnie na władcę i zamknął oczy. – Mam skrzydła…, mam skrzydła… - zaczął powtarzać niczym mantrę i ku zdumieniu wszystkich po chwili naprawdę się pojawiły - smoliście czarne, nieco mniejsze niż u Lakshmana z delikatnym, srebrnym wzorkiem. Niestety zamiast poprzestać na tym wyczynie, chłopak machnął nimi kilkakrotnie i wystrzelił w górę niczym pocisk, o mało nie rozbijając się o sufit. Na szczęście mężczyzna w porę go powstrzymał, łapiąc za nogi i ściągając z powrotem na ziemię.
- Czy ty nie możesz niczego robić jak inni? – mruknął do pobladłego z wrażenia smarkacza, a potem wymierzył mu solidnego klapsa w tyłek.
- Za co?! – Nadąsał się natychmiast Daniel. – Zrobiłem co mi kazałeś! – Znał króla tylko jako Pana Nietoperza, którego uważał za swojego najlepszego przyjaciela, dlatego nie rozumiał dlaczego Chandi z Rajitem reagują na niego tak nerwowo i wyraźnie czegoś się boją.
- Chcesz jeszcze jednego?! – zapytał groźnie.
- Przepraszam! – Przezornie przywarł tyłkiem do ściany. – A mogę nimi chociaż pomachać? – zapytał po sekundzie milczenia, ale zaraz ucichł pod ciężkim spojrzeniem mężczyzny.
- Do sypialni marsz, chyba masz dość wrażeń na jeden dzień – Lakshman wskazał mu drzwi. – Ja sobie jeszcze porozmawiam z tymi nauczycielami od siedmiu boleści. – Wbił oczy w nadal klęczących mężczyzn, którzy nie odważyli się podnieść z podłogi. Scena rozgrywająca się przed nimi wydala się im wyjątkowo dziwnym snem. Potężny władca wampirów całowany przez jakiegoś znajdę, choćby i z królewskim znamieniem uczący go cierpliwie jak rozłożyć skrzydła, to było coś czego ich umysły nie potrafiły pojąć. Gdyby na miejscu Daniela był ktoś inny już dawno zostałby posłany w zaświaty. Zżerała ich ciekawość skąd tych dwóch tak dobrze się zna i dlaczego dzieciak nazywa króla Panem Nietoperzem.
- Wiesz, to przyjaciele, uratowali mi życie – rzucił jeszcze chłopak i zamknął za sobą drzwi.
- I co ja mam teraz wami z robić?! – odezwał się chłodno Lakshman. - O co chodzi Chandi? - rzucił widząc, że wieszcz ledwo powstrzymuje się od zasypania go pytaniami.
- Dlaczego właśnie teraz? Tyle lat czekaliśmy, tyle lat szukaliśmy Waszej Wysokości. Co skłoniło cię Panie do wyjścia z ukrycia? - odezwał się z szacunkiem elf.
- Tak naprawdę, to trudno jednoznacznie odpowiedzieć na twoje pytanie...- Zamyślił się na moment władca.
    Od kiedy chłopak po raz pierwszy przyszedł do parku i przerwał mu sen, w jego grobowcu pod fontanną, nie zaznał chwili spokoju. Trwał w otępieniu wiele lat i niezbyt interesował się otaczającym go światem, tyle razy się na nim zawiódł, że nie miał najmniejszej ochoty do niego wracać. Zdradzili go wszyscy którym ufał i wierzył, nie chciał wtrącać się w niesnaski między klanami. Gdy jednak wsłuchał się mocniej w głosy w swojej głowie, a Kass zaczął przynosić mu niepokojące wieści o okrutnych praktykach i niesprawiedliwym prawie, nie potrafił pozostać obojętny na cierpienie swojego ludu. Jak zwykle w takich wypadkach potężnieli najbogatsi, kosztem niczemu niewinnej większości. 
Najbardziej wstrząsnął nim rytuał zabijania słabych magicznie niemowląt. W ten sposób arystokratyczne rody chroniły się przed potomkami o niewielkiej mocy. Wampiry nie mogły mieć więcej niż dwoje dzieci, magia powstrzymywała kolejne ciąże, aby rodzice nie rozdrabniali swojej uwagi na kolejne maluchy, chyba, że któreś z żyjących zmarło, wtedy na świat przychodziło następne. Z maniakalną precyzją wybierały swoje małżonki, kierując się przede wszystkim płodnością i genami, które mogły przekazać. Stąd każdy silny magicznie, zdolny do rozrodu osobnik  był dla niech niezwykle cenny. Moc decydowała o władzy, jaką można było potem zdobyć. Im więcej takich wampirów w klanie tym był potężniejszy.
    Daniel swoimi dziecinnymi opowieściami sprawił, że ten zgorzkniały mężczyzna o skamieniałej duszy zapragnął znowu żyć. Mały kaleka o gorącym  sercu wiele go nauczył. Dziecko skrzywdzone przez krewnych i adoptowane przez obcych ludzi radziło sobie z przeciwnościami losu jak umiało najlepiej, z uśmiechem na drobnej buzi, wdzięczne za każdy, najmniejszy objaw uczucia. Czasami było mu ciężko, ale nigdy się nie poddawał, nie przestawał kochać i ufać swoim najbliższym. Choć często wyszydzany i wyśmiewany, nigdy nie odpłacał tą samą monetą.
   Lakshman miał zupełnie inną naturę, ale rozumiał jak bezcennym skarbem był Daniel oraz podobne mu istoty. Z czasem nauczył się dostrzegać dobro także w innych. Sam nie potrafiłby się tak zachowywać, zbyt wiele miał w sobie mroku, ale postanowił ocalić swój lud od kompletnego pogrążenia się w ciemnościach i chaosie. Chłopiec ze znamieniem, był światełkiem dla nich wszystkich, z pewnością to o nim mówiła stara przepowiednia.
...............................................................................................................

Betowała Ariana