poniedziałek, 17 listopada 2014

39. Jak się robi małe nietoperze,jak się pozbyć rywala oraz jak skłonić kogoś do rozsądku.

    Lakshman długo leżał z otwartymi oczami, niestety kapryśny Morfeusz jakoś nie chciał nadejść. Nawet miasto powoli zasypiało, robiło się coraz ciszej. Jedna po drugiej gaszono reklamy i latarnie. Północ dawno już minęła, a on nadal siedział na łóżku oparty  o poduszki i wpatrywał się w ciemność za oknem. Co kilka minut jego wzrok wędrował do posapującego na jego piersi męża, wtedy jego usta same rozciągały się w czułym uśmiechu. Na karniszu siedziała nietoperza rodzina i coś tam do siebie po cichu popiskiwała. Maluchy sporo urosły i dorównywały już wzrostem Alisie, która nadal im matkowała, ucząc je życia.
Nirmal spał bardzo niespokojnie, kręcił się wręcz niemożliwie, co chwilę spod kołdry wyglądało nagie udo, brzuch czy pośladki. Władca już nie wyobrażał sobie życia bez tego kruchego, kalekiego chłopaka, którego oddech ogrzewał mu właśnie skórę na piersi, wywołując przyjemne mrowienie. To on na nowo przywołał go do życia, dzięki niemu powstał niczym Feniks z popiołów. Otrzymał od kapryśnego losu drugą szansę i nie zamierzał jej zmarnować. Zapragnął z całej duszy – nie władzy, nie sławy, nie bogactwa, tylko czegoś o wiele cenniejszego - zwyczajnej kochającej się rodziny. Zaczął się zastanawiać jak wyglądałyby ich dzieci. Wyobraził sobie dwoje – śliczną dziewczynkę o słodkim uśmiechu i srebrnych oczach oraz dumnego, dzielnego chłopca, który objąłby po nim tron. Pogładził krągły pośladek Nirmala, po raz enty wyłaniający się ze skłębionej pościeli. Chłopak ziewną szeroko i otworzył oczy , przeciągając się niczym kot.
- O czym tak rozmyślasz? – Potarł policzkiem o gładką skórę na piersi męża.
-Zróbmy sobie dziecko, a najlepiej cała gromadkę dzieci – wyrwało się Lakshmanowi zanim zdążył pomyśleć. – Chandi całkiem atrakcyjnie wygląda z brzuchem, nawet złośliwy charakterek jakby mu się poprawił.
- Hm… Czyli mam się zaciążyć, żeby nabrać urody i ogłady? – Zachichotał Nirmal zupełnie już rozbudzony. Zresztą ciekawska dłoń wędrująca po jego ciele spowodowała, że zaczął się prężyć w jej kierunku i pomrukiwać z aprobatą. W ciemnościach skrywających jego kalectwo zazwyczaj stawał się odważniejszy.
- W takim razie na co czekamy?- Władca podniósł męża i posadził go sobie na udach twarzą do siebie, aby mógł dokładnie obserwować widoczne na niej emocje. Zapalił nocną lampkę, która przez czerwony abażur zalała pokój miękkim światłem. Wiedział, że tego nie lubił, więc żeby odwrócić uwagę chłopaka, pocałował zachłannie rozchylone w proteście usta.
- Zgaś to paskudztwo! – Mruknął niezadowolony Nirmal. Czuł się zawstydzony pozycją, w jakiej się po raz pierwszy znalazł, jego policzki zrobiły się szkarłatne pod wpływem pożądliwego wzroku mężczyzny, błądzącym śmiało po jego nagim ciele.
- Za żadne skarby. Chcę widzieć te słodkie rumieńce i omdlałość w twoich oczach, kiedy będziesz dochodził. - Jeden z jego palców zaczął zakradać się do zaciśniętego wejścia, zatoczył kilka drżących kręgów i wślizgnął się do środka, przygotowując kochanka do penetracji.
- Och ty… Prosto do celu, co? - Nie potrafił mu się oprzeć. Gorące wargi wprost parzyły jego wrażliwą szyję. Odchylił głowę do tyłu, odsłaniając gardło i zmrużył oczy z przyjemności. Poczuł jak niecierpliwe dłonie unoszą go do góry i rozsuwają pośladki.
- Dosiądź mnie. – Lakshman czuł się jak nastolatek. Nie sądził by wytrzymał choć chwilę dłużej. Nirmal opuścił się nieznośnie powolnym ruchem, odwracając głowę na bok.
- Patrz mi w oczy… - O dziwo krnąbrny zazwyczaj chłopak natychmiast posłuchał. Wygiął się w lekki łuk i podjął nieśpieszny rytm. Żaden z nich nie spuścił rozpalonego wzroku, źrenice rozszerzyły się z rozkoszy, a biodra uderzały o biodra. Penis władcy zagłębiał się coraz mocniej w pulsujące wnętrze, słychać było jedyne głośne pojękiwania, kiedy uderzenia stawały się celne. W końcu Nirmal krzyknął chrapliwe, szczytując gwałtownie, jednocześnie czuł jak nasienie męża uderza w ścianki jego anusa. Spletli się w namiętnym uścisku, dysząc w swoje wargi. Spocone, rozgrzane ciała nadal przebiegały poorgazmowe dreszcze.
- Musimy już wracać prawdą? – Wyszeptał, tuląc się do, piersi męża, unoszonej gwałtownym oddechem.
 - Niestety tak, czeka na mnie wiele obowiązków. Nie chcę też nadużywać cierpliwości Chandiego. Zabrałem mu męża, który przeze mnie nie ma dla niego czasu -  westchnął z niechęcią. Nie miał bynajmniej ochoty wracać. W tym skromnym domku na przedmieściach Krakowa czuł się wyjątkowo dobrze. Nigdy wcześniej nie był tak odprężony, nasycony i szczęśliwy. – Myślisz, że udało nam się zrobić małego księcia?
- Nie wiem, ale myślę, że możemy spróbować jeszcze raz. – Nirmal uśmiechnął się łobuzersko. Światło przestało mu przeszkadzać, prawdę mówiąc zupełnie o nim zapomniał wpatrzony w złote oczy Lakshmana.W tym momencie zachłysnął się powietrzem, bo zauważył trzy puszyste, brązowe kulki, siedzące na obramowaniu łóżka. Nietoperza gromadka, przyglądała mu się uważnie przekręcając kosmate pyszczki. Kiedy zorientowała się, że została zauważona zaczęła wymachiwać radośnie skrzydełkami w entuzjastycznym powitaniu. Czarne, bystre ślepka śledziły każdy jego ruch.
- Od kiedy ta banda tu siedzi? - Zażenowany widownią Nirmal zanurkował pod kołdrę.
- Od początku… - Był szczerze rozbawiony jego zachowaniem. Mały głuptas najwyraźniej wstydził się tych stworzonek.
- Żartujesz prawda? – Gwałtownie poczerwieniał. – Chcesz powiedzieć, że one… no… widziały jak my… - Reszta nie przeszła mu przez gardło.
- Oczywiście, wyglądały nawet na bardzo zainteresowane… – Z każdą chwilą bawił się coraz lepiej.
- Nie mogłeś mi powiedzieć! – Prychnął oburzony jego beztroską. Jakoś nie potrafił przejść do porządku dziennego nad tym, że nietoperze widziały ich w tak intymnej sytuacji. Czuł się zażenowany, jakby zrobił to na ławce w parku.
- Pomyślałem, że to już dorosłe chłopaki i chcą się czegoś nauczyć. – Wyszczerzył zęby niepoprawny Lakshman.
 - Niby czego? – Nie miał pojęcia, o co chodzi temu zboczonemu idiocie.
- Robić małe nietoperze? – Nie potrafił się już powstrzymać i wybuchnął gromkim śmiechem, płosząc stworzonka, które natychmiast umknęły na karnisz.
- Ty wstrętny… - Walnął durnego żartownisia z całej siły poduszką, aż posypało się pierze. Król nie król, zasługiwał na porządne lanie. Nikt nie będzie bez pozwolenia oglądał jego gołego tyłka, nawet jeśli nosi futerko.

***
    Balraj wrócił do pałacu w paskudnym humorze. Przemierzał puste korytarze, powarkując pod nosem. O tej porze większość dworzan już spała. Było mu przykro, że nie dogadał się z Nirmalem, który zareagował zupełnie inaczej, niż tego oczekiwał. Nie chciał wyjść na egoistę, ani się z nim kłócić. Chłopak za nic nie chciał przyjąć do wiadomości żadnych argumentów. Przecież nawet wampirze prawo z pewnością było po jego stronie. Otrzymał go w darze od rodziny, jako swojego rodzaju rekompensatę i tylko niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że się nie spotkali we właściwym miejscu i czasie.
- Przeklęty Lakshaman – warknął sam do siebie – ukradł mi towarzysza. Czemu nie zgnił pod tą Fontanną Cudów?!
Demona oprócz wyrzutów sumienia z powodu sprzeczki z księciem, zżerała zazdrość. Nie mógł zapomnieć cudownego wyrazu twarzy Nirmala, kiedy poddawał się rozkosznemu rytmowi.
- To dla mnie powinien tak słodko jęczeć i kręcić biodrami! – Rzucił oskarżycielsko do jakiegoś napotkanego po drodze posągu. – Niech piekło pochłonie tego pożądliwego starucha! – Zupełnie zapomniał, że sam miał o wiele więcej lat od Lakshmana. Na samo wspomnienie namiętnej sceny, robiło mu się gorąco i ciasno między nogami. Nie miał bynajmniej zamiaru tak tego zostawić. Chłopak należał do niego, czy tego chciał czy nie.
-Zdobędę cię, zdobędę za wszelką cenę! – Wycelował palec w jedno z luster, które natychmiast spadło ze ściany i rozbiło się w drobny mak. Przyszło mu do głowy kilka pomysłów, jak może tego dokonać. Należało przede wszystkim pozbyć się rywala. Władca wampirów miał bardzo niechlubną przeszłość. O jego oziębłości uczuciowej, gwałtownym charakterze  i brutalności krążyły w Amalendzie legendy, bynajmniej nie pozbawione podstaw. Już sama sprawa z narzeczonym, którego ponoć uwielbiał, ale nie zawahał się własnoręcznie zabić, dawała do myślenia. Wampiry z natury były dość kochliwe i pożądliwe, lubiły łóżkowe uciechy równie mocno jak walkę i rywalizację. Lakshman raczej nie był tu wyjątkiem. Wybuchowe zachowania jakich często się dopuszczał w pałacu świadczyły o wybujałym temperamencie. Prawdopodobnie wystarczyło go jedynie sprowokować, żeby sam się pogrążył.
   Balraj usiadł w swojej tajemnej komnacie i głęboko się zamyślił. Nie chciał doprowadzić do wielkiego dramatu, Nirmal nie był głupcem i mógłby zacząć coś podejrzewać. Postanowił drążyć powoli jego duszę, zasiać ziarna niepewności i pozwolić by same wykiełkowały. Miał zamiar ujawnić prawdziwą naturę władcy wampirów, przekonać chłopaka, że nie czekało go u jego boku nic dobrego. Zaczął od razu pleść misterną sieć kłamstw i sugestii. Już dawno zauważył, że wiele młodych wampirów spoglądało tęsknie na Lakshmna i chętnie zamieniłoby się z księciem miejscami. Dla nich król był żywym mitem, ucieleśnionym bohaterem. Poza tym najpotężniejszym, żyjącym wampirem, w dodatku przystojnym mężczyzną mogącym wynieść je na szczyt hierarchii i obdarzyć wyjątkowym potomstwem. Demon postanowił zagrać na ich ambicjach i uczuciach, zachęcić tych najbardziej obiecujących do działania. Miał nieograniczone możliwości i prawie żadnych, naturalnych wrogów przed którymi musiałby mieć się na baczności. Przez tysiąclecia niewoli pałac Harash – Andrum stał się nim, a on pałacem w pełnym znaczeniu tego słowa. Potrafił być dosłownie wszędzie, niczym wszechwładny bóg, słyszał i widział co się dzieje nie tylko na zamku, ale i na całej wyspie, na której stał. Był jednocześnie ścianami, podłogą, obrazami i sufitem. Mógł bez przeszkód sączyć do uszu młodzieży słodki jad, zatruwać ich serca i umysły. To co wampiry brały za własne myśli, było setkami słów szeptanymi w czasie snu, albo kiedy przechodzili korytarzem, czy parkową aleją.

,,- W czym jesteś gorszy od księcia Nirmala? – Przemawiał każdej nocy do sekretarza Velena, siedząc przy wezgłowiu jego łóżka. – To znajda bez rodziny, w dodatku kaleka. Ty dałbyś królowi zdrowych synów, nie to co on!
- Spójrz jaki jesteś piękny! W dodatku wykształcony w najlepszych szkołach i obyty na dworze. Na pewno nie popełniałbyś tylu gaf co Nirmal. – Szeptał do kapitana straży Kazana, gdy tylko ten spojrzał w lustro. – Gdybyś zajął miejsce księcia, mógłbyś przywrócić świetność swojego klanu!
- Twój ród jest potężny, posiadasz wielu możnych krewnych we wszystkich klanach. – Szemrała woda w fontannie, kiedy młody dworzanin Asen odpoczywał na ławce w cieniu drzew. – Jeśli zajmiesz miejsce księcia, król pozbędzie się wielu problemów. Nikt nie będzie się mu już sprzeciwiał. Masz o wiele więcej do zaoferowania nić chłopak nie wiadomo skąd. Kto wie czy to jego znamię jest prawdziwe. Wszyscy widzieli je jedynie z daleka."
   
   Demon był bardzo sprytny. Sam niewiele się angażując puścił w ruch prawdziwą perpetum mobile. Raz puszczona w ruch machina plotek, wygórowanych ambicji, zazdrości i niechęci do Nirmala sama się napędzała. Na wieść o tym, że władca już wkrótce wraca z podróży poślubnej na dworze zaczęło się dosłownie gotować. Wiele młodych wampirów stroiło się na wyścigi i nie mogło spać nocami zastanawiając się, jakby tu zbliżyć się do Lakshmana.
   Balraj nie zapomniał bynajmniej w swoich planach o Nirmalu. Postarał się by stare księgi i zwoje mówiące o grzeszkach króla wampirów, walały się wszędzie tam, gdzie mógł je, oczywiście zupełnie przypadkowo, znaleźć. Znał też wielu chętnych, którzy tylko czekali, by opowiedzieć księciu o występkach jego męża. Żyło jeszcze sporo uczestników wielkiej bitwy, którzy nie zapomnieli z czyich rąk zginęli ich krewni i przyjaciele. Czekali na okazję do zemsty, chętnie skłóciliby królewską parę i wprowadzili zamęt w Amalendzie.     
***
   Mijały tygodnie i Chandi stawał się coraz grubszy. Ubierał się w specjalnie dla niego uszyte, obszerne koszule i niemodne, ale wygodne spodnie na gumce. Maleństwo rosło jak na drożdżach i brzuch stawał się już widoczny. Spędzał teraz dużo czasu w podniebnej sypialni, znajdującej się między konarami Drzewa Życia. Nucił dziecku jego Pieśń, opowiadał o ojcu, Amalendzie, zamku w którym zamieszka, o tym, że bardzo go kocha i jak się cieszy na spotkanie.
Mieszkające w twierdzy wampiry nie mogły się nadziwić, że chłodny zazwyczaj wieszcz okazuje tyle uwagi i czułości nienarodzonemu. Zwyczaje elfów były im zupełnie obce.
   Rajit, jeśli tylko miał wolny czas, a ostatnio zdarzało mu się to niezmiernie rzadko starał się dotrzymywać towarzystwa mężowi. Nie znosił tej cholernej, chwiejącej się komnaty na drzewie, ale zaufał Chandiemu, który z pewnością instynktownie wiedział, co dla ich potomka najlepsze. Lęk wysokości przyprawiał go nadal o zawroty głowy, ale dzielnie trwał u boku męża.
   Tego dnia chciał porozmawiać z wieszczem w ważnej sprawie, więc szczególnie mu zależało by kapryśny ostatnio kochanek, był w jak najlepszym humorze. Sfrunął na swoich błoniastych skrzydłach prosto do komnaty i z miłością spojrzał na drzemiącego męża, który nawet we śnie obejmował rękami brzuch w ochronnym geście, jakby trzymał najdroższy skarb. Nawet nieświadomy, chronił ich dziecko przed wszelkim zagrożeniem.   
- Pobudka śpiochu! – Pociągnął go delikatnie za jedwabiste pasmo jasnych włosów, które wymknęło się z luźnego kucyka. – Obijasz się, kiedy inni zarabiają na chleb! – Uderzył się z rozmachem w szeroką pierś, jak by oczekiwał co najmniej kilku pochwał.
- Mam cię pogłaskać po głowie i powiedzieć jakim jesteś dużym chłopcem? – Prychnął wyniośle elf, otwierając jedno błękitne oko i przytulając się jednocześnie do męża, który z niepewną miną siedział na skraju, kołyszącego się pod wpływem wiatru łóżka.
- Myślę, że kilka buziaków zachęciłoby mnie do dalszych wysiłków. Może wtedy zapracuję nawet na twoje ulubione ciastka i kilka nowych koszul. – Wziął nadętego łobuza w ramiona i wpił się mu w usta, nie zważając zupełnie na jego fochy. Już po chwili smukłe ramiona objęły go za szyję, a niepoprawny uparciuch zaczął entuzjastycznie oddawać pocałunki, wdrapując mu się bezceremonialnie na kolana.
- Tylko sobie za dużo nie wyobrażaj!  - Oderwał się od Rajita i spojrzał na niego surowo, ale kąciki ust zaczęły mu drgać. – Niepotrzebnie tu przyleciałeś, trzeba było mnie zawołać. – Doskonale zdawał sobie sprawę ze słabości męża.
- Ładnie dzisiaj wyglądasz, w niebieskim ci do twarzy. -  Wampir niezbyt zręcznie próbował wkupić się w jego łaski. Prawdę mówiąc dla elfa bardziej interesująca była jego dłoń, głaszcząca mu właśnie plecy i zmierzająca w kierunku pośladków.
- Rajit, za długo się znamy. Przestań kadzić, bo nie umiesz tego robić i powiedz, co głupiego znowu wymyśliłeś. – Oparł wygodnie głowę na jego ramieniu.
- Właściwie to drobnostka. – Wampir z niewinną miną spojrzał mu w oczy. – Najwyższy czas wybrać medyka, który odbierze poród.  Wyszukałem dwóch najlepszych i właśnie czekają w salonie.
- Wiedziałem, że jesteś durny! – Usiadł gwałtownie, omal nie spadając na podłogę. – Jestem elfem nie wampirem! Na pewno nie pozwolę im zaglądać między moje nogi! Poza tym co oni mogą wiedzieć o moim ciele?! – Wbił oskarżycielsko palec w twardą pierś męża.
- Ale mój syn może jest! – Rajit popatrzył na niego z równym, jak nie większym uporem.
- Co ty tam wiesz! – Warknął, a jego niebieskie oczy zaczęły rzucać gniewnie iskry. – Nie dam się zbadać żadnym zakurzonym durniom!
- Bądźże rozsądny kochanie…- Do mężczyzny właśnie dotarło, że pokpił sprawę. Wysunięta szczęka elfa wyraźnie mówiła, że tak łatwo nie odpuści.
- Nie chcę! – Założył ręce na piersi dziecinnym gestem. – W końcu jestem tylko rozpieszczonym, elfim wieszczem! – Prychnął zadzierając nos, moszcząc się wygodniej na kościstych kolanach męża, które uwierały go w tyłek.
- Ja cię bardzo proszę, nie zachowuj się jak bachor. – Jęknął na widok jego miny wampir. Zarumieniony ze złości i obrażony, nadal wyglądał kusząco i słodko. Najwyraźniej miał coś z mózgiem, ten facet z pewnością jakoś go uszkodził. Przesunął dłonie na jego pośladki.
- Nie próbuj mnie zmiękczyć! Zabieraj te łapska! – Nie kochali się od kilku dni i jego wyposzczone, zdradzieckie ciało było więcej niż skłonne do wywieszenia białej, a raczej czerwonej flagi.- Jesteś pewny? – Z łobuzerskim uśmiechem wsunął dłonie pod bieliznę, delikatnie głaszcząc miękką skórę.
- Tak… nie… och… - W jasnej głowie elfa powstał pewien zamęt, dostała zbyt wiele sprzecznych sygnałów.
- Będziemy się kochać – wziął uparciucha na ręce – a potem podyskutujemy.
- Mhm…- Nie miał najmniejszej ochoty sprzeczać się dalej. – Oni tam czekają…
- No to co… - odparł z właściwą sobie, pokrętną filozofią Rajit. Nie widział powodu, dlaczego medycy nie mieliby trochę poczekać, zwłaszcza, ze mąż właśnie znacząco rozchylił usta.