czwartek, 29 maja 2014

28.Mała wojna. Demon Balraj. Starożytne prawo.

   Nirmal od powrotu do zamku cały czas myślał o problemach Chandiego. Wtrakcie tego krótkiego czasu jaki spędził w Amalendzie, elf stał się dla niego kimś naprawdę ważnym. Jednym z nielicznych przyjaciół na których zawsze mógł liczyć. Nie mógł pozwolić by jego historia miłosna w ten sposób się skończyła. Jako przyszły wujek po prostu musiał zapewnić jego dziecku prawdziwy, ciepły dom. To, że trzy osoby cierpiały z powodu jakiegoś starego prawa wydawało mu się szczytem głupoty. Był zły na siebie, że obiecał nikomu nic nie mówić.
- No właśnie! - Podrapał się po głowie. - Mówić! - Posłał pełen ulgi uśmiech do lustra w łazience. Na szczęście mógł też pisać. Natychmiast pobiegł do sypialni po elegancką papeterię i w skrócie zawiadomił męża o całej sprawie. Podobny list, ale z wyznaczonym terminem zebrania wysłał do Rajita, ostrzegając by nie robił niczego na własna rękę, pojnieważ przestraszony elf może uciec i wszystko zacznie się od nowa. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku rozparł się na fotelu i nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Obudziło go łagodne kołysanie, ziewnął nie otwierając oczu i wtulił się w ciepłe obicie krzesła. Został nagrodzony zadowolonym pomrukiem i czułym pocałunkiem, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny. Czyżby trafił na jakiś dziwny mebel z wbudowaną funkcją buziakowania? Rozchylił powoli powieki i zobaczył nad sobą rozbawioną twarz męża.
- O złodzieju! – Prychnął oburzony, kręcąc się niespokojnie w jego ramionach.
- Nie wiesz, że takie zdobyczne są najlepsze? – Lakshman zaniósł zaspanego chłopaka na łóżko. Taki zarumieniony od snu wyglądał wyjątkowo kusząco.
- A co ty jesteś na wojnie? – otworzył jedno srebrne oko i łypnął na mężczyznę. Ubrany jedynie w luźną, rozpiętą na piersiach koszulę i mocno dopasowane spodnie przyciągnął natychmiast jego wzrok.
- Właściwie to tak się czuję, walczę o miejsce w twoim sercu. – Usiadł na materacu, a nieznośny dzieciak nakrył się kołdrą pod samą szyję, pozbawiając go widoku ładnie opalonego brzucha, który raz po raz wyglądał spod krótkiej koszulki.
- Nie myślałeś jednak o czymś innym? – zapytał nieco złośliwie. – Masz okropnie zawiedzioną minę.
- Ależ kochanie, jestem zachłannym draniem. Chcę mieć wszystko - buntowniczą duszę, gorące serce i zgrabne ciało, które od wielu miesięcy śni mi się po nocach. – Pieszczotliwie, samymi opuszkami palców dotknął jego twarzy.
- Ty łajdaku! – Nirmal zerwał się z posłania i uklęknął na łóżku twarzą do męża. Wbił w niego gniewne oczy, które niemal ciskały iskry. – Lubiłeś mnie od tak dawna, ale pozwoliłeś na cała szopkę z narzeczeństwem?! Wiesz co ja i Rajit wycierpieliśmy przez ten czas?! – Szarpnął za koszulę na jego piersiach i rozdarł ją na pół. Nie było to zbyt mądre z jego strony, bo odsłonił imponujący, umięśniony niczym u gladiatora tors Lakshmana. Mimo wściekłości umilkł, zagapiony w to cudo natury z czego mężczyzna natychmiast skorzystał .
- Przepraszam, chciałem chronić siebie i ciebie. Może niezbyt rozsądnie, ale bałem się powtórki z przeszłości. Już raz byłem w związku i bardzo tragicznie się dla nas obu skończyło. – Przysunął się bliżej do chłopaka, omal się o niego nie ocierając. Zdawał sobie sprawę jak działa na męża i bezwstydnie to wykorzystywał w ich małej potyczce. – Ty jesteś jeszcze bardzo młody i niewiele wiesz o świecie, w każdej chwili możesz zmienić zdanie. Teraz lubisz mnie, ale za kilka lat dojrzejesz, a związek z kimś na moim stanowisku i z paskudnym charakterem wcale nie jest łatwy. – Twarz władcy stężała w maskę, a złote oczy zasnuły się głębokim smutkiem. O to jakie sceny z przeszłości rozgrywały się właśnie w jego głowie Nirmal bał się na razie zapytać.
- Nie miałeś prawa zdecydować za mnie! – powiedział już o wiele łagodniej. – Nie mówiąc już jak namieszałeś w życiu Rajita. Musimy mu pomóc. Czytałeś mój list? – Świadomie zmienił temat. Czuł ból mężczyzny całym sobą, chciał odwrócić jego uwagę i przywołać do rzeczywistości.
- Tak, to jedyna miła wiadomość dzisiejszego dnia. Ciekawe po kim maluch odziedziczy wygląd? Wyobrażasz sobie, co to będzie za diabełek po takich dwóch uparciuchach? – Otwarł ramiona i chłopak natychmiast ufnie się w nie wtulił. – Daj mi kilka dni na załatwienie tej sprawy. Nasz miesiąc miodowy nieco się odwlecze. – Zanurzył dłonie w jedwabistych lokach. – Dostanę całusa na dobranoc?
- No nie wiem. Właściwie to już sobie kilka wziąłeś. – Zerknął podejrzliwie na władcę, czy aby nie planuje jakiegoś podstępnego ataku.
- To się nie liczy. Poza tym jak chcesz być dobrym mężem, powinieneś trochę potrenować. - Zawiesił wygłodniały wzrok na rozchylonych wargach chłopaka. – Słowo wampira, że będę trzymał ręce przy sobie. Nie zrobię nic wbrew twojej woli i... – Nie zdążył dokończyć, bo miękkie usta zaatakowały go znienacka.
- O czym ty gadasz? Jakiej woli? – zamruczał Nirmal zauroczony ciepłem wilgotnego wnętrza. Ręce same wyrwały się do przodu i z zapałem zaczęły badać wszystkie obiecujące krzywizny. Potężne mięśnie prężyły się pod jego dotykiem. Miał ogromną ochotę ugryźć któryś, na pewno smakowałby wyśmienicie. Zsunął się nieco w dół i wbił zęby niedaleko sutka. Jak zwykle w obecności Lakshmana zupełnie stracił głowę.
- Hm... kochanie...- zamruczał nisko mężczyzna. - Jestem już cały twardy, więc jeśli nie masz zamiaru stracić dzisiaj swojego wianka lepiej przestań.
- Och...! – Zamrugał długimi rzęsami, a jego zamglone namiętnością oczy zaczęły powoli przytomnieć. – Zrobiłeś to specjalnie!
- Ja? Wiesz, nie moja wina, że krucho u ciebie z tą...wolą...- roześmiał się ze speszonej miny czerwonego jak burak męża, który oczywiście schował się pod kołdrą.
- Idź sobie! – wymamrotał cicho. – Wykorzystujesz moją słabość krwiopijco!
- Słabość? Dziękuję za cenną informację, pozwoli mi wygrać tę wojnę kochanie. – Poklepał poufale przez nakrycie wypięty tyłek i w szampańskim humorze ruszył do drzwi, a kiedy tylko się za nim zamknęły...
- Jestem idiotą! – Jęczał chłopak uderzając czołem w chłodną poduszkę. Miał nadzieję, że w ten prosty sposób wróci mu choć odrobina rozsądku. - Głupota jest chyba nieuleczalna, tak jak zbyt długi język! – Obawiał się, że jeśli tak dalej pójdzie, to zamiast utemperować męża- tyrana, wywiesi białą flagę z okrzykiem ,,bierz mnie”. Może też zawinąć się w elegancki obrus i powiedzieć - ,,podano do stołu”. Ten drugi pomysł ze względu na swoją Książęcą Wysokość wydał mu się bardziej na miejscu. – Zupełnie mi odbiło!
***
   Nirmal nie miał innego wyjścia jak w sprawie ,,Prawa o Mieszańcach” zaufać mężowi i Rajitowi, którzy mieli ogromny wpływ na Radę Klanów. Obudzony przez Bansi, ziewając rozdzierająco zwlekł się z łóżka. Miał naprawdę ciężką noc. Pobudzone ciało za nic na świecie nie chciało się uspokoić. Mimo katowania wyobraźni najobrzydliwszymi rzeczami, w rodzaju śluzu ślimaków, śmierdzącej kaszy gryczanej czy białych robaków pożerających gnijące szczątki, nic nie było w stanie ugasić płonącej w nim gorączki. Dopiero nad ranem się poddał, po czym odbył naprawdę długą i owocną sesję prysznicową, wyobrażając sobie muskularne ciało męża lśniące w promieniach słońca. Zawstydzony swoją niewyżytą naturą, zupełnie nago zagrzebał się pod kołdrą i zasnął jak kamień. Niestety rano zupełnie o tym zapomniał.
- Aaa...! - zapiszczał zawstydzony na widok mocno rozbawionej miny lokaja. Złapał za prześcieradło i owinął się nim niczym mumia.
- Noce są teraz takie gorące – zachichotał mężczyzna, patrząc na niemożliwie skłębioną pościel i rumieńce swojego pana. – Proszę ostrożnie z tymi prysznicami, potrafią wyssać z człowieka wszystkie siły. – W łazience też panował niezły bałagan.
- Zamiast dowcipkować lepiej zajmij się moim ubraniem! – Nirmal zupełnie nie po książęcemu pokazał mu język. 
- Już gotowe – Bansi podał chłopakowi zestaw na dzisiejszy dzień. – Mam coś lepszego. Tu jest spis kruków, o który pan prosił i mapa z zaznaczeniem miejsc, gdzie występują.
- Wielkie dzięki, napracowałeś się. Zajmę się tym natychmiast. – Wszedł za malowany, chiński parawan i zaczął się ubierać. – Sporo tego. – Na kartce widniało kilkadziesiąt pozycji.
- Fakt, to bardzo popularny motyw w Amalendzie. Czego właściwie pan szuka? – zaciekawił się lokaj.
- Chcę zbadać historię zamku. Zainteresowały mnie twoje opowieści. Widziałem w bibliotece mozaikę która w pewnym sensie przypominała przekrój pałacu z lotu ptaka, wyglądała zupełnie jak labirynt. Przy wejściu siedział kruk, a w środku sowa. – Już kompletnie ubrany zajął miejsce przy stoliku i zaczął uważnie studiować mapę.
- To może być niebezpieczne. Wielu uczonych próbowało zgłębić tajemnicę Harash Ansorg, ale im się nie udało. – Postawił przed młodym księciem tacę ze śniadaniem. – Mogę pomóc – zaproponował, trochę martwiąc się o swojego pana.
- Masz wystarczająco dużo swoich obowiązków. Czuję, że powinienem się tym zająć osobiście. – Wpakował sobie do ust maślanego rogala i popił kakaem. Będzie miał czym zająć myśli przez najbliższe dni. Dzięki temu może opanuje nieco swoje krnąbrne ciało z oślim uporem wyrywające się do męża oraz przestanie się tak zamartwiać o elfa.
                                                                            ***
   Po posiłku udał się na poszukiwanie kruków, przekonany, że pozwolą mu odkryć prawdę o zamku. Uzbrojony na wszelki wypadek w mocną latarkę i szkło powiększające chodził od pomieszczenia do pomieszczenia. Szybko zorientował się, że tylko kilka ptaków różni się nieco od pozostałych. Każdy z nich trzymał w dziobie małą gałązkę, która skojarzyła się mu z zielonym labiryntem, jaki kiedyś widział w jednym z krakowskich parków. Zaczął uważnie obmacywać posąg, który znajdował się w bocznym korytarzu, w pobliżu królewskich apartamentów. Jedno z piór na czarnym ogonie okazało się ruchome, zaczął nim ostrożnie manewrować i ściana nagle się rozsunęła, ukazując ciemne przejście. Oświetlił je latarką, okazało się pełne gęstych niczym firanki pajęczyn. Ich właściciele na pewno nie należeli do maleństw. Na czarnych ścianach niczym żyły pulsowały szkarłatne runy, identyczne z tymi na zewnątrz pałacu.
- No dobra, może przynajmniej będą mieć ładne futerko jak tarantule – pocieszał się chłopak i zagłębił powoli w korytarz. Błądził w nim dobry kwadrans, rozrywając białe woale i strasząc pająki, które rzeczywiście były wielkości dłoni. Niestety droga kończyła się ślepym zaułkiem, tak jak pozostałe sześć, które potem zbadał. Pokryty kurzem, brudny jak nieboskie stworzenie, z włochatym mieszkańcem na ramieniu usiadł wprost na podłodze. Miał wrażenie, że coś umyka jego uwadze, ale cały czas czuł czyjąś obecność. Wydawało mu się, że jakaś potężna istota igra z nim jak z dzieckiem.
- Panie Harash Ansorg, zabawa zabawą, wolałbym jednak porozmawiać oko w oko. Jestem zupełnie świeżym i naprawdę marnym wampirem, jak mawiają moi przyjaciele, więc chyba nie stanowię dla pana żadnego zagrożenia. – Dotknął ostrożnie pająka, który okazał się niespodziewanie miękki i delikatny. – Skoro mam tutaj mieszkać, chyba moglibyśmy się zakumplować?
- Zakumplować? – zaszemrał czyjś chłodny głos. – Co to u licha znaczy? Nie pachniesz jak wampir? Coś z tobą nie w porządku! - Mała, kulawa istotka śmiała do niego przemówić, to było nawet komiczne.
- Och! – Chłopak był zachwycony, właśnie odniósł swój pierwszy sukces. – To znaczy, że się polubimy, w końcu jesteśmy jakby sąsiadami. Możemy też sobie pogadać o wszystkim. Wiem wiele o ludzkim świecie. Masz pojęcie co to kino lub piwo?
- Yhy...yhy... – zabrzmiało jak dławienie się kogoś mocno zaskoczonego.
- No chyba, że nie chcesz. Nie każdy chce być znajomym kaleki, potrafię to zrozumieć – dodał już o wiele ciszej i mniej pewnie. – A psik...! – Drobinki pyłu dostały mu się do nosa.
- Ciekawskie z ciebie stworzonko! Chyba powinniśmy zmienić miejsce na mniej zakurzone. – Ściana przed chłopakiem odsunęła się ze zgrzytem, który sugerował, że przejście było rzadko używane. Znalazł się w dużej, pustej komnacie bez okien, oświetlonej dziesiątkami, rosnących na jej ścianach, lśniących, błękitnych  grzybów. Jedynym przyciągającym wzrok elementem był stojący na jej środku marmurowy postument. Na nim widać było szklany klosz, pod którym leżała gruba księga w skórzanej oprawie zdobiona oczywiście krukami. Książę stanął z otwartymi szeroko oczami, chłonąc całym sobą wszystko co zobaczył. Uwielbiał takie przygody z dreszczykiem.
- Dziękuję za zaufanie – uśmiechnął się szeroko. – Jestem Nirmal, mąż tego drania Lakshmana. A ty, jak się nazywasz?
- Wiem, nic nie umyka mojej uwadze. Balraj, demon pierwszego kręgu. Nie ufam nikomu. Istnieję prawie tak długo jak ten zamek. – Zimny, krystalicznie czysty męski głos dobiegał jakby ze ścian. – Nie boisz się jak większość dworzan, że spalę cię na popiół lub pożrę? – Wyraźnie można było wyczuć złośliwe nutki.
- Jakoś nie bardzo - odparł zgodnie z prawdą chłopak.
- Hm...? Może jesteś zbyt niemądry by wyczuć zagrożenie? – Demon bawił się coraz lepiej. Najwyraźniej miał przed sobą strasznego głuptasa, do którego coś go ciągnęło. Nie wiedział jednak, co to takiego, dlatego się odezwał wbrew swoim zasadom. Rzadko robił wyjątki. Musiał odkryć tajemnicę dzieciaka, bo że jakąś posiadał, nie miał żadnych wątpliwości. Doskonale znał legendę oraz wiersz – zagadkę, ale niezbyt wierzył w te wszystkie bzdury.
- Pewnie weźmiesz mnie za odmieńca. Chandi, mój nauczyciel magii, zawsze mówił, że jestem dziwny. Czuję twoją moc, szkarłatne nitki nucą wokół mnie odkąd pierwszy raz wszedłem do zamku – odezwał się nieśmiało do nowego znajomego.
- Nucą? – Demon był naprawdę zaintrygowany. Doskonale znał wampirzą magię, nie było w niej miejsca na coś takiego. To bardziej przypominało...
- Twoja pieśń jest piękna. Czasem silna i czysta niczym górski potok. Czasem mroczna i brutalna, pełna bólu i przemocy – odezwał się z pewnością w głosie Nirmal. Odkąd został wampirem każda żywa istota była dla niego muzyką.
- Muszę się zastanowić, przyjdź jutro – Balraj nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Chłopak był chodzącą zagadką, którą miał wielką ochotę rozwiązać. Ostatnio ogromnie się nudził, nawet straszenie dworzan i płatanie im złośliwych kawałów przestało go bawić. Czuł się ogromnie samotny i jakiś pusty w środku.
- Do widzenia, chyba powinienem się umyć, bo znowu będę musiał wysłuchać kazania na temat zachowania godnego księcia. – Nirmal otrzepał swoje ubranie. – Czy następnym razem mógłbym cię zobaczyć skoro jesteś demonem? Nigdy żadnego nie widziałem. – Chłopak był autentycznie ciekawy.
- Mowy nie ma! Taki dzieciuch jak ty umrze z przerażenia! – burknął niegrzecznie Balraj i umilkł. Ten mały wielbiciel pieśni był wyjątkowo bezczelny i bezpośredni. Nie miał zamiaru się ,,kumplować" z kimś takim, cokolwiek to znaczy, bo o kinie i piwie też nigdy nie słyszał. Zbada go niczym każde nowe zjawisko w swoim otoczeniu z dokładnością uczonego, a potem się odsunie w niebyt, bezpieczny w murach zamku. Dobrze wiedział, że na tym świecie, nikt nie robił niczego za darmo. Nirmal tak jak wielu innych przed nim na pewno miał jakiś interes w zawarciu z nim znajomości.
***
   Rajit otrzymał list od Nirmala dopiero rano, w pierwszej chwili chciał do niego pobiec i wydusić miejsce pobytu elfa. Wiadomość o dziecku zupełnie go oszołomiła. Zobaczył oczami wyobraźni maleństwo, całe należące do niego, z błękitnymi oczami Chandiego. Będzie mu wieczorami opowiadał bajki, jak to do tej pory czynił dla dzieci z klanu. Pokaże mu wszystko co sam umiał, sprawi, że jego życie będzie szczęśliwe i beztroskie. Teraz już nie odpuści wieszczowi. Oczy zabłysły mu ciekawością, jak jego kochanie będzie wyglądać taki miękki i okrągły. Pewnie oczyści mu konto na nową garderobę, oczywiście w najlepszym guście, dostosowaną dla ciężarnych. Na myśl o tym uśmiechnął się do siebie, po raz pierwszy od wielu dni. Kręcił się w kółko, nie mając pojęcia jak wytrzyma do wieczora. Nirmal wyznaczył spotkanie dopiero na dwudziestą. Koło południa porzucił jednak swój gabinet w poszukiwaniu chłopaka. Zamiast niego udało mu się trafić na Lakshmana, zdążającego do sali narad.
- Będę ojcem! – wypalił zamiast standardowego powitania władcy.
- Wiem i cieszę się razem z tobą – poklepał zmieszanego mężczyznę po ramieniu. – Pozostaje tylko kwesta prawna. Myślę, że powinieneś iść ze mną. Zrobimy tym skostniały staruszkom małe piekło. Ktoś powinien wprowadzić ich w nowe stulecie i chyba padło na nas.
- Pewnie masz rację panie, nie wiem tylko czy uda mi się jakoś pomoc. Myślisz , że nadaję się na ojca? – zapytał niespokojnie.
- Jesteś niemożliwy. Słyszałem, że maluchy z klanu wprost cię uwielbiają. Całe życie walczyłeś o prawa dzieci, z tego powodu popadłeś w niełaskę u przywódców. Tym razem masz moje poparcie i zrobimy z tym porządek. – Otworzył drzwi do komnaty, w której za długim stołem siedzieli już przedstawiciele wszystkich klanów. Szeptali nerwowo czując, że władca był w bojowym nastroju. Obecność buntownika Rajita u jego boku, też nie wróżyła im niczego dobrego.
........................................................................................................................
betowała Ariana