sobota, 22 lutego 2014

17. Łakomczuch Kiki. Zazdrość paskudna rzecz. Jak dojrzewają wampiry? Pierwszy stanik Miki.

     Daniel już od kilku tygodni mieszkał w pałacu. Szybko się przekonał, że życie księcia, wcale nie przypomina bajki. Lakshman nie miał nad nim litości, wyznaczył kilku profesorów, którzy mieli go nauczyć wszystkiego o życiu w Amalendzie oraz zwyczajach wampirów. Najgorszy z nich był mistrz etykiety, nudny jak flaki z olejem i uparty niczym osioł. Dosłownie po pięciu minutach wykładu głowa chłopaka robiła się ciężka, a powieki zaczynały same opadać. Wtedy mężczyzna podnosił głos i zaczynał piszczeć, od tego jazgotu Nirmalowi za każdym razem podnosiły się włosy na głowie oraz zaczynały swędzieć zęby. Na szczęście poprzedniego dnia nauczyciel zapowiedział, że wyjeżdża na kilka godzin, więc chłopak od rana miał doskonały humor. Ubrał się i ostrożnie włożył zaspane nietoperze do kieszeni. Riki i Kiki, tak nazwał dwóch braci, tulili się do Alissy, jedząc śniadanko. Słyszał nawet ich entuzjastyczne mlaskanie, kiedy pili swoją porcję mleczka, mrużąc przy tym z zachwytu czarne ślepka. Daniel postanowił znaleźć sobie jakąś ustronną kryjówkę, słusznie się obawiając, że jedne lekcje mogą zostać zamienione na inne, równie nudne. Kierując się węchem trafił do królewskiej kuchni. Pieczono właśnie orzechowe ciasteczka. Na palcach, przez nikogo nie zauważony wkradł się do środka, gdzie na długim stole stały tace pełne złocistych cudowności, czekających na przyozdobienie lukrem.
- Mogę jedno, a najlepiej dwa? – pisnął cichutko do tęgiego, rumianego mężczyzny. – Nawet te mamy tak dobrze nie pachniały.
- No proszę, mamy następnego łasucha- podjadacza – burknął nieznajomy, ale na widok węszącego w ekstazie księcia zachichotał i wskazał mu miejsce przy wolnym stole. Postawił przed nim talerzyk z wypiekami i filiżankę z aromatyczną kawą. – Jedz panie, ale nikomu nie opowiadaj, że tu częstują. Ci dworscy muszą znać mores. – Potrząsnął przed jego nosem ciężką patelnią. Nirmal był jedyną osobą spoza personelu, jaką tolerował w swoim królestwie.Arystokraci, nigdy nie doceniali ciężkiej pracy służby, ten drobny chłopak od początku był wyjątkiem. Zawsze uprzejmy, zainteresowany tym co robią, niejednokrotnie interweniujący w ich sprawach u samego króla, szybko zaskarbił sobie wiele serc.
- Proszę też o przekąskę dla dzieci. – Wyjął z kieszeni puszystą gromadkę, po czym posadził ją na blacie. Zwierzątka zaczęły rozglądać się dookoła z ciekawością, ruszając śmiesznie małymi noskami i popiskując ponaglająco.
- Iiiich,  biii ... iii ich! – Oczywiście łakomczuch Kiki był najgłośniejszy.
- Ma apetycik co? – Kucharz postawił przed nietoperzami sporą miseczkę ze słodką śmietanką, w której pływały świeże borówki i maliny. Wszystkie natychmiast rzuciły się na przysmaki. Kiki polując na najładniejsze owoce przechylił się zbytnio do przodu i z przeciągłym piskiem wpadł do środka, zanurzając się po szyję.
- Eh ty... Zawsze musisz narozrabiać, nie mogę cię takiego upapranego włożyć do kieszeni. – Wziął z kolan serwetkę i delikatnie wyciągnął stworzonko ze śmietany, wytarł najlepiej jak potrafił, ale nadal się kleiło. – Idziemy się kąpać! – powiedział do wiercącego się malucha, który z początku wystraszony przygodą, teraz z zapałem wylizywał brązowe futerko.
- Łiiii...?! – wrzasnął rozpaczliwie łobuziak, doskonale wiedzący co to kąpiel. Już miał zamiar uciec ze stołu, kiedy zatrzymało go stanowcze skrzydło matki. Powarkująca na nieznośnego potomka Alisa, sprawiła że natychmiast spotulniał. Nirmal zawinął Kikiego w ściereczkę i zaniósł do pobliskiej łazienki. Tutaj, przy akompaniamencie oburzonych pisków i bulgotów, dokładnie go wyczyścił, a na koniec wysuszył suszarką.
Z kuchni wyszli wprost na mały dziedziniec, gdzie stała grupka młodych dworzan, dyskutując o czymś zawzięcie. Na widok księcia, z wąsami z kawy na twarzy, zgodnie się roześmiali. Jeden wyciągną z kieszeni elegancką chusteczkę z monogramem.
- Wasza wysokość pozwoli – podszedł do zaskoczonego Nirmala i wytarł mu usta. – Nie wypada, aby ozdoba tego zamku chodziła upaprana niczym dziecko.
- Och, dziękuję... – Twarz chłopaka rozjaśnił szeroki uśmiech. Mężczyźni aż westchnęli na jego widok, nie było w pałacu nikogo, kogo serce nie zabiłoby szybciej pod wpływem jego ciepła i uroku.
***
   W gabinecie na piętrze, dokładnie nad dziedzińcem, trwała właśnie narada dotycząca dorosłych wampirzych dzieci i ich całkowitej zależności od rodziców. Większość zebranych chciała zmiany prawa, która pozwoliłaby młodzieży na większą niezależność, dała możliwość rozwinięcia skrzydeł. Wszyscy siedzieli za długim owalnym stołem, tylko Lakshman, którego jak zwykle rozpierała energia spacerował po sali, co chwilę zerkając w okno. Słuchał swoich nowo mianowanych doradców, jednocześnie obserwując brylującego wśród młodych dworzan Daniela. Śmiali się i żartowali beztrosko, a on na ten widok poczuł ciężar swoich lat. Kiedy dostrzegł, że jeden z mężczyzn delikatnie wyciera usta chłopaka swoją chusteczką, co z daleka bardziej wyglądało na pieszczotę niż zabieg higieniczny...
- Niech to szlag! – zaklął głośno i uderzył pięścią w okno, rozbijając szybę i kalecząc sobie przy tym dłoń.
- Co się stało Wasza Wysokość? – zapytał zaniepokojony minister edukacji.
- Zróbmy sobie przerwę – powiedział chłodno Lakshman z całej siły próbując zapanować nad głosem i szalejącą w nim zazdrością. Nirmal miał ku jego irytacji łatwość nawiązywania kontaktów. Tutaj jego chora noga niezbyt rzucała się w oczy, a kalectwo zupełnie przysłaniały inne zalety. Zerknął na dziedziniec ponownie, ale na dole nie było już nikogo. Postanowił,że podczas wieczornego spotkania uraczy podopiecznego wykładem na temat zachowania godnego księcia. Zgrzytając zębami wyciągnął rękę, by lokaj mógł opatrzyć ranę. Oddychał głęboko by się uspokoić i nie zrobić znowu jakiegoś głupstwa, wystarczająco dzisiaj narozrabiał, dał dworzanom temat do plotek na co najmniej tydzień.
- Panie połóż na stole rękę, muszę zbliżyć do siebie brzegi rany, ponieważ jest dość głęboka. – Świeżo upieczonemu służącemu trząsł się głos. Pierwszy raz dostał tak ważne zadanie, a dumny władca prychający pod nosem do siebie z niewiadomego powodu, przyprawiał go o palpitacje serca.
- Pośpiesz się chłopcze – rzucił chłodno mężczyzna. Biała gaza natychmiast skierowała jego myśli na niedawno widzianą scenę, przymknięte oczy i uniesiona do góry twarz Daniela, kiedy dworzanin dotykał jego warg.
- Oż cholera... – mruknął, a biedny lokaj upuścił przygotowany opatrunek na podłogę. – Smarkacze to straszna rzecz! Masz rodzeństwo? – zwrócił się do struchlałego chłopaka.
- Mam panie trzech braci, okropna banda urwisów. – Służący odczuł niezmierną ulgę, że przekleństwa nie były skierowane do niego, czego się mimo wszystko obawiał.
- Możesz już iść, dobrze się spisałeś. – Władca odprawił go ruchem dłoni. – Za to ja, spisałem sie o wiele gorzej – dodał już w myślach. – Znowu będą gadać, jaki to ze mnie nadpobudliwy furiat. – Nie rozumiał dlaczego akurat w stosunku do Daniela zachowuje się tak zaborczo. Najchętniej zamknął by go w wieży i wypuszczał jedynie na posiłki i spacer, oczywiście tylko w swoim towarzystwie. Nie chciał nawet sobie wyobrażać co będzie, kiedy mały dojrzeje do małżeństwa. Na szczęście mieli jeszcze przed sobą prawdopodobnie ładnych parę lat. U wampirów dojrzewanie przebiegało bardzo indywidualnie, nie możliwe więc było dokładne wyliczenie czasu, kiedy to nastąpi.
***
   Daniel już od kilku dni czuł się źle, może niezupełnie źle, a jedynie jakoś inaczej. Zęby swędziały go niemiłosiernie, ciągle chciało mu się pić, ale żaden płyn nie był w stanie ugasić jego pragnienia. W dodatku zrobił się strasznie uczulony na zapachy, jakby dostał dodatkowy, wyjątkowo wrażliwy nos. Kobiety i niektórzy mężczyźni roztaczali niesamowitą woń, jakby piżmo pomieszane z egzotycznymi perfumami. Kojarzyła się z czymś miękkim, jedwabistym i powabnym.
Wieczorem jak zwykle miał się zobaczyć z Lakshmanem, spotkania przy filiżance herbaty stały się już tradycją. Mały salonik, znajdujący się pomiędzy ich sypialniami był bardzo przytulny, wyposażony w wygodną kanapę i wyściełane aksamitem fotele z których nie chciało się wstać. Nie mógł jednak usiedzieć na miejscu. Spacerował z kąta do kąta z butelką wody w ręce, co chwilę obmacując usta. Postanowił, że następnego dnia porozmawia o swoich problemach z elfem. Nie chciał wtajemniczać w nie króla, który pewnie narobiłby zamieszania i zwołał konsylium medyczne.
- Masz ochotę na truskawki? – Władca wszedł do pokoju i z niepokojem obserwował wyczyny Nirmala, który zachowywał się jakby miał mrówki w tyłku i pił, niczym porządnie skacowany nałogowiec.
- Jakoś nie bardzo. – Chłopak odczuwał coraz większy niepokój. Działo się z nim coś dziwnego i zaczynał się bać.
- Dobrze się czujesz? – Mężczyznę naszła niepokojąca myśl, doskonale znał te objawy z własnego doświadczenia. Czyżby proces dojrzewania właśnie się rozpoczął, a on przegapił pierwsze sygnały?
- Chyba się przeziębiłem czy coś. – Daniel popatrzył na niego niepewnie. Nie lubił się skarżyć i zwracać na siebie uwagi.
- Siadaj i mów co się dzieje, to ważne. – Król chwycił go za rękę i zmusił do zajęcia obok niego miejsca na kanapie.
- Masz wystarczająco dużo kłopotów, pójdę jutro do medyka. – Próbował wykręcić się chłopak. Wbił wzrok w swoje kolana, długie rzęsy kładły cienie na jego blade policzki.
- Jesteśmy przyjaciółmi prawda? Chyba, że się nadal gniewasz. – Chwycił go za brodę, podniósł jego twarz do góry i uważnie się jej przyglądał. – Spójrz mi w oczy i pokaż ząbki.
- Nie jesteś dentystą, nie znasz się. Zresztą wcale mnie nie bolą, tylko gilają. – Nadął się Daniel.
- Czy ty nie możesz chociaż raz, zrobić czegoś bez dyskusji?
- No dobra. Aaa... -  Otworzył szeroko buzię, a Lakshman delikatnie dotknął jego kłów, które wyglądały na bardzo ostre i w pełni ukształtowane.
- Wygląda na to, że przyszedł czas na pierwszą krew. – Uśmiechnął się uspokajająco do chłopaka, który zdradzał objawy lekkiej paniki. Nieco spartaczył sprawę jego edukacji, myślał, że ma przed sobą jeszcze dużo czasu na takie szczegóły.
- Jeśli uważasz, że będę pił przez słomkę z woreczka jakąś RH+ to się mylisz! – Popatrzył na mężczyznę buntowniczo. – To ohydne i na pewno obrzydliwie smakuje!
- Najpierw przez chwilę posłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Wampiry przechodzą kilkutygodniowy okres dojrzewania przez który młodego osobnika powinien przeprowadzić ojciec lub matka, ewentualnie przywódca klanu. Niestety ty nie masz rodziny ani klanu, więc ja postaram ci się ją zastąpić. Dopóki przemiana się nie zakończy, codziennie będziesz musiał przyjmować moją krew, dodatkowo co cztery godziny dostaniesz szklaneczkę, ulubionej grupy. Potem już tylko w czasie pełni będziesz musiał pić krew i do ciebie będzie należał wybór czyją.
- Potniesz się dla mnie? – Nirmal popatrzył na mężczyznę zaskoczony.
- Nie tak drastycznie głuptasie, po coś ci te ząbki urosły. Zazwyczaj do tego służy żyła na nadgarstku. – Wyciągnął do niego rękę.
- Nie ma mowy, nie ugryzę cię! – Przestraszony chłopak zaczął się cofać.
- Chodź do mnie utrapieńcu! – Pociągnął go na swoje kolana, objął mocno ramionami i przytulił do swojego torsu. – Połóż mi głowę na ramieniu. Dobrze właśnie tak, a teraz powąchaj moją szyję. Ugryź tam, gdzie zapach jest najsilniejszy.
- Nie mogę, nie potrafię – pisnął oszołomiony i spanikowany chłopak .
- Chwileczkę. – Mężczyzna zrobił szponem małe nacięcie na swojej skórze. – Nie bój się, poliż niczym loda.
- Och... – Nirmal zwabiony słodkim zapachem zrobił co kazał. Pierwsze krople krwi na jego języku, to było coś niesamowitego. Nieziemski, upojny smak od którego zakręciło mu się w głowie. Zaczął zachłannie ssać, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Otoczył mężczyznę nogami i rękami, przywierając do niego całym ciałem.
- Powoli... – głos władcy był wyjątkowo ciepły i łagodny. Szorstki języczek na jego szyi powodował w jego myślach i sercu spory zamęt. Zapragnął uczynić go swoim partnerem, wiecznym kochankiem, a to przecież nie było możliwe. Z ogromnym trudem zapanował nad swoim pragnieniem i żądzą.– Wystarczy, już dobrze – ostrożnie odsunął chłopca od siebie.
- Chcę jeszcze...  – zaskomlił niczym szczeniak i próbował się do niego przytulić.
- Zostaw coś sobie na jutro. – Pogłaskał go po zarumienionym już teraz policzku. – Mówiłem, że ci zasmakuje.
- Wcale nie, znaczy się było takie sobie. – Daniel wygiął usta, czerwieniąc się gwałtownie na twarzy. To co przed chwilą zrobili wydało mu się niesamowicie intymnym przeżyciem. Niech sobie jednak ten zarozumiały drań nie myśli, że teraz będzie mógł wejść mu na głowę.
- Dobranoc, twój służący będzie ci przynosił napój o właściwych porach.  Zobaczymy się jutro. – Lakshman podniósł się gwałtownie i szybko wyszedł, zaciskając dłonie w pięści. Musiał znaleźć się jak najdalej od chłopaka, ochłonąć i pomyśleć, jak przeżyje następne kilka tygodni. Co go podkusiło pozwolić mu pić krew z tętnicy na swojej szyi, zamiast z nadgarstka? Tak robili tylko kochankowie, na szczęście chłopak o tym nie wiedział. Kiedyś zwariuje przez tego cholernego Wybrańca. Miał już prawie tysiąc lat, ale jak widać wiek bynajmniej nie przydał mu rozsądku.
                                                                        ***
   Rajit i Chandi jakoś sobie wspólnie radzili z opieką nad dziewczynką, chociaż często się przy tym sprzeczali, zawsze jednak dochodzili do porozumienia. Zajmowanie się Miki było trudniejsze niż myślał, optymistycznie nastawiony do całej sprawy, elf. Smarkula była uparta niczym koza i miała na każdy temat własne zdanie. Nadszedł jednak dzień ,,zero”, kiedy zupełnie opadły im ręce, a zaczęło się całkiem niewinnie.
- Wujku, chciałabym zobaczyć króla i tego słynnego księcia Nirmala. Mógłbyś zabrać mnie na dwór? – Zielone oczka Mikaeli błyszczały z ekscytacji. – Widziałam ich w gazecie i telewizji, ale na żywo, to co innego.
- Właściwie dlaczego nie, musiałabyś najpierw zostać oficjalnie przedstawiona. - Uśmiechnął się do niej Rajit, nie mając pojęcia, w co się właśnie pakuje.
- Chyba nie chcesz zawlec tego biednego dziecka w tym stroju? – Chandi popatrzył zdegustowany na postrzępione ogrodniczki dziewczynki. – Masz jakąś sukienkę?
- Pewnie, mama napakowała ich cały stos!
- W takim  razie przebierz się w najładniejszą – zakomenderował wieszcz.
- Przecież dobrze wygląda – zaoponował zdziwiony wampir.
- Ty się już lepiej nie odzywaj, nie masz za grosz gustu. – Pacnął go gazetą elf.
- To dziwne. W takim razie dlaczego mi się podobasz? – zapytał, szczerząc zęby do przyjaciela.
- Bo czasem miewasz przebłyski inteligencji. – Wieszcz zmierzył go dumnym wzrokiem i zadarł do góry nos, ale w sercu poczuł narastające ciepło. Niestety nie było sensu się łudzić, nieraz już słyszał z jego ust takie uwagi, ale nie szły za tym żadne czyny ani deklaracje. Pewnie prędzej oświadczył by się Nirmalowi, sądząc po spojrzeniach jakie rzucał chłopakowi, niż jemu. Zawsze uważał go za kumpla i pewnie nim pozostanie.
- Taaadaaam... – pisnęła Miki, stając przed mężczyznami. – Trochę przyciasna się zrobiła, ale chyba może być. Wujku, powiedz coś wreszcie! – Tupnęła nóżką na zapowietrzonego Rajita.
- Czy mama nie dała ci tego, no wiesz? – Zrobił dziwny gest, wskazując na klatkę piersiową. Siostrzenica zwykle nosiła workowate spodnie i za duże o kilka numerów, luźne koszulki i bluzy. Cieniutka, dopasowana  sukienka uwidoczniła rosnące piersi dziewczynki.
- O co ci znowu chodzi?
- O stanik – odpowiedział za zmieszanego wampira Chandi. – Musisz wyglądać przyzwoicie.
- Nie mam czegoś takiego. – Zarumieniła się dziewczynka i szybko zasłoniła dłońmi.
- W takim razie pójdziemy na zakupy. – Elf kopnął pod stołem Rajita, który wytrzeszczył na niego spanikowane oczy.
- Nigdy w życiu mnie na to nie namówicie! - Zerwał się gwałtownie miejsca. – Po moim trupie!
- Wujek jest niedobry... Buuu... - zachlipała żałośnie Miki.
- Powinniśmy jej pomóc – powiedział nieco słabym głosem elf. On też nie bardzo sobie wyobrażał zakupy z tą dwójką, i to w sklepie z damską bielizną.
- Żartujesz prawda? Myślisz, że jak niby to zrobimy? – jęknął Rajit. – Ja się na tym nic a nic nie znam.
- Nie mam pojęcia. – Odpowiedział mu równie speszonym spojrzeniem elf.
.........................................................................................................................
Betowała Ariana

sobota, 15 lutego 2014

16. Na ratunek. Pałac Yendal Ansorg.

   W kilka minut dotarli do zamku Skąpca. Pogrążone w mroku ruiny wyglądały groźnie na tle rozgwieżdżonego nieba. Postrzępione, ostro zakończone kawałki muru przypominały nieco zęby rekina. Było niesamowicie cicho, na rosnących w pobliżu wysokich dębach nie drgnęła ani jedna gałązka, umilkły nawet nocne zwierzęta. Natura posiadała niezawodny instynkt, który niestety już dawno zatracili ludzie, przeczuwała nadejście czegoś niepokojącego i wstrzymała oddech. Mężczyźni nie mieli pojęcia, gdzie znajdowały się ukryte drzwi do lochów, zaczęli więc gorączkowo rozglądać się po okolicy. Nie musieli wchodzić do środka, by do ich wrażliwych uszu dotarły rozpaczliwe krzyki Daniela.
- Zostań panie tutaj, jakoś sobie poradzimy. – Elfowi trzęsły się ręce. Z wielkim trudem skupił się na zaklęciu lokalizującym. – Dokładnie pod nami jest duże pomieszczenie, trzy metry dalej przetrzymują chłopaka.
- Trzeba by zrobić precyzyjny otwór, a to wymaga sporej mocy oraz niezwykłego opanowania, inaczej loch może się zawalić i pogrzebać wszystkich. – Zastanawiał się głośno Rajit. – Nie podejmę się czegoś takiego, poszukajmy wejścia.
- Ja to zrobię – odezwał się cicho Lakshman. Ciemna poświata wirowała wokół niego niczym miniaturowa trąba powietrzna.
- Nie możesz! Ujawnisz całemu światu swoją obecność! Zniszczysz swój misterny plan powrotu! Taką dawkę mocy wyczują wszystkie wampiry, dobrze wiesz, że jest równie rozpoznawalna, co linie papilarne u ludzi – zaprotestował Chandi, który nawet nie zdawał sobie sprawy, że przeszedł z władcą na ty.
- On ma rację – poparł go Rajit. – Do rana cały Amalend będzie wiedział, że król powrócił.
- Nie pozwolę by go zgwałcili! – Doskonale wiedział, co zamierzają małe sukinsyny pod nimi. Nie po to tyle lat opiekował się Danielem, by teraz dopuścić do zniszczenia jego psychiki. Żałosne piski wbijały się niczym kolce w jego zimne serce. - Pieprzyć Amalend! – Lakshman jednym, celnym zaklęciem wybił w podłożu wielką dziurę. Ruiny lekko zadrżały, ale na szczęście solidna, wielowiekowa konstrukcja wytrzymała nacisk. Władca natychmiast wskoczył w ciemny otwór, mimo, że pył jeszcze nie opadł. To samo zrobili jego towarzysze, kasłając i prychając stanęli za jego plecami. Dla trzech potężnych magów wyrwanie ze ściany kraty nie stanowiło żadnej trudności.
   Synowie przywódców klanów nawet nie zauważyli co ich trafiło, nie zdążyli wydać z siebie żadnego dźwięku. Kiedy ziemia pod ich nogami zafalowała, puścili swoją ofiarę i stanęli pośrodku ciasnej celi. Wirująca wokół władcy chmura zabłysła milionem miniaturowych błyskawic. Lakshman nie bawiąc się w żadne subtelności uderzył w nich swoją mocą z siłą rozpędzonego pociągu. Ciała mężczyzn rozbiły się o kamienną ścianę, zamieniając się w skrwawione pojemniki na krew, zmiażdżone tkanki i pogruchotane na drobne kawałeczki kości. Ich dusze w ciągu kilku sekund poszybowały w ciemność, zaskoczone i przerażone nie miały pojęcia, co się właściwie stało. W jednej chwili siedzieli na więziennej pryczy przygotowując się do podniecającej zabawy, a w drugiej byli już tylko obłokami energii dryfującymi w przestworzach.
- Ohyda! – Rajit splunął na ich doczesne szczątki i zaklęciem spalił na popiół, chcą oszczędzić Danielowi okrutnego widoku.
- Skarbie – Chandi podszedł do skurczonego w kącie, trzęsącego się chłopaka. Siedział z podkulonymi nogami, brudnymi, poranionymi dłońmi zasłaniając swoją nagość. Na jego plecach i ramionach było widać ślady szponów. Elf wziął z materaca koc, by go nim okryć. Kiedy jednak wyciągnął dłoń fala obłędnej mocy odrzuciła go do tyłu. Na szczęście stojący za nim Rajit zamortyzował upadek.
- Powoli, chyba biedak jest w szoku i nas nie poznaje – wampir pomógł wstać potłuczonemu wieszczowi.
- Daniel – Lakshman uklęknął przed chłopcem. – To ja, Pan Nietoperz, pamiętasz mnie? – zaczął łagodnie. Serce mu się krajało na widok zmaltretowanego dzieciaka. Miał ochotę się spoliczkować za swoją nieudolność. Co z niego za opiekun, skoro dopuścił do czegoś podobnego? – Wracamy do domu maleńki.
- Razem? Do domu? – W wytrzeszczonych, nieprzytomnych oczach chłopaka pojawiła się iskierka zrozumienia. Dopiero teraz do niego dotarło, że został uwolniony z rąk oprawców.
- Tak ze mną. Pałac Yendal- Ansorg już zbyt długo był pusty. – Okrył go kocem i wziął na ręce.
- Boli – zajęczał cichutko, po czym położył głowę na dobrze mu znanym ramieniu. Przymknął oczy i wciągnął uspokajający zapach, nie mógł się jednak powstrzymać od cichego kwilenia, chodź bardzo chciał pokazać jaki jest dzielny. Plecy paliły go żywym ogniem, jakby ktoś obdarł je ze skóry.
- Ciii, zaraz cię opatrzymy. Chandi jest w tym mistrzem. – Lashman wzbił się w powietrze, a po bokach, niczym ochroniarze, lecieli obaj przyjaciele. Chłopiec powoli miękł w jego ramionach, ukołysany szumem skrzydeł mimo nieznośnego pieczenia, zasnął. Zatrzymali się dopiero po godzinie, w dole widać było jakąś niewielką miejscowość schowaną w bieszczadzkich lasach.
- Dawno go nie widziałem, ciekawe czy zaklęcia ochronne nadal działają. – Elf spojrzał w stronę dużej ciemnej chmury, przysłaniającej księżyc.
- Zaraz się przekonamy. – Władca wystukał na swojej bransolecie starożytny kod. Zasłona z obłoków się rozsunęła i przed sobą zobaczył dryfującą w powietrzu wyspę oraz stojący na niej ogromny zamek. Chwilę potem rozbłysnął tysiącem iskier, ukazując strzeliste, czarne wieże. Wyglądał jakby czas się go nie imał. Mury z niespotykanego, gładkiego kamienia zdobiły szkarłatne, wydające się pulsować linie. Lśniły w mroku ciągle zmieniając swój układ, splatając się w zawiłe runy. Jakimś sposobem pałac przypominał budzącego się ze snu, niebezpiecznego drapieżnika. Wydawał się żywym stworzeniem o niezmierzonej mocy, obdarzonym własną inteligencją, co do jakiegoś stopnia było prawdą. Podziwiający go wieszcz doskonale wiedział, że nawet król wampirów nie znał wszystkich jego tajemnic. Jedno było dla wszystkich oczywiste – był to nadzwyczaj lojalny przyjaciel i bardzo potężny sprzymierzeniec. Ten kto posiadał w ręku klucze do Yendal- Ansorg nie miał sobie równych w świecie wampirów. Tkwił tu jednak pewien haczyk, pałac musiał zaakceptować władcę, a nikt nie miał pojęcia czym się kierował w wyborze. Przekonało się o tym wielu ambitnych przywódców klanów, spalonych przez osłony na pył. Lakshman jednak nie miał z wejściem żadnych problemów.
***
   Daniel obudził się, ale nie otwierał oczu, bojąc się tego, co zobaczy. O dziwo nie czuł żadnego bólu, tylko lekkie swędzenie na plecach oraz w okolicach pośladków. Usiadł drapiąc się po pupie i ostrożnie rozchylił powieki. Komnata w której się znajdował była ogromna, wyposażona z prawdziwie królewskim przepychem tyle, że trąciła nieco muzeum. Jak na jego gust, mogłaby być nieco nowocześniejsza. Na sobie miał jedynie spodnie od piżamy i pachniał dziwnie, jakimiś egzotycznymi ziołami. Rany zniknęły, natomiast w głowie nadal panował zamęt. Zdał sobie sprawę z tego jak bardzo narozrabiał. Naraził nie tylko swoje nędzne życie, ale i przyjaciół na których nie zasługiwał. Uratowali jego nic nie wart tyłek, a on sobie spokojnie zasnął niczym jakaś księżniczka i nawet im nie podziękował.
- Jestem niewdzięcznym idiotą! – pisnął zrozpaczony. – I mam brudne nogi! – rozmazał się na całego. Rzeczywiście jego ciało było idealnie czyste, nawet włosy umyto i zapleciono mu w schludny warkocz, natomiast o stopach najwyraźniej zapomniano. Wyglądały jakby biegał na bosaka po stercie węgla. Łzy zaczęły płynąć mu po twarzy, rozmazywał je pięściami skubiąc jednocześnie kołdrę.
- Pobudka panowie! – Drzwi otworzyły się z hukiem i Lakshman w bojowym nastroju wszedł do komnaty. Daniel z przestrachem zauważył, że jego kołdra poruszyła się niczym żywa, a spod niej wypełzli Chadi z Rajitem, wodząc kompletnie  nieprzytomnymi oczami wokół siebie.
- Czy w tej chałupie się nie puka? – Wymamrotał wampir i zmierzwił gęstą czuprynę.
- Proszę o śniadanko – ziewnął szeroko elf.
- Nie będę jadł, chcę umrzeć! – zawył Daniel.
- To dobrze sie składa! Zaraz ci w tym pomogę! – Władca poszedł do niego i wziął pod pachę niczym niesfornego szczeniaka. Usiadł z nim na najbliższym krześle i położył sobie wierzgającego chłopaka na kolanach tyłkiem do góry.
- Pomocy! – zapiszczała nieszczęsna ofiara..
- Przecież chciałeś umrzeć, a skoro masz ochotę popłakać nad swoim losem jestem do usług! – Na wypięte pośladki spadł pierwszy klaps. -To za głupotę, wczoraj odebrałeś mi co najmniej sto lat życia.
- Nie powinieneś się wyżywać na słabych i głodnych! – zaprotestował, wijąc się na wszystkie strony.
- Jeszcze jeden za mój pierwszy, siwy włos! – Dorzucił swoje trzy grosze Rajit.
- O zdrajco! – zaskomlał Daniel, którego zapiekły pośladki.
- I za moje połamane paznokcie, a miałem na nich taki piękny wzór! – Dołożył się Chandi, oglądając swoje pokiereszowane dłonie.
- Będę już naprawdę grzeczny, będę słuchał was we wszystkim i nigdy nie protestował! Słowo honoru – zachlipał.
- Masz nas za naiwniaków? - prychnął Lakskman i przyłożył mu jeszcze raz. – Ja bym na twoim miejscu tym honorem tak nie szafował, jeszcze cię ktoś weźmie na poważnie. – Postawił go na podłodze. Chłopak wytarł dłonią twarz, w ostatniej chwili się opanował, żeby nie pokazać swojemu dręczycielowi języka. Pomasował zdewastowane tyły i zaczął szukać czegoś do ubrania. – Swoją drogą, co wy robiliście z nim w łóżku?! –  warknął władca w stronę mężczyzn.
- Było zimno – Rajit zrobił minę skarconego psiaka.
- Czeka nas wiele wyzwań, łącznie z twoim oficjalnym wstąpieniem na tron Wasza Wysokość, a z katarem byłoby trudno – dodał niewinnie wieszcz.
- Jestem dorosły, a wy robicie ze mnie dziecko – utyskiwał w kącie Daniel, szukając w szufladzie jakiś bokserek. – Naprawdę nosiliście coś takiego? Ale mieliście obciachową modę! A może nadal macie? – Wyciągnął przed siebie rękę z jedwabnymi kalesonami, miały rozcięcie z przodu i nogawki z koronkami poniżej kolan, z przodu były wiązane na wymyślna kokardkę.
- Pewnie jakaś panna zostawiła – zaczerwienił się gwałtownie Chandi.
- Nie widzisz, że to męski model? – stwierdził po przyjrzeniu się Rajit.
- Nie pomagasz! – Władca także lekko się speszył.
- Zaraz, zaraz. Przecież to twój dom! – zwrócił się do Lakshmana Daniel. Nadal niezupełnie do niego docierało, że ma przed sobą potężnego władcę wampirów. – Masz coś takiego na sobie? – zaczął skradać się do mężczyzny, który zrobił kilka kroków w kierunku drzwi.
- Powinniśmy już iść, mamy sporo pracy. Przyślę ci tutaj Alissę, to teraz będzie twoja sypialnia – odwrócił się na pięcie i umknął, a za nim obaj mężczyźni. Zaskoczony chłopak został w pokoju zupełnie sam i o dziwo nawet zaczął się uśmiechać. Trzej dranie wcale nie byli tacy cwani jak myśleli, niesamowicie łatwo dali się przepłoszyć. Dzięki temu jego tyłek ponownie ocalał z pogromu. Jednego za nic nie mógł sobie przypomnieć. Co się właściwie stało z jego napastnikami? Ze skołatanej głowy zniknęło wszystko od chwili kiedy zaczęli zdzierać z niego ubranie aż do Lakshmana, pytającego czy go poznaje.
***
    W pałacu w ciągu kilku dni zrobiło się gwarno i tłoczno. Ze wszystkich stron świata przybywali byli dworzanie, służba oraz wierni królowi poddani. Chcieli pomóc w przywróceniu zamku do dawnej świetności. Trzeba było też przygotować wszystko do oficjalnej uroczystości, która się miała odbyć już za tydzień. Mieli niewiele czasu, wszyscy więc biegali niczym szalone mrówki, a praca paliła im się w dłoniach.
   Trwały też poszukiwania zbiegłych przywódców klanów, którzy rozkazali swoim synom, by porwali Daniela. Wampirza policja próbowała ustalić miejsce pobytu przestępców, niestety jakby zapadli się pod ziemię i wszelki ślad po nich zaginął.
   Nirmal dostał rozkaz nie plątania się pod nogami. Siedział więc w swojej sypialni, gdzie ku jego ogromnej radości zainstalowano Internet i nowoczesny sprzęt elektroniczny. Chłonął niczym gąbka wiadomości ze swojego świata, nadrabiając zaległości. Sporo czasu zajmowała mu też opieka nad małymi nietoperzami, które okazały się prawdziwymi urwisami. Elegancka skrzynia wysłana miękką bawełną stała na stoliku obok jego łóżka. Puszyste kulki budziły się o świcie, z dziecięcym uporem domagały porcji pieszczot i zabawy. Alissa gromiła je jak umiała i wciągała za ogonki do gniazda, po chwili jednak wyłaziły znowu, by skubać Daniela za włosy i lizać szorstkimi języczkami po uszach. Chłopakowi uszyto szereg eleganckich strojów, których nieodłączną cechą była duża kieszeń lub kapuza. Wyglądały w z niej zawsze trzy ruchliwe łebki i biada nieznajomemu, który zbliżyłby się do ich pańcia. Czujna, nietoperza eskadra atakowała każdego pazurkami i ząbkami, wydając przeraźliwe, stawiające włosy na głowie, dźwięki. Dworzanie szybko się nauczyli, że z młodym paniczem należy rozmawiać z odległości przynajmniej jednego metra. Ta sytuacja niezmiernie bawiła Lakshmana, któremu niezmiernie na ręką było, że nikt nie ośmielał się spoufalać z chłopakiem.
   Po tygodniu, tak jak to było zaplanowane odbyła się uroczystość. Przybyli na nią przedstawiciele wszystkich klanów: Coraggion w tłumaczeniu odważni reprezentowani przez Rajita, Orgolion – dumni, przez piękną wampirzycę Kalię, Mortest – niosący śmierć, przez wnuka zaginionego Tamala, Demina oraz Mentrios – kłamcy,  przez najstarszego w rodzie Ibisa. Wszyscy wystrojeni w najlepsze szaty i klejnoty skupili sie wokół tronu władcy. Podchodzili kolejno składając mu hołd oraz przysięgę wiecznej lojalności. Klękali pochylając nisko głowy i całując buta Lakshmana. Ten ostatni gest został darowany jedynie Rajitowi, jako jedynemu, który pozostał wierny. Na resztę król spoglądał wyniośle, z chłodnym uśmieszkiem patrząc jak zginają butne karki.
   Daniel obserwował wszystko z otwartymi szeroko oczami, a niekiedy nawet buzią. Na koniec uroczystości zastał oficjalnie przedstawiony jako podopieczny króla i nadano mu tytuł książęcy. Wampiry nie spuszczały z niego oczu, niezmiernie ciekawe czy posiada słynne znamię. Władca ze wszystkich stron słyszał na ten temat szepty, co bardzo mu się nie spodobało. Wyglądało na to, że jego poddani nie uwierzyli mu na słowo.
- Podejdź. – Skinął na stojącego po lewej stronie tronu Daniela. – Pozwolę wam przekonać się na własne oczy, ale będzie to pierwszy i ostatni raz. – Odwrócił chłopaka przodem do tłumu i zsunął z jednego ramienia koszulę i kaftan. Legendarny znak na jego piersi zalśnił w świetle lamp, emanując delikatna poświatą. Wampiry zamilkły i wstrzymały oddech, a potem wszystkie głowy pochyliły się z szacunkiem w nadziei, że oto nastała Nowa Złota Era. Daniel zaskoczony ciszą okręcił się na pięcie, dopiero teraz zauważył co się dzieje. Zarumieniony podciągnął ubranie i wdzięcznie skinął zebranym głową.
- Chciałbym się z wami przywitać. Nie wiem czy podołam pokładanym we mnie nadziejom. Nie znam waszego świata, ale liczę, że wszystkiego mnie nauczycie – uśmiechnął się ciepło, a ten mały, drżący promyk pochodzący wprost z jego czystej duszy ogrzał serca większości zgromadzonych. Młody książę zrobił jak najlepsze wrażenie, wampiry wróciły tego dnia do swoich domów, gdzie świętowały do białego rana powrót króla. Wśród powszechniej radości były niewielkie wyjątki, ale one nie odważyły się nawet wyściubić nosa poza swoją kryjówkę. Na razie.

***
   Rajit jako jeden z pierwszych wrócił do swojego zamku. Także miał ochotę jeszcze zostać i poplotkować ze znajomymi, ale wzywały go obowiązki. Jego nieznośna siostra wyjechała z mężem w Himalaje, prowadzić badania nad śnieżnymi elfami. Surowy klimat tej krainy nie był odpowiedni dla dziecka, dlatego siostrzeniec na wakacje zamiast do domu, miał trafić pod jego opiekę. Wcześniej przygotował utrzymany w stonowanych kolorach pokój dla chłopca, pełen męskich gadżetów, książek o bitwach i potyczkach oraz sprzętu sportowego. Czekał niecierpliwie w ogrodzie obok teleportu. Prawdę mówiąc był odrobinę zdenerwowany, nigdy jeszcze nie zajmował się dzieckiem, co prawda miało już dwanaście lat, ale to tym gorzej. Kiedy sobie pomyślał, co on wyprawiał w tym wieku jeżyły mu się włosy na głowie. Wiedział, że jeżeli cokolwiek stanie się małemu, siostra go wykastruje tępym narzędziem. Ostatnio widział go jak był niemowlęciem. Nagle płyta zamigotała i pojawił się na niej niewielki chłopczyk, w workowatych spodniach na szelkach i czapce z daszkiem przekręconej na bakier.
- To ja Miki – Przedstawił się cichutko. Ogromna waliza, którą taszczył była prawie jego wzrostu. Rajit przyglądał się mu niezmiernie zaskoczony, wszyscy mężczyźni w jego rodzinie byli wysocy i rośli. Tu miał za to jakby Daniela w wersji mini, tyle, że jego oczka były zielone i patrzyły nieco nieśmiało spod długich rzęs.
- Nie martw się, będziesz się tu dobrze bawił. Znajdziemy ci jakiś kolegów – wziął od malucha walizkę. – Przestałeś rosnąć czy coś? – palnął.
- Nie każdy musi być zaraz osiłkiem – burknął buntowniczo dzieciak i tupnął nóżką. – Poza tym mama mówi, że u ciebie wzrost nie przekłada się na inteligencję.
- Skoro jestem taki do niczego, to ciekawe dlaczego przysłała cię do mnie? – zapytał uprzejmie, ale w środku mu się zagotowało.
- Babcia pojechała do chorej koleżanki, a dziadek skręcił nogę. Zostałeś tylko ty – zaprezentował mu szczerbaty uśmiech. – Masz strasznie duży dom – zaczął rozglądać się po holu na parterze.
- Co ta matka ci tu naładowała? Ciężkie jak worek z kamieniami! – sapnął i z hukiem postawił bagaż na podłodze.
- Nie wiem, ja i tak chodzę tylko w ogrodniczkach. – Wzruszyło beztrosko ramionami dziecko. Tymczasem napchana po brzegi waliza nie wytrzymała takiego brutalnego traktowania, zatrzeszczała i na marmurową posadzkę wysypały się ubranka. Głównie bluzeczki w kwiatuszki, z mnóstwem słodkich falbanek, kolorowe spódniczki, plus różowe baletki i tiulowa sukienka w piórka.
- Czekaj, stop! – krzyknął Rajit i wytrzeszczył oczy. – Dlaczego moja siostra zwariowała i chce zrobić z ciebie dziewczynkę?
- Wujku, jestem dziewczynką od urodzenia. Mam na imię Miki od Mikaela. – Mała popatrzyła na niego zirytowana, że nie rozumie takiej prostej rzeczy. – I mam nadzieję, że nie każesz mi ćwiczyć tych dziwnych podskoków i robić za łabędzia. Mam dostała hopla na punkcie baletu.
- Chwila, chyba mi słabo – Rajit z obłędem w oczach wyciągnął z kieszeni komórkę i wykręcił numer przyjaciela.
- Czego znowu, dopiero się widzieliśmy, właśnie robię sobie kąpiel relaksacyjną – mruknął niezadowolony Chandi.
- Błagam cię, przyjedź tu natychmiast, bo zaraz zwariuję! – zajęczał. – To dziewczyńska dziewczynka! Co się robi z dziewczynką? Ja się na tym nie znam! – panikował coraz bardziej. – Będę płacił za twoje pazurki do końca życia, tylko mnie nie zostawiaj! Możesz sobie zrobić nawet diamentowe wzorki!
- Co ty byś beze mnie zrobił? – westchnął filozoficznie elf i wstał z wanny. Musiał uratować biednego malucha ze szpon tego głuptasa. Według niego dziecko to dziecko, co z tego że żeńskiego rodzaju. Nie wiedział jeszcze jak bardzo się mylił.
..............................................................................................................................
Betowała Ariana

sobota, 8 lutego 2014

15. Ucieczka.

   Daniel znalazł na dnie szafy niewielki plecaczek, spakował do niego kilka podręcznych rzeczy potrzebnych w czasie zaplanowanej naprędce wyprawy. Miał zamiar podkraść się pod dom rodziców, sprawdzić czy wampiry mówiły prawdę i najbliżsi rzeczywiście go nie poznają. Po tym co się stało na sali treningowej przestał im ufać, uważał, że pogrywają nim w sobie tylko wiadomych celach i tak naprawdę wcale ich nie obchodził.
Alissa na szczęście, zmęczona opieką nad maluchami, zasnęła. Dzięki temu udało mu się niepostrzeżenie wymknąć z pokoju. Sypialnia Rajita była niedaleko, po drodze nie spotkał nikogo. Przez chwilę stał niezdecydowanie pod drzwiami. Nie usłyszał jednak ze środka żadnych podejrzanych dźwięków, więc wsunął się powoli do komnaty, starając się nie narobić hałasu. Wampir spał pogrążony w głębokim śnie, a jego bransoletka, będąca kluczem do wolności chłopaka leżała na szafeczce obok łóżka. Daniel zabrał ją i założył na swoją rękę, po czym wyszedł na balkon. Tu rozłożył skrzydła i sfrunął do ogrodu. Szybko odnalazł płytę do teleportacji, dobrą chwilę zajęło mu wpisanie w urządzenie odpowiedniego adresu. Widział kilkakrotnie jak robiły to wampiry, ale okazało się, że nie było takie proste jakie wyglądało. Wylądował jak sobie to wcześniej umyślił w pogrążonym w mroku, pustym parku, w pobliżu rodzinnego domu.  Miejskie latarnie nie dawały zbyt wiele światła, co skradającemu się chłopakowi było raczej na rękę. Szybko dotarł do rodzinnego domu, który znajdował się po drugiej stronie ulicy. W pokoju sióstr świeciło się nadal światło. Podłożył sobie pod nogi skrzynkę po narzędziach i wspiął się na nią, by zajrzeć do środka przez otwarte okno. Niestety w tej samej chwili Ola odgarnęła za długą grzywkę z oczu, po czym podeszła do parapetu, aby opuścić żaluzje. Na widok nieznajomego zaglądającego do sypialni zaczęła piszczeć.
- Mamo, mamo jakiś zboczeniec nas podgląda!
- Faktycznie – Asia stanęła za jej plecami. – Ty ohydny perwersie, zmiataj stąd albo dzwonimy na policję! – wrzasnęła, a przestraszony Daniel zachwiał się i upadł na tyłek. Zrozumiał, że siostry wcale go nie poznały i wampiry mówiły prawdę. Dla niego niestety oznaczało to również, że właśnie został na świecie zupełnie sam, nie miał już nikogo, komu choć odrobinę by na nim zależało. Łzy stanęły mu w oczach, a serce ścisnęło się boleśnie. Wszystkiemu było winne to przeklęte znamię, które najchętniej by sobie wypalił. Zerwał się na równe nogi i zaczął na oślep uciekać przez pogrążony w ciemnościach ogród.
- Zaraz obudzę ojca i zrobi z nim porządek! – usłyszał jeszcze z oddali głos matki. Wpadł na krzaki malin i przewrócił się, robiąc przy tym sporo hałasu, gdy się podniósł okazało się, że został otoczony przez trzy, skądś mu znajome sylwetki.
- Proszę...  proszę... My cię szukamy po całej Polsce, a tu nasz mały króliczek sam wpada nam w ręce – Raktam wyszczerzył kły w zimnym niczym arktyczne powietrze uśmiechu, od którego Daniela przeszły ciarki.
- Słodziuteńki - Nikum przejechał mu ostrym pazurem pod brodą. – Chętnie się z tobą poznam bliżej - prześlizgnął pożądliwym wzrokiem po jego drżącym ciele.
- Zamknijcie się, musimy go zabrać do kryjówki. Na pewno już go szukają – Zauważył rozsądnie Vilas.
   Daniel był tak przerażony, że nie mógł wykrztusić ani słowa. Dopiero teraz przypomniał sobie, co Rajit mówił na temat jego napastników, o ostrzeżeniach i zabezpieczeniach, które razem Chandim wprowadzili nie bez powodu. Przez całą awanturę z nietoperzami, kompletnie o tym zapomniał. Zaślepiony gniewem, kierując się jedynie uczuciami zachował się jak nieodpowiedzialny smarkacz. Okazał się głupcem, który naraził na kłopoty nie tylko siebie, ale i rodzinę. Wampiry bez ceremonii związały mu ręce i nogi, rozłożyły skrzydła i zabrały w sobie tylko wiadomym kierunku.
    Najlepsza skrytka jaką znali synowie przywódców klanów znajdowała się oczywiście w Wymysłowie. Pod ruinami zamku Skąpca były ciągnące się kilometrami, dobrze zachowane lochy. Ich ojcowie często się tam zbierali, by knuć nikczemne plany. W jednej ze starych cel, zaopatrzonej w całkiem wygodne łóżko i o dziwo elektryczność, zamknęli Daniela. Ciężka, żelazna krata zatrzasnęła się za nim z głuchym trzaskiem. Mężczyźni usiedli w kącie i zaczęli dyskutować, co robić dalej. Jednocześnie mieli na oku skulonego w kącie chłopaka, któremu zdjęli więzy.
- Najlepiej wezwijmy ojców, niech oni zadecydują – odezwał się najrozsądniejszy z nich Vilas.
- Po tym jak nas ostatnio potraktowali? Zbiorą śmietankę, a my dalej będziemy popychadłami. – Nie zgodził się z nim Raktam.
- Może zagrajmy o niego w kości? – zaproponował Nikum, jak wszyscy z jego rodu uwielbiający hazard. – Na kogo wypadnie, ten spędzi z nim noc i zostanie królem.
- Kości? Co ty w średniowieczu żyjesz? – W oczach Raktama pojawił się okrutny błysk. – Mam znacznie lepszy pomysł, dzięki któremu wszyscy spędzimy miło czas.
- Jaki... jaki... – Nikun uwielbiał wymyślne zabawy przyjaciela i często brał w nich udział.
- Każdy z nas go posiądzie, który celnie strzeli gola do tego będzie należał. Już po trzech dniach dowiemy się, który z nas go zapłodnił. – Oblizał się obleśnie.
- Przecież on jest bardzo młody, może nie być jeszcze gotowy – zaprotestował Vilas.
- Nie bądź idiotą, dobrze wiesz, że często uprawiany seks przyśpiesza dojrzewanie. Tutaj nikt nas nie znajdzie, możemy tu siedzieć nawet kilka miesięcy. I jak, robimy zawody? – Nie mógł się doczekać, kiedy wejdzie w to dziewicze ciało. Strach i ból w oczach innych zawsze go podniecały. Im więcej cierpienia sprawił w czasie aktu, tym jego satysfakcja była większa.
- Tylko go nie uszkodź za bardzo, też chcę mieć trochę rozrywki. Ten kuternoga ma całkiem fajny tyłek. Proponuję najpierw go dokładnie obejrzeć – Nikun podniósł się z krzesła, a za nim zrobiły to pozostałe wampiry.
- Powariowaliście, ojcowie nas zabiją! – Ostatni raz zaprotestował Vilas. Prawdę mówiąc do niego też przemówiła wizja przyjaciela. Ambitny i żądny zaszczytów już widział siebie na tronie Amalendu. Jego ród był z natury bardzo płodny w przeciwieństwie do innych klanów, miał więc ogromną szansę na wygranie tej potyczki.

***
   Chandi długo nie mógł zasnąć, jego dar jasnowidzenia dręczył go na różne sposoby, pokazując migawki przyszłości. Widział przerażoną, zapłakaną twarz Daniela w jakimś słabo oświetlonym, ciemnym lochu. Kłopot w tym, że często była to jedna z wielu możliwych ścieżek, którą podążała rzeczywistość. Wziął ciepłą kąpiel, napił się melissy, obejrzał  głupawą komedię, którą nadawali właśnie w telewizji i nadal leżał w łóżku z otwartymi oczami. Usłyszał jak zegar na zamkowej wieży wybija północ.
- Durny elfie, jutro będziesz wyglądał jak panda! – warknął w końcu do siebie. – Skoro jesteś taki przewrażliwiony idź sprawdź, co robi Daniel! – Ten monolog nieco podniósł go na duchu. Owinął się puchatym szlafrokiem, ponieważ na korytarzach szalały przeciągi i podążył w kierunku sypialni chłopaka.
- Mam cię! – usłyszał za swoimi plecami głos Rajita i jego silne ramiona objęły go w pasie. – Co kombinujesz? Wiem! Na pewno za mną zatęskniłeś! – zamruczał mu do ucha. Pozwalał sobie na tego typu zachowania, chociaż doskonale wiedział, że nie ma u wieszcza najmniejszych szans. Mężczyzna podobał mu się na tyle, że nie mógł się powstrzymać od podobnych, poufałych gestów. Nigdy świadomie nie skrzywdziłby przyjaciela. Nie nadawał się na stałego partnera, a o takim właśnie marzył Chandi. Lubił wolność i nie chciał zakładać jeszcze rodziny. Nie miał biedak pojęcia, jak bardzo się mylił w ocenie uczuć elfa.
- Nie strasz mnie kretynie! Chciałem tylko sprawdzić czy wszystko porządku! – Wyrwał się jednym szarpnięciem, ponieważ jak zwykle ledwie wampir go dotknął, zaczynał się rozpływać w jego objęciach. Duma nie pozwalała mu zrobić z siebie jedno nocnej zdobyczy. Wiedział, że Rajit uznaje jedynie takie związki i niczym diabeł przed święconą wodą ucieka na samą myśl o ślubie.
- Cicho, bo obudzimy dzieciaka i tego wściekłego nietoperza. – Wampir otworzył powoli drzwi do sypialni Daniela.
- Co wy wyprawiacie? Nie jesteście lepsi od tego smarkacza! – Wyszeptał Lakshman, który wyłonił się właśnie z głębokiej, ciemnej wnęki. – Też nie mogłem spać – dodał celem usprawiedliwienia swojej obecności w tym miejscu w środku nocy.
- Iiiiich...! – rozległ się bojowy okrzyk Alissy, która od razu zaatakowała intruzów. Usiadła na ramieniu Rajita i wczepiła się w nie głęboko pazurkami.
- Gdzie twój pan, durny latawcu?! – Warknął władca z rozglądając się niepokojem po komnacie. Ogarnęło go jakieś niejasne przeczucie. – Miałaś go strzec!
- Diii...! – rozległ się pełen rozpaczy pisk. Biedny nietoperz nie wiedział co ma robić, rozdarty między instynktem macierzyńskim, a miłością do Daniela.
- Za chwile nas ogłuszysz!  Zostań tutaj i zawiadom, gdyby wrócił! – rozkazał Lakshman.
- Zniknęły też jego dokumenty – rzucił Chandi, grzebiąc pracowicie w szafie. – Nie może być daleko, nie miał przecież klucza.
- Ee... – zająknął się na chwilę Rajit i złapał za nadgarstek. – Chyba jednak ma, zapomniałem ubrać bransolety po kąpieli.
- Nie można na was polegać, wszystko musze robić sam! – Wściekł się Lakshman. – Najprawdopodobniej wrócił do domu, trzeba go złapać zanim inni go dopadną! Niech to szlag! – Mężczyzna wyszedł na balkon, a stamtąd poszybował prosto do teleportera. Rajit z Chandim ruszyli za nim. 
   Po kilku minutach znaleźli się pod domem Daniela, w ogrodzie, gdzie widać było ślady szarpaniny. Znaleźli też jednego, prawdopodobnie należącego do niego buta. Władca na myśl o tym, co może w tej chwili dziać się z chłopcem zagryzł usta. Elf stanął pod jabłonią i na moment przymknął oczy, próbując zlokalizować porywaczy.
- Było ich trzech, pewnie nasi starzy znajomi. Zabrali go do jakiejś kryjówki. Czarownice, Skąpiec, ruiny, góra na południu Polski – czy to wam się z czymś kojarzy?
- Z Łysą Górą? Tam kiedyś był zamek – odezwał się po chwili namysłu Rajit. – Ludzie nie plątają się tam po nocy, uważają, że wzgórze jest przeklęte i można spotkać na nim diabła.
- Czyli idealne miejsce. W Wymysłowie jest teleport. – Zdenerwowany coraz bardziej Lakshman ruszył z powrotem do parku. Czuł, że powinni się pośpieszyć, ogarniał go coraz większy niepokój. Jeżeli ci durnie tkną małego choć jednym palcem, rozwlecze ich flaki po całej okolicy. Złote oczy mężczyzny zaczęły płonąć, nawet nie zauważył,że zaczyna go otaczać mroczna poświata. Drobiny ciemnej materii wirowały wokół niego niczym pył, zbierając magiczną energię z całej okolicy.
                                                                            ***
  Daniel siedział skulony pod kocem na łóżku i bał się jak jeszcze nigdy w życiu. Wcześniej obszedł całą celę, która nie posiadała ani okna, ani innego najmniejszego otworu, jedyne zaś wyjście zamykała solidna krata. Próbował się skupić, by wykrzesać z siebie choć odrobinę mocy, ale nic mu nie wychodziło. Tym bardziej, że jednym uchem starał się słuchać planów porywaczy, a drugim odgłosów dobiegających z zewnątrz, co nie było łatwe z powodu grubego na metr muru. Z początki miał niewielką nadzieję, że sprzeczka między wampirami potrwa nieco dłużej, co da mu czas na wymyślenie jakiegoś ratunku. Niestety się przeliczył, pomiędzy mężczyznami dość szybko zapanowała zgoda. Pod koniec mówili szeptem, więc nie wiedział co zaplanowali. Z rosnącym niepokojem obserwował jak wstali i zaczęli się do niego zbliżać. Weszli do celi i zamknęli za sobą kratę na klucz.
- No kuternogo, to twój wielki dzień, zaraz poczujesz, co to wielki penis w twoim tyłku. – Raktam brutalnie złapał go w talii i poderwał na nogi.
- Puszczaj, burdelu sobie poszukaj śmieciu! – Daniel wyrywał się rozpaczliwie. Nie miał jednak żadnych szans z trzema parami silnych rąk, które zaczęły zdzierać z niego ubranie. Kopał i gryzł jak szalony, walcząc z całych sił o swoją godność. Od dziecka marzył o czułym księciu i romantycznej nocy w jego ramionach, dla niego zachował swoją niewinność. Zamiast tego pożądliwe łapy porywaczy obmacywały jego trzęsące się z przerażenia ciało.
- Ale temperamentny, będzie z niego gorąca sztuka. – Nikun był zachwycony całą akcją. – Nieduży, ale słodki – włożył rękę między drżące uda chłopaka. – Zaraz ci go postawimy.
- Obrócicie go na brzuch, wygodniej będzie go pieprzyć – zakomenderował Vilas, co natychmiast podchwycili przyjaciele. Nagiego, krzyczącego i miotającego się na wszystkie strony Daniela rzucili bezceremonialnie na łóżko. Zsunęli na skraj materaca tak, aby stał na nogach z wypiętymi wysoko pośladkami z zapłakaną twarzą wepchniętą w poduszkę. Dwa wampiry usiadły po obu stronach głowy wierzgającego chłopaka i skutecznie go unieruchomiły, Raktam stanął za plecami i ostrym pazurem przejechał wzdłuż kręgosłupa, robiąc na nim długą, krwawą rysę. Rozsunął szeroko smukłe nogi i opuścił swoje spodnie. Członek mężczyzny sączył już pierwsze krople, strach i piski ofiary tylko wzmagały jego pożądanie.
- Ratunku! Panie Nietoperzu! – Daniel ostatkiem sił krzyknął imię osoby, która zawsze stanowiła dla niego źródło bezpieczeństwa, broniła i chroniła odkąd pamiętał. Przed oczami latały mu czarne płatki, miał wrażenie, że jego dusza rozpada się na kawałki, umiera po trochu za każdym obleśnym dotykiem, za każdym okrutnym rechotem, za każdym pożądliwym słowem jego napastników. Wkrótce zniknie i zostanie już tylko pusta skorupa.
...............................................................................................................................
Betowała Ariana