środa, 2 lipca 2014

32. Na stole. Poszukiwania. Ciążowe zachcianki.

      Nirmal wstał w naprawdę kiepskim humorze. Pół nocy się przewracał z boku na bok z powodu frustracji, którą właściwie sam sobie zafundował. W pewnym momencie był już tak zdesperowany, że wziął swoją ulubiona poduszkę pod pachę i pomaszerował do sypialni męża. Nie odważył się jednak wejść. Postał na chwilę w progu, podziwiając oświetlone promieniami księżyca, leżące na łóżku muskularne, męskie ciało, stworzone przez wrednych bogów na pewno specjalnie po to, by go dręczyć. Drań, chcąc mu chyba zrobić na złość spał całkiem nago. Ściskając z całych sił biedny jasiek powoli się wycofał. Lakshman pewnie zabiłby go śmiechem, gdyby teraz się na niego rzucił. Nie miał zamiaru dostarczać mu rozrywki, miał swoją godność. Ciężko wzdychając wrócił do siebie, ale nie zasnął już do rana. 
   Teraz, kiedy patrzył na uśmiechniętego męża, rozpierającego się za stołem w oczekiwaniu na śniadanie, wszystkie te wspomnienia wróciły i wywołały na jego twarzy ciemne rumieńce.
- Przestań się szczerzyć! Lepiej zawiąż mi fartuch! – Warknął nieprzyjaźnie i odwrócił się do mężczyzny tyłem.
- Wstałeś lewą nogą kochanie? – Zapytał troskliwie z szelmowskim błyskiem w oku.  Doskonale wiedział, co robił przez całą noc. Z przyjemnością słuchał jak się męczył, widział jego minę, kiedy po północy wszedł do sypialni w lustrze naprzeciwko. Przez chwilę nawet chciał wyciągnąć rękę i przytulić upartego głuptasa, ale się w porę powstrzymał. Dzień Zwycięstwa, na który wyjątkowo jak na niego cierpliwie czekał, zbliżał się wielkimi krokami. – A może materac niewygodny?
- Ty się lepiej pośpiesz, podobno dzisiaj zaczynasz pracę... – prychnął chłopak, sprytnie zmieniając niewygodny temat. Duże dłonie gmerające leniwie w pobliżu jego tyłka, spowodowały, że zaczął leciutko drżeć. – Co ty nie umiesz zawiązać kokardki?! – Fuknął przestraszony swoją reakcją.
- Niby umiem, ale widoki mnie rozpraszają. – Pogładził pośladki, prezentujące się wyjątkowo dobrze w opiętych dżinsach.
-  Aaa...- pisnął i gwałtownie odskoczył. Nie spodziewał się takiego bezpośredniego ataku. Przybrał groźny wyraz twarzy i odwrócił się do męża.– Zrób to jeszcze raz, a śniadanie zjesz na mieście.
- Powinieneś oglądać więcej seriali, dobra żona dałaby najpierw buzi na dzień dobry. Jajecznica też mile widziana. – Uśmiechnął się niewinnie. – No chyba, że się boisz?
- Ciekawe czego? – Warknął Nirmal, któremu panowanie nad swoim ogłupiałym ciałem przychodziło z coraz większym trudem.
- Na przykład nieodpartego uroku mojej fascynującej osoby.
- Też coś... Masz się za jakiegoś modela? Wróć na ziemię zarozumiały wampirze! – Z trudem przełknął ślinę.
- Więc daj mi buzi, bo pomyślę, że jesteś tchórzem. - Złapał go za rękę i pociągnął na swoje kolana. Tak naprawdę miał dość tej zabawy w kotka i myszkę. Spragnione ciało domagało się zaspokojenia. Nie chciał jednak wystraszyć chłopaka zbytnią gwałtownością.
- Nie powinniśmy... – zaczął nieśmiało, nie spuszczając wzroku z jego czerwonych warg. – Taki mały chyba nie zaszkodzi...
- O tak... – Ramiona Lakshmana były twarde jak skała. Dawno już nie czuł czegoś podobnego. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie tylko jego ciało lgnie do chłopaka, także dusza była nim zafascynowana. Nie mógł uwierzyć, że po tylu wiekach ponownie się zakochał, niczym nastolatek. Myślał, że już wystarczająco dojrzał, pozbył się młodzieńczych mrzonek i ten etap miał za sobą. Okazało się jednak, że życie przygotowało dla niego niespodziankę w postaci uroczego uparciucha, który właśnie patrzył na niego wydymając wargi.
- Tylko szybko... – Pochylił się, zamknął oczy by pokusa stała się mniejsza i cmoknął szybko męża, wpatrującego się w niego wygłodniałym wzrokiem. Otoczył go mocny, piżmowy zapach od którego zjeżyły mu się wszystkie, najmniejsze nawet włoski. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że cały drży.
- Jako dobry mąż, chyba powinienem się odwdzięczyć? – Zamruczał Lakshman i wpił się w słodkie usta. Przysiągł panować na sobą, ale gdy tylko ich wargi się zetknęły przepadł bez reszty. Chciał jedynie więcej i więcej. Czuł palące pragnienie, które mógł ugasić tylko smukły chłopak w jego ramionach. Smakować, badać, poznać wszystkie tajemnice – takie myśli przemykały przez jego głowę. Język wtargnął do wilgotnego wnętrza niczym huragan, posiadł je natychmiast przy akompaniamencie cichych jęków.
- Och... yhm... - Nirmal nie potrafił się zdobyć na konkretny opór. Zbyt długo czekał na tą chwilę, zapomniał o wszystkich swoich postanowieniach. Pożądliwe, upajające niczym wino pocałunki odebrały mu całkowicie wolę walki. Duże dłonie błądziły po jego ciele, poczynając sobie coraz śmielej. Już wkrótce jego koszulka leżała na podłodze, a dżinsy zostały rozpięte i zsunięte bardzo nisko, odsłaniając krągłe pośladki.
- Mój... słodki... książę... – Każdemu słowu towarzyszyło liźnięcie długiej szyi, na której obiecująco pulsowały tętnice, a serce wybijało swój szalony rytm.
- Laki... ja... ja... – Nirmal o mało się nie popłakał z desperacji. Przylgnął do twardego torsu całym sobą, delikatnie się o niego ocierając. Zawstydzony swoją reakcją, miotany przez silne emocje, nadal nie umiał się do końca poddać. Jednocześnie chciał tego i nie chciał.
- Szsz kochanie... już dobrze... pokaż jaki potrafisz być namiętny...
- Ale... – Ostatni słaby protest został zduszony stanowczym pocałunkiem. Mężczyzna ostrożnie wbił kły w aksamitną skórę na gardle, pociekło kilka kropel krwi, które łapczywie zlizał z chrapliwym warkotem.
- O tak... jak dobrze... – wyszeptał chłopak z zamglonym wzrokiem. Był już zupełnie nagi, spodnie zostały z niego zerwane jednym szarpnięciem. Sam rozpiął koszulę partnera i zaczął kąsać jego obojczyk. – Chodźmy do łóżka.
- Za daleko. - Został położony na kuchennym stole z szeroko rozsuniętymi udami. – Skończysz dzisiaj jako główne danie. – Gorące, spragnione usta zaczęły wędrować po rozpalonej skórze. Zobaczył jak chłopak odwraca głowę na bok i robi się purpurowy nawet na szyi.
- A jak nas ktoś zobaczy? – Wyszeptał zawstydzony, wskazując na otwarte okno przez które słychać było odgłosy budzącego się miasta.
 - To będzie nam zazdrościł. – Zacisnął usta na nabrzmiałym sutku, a dłoń na stwardniałym penisie, który natychmiast powiększył swoje rozmiary.
- Wiesz ja mam blizny i w..wogule... – zaczął się jąkać Nirmal, który jak każdy miał mnóstwo kompleksów. Zwłaszcza wstydził się swojej pokiereszowanej nogi. Na stole, w dziennym świetle czuł się strasznie wyeksponowany.
- Głuptas, nawet nie próbuj ze mną konkurować – Lakshman pozbył się swojego ubrania i chłopak mógł zobaczyć, że mówi prawdę. Rysy na jego ciele dobitnie świadczyły, że jako władca nie miał łatwego życia i brał czynnie udział w wielu bitwach. – Poza tym, twoja noga jest na pewno smaczna – Stanął między jego drżącymi udami, ujął za kostkę i zaczął sunąć po niej wargami w górę. Milion drobnych pocałunków wyznaczało podniecający szlak.
- Chcesz... mnie... TAM...pocałować...? – Wyszeptał z ogromnym trudem.
- Czy to jakiś teren zakazany? – Zamruczał Lakshamn na widok sączącego członka, do którego powoli się zbliżał.
- N-nie.. – zdołał jedynie wydusić. – O cholera...- Wygiął się w łuk, kiedy chciwe wargi zacisnęły się na penisie i zaczęły lekko ssać.
- Wspaniale smakujesz – powarkiwał mężczyzna, liżąc zapamiętale słony czubek i zabawiając się z jądrami partnera. Tymczasem nawilżony jedynym dostępnym w kuchni środkiem, czyli olejem rzepakowym, palec, zbliżał się ukradkiem do zaciśniętego wejścia.
- Znęcasz się paskudny wampirze... – wystękał, a biodra dostosowały się same do wyznaczonego przez męża rytmu.
- O tak... Będę cię torturował aż skonasz w moich ramionach. – Palec delikatnie wsunął się w wejście i zaczął go masować od środka. Wkrótce dołączył do niego drugi i trzeci. Lakshman ledwo nad sobą panował. Jego mięśnie były napięte niczym stalowe liny.
- Aaa... – zapiszczał, omal nie spadając ze stołu. – Co to było?
- Magiczny punkt kochanie. Pomyśl, co będzie jeśli zacznie go pieścić coś znacznie większego. – Podniósł nogi kochanka do góry i ułożył na swoich ramionach.
- Na przykład duża frytka? – Zachichotał miękko, bo zapach który poczuł jednoznacznie skojarzył mu się z obiadem.
- Niemożliwy jak zawsze... – sapnął głośno, bo wilgotne wejście otoczyło jego członka ściśle niczym aksamitna rękawiczka. Pchnął powoli, delektując się każdym milimetrem uległego ciała i tłumiąc protest spinającego się chłopaka namiętnym pocałunkiem.
- Och zatrzymaj się...
- Spokojnie... zaraz przestanie boleć... – Niepotrzebnie się jednak martwił, bo Nirmal przebywał już w innym wymiarze. Oddychał ciężko, a błyszczące od potu ciało zrobiło się niesamowicie wrażliwe. Skomlał jedynie ponaglająco, oczekując na spełnienie.
- Taki piękny. – Dotarł do końca, zatrzymał się na chwilę, uważnie obserwując reakcję partnera. Widząc pożądanie, wypełniające po brzegi jego srebrne oczy wycofał się i pchnął mocno, prosto w magiczny punkt. Teraz już jęczał bezustannie, ulegle rozsuwając najszerzej jak umiał nogi, wychodząc mu naprzeciw. Krew gwałtownie ruszyła spienioną falą. Czerwona mgła przysłoniła mu oczy. Wbił brutalnie kły w odsłonięta szyję.
- Aaa...
- Och...- rozległy się prawie jednocześnie dwa ochrypłe okrzyki oznajmujące spełnienie. Chwilę leżeli bezwładnie w swoich ramionach, drżąc w poorgazmowych dreszczach. Lakshman tulił do siebie męża, łagodnie gładząc smukłe plecy.
- Nie patrz tak na mnie, przecież nie żyję – zachichotał chłopak, układając się wygodniej. Stół nie był najlepszym miejscem na takie igraszki.
- Udzielę ci pierwszej pomocy. – Zawładną pokąsanymi ustami w czułym pocałunku. . – Och, przepraszam. – Zmieszał się na widok rany na jego szyi. Zaczął ją lizać, dopóki nie zaczęła się goić. Niestety nie udało mu się do końca nad sobą zapanować.
- Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, dostaniesz szlaban na gryzienie. – Chłopak objął go mocno rękami i nogami. – Za karę zaniesiesz mnie do łazienki.
- No cóż, rozkaz to rozkaz. – Złapał rękami za wiercący się tyłek, oczywiście tylko po to, żeby czasem nie spadł i ruszył w kierunku prysznica. Po chwili z zaparowanej kabiny słychać było wysokie piski Nirmala i niski rechot Lakshmana.
***
   Balraj po powrocie do zamku myślał i myślał, a od tego myślenia zaczęła go boleć głowa. Poszczególne kawałki układanki nijak do siebie nie pasowały. Znamię Nirmala, było najdziwniejszym, jakie widział w swoim kilku tyciącletnim życiu. Miało cechy zarówno jego jak i wampirzej rasy, ale dzisiejszej nocy po dokładniejszym obejrzeniu, dostrzegł też zupełnie obcy element. Od rana przetrząsał zamkową bibliotekę w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Miał nieodparte wrażenie, że coś ważnego umyka jego uwadze.
Sam za liczne wybryki i ciągłe sprzeciwianie się ojcu, został wygnany z domu. Potem zaufał niewłaściwej osobie i wylądował jako więzień tego zamku. Starsi bracia, których był pupilkiem, choć bardzo tego chcieli nie mogli mu w żaden sposób pomoc wrócić do domu. Demony bardzo rzadko pojawiały się w tym świecie, mieszkające tutaj wampiry były do nich wrogo nastawione. Najwyraźniej jednak znaleźli jakiś sposób na osłodzenie mu samotności. Nirmal niewątpliwie był prezentem od jego rodziny, o czym świadczyły niektóre elementy znamienia. Dziwnym i nieprzewidywalnym, ale jednak. Najwidoczniej los zakpił sobie z planów demonów i chłopak zamiast w jego szponach, wylądował w ramionach Lakshmana.
Doszedł do wniosku, że najłatwiej dowie się całej historii od braci, jeśli to oczywiście będzie możliwe, bowiem ojciec nadal nie odpuszczał i niczym sokół czuwał nad ich rozmowami, dlatego zazwyczaj ograniczały się zazwyczaj do wymiany oficjalnych wiadomości. Pewnie stary tyran się bał, że sprowadzi ich na złą drogę. Uśmiechnął się pod nosem. Raz na dziesięć lat mógł skorzystać z międzywymiarowego portalu, by skontaktować się z najbliższymi. Używał tej możliwości bardzo rozsądnie, najczęściej w ważnych przypadkach. Uznał, że teraz właśnie taki zaistniał. Podążył do znanej Nirmalowi ukrytej komnaty. Na kamiennej ścianie wisiało duże lustro, w ciężkich miedzianych ramach, o dziwnej, nieodbijającej niczego tafli. Wyglądała jakby dawno temu zaparowała i już nigdy nie wróciła do świetności. Stał przed nim jakąś godzinę, mamrocząc bezskutecznie zaklęcia. W końcu jednak rozbłysło i pojawiła się w nim przystojna twarz kuzyna Jordena.
- Szybko, mamy jakąś minutę...- Wysoki mężczyzna nerwowo rozglądał się na boki. – On dalej szaleje na samą wzmiankę o tobie.
- Chłopak, Nirmal. Czy jest z nami jakoś związany? – Zaczął rzucać pytanie za pytaniem. – Dlaczego nosi symbole naszego dominium? Skąd u niego te dziwne łuski za uszami?
- Tak, twoi bracia prosili mnie o to. Znajdź Immanel, ona wszystko ci wyjaśni. Bądź ostrożny, twój ojciec nie może się o nim dowiedzieć, bo wykastruje nas wszystkich... – Zniknął równie nagle jak się pojawił, a powierzchnia zwierciadła znowu pozostała nieprzenikniona.
- Immanel...Immanel... Kto to u licha jest? – Podrapał się po głowie. W domu najwyraźniej stary tyran znowu szalał, bo bracia nawet się nie pojawili. Nie pozostało mu nic innego jak wyruszyć na poszukiwania tajemniczej nieznajomej. Nie wyglądało to na łatwe zadanie, bo nie wiedział nawet do którego klanu należy.
***
    Chandi siedział naprzeciwko Rajita przy stole, z uwagą wpatrując się w jego talerz. Zazwyczaj wampirza dieta, na którą składało się głównie mięso i to w postaci krwistych befsztyków wzbudzała w nim obrzydzenie. Tym razem o dziwo było inaczej. Danie mężczyzny pachniało naprawdę kusząco, wyglądało też nienajgorzej. Głośno zaburczało mu w brzuchu. Zamieszał łyżeczką w swoim dżemie żurawinowym z niezdecydowaną miną.
- Chcesz spróbować?- Zapytał Rajit rozbawiony jego wyrazem twarzy. Nie miał w tym względzie żadnego doświadczenia, ale chyba pogłoski o ciążowych zachciankach były prawdą. Elf wyglądał jakby się ze sobą mocował. – Daj spokój temu głupiemu wegetarianizmowi. – Wyciągnął do niego rękę z małym kawałkiem mięsa.
- Nie powinno się zjadać niewinnych istot – stwierdził niezbyt stanowczo, zwilżając usta końcówką języka.
- Wiesz, w zasadzie one nie mają z tym problemu. Taki większy kot, na przykład dajmy na to tygrys, z przyjemnością schrupałby cię na kolację. – Przysunął się bliżej, a elf niespodziewanie zamiast za widelec złapał za jego talerz. Wziął befsztyk i zanurzył go całego w dżemie, a potem zaczął ze smakiem zajadać.
- E...? – Wampirowi zrobiło się niedobrze. Pozieleniał na twarzy, zaczął głęboko oddychać, chcąc pozbyć się żołądkowych sensacji.
- Czyżbyś miał poranne mdłości kochanie? – Poruszył kilkakrotnie brwiami w zabawnym geście. – To naprawdę smaczne, chcesz trochę?
- Ja muszę... – Poczuł jak wszystkie flaki podchodzą mu do gardła.W życiu nie widział czegoś równie ohydnego. Lepkie, czerwone, o mdlącym słodkawym zapachu - prawdziwy koszmar porządnego mężczyzny. Zasłonił sobie usta dłonią i zerwał się na równe nogi. Dotarł do łazienki  z szybkością światła. Po chwili zaczęły stamtąd dochodzić odgłosy gwałtownych torsji.
- Co się stało lordowi Rajitowi? – Zapytała zaniepokojona, leciwa służąca podająca właśnie do stołu. Była bardzo przywiązana do swojego pana, którego pamiętała jeszcze w krótkich spodenkach.
- Biedactwo. Chyba ciężko przeżywa tę ciążę – odparł beztrosko, wskazując oczami na swój talerz.
- No tak, faceci... – Posłała elfowi pełen zrozumienia uśmiech. – Im taki twardszy, na każdym kroku pręży mięśnie i robi za bohatera, tym jakby delikatniejszy – Zachichotała.
..............................................................................................................................