niedziela, 24 listopada 2013

3. Cudowna fontanna


   Przed małym domkiem na przedmieściach Krakowa, bawiły się dwie, może ośmioletnie dziewczynki oraz ciemnowłosy, drobny chłopiec. Na kocu porozkładane mieli pluszaki i karmili je z małych talerzyków orzeszkami ziemnymi, które udawały ziemniaki. Maluchowi kiepsko szła opieka nad misiami i siostry co chwilę go instruowały, jak ma zmieniać im pieluszki, zrobione z chusteczek higienicznych.
- Daniel, przebijesz tą agrafką swojego synka na wylot. – Skrzywiła się Asia i poprawiła długie, jasne warkoczyki, które ciągle się jej rozplatały.
- Straszna z ciebie niezdara – Ola pomogła zapiąć mu zatrzaskę. Miała krótką, twarzową fryzurkę i wyśmiewała się z siostry, że wygląda jak sierotka Marysia.
- Odczepcie się, jestem facetem będę zarabiał na chlebuś jak tata, a nie niańczył dzieci! – Zdenerwował się w końcu chłopiec. – Mężczyzna ma być dzielny, nie musi umieć zakładać pieluch!
- A ty niby jesteś dzielny? – popatrzyła na niego drwiąco wyższa z dziewczynek.
- Pewnie, nie boję się wron tak jak ty! – odgryzł się natychmiast Daniel.
- W takim razie chodź z nami do mrocznej fontanny, która wszystko pożera – Asia była pewna, że brat się nie zgodzi. Sama trochę bała się tego miejsca, które niedawno pokazały jej koleżanki ze szkoły. Już w przedszkolu nasłuchali się o niej wielu strasznych opowieści.
- Pewnie, że pójdę – zadarł nosek Daniel. Nie wierzył w jakieś bujdy, czary były tylko w telewizji, przynajmniej tak zawsze mówiła mamusia. Właśnie zaczęły się wakacje i słoneczko całkiem przyjemnie przygrzewało. Nie miał nic przeciwko małej wyprawie do parku i pochlapaniu się w wodzie. Będzie się potem mógł pochwalić swojemu koledze Kacprowi. Siostrom nie pozostało nic innego jak poprosić rodziców o pozwolenie. Zgodzili się bez problemów, park znajdował się po tej samej stronie ulicy,  zaledwie kilkaset metrów od ich domu i często chodzili tam całą rodziną na plac zabaw. O tej porze spacerowało tam mnóstwo ludzi z dziećmi. Dziewczynki poprowadziły chłopca w odległy zakątek, w którym jeszcze nigdy nie był. Po obu stronach alejki rosły wysokie drzewa, kiedy wyszli zza zakrętu Daniel otworzył szeroko buzię. Na niewielkim , okrągłym placyku stała biała, marmurowa fontanna otoczona krzewami błękitnych, niczym włoskie niebo róż, które swoim ulotnym pięknem od razu zachwyciły malucha. Podbiegł najpierw do nich i zaczął po kolei wkładać nosek do słodko pachnących pąków. Przestał dopiero wtedy, kiedy wściekła pszczoła zaatakowała go z groźnym bzykaniem.
- Zobacz! – krzyknęła do niego Ola. Wrzuciła podniesiony z ziemi patyk do krystalicznie czystej, płytkiej wody. Zawirował, poskoczył i zniknął, niczym porwany niewidzialną ręką ducha.
- Teraz ja – zapiszczał zachwycony sztuczką Daniel. Włożył do środka kilka kamyków, które po chwili również gdzieś przepadły. – Myślicie, że zjada je głodny demon? – Omal nie wpadł do wody, na szczęście siostry przytrzymały go za spodenki. – Jak tam wejdę też mnie pożre? – Zanim zdążyły ponownie go chwycić wdrapał się do fontanny i wyszczerzył do nich radośnie. – Ale fajnie! - Zaczął chlapać piszczące dziewczynki.
- Wyłaź głupku! – Ola patrzyła niepewnie na kąpiącego się brata. To miejsce wzbudzało w niej jakiś nieokreślony lęk.
- Widziałaś jakie fajne nietoperze? – chłopiec podszedł do rzeźby na środku baseniku, przedstawiającej skrzydlate stworzenia, zrywające się do lotu. Wdrapał się na podwyższenie i zaczął nasłuchiwać. – Słyszycie, ten duży coś gada – nastawił uszka.
- I co mówi? – zapytała zaciekawiona Asia.
- Chyba jest zły, że hałasujemy. Powiedział- ,,odgryzę pięty tym smarkaczom i wypiję ich krew kropelka po kropelce”. – Daniel wyszedł z fontanny i stanął obok siostry.
- Zmyślasz, żeby nas wystraszyć! Powiem mamie! – pociągnęła go za ucho Ola. – Idziemy do domu!
- Do widzenia panie nietoperzu – pomachał posągowi maluch. – Będziemy już grzeczni. Moje stopy na pewno są niesmaczne. Mama zawsze mówi, że rośnie na nich brudna rzepa, bo się nie chcę myć. – Podreptał, utykając za dziewczynkami. – Zaczekajcie! – Chora nóżka niebezpiecznie się pod nim ugięła. Zasze robiła mu takie numery, kiedy się śpieszył. Z powodu kalectwa nie mógł biegać i skakać tak jak inne maluchy w jego wieku.
   Po powrocie do domu rodzice nakrzyczeli na dzieci za wyprawę do fontanny. Faktycznie cieszyła się w mieście zła sławą. Z powody dziwnych właściwości była wielokrotnie badana przez uczonych, którzy jednak niczego ciekawego nie wykryli, poza tym, że zakłócała pracę ich urządzeń. Poszukiwacze skarbów mieli jednak na ten temat inne zdanie, ale ponieważ robili swoje eksperymenty nielegalnie, więc siedzieli cichu. Kilku z nich przytrafiły się naprawdę dziwne historie, ale nie mieli na to żadnych dowodów. Fontana została uznana przez władze miasta za cenny zabytek, o czym świadczyła mosiężna tabliczka i już niejeden ciekawski trafił do więzienia za bezprawne użycie dłuta i młotka. Niewątpliwie była miejscową atrakcją, choćby z powodu błękitnych róż, które nie występowały nigdzie indziej na świecie. Próbowano je przeszczepić wiele razy, jak do tej pory bezskutecznie.

...................................................................................................

Betowała Ariana

2. Bękart.


   Immanel leżała na łóżku w swojej sypialnej komnacie i była przerażona. Szczelnie zasłoniła ciężkie kotary, które całkiem nieźle tłumiły dźwięki. Jeszcze rok temu szalała wśród arystokracji na wszystkich przyjęciach i balach. Ojciec był dla niej wyjątkowo pobłażliwy. Piękna i obdarzona wysokim poziomem mocy, stanowiła cenny skarb dla swojego rodu. Wszyscy liczyli, że wyjdzie za syna któregoś z przywódców klanów. Tymczasem ona zafascynowana gotyckimi powieściami swojej matki dała się uwieść nieznajomemu wędrowcowi. Jedna noc zapomnienia była jednakże brzemienna w skutki. Dziewczyna zaszła w ciążę do której przyznała się jedynie starej niani Ledzie. Ściskała się gorsetem przez całe dziewięć miesięcy i nosiła luźne, wygodne suknie. Rodzice na szczęście wiele podróżowali i mieli całkowite zaufanie do opiekunki, która pracowała w ich rodzinie od wielu lat.
    Immanel miała nadzieję, że urodzi maleństwo, do którego zdążyła się przywiązać, po kryjomu i odda je cichaczem jakiejś ubogiej rodzinie. Przytuliła do siebie machającego rączkami synka. Nadała mu imię Nirmal, czyli bez skazy. Wydawał się jej taki piękny ze srebrnymi oczkami i czarnymi, kręconymi włosami. Niestety jedna ze służek domyśliła się co się dzieje i wezwała ojca. Dziewczyna dobrze wiedziała co czeka chłopczyka. Od razu zorientowała się, że nie miał żadnej mocy, czyli tym samym był bezwartościowy dla klanu. Takie dzieci były od razu zabijane, wampiry nie widziały sensu w marnowaniu potencjału matki na kogoś takiego. Kobieta mogła wykarmić w ciągu swojego życia nie więcej niż dwóch potomków. Leda obiecała jej pomóc, ale ojciec przybył zbyt szybko, nie zdążyła się wymknąć z domu, a z komnaty nie było drugiego wyjścia. Ogarnęła ją panika, nie miała pojęcia co robić. Nadal była bardzo słaba, po przebytym kilka godzin wcześniej porodzie. Nagle drzwi otwarły się gwałtownie i z hukiem uderzyły o ścianę.
- To prawda, że masz bękarta, ty głupia dziewko?! - ryknął od progu Khan. Jednym ruchem zerwał zasłony wokół łoża córki i brutalnie wyrwał z jej drżących ramion dziecko. Rozebrał je do naga i skrzywił się z niesmakiem. – Nie dość, że się puściłaś, to jeszcze wydałaś na świat takiego śmiecia?! – chwycił maleństwo za nóżkę i podniósł je wysoko, głową w dół, potrząsając niczym szmacianą lalkę. Zaniosło się płaczem, a oszalała z bólu i strachu dziewczyna rzuciła mu się na ratunek, wysuwając ostre szpony. Teraz nie ważne było co zrobią z nią, nikt nie będzie krzywdził jej synka. Nie miała żadnych szans w walce z dorosłym, potężnym wampirem. Szybko zrozumiała, że nie tędy droga. Serce tłukło jej się w piersi, starała się zapanować nad sobą i zerknęła znacząco na nianię, która kuliła się w kącie.
- Zostaw go, zrobię co zechcesz! – rzuciła się do kolan mężczyzny, który kopnął ją bez wahania, posyłając na ścianę. Oszołomiona siłą uderzenia osunęła się zamroczona na podłogę. Nie miała nadziei, że zdoła go ubłagać. Przeciw sobie miała nie tylko jego gniew, ale także klanowe prawo oraz wielowiekową tradycję. Chciała zyskać na czasie.
- Precz suko! – zamachnął się dzieckiem niczym dyskiem, chcąc wyrzucić go przez okno w bezdenną przepaść. Kwiliło rozpaczliwie, wołając matkę na pomoc. Drobne ciałko trzęsło się z bólu i szoku. Dziewczyna niewiele myśląc złapała leżący na stole sztylet i wbiła go głęboko w swoją pierś, dając znak Ledzie. Mężczyzn upuścił na ziemię malucha, który na szczęście omdlał. Nie miał zamiaru pozwolić, by ta smarkula zniweczyła jego plany samobójstwem. Wczoraj ustalił za nią cenę z przywódcą klanu Mortest. Już on nauczy ją dyscypliny, rozpuścił dziewuchę i teraz zbierał tego żniwo.

   W tym czasie, gdy jej pan zajął się córką, Leda skradając się ostrożnie podniosła chłopczyka i bez wahania wyskoczyła z nim przez okno. Jej skrzydła były już stare i słabe, ale niewiele miała do stracenia. Wiedziała, że po Immanel przyjdzie kolej na nią. Dostrzegła niewielką szansę uratowania dziecka i oddała się cała temu zadaniu. Postanowiła umieścić je tam, gdzie nikt go raczej szukać nie będzie, wśród ludzi. Wylądowała ciężko w pogrążonym w mroku miejskim parku. Padał śnieg i było dość zimno. Otuliła chłopca wełnianą chustą i podążyła w kierunku klasztoru sióstr Klarysek. Znała trochę zwyczaje tej rasy, wiedziała, że kobiety w czarnych sukniach zajmują się sierotami. W murze otaczającym budynek, obok bramy wejściowej znajdowała się spora wnęka, przez szybkę widać było kołyskę z kocykiem, gdzie zdesperowane matki zostawiały noworodki. Rozejrzała się bacznie dookoła, ale jej wrażliwy słuch nie wykrył nikogo w pobliżu. Cichutko otworzyła okienko, pocałowała czule nieprzytomnego malucha w miękkie czółko i zapięła mu na włoskach wymyślną spinkę z nietoperzem.
- Żegnaj kochanieńki, tu się tobą zajmą – przytuliła go na chwilę, po czym ułożyła na przygotowanym posłaniu. Uważała, że jej pan nie miał racji, widziała już wiele wampirzych dzieci, a to było zupełnie inne, niezwykłe. Co prawda nie posiadało wybitnych mocy, ale otaczała je dziwna, niepokojąca cisza. Jakby sama natura otuliła chłopczyka gęstą mgłą, przez którą nic nie mogło się przedostać. Postanowiła z daleka czuwać nad małym Nirmalem. Zamknęła drzwiczki i nacisnęła dzwonek. Ukryła się na dachu pobliskiej kamienicy i obserwowała zdumioną minę zakonnicy, która zauważyła w niszy noworodka. Uznała, że teraz może zająć się sobą. Nie miała zamiaru wpaść w łapy wściekłego ojca Immanel.

....................................................................................................

Betowała Ariana

1. Legenda o Władcy Ciemności

   To opowiadanie fantasy o którym myślałam od kilku miesięcy. W świecie Amalendu od wieków uczeni próbują rozwikłać proroczy wiersz zagadkę. Wiedzą tylko jedno, pewnego dnia przyjdzie na świat dziecko, które zasiądzie na tronie Władców Ciemności i znowu będą mieć króla. Wiele wampirów tęskni za starymi czasami, nazywając je Złotym Wiekiem i niecierpliwie oczekuje na spełnienie się przepowiedni.
   Daniel nie ma o tym wszystkim pojęcia i dorasta w zwykłej, ludzkiej rodzinie. Kalectwo powoduje, że stroni  nieco od rówieśników. Kiedy dostaje się na wymarzone studia jego życie się odmienia i trafia do rzeczywistości, której istnienia nawet nie podejrzewał.
   
   Czas tuż po kolacji był ulubioną porą dzieci z klanu Coraggion. Przybywały sporą, rozchichotaną grupką do kamiennej twierdzy lorda Rajita, by posłuchać starych opowieści. Zasiadały na zaścielonej bezcennym dywanem, marmurowej podłodze wokół dużego, rzeźbionego fotela na którym zsiadał ich pan. Ogień wesoło trzaskał w kominku i był jedynym źródłem nie tylko ciepła, ale i światła w przestronnej, skromnie umeblowanej komnacie. Pozwalano im na ten przywilej tylko raz w tygodniu, żadne dziecko za nic w świecie nie zrezygnowało by z tej magicznej godziny, którą potem przeżywały i omawiały szeptem między sobą przez cały tydzień.
    Rajit z uśmiechem rozejrzał się po uniesionych w jego kierunku głowach. Ze smutkiem zauważył, że z każdym rokiem nowych twarzy było coraz mniej. Te dzieci były przyszłością jego ludu, a on ogromnie lubił towarzystwo tych inteligentnych, energicznych maluchów. Uważał, że wampiry nie doceniały potencjału drzemiącego w dzieciach. Każde z nich zasługiwało na miłość, szacunek i wszelką pomoc ze strony dorosłych. Z powodu jego radykalnych poglądów w tej materii klan Coriggan popadł w niełaskę. Stanowił również nieustanny przedmiot drwin pozostałych wampirzych rodów. 
- Znacie Legendę o Władcy Ciemności? – zapytał, widząc jak błyszczące oczka mrużą się z ciekawości.
- To zaginiony władca Lakshman prawda? – odezwała się nieśmiało kilkuletnia dziewczynka. – Dziadek opowiadał, że zginął w bitwie, a jego ciało pożarły demony.
- Księgi mówią o tym nieco inaczej…- Mężczyzna zaczekał, aż służący rozda przygotowywane zawsze na tą okazję ciasteczka i zaczął snuć opowieść.

,, Dawno temu w naszej krainie panował ład i porządek. Klany żyły ze sobą oraz ludźmi w pokoju, a ziemia była rajem dla wszystkich żywych istot. Władca Lakshman rządził sprawiedliwie, trzymał wampiry silną ręką i nikt nie ośmielił mu się sprzeciwić. Jego moc była bardzo silna, jak wszyscy w jego rodzie panował nad każdym żywiołem. Potrafił również wpływać na otaczającą go materię i czynić rzeczy, o których do dziś opowiadają bajki.
   Niestety nie wszystkim się to podobało, wielu krzywo patrzyło na surowe kary, które stosował wobec przestępców.  Władca traktował ludzi na równi z wampirami, które zawsze uważały, że są od nich lepsze i stanowią wyższy gatunek, choćby z racji długowieczności. Żądni władzy przywódcy klanów zawiązali spisek, aby obalić niewygodnego króla. Kraj stanął w ogniu, Lakshman dzielnie walczył ze swoimi wrogami i odnosił zwycięstwo za zwycięstwem. W bitwie był niepokonany i sam zastępował tysiące rycerzy. Jak to często bywa został pokonany nie w otwartym pojedynku, ale przy pomocy zdrady. Jego brat Sarel oraz kochanek Felim zwrócili się przeciwko niemu, wydając go przywódcom klanów. Obaj zginęli w straszliwej bitwie, zabici własnoręcznie przez władcę. Zrozpaczony Lakshman, który stracił jedyne bliskie mu osoby zniknął bez wieści. Nie pozostawił po sobie potomstwa. Wcześniej jednak przeklął chciwych przywódców oraz wszystkich, którzy za nimi poszli. Powiedział, że nastanie czas bólu oraz nędzy, kiedy to brat powstanie przeciwko bratu. Będzie trwał przez wiele stuleci, a nasza rasa zupełnie wyginie. Kiedy go zabrakło klątwa zaczęła się spełniać, zaczęły wyniszczające walki. Żaden nie zdobył przewagi, a tysiące wampirów niepotrzebnie zginęły w krwawych rzeziach. Zostało nas już bardzo mało i wiele osób zaczęło się bać, że przepowiednia Lakshmana się spełni. Szukają ratunku w starej zagadce, której do tej pory nikt nie rozwikłał. Dopiero po prawie tysiącu lat wszyscy zrozumieli, że potrzebują władcy, który zaprowadziłby z powrotem ład.”
- Nam się uda – pisnął jasnowłosy chłopiec, który nie spuszczał oczu z ust swego pana. – I znowu będzie raj, a mama nie będzie płakać tak jak wtedy, gdy wujek  Seki nie wrócił z wyprawy.
- Tak, tak… - rozległy się wysokie głosiki ze wszystkich stron. – Prosimy…
- Dobrze, w takim razie na następny raz, każdy mi powie co wymyślił. Nie wiadomo, może trzeba umysłu dziecka, by dotrzeć do sedna sprawy. Przez setki lat nie udało się to żadnemu uczonemu. W takim razie nadstawcie uszy…

W smoczym mieście - w orła kraju
Zalśni na piersi złote znamię
Dziecię wzgardzonej kobiety
Okaże się bezcennym darem
Z jej łona narodzi się król królów
Tron Władców Ciemności
Na zawsze naznaczy swoją krwią
U jego boku z odważnego rodu
Prawy rycerz stanie
Klany spuszczą piekielne ogary
Trzech ruszy na polowanie
Zabije pogrążone w mroku serce
Strzeżcie się gniewu śpiącego demona

...........................................................................................................
Betowała Ariana