czwartek, 5 czerwca 2014

29. Prawo o Mieszańcach. Tatuś się wszystkim zajmie!

    Rajit zajął miejsce po prawej stronie władcy. Siedzący za długim stołem przedstawiciele wszystkich klanów spoglądali na nich nerwowo. Nie mieli pojęcia z jakiego powodu zostali tutaj wezwani, nie mogli się więc przygotować ani przedyskutować sprawy, a o to właśnie chodziło przebiegłemu Lakshmanowi. Chciał jak najszybciej, bez wdawania się w zbędne debaty, zmienić średniowieczne ,,Prawo o Mieszańcach”, krzywdzące wiele niezwykłych istot, cennych dla społeczeństwa Amalendu, takich jak na przykład wieszcz Chandi.
- Moi drodzy – zaczął król – zebraliśmy się tutaj, aby nareszcie zmienić niegodne inteligentnych osób prawo o innych rasach. Najwyższy czas, by nadać im prawa równe z wampirami. Oczywiście tylko tym, którzy są mieszkańcami naszego państwa, albo zamierzają nimi zostać poprzez związek.
- Ależ Wasza Wysokość, toż to będzie rewolucja! – wyrwało się Ministrowi Zdrowia, który ze względu na samoleczące właściwości swoich rodaków nie miał zbyt wiele do roboty, więc bardzo bał się o swoje lukratywne zajęcie. Drugiego takiego nigdy by nie znalazł. Było nie tylko prestiżowe, ale i bardzo dochodowe. – Różni dziwni osobnicy zaczną się pchać na urzędowe stanowiska. Nie możemy do tego dopuścić. Nasza rasa jest najszlachetniejsza!
- Skoro jest taka wspaniała, to w czym problem? – zapytał chłodno Rajit. – Z pana inteligencją i wiedzą nie powinien być mu straszny żaden przeciwnik. – Spojrzał w spanikowane oczy ministra. – No chyba, że nie czuje się pan na siłach stawić czoła jakiemuś elfowi czy demonowi!
-Ależ skąd...! -  zamachał rękami speszony mężczyzna. Nie miał najmniejszej ochoty nadstawiać karku za kolegów, którzy szczypali go pod stołem, żeby mówił dalej.
- Ich dzieci będą uczyły się z naszymi? – Nie wytrzymał Komendant Akademii Wojskowej. – Takie elfy na przykład nie dotrzymają im kroku! Nie będę odpowiadał za każdego guza jakiego im nabiją!
- A walczył pan kiedyś z jakimś elfem? – Zapytał niewinnie Rajit. Niekompetencja członków Rady była przerażająca, nawet nie zadali sobie trudu sprawdzenia jakichkolwiek faktów.
- Nie miałem okazji, ale przecież to takie kruche i słabe istoty! – zaoponował. – Grają jedynie na lutniach i tańczą w tych swoich gajach. Nawet nie jedzą mięsa.
- Powiedz to naszemu wieszczowi! – odezwał się niespodziewanie Lakshman, który do tej pory przyglądał się w milczeniu potyczce. – W tym pojedynku nie postawiłbym na ciebie ani grosza. Mogę się założyć, że jest kilka razy szybszy od ciebie i włada magią, o której nie masz pojęcia.
- Trzebaby zmienić cały system nauczania, dostosować go do możliwości nowych uczniów. – Bronił się potężny mężczyzna. Poświecił całe swoje życie na szkolenie młodych wojowników, którzy potem dzielnie bronili Amalendu, czy zasilali szeregi policji zwanej Szakalami.
- Chcesz powiedzieć, że nie podołasz temu zadaniu? – Władca podniósł do góry czarną brew.
- Ależ skąd...! – powtórzył za swoim kolegą, zadzierając dumnie głowę. – Jestem na rozkazy!
- Tak myślałem. Jeszcze jakieś obiekcje? – Lakshman rozejrzał się po sali, ale wszyscy pospuszczali głowy, nie śmiejąc spierać się z królem, który najwyraźniej nie był w najlepszym humorze.
- No to głosujemy! – Rajit wstał. – W końcu mamy demokrację! – Postawił na stole małą urnę na głosy i rozdał kartki.
- Niby mamy – Władca popatrzył chłodno po zebranych, a w jego złotych oczach zapaliły się groźne błyski. – Ale ja jestem starej daty, nie lubię jej. W związku z tym podpisujemy swoje głosy pełnym imieniem i podbijamy klanową pieczęcią. Ci co są przeciw, mają pod spodem napisać dlaczego i podać konkretne argumenty.
- Ale...- próbował nieśmiało zaprotestować Minister Handlu. Jego rodzina niesamowicie wzbogaciła się dzięki stanowisku, które piastował. Na myśl o tym, że mógłby je stracić na korzyść jakiegoś na przykład goblina, które miał do kupiectwa wrodzony talent, stanęły mu włosy na głowie.
- Jestem bardzo zajęty, nie mam czasu na głupie spory – głos Lakshmana mógłby zamrozić każde jezioro. Bawił się przy tym wymownie swoimi ostrymi, niczym diamentowe ostrza, szponami. – Jeszcze ktoś ma ochotę zaprotestować? – Powiódł po wampirach oczami, w których zaczęły się pojawiać szkarłatne iskierki, co jak wszyscy wiedzieli świadczyło o narastającej furii, a ponieważ żaden z obecnych wolał nie widzieć swojego ukochanego króla w akcji zapanowało milczenie. Wszyscy pracowicie skrobali coś na swoich karteczkach. Pół godziny później urna była pełna. Rajit wysypał na stół jej zawartość i zaczął oficjalne liczenie głosów, tylko jeden był na ,,nie” .
- Pozwolicie, że przeczytam, bo to dość ciekawe. – Wziął do ręki karteczkę. – Oto co napisał nasz Minister Sportu.
‘’ Rane z klanu Mortest – Nie zgadzam się!
Dlaczego? – Nie bo nie! Jestem prawdziwym wampirem i mam rodowód  sięgający kilka tysięcy lat wstecz! Możecie mnie nazwać rasistą! Nie będę szkolił jakiś popaprańców!”
- Eh Rane...Twoja rodzina to przykład, że nie powinno się zawierać małżeństw z kuzynami – odezwał się niespodziewanie Komendant. – Gdybyś wpuścił do klanu jakiegoś elfa lub lepiej dwóch, może by twoja głowa pracowała nieco sprawniej. – Zrobił wymowne kółko na czole. – Przemyśl to sobie. Ups...przecież ty nie myślisz... – zarechotał.
- Ty kupo gównianych mięśni! – Ryknął mężczyzna, zapominając zupełnie, gdzie się znajduje. – Stawaj! – Wyciągnął szpony.
- No cóż, chcieliście demokracji, to ją macie – westchnął znudzony Lakshman. Wystarczył jeden gest z jego strony, by Minister Sportu został uniesiony do góry i ciśnięty ze sporą siłą na ścianę do której został przyklejony zaklęciem. Zawisł tam malowniczo głową w dół, popiskując tym razem ze strachu. – W tej pozycji ma szansę na dojście do właściwych wniosków. Podobno krew wtedy łatwiej dotlenia szare komórki - wyjaśnił pobladłym członkom Rady.
- Na tym nieco rozrywkowym akcencie skończymy nasze zebranie. Za tydzień proszę wszystkich obecnych  o przygotowanie odpowiednich zmian w swoich resortach. – Rajit ukłonił się obecnym. Po chwili nie zostało już z nich ani śladu, rozgadana grupka przepychając się w drzwiach umknęła z sali niczym stadko spłoszonych zajęcy. Zapomnieli oczywiście o wiszącym na ścianie koledze. – To ja już też pójdę! – zwrócił się do zamyślonego władcy.
- Spokojnie, najpierw wyślij zawiadomienia do gazet o zmianie ,,Prawa o Mieszańcach”, a potem przyjdź do apartamentu Nirmala. Udamy się do wieszcza razem, żebyś znowu czegoś nie sknocił – Lakshman klepnął mężczyznę po przyjacielsku w ramię. – Muszę przyznać, że miny naszych ministrów były bezcenne.
- Nie znoszę tych konserwatywnych drani, walczyłem z nimi od lat. Myśleli jedynie o sobie, a nie o tych biednych dzieciach z mieszanych związków żyjących na granicy społeczeństwa, niczym trędowaci, pozbawione jakichkolwiek praw. Miło widzieć jak zostają pokonani własną bronią. – Uśmiechnął się szeroko. – W takim  razie trzeba przerobić się na przystojniaka, czymś muszę zmiękczyć to dumne, elfie serce. A co z tym niedorobionym rasistą?
- Ściągnę go, bo mi ściany pobrudzi. – Władca machną lekceważąco ręką i mężczyzna, któremu zbierało się właśnie na wymioty, spadł z hukiem na ziemię.
***
   Chandi już drugi dzień siedział w swoim domu sam i zaczynał dostawać klaustrofobii. Bał się wyjść, żeby nie natknąć się na poszukującego go intensywnie Rajita, jak mu donosili jego znajomi. Obawiał się, że w czasie kolejnego spotkania nie udałoby mu się zachować zimnej krwi i oszukać mężczyzny. Niestety samotność dawała mu się solidnie we znaki. Dziwne było, że serdeczny zazwyczaj Nirmal po ostatniej rozmowie przestał się do niego odzywać. Czyżby czymś uraził wrażliwego chłopaka? Najpewniej jednak młody książę był zajęty swoimi sprawami, a miał ich na głowie naprawdę sporo, jego małżeństwo też nie malowało się w różowych barwach. Do tego dochodziły jeszcze obowiązki związane z jego statusem.
   Z kotem na kolanach usiadł na swoim ulubionym, bujanym fotelu i przykrył się puszystym kocem. Ostatnio ciągle było mu zimno. Ogromnie brakowało mu ciepłych ramion, w które mógłby się wtulić. Poprawił się na krześle, przyjmując najwygodniejszą pozycję. Spojrzał na niewielki, ale bujnie kwitnący ogród, w którym pracował od kilku dni, starając się zapomnieć o wampirze. Lubił swoją niewielką werandę na tyłach domu oplecioną ciemnozieloną winoroślą i często tu wypoczywał. Wziął do ręki kilka dorodnych malin ze stojącej na stoliku miseczki, starał się dotrzymać słowa i bardziej o siebie zadbać. Maleństwo, żeby zdrowo rosło potrzebowało witamin. Pogładził zupełnie jeszcze płaski brzuch, a cwany kocur przytulił się do niego, mrucząc swoją kołysankę i ogrzewając własnym ciałem.Uwielbiał swojego pana, uważał, że znalazł się w kocim raju i miał zamiar bronić go najlepiej jak umiał.
Mężczyzna przymknął oczy z zamiarem zapadnięcia w niewielką drzemkę, ale gdzieś na granicy snu, jego wrażliwe uszy wychwyciły znajome kroki, zbliżające się do furtki. Ledwo zdążył się poprawić, a Nirmal wyrósł przed nim jak wyczarowany.
- Wyglądasz o wiele lepiej – zaczął nieśmiało, przyglądając się mężczyźnie. Nieczyste sumienie nie pozwoliło mu spojrzeć prosto w twarz. – Przyniosłem ci śmietankowe babeczki. – Położył na stoliku smakowicie pachnące pudełko.
- Nadal próbujesz mnie utuczyć co? – zażartował elf. – Lepiej powiedz, co ci leży na wątrobie. Znowu nabroiłeś?
- Tak troszeczkę – Chłopak pokazał dwoma palcami, że chodzi o coś naprawdę niewielkiego. – Wiesz, że ze mnie beznadziejna papla i do wszystkiego się wtrącam? – zaczął ostrożnie.
- Wygadałeś się Rajitowi?! – Wieszcza aż podniosło. Kot z cichym miauknięciem umknął do domu, ale z wysokości szafy obserwował, czy jago pan nie potrzebuje czasem pomocy.
- Niezupełnie. Tylko się nie denerwuj. – Wziął za ręce Chandiego i zmusił go by z powrotem usiadł.
- Więc, co zrobiłeś mały pleciugo?! – Spojrzał groźnie na przyjaciela.
- Może najpierw coś przeczytaj, zanim mnie zamienisz w żabę. – Podał mu najświeższą gazetę. Na pierwszej stronie, wielkimi literami był wydrukowany obszerny artykuł o zmianie prawa.– Twój ukochany się postarał, walczył niczym lew! Laksyhman też zachował się... hm... po królewsku.
- Jaki on tam mój! – Lekko się zarumienił. - Nie mam pojęcia jak oni do tego zmusili te uparte barany z Rady. Maleństwo będzie mogło chodzić do szkoły ze wszystkimi. – Na jego wymizerowanej twarzy pojawił się szczęśliwy uśmiech. – Wiesz, że złamałeś słowo? – Spojrzał z udaną surowością na wyłamującego nerwowo palce Nirmala.
- Prze... przepraszam... – wyjąkał ze spuszczoną głową. – Właściwie, to nie złamałem. Napisałem do nich obu listy. - Zerknął ostrożnie spod długich rzęs na zdenerwowanego elfa. Miał nadzieję, że nie gniewa się aż tak bardzo.
- Robi się z ciebie spryciarz, strach pomyśleć co będzie za kilka lat. Jednym paluszkiem będziesz rządził nie tylko Lakshmanem, ale i całym Amalendem. – Pogładził go po policzku na znak, że nie ma żadnych pretensji. Możliwości, które dawało nowe prawo były niesamowite. Chłopak pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy jak wielką zrobił wszystkim istotom mieszkającym w Amalendzie przysługę, bo przecież objęło ono każdego ,,obcego”, nie tylko mieszańców. – W takim razie gdzie reszta? Czy nie powinni tu być razem z tobą?
- Powinni, ale nam zabronił. Powiedział, że jak zaszkodzimy jego maluszkowi, to powyrywa nam serca. – Rajit pierwszy wyszedł z kryjówki.
- Cieszę się, że widzę cię w dobrym zdrowiu – Lakshamn wszedł na werandę jako ostatni i zrobił się straszny tłok. – Gratuluję potomka. – Uśmiechnął się do elfa. – Myślę, że reszta należy do tego niecierpliwego wampira, którego musiałem trzymać za nogę, tak się do ciebie wyrywał. Te przeklęte krzaki mnie podrapały, zapłacisz mi za to drogi książę. – Pogroził Nirmalowi, który natychmiast zaczął się wycofywać.
- Właściwie nic tu po nas! – pisnął i pobiegł do furtki, a stamtąd prosto do wynajętego domu, gdzie mieli zamieszkać na miesiąc miodowy. Za nim, powarkując do siebie, ponieważ solidne kolce agrestu powbijały się mu w ramię, pobiegł Lakshman, napędzany wizją solidnych całusów za tą bądź co bądź, niemałą przysługę.
***
   Dwaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem, obu zabrakło słów. Rajit ujął w swoje duże dłonie, drżące ręce Chandiego. Uklęknął przed pobladłym mężczyzną, o którym ostatnio śnił bez końca. Kochał go tak bardzo, że to aż bolało. Już nigdy nie pozwoli mu odejść. Widział jak bardzo zmienił się przez ten krótki czas, wychudł i zmizerniał.  Dla niego samotność musiała też być bardzo trudnym przeżyciem. Głuptas chciał oszczędzić mu problemów kosztem swoim i dziecka. Wtulił w zimne, niczym lód ręce swoją twarz, ogrzewając je oddechem.
- Wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem? – Podniósł głowę i spojrzał prosto w błękitne oczy, które powoli zaczęły napełniać się łzami. –  Moją miłością do ciebie można by napełnić morze. Przysięgnij, że zawsze będziesz ze mną.
- Przesadzasz jak zwykle. Pewnie starczy najwyżej na mały stawek. – Zrobiło mu się tak ciepło na sercu. - Niby dlaczego? – Chandi jak zwykle nie umiał poddać się bez walki, choć miał na to ogromną ochotę.
- Bo też mnie kochasz - zabrzmiał stanowczy głos mężczyzny. - Będziemy mieli dziecko i razem je wychowamy.
 - Kto ci nagadał takich głupot? – Miało zabrzmieć chłodno, ale wyszło niespodziewanie miękko. Spojrzał w jasne, pełne niezmierzonych emocji oczy mężczyzny i objął go za szyję. – Chyba masz rację. Kocham cię uparty wampirze. – Wyszeptał mu do ucha. Elfy z natury były powściągliwe i nie umiały mówić o swoich uczuciach. Natychmiast został mocno przytulony do szerokiej piersi, po czym obdarzony krótkim, namiętnym pocałunkiem, od którego zakręciło mu się w głowie. Potem niepoprawny Rajit zsunął się nieco niżej, podniósł mu koszulę i czule pogłaskał brzuch.
- Kruszynko, koniec twoich problemów. Tatuś się teraz zajmie tobą i mamusią – zagruchał niczym do niemowlęcia.
- Jaką mamusią? – Elf, choć na to oświadczenie zrobiło mu się całkiem przyjemnie, wzniósł oczy do nieba, jakby prosząc go o świętą cierpliwość do tego mężczyzny. - Jestem facetem, jakbyś jeszcze nie zauważył! – prychnął. – Z małym zdążycie się jeszcze poznać, przyjdzie na świat dopiero za osiem miesięcy, więc nie wariuj.
-  To strasznie mało czasu! – Rajit poderwał się na nogi i wziął go na ręce. - Nie ma na co czekać! – Ruszył do bramki, ku zdumieniu kompletnie zaskoczonego wiesza, który nie miał pojęcia jak zareagować na to dziwne zachowanie.
- Co ty wyprawiasz jaskiniowcu?! – Chandi zaczął wić się w jego ramionach, chcąc się uwolnić. – Co ci znowu strzeliło do łba?! - Kot, który obserwował do tej pory spokojnie całe zajście, zeskoczył z szafy prosto na plecy okropnego mężczyzny, który śmiał porywać jego pana.  Wbił się w nie głęboko pazurami, zostawiając krwawe ślady.
- Poobcinam ci te szpony mały potworze! – Rajit zrzucił z siebie zwierzaka, nie robiąc mu jednak przy tym krzywdy. – Masz niezłego obrońcę skarbie. – W krótkim czasie dotarli do płyty teleportacyjnej  w parku, wzbudzając przy tym po drodze małą sensację. Nie co dzień widywano miłosne sprzeczki toczące się wprost na oczach przechodniów, którym towarzyszyło przeraźliwie miauczenie kota. Zawzięty futrzak bynajmniej nie odpuścił i biegł za mężczyznami, ile sił w małych łapkach.
- Powiedz przynajmniej, gdzie mnie targasz? - Chandiemu nie pozostało nic innego jak pogodzenie się z faktem, że jego mężczyzna był nieco szalony.
- Tajemnica. – Uśmiechnął się do niego wampir z psotnym błyskiem w oczach. – Ciebie też zapraszam! – Skinął na zwierzaka, który bez wahania wszedł na płytę. Po chwili cała trójka zniknęła w chmurze gęstego dymu.