sobota, 22 lutego 2014

17. Łakomczuch Kiki. Zazdrość paskudna rzecz. Jak dojrzewają wampiry? Pierwszy stanik Miki.

     Daniel już od kilku tygodni mieszkał w pałacu. Szybko się przekonał, że życie księcia, wcale nie przypomina bajki. Lakshman nie miał nad nim litości, wyznaczył kilku profesorów, którzy mieli go nauczyć wszystkiego o życiu w Amalendzie oraz zwyczajach wampirów. Najgorszy z nich był mistrz etykiety, nudny jak flaki z olejem i uparty niczym osioł. Dosłownie po pięciu minutach wykładu głowa chłopaka robiła się ciężka, a powieki zaczynały same opadać. Wtedy mężczyzna podnosił głos i zaczynał piszczeć, od tego jazgotu Nirmalowi za każdym razem podnosiły się włosy na głowie oraz zaczynały swędzieć zęby. Na szczęście poprzedniego dnia nauczyciel zapowiedział, że wyjeżdża na kilka godzin, więc chłopak od rana miał doskonały humor. Ubrał się i ostrożnie włożył zaspane nietoperze do kieszeni. Riki i Kiki, tak nazwał dwóch braci, tulili się do Alissy, jedząc śniadanko. Słyszał nawet ich entuzjastyczne mlaskanie, kiedy pili swoją porcję mleczka, mrużąc przy tym z zachwytu czarne ślepka. Daniel postanowił znaleźć sobie jakąś ustronną kryjówkę, słusznie się obawiając, że jedne lekcje mogą zostać zamienione na inne, równie nudne. Kierując się węchem trafił do królewskiej kuchni. Pieczono właśnie orzechowe ciasteczka. Na palcach, przez nikogo nie zauważony wkradł się do środka, gdzie na długim stole stały tace pełne złocistych cudowności, czekających na przyozdobienie lukrem.
- Mogę jedno, a najlepiej dwa? – pisnął cichutko do tęgiego, rumianego mężczyzny. – Nawet te mamy tak dobrze nie pachniały.
- No proszę, mamy następnego łasucha- podjadacza – burknął nieznajomy, ale na widok węszącego w ekstazie księcia zachichotał i wskazał mu miejsce przy wolnym stole. Postawił przed nim talerzyk z wypiekami i filiżankę z aromatyczną kawą. – Jedz panie, ale nikomu nie opowiadaj, że tu częstują. Ci dworscy muszą znać mores. – Potrząsnął przed jego nosem ciężką patelnią. Nirmal był jedyną osobą spoza personelu, jaką tolerował w swoim królestwie.Arystokraci, nigdy nie doceniali ciężkiej pracy służby, ten drobny chłopak od początku był wyjątkiem. Zawsze uprzejmy, zainteresowany tym co robią, niejednokrotnie interweniujący w ich sprawach u samego króla, szybko zaskarbił sobie wiele serc.
- Proszę też o przekąskę dla dzieci. – Wyjął z kieszeni puszystą gromadkę, po czym posadził ją na blacie. Zwierzątka zaczęły rozglądać się dookoła z ciekawością, ruszając śmiesznie małymi noskami i popiskując ponaglająco.
- Iiiich,  biii ... iii ich! – Oczywiście łakomczuch Kiki był najgłośniejszy.
- Ma apetycik co? – Kucharz postawił przed nietoperzami sporą miseczkę ze słodką śmietanką, w której pływały świeże borówki i maliny. Wszystkie natychmiast rzuciły się na przysmaki. Kiki polując na najładniejsze owoce przechylił się zbytnio do przodu i z przeciągłym piskiem wpadł do środka, zanurzając się po szyję.
- Eh ty... Zawsze musisz narozrabiać, nie mogę cię takiego upapranego włożyć do kieszeni. – Wziął z kolan serwetkę i delikatnie wyciągnął stworzonko ze śmietany, wytarł najlepiej jak potrafił, ale nadal się kleiło. – Idziemy się kąpać! – powiedział do wiercącego się malucha, który z początku wystraszony przygodą, teraz z zapałem wylizywał brązowe futerko.
- Łiiii...?! – wrzasnął rozpaczliwie łobuziak, doskonale wiedzący co to kąpiel. Już miał zamiar uciec ze stołu, kiedy zatrzymało go stanowcze skrzydło matki. Powarkująca na nieznośnego potomka Alisa, sprawiła że natychmiast spotulniał. Nirmal zawinął Kikiego w ściereczkę i zaniósł do pobliskiej łazienki. Tutaj, przy akompaniamencie oburzonych pisków i bulgotów, dokładnie go wyczyścił, a na koniec wysuszył suszarką.
Z kuchni wyszli wprost na mały dziedziniec, gdzie stała grupka młodych dworzan, dyskutując o czymś zawzięcie. Na widok księcia, z wąsami z kawy na twarzy, zgodnie się roześmiali. Jeden wyciągną z kieszeni elegancką chusteczkę z monogramem.
- Wasza wysokość pozwoli – podszedł do zaskoczonego Nirmala i wytarł mu usta. – Nie wypada, aby ozdoba tego zamku chodziła upaprana niczym dziecko.
- Och, dziękuję... – Twarz chłopaka rozjaśnił szeroki uśmiech. Mężczyźni aż westchnęli na jego widok, nie było w pałacu nikogo, kogo serce nie zabiłoby szybciej pod wpływem jego ciepła i uroku.
***
   W gabinecie na piętrze, dokładnie nad dziedzińcem, trwała właśnie narada dotycząca dorosłych wampirzych dzieci i ich całkowitej zależności od rodziców. Większość zebranych chciała zmiany prawa, która pozwoliłaby młodzieży na większą niezależność, dała możliwość rozwinięcia skrzydeł. Wszyscy siedzieli za długim owalnym stołem, tylko Lakshman, którego jak zwykle rozpierała energia spacerował po sali, co chwilę zerkając w okno. Słuchał swoich nowo mianowanych doradców, jednocześnie obserwując brylującego wśród młodych dworzan Daniela. Śmiali się i żartowali beztrosko, a on na ten widok poczuł ciężar swoich lat. Kiedy dostrzegł, że jeden z mężczyzn delikatnie wyciera usta chłopaka swoją chusteczką, co z daleka bardziej wyglądało na pieszczotę niż zabieg higieniczny...
- Niech to szlag! – zaklął głośno i uderzył pięścią w okno, rozbijając szybę i kalecząc sobie przy tym dłoń.
- Co się stało Wasza Wysokość? – zapytał zaniepokojony minister edukacji.
- Zróbmy sobie przerwę – powiedział chłodno Lakshman z całej siły próbując zapanować nad głosem i szalejącą w nim zazdrością. Nirmal miał ku jego irytacji łatwość nawiązywania kontaktów. Tutaj jego chora noga niezbyt rzucała się w oczy, a kalectwo zupełnie przysłaniały inne zalety. Zerknął na dziedziniec ponownie, ale na dole nie było już nikogo. Postanowił,że podczas wieczornego spotkania uraczy podopiecznego wykładem na temat zachowania godnego księcia. Zgrzytając zębami wyciągnął rękę, by lokaj mógł opatrzyć ranę. Oddychał głęboko by się uspokoić i nie zrobić znowu jakiegoś głupstwa, wystarczająco dzisiaj narozrabiał, dał dworzanom temat do plotek na co najmniej tydzień.
- Panie połóż na stole rękę, muszę zbliżyć do siebie brzegi rany, ponieważ jest dość głęboka. – Świeżo upieczonemu służącemu trząsł się głos. Pierwszy raz dostał tak ważne zadanie, a dumny władca prychający pod nosem do siebie z niewiadomego powodu, przyprawiał go o palpitacje serca.
- Pośpiesz się chłopcze – rzucił chłodno mężczyzna. Biała gaza natychmiast skierowała jego myśli na niedawno widzianą scenę, przymknięte oczy i uniesiona do góry twarz Daniela, kiedy dworzanin dotykał jego warg.
- Oż cholera... – mruknął, a biedny lokaj upuścił przygotowany opatrunek na podłogę. – Smarkacze to straszna rzecz! Masz rodzeństwo? – zwrócił się do struchlałego chłopaka.
- Mam panie trzech braci, okropna banda urwisów. – Służący odczuł niezmierną ulgę, że przekleństwa nie były skierowane do niego, czego się mimo wszystko obawiał.
- Możesz już iść, dobrze się spisałeś. – Władca odprawił go ruchem dłoni. – Za to ja, spisałem sie o wiele gorzej – dodał już w myślach. – Znowu będą gadać, jaki to ze mnie nadpobudliwy furiat. – Nie rozumiał dlaczego akurat w stosunku do Daniela zachowuje się tak zaborczo. Najchętniej zamknął by go w wieży i wypuszczał jedynie na posiłki i spacer, oczywiście tylko w swoim towarzystwie. Nie chciał nawet sobie wyobrażać co będzie, kiedy mały dojrzeje do małżeństwa. Na szczęście mieli jeszcze przed sobą prawdopodobnie ładnych parę lat. U wampirów dojrzewanie przebiegało bardzo indywidualnie, nie możliwe więc było dokładne wyliczenie czasu, kiedy to nastąpi.
***
   Daniel już od kilku dni czuł się źle, może niezupełnie źle, a jedynie jakoś inaczej. Zęby swędziały go niemiłosiernie, ciągle chciało mu się pić, ale żaden płyn nie był w stanie ugasić jego pragnienia. W dodatku zrobił się strasznie uczulony na zapachy, jakby dostał dodatkowy, wyjątkowo wrażliwy nos. Kobiety i niektórzy mężczyźni roztaczali niesamowitą woń, jakby piżmo pomieszane z egzotycznymi perfumami. Kojarzyła się z czymś miękkim, jedwabistym i powabnym.
Wieczorem jak zwykle miał się zobaczyć z Lakshmanem, spotkania przy filiżance herbaty stały się już tradycją. Mały salonik, znajdujący się pomiędzy ich sypialniami był bardzo przytulny, wyposażony w wygodną kanapę i wyściełane aksamitem fotele z których nie chciało się wstać. Nie mógł jednak usiedzieć na miejscu. Spacerował z kąta do kąta z butelką wody w ręce, co chwilę obmacując usta. Postanowił, że następnego dnia porozmawia o swoich problemach z elfem. Nie chciał wtajemniczać w nie króla, który pewnie narobiłby zamieszania i zwołał konsylium medyczne.
- Masz ochotę na truskawki? – Władca wszedł do pokoju i z niepokojem obserwował wyczyny Nirmala, który zachowywał się jakby miał mrówki w tyłku i pił, niczym porządnie skacowany nałogowiec.
- Jakoś nie bardzo. – Chłopak odczuwał coraz większy niepokój. Działo się z nim coś dziwnego i zaczynał się bać.
- Dobrze się czujesz? – Mężczyznę naszła niepokojąca myśl, doskonale znał te objawy z własnego doświadczenia. Czyżby proces dojrzewania właśnie się rozpoczął, a on przegapił pierwsze sygnały?
- Chyba się przeziębiłem czy coś. – Daniel popatrzył na niego niepewnie. Nie lubił się skarżyć i zwracać na siebie uwagi.
- Siadaj i mów co się dzieje, to ważne. – Król chwycił go za rękę i zmusił do zajęcia obok niego miejsca na kanapie.
- Masz wystarczająco dużo kłopotów, pójdę jutro do medyka. – Próbował wykręcić się chłopak. Wbił wzrok w swoje kolana, długie rzęsy kładły cienie na jego blade policzki.
- Jesteśmy przyjaciółmi prawda? Chyba, że się nadal gniewasz. – Chwycił go za brodę, podniósł jego twarz do góry i uważnie się jej przyglądał. – Spójrz mi w oczy i pokaż ząbki.
- Nie jesteś dentystą, nie znasz się. Zresztą wcale mnie nie bolą, tylko gilają. – Nadął się Daniel.
- Czy ty nie możesz chociaż raz, zrobić czegoś bez dyskusji?
- No dobra. Aaa... -  Otworzył szeroko buzię, a Lakshman delikatnie dotknął jego kłów, które wyglądały na bardzo ostre i w pełni ukształtowane.
- Wygląda na to, że przyszedł czas na pierwszą krew. – Uśmiechnął się uspokajająco do chłopaka, który zdradzał objawy lekkiej paniki. Nieco spartaczył sprawę jego edukacji, myślał, że ma przed sobą jeszcze dużo czasu na takie szczegóły.
- Jeśli uważasz, że będę pił przez słomkę z woreczka jakąś RH+ to się mylisz! – Popatrzył na mężczyznę buntowniczo. – To ohydne i na pewno obrzydliwie smakuje!
- Najpierw przez chwilę posłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Wampiry przechodzą kilkutygodniowy okres dojrzewania przez który młodego osobnika powinien przeprowadzić ojciec lub matka, ewentualnie przywódca klanu. Niestety ty nie masz rodziny ani klanu, więc ja postaram ci się ją zastąpić. Dopóki przemiana się nie zakończy, codziennie będziesz musiał przyjmować moją krew, dodatkowo co cztery godziny dostaniesz szklaneczkę, ulubionej grupy. Potem już tylko w czasie pełni będziesz musiał pić krew i do ciebie będzie należał wybór czyją.
- Potniesz się dla mnie? – Nirmal popatrzył na mężczyznę zaskoczony.
- Nie tak drastycznie głuptasie, po coś ci te ząbki urosły. Zazwyczaj do tego służy żyła na nadgarstku. – Wyciągnął do niego rękę.
- Nie ma mowy, nie ugryzę cię! – Przestraszony chłopak zaczął się cofać.
- Chodź do mnie utrapieńcu! – Pociągnął go na swoje kolana, objął mocno ramionami i przytulił do swojego torsu. – Połóż mi głowę na ramieniu. Dobrze właśnie tak, a teraz powąchaj moją szyję. Ugryź tam, gdzie zapach jest najsilniejszy.
- Nie mogę, nie potrafię – pisnął oszołomiony i spanikowany chłopak .
- Chwileczkę. – Mężczyzna zrobił szponem małe nacięcie na swojej skórze. – Nie bój się, poliż niczym loda.
- Och... – Nirmal zwabiony słodkim zapachem zrobił co kazał. Pierwsze krople krwi na jego języku, to było coś niesamowitego. Nieziemski, upojny smak od którego zakręciło mu się w głowie. Zaczął zachłannie ssać, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Otoczył mężczyznę nogami i rękami, przywierając do niego całym ciałem.
- Powoli... – głos władcy był wyjątkowo ciepły i łagodny. Szorstki języczek na jego szyi powodował w jego myślach i sercu spory zamęt. Zapragnął uczynić go swoim partnerem, wiecznym kochankiem, a to przecież nie było możliwe. Z ogromnym trudem zapanował nad swoim pragnieniem i żądzą.– Wystarczy, już dobrze – ostrożnie odsunął chłopca od siebie.
- Chcę jeszcze...  – zaskomlił niczym szczeniak i próbował się do niego przytulić.
- Zostaw coś sobie na jutro. – Pogłaskał go po zarumienionym już teraz policzku. – Mówiłem, że ci zasmakuje.
- Wcale nie, znaczy się było takie sobie. – Daniel wygiął usta, czerwieniąc się gwałtownie na twarzy. To co przed chwilą zrobili wydało mu się niesamowicie intymnym przeżyciem. Niech sobie jednak ten zarozumiały drań nie myśli, że teraz będzie mógł wejść mu na głowę.
- Dobranoc, twój służący będzie ci przynosił napój o właściwych porach.  Zobaczymy się jutro. – Lakshman podniósł się gwałtownie i szybko wyszedł, zaciskając dłonie w pięści. Musiał znaleźć się jak najdalej od chłopaka, ochłonąć i pomyśleć, jak przeżyje następne kilka tygodni. Co go podkusiło pozwolić mu pić krew z tętnicy na swojej szyi, zamiast z nadgarstka? Tak robili tylko kochankowie, na szczęście chłopak o tym nie wiedział. Kiedyś zwariuje przez tego cholernego Wybrańca. Miał już prawie tysiąc lat, ale jak widać wiek bynajmniej nie przydał mu rozsądku.
                                                                        ***
   Rajit i Chandi jakoś sobie wspólnie radzili z opieką nad dziewczynką, chociaż często się przy tym sprzeczali, zawsze jednak dochodzili do porozumienia. Zajmowanie się Miki było trudniejsze niż myślał, optymistycznie nastawiony do całej sprawy, elf. Smarkula była uparta niczym koza i miała na każdy temat własne zdanie. Nadszedł jednak dzień ,,zero”, kiedy zupełnie opadły im ręce, a zaczęło się całkiem niewinnie.
- Wujku, chciałabym zobaczyć króla i tego słynnego księcia Nirmala. Mógłbyś zabrać mnie na dwór? – Zielone oczka Mikaeli błyszczały z ekscytacji. – Widziałam ich w gazecie i telewizji, ale na żywo, to co innego.
- Właściwie dlaczego nie, musiałabyś najpierw zostać oficjalnie przedstawiona. - Uśmiechnął się do niej Rajit, nie mając pojęcia, w co się właśnie pakuje.
- Chyba nie chcesz zawlec tego biednego dziecka w tym stroju? – Chandi popatrzył zdegustowany na postrzępione ogrodniczki dziewczynki. – Masz jakąś sukienkę?
- Pewnie, mama napakowała ich cały stos!
- W takim  razie przebierz się w najładniejszą – zakomenderował wieszcz.
- Przecież dobrze wygląda – zaoponował zdziwiony wampir.
- Ty się już lepiej nie odzywaj, nie masz za grosz gustu. – Pacnął go gazetą elf.
- To dziwne. W takim razie dlaczego mi się podobasz? – zapytał, szczerząc zęby do przyjaciela.
- Bo czasem miewasz przebłyski inteligencji. – Wieszcz zmierzył go dumnym wzrokiem i zadarł do góry nos, ale w sercu poczuł narastające ciepło. Niestety nie było sensu się łudzić, nieraz już słyszał z jego ust takie uwagi, ale nie szły za tym żadne czyny ani deklaracje. Pewnie prędzej oświadczył by się Nirmalowi, sądząc po spojrzeniach jakie rzucał chłopakowi, niż jemu. Zawsze uważał go za kumpla i pewnie nim pozostanie.
- Taaadaaam... – pisnęła Miki, stając przed mężczyznami. – Trochę przyciasna się zrobiła, ale chyba może być. Wujku, powiedz coś wreszcie! – Tupnęła nóżką na zapowietrzonego Rajita.
- Czy mama nie dała ci tego, no wiesz? – Zrobił dziwny gest, wskazując na klatkę piersiową. Siostrzenica zwykle nosiła workowate spodnie i za duże o kilka numerów, luźne koszulki i bluzy. Cieniutka, dopasowana  sukienka uwidoczniła rosnące piersi dziewczynki.
- O co ci znowu chodzi?
- O stanik – odpowiedział za zmieszanego wampira Chandi. – Musisz wyglądać przyzwoicie.
- Nie mam czegoś takiego. – Zarumieniła się dziewczynka i szybko zasłoniła dłońmi.
- W takim razie pójdziemy na zakupy. – Elf kopnął pod stołem Rajita, który wytrzeszczył na niego spanikowane oczy.
- Nigdy w życiu mnie na to nie namówicie! - Zerwał się gwałtownie miejsca. – Po moim trupie!
- Wujek jest niedobry... Buuu... - zachlipała żałośnie Miki.
- Powinniśmy jej pomóc – powiedział nieco słabym głosem elf. On też nie bardzo sobie wyobrażał zakupy z tą dwójką, i to w sklepie z damską bielizną.
- Żartujesz prawda? Myślisz, że jak niby to zrobimy? – jęknął Rajit. – Ja się na tym nic a nic nie znam.
- Nie mam pojęcia. – Odpowiedział mu równie speszonym spojrzeniem elf.
.........................................................................................................................
Betowała Ariana