środa, 23 kwietnia 2014

25.Labirynt. Ach te sny. Siostry Jezierskie. Nie ma jak w domu.

    Nirmal udał się do zamkowej biblioteki, często tam bywał, ale nie przepadał za siwowłosą kobietą zwaną przez wszystkich Babcią Ho, która nią zarządzała. Niewysoka, blada niczym kartka papieru i niewiele od niej grubsza, w pierwszej chwili sprawiała wrażenie miłej staruszki, zawsze z drutami w ręce, zerkającej w ekran monitora na jakieś brazylijskie seriale. Było jednak w jej postawie coś, co zakłócało ten sielski obrazek. Zimny, pełen podejrzliwości błysk w czarnych oczach, chytry uśmieszek czający się w kącikach ust powodowały, że gdzieś w głębi serca rodziła się niechęć i podejrzliwość. Chłopak był z natury bardzo empatyczny, wyczulony na cudze emocje. Natychmiast dostrzegł fałszywą nutę w zachowaniu kobiety, której inni, mniej wrażliwi na ogół nie zauważali. Kiedy wszedł do ogromnej komnaty, od sufitu do podłogi wypełnionej książkami i woluminami, Babcia Ho jak zwykle siedziała przy swoim biurku. Niechętnie się do niej zwrócił i wyjaśnił czego szuka.
- Proszę o wszystkie księgi, jakie ma pani na temat zamku Yendal Ansorg. Chcę się czegoś dowiedzieć o jego przeszłości.
- Istnieje tysiące lat, nie sądzę, abyś panie znalazł coś użytecznego na ten temat. Mamy tu jedynie niemądre historyjki, opowiadane przez zabobonne służące i niedouczonych dworaków. – Mimo swojego wieku zwinnie wdrapała się na drabinkę i zaczęła przy pomocy zaklęcia układać na stoliku przed Nirmalem stos zakurzonych tomów.
- Niewiele tego. Liczyłem na jakieś naukowe opracowania.
- Przecież mówiłam, nie ma tu nic wartościowego – wzruszyła ramionami. Miał wrażenie, że za twarzą dobrotliwej staruszki ukrywa się druga, wykrzywiona złośliwie niczym maska diabła. Najwyraźniej wcale nie miała zamiaru mu pomoc i potraktowała jak kapryśnie dziecko, które domagało się gwiazdki z nieba.
- Proszę się nie kłopotać, znajdę sobie jeszcze kilka romansów do poduszki – Nirmal wbił w nią niewinne, niczym wiosenne niebo oczy. Miał nadzieję, że wygląda wystarczająco niemądrze. Czuł, że nie powinien nalegać i wzbudzać podejrzeń. Opór bibliotecznej wiedźmy rozpalił jeszcze bardziej jego ciekawość.
- Nie wiedziałam, że książę interesuje się takimi bzdurami. Proszę się nie krępować, to tamta półka po lewej. Muszę na chwilę wyjść i mam nadzieję, że nie narobi pan tu bałaganu. – Obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
   Kiedy tylko został sam rozejrzał się dookoła i westchnął bezradnie. Były tutaj miliony tomów, nawet jeśli gdzieś znajdowały się cenne informacje, znalezienie ich zabrałoby mu ze sto lat. Z kieszeni marynarki wyjrzały trzy, znudzone łebki.
- Iii...ch? – zaświergotała Alisa.
- Jak myślicie, gdzie zacząć szukać? – zapytał nie licząc na żadną odpowiedź. – Może inaczej. – Uśmiechnął się pod nosem psotnie, bo wpadł mu do głowy niemądry pomysł. Wszyscy, którzy chcieli dostać się do zamku, jeszcze za czasów wielowiekowej drzemki Lakshmana, podchodzili do sprawy w naukowy sposób. Próbowali zaklęć, używali siły, sprowadzali najpotężniejszych magów i nic nie wskórali. On w żadnym wypadku nie mógł się z nimi równać. Jeśli naprawdę miał do czynienia z żyjącą istotą, obdarzoną jakąś świadomością to dlaczego nie miałby z nią nie porozmawiać. Z nietoperzami świetnie się dogadywał, mimo, że należały przecież do odmiennego gatunku.– Panie Yendal Ansorg, myślę, że powinniśmy się bliżej poznać. – Poklepał poufale najbliższą ścianę. - Mam dziwne wrażenie, że z powodu głupiego znamienia wszyscy się mnie boją i unikają. Myślałem, że taki starożytny zamek będzie miał więcej odwagi niż przeciętny dworzanin, ale chyba się myliłem – westchnął. – Lepiej poszukam lekkiej powieści na poprawę humoru. - Nietoperze wdrapały się na jego ramię i nastawiły kosmate uszka, jakby czegoś nasłuchiwały, po czym sfrunęły na ziemię, dzięki czemu wzrok chłopaka powędrował w dół. Zobaczył coś, na co wcześniej zupełnie nie zwrócił uwagi. Pośrodku biblioteki na marmurowej posadzce znajdowała się barwna mozaika. Przedstawiała zielony labirynt, u jego wejścia stał kruk przekrzywiając czarną głowę, jakby się nad czymś zastanawiał, w centrum zawiłych ścieżek na drzewie siedziała sowa, trzymając w dziobie klucz.
- Zaraz, to chyba jakaś zagadka – Nirmal podrapał się po brodzie. – Czy to nie łacina? – przeczytał napis wokół mozaiki. – Jestem z niej naprawdę kiepski. ,, Ducam te ad arborem sapientia Corvus”. Ee...? Dziwne jakieś. ,, Kruk zaprowadzi cię do drzewa mądrości?” Chyba muszę zapytać Bansi, może są w zamku jakieś kruki. – Wziął pod pachę książki przygotowane przez bibliotekarkę i ruszył do swoich komnat. Ciekawość dodała mu skrzydeł. Chętnie by z nich skorzystał, ale w pałacu obowiązywał niestety zakaz latania. Zastał lokaja w garderobie prasującego jego koszule i o zgrozo majtki.
- Wasza Wysokość. – Ukłonił się wytwornie mężczyzna.
- Rany, nie musisz tego robić – zarumienił się Nirmal i wyrwał mu swoje bokserki. – Przecież i tak nikt ich nie widzi.
- Powinieneś panie dobrze wyglądać przy każdej okazji. Nikt nie zna dnia ani godziny, kiedy mu się może przydać seksowna bielizna. – Uśmiechnął się rozbawiony speszoną miną młodziutkiego księcia.
- Czy tutaj są sami zboczeńcy, myślący dolną częścią ciała? – prychnął i położył na kanapie księgi. – Potrzebuję kruka, może być posąg, obraz, płaskorzeźba. Co tam ci przyjdzie do głowy. Oczywiście na terenie zamku.
- Jest nawet kilka, jeden w świątyni dumania króla. – Wskazał na drzwi do łazienki.
- Czekaj, Lakshman ma takiego ptaka? Nie zauważyłem – wyrwało się niezbyt mądrze chłopakowi, wywołując natychmiastowy chichot służącego.
- Myślę, że ma, ale nie miałem okazji sprawdzić. Na oko jednak to spora sztuka, trudno go raczej przeoczyć. – Niepoprawny Bansi omal nie upuścił z ręki żelazka.
- Idź sobie, ale już, bo cię poszczuję Alissą! – Cały czerwony Nirmal rzucił w lokaja poduszką. Te dworskie dranie doskonale wiedziały, że nadal był prawiczkiem i żartowały sobie z niego na każdym kroku, a on w swojej naiwności dawał wodzić się za nos. Przewracał się jeszcze z godzinę z boku na bok na kanapie, by w końcu pogrążyć się w niespojonym śnie, w którym główną rolę odgrywał latający penis władcy wampirów. Miał spore rozmiary, czarne, krucze skrzydła i był niesamowicie szybki. Ledwo udało mu się uciec do dziwnego labiryntu, ale i tak cały czas słyszał go za sobą. Niestety wpadł w ślepą uliczkę, z której nie było ucieczki. Na szczęście zobaczył dziurę w ścianie, była na odpowiedniej wysokości. Zaczął wciskać w nią tyłek, a plecami przylgnął ściśle do muru. Tak zabezpieczony przed utratą cennego wianka czekał na przybycie nacierającego wroga. Ciekawe było to, że jego własny członek, koniecznie chciał mu wyjść naprzeciw nic sobie nie robiąc z determinacji swojego właściciela.
- Wstrętny zdrajco! – Nirmal złapał go obiema rękami, by nie przyszło mu do głowy czasem odlecieć na samodzielną wyprawę jak nacierającemu właśnie z furkotem skrzydełek koledze. – Aaa...! – pisnął przerażony i wcisnął pośladki mocniej we wnękę. Gdzieś z daleka, dobiegł go dziwny zgrzyt.
- Nirmal głuptasie, chcesz zrobić dziurę w oparciu kanapy?  - usłyszał rozbawiony głos męża, który przyglądał się jak rozpłaszcza swoją pupę o oparcie mebla, kręcąc nią zawzięcie na wszystkie strony. Ściskał przy tym kurczowo swojego penisa, jakby go chciał udusić przez spodnie. – Może nie przesadzaj, może ci się jednak przydać – zachichotał, spoglądając między jego nogi.
- Ee...? – Usiadł na kanapie, przecierając zaspane oczy. – Co tu robisz?
- Mieszkam, jakbyś zapomniał. Co ci się śniło?
- Nic, zupełnie nic! – zaprotestował gwałtownie i zarumienił się po same uszy. – I przestań się tam gapić! – Z zażenowaniem stwierdził, że spodnie zrobiły się bardzo ciasne, co na pewno zauważył ten drań.
- Mógłbym wybawić cię z kłopotu. – Lashman powoli zaczął przysuwać się do chłopaka, który cofał się lekko spanikowany. Złote oczy mężczyzny przyciągały go jak magnes. Miały hipnotyzującą moc niczym oczy kobry. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Nie miał jednak zamiaru tak łatwo się poddać.
- Po co tu przyszedłeś? – zapytał podejrzliwie. Drzwi do łazienki były już bardzo blisko.
- Zapytać, czy chciałbyś jutro zobaczyć się z rodzicami. Chandi zdjął z nich zaklęcie i bardzo się o ciebie niepokoją. – Na takie niespodziewane oświadczenie Nirmal zatrzymał się jak wryty. Przez chwilę stał nieruchomo, niemal zapominając oddychać. Potem jego twarz rozjaśnił uśmiech tak jasny, że mógłby rozświetlić najbardziej ponury loch.
- Aaa...! – rozległ się przeraźliwy pisk radości. Chłopak podskoczył, objął mężczyznę za szyję i wycisnął na jego ustach entuzjastyczny pocałunek, po czym zamrugał długimi rzęsami i zaczerwienił się ogniście, jakby dopiero teraz dotarło do niego co zrobił. Nacisnął na klamkę w drzwiach za nim, wskoczył do łazienki i zasunął rygiel.
- To chyba było tak? – zapytał sam siebie władca. – Lakshman, starzejesz się. Pozwoliłeś umknąć temu dzieciakowi ofiaro jedna, zamiast zdobyć przynajmniej kilka buziaków.

***
   Po długich negocjacjach państwo Jezierscy pozwolili córkom iść z gościem na zakupy do pobliskiego supermarketu. Nie ufali jeszcze do końca Chandiemu, ale skoro został ich sąsiadem, chyba nie miał nic złego na myśli. Ola i Asia zachwycone przystojnym elfem z wielkim entuzjazmem wpakowały się do jego samochodu. Ściśle przyklejone do boków mężczyzny wkroczyły do Netto, pchając przed sobą koszyk. Zadarły główki mierząc dumnym wzrokiem zazdrosne koleżanki, obserwujące je zza regału z mąką. Córki bogatych biznesmenów, bo w większości takie rodziny mieszkały w okolicy, zawsze miały je za żałosne ciamajdy. Teraz wytrzeszczały wymalowane ślepia i zaciskały pazurzaste łapki, zawzięcie mieląc jęzorami.
- Chandi bądź tak miły i obejmij nas obie – Ola uśmiechnęła się do elfa. – Niech te jędze pozdychają z ciekawości.
- Nie ma sprawy – wieszcz nie miał nic przeciwko odrobinie zabawy. Te dwie smarkule były całkiem miłe, a on nieraz znajdował się w podobnej sytuacji, jako obcy wśród wampirów. Często traktowano go jak kogoś żałosnego, niegodnego większej uwagi pomimo talentu z którego skwapliwie korzystano. Przytulił dziewczyny i obdarzył każdą delikatnym całusem w policzek. – Powiemy, że żyjemy w trójkącie? - zachichotał.
- Dobry pomysł, jesteśmy tak wystrzałowe, że nie możesz się zdecydować którą z nas wolisz – mrugnęła do niego Asia, rumieniąc się na buzi. – Czego właściwie potrzebujesz? – wskazała na półki.
- Moja lodówka świeci pustkami. Jestem wegetarianinem, więc w grę wchodzą jedynie owoce i warzywa.
- Wyhodowałeś te mięśnie na zielsku? – Ola popatrzyła na niego ze zdumieniem i bez skrępowania pomacała jego ramię.
- Daleko mi do męża Daniela czy Rajita – westchnął elf, uważający się zawsze za chucherko, w porównaniu do rosłych wampirów.
- Chwila! Co ty gadasz?! Nasz braciszek się ożenił?! – Asia wbiła w niego oczy, a Ola złapała za koszulę.
- Och, mam niewyparzony język – westchnął elf. – Jutro go poznacie, nic wam więcej nie powiem!
- Gadaj, bo zacznę krzyczeć, że jesteś sutenerem i trzymasz nas w niewoli! – Brunetka zagrodziła mu drogę.
- Ugotuję ci bezmięsne leczo, jestem w tym mistrzynią – kusiła młodsza z sióstr, mnąc w rękach warkocz.
- Kobiety! – wzniósł oczy do sufitu. – Nawet najmłodsze to jędze!
- Proszę pana... – Ola zaczęła machać na ochroniarza.
- Dobra już dobra, robimy zakupy, mała gotuje kolację, a ja wam co nieco opowiem. – Pogładził burczący głośno brzuch. Po niecałej godzinie siedzieli we trójkę przy kuchennym stole, krojąc warzywa. Chandi pokrótce opowiadał im historię małżeństwa Daniela, łącznie z dzikim wystąpieniem Lakshmana podczas ceremonii. Dziewczyny słuchały z otwartymi buziami, parskając gniewnie podczas opisu wyczynów króla wampirów. Braciszek najwyraźniej został poślubiony wyjątkowemu draniowi. Już ich w tym głowa, żeby jego związek był udany.
   Wieszcz obserwował siostry Nirmala z zaciekawieniem, widział jak bardzo kochają chłopaka.  Władca będzie miał niełatwy orzech do zgryzienia, bo rodzina Jezierskich była ze sobą bardzo związana. Siostry gotowe były mu wydrapać oczy, gdyby skrzywdził ich brata. Trochę im zazdrościł tych relacji. Został sam jak palec i nie miał właściwie nikogo, na kim mógł się wesprzeć. Zrobiło mu się smutno. Gdzieś tam wysoko, Rajit pewnie wyzywał go od pokręconych głupków i niewdzięcznych przyjaciół. Na pewno się wściekł, kiedy tak zniknął bez słowa. Już za kilka dni będzie wiedział, czy ich miłosna noc wyda owoc. Właściwie to nie miałby nic przeciwko maleństwu o uśmiechu jego ojca. Wychowałby je z dala od wampirów, nikt nie musiałby wiedzieć, że ma dziecko.
***
   Następnego dnia wieczorem Nirmal ubierał się już trzeci raz, nie mogąc się zdecydować, w czym ma się zaprezentować rodzicom. Był ogromnie szczęśliwy i podekscytowany, cały czas kręcił się i podśpiewywał pod nosem. Zastanawiał się jednak, jak im to wszystko wytłumaczy. Kiedy wyciągnął następna koszulę, dostał klapsa od zniecierpliwionego Lakshmana.
- Koniec z tym, już późno – złapał go za rękę i stanowczo pociągnął do drzwi.
 - Ale jeszcze... – Chłopak usiłował ponownie zerknąć w lusterko.
- Zaraz zadzwonię do twojego domu i powiem, że odłożymy wizytę na inny dzień, bo jeden strojniś, nie może się zdecydować, co na siebie włożyć!
- No przecież jestem gotowy – wydął usta, posłusznie dreptając za zirytowanym mężem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak dziecko. Jednocześnie pragnął całym sercem zobaczyć się z najbliższymi i bał się, że go odrzucą, kiedy dowiedzą się jak się zmienił i kim był naprawdę.
- Nie martw się, jestem przy tobie. – Lakshman objął zdenerwowanego męża, kiedy tylko stanęli na płycie teleportu. – Chandi powiedział, że masz wspaniałą rodzinę, a on nigdy nie rzuca słów na wiatr. Na pewno się dogadacie. – Ze zdumieniem stwierdził, że Nirmal przytula się do niego i chowa twarz w koszuli. Już po chwili znaleźli się w pogrążonej w ciemnościach mało uczęszczanej części parku. – Chodź. A obronisz mnie, jeśli twoja matka przegoni mnie miotłą? Nie wiadomo, co tam napaplał ten gadatliwy elf. – Ponownie złapał szczupłą dłoń.
- Mama nie używa w domu miotły. Najwyżej ci przywali rurą od odkurzacza. – Zatrzymał się przed znajomymi drzwiami i przycisnął dłoń do oszalałego z emocji serca. Dwa razy wyciągał rękę do przodu, by ją zaraz cofnąć. Odwaga całkowicie go opuściła. Drzwi się w końcu otworzyły i wypadły z nich dwie wyrośnięte pannice.
- Jaki słodziutki! – Z dzikim wrzaskiem rzuciły się na szyję Nirmalowi, który oczywiście fiknął kozła do tyłu w grządkę z truskawkami. – Dawaj dziobek! – obcałowywały chłopaka, który z piskiem się przed nimi bronił. Śmiał się przy tym jak szalony, bezradnie zasłaniając się rękami. Nie miał jednak żadnych szans, bo dziewczyny przygniotły go do ziemi własnymi ciałami.
- Wy dzikuski, zjeżdżajcie z moich truskawek! Zostawcie tego biedaka w spokoju, my też chcemy go przywitać. – Pan Jezierski wyrwał chłopaka z ramion sióstr i sam zamknął go w niedźwiedzim uścisku.
- Zadusisz mi dziecko idioto! – Kobieta walnęła męża w głowę i odebrała mu syna. – Jakiś ty mizerny i bledziutki. – Delikatnie pogłaskała go po policzku, zalewając się łzami. – Pewnie o ciebie nie dbali – posłała krzywe spojrzenie stojącemu na uboczu Lakshmanowi, który przyglądał się tej scence z ciekawością i pewną dozą zazdrości. – Zrobiłam gulasz oraz szarlotkę z bitą śmietaną tak jak lubisz. – Objęła chłopca ramieniem i poprowadziła do domu. W progu jednak się odwróciła, jakby przypomniała sobie o czymś mało istotnym i zmierzyła zięcia od stóp do głów chłodnym wzrokiem. Nie dopilnował jej kurczaczka, więc nie miała o nim najlepszego zdania. –  Hm... Cóż... Pana też zapraszamy oczywiście.
.................................................................................................................................
Betowała Ariana