sobota, 20 lutego 2016

51. Trójkąt Bermudzki. Siostry Jezierskie.Magiczny instynkt.Wpadka demona.

   Lakshman wraz z dwoma najlepszymi oficerami Zorebe i Lobesem zszedł z płyty teleportacyjnej, znajdującej się  na jednej z wysp w pobliżu Trójkąta Bermudzkiego. Ruszyli asfaltową alejką w kierunku widocznego w oddali małego portu dla jachtów. Było już późne popołudnie i słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Panował iście piekielny upał, po bardzo bogatej na pierwszy rzut oka wsi, plątali się jedynie zagraniczni turyści. O nich dbano niczym o żyłę złota, którą byli w istocie. Życie zaczynało się tutaj dopiero po zmroku.
- Po co nam statek, nie moglibyśmy zwyczajnie polecieć? – Wytatuowany Lobes wzbudzał trwogę i zaciekawienie w przechodniach.
- Boisz się zamoczyć skrzydła? – zapytał z uśmieszkiem Zorbe. Dobrze wiedział, że latanie nie było mocną stroną wielkoluda. – Podobno rybki są wyjątkowo wygłodniałe w tym roku.
- Sądzę, że wolałyby delikatniejsze mięsko kanapowego pieszczoszka – Wyszczerzył swoje duże zęby w uśmiechu, który mniej więcej plasował się pomiędzy ziewnięciem rekina ludojada, a szczerzeniem kłów lwa pozostającego od dłuższego czasu na przymusowej diecie. Przebiegające obok dziecko z głośnym bekiem pobiegło do mamy.
- Zwyczajnie mają dobry gust – odszczeknął się mniejszy z mężczyzn. Wiedział do czego pił przerośnięty drań. Ale czy to jego wina, że po skończeniu Akademii dostał przydział do pałacu? Zwyczajnie zazdrościł mu wygód, ponieważ sam musiał strzec jakiejś rudery na zadupiu zwanej Strażnicą. Lubił go zaczepiać. Może dlatego, że jego ciało w świetle słońca nie miało sobie równych. Podczas studiów w stolicy spędził sporo czasu podziwiając je ukradkiem z dachu zamku. Teraz też widok był naprawdę niezły, dobrze dopasowane białe spodnie i cieniutki podkoszulek na ramiączkach nie ukrywały zbyt wiele. Zatkał demonstracyjnie nos bo właśnie przechodzili obok Targowiska, gdzie miejscowi zaczęli rozkładać swoje towary. Miał nadzieję, że nikt nie zauważył jego fascynacji.
- Kupić maleństwu perfumy? A może wachlarz? – Pochylony nad wyrobami z kości wielorybów, odwrócił się nagle, by ze zdumieniem zauważyć rozanielony wyraz twarzy Zorbe, który śmiało błądził wzrokiem po jego ciele. Zaczerwienił się, cofnął i omal nie przewrócił stojącego tuż za nim władcy, a potem zaczął chrapliwie chrząkać, jakby mucha wpadła mu do gardła.
- Zamknijcie się wreszcie, bo was obu potopię! – Lakshman nie był w najlepszym humorze. Nie znosił upału, smrodu rozkładających się ryb, a jeszcze bardziej słonej wody. Wskazał ręką na niewielki jacht dalekomorski o dziwnej nazwie Lewoskrętna.
- Co z tą łajbą nie tak? – Lobe usiłował odwrócić uwagę obu mężczyzn od swojego dziwnego zachowania. Czyżby podobał się temu pałacowemu przystojniakowi? Niemożliwe.
- Głupi statek ciągle skręca na lewo. Nikomu nie udało się odkryć dlaczego, może po prostu lubi ten kierunek.  Czerwona, zmieszana twarz osiłka poprawiła mu samopoczucie. – Władca wzruszył ramionami. – Ma jednak solidną konstrukcję, oparł się już niejednej burzy. Musimy popłynąć dla własnego bezpieczeństwa. Trójkąt Bermudzki nie bez powodu cieszy się złą sławą.
- Myślałem zawsze, że to bajki wymyślone przez pismaków. – Przestępujący z nogi na nogę, atletycznie zbudowany strażnik graniczny był strasznie słodki.
- Pogoda bywa tutaj bardzo zmienna, wieją niesamowicie silne wiatry, a gwałtowne burze pojawiają się nagle dosłownie znikąd. Na te wody wypływają jedynie desperaci, pełno tu dryfujących i zatopionych wraków pechowców, a z płytkiej wody wystają ostre skały.  Z tego powodu to miejsce idealnie nadaje się na kryjówkę. Nikt rozsądny się tutaj nie plącze i nie naraża niepotrzebnie na niebezpieczeństwo. – Lakshman wkroczył na pokład i rozejrzał się po jachcie. Dozorca utrzymywał go w idealnym stanie, będzie musiał wręczyć mu jakąś premię.
- Zadzwonię jeszcze do mamy. – Lobe wyciągnął z kieszeni telefon, ale ku swojemu rozczarowaniu pokazywała brak sygnału.
- Nie martw się drągalu, jak będzie trzeba utrę ci nosek – zachichotał Zorbe.
- Te dwa chyba szukają czegoś na kolacje. – Lakshman wychylił się przez burtę, chwilę obserwował krążące wokół jachtu rekiny, po czym spojrzał wymownie na mężczyzn. Zniknęli pod pokładem w ciągu minuty, głośno tupiąc i przepychając się na schodach niczym dzieci. – Kwiat rycerstwa, a nich mnie! – Chciałby już być w domu, wziąć w ramiona męża i nigdy go nie wypuszczać. Tęsknił za Nirmalem do czego by się oczywiście nigdy nie przyznał. Mały łobuz głęboko zapadł mu w dumne serce. W dodatku po głowie cały czas plątała mu się myśl, że przegapił coś naprawdę ważnego. Życie władcy Amalendu było naprawdę ciężkie.
***

   Nirmal ogromnie się ucieszył z przyjazdu sióstr. W końcu miał je znowu obok, znały go lepiej niż ktokolwiek inny. Ufał im bezgranicznie. Nareszcie miał z kim porozmawiać o swoich rozterkach. Plecak i ogromna walicha zostały porzucone na progu komnaty. Dziewczęta na jego widok rzuciły mu się z przeraźliwym piskiem na szyję. Upadli wszyscy troje na dywan, zaśmiewając się niczym dzieci i ściskając z całego serca.
- O, masz nawet jakieś mięśnie. – Ola dokładnie obmacała brata, wijącego się bezradnie pod ciężarem dwóch ciał.
- I jesteś taki elegancki – westchnęła z podziwem Asia, składając ręce jak do modlitwy.
- To może ja już pójdę? – Kapitan Sara czuła się bardzo skrępowana tą scenką. Sama pochodziła ze starej, wojskowej rodziny z tradycjami i kompletnie nie rozumiała takich zachowań. Uświadomiła sobie, że teraz miała do pilnowania nie jak do tej pory jednego, ale trzech głuptasów. Beztroska młodego księcia była już w Amalendzie legendarna. Czuła jak zaczyna dostawać migreny.
- Chwileczkę. – Nirmalowi udało się zrzucić z siebie obydwie dziewczyny. Asia oczywiście pod groźnym wzrokiem Sary, natychmiast skuliła ramiona i obciągnęła spódniczkę. – Muszę porozmawiać z wieszczem. Niech je pani oprowadzi dzisiaj po zamku. Jutro się nimi zajmę osobiście.
- Ale ja chcę najpierw do Akademii Wojskowej. Musze zobaczyć wszystkie te wampirze ciasteczka w akcji. Masz pojęcie jak ciężko na to zapracowałam? – zaprotestowała od razu Ola. – Niech młoda sobie ogląda serwisy do kawy. Teraz potrafi je nawet policzyć. – Sztuka i zabytki zupełnie jej nie interesowały, za to przystojni oficerowie jak najbardziej. Na uniwerku spotkała jak dotąd jedynie same patykowate wymoczki.
- No dobrze. – Książę doskonale znał upór starszej z sióstr, nie było sensu się z nią spierać w takich sprawach. Nawet ojciec nie dawał sobie rady z tą pyskatą jędzą, a co dopiero on. – W takim razie ty do koszar, Asia na pokoje.
- Kocham cię! – Mała psotnica natychmiast zawisła mu na szyi. – I nie bój się, antykoncepcję mam w małym palcu. – Dodała dumnie.
- Jakoś słabo mnie to pociesza – jęknął Nirmal, truchlejąc na samą myśl o ewentualnym siostrzeńcu i minie ojca, kiedy uraczyłby go taką nowiną. Popatrzył z nadzieją na stojąco sztywno Sarę.
- Proszę się nie bać, dam sobie radę. – Kiwnęła służbiście głową z pewnością, jakiej wcale nie czuła. Starszej miała zamiar przydzielić najprzystojniejszego oficera. Dziewczyna najwyraźniej nie posiadała zbyt dużego doświadczenia. Chyba nie różniła się zbytnio od wampirzych nastolatek. Chłopakowi palnie najpierw porządne kazanie, zagrozi wyrwaniem jaj i zawieszeniem ich ku przestrodze na zamkowych blankach. Na pewno nie odważy się na nic ryzykownego. Tymczasem prawdziwą zagadkę stanowiła dla niej wielkooka ciamajda, wyglądała na o wiele trudniejszą do upilnowania. Właśnie poprawiała okropną kokardę i przygryzała koniec warkocza. Jakie myśli obracały się w tej pustej główce nie potrafiła odgadnąć. Nie miała pojęcia dlaczego ją tak niepokoiła.
- Czy ktoś może mi najpierw naprawić pazurki? – Asia pomachała dłonią przed nosem Nirmala. Skoro przebywała w pałacu i była siostrą księcia, musiała odpowiednio wyglądać. Czy ta kobieta miała zamiar wyrwać jej serce i usmażyć na chrupko z cebulką? Dlaczego tak się w nią wpatrywała? Trwożliwa duszyczka dziewczyny uciekła w okolice kolan. Nie przestawała jednak ostrożnie zerkać spod długiej grzywki na to wcielenie Xeny Pogromczyni. Chętnie zobaczyłaby ją w sukience. Ciekawe jak wygląda jej mundur. Na samą myśl o przylegającej do ciała skórze i złotych ozdobach zrobiło jej się gorąco. Na pewno nosi duży, ostry miecz.
***

   Chandi miał ogromny dylemat, starał się obiektywnie rozważyć, to co przy pierwszym spotkaniu powiedział mu Rajit. Dom na wyspie przestał się mu wydawać bezpieczny. Siedział na bujanym fotelu ze śpiącym synkiem na kolanach. W kominie gwizdał wiatr. Ciche skrzypienie drewnianej podłogi działało na niego kojąco. Musiał przyznać, że Ceremonia Karmienia i przyjęcie Hirala do klanu przebiegło lepiej niż był skłonny przypuszczać. Drobne oznaki przywiązania ze strony mieszkańców zamku sprawiły mu ogromną przyjemność. Rozczuliła go zwłaszcza gospodyni, pieczołowicie przechowująca bliskie jego sercu pamiątki. Nawet ten zimnokrwisty łajdak Rajit naprawdę przyzwoicie się zachował. Udało mu się nie zrazić do siebie tak wrażliwego dziecka jak Hiral, a to był naprawdę wyczyn nie lada. Poczuł pod powiekami łzy.
  Co jednak będzie z nimi dalej? Czy powinien przeprowadzić się do zamku ze względu na bezpieczeństwo malucha? Uważnie śledził wydarzenia w Amalendzie i uznał, że w słowach wampira było sporo racji. Buntownicy robili się coraz śmielsi, odważyli się nawet zaatakować Strażnicę. Spojrzał na maleńkie rączki synka zaciśnięte na jego koszuli.
- Tatuś? – Niebieskie oczka otwarły się na chwilę, patrząc na niego z ogromną miłością i ufnością. Usteczka odnalazły sutek i zaczęły rytmicznie ssać.
- Śpij skarbie, śpij…- zamruczał melodyjnie elf. Powieki chłopczyka po chwili opadły i zapadł w drzemkę. Wyglądał zupełnie jak słodki, mały aniołek z tą jasną czuprynką. Jego mały aniołek. Jeśli będzie musiał, podzieli się nim z wampirem. Bezpieczeństwo i przyszłość synka były dla niego najważniejsze. Jakoś zniesie Jego Lordowską Wysokość. Może go też ukatrupić w afekcie, nikt by się pewnie temu nie zdziwił, wtedy zostanie bogatym wdowcem. Na samą myśl uśmiechnął się mściwie.
***

   Nirmalowi nie udało się porozmawiać z wieszczem. Od upojnej nocy nieustannie dręczył go niepokój i nie mógł sobie znaleźć miejsca. Nie zastał Chandiego w domu na wyspie. Na drzwiach wisiała jedynie karteczką ,, jestem w zamku Corragion”. Nie chciał mu tam przeszkadzać, gorąco pragnął by obaj jego przyjaciele doszli do porozumienia. Mieli wystarczająco dużo problemów, by je jeszcze dokładał im swoje. Wrócił do pałacu zamyślony. Ktoś inny pewnie machnąłby ręka nad tą sprawą, ale jemu nie dawała spokoju. Z początku wpadł nawet na pomysł by porozmawiać na temat dziwnego snu z demonem, ale nie dowierzał mu za bardzo, poza tym dotyczył zbyt intymnych spraw. Takich rzeczy nie opowiadało się byle komu. Wiedział jednak, że Balraj doskonale się znał na sennych zaklęciach. Miał już kiedyś z nim z tego powodu starcie. Próbował go wtedy uwieść. Co dziwne, od jakiegoś czasu trzymał się na dystans i niełatwo było go odnaleźć. Przedtem nachodził go prawie kilka razy dziennie, teraz nie raczył się nawet odezwać. Chłopak nie miał pojęcia, co sądzić o jego zachowaniu. Postanowił nie zawracać sobie nim głowy. Zwyczajnie zaczeka aż Chandi ułoży sprawy rodzinne, albo wróci Lakshman. Mąż pewnie wyśmieje się z jego sennych mar i obróci wszystko na swoją korzyść. To była kara za znęcanie się nad nim. Skoro nie wpuścił go do łóżka, odstawił na boczny tor to teraz słusznie cierpiał.
   Zapadał zmierzch, a wraz z przybyciem ciemności nasiliły się lęki i obawy. Miał nieodparte wrażenie, że był zupełnie sam w ogromnym, starym zamku pełnym czających się po kątach potworów, które tylko czekały by go pożreć. Nawet jako dziecko nie bał się tak bardzo. Co się z nim u licha działo? Hormony, tęsknota, wariował? Pałac, który do tej pory tak lubił wydał mu się wrogi. Czerwone żyły na ścianach pulsowały hipnotyzująco. Narastało w nim napięcie. Na siostry nie miał co liczyć, z jego punktu widzenia, choć starsze od niego, były jeszcze dziećmi. Nie znały i nie rozumiały świata, w którym przyszło mu żyć.
- Gdzie jesteś, potrzebuję cię – wyszeptał, wyglądając przez okno. Król był skałą na której od niepamiętnych czasów mógł się oprzeć. Dla niego nigdy nie był dumnym władcą Amalendu, tylko ukochanym Panem Nietoperzem. Już jako dziecko biegł do mężczyzny z najdrobniejszymi sprawami. Wampir burczał, warczał, ale nigdy nie odmówił mu pomocy.
   Spojrzał z niechęcią na puste łoże. Jakoś nie miał odwagi się do niego położyć, choć oczy już go piekły. Czy to co przeżył dwa dni wcześniej było snem czy jawą? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Skoro jednak to były jedynie jego upostaciowane pragnienia, sprowokowane okresem płodnym, dlaczego czuł fizyczne skutki upojnej nocy? Coś mu się tutaj nie zgadzało. Aż bał się pomyśleć, co mogło się naprawdę wydarzyć. Jeśli to nie byłby sen, a Lakshman przebywał tysiące mil stąd… Przerażony tokiem swoich rozważań zacisnął dłonie na kołdrze. Przeszył go dreszcz. Czy ktoś byłby na tyle zdesperowany, że śmiałby go w ten sposób wykorzystać?
- Muszę być odważny, w końcu jestem księciem. Lakshman nie lubi tchórzy. – Ruszył w głąb komnaty. Powoli położył się na miękkim materacu. Postanowił zachować ostrożność i mieć się na baczności. Pałac Harash - Andrum, a zwłaszcza jego apartament był bardzo dobrze strzeżony. Nikt obcy nie mógł tutaj wejść bez wiedzy straży. Zawsze jednak pozostawali mieszkańcy. Czyż najwspanialsze twierdze nie zostawały zdobywane właśnie dzięki zdradzie? Instynktownie przywołał swoją magię, otoczyła go splotem niewidzialnych, nucących witek.

***
   Balraj miotał się jak szalony po pałacu. Starał się zachować resztki rozsądku z całych sił. Wiedział jak krucha granica dzieliła go od klęski. Musiał wypełnić plan punkt po punkcie inaczej straci wszystko. Czuł ruję Nirmala całym sobą, fale gorąca uderzały w niego niczym pociski. On był zamkiem, a zamek był nim. Wyczuwał chłopaka każdym kamieniem użytym do jego budowy, podłogą, sufitem, najmniejszą żyłką na ścianie. Pragnął się w nim zatracić. Przecież należał do niego, tylko do niego, nie do tego zarozumiałego Lakshmana. Jeszcze trochę, odrobinę, a na zawsze się go pozbędzie. Cierpliwości. Tak, cierpliwości.
Ta cecha była jednak demonom zupełnie obca. Natura skłaniała ich do bezwzględnego zaspokajania własnych pragnień. Ani przez moment nie pomyślał, że Nirmal może się od niego różnić, wszak płynęła w nim ta sama krew. Zew to zew, należało go zaspokoić, o konsekwencjach pomyślą później.
   Balraj mimo całego swojego sprytu oraz wielowiekowego doświadczenia, nie umiał się oprzeć instynktowi. Znalazł partnera i tylko śmierć mogła zniweczyć jego plany. Tak pięknie się ze sobą zgrali tamtej nocy. Chłopak krzyczał miłosne zaklęcia raz po raz, wielokrotnie przeżywając orgazm. Wspaniały obraz psuło jedynie to, że musiał przybrać postać znienawidzonego władcy wampirów. Ale przecież w środku był on i brał jego pięknego męża raz po raz, wpuszczając w niego swoje nasienie. Poczucie zaspokojenia trwało jednak bardzo krótko. Chciał wszystko powtórzyć, wolałby to zrobić we własnej skórze, ale musiał jeszcze poczekać. Tym razem musiał użyć innej sztuczki, by znowu wziąć w ramiona uległe ciało Nirmala. Pałac był jego najlepszym sprzymierzeńcem, pomógł mu wprawić chłopaka w trans. Szkarałatne żyły wibrowały, oszałamiając ofiarę. Powoli zbliżył się do łoża, ściągnął kołdrę na podłogę. Wziął w ramiona śniącego. Nie zareagował na jego bliskość, tak jak tego pragnął. Zagryzł wargi i zmiął w nich kilka przekleństw. Wziął głęboki oddech, wciągnął w nozdrza upajający jego zmysły zapach piżma i zaczął delikatnie gładzić smukłe plecy oraz wrażliwą szyję. Nadal nic. Zniecierpliwiony lekko potrząsnął chłopakiem, który ku jego przerażeniu otworzył oczy. Na jego szczęście nie całkiem przytomne.
- Kim jesteś?! – Padło nieoczekiwane pytanie, a drobna dłoń zacisnęła się na włosach demona z niezwykłą siłą. Balraj po raz chyba pierwszy w życiu spanikował. Szarpnął się tak mocno, że długie pasmo pozostało szczupłych palcach. Napięcie, które towarzyszyło mu cały dzień opadło, uciekł jak niepyszny i schronił się w swojej kryjówce. Miał nadzieję, że Nirmal uzna to wszystko za wyjątkowo dziwaczny sen. Nie miał się czego obawiać. Poczuł niejaką ulgę. Wątpliwe by książę oprzytomniał z transu, to musiał być przypadek.  Odetchnął i usiadł. Nadal był niezaspokojony, ale myślał już jaśniej. Kiedy przyszło otrzeźwienie, przypomniał sobie o czymś niezmiernie ważnym. Pożądanie okazało się silniejsze niż misterne plany. Był głupcem nad głupcami.

- Zupełnie straciłem rozum! – zawył z wściekłości, wbijając szpony mocno w ścianę. Jego straszliwy ryk słychać było w całym pałacu. Zbudził ze snu wielu dworzan, którzy nie wiedząc co się dzieje, przerażeni rozglądali się dookoła.