niedziela, 23 marca 2014

21. Zaręczyny. Zazdrość paskudna rzecz. Mocą urzędu.

   Dodaję nowy rozdział dla wszystkich marud, mających dość dramatów. Od tej pory będzie tylko lepiej. Dążyłam do tego właśnie punktu zwrotnego opowiadania. Miłego czytania.

   Kiedy Rajit otworzył rano oczy napotkał kilka centymetrów od swojego nosa dwie futrzaste kulki robiące sobie zjeżdżalnię z poduszki. Turlały sie w dół z radosnym piskiem, a siedząca na ramie łóżka Alisa pyskowała na nich po swojemu, najwyraźniej upominając dokazujące maluchy. Widok tych beztroskich stworzonek poprawił mu nieco humor. Po chwili obudził się też Nirmal i gwałtownie usiadł na łóżku płosząc  łobuziaki, które odleciały na stojącą w pobliżu szafę.
- Co ja tu robię? – rozejrzał się dookoła niezupełnie przytomnie.
- Nie chciałeś zostać w pałacu, więc zabrałem cię do siebie. Może coś najpierw zjedzmy, a przy okazji porozmawiamy – Podał mu rękę i pomógł wstać.
- Coś ty mi wczoraj dał, nadal czuję się pijany? – Chłopak ziewając szeroko stanął na miękkich nogach. – Nie jestem głodny.
- Trochę przesadziłem z tymi kroplami, ale byłeś w takim stanie, że bałem się o ciebie. – Pociągnął go do jadalni. – Wrzuć w siebie cokolwiek, nie pozwól by ta sprawa zniszczyła ci życie.
- Wiem, ale to trudne i sądzę, że dla ciebie też – usiadł za stołem i nalał sobie kawy. – Pewnie już wszyscy wiedzą. – Nasypał do miseczki owoców, nalał mleka i postawił na parapecie okiennym. Nietoperze natychmiast przyleciały, zabrały się za posiłek jakby tydzień nie jadły. Po chwili wszystkie trzy pyszczki były całe wypaprane, a maluchy wylizywały się nawzajem, piszcząc i machając skrzydełkami.
- Nie przejmuj się innymi, teraz masz mnie, razem sobie poradzimy. Posłuchaj, myślałem nad tym całą noc i wpadłem na pewien pomysł. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem twoim wymarzonym kochankiem, ja też prawdę mówiąc miałem odmienne plany. Tutaj panują inne zwyczaje niż w świecie ludzi. Jeśli nie będziemy mieć potomstwa, za kilka lat, kiedy staniesz na nogi i będziesz umiał o siebie zadbać, możemy się rozwieść. Musimy jedynie uzbroić się w cierpliwość, dwóch przyjaciół nie zacznie sobie chyba skakać do oczu tylko dlatego, że na palce włożą im obrączki. – Rajit mimo, że zdenerwowany sytuacją, jadł za dwóch i starał się znaleźć jakieś rozsądne rozwiązanie. Wiedział, że Nirmal był na granicy załamania i chciał go jakoś uspokoić.
- Bardzo ci dziękuję – Chłopak nachylił się i cmoknął go w policzek. – Gdyby nie ty, nie wiem co bym wczoraj zrobił. Czeka nas długa droga do wolności – westchnął zrezygnowany. - Strasznie chciałbym znowu porozmawiać za swoją rodziną.
- Myślę, że to przy odrobinie starań da się załatwić – Rajit poczochrał go po głowie. – O wiele trudniej będzie posklejać twoje serduszko. Jak mogłeś się zakochać w takim palancie?
- Och... Skąd wiesz? – zarumienił się i spuścił głowę.
- Widać gołym okiem. Na twojej twarzy wypisane jest wszystko co czujesz, powinieneś się nauczyć nieco nad nią panować. Nie daj panu Jestem z Kamienia satysfakcji. – Podsunął mu smakowicie wyglądającą kanapkę.
- Chciałbym, żeby pożałował swojej decyzji, ale on ma mnie w nosie. Byłem dla niego tylko środkiem do celu – posmutniał.
- Pokaż mu co stracił, mogę ci w tym pomóc jak chcesz – uśmiechnął się przekornie. – Stworzymy związek idealny, nikt nie musi wiedzieć, że przyjacielski. Większość osób wierzy w to co widzi i nie docieka prawdy.
- Ale Lakshman może wtedy pomyśleć, że znalazł mi odpowiedniego partnera i będzie z siebie dumny – zaoponował nieśmiało.
- Uważam, że on coś kręci. Opiekował się tobą przez wiele lat, co samo w sobie jest dziwne. Wcale nie musiał tego robić, a teraz strasznie szybko zdecydował o tym ślubie, jakby się czegoś bał. Z jego gęby nie da się niczego odczytać, więc przetestujmy Lodowatą Wysokość, co nam szkodzi.
- No dobrze, możemy spróbować. Ale co z tobą? – zapytał łagodnie.
- Mam identyczny problem, elf od lat kręci na mnie zadartym nosem i uważa za głupka. Prosty żołnierz chyba się dla niego nie nadaje. – Na wspomnienie wieszcza natychmiast zmarkotniał.
- Czy ja wiem, postaram się pociągnąć go za język. – Nirmal, kiedy miał już jasno wytyczone cele, poczuł się nieco lepiej. Nie da się nikogo zmusić do miłości, ale można mu nieco zatruć życie, skoro on tak łatwo bawił się jego własnym. Martwił się tylko o Rajita, elf był bardzo dumnym i przekornym stworzeniem.
***
   Lakshman, który wcale nie spał lepiej od Rajita, postanowił kuć żelazo póki gorące. Chciał raz na zawsze skończyć z głupimi mrzonkami i pozbyć się niechcianych sensacji siejących zamęt w jego głowie i sercu. Uważał, że nawet jeśli chłopak wziął jakieś mylne wrażenie na temat łączących ich stosunków, to szybko się otrząśnie. W tym wieku, nikt nie był zdolny do dojrzałych uczuć. Skakało się z kwiatka na kwiatek, kierując się wyłącznie wyglądem i szalejącymi hormonami. Nie przyszło mu do upartej głowy, że na świecie nie istnieją dwie identyczne osoby. Każdy reaguje inaczej i nie można wszystkich wrzucać do jednego worka.
   Wstał skoro świt i nakazał wszystko przygotować do ogłoszenia zaręczyn. Moment założenia pierścieni miała pokazać telewizja, nie zaplanowano żadnego przyjęcia, ponieważ datę ślubu ustalono już za miesiąc. Wszyscy byli zaskoczeni tak bliskim terminem, po cichu plotkowano, że pewnie młodzi sobie pofolgowali i maleństwo było w drodze. Rajit z Nirmalem przybyli o ustalonej porze. Elegancko ubrani śmiali się i żartowali z obsługą kamer oraz reżyserem. Król był niemile zaskoczony ich beztroską i poufałością z jaką się dotykali. Nie spodziewał się, że tak szybko dojdą do porozumienia.
- Więcej powagi! – Przerwał ich wygłupy władca – Chcecie wyjść na błaznów?
- Oczywiście Wasza Wysokość – Uśmiechnął się Rajit, po czym objął w talii chłopaka, przytulając do swojego boku. Poprowadził go pod wysoki, liczący sobie setki lat kasztan, gdzie miały się odbyć zaręczyny. – Nie odsuwaj się, połóż mi głowę na ramieniu. Idealnie – szeptał mu do ucha.
- Tu jest pięknie, będziemy mieć wspaniale wspomnienia – Nirmal zrobił o co prosił ze słodkim uśmiechem na twarzy. Postanowił sobie, że nie pozwoli, by Lakshman nim rządził. Skoro miał teraz narzeczonego, nie mógł się już do niczego wtrącać. Wbił paznokcie w dłonie by się opanować i nie wypaść z roli jaką sobie narzucił.
- Panowie stańcie twarzami do siebie i dalej tak jak wcześniej ustaliliśmy – Reżyser był zachwycony, możliwością sfilmowania tej chwili. Oglądalność jego stacji na pewno pobije wszelkie rekordy. Para wyglądała niesamowicie słodko, widać było, że są sobie bliscy. – Akcja!
   Rajit powoli, patrząc prosto w oczy zarumienionego Nirmala, podszedł do niego i oparł się plecami o pień. Potężne drzewo, pamiętające jeszcze pewnie czasy wojen plemiennych, rozpościerało nad nimi swoje gałęzie, tworząc zielony, połyskujący w promieniach słońca dach. Trawa pod stopami wyglądała jak pyszny, szmaragdowy kobierzec stworzony mistrzowskimi dłońmi natury. Narzeczeni pragnęli, aby wszystko odbyło się w prostym, romantycznym otoczeniu bez żadnych udziwnień i wszyscy przystali na ten projekt.
- Pozwól kochanie, że włożę ci na palec symbol naszego związku. – Ujął drżącą dłoń chłopaka i wsunął na nią rodowy pierścień.
- Na zawsze twój – szepnął Nirmal i powtórzył jego gest. – Przyjaciel - dodał już w myślach.
- Tylko mi tu bez pornografii! – warknął obserwujący ich niczym jastrząb Lakshman, widząc, że Rajit zbliżył się jeszcze bardziej. – To pójdzie w biały dzień, nie chcę by dzieci oglądały wasze igraszki!
- Ciszaaa...! – wrzasnął wściekły reżyser, władca czy nie, na planie to on ustalał zasady.
- Mój piękny – zamruczał aksamitnym głosem Rajit, osunął się na jedno kolano, po czym odwrócił dłoń zmieszanego narzeczonego i wpił się w nią pożądliwie ustami. – Spokojnie, nic ci nie zrobię. Ten dureń zaraz dostanie apopleksji – szeptał rozbawiony.
- Och... – wyrwało się niespodziewanie z ust Nirmala. Z daleka wyglądał jakby zaraz miał zamiar paść w jego ramiona i oddać się namiętności.
- Koniec tych bzdur! – zabrzmiał kategoryczny rozkaz króla. Ci dwaj kretyni coraz bardziej go denerwowali, nie mieli za grosz wstydu. Dawali takie przedstawienie na oczach całego Amalendu.

***
   Chandi obudził się z bólem głowy i mokrą od łez twarzą. Zdziwiony zrozumiał, że zemdlał i został przeniesiony do swojego apartamentu. Będzie musiał podziękować młodemu kapłanowi za opiekę. Nie zdawał sobie sprawy dopóki nie spojrzał w łazienkowe lustro, że całą noc płakał przez sen.
- Głupi elfie, wybij sobie w końcu z głowy tego faceta! – Zanurzył ręce w zimnej wodzie i zaczął obmywać opuchniętą twarz. – Wyglądasz jak szalona małolata, bez pamięci wzdychająca do swojego idola. Czas już zmądrzeć. – Kiedy doprowadził się do porządku, usiadł z filiżanką herbaty i włączył telewizor. Służba krzątała się cicho, widząc jego nienajlepszy nastój.
- A teraz relacja na żywo z zaręczyn naszego księcia z Lordem Rajitem – rozległ się podekscytowany głos spikera. Na ekranie pojawiła się młoda para, wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Wyznanie mężczyzny, namiętny pocałunek i słodkie rumieńce na twarzy Nirmala wyraźnie o tym świadczyły. W tym ckliwym, kiczowatym obrazku elfa coś uderzyło. Każdy gest chłopaka świadczył, że naprawdę lubi tego mężczyznę i obdarza zaufaniem. Uśmiechał się ciepło i czule patrzył mu w oczy. Sam nigdy nie miał odwagi zdobyć się na tak szczere słowa. Duma nie pozwalała mu pierwszemu wykonać jakiegokolwiek ruchu. Czyżby przegapił swoją szansę na szczęście?
- Ależ piękna para – westchnęła zauroczona pokojówka, kładąc na stole koszyk z bułeczkami. – Zupełnie jak w bajce.- Znała wieszcza od dziecka i traktowała jak swojego syna.
- Akurat! Za parę miesięcy zaczną się żreć, potem omijać, a na koniec zdradzać! – mruknął rozdrażniony.
- Nieładnie! Trzeba było juz dawno się ożenić, a nie kręcić nosem na wszystkich kandydatów jak jakaś zamorska księżniczka. Powinien pan życzyć przyjaciołom wszystkiego najlepszego. Zazdrość brzydka rzecz! – odpaliła natychmiast. Tak naprawdę, martwiła się o chłopaka, doskonale znając tajemnicę jego serca.
- Co ty tam wiesz!
- Może i jestem prostą kobietą, ale na temat miłości na pewno wiem o wiele więcej od pana. Choćby z racji wieku. – Ostentacyjnie wzięła tacę z talerzami i wyszła z jadalni.   
***
   Upłynęło kilka dni, a Lakshman zamiast się uspokoić i zająć tak jak to planował sprawami państwa, czuł coraz większe rozdrażnienie. Chodził zjeżony niczym gradowa chmura z kąta do kąta, na wszystkich wrzeszczał i o wszystko się czepiał. Jedynie Kass ze spokojem znosił jego humory, reszta służby umykała, jak tylko miała okazję. Dworzanie doszli do wniosku, że źle znosił nieobecność swojego ulubieńca i wcale nie był zachwycony zbliżającym sie ślubem, nie bardzo jednak wiedzieli z jakiego powodu. Snuli więc coraz bardziej fantastyczne domysły.
- Ta kawa jest obrzydliwa, nikt już nie umie porządnie zrobić takiej prostej rzeczy! – marudził od rana Lakshman. – Ciasto wygląda jak błoto. – Odsunął od siebie smakowicie wyglądającą jagodziankę.
- Zawsze panu smakowała. – Kass doskonale wiedział co miota jego panem. Postanowił dolać oliwy do ognia. – Wasza wysokość powinien sprawdzić jak się miewa książę, w końcu jako opiekun powinien mieć pewność, że ten związek będzie szczęśliwy.
- Chyba masz rację, Rajit to lekkoduch – Zadowolony, że zyskał pretekst do wtrącania się w sprawy narzeczonych, natychmiast zaczął się ubierać. Doszedł do wniosku, że wpadnie bez zapowiedzi, a wtedy na pewno ich na czymś złapie. Mógłby wtedy zabrać Nirmala do pałacu i przetrzymać do ślubu.
Kiedy tylko wyszedł Kass złapał za telefon i zawiadomił mężczyzn o przybyciu podminowanego władcy. Wytłumaczył w kilku zdaniach, co mogą zrobić, a czego powinni unikać, by nie narazić się na konsekwencje. Następnie nalał sobie kawy, którą wzgardził król i zjadł drożdżówkę, zastanawiając się jak długo jego pan, wytrwa w swoim uporze.
***
   Rajit, uprzedzony przez sługę rozwalił się w swobodnej pozie na kocyku w ogrodzie. Rzucił na niego kilka puchatych poduch dla wygody, rozpiął koszulę i wystawił twarz do słońca. Opalona skóra opinała się na wyćwiczonych latami treningów mięśniach. Z nieba lał się żar, brzęczały owady, a rosnące dookoła kwiaty pachniały oszałamiająco. Uznał, że miejsce zostało wprost stworzone do akcji dywersyjnej. Na dany znak Nirmal miał zająć miejsce obok niego. Usłyszawszy zbliżające się kroki zrozumiał, że gość już przybył i schował się za drzewem. Skoro władca chce bawić się w podglądacza to kimże on był, żeby mu zabronić. Odrzucił do tyłu włosy, na ten znak chłopak wyszedł z ukrycia i podszedł do niego kusząco kołysząc biodrami.
- Chodź skarbie, dotrzymaj mi na chwilę towarzystwa – wyciągnął do niego rękę.
- Masz tu całkiem miłe gniazdko – Nirmal uśmiechnął się i położył obok. – Ale tu gorąco.
- Zaraz temu zaradzimy – mężczyzna pogładził go po policzku, po czym pociągnął za zamek błyskawiczny surduta. Dłoń niby przypadkiem zsunęła się na udo i zaczęła je gładzić. – Nie uciekaj, przecież cię nie zjem - dodał już o wiele ciszej. – Zaraz ten paskud wybiegnie zza tego drzewa. Nie przestrasz się. – Ręka zawędrowała wyżej, między uda chłopaka, który zrobił się purpurowy, mimo, że zatrzymała się kilka centymetrów nad jego spodniami.
- Rrajjittt – pisnął zawstydzony.
- Nie słyszałeś o czystości przedmałżeńskiej niewyżyty prosiaku! – wrzasnął wściekle Lakshman, wyskakując niczym diabeł z pozytywki. – Poucinam ci te łapy!
- O Wasza Wysokość, nie spodziewaliśmy się nikogo – zasłonił sobą narzeczonego.
- Właśnie widzę, zacznij się zachowywać jak na Lorda przystało zboczeńcu! – Najchętniej złapał by go za tą muskularną szyję, którą się tak popisuje i udusił niczym kociaka.
- A wy macie jeszcze średniowiecze?! – zapytał niewinnie Nirmal, wystawiając głowę zza szerokich pleców. – Nadal kupujecie kota w worku?
- Czy chodzi ci o to, żeby najpierw pomacać i pooglądać? – uśmiechnął się szeroko Rajit. – Nie mam nic przeciwko. Przez ubranie, czy mam się rozebrać?
- O czym ty...?! Nirmal, pakuj się i wracasz do pałacu! Nie mogę cię z nim zostawić samego! – warczał władca, ledwie panując nad swoim gniewem. Jego złote oczy, zamieniły się w dwa płonące wulkany.
- A obiecałeś, że nie będę musiał cię widywać. – Wydął usta chłopak. Miał na końcu języka, że i tak po ślubie będą się bzykać do woli, ale bał się przesadzić. Wielokrotnie słyszał od dworzan opowieści o charakterku Lakshmana. Nie chciał, by narzeczony na tym ucierpiał.
- To było zanim poznałem zamiary tego napaleńca! Marsz do domu! – załapał smarkacza za kołnierz i powlókł za sobą. Zgrzytał przy tym zębami, omal nie ścierając ich na miazgę. – Może powinienem cię umieścić w jakieś wieży? Żeby ci nie przyszło do głowy znowu do tego worka z kotem zaglądać!
- Proszę bardzo, jakoś te dwa tygodnie wytrzymam, tylko proszę o celę bez pająków – chłopak zadarł do góry nos i ruszył przodem. Zacisnął pięści, aby się opanować. Znowu był na łasce tego zimnokrwistego draba. Nie mógł zrozumieć po co się tak wścieka, skoro tak naprawdę nie interesuje go, co się z nim stanie. Pan Nietoperz bezpowrotnie gdzieś zniknął, jego miejsce zajął awanturnik o kamiennym sercu, myślący tylko o swoich korzyściach. – Nie będę płakał, nie będę płakał... – powtarzał sobie w myślach jak mantrę.
   Przez resztę pozostałego do ślubu czasu chłopak rzeczywiście nie wychodził z pokoju. Nie musiał już być karmiony krwią seniora, więc nie widywał też władcy. Niewiele jadł, prawie nie spał, zamartwiając się jak sobie poradzi w tym aranżowanym małżeństwie. Żal mu był również Rajita, niepotrzebnie zamieszanego w całą sprawę. Schudł i zbladł tak bardzo, że obserwujący go ukradkiem Lakshman zaczął się obawiać o jego zdrowie. Nie wszedł jednak do środka by porozmawiać z upartym podopiecznym, jedynie krążył pod jego drzwiami po korytarzu, nie mając pojęcia co robić.
***
   Czas szybko płynął i nadszedł dzień ślubu. Chandi także był na niego zaproszony. Jako jedna z najważniejszych osób w Amalendzie nie bardzo mógł się od wzięcia w nim udziału. Kaplicę zamkową wysprzątano oraz odmalowano, tak, że wyglądała jak nowa. Ozdobiona kwiatami i wieńcami z liści dębu, wyglądała niezwykle uroczyście. Po prawej stał tron, gdzie spocząć miał oczywiście Lakshman. Przez środek położono czerwony dywan, który prowadził aż do foteli przygotowanych dla państwa młodych. Po obu jego stronach ustawiono ławki dla znamienitych gości, reszta musiała zadowolić się miejscami stojącymi. Powoli wszyscy się schodzili, cicho między sobą rozmawiając. Kiedy przybył władca, zagrała muzyka i drzwi się otworzyły. Nirmal kroczył powoli, prowadzony przez Rajita. Wyglądał zjawiskowo w białym, jedwabnym surducie ze srebrnymi guzikami i rozpuszczonymi na ramiona czarnymi włosami, w których połyskiwały diamenty w kształcie gwiazd. Blady i bardzo poważny, w niczym nie przypominał wesołego chłopca jakiego wszyscy znali i kochali. Zaczęto między sobą gorączkowo szeptać, że nie tak powinien zachowywać się szczęśliwy narzeczony. Przyszli małżonkowie usiedli, a kapłan zaczął odprawiać rytuał. 
   Chandi nie mógł na to patrzeć, z każdą chwilą czuł sie coraz gorzej. Oto umierało jego marzenie, z którym żył od wielu lat, mając nadzieję, że pewnego dnia stanie sie cud. Od dzisiaj nie będzie miał prawa nawet myśleć o Rajicie. Pot wystąpił mu na czoło i zrozumiał, że jeśli stąd zaraz nie wyjdzie zrobi z siebie głupca lub zemdleje dając powód do plotek. Wstał i po cichu przecisnął się do bocznego wyjścia.
    Nirmal podobnie jak wieszcz miał wrażenie, że kona. Z każdym słowem kapłana zbliżała się decydująca chwila i nic nie pomagało tłumaczenie sobie, że za jakiś czas może przerwać te więzy. Serce tłukło mu się w piersi niczym oszalały z bólu ptak. Strach przed czekającymi go latami pełnymi tęsknoty, samotności i cierpienia powodował, że ciało stężało niczym lodowy posąg.
   Rajit starał się trzymać fason, ale przychodziło mu to z ogromnym trudem. Gdyby nie to, że u swojego boku miał przyjaciela, który potrzebował pomocy, już dawno by go tutaj nie było. Wiedział jednak, że jeśli nie on, na jego miejscu znajdowałby się ktoś inny, a tego mały mógłby nie przeżyć. Widział jak bardzo się zmienił i przygasł w ostatnim czasie. Odwrócił głowę w lewo i zobaczył wymykającego się chyłkiem elfa, który też nie wyglądał najlepiej.
   Wbrew pozorom najgorzej z nich wszystkich czuł się sprawca całego dramatu. Przed oczami stanęło mu całe życie. Co dziwne wspomnienia o byłym kochanku prawie całkiem już wyblakły, zdawały się odległe i zamazane. Za to pierwsze spotkanie z Nirmalem pamiętał jakby to było wczoraj. Mały, kaleki chłopiec o gorącym sercu pierwszy przełamał jego kilkusetletnie milczenie, które sam sobie narzucił, nie mogąc znieść tego co zrobił. Chociaż go nie widział, traktował jak swój największy skarb i zwierzał się ze swoich największych sekretów. Kochał i szanował nazywając Kochanym Panem Nietoperzem. Kiedy poznał osobiście dorastającego, młodego mężczyznę zachwyciło go ciepło, jakim promieniały srebrne oczy za każdym razem, kiedy na niego spojrzał. Szczery i oddany we wszystkim co robił, nie krył swoich uczuć. Tymczasem on zgorzkniały i wypalony nie umiał się mu odpłacić tym samym. Bał się zaangażować, mając w pamięci swoją klęskę. Ale czy był gotowy naprawdę oddać Nirmala innemu mężczyźnie? Na samą myśl, że ktoś weźmie go w ramiona i posiądzie te słodkie usta dostawał dreszczy.
- Czy ktoś ma coś przeciwko temu małżeństwu? Jeśli tak jest niech teraz się ujawni lub zamilknie na wieki! – głos kapłana rozległ się w jego głowie zwielokrotnionym echem. Nie zdawał sobie sprawy, że wstał i zrobił kilka kroków w kierunku młodej pary. Muzyka umilkła, a w kaplicy nastała głucha cisza. Wszystkie oczy wpatrzone były we władcę.
- Ja Lakshman król Amalendu sprzeciwiam się temu małżeństwu. Kocham księcia Nirmala, chcę go poślubić tu i teraz. Mocą swojego urzędu zrywam więzy narzeczeńskie i staję na miejscu Lorda Rajita, którego uwalniam z przysięgi – dźwięczny, stanowczy głos mężczyzny dotarł do najmniejszego zakątka kaplicy.
.............................................................................................................................
Betowała Ariana

sobota, 22 marca 2014

20. Królewski rozkaz.

    Chandi, Mikaela i Rajit szli powoli długą aleją prowadzącą do najbliższego teleportu. Wystarczająco zabawili dzisiaj dwór, w tym nawet samego króla, najwyższy czas było wrócić do siebie, zanim całkiem się skompromitują. Zwłaszcza wampiry miały bardzo nietęgie miny. Żwir szeleścił pod ich stopami, a one rzucały sobie speszone spojrzenia, rumieniąc się na samo wspomnienie nieszczęsnej audiencji.
- Dajcie spokój, to była najlepsza Ceremonia Wprowadzenia od lat – Elf szedł za nimi, uśmiechając się pod nosem. – Nie rozumiem dlaczego jesteście tacy przygnębieni, w końcu ta uroczystość miała na celu przedstawienie potomka i zapamiętanie go przez jak najszersze grono wampirów.
- Masz rację, na pewno długo nas nie zapomną – Rajit popatrzył na niego ponuro. Najadł się wstydu na najbliższe tysiąc lat, a ten durny wieszcz szczerzył do niego zęby.
- Nie ma jakiegoś zaklęcia, by zapomnieli o moich majtkach i kulkach? – jęknęła załamana Miki. – W szkole zabiją mnie śmiechem.
- Będziesz sławna, a to już coś – poklepał ją po plecach Chandi. – Muszę jednak przyznać, że Rajit, czołgający się przed tronem z wypiętym tyłkiem na zawsze pozostanie w mojej głowie.
- Bardzo śmieszne szpiczastouchy dowcipnisiu. Ciekawe skąd o tym wiesz? Nie było cię na sali! – Odwrócił się zwinnie na pięcie tak, że idący za nim mężczyzna nie zdążył wyhamować i odbił się jak piłka od jego szerokiej piersi, lądując na tyłku.
- Ale z ciebie prostak! – Prychnął elf otrzepując spodnie. – Zupełnie zniszczone, masz je odkupić!
- Pomóc wyczyścić? – Klepnął go niespodziewanie w pośladek i zacisnął na nim palce. – Mrrr... Sprężysty jak piłka – bezczelnie przesunął dłoń na drugi.
- Aaa...! Zabieraj łapy świntuchu! – Czerwony niczym pomidor elf uciekł z piskiem, wyprzedzając zaśmiewającą się Miki.
- Powinniście się pobrać, komiczna z was para – wykrztusiła po chwili odpoczynku dziewczynka. - Będę do was przyjeżdżać na wakacje.
- Niech mnie duchy przodków maja w swojej opiece! Ty i ten blondas szybko byście mnie wykończyli!
- A kto by cię tam chciał! – Chandi podniósł dumnie głowę i pomaszerował przed siebie. Na tyłku czuł nadal duże dłonie, zupełnie jakby wypaliły na nim swoje piętno.
***
    Rajit po przybyciu do domu ledwo zdążył się przebrać w domowe, wygodne szaty, a posłaniec z zamku już pukał do jego drzwi.
- Ani chwili spokoju! – mamrotał pod nosem. – Należy się chyba jakaś przerwa. –Zapiął koszulę, nadal mając przed oczami piszczącego elfa. Mężczyzna coraz bardziej mu się podobał i zaczął sobie zdawać sprawę, że być może czuje do niego coś więcej niż przyjaźń. Niestety zarozumiały piękniś kręcił nosem i uciekał za każdym razem, gdy próbował się do niego zbliżyć. Nie przyszło mu do głowy, że zamiast brać się do rękoczynów, powinien najpierw porozmawiać z nim o swoich uczuciach. Jakoś nie umiał się zdobyć na odwagę, przekonany, że Chandi nie myśli o nim w tych kategoriach. Te rozmyślania przerwał ciemnowłosy lokaj Lakshmana.
- Jego Wysokość prosi pana do siebie.
- Nie wiesz o co chodzi? – Nie chciało mu się o tej porze biec do pałacu z powodu jakiejś błahostki.
- Wybuchła straszna awantura, dwóch smarkaczy pojedynkowało się o księcia Nirmala.
- A co ja niby do tego mam? – wzruszył ramionami, ale posłusznie poszedł za służącym. Kiedy dotarł do gabinetu króla, Lakshman siedział za biurkiem, a jego twarz stanowiła chłodną, pozbawioną uczuć maskę. Wskazał mu miejsce w fotelu i nalał do szklaneczki alkoholu, uważnie lustrując z góry na dół, jakby coś kalkulował.
- Nie poprosiłem cię tutaj bez powodu. Mam poważny problem i myślę, że możesz mi pomoc w jego rozwiązaniu. – Zaczął powoli władca, zastanawiając się jak skłonić mężczyznę do współpracy. Nie zdążył jednak otworzyć ust bo drzwi ponownie tego dnia uderzyły o ścianę, pchnięte czyjąś niecierpliwą dłonią.
- Czy to prawda z tym pojedynkiem?! – krzyknął od progu zdenerwowany Nirmal.
- Zachowuj się dzieciaku – Lakshman wskazał drugi fotel. – Miałem zamiar porozmawiać z każdym z osobna, ale może to i lepiej.
- Ale co z nimi?! – Chłopak nie mógł usiedzieć na miejscu. Wieści, które go doszły były przerażające. Mówiły o kałużach krwi i potwornych ranach.
- Wyliżą się, choć nie przyjdzie im to łatwo – głos króla mógłby zamrozić jezioro.
- Muszę ich zobaczyć! – Nirmal zerwał się na równe nogi, ale natychmiast został pchnięty z powrotem niewidzialna siłą. – Puszczaj! – zaczął się szarpać.
- Nigdzie nie pójdziesz, chyba, że chcesz pogorszyć sprawę. Siadaj i milcz choć przez chwilę! – Opanowany dotąd król błysnął złotymi oczami. – Narozrabiałeś, więc teraz miej odwagę wypić piwo, którego nawarzyłeś.
- Nic nie zrobiłem... – pisnął niepewnym głosem chłopak. – Chyba można się trochę zabawić?
- Nie? A kto zachęcał tych napalonych gówniarzy, wdzięczył się przed nimi i chichotał jak głupia gęś? Myślałeś, że o czym myślą młode samce gapiąc ci się między nogi? Jesteś aż tak głupi, czy tylko udajesz?! – ryknął ledwo nad sobą panując. – Zamieniłeś zamek w pole bitwy, a to dopiero początek wojny, za nimi pójdą następni i następni. Nie spoczną, póki któryś cię nie dopadnie, a i to nie jest wcale takie pewne.
- Chciałem tylko mieć przyjaciół... – szepnął Nirmal. – Trzeba to jakoś zakończyć, nie chcę by się o mnie bili jak o średniowieczna księżniczkę.
- Miło, że o tym pomyślałeś. Lepiej późno niż wcale - odezwał się z przekąsem władca.
- Może ja wam przeszkadzam? – Rajit nie miał pojęcia do czego właściwie zmierza król, ale czuł coraz większy niepokój. Dobrze wiedział, że nigdy nie robi niczego bez powodu.
- Nie wyłaź przed szereg! Zaraz wytłumaczę – pogroził mu Lakshman. – Aby zakończyć te awantury widzę tylko jedno wyjście, Nirmal musi wyjść za mąż za kogoś na stanowisku, godnego zaufania i wystarczająco silnego, by go chronić. Uważam, że ty spełniasz wszystkie te wymagania i jesteś idealnym kandydatem. Ponadto dobrze się znacie i lubicie, a to bardzo ważne, jeżeli macie stworzyć stabilny związek.
- Oszalałeś prawda?! Nigdy w życiu się na to nie zgodzę! – krzyknął desperacko chłopak i pobladł jak ściana. Nie sądził, że rozstanie będzie bolało aż tak bardzo. Cierpienie wprost go zamroczyło. – Myślałem, miałem nadzieję, że... Zresztą nieważne... - Świat ponownie walił mu się na głowę, nie miał zamiaru na to pozwolić. Ten złotooki drań nie żywił dla niego żadnych uczuć, teraz widział to wyraźnie. Do tej pory jeszcze się łudził, że coś dla niego znaczy. Gdyby tak było nie rzucałby go w ramiona innego mężczyzny z taką łatwością.
- On ma rację Nirmalu, jak trochę ochłoniesz, sam to dostrzeżesz. – Rajitowi bynajmniej nie podobał się pomysł króla, ale jako przywódca klanu wiedział, że w życiu są rzeczy ważniejsze od miłości. Zawsze przedkładał dobro innych nad swoje, tego uczono go od dziecka. Serce ścisnęło mu się z żalu na myśl o elfie.
- Skoro nie chcesz nie będę cię zmuszał, ale spójrz czego będziesz częstym świadkiem w przyszłości – Lakshman włączył telewizję i odtworzył nagranie z kamer, które dokładnie zarejestrowały krwawy pojedynek, nienawiść bijącą z oczu niedawnych przyjaciół oraz rozpacz rodziców, którzy wraz z służbami medycznymi przybyli na miejsce. – Przyzwyczajaj się  - rzucił do osuwającego się na fotel chłopaka. Na chwilę zapanowała cisza, słychać było jedynie drżący oddech księcia.
- Dobrze, jeśli Rajit się na zgadza, to ja też. Ale mam jeden warunek. Nie chcę cię więcej widzieć, pomijając państwowe uroczystości – rzucił chłodno i położył rękę na ramieniu przyszłego męża. – Nie jestem jedynym winnym w tej sprawie. – Czuł jak jego serce rozpada się na kawałki, a w piersi na jego miejscu zaczyna królować bezbrzeżna pustka. – Chcę teraz zostać sam, jutro się spotkamy i omówimy dokładnie tę kwestię miedzy sobą.
- Pozwól, że cię odprowadzę – mężczyzna widząc jego bladość podał mu ramię i wyprowadził go z gabinetu. Sam ogłuszony wiadomością, starał się jakoś zapanować nad sytuacją. Widział rozpacz i szok w oczach księcia, lubił tego dzieciaka i postanowił sobie solennie, że już nikt go więcej nie skrzywdzi. Zaprowadził sztywnego niczym kij i zimnego jak lód narzeczonego do jego sypialni. – Połóż się, dam ci coś na sen. Nie martw się, jutro też jest dzień – Podał mu kubek z wodą oraz krople, które powaliłyby nawet konia, pomógł ułożyć się na łóżku, nakrył kocem i czekał trzymając za rękę aż zaśnie. Miał ochotę krzyczeć i kopać ściany, ale zapanował nad sobą ogromnym wysiłkiem woli ze względu na przyjaciela, który był w o wiele gorszym stanie od niego.
Usłyszał pukanie do okna, podszedł do niego by zobaczyć na parapecie trzy kudłate kulki, domagające się wpuszczenia do środka. Ledwo otworzył mała eskadra śmignęła koło jego ramienia. Wylądowały na poduszce, obok głowy śpiącego Nirmala. Polizały go po policzku szorstkimi języczkami, po czym zaczęły kręcić się w kółko robiąc sobie gniazdo.
- Iiich...! – wydała rozkaz Alisa.
- Miii...- pisnęły zgodnie maluchy i wtuliły się pod jej skrzydła. Puszysta gromadka przyglądała się czujnie mężczyźnie gotowa do ataku, gdyby zrobił jakiś podejrzany gest w stronę ich ukochanego pancia.
***
   Lakshman został znowu sam, zmęczony jak nigdy wcześniej udał się do swojego apartamentu we wschodnim skrzydle. Kiedy szedł ciężkim krokiem cichymi ze względu na późną porę korytarzami, pałac wydał mu się niesamowicie wielki i pusty. Jakby z tą jedną, drobną osobą ubyło znacznie więcej niż chciałby przyznać. Zrobiło się niesamowicie zimno, mimo panującego na zewnątrz upału. Wzdygnął się i przyśpieszył.
W łazience rozebrał się i wszedł pod gorące strumienie wody. Ciało sprawiało wrażenie lodowego posągu, niechętnie poddawało się jego woli, mimo wysiłku nie chciało się ogrzać, jakby całe ciepło spływało jedynie po powierzchni nie sięgając skostniałego wnętrza.
Kass, lokaj i wieloletni przyjaciel władcy patrzył w milczeniu jak wycierał się puszystym ręcznikiem, szczękając głośno zębami. Podał mu piżamę i gruby szlafrok, doskonale znał te objawy, widział już je wiele razy. Zgorzkniały i dumny Lakshman znowu dystansował się do wszystkiego i wszystkich, usiłując udowodnić samemu sobie, że nie posiada żadnych uczuć, co było wierutną bzdurą. Ten mężczyzna przeżył zbyt wiele rozczarowań, zbyt wiele najbliższych osób go zdradziło, włączając w to jego ukochanego. Zamknął się w sobie, otoczył grubym murem, aby już nikt więcej nie mógł go zranić. Nie zauważyłby szczęścia nawet, gdyby na niego nadepnął.
Kass, widząc jak się męczy sam ze sobą, postanowił mu odrobinę pomoc, bo inaczej ten twardogłowy głupiec zamieni się rzeczywiście kiedyś w kamień. Musiał użyć całego swojego sprytu, by się nie zorientował.
- Podać coś jeszcze? Nirmal wyprowadził się już na dobre?
- Jeszcze nie. Zostaw mnie samego. Miałem paskudny dzień, niełatwo jest robić za potwora – opadł na kanapę. Ciągle przed oczami stała mu blada buzia chłopaka i słyszał jego jąkanie. Na co on właściwie miał nadzieję? Pewnie uroił sobie jakiegoś księcia z bajki jak wszyscy smarkacze w jego wieku. Chyba już nigdy się nie dowie, bo mały był naprawdę obrażony. Może to i lepiej, będzie miał w końcu święty spokój i poświęci cały swój czas sprawom państwowym, tak jak to miał od początku w planie.
- Niepotrzebnie sie martwisz panie, Rajit dobrze sie nim zajmie. Już dawno powinien zapełnić pokój dziecinny – odezwał się niewinnie Kass. – Mały będzie miał zajęcie i przestanie wpadać w tarapaty.
- Co ty wygadujesz? On jest za młody na potomstwo! – Lakshmanowi ta opcja nie bardzo przypadła do gustu. Jego Nirmal miałby uprawiać seks? - Może powinien był nalegać na długie narzeczeństwo mimo wszystko?
- Nie możesz panie zabronić im przyjemności małżeńskich. Rajit słynie z ogromnego temperamentu, będzie cud jak wytrwają do ślubu – zaoponował sługa.
- Ale nie mogą tego robić przed ceremonią, dzieciak jest w końcu pod moją opieką! – zaperzył się władca. Nie pozwoli, by ktoś całował te miękkie usta, przecież zostawił już na nich swój podpis. Nie zdawał sobie sprawy, że właśnie kompletnie wszystko pomieszał.
- Przed czy po, mamy XXI wiek! Co to za różnica? – wzruszył ramionami Kass przygryzając wargi, aby opanować uśmiech. Widział ogniste błyski zapalające się w smoczych oczach, ukłonił się i zostawił króla ze swoimi wizjami. Miał nadzieje, że nie pozwolą mu zasnąć całą noc.
***
   Chandi miał tego dnia mnóstwo obowiązków jako wieszcz, kaplica pękała w szwach, a jego już zaczęła boleć głowa. Raz w miesiącu, w czasie pełni udzielał darmowych porad. Mógł przyjść każdy mieszkaniec Amalendu. Kolejka zwykle sięgała daleko poza bramę, wszyscy wiedzieli, że elf nie odsyłał nikogo bez pomocy. Z początku wampiry były wobec niego bardzo nieufne, nie podobało im się, że tak ważne stanowisko objął ktoś obcy. Szybko jednak ich sobie zjednał delikatnością postępowania i troską o każdego, kto pojawił się w kaplicy. Tego dnia przyszło sporo osób, w dodatku od rana towarzyszył mu dziwny niepokój. Paskudny dreszczyk pełzał mu po plecach, jak zawsze kiedy zbliżały się kłopoty. Na wieść o awanturze w pałacu, o której bardzo szybko mu doniesiono migrena jeszcze się nasiliła. Martwił się o Nirmala, władca bywał taki porywczy, nie zawsze też kierował się rozsądkiem. Kiedy wreszcie mógł zamknąć drzwi była już noc i księżyc stał wysoko na niebie.
- Która godzina? – zapytał krzątającego się po sali młodego kapłana.  Petenci zrobili spory bałagan, który należało uprzątnąć. Wczesnym rankiem miało się tu odbyć posiedzenie Rady.
- Dochodzi północ.
- Szkoda, że tak późno, myślałem że zdążę porozmawiać z Nirmalem o tym zajściu. Na pewno jest zdenerwowany, nie zna dobrze naszych zwyczajów.- Pomasował sobie skronie.
- Proszę się nie przejmować, podobno król już znalazł na to sposób. Lord Rajit zostanie jutro oficjalnie ogłoszony narzeczonym księcia. To potężny wojownik, poradzi sobie z gromadą napalonych wyrostków – uśmiechnął się do niego młodzieniec, zadowolony, że może przekazać taka dobrą nowinę.
- Co takiego?! – Chandi wstał, ale nogi się pod nim ugięły. Przyłożył dłoń do klatki piersiowej czując, jak mocno bije mu serce i padł z powrotem na fotel. – Jesteś pewny, że dobrze słyszałeś? – dodał już o wiele ciszej.
- Oczywiście, mówili o tym też w telewizji na wszystkich kanałach. Dobrze pan wie, że w pałacu niczego się nie da ukryć, to plotkarski światek. Wszystko w porządku? - Zapytał zaniepokojony bezruchem i posiniałymi wargami mężczyzny. – Biedaczek, ten ból głowy go wykończył. Nie powinien się tak zapracowywać. - Zbadał puls mężczyzny i przykrył go kocem, po czym zadzwonił po medyka.
............................................................................................................................
Betowała Ariana

poniedziałek, 17 marca 2014

19.Miki w pałacu. Zimna wojna. Małżonek dla księcia.

Ogromnie się popołudniami w tym szpitalu nudziłam, więc i tutaj macie dzisiaj nowy rozdział. Ciekawe czy uda mi się was zaskoczyć.
  
   W rozległym holu, poprzedzającym wejście do sali tronowej zebrała się cała elita Amalendu. Cztery razy do roku odbywała się ceremonia wprowadzenia, na której wampiry prezentowały władcy swoich potomków. Rodzice Mikaeli będący znanymi uczonymi, z rodzaju tych zupełnie nieprzytomnych i oderwanych od świata rzeczywistego, zupełnie zaniedbali ten obowiązek. Zwykle przyprowadzano do pałacu kilkuletni dzieci.
Miki ubrana w odświętną sukienkę i buciki z niewielkimi obcasikami czuła się bardzo nieswojo, tym bardziej, że wokół siebie widziała jedynie maluchy, prowadzone za rękę przez dumnych rodziców. Przyzwyczajona do wygodnych, luźnych bluz i spodni ciągle poprawiała na siebie ubranie.
Rajit z Chandim próbowali jej dodać odwagi, ale nie było to wcale łatwe zadanie. Przez kilka dni uczyli ją jak ma się zachować i poruszać. Dziewczynka okazała się bardzo pojętna, obdarzona naturalnym wdziękiem. Niestety zazwyczaj wygadana i rezolutna, w tych sprawach okazała się zadziwiająco nieśmiała i niepewna siebie. Wampir prawdę mówiąc był wściekły na siostrę, która tak bardzo zaniedbała jej wychowanie. Przez całą drogę sprzeczał się z elfem, który w końcu stracił do niego cierpliwość.
- Ty durny krwiopijco przestań w końcu histeryzować. Nie jesteś wcale lepszy od niej, do niedawna byłeś przekonany, że Miki to chłopiec. – Uszczypnął go w ramię.
- Zamiast mnie żałować, znęcasz się nad bezbronnym – jęknął cicho Rajit i roztarł bolące miejsce. Rozejrzał się bacznie dookoła, czy ktoś zauważył ich niestosowną sprzeczkę. Wszyscy jednak byli zbyt zajęci strofowaniem swoich pociech, by zwracać uwagę na innych.
- Co będzie wujku jak cię skompromituję? Król wrzuci cię do lochu ze szczurami? - Zapytała Miki, korzystając z chwilowego zawieszenia broni pomiędzy mężczyznami, spoglądając na nich trwożliwie.
- Skarbie, masz się tylko ukłonić i przedstawić. Nie ma w tym niczego trudnego. - Wieszcz pogłaskał ją uspokajająco po głowie.
- Podobno władca jest bardzo surowy, ma smocze oczy i potrafi zabijać jednym spojrzeniem – wyrzuciła z siebie na jednym wdechu, denerwując się coraz bardziej i wyłamując sobie jeden po drugim szczupłe paluszki, które nieprzyjemnie trzeszczały w stawach.
- Weź się w garść, tutaj są same dzieciaki, na pewno nie narozrabiasz podczas prezentacji więcej niż te małe wiercipięty. – Starał się ją pocieszyć Chandi. – Wyobraź sobie, że jesteś księżniczką i mieszkasz w tym zamku od urodzenia.
- Jestem księżniczką…, jestem piękną księżniczką… - zaczęła w kółko powtarzać Miki i zamknęła oczy. Próbowała sobie wyobrazić siebie jako ślicznotkę podziwianą przez zachwycone tłumy.
- Mikaela z klanu Coraggion! - rozległ się donośny głos herolda i drzwi do sali tronowej stanęły otworem. Dziewczynka weszła do środka eskortowana przez Rajita. Chandi musiał pozostać na zewnątrz, ponieważ nie należał do rodziny. Szeroko otartymi oczami podziwiała ogromną salę z czarnego marmuru, ozdobioną płaskorzeźbami przedstawiającymi najważniejsze wydarzenia z historii Amalendu. Przez całą długość komnaty ciągnął się czerwony dywan, który kończył się przed tronem władcy. Po jego obu stronach stali przedstawiciele wszystkich klanów i ważniejszych rodzin w państwie, pobłażliwymi uśmiechami witając nowych Amalendczyków.
Miki chwyciła kurczowo rękę wujka i zatrzymała się dopiero przed samym królem. Dygnęła tak jak ją tego uczono, sztywna ze zdenerwowania wzięła zbyt duży zamach nogą, potknęła się o własną stopę i padła jak długa na ziemię. Z kieszonek w jej sukience, z cichym szelestem wysypały się barwne, marmurowe kulki.  Rajit próbował podnieść siostrzenicę, ale poślizgnął się na jednej z nich i podzielił los dziewczynki. Stojący obok władcy Nirmal natychmiast podbiegł i pomógł dziecku wstać.
- Drogi przyjacielu – odezwał się Lakshman, zadowolony, że w końcu coś zaczęło się dziać. Ceremonia trwała już od dwóch godzin, a on nudził się śmiertelnie. – Przeszedłeś dzisiaj samego siebie. Nie wiedziałem, że wielbisz mnie do tego stopnia, by całować proch pod moimi stopami. Jeszcze nikt nie zdobył się na taki dowód oddania. - Przy akompaniamencie śmiechu wszystkich zebranych, wstał i podał rękę czerwonemu jak burak mężczyźnie, który pośpiesznie otrzepał ubranie z pyłu. Książę tymczasem zajął się zawstydzoną dziewczynką.
- Wszystko w porządku, coś cię boli? – zapytał troskliwie. – Po co zabrałaś ze sobą te kulki? – zapytał z czystej ciekawości. – Chandi bardzo dobrze wybrał, twoja sukienka jest śliczna – próbował dodać dziecku otuchy.
- Wcale nie – zaprzeczyła ku jego zdumieniu. – To sukienka – podfruwajka, kiedy tu szliśmy wiatr ciągle ją podwiewał i było mi widać majtki. - Tłumaczyła z przejęciem miłemu panu o oczach równie ciepłych jak te u mamy. Nie zdawała sobie sprawy, że w sali ze świetną akustyką wszyscy słyszą każde jej słowo. – Wzięłam więc z donicy z kaktusami trochę tych kulek, by obciążyć kieszenie. – Była najwyraźniej bardzo dumna ze swojej pomysłowości.
- Yhy… yhy… - Nirmal wziął ją za rękę z trudem panując nad swoim rozbawieniem. – Może pójdziemy do ptaszarni, a wujek podyskutuje tu sobie trochę z królem? – zaproponował, po czym ukłonił się zebranym i pociągnął małą za sobą, pozostawiając Rajita na pastwę duszących się ze śmiechu dworaków.
***
   Nirmal od tygodnia trzymał się od Lakshmana z daleka, nadal na ustach czuł bliznę powstałą na skutek brutalnego pocałunku. Władca nie raczył ani się wytłumaczyć, ani też nie przeprosił go za to co zrobił. Zachowywał się chłodno i z dystansem, jakby nic się nie wydarzyło. Ich wieczorne spotkania w salonie, przestały przypominać pogawędki dwóch przyjaciół. Stały się jedynie porą karmienia, po którym chłopak grzecznie dziękował i wychodził. Obu mężczyznom nieprzyjemna atmosfera bardzo ciążyła, żaden z nich nie miał jednak zamiaru wyciągnąć pierwszy ręki do zgody. Rozmowy między nimi stały się niesamowicie puste i sztuczne.
- Wasza Wysokość – kłaniał się na powitanie chłopak podnosząc się z kanapy. Wiele dałby za to by móc przytulić się do mężczyzny jak to robił dawniej. Narzucił jednak sobie jakieś zasady i postanowił się ich trzymać. Zacisnął więc jedynie usta w wąską kreskę i usiadł z powrotem.
- Witaj – odpowiadał równie chłodno Lakshman, który miał wyrzuty sumienia, że tak obcesowo zachował się wobec chłopaka. Mała blizna na delikatnych wargach stanowiła niepokojący dowód jego brutalności. Wiedział, że powinien przeprosić, ale jakoś nie potrafił się na to zdobyć.- Głodny?- zapytał jedynie po chwili milczenia i podał mu obnażony nadgarstek. Miał ogromną ochotę zanurzyć dłoń w czarnych włosach chłopaka, ale szybko z tego zrezygnował i schował ją za siebie.
- Dziękuję – mówił za każdym razem cicho Nirmal skończywszy posiłek i nawet nie spojrzawszy na władcę wychodził z pokoju. Chciał jak najszybciej zejść mu z drogi, aby nie zauważył ile wysiłku kosztuje go utrzymanie pozbawionego emocji wyrazu twarzy.

   Nirmal prawie codziennie popłakiwał w poduszkę z tęsknoty i smutku. Bez wsparcia Lakshmana oraz przyjaciół czuł się niesamowicie samotny w tym ogromnym zamku, pełnym zupełnie obcych mu istot.  Po kilku dniach takiej izolacji, wypełnionymi jedynie obowiązkowymi lekcjami był już tak spragniony towarzystwa, że postanowił zapoznać się bliżej z kilkoma młodymi dworzanami. Gdyby wiedział jakie zamieszanie z tego wyniknie pewnie wolałby zamknąć się na cztery spusty w swojej sypialni.  Niewiele jednak wiedział o świecie wampirów, nie znał ich zwyczajów, często bardzo różniących się od ludzkich.          Szczególnie polubił dwóch z mężczyzn, niewiele starszych od niego – Aidana z klanu Orgolin i Jovela z klanu Mentrios. Obaj średniego wzrostu, jasnowłosi, przedstawiali typ urody, który zawsze mu się podobał. Szybko stali się nierozłączni, często można było zobaczyć tę trójkę spędzającą ze sobą wolny czas. Nirmal starał się traktować ich jak dobrych znajomych i żadnego nie wyróżniać. Razem szybowali wieczorami nad dachami pałacu Yendal Ansorg, który z tej perspektywy wyglądał wyjątkowo dostojnie. Strzeliste, czarne wieże o ścianach pokrytych szkarłatnymi runami mieniącymi się w promieniach zachodzącego słońca, zdawały się sięgać nieba. Rozgałęzione nitki czerwieni przypominały nieco pulsujące naczynia krwionośne, które oplatały całą, potężną budowlę. Nirmal wielokrotnie pytał o ich przeznaczenie, ale wszyscy tylko wzruszali ramionami, tratując je jak nieco niepokojącą ozdobę, nadającą zamkowi specyficznego, groźnego wyglądu.
- Myślicie, że są magiczne? –wylądował zręcznie na parkowej alejce. Latanie sprawiało mu ogromną przyjemność i przychodziło coraz łatwiej. Usiadł na brzegu fontanny i poprawił czarne loki, które potargał mu wiatr.
- Nie wiem, ale kiedy byłem tutaj po raz pierwszy jako dziecko próbowałem ich dotknąć. Doznałem jakby porażenia prądem, odrzuciło mnie na dobry metr do tyłu – odezwał się Aidan. Ciekawski i żywy z natury wszystko chciał zawsze sprawdzić osobiście, często pakując się w kłopoty.
- Bo jesteś głupkiem wpychającym wszędzie swój wielki nochal – postukał go po czole Jovel, któremu w głowie się nie mieściło, że można być tak nieodpowiedzialnym i igrać z potężną magią zamku. On z kolei zawsze wszystko kalkulował, podejmował jakiekolwiek działanie dopiero po długim namyśle.
 -Popatrz na siebie panie Wielkie Ucho – Wykrzywił się do niego Aidan. Doskonale znał kompleksy przyjaciela i skwapliwie z tego skorzystał. Zarobił nieprzyjazne spojrzenie.
- Przestańcie sobie dogryzać, zupełnie jakbym słyszał Rajita i Chandiego. – Nirmal usiadł pośrodku, rozdzielając skutecznie warczących na siebie mężczyzn. – Zrobiło się niesamowicie gorąco. – Ściągnął kaftan i rozpiął kilka guzików koszuli, w powietrzu było o wiele chłodniej, teraz lipcowy upał uderzył w niego z pełną siłą. Nie zdawał sobie sprawy, że dwie pary błyszczących oczu śledzą każdy jego gest. Młode wampiry zauroczone księciem, nie dostrzegały wcale jego kalectwa, ponadto słynne znamię sprawiało, że wydawał się bardziej niezwykły i tajemniczy niż był w istocie. Subtelna twarz o regularnych rysach i lśniących niczym wypolerowane srebro oczach, wystarczająco rekompensowały niewielką wadę, jaką było utykanie. Nie mówiąc już o wdzięku i cieple jakimi emanowała jego osoba, a które podziwiał cały dwór. Na tle zimnego i wyniosłego władcy wypadał bardzo korzystnie. Swoją życzliwością, uprzejmością nawet dla najniższego z sług zjednał sobie wiele serc. O charakterze osoby świadczy bowiem najlepiej nie to, jak traktuje równych i wyższych od siebie, ale jak odnosi się do tych najmniejszych, w pełni od niej uzależnionych.
   Nirmal nie miał zbytniego doświadczenia z mężczyznami, nigdy nie był w żadnym związku. Żył w swoim małym świecie z mamą i siostrami o wielu rzeczach nie mając pojęcia. Nie zdawał sobie sprawy z uczuć nowych znajomych w stosunku do swojej osoby, to co traktował jak spotkania towarzyskie w gronie kolegów dla nich było czymś o wiele poważniejszym. Nie wiedział, że kiedy tylko odwróci wzrok przyjaciele, coraz częściej się ze sobą kłócą, a ich zachowanie robi się coraz bardziej agresywne. Spojrzał przed siebie i zobaczył na drzewie, w pobliżu ścieżki dorodne brzoskwinie.
- Wyglądają bardzo smakowicie – westchnął, ale rozleniwiony upałem nie miał ochoty się ruszyć z miejsca.
- Mówisz o owocach? – Aidan właśnie wrócił do siebie ze świata podniecających snów, do którego zagnała go kropelka potu spływająca po smukłej szyi Nirmala.
- Tak, lubię takie z mechatą skórką, fajnie łaskoczą podniebienie – uśmiechnął się do niego chłopak.
- Znajdę dla ciebie najładniejszą! – Jovel wystartował niczym wypuszczona z łuku strzała. Nie miał zamiaru dać się przegonić w wyścigu do serca księcia temu krzywonosemu paskudzie.
- Ożesz ty!- wrzasnął Aidan i ruszył pośpiesznie za nim, mocno uderzając skrzydłami.
- Bawicie się w wyścigi? Zupełnie jak dzieci – pokręcił głową Nirmal. Miał niejasne wrażenie, że ta rywalizacja zaczyna się wymykać spod kontroli. Po chwili na jego kolanach wylądował kopczyk złocistych, słodko pachnących, zarumienionych od słońca brzoskwiń. – Wspaniałe, dziękuje wam – uśmiechnął się do obu młodych wampirów, które nie przestawały na siebie powarkiwać.
***
   Kiedy książę udał się do swoich komnat, obaj mężczyźni bynajmniej nie poszli w jego ślady. Stanęli naprzeciwko siebie błyskając groźnie oczami, które w zapadającym zmierzchu zaczęły fosforyzować, jak u dzikich zwierząt. Przez wiele lat przyjaźnili się, ale osoba Nirmala skutecznie ich podzieliła. Teraz byli dorastającymi samcami, walczącymi o upragnioną zdobycz. Stanęli naprzeciwko siebie na parkowej ścieżce zaciskając mocno pięści.
- Wycofaj się, specjalnie robisz mi na złość, zawsze wolałeś dziewczyny! – warknął zapalczywie Aidan.
- Ale zmieniłem zdanie, mam do tego prawo –Jovel zmierzył go płonącym wzrokiem, siły były wyrównane. Nirmal idealnie pasował na jego małżonka, a rodzina coraz mocniej na niego naciskała w tej sprawie. Na pewno byliby zadowoleni, gdyby Wybraniec został członkiem ich klanu.
-Wiem, co się kluje w tej głowie liczykrupy. Wyliczyłeś sobie ile skorzystasz, jeśli się z nim ożenisz, ty zimny skurczybyku! – Wziął rozmach i rzucił w niego trzymaną w ręce brzoskwinią. Rozpłaszczyła się na klatce mężczyzny, brudząc elegancki kaftan lepkim sokiem.
- Masz pojęcie jak trudno było go kupić?! – Jovel był bardzo czuły na punkcie swojej garderoby, o czym Aidan doskonale wiedział. – Mam zamiar poprosić króla o rękę Nirmala, a ty nie masz tu nic do gadania!
- To się jeszcze okaże śmieciu! – wysunął szpony i rozpostarł bojowo skrzydła. – Albo ty, albo ja!
-Myślisz że się przestraszyłem?! Zrobię z ciebie miazgę narwany głupku! – Wokół mężczyzny zawirowała magia. Obaj wznieśli się do góry z gwałtownym łopotem, wzniecając tumany kurzu. Już po chwili w powietrzu świstały zaklęcia, w ruch poszły także szpony i skrzydła. Oczy stały się czerwone, niczym świeżo utoczona krew.
***
   Lakshman skończył właśnie pracę i miał zamiar opuścić swój gabinet. Tego dnia zajęcia wyjątkowo się wydłużyły i był już bardzo zmęczony. Sekretarze krzątali się gorączkowo w kompletnej ciszy, porządkując dokumentację. Przeciągnął się w fotelu i wypił ostatni łyk ulubionej kawy. Miał ochotę na długą, ciepłą kąpiel. Nie zdążył jednak wstać, kiedy drzwi się z impetem otworzyły i do środka wpadli dwaj wściekli przedstawiciele arystokracji. Opanowali się jednak na tyle, by zatrzymać się przed biurkiem i ukłonić na znak szacunku.
- Skoro już wtargnęliście bez zaproszenie, to mówcie. Mam nadzieję, że macie dobre usprawiedliwienie swojego zachowania. – Zmierzył ich chłodnym wzrokiem.
- Nie ośmielilibyśmy się tutaj wejść, gdybyśmy nie mieli ważnego powodu Wasza Wysokość. Dotyczy nie tylko nas, a właściwie całego dworu. Rozwiązać go możesz jedynie ty panie – zaczął ostrożnie straszy z nich, widząc zły humor władcy.
- Nasi synowie pojedynkowali się dzisiaj z powodu młodego księcia. Zadali sobie szereg poważnych ran – dodał drugi z wampirów. Wyraźnie było widać z jakim trudem nad sobą panuje. – Myślę, że trzeba z tym skończyć zanim dojdzie do nieszczęścia.
- Czy oni nie byli czasem przyjaciółmi? – zapytał po chwili zamyślony Lakshman. Od kiedy zobaczył flirtującego z dworzanami Nirmala, przeczuwał, że może dojść do czegoś takiego. Wampiry były bardzo ambitne i skłonne do awantur, lubiły ze sobą rywalizować nie przebierając w środkach. Młodzież zaczęła rywalizować o względy chłopaka, w takich sprawach przestawały się liczyć jakiekolwiek sentymenty. Pojedynki często kończyły się śmiercią lub poważnym kalectwem jednej ze stron.
- Byli, to właściwe określenie, ledwo udało się nam ich rozdzielić – pokręcił głową siwowłosy. – Zupełnie stracili rozsądek.
- Rozumiem, zajmijcie się dziećmi i postarajcie się trzymać te dwa koguty z dala od siebie. Porozmawiam z księciem – skinął im ręką, wyraźnie dając do zrozumienia, że posłuchanie skończone.
   Kiedy wyszli cicho dyskutując między sobą, nalał sobie do szklaneczki alkoholu i głęboko się zamyślił. Nie chciał by jego dwór zamienił się w pole bitwy, gdzie młode samce walczyłyby o względy Nirmala. Wampiry nie były zbyt płodne i strata potomka, często stawała się dla nich ciosem nie do przeżycia.
Ze swojej strony coraz trudniej mu było utrzymać dystans do chłopaka. Nie chciał zbytnio się do niego przywiązywać, a ten brutalny pocałunek, uświadomił mu dobitnie, że traci nad sobą kontrolę. Jeden zdradziecki narzeczony zupełnie mu wystarczył, nie miał ochoty przeżywać wszystkich tych idiotycznych emocji zwanych przez zdurniałych, opitych winem poetów najwznioślejszym z uczuć czyli miłością. Dostał już wystarczającą nauczkę i miał zamiar, jak każda rozsądna osoba nauczyć się czegoś na swoich błędach. Po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że najlepiej będzie wydać Nirmala za mąż, inaczej awantury i pojedynki nigdy się nie skończą. Zwykłe zaręczyny nie poprawiłyby sytuacji, narzeczony zostałby pewnie uznany za jeszcze jednego rywala do pokonania. Przeleciał w pamięci wszystkie znane mu osoby, nadające się do tej roli. Chciał by to był ktoś silny, kogo chłopak lubił i dobrze znał. Skinął głową na jednego z sekretarzy.
- Przyprowadźcie mi tu lorda Rajita.
..........................................................................................................................
Betowała Ariana

wtorek, 4 marca 2014

18. Zakupy z Mikaelą. Rodzaj Mieszany. Dystans.

  Dedykacja dla Loui z okazji urodzin. Nikt mnie tak jak ty nie dopinguje do pisania. Dzięki tobie niektóre rozdziały wychodzą o wiele częściej. J)
  
   Mikaela stała na środku salonu cała czerwona ze złości i tupała nogami. Wujek Rajit najwyraźniej oszalał. Od godziny próbował ją bezskutecznie namówić na wspólny wypad do krakowskiej galerii handlowej. Nie miała zamiaru iść z takim staruszkiem, jeszcze ktoś pomyśli, że biega po sklepach ze swoim sponsorem. Nie mówiąc już o tym, że prędzej zje swoje skarpetki niż wejdzie z facetem do sklepu z bielizną.
- Nie bądź niemądra, kupię ci najładniejszą jaka będzie. – Mężczyznę od pisków siostrzenicy zaczynała  już boleć głowa. Dziewczynka była jednak pod jego opieką i nie mogła wyglądać jak menel. Nie mówiąc o tym, że jako przywódca klanu powinien dawać dobry przykład.
-  Za nic! – Miki zacisnęła drobne ręce w pięści i patrzyła na niego z buntowniczą miną. – Jutro ubiorę na siebie worek po kartoflach i powiem, że kazałeś mi pokutować. Król na pewno się nie pogniewa. Najwyżej wyjdziesz na paskudnego tyrana!
- Akurat. Prędzej na wyjątkowego sknerę, który żałuje dziecku paru groszy na porządną sukienkę.
- W takim razie nigdzie nie idę! – pisnęła i złapała się ciężkiego fotela.
- Musisz, ja już to zgłosiłem ochmistrzyni. Jutro zostaniesz oficjalnie przedstawiona na dworze – jęknął Rajit i usiadł na kanapie z desperacją w oczach. Nie miał pojęcia jak radzić sobie z upartymi dziećmi.
- Widzę, że nieźle się razem bawicie – zachichotał od drzwi Chandi. – Ja na twoim miejscu mała wyjrzałbym przez okno. Córeczki waszej kucharki idą właśnie zwiedzać zamek ze starszą siostrą. Cokolwiek mają na sobie, na worki mi to nie wygląda. – Wskazał na okno.
Zaciekawiona Mikaela natychmiast wyszła na balkon. Rzeczywiście trzy, niewiele starsze od niej dziewczynki stały na dziedzińcu, sprzeczając się o coś między sobą. Wszystkie wystrojone w najmodniejsze, letnie sukienki i buciki na niewielkich obcasikach. Włosy miały elegancko upięte, buzie przypudrowane oraz delikatną biżuterię na smukłych szyjach. Wyglądały jak wielobarwne motyle, które na chwilę przysiadły na trawie. Miki obserwowała je z otwartymi szeroko oczami.
- I jak będzie, idziemy na te zakupy? – zapytał z rozbawioną miną elf, kopiąc pod stołem Rajita, by siedział cicho.
- Chyba musimy - westchnęła dziewczynka. – Będą tam dzieci z innych klanów prawda? Nie chcę by wujek się za mnie wstydził.
   Teleportowali się do podziemnych garaży na obrzeżach Krakowa. Stamtąd czerwonym porche Rajita udali się do Śródmieścia. Miki biegała po galerii od wystawy do wystawy, rzadko bywała poza Amalendem. Rodzice nie przepadali za światem ludzi i odwiedzali go tylko w razie konieczności. Wszystko dla nie było nowe i ciekawe.
- Jesteśmy na miejscu. – Elf delikatnie pchnął wampira i dziewczynkę w stronę wejścia do sklepu z bielizną.
- Może najpierw zjemy lody! – Miki zaparła się w progu. Na widok koronkowych staników i majtek zrobiła się cała czerwona.
-Tak na lody – przytaknął jej Rajit, który też nagle zmienił zdanie. Nie ma mowy, żeby zapytał te młode sprzedawczynie o rozmiar, albo coś innego. Stały tam i chichotały, widząc jak Chandi z wielkim trudem wpycha ich do środka i barykaduje sobą drzwi.
- Pomocy – wydyszał w ich stronę.
- Czym możemy służyć? – Śmielsza z nich brunetka podeszła do całej gromadki. Rzadko spotykało się dwóch takich przystojniaków ciągnących za sobą dziecko. Chętnie zapoznałaby się bliżej z tym fascynującym blondynem.
- Matka wysłała tę panienkę na wakacje bez odpowiedniej garderoby. Potrzebujemy kilku eleganckich kompletów, a potem proszę o polecenie nam jakiegoś sklepu z sukienkami. Nie może przecież iść na przyjęcie w ogrodniczkach. – Posłał obu sprzedawczyniom czarujący uśmiech, pod wpływem którego ugięły się pod nimi nogi. Bez zbędnych pytań złapały protestującą Mikaelę i wepchnęły ją bezceremonialnie z naręczem pudełek do przymierzalni. Przy akompaniamencie wściekłych wrzasków i prychnięć zaczęły zdzierać z niej ubranie.
- Sama to zrobię. Wynoście się czarownice! – darła się na cały sklep zażenowana dziewczynka.
   Tymczasem Rajit widząc, że niebezpieczeństwo minęło rozsiadł się w fotelu i wodził z uśmieszkiem wzrokiem za elfem, który podziwiał męską bieliznę. Kołyszące się w opiętych dżinsach pośladki przykuwały jego wzrok niczym magnes. Podkradł się po cichu i stanął za jego plecami.
- Te czerwone kup mi na urodziny, a te błękitne sobie. Najlepiej je przymierz, powiem ci czy dobrze leżą – szepnął mu wprost do ucha, niemal dotykając go ustami.
- Ja cię kiedyś zabiję! - Elf zajęty przekładaniem bokserek, omal nie dostał zawału. Poczerwieniał gwałtownie, czując gorący oddech na szyi.
- Weź te bardziej wycięte, twoja dupcia będzie w nich świetnie wyglądać. – Rajit uwielbiał go prowokować. Poza tym w jego głowie powstał bardzo interesujący obrazek.
- Spadaj lepkołapy zboczeńcu – warknął i stanął na palcach nie spodziewającego się takiej brutalnej napaści wampira.
- Za co? – jęknął podskakując na jednej nodze i posłał mu krzywe spojrzenie. – Chciałem ci tylko pomóc w wyborze.
   Zakupy zabrały im ze trzy, wlekące się w nieskończoność godziny. Przynajmniej Rajitowi czas ciągnął się niczym spagetti, ale reszta grupki cała w skowronkach miała na ten temat odmienne zdanie. Wampir nie znosił chodzić po sklepach, no chyba, że były to salony samochodowe. Próżny elf, ku jego rozpaczy, skumplował się z Mikaelą, niczym papużki nierozłączki biegali po galerii z jego złotą kartą w łapkach. Pod koniec mieli już tyle paczek, że nie mogli ich unieść. Zadzierając do góry nos odmówił im pomocy. Jako jedyny prawdziwy mężczyzna w tym gronie nie miał zamiaru tachać za nimi sterty toreb, wystarczyło, że za nie bez protestu zapłacił.
***
   Nirmal był szczęśliwy, że właśnie nadeszła sobota, czyli dzień bez lekcji. Postanowił nadrobić zaległości w lekturze. Sprawa z dojrzewaniem wampirów nie dawała mu spokoju. Chandi niewiele mu na ten temat powiedział, a Lakshmana nie miał zamiaru o to pytać, spaliłby się przy tym ze wstydu. Zaczął przeglądać książki w poszukiwaniu jakiś informacji.

,, ...U wampirów podobnie jak u elfów, z powodu ich malej płodności w procesie ewolucji wykształciły się trzy płcie - męska, żeńska oraz szczególnie poszukiwana na rynku małżeńskim mieszana, czyli osobnicy o męskim wyglądzie zewnętrznym, ale podobnych do żeńskich organach rozrodczych. Sami niezdolni do zapładniania, ale równie płodni jak kobiety. Prostata u nich połączona była z macicą, mogli więc wydawać na świat potomstwo. Poród u nich przebiegał dużo trudniej niż u płci żeńskiej z powodu wąskiej miednicy. Za to dzieci obdarzone były większą mocą, posiadały często niespotykane, rzadkie talenty. Z tego powodu ceniono ich bardzo wysoko i chętnie pojmowano za małżonków...
... Różnili się od przeciętnego mężczyzny w bardzo nieznacznym stopniu, osoba niewtajemniczona nawet nie zwróciłaby na to uwagi. Mieli nieco krąglejsze biodra, oczy niczym klejnoty o intensywnej barwie, włosy zazwyczaj lekko kręcone, miękkie i połyskliwe. Kiedy osiągali dojrzałość ich skóra wydzielała charakterystyczny kuszący zapach. Poruszali się z kocim wdziękiem, przyciągając męskie spojrzenia...”
  
   Nirmal przygryzł wargę, stanął przed lustrem i zaczął się rozbierać. Czyżby był tym czymś mieszanym? Niemożliwe, chyba by wcześniej jakoś to zauważył. Nagi i naburmuszony zerknął w szklaną taflę. Wypiął pośladki uważnie je obmacując.
- Tyłek jak tyłek. Co w nim takiego dziwnego? – mruknął do siebie, gnąc się niczym wąż, aby dokładniej się przyjrzeć.
- Całkiem słodka dupcia – zachichotał Chandi, który właśnie wszedł do sypialni chłopaka.
-Aaa...! – zapiszczał i okręcił się porwanym z łóżka prześcieradłem. – Puka się!
- Przepraszam, ale waliłem w drzwi od kilku minut. Niestety byłeś tak zajęty podziwianiem swoich wdzięków, że mi nie odpowiedziałeś.
- Jesteś wredny. – Pokazał elfowi język. - Ale skąd masz tą koszulę?
- Rajit mi kupił, spodnie zresztą też. - Wyszczerzył lśniące ząbki.
 - Opowiadaj, tylko bez kręcenia. Najpierw się odwróć, muszę się ubrać, jak ktoś tu wejdzie jeszcze coś sobie pomyśli.
- Kto ci dał krew? – Wieszcz przyjrzał się chłopakowi, od razu zauważył różnicę w jego wyglądzie i zapachu.
- Czy tu nic nie da się ukryć?
- Nie za bardzo, roztaczasz specyficzną, egzotyczną woń, którą czuć na kilometr. Gadaj, to ważniejsze niż moje zakupy.
- Lakshamn to zrobił. Powiedział, że nie mam nikogo bliskiego, więc on zastąpi moją rodzinę. Nawet zaciął szponem swoją szyję dla mnie...
- Stop! Ten bezczelny drań dał ci się napić ze swojej szyi i pewnie nic ci nie wyjaśnił? A to świnia, za dużo sobie pozwala! – oburzył się elf.
- A co w tym złego? Krew przecież smakuje chyba tak samo – wzruszył ramionami Nirmal, ale na jego twarzy pojawiły się ciemne rumieńce na wspomnienie tej intymnej chwili.
- Nie zmyślaj mi tu, dobrze wiesz o co mi chodzi. Wyglądasz jak pomidor mały kłamczuchu! W ten sposób dzielą się krwią jedynie kochankowie i prawie zawsze towarzyszy temu seks.
- Dobrze wiesz, że on mi się podoba - szepnął nieśmiało Nirmal.
- Wiem dzieciaku, ale może czas, żebyś to sobie przemyślał. On ci złamie serce, Lakshaman jest zimnym draniem. Obdarzył uczuciami tylko jedną osobę, a ta i tak zginęła z jego ręki. Rozejrzyj się się za jakimś miłym chłopakiem, który będzie cię kochał, tak jak na to zasługujesz. Może nie powinienem się wtrącać, ale sporo już przeszedłeś. Radzę ci jako przyjaciel, odpuść, zanim się zbytnio zaangażujesz...
- Masz rację, za wysokie progi dla kalekiego znajdy. – Zagryzł usta, żeby się nie rozpłakać. - Mam tyle rzeczy do zrobienia i poznania. Jeśli nauczę się bronić, odczarujesz moją rodzinę i będę się mógł zobaczyć z mamą i siostrami? – Zmienił temat rozmowy, bo bał się, że nie zdoła ukryć cisnących się mu do oczu łez. Pan Nietoperz musiał pozostać w jego dziecinnych marzeniach. Teraz był już dorosły i powinien się zachowywać odpowiedzialnie. Król na pewno znajdzie sobie odpowiednią małżonkę pośród arystokratycznych rodów, przynajmniej tak to zawsze pokazywali w filmach.
- Przyłóż się więcej do nauki, a twoje życzenie na pewno się spełni. – Wieszcz poczochrał go po włosach. Widział smutek w oczach chłopaka, ale uznał, że lepiej niech teraz trochę go poboli, niżby miał tak jak on, cierpieć latami bez nadziei na jaśniejszą przyszłość.   
***
   Lakshman cały dzień miał myśli pełne Nirmala.  Wszystko co mówili doradcy wylatywało z jego głowy niczym stado rozćwierkanych wróbli. Ciepły, ruchliwy języczek na szyi kompletnie zamieszał mu w głowie. Był na siebie zły, że dopuścił do czegoś takiego. Ale za każdym razem, gdy spojrzał w lustro widział małą bliznę i ogarniało go dawno zapomniane uczucie. Smarkacz potrafił być niesamowicie uroczy, pewnie dlatego, że znał go niemal od dziecka i traktował niczym syna. Mężczyzna miał zwyczaj wypierać ze swojego serca i umysłu jakiekolwiek cieplejsze uczucia. Uważał, że władcy wręcz przeszkadzają i nie są mu do niczego potrzebne. Najwyższy czas, żeby skończył z tymi mrzonkami, chłopak dojrzeje i wtedy poszuka mu jakiegoś odpowiedniego mężczyznę. Z tym postanowieniem wszedł do wspólnego salonu.
   Nirmal siedział zaczytany w fotelu, nawet nie podniósł głowy, co niemile go uderzyło. Zazwyczaj podbiegał z szerokim uśmiechem i cmokał w policzek, mrucząc, że paskudnie drapie. Tym razem leżał w niedbałej pozie, zupełnie obojętny i odległy, jakby przebywał na innej planecie.
- Będzie deser? – zapytał grzecznie, podnosząc się i przeciągając niczym kot.
- Wszystko w porządku? – Lakshmana jego chłodna postawa zaczęła niepokoić. Dzieciak zachowywał się bardzo dziwnie, jakby nie był sobą. Zajął miejsce obok niego na kanapie, wyraźnie czekając na jakiś znak z jego strony. – No chodź, nie krępuj się wyciągnął do niego rękę.
- Dziękuję. - Mężczyzna ogromnie się zdziwił, kiedy Nirmal zamiast pakować się na jego kolana, ujął go za nadgarstek i delikatnie wbił kły.
- Jesteś o coś zły?
- Nie, korzystam tylko z lekcji. Mistrz ceremonii powiedział, że to najbardziej właściwe miejsce. – Wymamrotał pomiędzy jednym a drugim łykiem. – Powinniśmy zachowywać się odpowiednio do naszego statusu, dawać dobry przykład innym. – Dokończył, kiedy przestał pić i spojrzał chłodno na władcę. Serce mu się ściskało, pragnął się przytulić, poczuć zapach mężczyzny, jego ramiona wokół swojej talii. Słowa elfa dźwięczały mu jednak nadal w uszach. Odsunął się na przepisową odległość, wstał z kanapy i ukłonił się dwornie. Król na pewno miał ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż zajmowanie się takim dzieciakiem jak on.
- No proszę, nagle etykieta zrobiła się najważniejsza. – Lakshman jednym skokiem znalazł się przy chłopcu i przycisnął go swoim ciałem do ściany. – Wczoraj na dziedzińcu, kiedy kręciłeś tyłkiem przed tymi smarkaczami, jakoś o niej nie pamiętałeś. – Władca zupełnie opacznie zrozumiał zachowanie Nirmala i zazdrość rzuciła mu się do gardła. Był dobry jako wujek dobra rada i opiekun, ale niewystarczająco, aby panicz zwrócił na niego swoją uwagę. Młodzi szlachcice byli od niego widocznie o wiele lepsi. Mężczyźnie w tym momencie nawet nie przyszło do głowy, że zaprzecza sam sobie. Jeszcze kwadrans wcześniej, obmyślał jak zwiększyć między nimi dystans. Teraz, gdy chłopak właśnie tak się zachował, wcale mu się to nie spodobało, wręcz wzbudziło w nim furię.
- Puszczaj! To moja sprawa, co robię w wolnym czasie! – Próbował się uwolnić, ale wściekły mężczyzna był zbyt silny.
- Skoro tak to przedstawiasz, lepiej wezmę coś sobie, zanim ktoś mnie ubiegnie. – Laksham, któremu zupełnie puściły hamulce, wpił się brutalnie w usta pobladłego chłopaka, kalecząc je swoimi kłami. Zaczął łapczywie zlizywać kropelki oszałamiająco pachnącej krwi. Działała na niego niczym narkotyk, pozbawiając całkowicie rozsądku. Chciał tego dzieciaka tu i teraz.
- Precz! – Nawet nie wiedział kiedy wysunął ostre niczym diamenty szpony, rozorały głęboko policzek władcy. Ból i szok spowodował, że mężczyzna rozluźnił uścisk. Ofiara jego napaści natychmiast z tego skorzystała, by wyzwolić się z jego ramion i umknąć.
................................................................................................................................
Betowała Ariana