środa, 25 grudnia 2013

10. Szkolenie, czyli jak się robi popcorn.

     Dla Daniela nastały ciężkie czasy, ledwo rano otwierał oczy był ściągany brutalnie z łóżka przez nowych znajomych i wrzucany pod prysznic. Chandi nic sobie nie robił z jego dramatycznych jęków i słodkich minek, natomiast na Rajita działały one doskonale. Zazwyczaj dzień był podzielony na dwie części. Do południa miał zajęcia z dotyczące panowania nad swoimi mocami z elfem. Mieszkańcy zamku szybko się nauczyli, że najlepiej się wtedy gdzieś ukryć, aby nie oberwać kiepsko rzuconym zaklęciem. Przyprawiał wieszcza o migreną nieudolnością i kłopotami z koncentracją. Po obiedzie zajmował się nim Rajit, katując mizerne ciało na dziesiątki wymyślnych sposobów. Uczył go posługiwania się różnymi broniami, co bywało często tragiczne w skutkach, z każdej prawie lekcji wracał z nowymi sińcami i zadrapaniami. Przy kolacji omawiali jego postępy, które po miesiącu ćwiczeń były… żadne. 
- Nie patrzcie się tak na mnie, bo mi jedzenie zaszkodzi – wymamrotał Daniel, którego policzki były wypchane wyśmienitym mięskiem z grilla.
- Jak możesz jeść żywe stworzenie? – Chandi patrzył z obrzydzeniem jak pochłania kolejne porcje. Sam był wegetarianinem i obu obżerających się mężczyzn uważał za barbarzyńców. – Powinieneś nauczyć się trochę kultury przy stole – podał mu serwetkę.
- Nie znasz się trawożerco – oblizał się Rajit – dzieciak wie co dobre. – Wyrozumiale pozwolił, by chłopak zwinął mu z talerza ostatni kęs.
- Żywicie się świństwem i dlatego macie takie twarde łepetyny – Wieszcz popukał obu po głowach i spojrzał na nich wyniośle. – Jeden ciągle myli się w rachunkach i już piąty raz podlicza budżet.  – Spojrzał złośliwie na mężczyznę. – Drugi nie potrafi się nauczyć najprostszego zaklęcia bez wywołania katastrofy. – Skinął w stronę Daniela.
- Nie każdy może być takim doskonałym, wyblakłym soplem lodu – mruknął pod nosem Rajit, niestety elf go usłyszał. Wstał, potem nie racząc nawet spojrzeć w jego stronę, zadarł dumnie głowę do góry i wyszedł z jadalni.
- Eh ty… - Pokręcił tylko głową Daniel i ruszył za Chandim. Widział, że mężczyźnie naprawdę zrobiło się przykro, ale dumny z natury próbował to ukryć przed przyjacielem. Polubił go za cierpliwość i delikatność z jaką traktował jego, całkowicie obcego w końcu dla siebie człowieka, a niemądry Rajit bywał czasem wobec nuiego gruboskórny niczym nosorożec. – Zaczekaj na mnie! – zawołał za nim, po czym przyśpieszył kroku. Wsunął rękę pod ramię elfa i uśmiechnął się serdecznie. Spojrzenie mu się rozjaśniło, a srebrne oczy zdawały się rzucać ciepłe iskierki.
   Chandi, rzeczywiście w nienajlepszym humorze, miał zamiar go ofuknąć, lecz na widok zarumienionej od biegu, zatroskanej  twarzy prychnął tylko wyniośle i ruszył do spiżarni. Pomieszczenie posiadało grube mury, które powinny uchronić ich od następnej katastrofy, poza tym leżało na uboczu, więc żadne dźwięki nie powinny rozpraszać dzieciaka. Z głupim wampirem postanowił policzyć się innym razem. Nic nie mógł poradzić na to, że nie wydawał mu się atrakcyjny i widział w nim jedynie przyjaciela i sławnego wieszcza. Jak mawiali poeci - serce nie sługa i stąpa sobie tylko znanymi ścieżkami. Musiał się z tym pogodzić i im szybciej to uczyni, tym lepiej. Najwyższy czas, żeby skończył z tymi niemądrymi mrzonkami.
   Weszli do dużej komnaty o kamiennych ścianach, której wysoki sufit niknął w ciemnościach. Panował tu przyjemny chłód, z wysokich półek dochodziły ich przyjemne zapachy zgromadzonych zapasów. Chandi zapalił kilka słabych bocznych lamp i usiadł za stołem, wskazał Danielowi miejsce po drugiej stronie. Wcześnie postawił na blacie szklaną misę wypełnioną zimną wodą.
- Będziemy robić chmury? – zapytał niemądrze chłopak, chcąc rozproszyć niewesołe myśli elfa.
- O Bogowie – jęknął mężczyzna i wzniósł oczy do góry. – Masz zagotować tę wodę. Zawołaj mnie jak uda ci się cokolwiek zdziałać, huczy mi w głowie niczym w oceanie, więc poszukam sobie czegoś na ból. Będę tuż obok. – Wyszedł ze sceptyczną miną patrząc, jak jego uczeń usiłuje się skupić na zadaniu.
   Kiedy tylko za wieszczem zamknęły się drzwi do komnaty przez uchylone okno wleciała Alisa. Przysiadła na skrzyni z kukurydzą, którą uwielbiała, w bezpiecznej odległości od trenującego Pana. Z doświadczenia wiedziała, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Już teraz leżące w sąsiednim pojemniku jabłka zaczęły dziwnie drżeć, a kartony z mlekiem podskakiwać. Na parapecie coś załopotało, ale nietoperz tylko nastawił kosmate uszka i zamarł w bezruchu, dobrze znał przybyłe osoby i wiedział, że nie zagrażają chłopcu w żaden sposób. Tymczasem woda w misie ani drgnęła, a jej temperatura nie podniosła się nawet o jeden stopień. Po godzinie zmagań, Daniel prychnął z irytacji.
- Chyba rzeczywiście jestem głąbem! – rzucił do zajadającej się przysmakiem Alisy.
- Ba… I to jakim! – wyrwało się stojącemu na gzymsie mężczyźnie. Na szczęście powiedział to dość cicho, a stojący za nim sługa w porę zatkał mu usta i pociągnął do tyłu, aby ukrył się za murem.
- Sam pan mówił, że chce tylko popatrzeć jak mu idzie i mamy nie zdradzać swojej obecności – wyszeptał mu do ucha Kass. – Poza tym skoro to pionek, nie mamy czym się przejmować prawda? – Z trudem ukrył mały uśmieszek.
- Zdenerwowałem się, w życiu nie widziałem takiego tępego adepta magii. Jeśli lekcje z Rajitem wyglądają podobnie, to mały nie poradzi sobie w naszym świecie – odpowiedział chłodno, szczypiąc go w ramię za robienie niepoważnych min. W głębi duszy był jednak zaniepokojony tym co zobaczył. Upłynęło już trochę czasu i liczył na jakieś efekty tej nauki.
   Natomiast Daniel po zjedzeniu dwóch gruszek i pomarańczy doszedł do wniosku, że może kontynuować ćwiczenie. Z nowym zapałem przystąpił do pracy, tym bardziej, że po niecałej minucie wpatrywania się w misę woda jakby drgnęła. Rozejrzał się wokół i złapał kilka unoszących się w powietrzu największych nitek, snujących skoczne melodie. Zrobiło mu się ciepło, coś spłynęło do jego rąk i świetliste smugi wyskoczyły z jego palców, a że przestraszony drgnął, zamiast w wodę trafiły w skrzynię z kukurydzą na której siedziała Alisa. Na szczęście zwinny maluch uciekł w porę z głośnym piskiem. Poleciał wezwać na pomoc wieszcza. Żółte ziarna natychmiast się rozgrzały i zaczęły strzelać z suchym trzaskiem jedno po drugim. Już po kilkunastu sekundach ze wszystkich stojących pod ścianą pojemników, płynęła w stronę chłopaka rzeka popcornu.
- O kurcze! – Wrzasnął i wspiął się na stół, aby nie utonąć w jej nurcie. Chandi z pewnością go zatłucze, znowu narozrabiał, a tak bardzo starał się być uważny.
- Co ty wyprawiasz?! – udało się jedynie krzyknąć elfowi, który zaalarmowany przez Alisę właśnie otworzył drzwi do spiżarni. Wartki strumień prażonej kukurydzy zwalił go z nóg, zdążył jedynie zamachać rękami i zniknął w wysokiej fali. 
- Jak to zatrzymać…, jak to zatrzymać… ? - powtarzał w kółko błagalnie Daniel, widząc jak Chandi zostaje zasypany. Zupełnie spanikował i zamiast powstrzymać moc, jeszcze jej dokładał dodając kolejne, świetliste nitki.
- Ale z was patałachy! – Rajit z daleka usłyszał łoskot, który mógł oznaczać tylko jedno. Kolejna nieudaną próbę poskromienia magii chłopaka. Widząc, że dzieciak zupełnie stracił głowę, wyczarował burzową chmurkę nad jego głową. Lodowaty strumień wody natychmiast otrzeźwił Daniela i spowodował zamknięcie dopływu mocy. Rzeka przestała płynąć, ale po elfie nie zostało ani śladu. - Złaź stamtąd i pomóż go szukać – rzucił do trzęsącego się nadal dzieciaka.
- Jak? – Pisnął, ale widząc groźne spojrzenie mężczyzny, skoczył posłusznie w smakowicie pachnący nurt. – Niezłe. – Włożył sobie do buzi pełną garść.
- Przestań się napychać, zacznij lepiej kopać! – warknął Rajit. Zacisnął ręce w pięści usiłując się opanować, doskonale wiedział, że przyjacielowi musiało się coś stać, inaczej już stałby przed chłopakiem i udzielał mu reprymendy. – Jak go nie znajdziemy, to wylądujesz w najwilgotniejszym lochu z pijawkami. Gdzie go widziałeś ostatnio?
- No… w drzwiach. – Chłopak powoli posuwał się w stronę wampira, wymachując rękami niczym wodolot. Po kwadransie gorączkowych poszukiwań wyciągnęli nieco oszołomionego Chandiego z wielkim guzem na czole. Rajit wziął go na ręce, mimo gwałtownych protestów, że mu nic nie jest zaniósł do sypialni. Tam ostrożnie położył na łóżku czerwonego już jak burak elfa, po czym włożył mu pod plecy poduszkę.  Wyszedł i po chwili wrócił z ładnie pachnącym, zimnym okładem.
- Martwiłem się o ciebie, ten smarkacz to chodzący pech. – Pogroził Danielowi, który siedział z drugiej strony łóżka ze zmartwioną miną. Wieszcz chciał się poprawić i niewielka strużka krwi popłynęła z małej rany na jego czole. Rajit przybliżył się zafascynowany jej kuszącym, egzotycznym zapachem i zamiast użyć środków odkażających, które trzymał w ręce, przybliżył się do leżącego tak, że biedny Chandi poczuł jego oddech na swoim policzku. Tego już było dla niego za wiele, przymknął oczy, aby nie zrobić jakiegoś głupstwa. Pierwszy raz ten nieco gburowaty wojownik zachował się wobec niego tak delikatnie, nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Miał wrażenie, że śni dziwny sen. W tym samym momencie ciepły język zaczął zlizywać szkarłatne krople, zataczając niewielkie kółeczka. Pieścił niemal czule, szybkimi muśnięciami jego skórę, dopóki nie przestała płynąć. Wtedy dopiero położył okład i uśmiechnął się do przyjaciela.
- Powiedz, że jestem najlepszym z medyków! – Z dumą przyglądał się ranie, która teraz była już tylko szybko zabliźniającą się kreseczką, zupełnie nie zdając sobie sprawy, co przeżywa jego pacjent.
- Dzię… dziękuję… – wymamrotał z wielkim trudem elf. W duszy gratulował sobie, że nakrył się kołdrą, bo inaczej umarłby ze wstydu. Podniecił się tak, jak jeszcze nigdy w życiu zwykłymi liźnięciami. Oczu nie odważył się jednak otworzyć. Wampir znał go zbyt dobrze i mógłby się domyślić w jakim jest stanie. Powoli uspokajał swój oddech.
- Przepraszam… przepraszam… przepraszam… - pisnął  żałośnie Daniel. Wyczyny wampira nie zrobiły na nim specjalnego wrażenia, za bardzo bał się o przyjaciela, żeby się nad nimi zastanawiać. – Popilnuję cię dopóki nie zaśniesz. – zaproponował.
- Ja też zostanę – dorzucił Rajit, który z niepokojem przyglądał się wypiekom na policzkach elfa. Ten uparty dureń może źle się czuje, a nie chce ich denerwować. Dobrze wiedział, że dumny mężczyzna nigdy w życiu nie przyzna się do słabości. – Na pewno wszystko w porządku? – Położył się obok Chadiego, który w duchu jęknął z przerażenia, z drugiej strony wcisnął się chłopak.
- Udusicie mnie. – Na myśl o tym, że będą spali we trójkę, aż się spocił z wrażenia. – Strasznie niewygodnie. – Zaczął się umyślnie kręcić.

- No tak, twój arystokratyczny tyłek przywykł do większych wygód. – Wampir mylnie osądził zachowanie elfa i podniósł się z łóżka. – Idziemy, ale gdybyś czegoś potrzebował zadzwoń, będziemy do ciebie zaglądać. – Złapał za rękę Daniela i brutalnie postawił go na nogi. – Nic tu po tobie, jeszcze znowu coś spsocisz – rzucił do opierającego się chłopaka. Nie podobała mu się myśl, że mogą zostać tu sami i przytulać się do siebie we śnie.
........................................................................................................

Betowała Ariana