niedziela, 4 maja 2014

26. Wizyta u teściów. Kłótnia kochanków.

   Lakshman wszedł do domu na końcu i został posadzony w salonie obok pana domu, ponieważ rozentuzjazmowane kobiety, nie mogły się rozstać z Nirmalem, co chwilę któraś go przytulała, niemalże dusząc w objęciach.
Ojciec chłopaka przyglądał się tym zabiegom z pobłażliwym uśmiechem, widocznie doskonale znał swoje panie. Lustrował uważnie syna, dostrzegając w nim wiele zmian. Z tego co im powiedział elf, były większe niż mogło by się wydawać. Widząc zaniepokojenie na twarzy zięcia, poklepał go uspokajająco po ręce.
- Nie martw się, nic mu nie zrobią, dzieciak jest twardszy niż się wydaje.
- Wiem coś o tym, wymusił na mnie bardzo dziwny miodowy miesiąc – westchnął władca. – Chyba jutro będę sobie musiał poszukać pracy i jakiegoś mieszkania do wynajęcia.
- Myślałem, że król z zasady jest bogaty. – Mężczyzna popatrzył na niego zaskoczony. Czuł, że jego uparty syn wymyślił coś naprawdę niemądrego, komplikując maksymalnie życie swojego męża, któremu nawiasem mówiąc nawet odrobinę współczuł.
- Tu nie chodzi o pieniądze. Nirmal stwierdził, że powinienem udowodnić swoją przydatność jako głowy rodziny, umieć zarobić pieniądze, pomóc w domowych zajęciach itd... Nawet nie wiem, kiedy się na to zgodziłem.
- Mogę ci w tym pomóc, tylko określ swoje umiejętności. – Zobaczył konsternację w oczach Lakshmana. Prawdopodobnie jego świat nieco różnił się od tego na dole. Pewnie taki bogacz od zwykłych czynności, takich jak sprzątanie czy gotowanie miał służbę.
- To musi być coś prostego, nie mam zbyt wiele czasu na przygotowania. Potrafię jeździć samochodem – Odezwał się z nadzieją w oczach.
- Dostawczym też? Mam piekarnię i właśnie zwolnił się kierowca. Rozwoziłbyś chleb, bułki , pączki do szkół i innych placówek.
- Właściwie każdym, jak się przebudziłem z dość długiej drzemki, to właśnie motoryzacja najbardziej mnie zafascynowała. – Władca szczerze się ucieszył, że wreszcie znalazł coś, dzięki czemu będzie mógł zarabiać na życie.
- W takim razie pokaż mi prawo jazdy, a ja cię zatrudnię. Musisz też uważnie przestudiować mapę miasta, kiedy dam ci adresy klientów. – Panu Jezierskiemu zięć coraz bardziej się podobał, tym bardziej, że jak się okazało mieli wspólne hobby. Obaj byli fanami motoryzacji. – A na motorze też jeździłeś? Mam w garażu taki jeden stary model...
- Kochanie, za te grosze co zarobi u ciebie będą bardzo cieniutko żyli. – Matka Nirmala popatrzyła na mężczyzn groźnie. Nie podobała się jej ta komitywa. Poza tym jej aniołek zasługiwał na kogoś lepszego niż jakiś tam kierowca ciężarówki. Na przykład tego przystojnego dentystę spod dziesiątki, bo w ten cały królewski interes nie uwierzyła ani trochę.  – Już nam zagłodził kurczaczka, na jego wikcie schudł chyba z pięć kilo.
- Och, przesadzasz. Nikt mi nie żałował jedzenia. Zwyczajnie denerwowałem się ślubem i nie miałem apetytu. – Chłopak łaskawie wstawił się za mężem, który cieszył się, że od wymagającej teściowej dzieli go przynajmniej blat stołu, inaczej pewnie już by oberwał od krewkiej kobiety, najwyraźniej mającej go za wyjątkowego nieudacznika.
- Zobaczymy, co z tego wyniknie, dzisiaj można dostać szybki rozwód. Nie mam zamiaru spuścić was z oczu. – W tym momencie popatrzyła wymownie na Lakshmana. - Po drugiej stronie ulicy jest pusty dom, sąsiadka wyjechała na dwa miesiące do Ameryki odwiedzić wnuki. Kazała mi znaleźć jakiegoś lokatora, ale do tej pory mi się nie udało. Mam klucze, więc możecie się tam wprowadzić choćby zaraz. Wasz jasnowłosy przyjaciel wynajął mieszkanie na tej samej ulicy, więc nie będziesz się nudził, gdy on pójdzie do pracy – zwróciła się do syna. - Może powinieneś podjąć studia, tak się cieszyłeś jak cię przyjęli.
- Ależ kochanie. – Pan Jezierski był zmieszany agresywną postawą zazwyczaj łagodnej żony. – Strasznie się do niego uprzedziłaś, przecież wszystko wiemy z przekazu Chandiego, a prawda może wyglądać nieco inaczej – zaoponował. – A z tym uniwersytetem to niegłupi pomysł.
- Jak jesteś taki mądry to powiedz, dlaczego kurczaczek ustalił próbny miesiąc, bo na miodowy on nie wygląda – popatrzyła wyniośle na męża.
- Może chce by się lepiej poznali w zwyczajnych warunkach. Pewnie w pałacu nie ma na to czasu, ani możliwości. Lepiej się napijmy po wiśnióweczce. Sam robiłem. – Nalał wszystkim po solidnym kieliszku, chcąc zmienić pełną napięcia atmosferę.
- Chcesz dzieci poopijać? – Kobieta popatrzyła na niego z dezaprobatą. – Opowiedz wszystko od początku – zwróciła się do syna. Nirmal oczywiście przystał na jej prośbę, chcąc odwrócić uwagę matki od Lakshmana. Samo to, że wspomniała o rozwodzie świadczyło o jej wyjątkowej niechęci. Będzie musiał przy okazji ostrzec wieszcza przed nadmierną szczerością, inaczej jego dom zamieni się w piekło. Ubarwił nieco swoją historię, mocno łagodząc i koloryzując niektóre fakty. Nie chciał wtajemniczać rodziny zbyt głęboko w swoje problemy, na to przyjdzie jeszcze czas. Podstawiał co chwilę kieliszek ojcu, który z diabelskim uśmieszkiem ciągle go napełniał. Po godzinie był już mocno zawiany i zaczęły mu się kleić oczy.
- Chyba powinniśmy wracać – odezwał się władca, kiedy ciemna głowa chłopaka oparła się o jego ramię. Głuptas oczywiście przesadził z wódeczką, która miała piekielną moc, zamaskowaną umiejętnie owocowym smakiem.
- To dobranoc... – ziewnął Nirmal i z beztroskim uśmiechem wtulił się w mężczyznę.
- Jak oni teraz wrócą do domu, nie masz umiaru idioto! – Kobieta nie wytrzymała i walnęła równie rozanielonego męża ścierką w głowę. Zasłuchana w słowa syna spuściła z oka tego niecnotę i oto skutki.
- Proszę się nie martwić, to bardzo blisko, a on nie waży zbyt wiele. – Podniósł się i wziął na ręce śpiącego męża.
- A czyja to wina? – rzuciła zjadliwie pani Jezierska. – Ostrożnie. – Chłopak zaczął się niespokojnie kręcić w ramionach mężczyzny.
- Może inaczej – Posadził ponownie swój ciężar na kanapie, tym razem biorąc go na plecy. – Trzymaj się mały pijaku! Do widzenia wszystkim.
- Yhy... – Otwarł jedno srebrne oko, objął mężczyznę rękami i nogami, chuchając mu prosto w kark. Było mu całkiem wygodnie, cieplutko i ładnie pachniało. – Wio koniku... – zachichotał.
- Co ja z tobą mam. – Lakshman, zdegradowany do wierzchowca, ruszył pogrążoną w ciemnościach ulicą w stronę parku. Drogę oświetlały zabytkowe latarnie, nieliczni przechodnie kiwali tylko z rozbawieniem głowami na ich widok. Kiedy weszli między drzewa, chłopak nagle się ocknął.
- Jestem głodny – zajęczał. Nie dostał dzisiaj swojej porcji krwi, a opalona szyja tuż przed jego nosem wyglądała wyjątkowo kusząco. Polizał ją na próbę. – Smaczna.
- Bądź grzeczny, bo dostaniesz w tyłek. – Mężczyznę przeszedł podniecający dreszcz od stóp do głów.
- Skąpiradło. – Nadął się Nirmal i złapał zębami za ucho. Ostre kły przebiły skórę i pociekło kilka kropel krwi natychmiast z zapałem wyssanej przez chciwe usta. – Pyszna. Jeszcze!
- Jak nie przestaniesz wrzucę cię do fontanny! – Władca coraz bardziej podniecony przyspieszył kroku. Ruchliwy języczek nie przestał go jednak ponaglająco lizać, a ciepłe wargi wyciskały mu na karku wilgotne całusy.
- Jesteś moim cukiereczkiem... – wymamrotał chłopak i nieporadnie wbił zęby w miękką skórę, niestety nie trafiając na żadne większe naczynie.
- Niech cię! – Lakshmanowi zrobiło się gorąco. Wyglądało na to, że ten mały komar nie ustąpi i w końcu wpadną w jakąś dziurę. Skręcił w odludną o tej porze alejkę, po czym usiadł na ławce, sadzając sobie męża na kolanach. – Jedz, ale tylko trochę. – Nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Nachalny pijak natychmiast skorzystał z zaproszenia. Wtulił się mocno w twarde ciało i zaczął ssać, ocierając się przy tym o niego sugestywnie.
- Nektar bogów... – mruczał niczym kot. Świat wokół niego lekko wirował, duża dłoń gładziła mu plecy schodząc coraz niżej, by w końcu zacisnąć się na pośladkach. Druga głaskała uda, które same się rozchyliły. – Aaa...! – Pisnął, kiedy poczuł ją na swoim penisie. Delikatnie pieściła go przez spodnie, powodując, że zaczął głośno jęczeć z zachwytu. Był jak w transie, metaliczny smak na języku i drżące z pożądania ciało, chętnie otwierające się na nowe doznania spowodowały, że całkowicie się zatracił.
- Już dobrze skarbie, pozwól mi... – Powoli rozpiął kwilącemu mężowi spodnie i włożył rękę pod bieliznę. Pewnie jutro będzie na niego zły za tę akcję, ale nie potrafił się już powstrzymać. Wyglądał tak pięknie, kiedy wił się w jego ramionach. Wystarczyło parę ruchów dłoni by doznał wyzwolenia i opadł na niego niczym szmaciana lalka. Pozwolił mu na chwilę odpocząć i doprowadził ubranie do porządku. – Kiedyś mnie zabijesz – westchnął, czując swojego nabrzmiałego penisa ocierającego się boleśnie o nogawkę. – Prędzej czy później dopadnę cię mały draniu i przez miesiąc nie wypuszczę z łóżka. – Ponownie wziął na plecy chłopaka i ruszył do teleportu. To była prawdziwa droga przez mękę, kiedy dotarli do sypialni, miał już szczerze dość tych słodkich tortur. Rzucił na materac śpiącego pijaka i udał się pod prysznic. Jakoś musiał sobie ulżyć, żeby do rana nie zwariować.
***
   Minęło już kilka dni odkąd Chandi spędził noc z Rajitem. Nadeszła godzina prawdy, mężczyzna wyjął z szafki test i usiadł z nim na werandzie swojego nowego domu. Bujany, stary fotel był naprawdę wygodny. Bezczelny, pręgowany koci znajda natychmiast wdrapał mu się na kolana z głośnym mruczeniem. Kilka misek mleka i wątróbki oraz delikatna ręka gładząca ciemne futerko szybko kupiła jego dzikie serduszko. Elf był zadowolony z towarzystwa, podrapał miękkie uszka. Ukłuł się delikatnie w palec cieniutką igłą i kapnął kilka kropel krwi na miernik. Pięć minut ciągnęło się w nieskończoność. Kiedy ponownie popatrzył na test zobaczył na ekranie uśmiechniętego szeroko bociana, trzymającego w dziobie wrzeszczące zawiniątko.
- To się nazywa strzał w dziesiątkę – wymamrotał do siebie i wbił palce we włosy, robiąc sobie na głowie kompletne zamieszanie. Z jednej strony był przerażony tym, jak sobie poradzi ze wszystkimi problemami, z drugiej chętnie powita na świecie słodką kruszynkę, która będzie należała tylko do niego. Nareszcie jego spragnione miłości serce będzie miało kogoś do kochania. Problemem był jednak wampir, musiał jakoś go zniechęcić do siebie, sprawić, żeby o nim zapomniał. Ten dom wydawał się idealnym miejscem do wychowania dziecka. Kiedy podrośnie pośle go do ludzkich szkół, nikt się nie zorientuje, że się czymś różni od innych. Jednak na myśl o starciu z Rajitem jego serce ścisnęło się boleśnie. – Nie bądź mazgajem, dasz radę! –  Otarł cisnące się do oczu łzy i uderzył  energicznie w pierś, czym wystraszył śpiącego kota. Oburzony futrzak uciekł na kanapę w salonie i stamtąd patrzył urażony na swojego nowego pana. Musiał wziąć się w garść i stawić życiu czoło, teraz już miał dla kogo. Czułym gestem pogładził zupełnie płaski brzuch. – Teraz pójdziemy do zamku skołować tatusia, nie możemy pozwolić, by z powodu mojej lekkomyślności był nieszczęśliwy.

   Rajit od tygodnia chodził niczym gradowa chmura, warczał na każdego, kto się zbytnio zbliżył. Lakshman zrzucił mu na głowę sporo swoich obowiązków, a będzie miał ich jeszcze więcej, jak wyjedzie na miesiąc miodowy. Jasnowłosy drań skutecznie się gdzieś ukrywał, mimo, że wypytywał wszystkich nie trafił na najmniejszy nawet ślad. W głowie mu się nie mieściło, jak można zniknąć bez słowa, zwłaszcza po takiej upojnej nocy. Z przyjemnością przetrzepie mu ten seksowny tyłek jak go tylko dorwie. Na razie jednak nie zanosiło się na to, a przed nim były tego dnia jeszcze dwie narady w ministerstwie. Na myśl o konserwatywnych zgredach zasłaniających się prawami sprzed tysiąca lat zazgrzytał zębami. Pogrążony w myślach nie zauważył skradającego się korytarzem elfa, który nagle wypadł zza zakrętu. Za to jego refleks zadziałał bez zarzutu, ramiona same wystrzeliły do przodu, łapiąc zbiega.
- Proszę, proszę...Kogo my tu mamy? – rzucił z przekąsem, patrząc na zmieszaną twarz przyjaciela. Wyglądał jakoś mizernie i wojowniczy nastrój natychmiast mu przeszedł. Może miał kłopoty, o których on nic nie wiedział, a znając jego dumną naturę na pewno by się do nich nie przyznał.
- A co? Masz tylu kochanków, że zaczynamy ci się mylić? – Odparł hardo elf, choć w środku cały drżał.
- I to mówi ktoś, kto zniknął bez jednego słowa. – Zdenerwował się na nowo Rajit.
- Na co ty liczyłeś? Było miło i tyle. – Elf wbił paznokcie w dłonie. – Jak będę znowu chciał się odprężyć, zadzwonię po ciebie. – Zadarł do góry nos.
- Czyli to była dla ciebie tylko przygoda? – Wampira dosłownie zatkało z wrażenia. On planował ślub i wspólne życie, a ten zarozumiały drań potraktował go jak jednorazowego kochanka. Najwyraźniej nic do niego nie czuł.
- Nie rób takiej miny. Chyba nie wziąłeś tego na poważnie? – Popatrzył wyniośle na przyjaciela. Widział jak lekceważące słowa ranią mężczyźnie serce. Nie mógł jednak postąpić inaczej, wampir teraz pocierpi, ale kiedyś będzie mu wdzięczny za tą decyzję.
- A co  z deklaracją ,,czekałem na ciebie setki lat”? – zapytał pobladły mężczyzna. Jego plany runęły niczym domek z kart i zostały z nich tylko dymiące zgliszcza. Zawsze ostrzegano go przed dumą i nieczułością Chandiego, ale nigdy nie wierzył w te brednie. Teraz jednak słowa złośliwych, zazdrosnych o najmniejsze głupstwo dworzan, wróciły do niego zwielokrotnionym echem. Nie wiedział już co było prawdą, a co wymysłem. Wszystko zaczęło mu się mieszać.
- Nie bądź niemądry, w takich chwilach mówi się różne głupoty, łącznie z kocham cię i na zawsze twój – machnął ręką. Miał wrażenie, że jego ciało zaczyna zamieniać się w sopel lodu. – Myślę, że bez problemu znajdziesz zastępstwo. A teraz wybacz, mam coś do zrobienia. – Szybko się odwrócił i ruszył korytarzem. Nie wiedział, że to będzie tak trudne, każde cyniczne słowo miało dwa ostrza, uderzało także w niego. Trzymał się ostatkiem sił, gdyby nie myśl o dziecku, na pewno by się załamał.
- Chandi wracaj tu natychmiast! Powiedz mi prosto w oczy, że mnie nie chcesz! – Pełen rozpaczy głos wampira ścigał wieszcza jeszcze przez długi czas. Zasłonił rękami uszy i umknął do najbliższego teleportu. Kiedy cały rozdygotany dotarł do domu rzucił się na łóżko z przeciągłym skowytem. Płakał bez końca, tracąc zupełnie poczucie czasu. Nad sobą, bo już na zawsze będzie sam, nad biednym maleństwem, które wejdzie w życie jako półsierota i nad Rajitem, który pewnie teraz przeklina jego okrutne serce. Nawet nie wiedział, kiedy zapadł zmierzch. Burasek wskoczył na kołdrę i przytulił się do dygoczącego mężczyzny. Starał się jak potrafił ogrzać futerkiem jego zziębnięte ciało, ukoić mruczeniem przeszywający go raz po raz ból. Jak większość zwierząt  doskonale potrafił wyczuć targające każdym człowiekiem emocje. Na swój sposób próbował pomóc z całej siły wdzięcznego, kociego serduszka.
.........................................................................................................................................
Betowała Ariana