piątek, 25 listopada 2016

54. Jawa czy sen? Dobre wychowanie.

Nirmal leżał na łóżku i wijąc się niczym wąż, usiłował naciągnąć ciasne spodnie. Nie rozumiał zupełnie obecnej mody, każącej nosić przylegające, niezbyt wygodne ubrania. Dla niego takie uwydatnienie walorów było mocno krępujące. Na szczęście znający go dobrze lokaj przygotował sięgający za biodra kaftan. Zazgrzytał zębami, kiedy udało mu się nareszcie zapiać guzik przy pasku. W dodatku odkąd wszedł w płodną fazę, miał strasznie wrażliwa skórę, jakikolwiek dotyk powodował dziwne dreszcze. Uciskające pośladki i penisa cholerne portki bynajmniej nie pomagały mu w opanowaniu sensacji. Tymczasem wokół czyhało wiele ciekawskich oczu, gotowych zauważyć każdy drobiazg i stworzyć szereg mniej lub bardziej nieprawdopodobnych plotek na temat ich ulubionego księcia. Wszelaki wiadomości o panującej parze rozchodziły się jak świeże bułeczki w mgnieniu oka. Im bardziej krępujące, tym chętniej powtarzane. I gdzie się podział jego nadopiekuńczy lokaj, który zazwyczaj nie odstępował go na krok i zachowywał się jak matka - kwoka?
   Bansi od rana zachowywał się dziwnie. Najpierw zniknął na prawie dwie godziny, a odkąd wrócił rzucał mu ukradkowe, pełne niepokoju spojrzenia. Wyraźnie miał do niego sprawę, ale nie śmiał podjąć tematu. To było naprawdę zaskakujące, bo mężczyzna na codzień miał niezły tupet i naprawdę ostry język. Książę przypomniał sobie jednak, że zbliżały się Andrzejki, a wraz z nimi tak lubiane przez wampiry tańce, hulanki i swawole. Pewnie chciał gdzieś zabrać Ankę, ale nie śmiał prosić o wolne ze względu na nieobecność Lakshmana. Nie miał pojęcia czy w Amalendzie obchodzono to święto, ale zauważył, że wiele innych zostało zaadoptowanych od ludzi. Każdy pretekst do zabawy był mile widziany.
- No wyduś to wreszcie - zwrócił się do opierającego się o framugę drzwi Bansiego.
- Ja nic nie mówiłem - zmieszał się mężczyzna. Chłopak zawsze był niezłym obserwatorem. Miał szansę z nim szczerze porozmawiać. Westchnął i usiadł w fotelu naprzeciwko.
- Więc zacznij, bo przebierasz nogami od samego rana, a jak się dobrze zastanowić to nawet od kilku dni.
- Znamy się już dość długo i mam nadzieję, że masz do mnie zaufanie - zaczął powoli, przeciągając słowa. Nie chciał wystraszyć wrażliwego chłopaka i sprawić, że się przed nim zamknie. - Władca wyjechał i nie wiadomo kiedy wróci. Powierzył mi opiekę nad tobą.
- Nie jestem dzieckiem.. - obruszył się Nirmal. Nie lubiał, kiedy traktował go jak niezbyt rozgarniętego smarkacza. Niespodziewanie poczuł wyraźne ukłucie strachu. Uznał, że niepotrzebnie się odezwał. Ta rozmowa zmierzała w złym kierunku.
- Doskonale o tym wiem. To widać, zwłaszcza ostatnio. Przechodzisz pierwszy raz TE dni i na pewno nie jest ci łatwo bez wsparcia męża. - Spojrzał w oczy swojego pana i dostrzegł, że się zarumienił i wyraźnie zmieszał. Coś przed nim ukrywał. - Może masz w związku z tym jakiś problem, albo chcesz o coś zapytać? Jestem twoim przyjacielem i nie będę się śmiał z niczego co mi powiesz. Potrafię też dochować sekretu.
- Faktycznie nie jest mi łatwo, ciągle chodzę pobudzony - zaczął chłopak, najwyraźniej namyślając się nad każdym słowem. W jego przypadku taka ostrożność była naprawdę dziwna. Zazwyczaj szczery do bólu nie umiał niczego przed nim ukryć. - Ale jakoś sobie radzę...- Dokończył szybko i poderwał się z łóżka. Ogarnęło go złe, bardzo złe przeczucie. Poczuł potrzebę natychmiastowej ucieczki. Niestety ciężka dłoń lokaja wylądowała mu na  ramieniu i zmusiła go by usiadł ponownie.
- Widzę, że nie chcesz mi się zwierzyć, a ja bardzo się o ciebie martwię.- Bansi postanowił nie odpuszczać jak pouczyła go Anka.
- Ale mnie naprawdę nic nie jest... - Chłopak pobladł gwałtownie, zaprzeczając w ten sposób swoim słowom. Zaczął wykręcać sobie palce, aż zaczęły strzelać w stawach. Dziwny sen stanął przed jego oczami jak żywy. Co innego jednak mieć przypuszczenia, a co innego potwierdzić fakty. Nie mógłby sie już więcej łudzić, że wszystko samo sie rozwiąże. Gdzieś na obrzeżach świadomości pojawiło się straszne słowo...
- Nirmal, to ja twój przyjaciel... - Dotknął delikatnie jego drżących dłoni, a on się gwałtownie wzdrygnął. - Nigdy bym sobie nie darował, gdyby pod moją opieką ktoś cię skrzywdził. Skoro nie chcesz mi się zwierzyć, pozwól, że coś ci pokażę. - Wyciągnął z kieszeni poskładaną w schludną kostkę biała chusteczkę z monogramem. Rozłożył ją powoli i oczom przestraszonego księcia ukazało się rude pasmo włosów, wyglądające dziwnie znajomo.
- Skąd to masz?! - Zrobiło mu się jakoś słabo. Zacisnął dłonie w pięści aż pobielały. Zdrajca... ZDRAJCA.... ZDRAJCA!!  To okrutne słowo wirowało w jego głowie, pulsowało w rytm serca.
- Znalazłem w twoim łóżku kilka dni temu. Nie znam nikogo o takiej barwie włosów. Szanse na włamanie do królewskiej sypialni są właściwie równe zeru. Proszę, opowiedz co się stało bo za chwilę osiwieję. - Najwyraźniej książę coś rzeczywiście ukrywał i tkwili w bagnie po same uszy. Już czuł ciężkiego buta Lakshmana na swojej szyi. - Masz. - Nalał dwie szklaneczki szkockiej i jedną podał roztrzęsionemu chłopakowi. Widział jak zbiera się w sobie.
- Prawdę mówiąc do tej pory miałem nadzieję, że to był tylko wyjątkowo realistyczny sen. - Pociągnął solidny łyk i oczywiście się zakrztusił. Łupnięcie w plecy przywróciło mu oddech. - Yhy... Yhy... Cholera... - zakasłał. - Rozwiałeś moje złudzenia. Lakshman mnie zabije i będzie miał rację. - Zamilkł bo gwałtowny szloch wstrząsnął jego ramionami.
- Nie panikujmy... Opowiedz powoli i ze szczegółami... - Bansi równie przejęty łyknął cały alkohol na raz i nalał sobie jeszcze jedną szklankę. Pijany czy trzeźwy i tak już po nim, jeśli to o czym myślał miało miejsce.
- Było to tuż po wyjeździe męża, hormony szalały, a ja niczym zwierzę w klatce rzucałem się po łóżku. Szkarłatne żyły na smoliście czarnych ścianach zamku pulsowały hipnotyzująco. Nie mogłem oddychać, było mi na przemian zimno i gorąco.  Komnata wydawała się być wypełniona mgłą, na tapecie widziałem szarpiące się w tańcu, powyginane lubieżnie cienie. W końcu zmorzył mnie sen pełen dziwnych, niepokojących kształtów. Otwarłem powoli ciężkie powieki bo usłyszałem w pokoju szmer. Zasłony były rozsunięte i świecił blady księżyc. Zobaczyłem w ciemnościach dobrze mi znajomą sylwetkę Lakshmana. Wypowiedział moje imię. Oblała mnie fala przyjemnego, drżącego ciepła i skumulowała się w dole brzucha. Poczułem w oczach łzy radości. Tak bardzo go potrzebowałem, a on się zjawił...
- Ożesz kurwa...- Bansi aż podskoczył. - No przecież wyjechał...
- Mógł wrócić w każdej chwili prawda? Miał zająć się jedynie problemami w Strażnicy. Masz pojęcie jaki byłem szczęśliwy, że wrócił i zaskoczony, kiedy go rano nie zastałem w łóżku?! Z kim tak namiętnie kochałem się w nocy? Potem pomyślałem o TYCH dniach. To na była ich wina, z pewnością oszalałem. Byłem otumaniony, spragniony i najpewniej mój mózg stworzył niezwykle barwny sen - Nirmal ukrył twarz w dłoniach.
-  O w mordę!.. O w mordę!... - Jęczał po każdym wypowiedzianym przez niego zdaniu lokaj. - I nic cię nie zaniepokoiło?
- Niby co?! - Wrzasnął niespodziewanie Nirmal. - No kurwa co?! Wiedziałem, że Lakshman pragnie dziecka i jest równie napalony, a może nawet bardziej niż ja. Skorzystał więc z okazji by się do mnie dobrać, a byłem więcej niż chętny. Zupełnie nad sobą nie panowałem, jakby ktoś zdjął ze mnie wszystkie hamulce. Miałem wrażenie, że to nasz pierwszy raz. czułem się taki wyzwolony...
- Żadnych zgrzytów, fałszu...- Bansi powoli tracił nadzieję, że wyjdą z tego cało.
- Jak się dobrze zastanowić, to czasem głos, drobne gesty, to jak na mnie patrzył. Jakbym był słońcem, księżycem i gwiazdami jednocześnie. Niesamowita zaborczość, większa niż zwykle. I szczerość emocji... - Nie umiał wytłumaczyć zbytnio swoich spostrzeżeń.
- Szczerość emocji...?- Lokaj kompletnie nie zrozumiał o co mu chodziło, za to niemal czuł wchodzący miedzy jego żebra hak dla wyjątkowo paskudnych przestępców.
- Nie rób takiej miny. Przecież równie dobrze wiesz jaki jest Lakshman. To najbardziej skryty, zamknięty w sobie facet jakiego kiedykolwiek poznałem. Wiele przeszedł w swoim życiu. Głęboko w sobie chowa nie tylko wszystkie urazy, ale niestety także pozytywne uczucia. Podczas tej nocy, pierwszy raz był tak szczery, otwarty, nieskrępowany. Pokazywał mi całym sobą jak jestem dla niego ważny. A ja nieszczęsny głupiec, poczułem się niesamowicie szczęśliwy, że nareszcie w pełni mi zaufał. - Chłopak pokiwał głową i skulił się w sobie. - Jestem idiotą prawda? Powinienem wiedzieć, że to nie może być takie proste.
- Myślę, że to wszystko strasznie pokręcone i potrzebujemy pomocy kogoś bystrzejszego. To nie moja liga. Mamy do czynienia ze strasznym cwaniakiem, który może jeszcze zrobić wiele złego.- Poklepał załamanego chłopaka po plecach. - Co powiesz na wizytę u wieszcza?
- Jak ja mu powiem coś takiego? Co sobie o mnie pomyśli? Umrę ze wstydu!
- To nie czas na wstyd. Chandi jest mądrym facetem, w dodatku jasnowidzem. Przyjaźnicie się więc na pewno dochowa tajemnicy. - Wyciągnął rękę do Nirmala, który właśnie starał się przełknąć łzy i zacząć zachowywać się jak na księcia przystało. Chciał być dzielny, ale jakoś nie potrafił się zebrać w sobie. Poczucie winy wprost go przytłoczyło.
- Nie mogę... - Nogi ugięły się pod nim i klapnął z powrotem na fotel.
- Masz. - Lokaj podał mu chusteczkę. - Ani sie waż załamywać! Wygląda na to, że ktoś cię oszukał i wykorzystał. Znajdziemy drania i wypatroszymy! - Warknął z pewnością do której tak naprawdę było mu bardzo daleko. Do głowy przyszła mu jeszcze jedna, bardzo niepokojąca myśl. Co będzie, jeśli ta namiętna noc zaowocuje?! - Oż w mordę! - Jęknął i wyciągnął do swojego pana rękę. Na razie lepiej mu było nie mówić o możliwych konsekwencjach, wyglądał na całkowicie zdruzgotanego.
***
   Chandi usiadł za stołem i z właściwym elfom wdziękiem rozłożył na kolanach serwetkę. Obserwujący go uważnie Hiral zrobił dokładnie to samo i zerknął na tatusia, który z uśmiechem mu przytaknął. Wieszcz dziękował wszystkim bogom, że nadal był dla niego najwyższym autorytetem. Zasady dobrego wychowania były ważne, zwłaszcza dla osób często bywających w pałacu. Wziął nóż i widelec i pokazał jak kroić apetyczne wyglądającą warzywną zapiekankę. Maluch dzielnie naśladował go we wszystkim, wysuwając koniuszek różowego języka, kiedy jakiś kęs uparcie uciekał na drugą stronę talerza. Usługująca im gospodyni kiwała głową z aprobatą. Ich mały panicz szybko rósł i przy takim dobrym przykładzie wyrośnie na pewno na lorda z prawdziwego zdarzenia.
- Kochanie, żadnych zwierzaków przy stole. - Zwrócił uwagę synkowi, na którego ramieniu wylądował właśnie Kiki łakomie spoglądając na miseczkę z borówkami. Pod krzesłem usiadł Kocurek. - Nie ucz ich złych nawyków i nie rzucaj na podłogę jedzenia.
- Ale tatusiu... - zaprotestował maluch, widząc dwie pary wygłodniałych ślepek wpatrzonych w niego jak w obraz.
- Głuptasie, one dostały już śniadanie, są zwyczajnie łakome. - Obejrzał się za siebie i zobaczył swojego barbarzyńskiego męża, który uśmiechnął się szeroko na ich widok. Rozparł się na krześle obok Hirala, poczochrał go po jasnych włoskach i złapał ręką największy kawał mięsa jaki znalazł na półmisku. Rozerwał go na pół i mlaskając z zachwytu zaczął jeść. Sok kapał mu po brodzie, a kilka kropel splamiło świeżą koszulę. Gospodyni Ella wzniosła oczy do sufitu i westchnęła z rezygnacją.
- Wygląda na pyszne. - Hiral dziobał niemrawo, super zdrowe jak twierdził tatuś, marchewki i wpatrywał się z zazdrością w pochłaniającego śniadanie ojca. Chciałby być taki duży i silny jak on. Widział kiedyś jak ćwiczył z ogromnym mieczem.
- Na tym zielsku mały daleko nie zajedziesz, trzeba się porządnie odżywiać żeby urosnąć. - Wyprężył przed chichoczącym synkiem imponujące mięśnie ramienia. Dotknięcie rozwichrzonej czuprynki przyszło jakoś naturalnie. Włoski były takie mięciutkie i lśniące.
 - Proszę.. - I zanim Oburzony Chandi zdążył otworzyć usta włożył mu do rączki nogę z kurczaka przyprawioną szczodrze ziołami. Jednocześnie rzucił Kocurkowi pod stół kość z rozbefu, a popiskującego z radości nietoperza usadził na brzegu miski z owocami. - Widzisz, w ten sposób ma i warzywka, i mięsko - Zwrócił się dumny z siebie do męża.
- Nie bardzo rozumiem dlaczego przyprawy kojarzą ci się z jarzynami. - Wieszcz przewrócił oczami zupełnie jak wcześniej gospodyni. - W której jaskini się spędziłeś dzieciństwo neardentalczyku?! - Warknął. Starał się opanować i nie wszczynać awantury przy chłopcu, który z dnia na dzień robił się coraz mądrzejszy i niesamowicie wygadany. Jak on miał wychowywać w takich warunkach dziecko? - Nie wierzę, aby matka nie uczyła cię manier.
- Starała się biedaczka, ale jego wysokość był strasznie odporny na wiedzę. - Mruknęła po cichu Ella.
- Tak samo będziesz się obżerał w pałacu? - Elf patrzył ze zgrozą jak obaj panowie, mały i duży, dają oblizać palce zachwyconemu kotu, a potem tymi samymi rękami sięgają po chleb.
- Nikt nigdy nie protestował. - Mrugnął do niego Rajit.- A panie nawet chwaliły mój apetyt i to jak ładnie dzięki niemu wyrosłem. - Wyszczerzył zęby do oburzonego męża. Granatowe oczy elfa iskrzyły, a na jego blade policzki wstąpiły rumieńce. - Ale tobie zielsko służy. - Prześlizgnął się zachwyconym wzrokiem po smukłej sylwetce.
- Naprawdę ślicznie wyglądasz, włosy ci dzisiaj bardzo błyszczą. - Odezwał się śmiało mały pochlebca. Już dawno się zorientował jak bardzo tatuś lubił, kiedy chwaliło się jego wygląd. Zawsze poprawiało mu to humor. Delikatnie dotknął jedwabistego pasemka.
- Rośnie nam dyplomata - zarechotał Rajit z uciechą klepiąc się po udach. Sam chętnie by zanurzył ręce w tym płynnym, świetlisty srebrze.
- My sobie jeszcze pogadamy panie - wszystko białko poszło mi w mięśnie więc dla rozumu niewiele już pozostało! Nie będę jadł z dzikusami! - Zgromił wzrokiem skruszonych już teraz panów i ostentacyjnie wyszedł z jadalni zadzierając nos.
- Chyba się obraził? - Hiral popatrzył niepewnie na ojca. Nie lubił, kiedy tatuś był na niego zły. - Kto to jest dyplomata?
- Nie martw się jakoś temu zaradzimy. - Podrapał się po głowie wampir. - To taka osoba, która tak załatwia trudne sprawy, aby nikt się nie poczuł skrzywdzony.
- Słabo nam poszło prawda? Ja pójdę i przeproszę. Dam mu buziaka, zawsze się wtedy uśmiecha. - Chłopczyk zsunął się z krzesła.

- Zapytaj czy ja też mogę mu dać całusa, albo lepiej dwa. - Rzucił jeszcze żartobliwie Rajit zanim mały wybiegł z komnaty. Nie umiał postępować z tym upartym elfem, choćby nie wiem jak się starał zawsze coś zepsuł.




Obrazki dla dociekliwej czytelniczki pytającej o kaftany, autor nieznany. Mniej więcej miałam namyśli coś takiego do pól uda. Polskie stroje szlacheckie są piękne.

środa, 23 listopada 2016

53. Rude pasemko. Anka i sąsiadki. Bansi contra Klara.

Witajcie po długiej przerwie. Dziękuję wszystkim, którzy o mnie pamiętali i podtrzymywali mnie na duchu, jesteście naprawdę kochani. Trochę się obawiam, czy potrafię po takiej przerwie kontynuować rozpoczęte historie. Chyba trochę zardzewiałam. Od jakiegoś czasu usiłowałam coś naskrobać i co się okazało: 
a. nie pamiętam co... hehe... napisałam o wielu sprawach ( początki sklerozy?)
b. zaczęłam mnóstwo wątków, które trzeba skończyć
c. muszę najpierw przeczytać swoje opo
W takim razie po kolei. Zacznę od dawno nieopisywanej pary... I miłego czytania.

   Bansi, lokaj Nirmala od kilku dni zmagał się z pewnym dylematem, który nie dawał mu spokoju. Sprzątając sypialnię księcia, znalazł w łóżku długie pasmo rudych włosów. Z pewnością nie należało ani do Nirmala, ani do Lakshmana, a tylko ci dwaj mężczyźni mieli przecież prawo przebywać w królewskiej komnacie. Władcy nie było już od tygodnia, a młodziutki książę nie przyjmował przecież w łóżku żadnych gości, bo zazdrosny mąż wyrwałby mu serce. Lokaj zdawał sobie sprawę, że jego pan miał właśnie TE dni, a znając jego szczerą naturę sądził, że nie byłby zdolny do zdrady. Tak mu się przynajmniej do tej pory wydawało. Skąd więc na prześcieradle wzięło się tajemnicze pasmo? Po długim zastanowieniu nie przypomniał sobie ani jednej osoby, a przecież mieszkał w zamku od dziecka i znał niemal wszystkich, która miałaby taki rzadki, złotorudy kolor włosów. Chwilę rozważał także włamanie, ale z praktycznego punktu widzenia wdarcie się tutaj kogoś obcego nie było możliwe. Choćby ze względu na wyjątkowo czujnego demona, który jak do tej pory był doskonałym stróżem. Długo bił się z myślami, aż wreszcie zebrał się na odwagę i postanowił wyjaśnić sprawę z księciem. Młody mężczyzna bywał lekkomyślny i lubił pakować się w kłopoty licho wie co mogło mu przyjść do głowy. Wychowany wśród ludzi nie znał wielu wampirzych zwyczajów. Musiał go chronić, tym bardziej, że niestety nie zapowiadało się, aby władca szybko wrócił do pałacu. Kto do cholery zostawiał takiego naiwnego głuptasa samego, w domu pełnego pokus, ze swoją pierwszą rują? Miał ochotę nawrzeszczeć na tego nieodpowiedzialnego idiotę Lakshmana. Licho wie w co się tym razem młody wpakował. Ogarnęły go złe przeczucia. W obecności Nirmala kilka razy próbował otworzyć usta, za każdym razem jednak stchórzył. Niby jak miał się swojego pana zapytać o tak intymne sprawy?
- Miałeś w nocy czerwonowłosego gościa? A pomyślałeś o konsekwencjach?
Albo...
- Robiłeś ostatnio coś dziwnego w sypialni?
Lub...
- Mąż daleko, a w spodniach się paliło i nie wytrzymałeś ciśnienia? Spuśćmy na to zasłonę milczenia inaczej władca nas obu ukatrupi.
Nie miał pojęcia jak się zachować. Po kilku bezsennych nocach doszedł do wniosku, że porozmawia z Anką. Dziewczyny jakoś lepiej potrafiły radzić sobie z takimi sprawami. Miał do niej pełne zaufanie. Spotykali się już od dłuższego czasu i coraz poważniej traktował ten związek. Snuł nawet plany na przyszłość.
***
    Tymczasem Anka też miała swoje problemy. Ubrana w obtargane dżinsy i biały podkoszulek, z furią  oczach, oczyszczała z liści mały klomb przed domem. Atakowała grabiami trawnik jakby to on był winien kolejnej sprzeczce z durnymi gęsiami z sąsiedztwa. Odkąd mieszkała u babci ciągle miała z nimi jakieś nieporozumienia. Właściwie nie działo się nic nowego, ale jakoś ostatnio coraz częściej się buntowała, niestety jedynie w duszy, przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu. Prawdopodobnie randki z przystojnym  Bansim miały na to wielki wpływ. Może i była pulchna i ubierała się niezbyt modnie, ale czy można oceniać człowieka tylko przez taki pryzmat?
Rano jak zwykle wyszła z domu wypuścić psa i kota, które jesienią zgodnie spały w szopce z sianem. Ukryta za drzewem zobaczyła wychodzące z domu siostry Wiejskie....
,, - Brakuje nam dziewczyny do pary, zaprośmy na grilla może Ankę - zaproponowała Kaśka, polerując swoje szpony.
- Nie ma mowy, ta durna klucha czeka na księcia z bajki. Nie mam zamiaru się za nią wstydzić! - Zapiszczała swoim afektownym głosikiem Danka.
- No faktycznie, straszna z niej fleja. Wygląda jakby ubierała się w lumpeksach. A te włosy. Koszmar! - Kaśka wywróciła oczami. - Nadal jej pamiętasz aferę z kuzynem Tadkiem?
- Sama widzisz, nie nasza liga. I co niby brakowało Tadkowi? W sam raz dla takiej małomiasteczkowej pyzy!
- Ale on ma zeza, pluje jak mówi i interesują go tylko ceny marchewki. Potrafi o tym gadać godzinami.
- Za to ma w hali targowej stragan z warzywami, nieźle zarabia, ostatnio kupił nawet tira. A ciotka prosiła mnie żebym mu znalazła jakąś rozsądną dziewczynę.
- No tak. Jej salon kosmetyczny to nie byle co, zawsze daje nam zniżki.
- Właśnie. I dlatego jakaś pinda z pipidówka nie będzie mi tu wydziwiać. - Tupnęła nogą Danka. - Ona nigdy nie znajdzie chłopaka w Krakowie z taką aparycją.
- Taa... Nasi mają spore wymagania, a ona się nawet nie umie malować....."
W tym momencie Anka nie wytrzymała i cicho wycofała się do domu. Nie zaprosiły ją na ognisko bo nie pasowała do reszty znajomych. Schowana za drzewem usłyszała jak nazwały ją zaniedbaną pyzą na którą żaden facet na poziomie nawet nie spojrzy. Skąd niby miała wziąć forsę na modne ciuchy i kosmetyki? U niej w domu się nie przelewało, a studia przecież kosztowały. Na dodatkowe prace nie miała zbytnio czasu opiekując się staruszką, chorą na cukrzycę i zajmując domem. W dodatku babcia Klara, przed którą nic się nie dało ukryć, dolała jeszcze oliwy do ognia.
- Przestań się mazać! W naszej rodzinie baby zawsze miały jaja! - Machnęła bojowo ścierką. - No nie patrz tak na mnie. Twoja matka jest wyjatkiem. Przyniósł ją zagraniczny bocian i w genach coś się popstrykało.
- O! czyżby początki sklerozy? Chyba myślałaś o jajnikach? - Odburknęła ponuro, pakując naraz do ust prawie całą bułkę. - Mama znowu jedzie na rekolekcje? - Zapytała domyślnie. Obie panie namiętnie się sprzeczały o przekonania religijne.
- Udowodnij smarkulo! - Staruszka zerknęła wymownie na rozłożone na ławie w salonie szachy. Oczywiście Anka przegrywała z nią za każdym razem. - Posłuchaj głosu doświadczenia. - Tu klepnęła się w chuda pierś aż zadudniło. -  Zrób sobie tatuaż z demonem, a włosy zapleć w dredy! Będziesz kul... Powieś przy pasku kosę, pomaluj oczy na czarno, załóż skórę i będziesz je mieć z głowy - doradzała z błyskiem w brązowych oczach.
- Rany babciu, jaki program o nastoletnich gangach znowu oglądałaś? - Jęknęła z przełykając duże kęsy jajecznicy na boczku. Kiedy była zdenerwowana jedzenie ją uspokajało. Nie potrzebnie się jej zwierzyła. Postanowiła od tej pory milczeć, nie miała szans przegadać Klary. Całe szczęście, że nie uświadomiła ją co do Bansiego. Spotykali się zawsze na mieście. Seniorka dopiero miałaby używanie. Po skończonym śniadaniu zabrała z przedpokoju grabie, żeby jakoś usprawiedliwić ucieczkę. Staruszka jednak tak łatwo nie odpuszczała.
- Powinnaś poćwiczyć! - Usłyszała jeszcze przez okno. - Masz słabą nawijkę! Wymknęła się do ogrodu i tam mściła na niewinnych roślinkach. Tak naprawdę to największy żal miała właściwie do siebie. Powinna się wreszcie nauczyć odpyskowywać pustogłowym dziewuchom i odwracać się do nich plecami. Takich ludzi należało ignorować. Niestety tak zwane złote myśli przychodziły zawsze po czasie. Zresztą tak naprawdę nie była z zbyt przebojową osobą.
***
Minęły dwie pracowite godziny. Otarła czoło rękę, zabiła na policzku ostatniego, żyjącego komara i oczywiście umazała się jak nieboskie stworzenie. Spocona, rozczochrana, z plamami na kolanach spodni, potrząsała bojowo grabiami i mamrotała do siebie przekleństwa, których oczywiście nauczyła się od Klary. Matka by dostała zawału jakby je usłyszała.
- Pieprzone dziunie, wyłupiastookie bździągwy, płaskodupe patyczaki...
Nie zauważyła, że za jej plecami ktoś stanął i przygląda się z szerokim uśmiechem jak się wyżywa na niewinnych liściach. Dla Bansiego, który mimo wyraźnego acz niezrozumiałego dla niego zakazu zbliżania się do domu, oczywiście beztrosko przyszedł, przedstawiała zupełnie inny obrazek. Jak każdy zagorzały wielbiciel pączków i matki natury delektował się widokiem. Wilgotny podkoszulek opinał kształtne piersi dziewczyny, która z zarumienionymi z gniewu policzkami i błyszczącymi oczami walczyła z niewidzialnym przeciwnikiem. Włosy sterczały niczym antenki. Gładka, opalona skóra lśniła w słońcu. Podkradł się bliżej i cmoknął odsłonięty, aksamitny kark, po czym odskoczył do tyłu, zasłaniając się rozsądnie pudełkiem własnoręcznie zrobionych kremówek z adwokatem.
- Giń zboczeńcu! - Grabie zatrzymały się tuż przed jego nosem, a piegowaty nosek zaczął węszyć. Boski zapach. - Pogięło cię człowieku?!
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. No przecież wiesz, że mężczyźni to słaba płeć. - Zrobił najniewinniejszą minę na jaką go było stać. Czy dostałby w pysk, gdyby skradł jeszcze całusa? Wolał nie ryzykować i tak już nadużył cierpliwości dziewczyny, przychodząc tutaj bez zapowiedzi. Cała nadzieja w ciachach. Znał słabości Anki i bezwstydnie je wykorzystywał.
- Nie powinieneś tu przychodzić. - Pokręciła głową, by się wydostać spod uroku tego cwanego łobuza. Stał niby taki skruszony, przestępując z nogi na nogę, ale jego oczy rzucały iskry, a usta psotnie się uśmiechały. Zarumieniła się, kiedy zauważyła, gdzie błądzi wzrokiem. - Moje oczy są wyżej!
- To nie moja wina, jestem pod wpływem hipnozy - zaprotestował. Rozpiął przy tym dwa górne guziki koszuli, powachlował ręką, jakby się właśnie spocił. Na widok gładkich mięsni biedna ofiara przełknęła ślinę.
- E...? - Nie miała pojęcia o czym bredzi ten facet, ale wiedziała, że powinna go szybko stąd zabrać, bo sąsiadki wisiały już prawie na płocie. Otwarte szeroko ze zdumienia paszcze świadczyły o kompletnym zaskoczeniu. Trybiki ze zgrzytem, obracały się w ich przegrzanych mózgach. W sumie to zazwyczaj niewiele było trzeba, aby nastąpiło w nich zwarcie.
- No kołyszą się... W górę w dół... W górę w dół... - Zagapiony Bansi dopiero teraz zorientował się co palnął. Sam czerwony jak burak złapał równie czerwoną Ankę za rękę i pociągnął do domu.
- Może mrożonej herbatki? -  Zaproponowała z domyślnym uśmieszkiem Klara, stojąca na progu kuchni. - Masz lepszy gust niż przypuszczałam - zachichotała, mrugnęła do wnuczki i przepuściła przed sobą gościa, taksując wzrokiem jego muskularną sylwetkę, elegancką koszulę i trzymany w dużych dłoniach słodki prezent. Uznała, że miała do czynienia z zamożnym facetem na poziomie, doskonale, sądząc po pudełku, znającym jej Ankę, wyraźnie nią oczarowanego. Czegoż można chcieć więcej? Zatarła ręce. Należało przeprowadzić wywiad. -Niezła łapówka kawalerze - zagaiła, węsząc podobnie jak wcześniej jej wnuczka.
***
   Dopiero godzinę później udało im się wyrwać ze szponów babci, która prawie jak KGB sprytnie zagadywała Bansiego, usiłując dowiedzieć się czegoś o nim samym i jego rodzinie. Biedny chłopak, kopany przez Ankę pod stołem, usiłował sprostać zadaniu. Klara niby nadal się uśmiechała, ale wyraźnie nabrała podejrzeń. Sam najchętniej powiedział by jej prawdę, ale nie chciał sprzeciwiać się dziewczynie. Kiedy znaleźli się wreszcie sami, w jej pokoiku na piętrze, odetchnął z ulgą.
- Ona się domyśla, że kłamię. - Usiadł ostrożnie na delikatnym krześle stojącym przy biurku.
- Nie szkodzi, niech pogłówkuje. Babcia nie umie dochować tajemnicy, wypaplałaby wszystko mamie. Ona jest strasznie religijna i bezkrytycznie wierzy we wszytko co usłyszy w kościele. Miałabym w domu piekło i czyściec jednocześnie.
- Szkoda - westchnął chłopak.
- Ale nie powiedziałeś mi, po co tu przyszedłeś. - Wolała rozsądnie trzymać się na bezpieczną odległość. Tapczan był odpowiednio daleko.
- Chodzi mi o Nirmala. Ostatnio jest strasznie niespokojny, drażliwy. Składałem to na karb  TYCH DNI, tęsknoty za Lakshmanem, ale... Znasz go dość dobrze. Mam pewien problem dość delikatnej natury...- Zaczął opowiadać o nagłym wyjeździe władcy, rui u wampirów i paśmie włosów. Dziewczyna słuchała cierpliwie, od czasu do czasu zadając jedynie krótkie, rozsądne pytania. Kręciła głową, jakby coś nie dawało jej spokoju.
- Po pierwsze powiedz mu, że się martwisz. Zapytaj go zwyczajnie, czy ma jakieś problemy, może sam ci powie. Jeśli nie wyciągnij tego kłaka, podsuń mu pod nos i powiedz gdzie i kiedy go znalazłeś. Nie pozwól się zbyć byle czym, bo to wygląda na poważną sprawę. I wiesz...
- Głupio tak prosto w oczy...
- Od tego są przecież przyjaciele. Mnie się coś tutaj nie podoba. Za dużo tych zbiegów okoliczności, porozmawiaj z księciem, poszukajcie u kogoś zaufanego pomocy.
- Co masz na myśli? - Bansi wyraźnie się zaniepokoił.
- Pomyśl, książę ma pierwszą ruję. Jest przepustką do władzy w Amalendzie, o czym wszyscy doskonale wiedzą. Tymczasem jego mąż zamiast go wspierać niespodziewanie wyjeżdża, zmuszony przez niecodzienne okoliczności. W zamku nie ma pana. A co robią myszy gdy nie ma kota?
- Harcują...
- No właśnie. A ty znajdujesz w łóżku rude pasmo. - Anka się zamyśliła, stukając palcem w usta. Doskonale znał ten gest, robiła tak zawsze kiedy się nad czymś głęboko zastanawiała.
- Mam mądrą dziewczynę. - Nachylił się i pocałował ją w czubek głowy. - Napędziłaś mi strachu. Wracam do zamku.