wtorek, 4 marca 2014

18. Zakupy z Mikaelą. Rodzaj Mieszany. Dystans.

  Dedykacja dla Loui z okazji urodzin. Nikt mnie tak jak ty nie dopinguje do pisania. Dzięki tobie niektóre rozdziały wychodzą o wiele częściej. J)
  
   Mikaela stała na środku salonu cała czerwona ze złości i tupała nogami. Wujek Rajit najwyraźniej oszalał. Od godziny próbował ją bezskutecznie namówić na wspólny wypad do krakowskiej galerii handlowej. Nie miała zamiaru iść z takim staruszkiem, jeszcze ktoś pomyśli, że biega po sklepach ze swoim sponsorem. Nie mówiąc już o tym, że prędzej zje swoje skarpetki niż wejdzie z facetem do sklepu z bielizną.
- Nie bądź niemądra, kupię ci najładniejszą jaka będzie. – Mężczyznę od pisków siostrzenicy zaczynała  już boleć głowa. Dziewczynka była jednak pod jego opieką i nie mogła wyglądać jak menel. Nie mówiąc o tym, że jako przywódca klanu powinien dawać dobry przykład.
-  Za nic! – Miki zacisnęła drobne ręce w pięści i patrzyła na niego z buntowniczą miną. – Jutro ubiorę na siebie worek po kartoflach i powiem, że kazałeś mi pokutować. Król na pewno się nie pogniewa. Najwyżej wyjdziesz na paskudnego tyrana!
- Akurat. Prędzej na wyjątkowego sknerę, który żałuje dziecku paru groszy na porządną sukienkę.
- W takim razie nigdzie nie idę! – pisnęła i złapała się ciężkiego fotela.
- Musisz, ja już to zgłosiłem ochmistrzyni. Jutro zostaniesz oficjalnie przedstawiona na dworze – jęknął Rajit i usiadł na kanapie z desperacją w oczach. Nie miał pojęcia jak radzić sobie z upartymi dziećmi.
- Widzę, że nieźle się razem bawicie – zachichotał od drzwi Chandi. – Ja na twoim miejscu mała wyjrzałbym przez okno. Córeczki waszej kucharki idą właśnie zwiedzać zamek ze starszą siostrą. Cokolwiek mają na sobie, na worki mi to nie wygląda. – Wskazał na okno.
Zaciekawiona Mikaela natychmiast wyszła na balkon. Rzeczywiście trzy, niewiele starsze od niej dziewczynki stały na dziedzińcu, sprzeczając się o coś między sobą. Wszystkie wystrojone w najmodniejsze, letnie sukienki i buciki na niewielkich obcasikach. Włosy miały elegancko upięte, buzie przypudrowane oraz delikatną biżuterię na smukłych szyjach. Wyglądały jak wielobarwne motyle, które na chwilę przysiadły na trawie. Miki obserwowała je z otwartymi szeroko oczami.
- I jak będzie, idziemy na te zakupy? – zapytał z rozbawioną miną elf, kopiąc pod stołem Rajita, by siedział cicho.
- Chyba musimy - westchnęła dziewczynka. – Będą tam dzieci z innych klanów prawda? Nie chcę by wujek się za mnie wstydził.
   Teleportowali się do podziemnych garaży na obrzeżach Krakowa. Stamtąd czerwonym porche Rajita udali się do Śródmieścia. Miki biegała po galerii od wystawy do wystawy, rzadko bywała poza Amalendem. Rodzice nie przepadali za światem ludzi i odwiedzali go tylko w razie konieczności. Wszystko dla nie było nowe i ciekawe.
- Jesteśmy na miejscu. – Elf delikatnie pchnął wampira i dziewczynkę w stronę wejścia do sklepu z bielizną.
- Może najpierw zjemy lody! – Miki zaparła się w progu. Na widok koronkowych staników i majtek zrobiła się cała czerwona.
-Tak na lody – przytaknął jej Rajit, który też nagle zmienił zdanie. Nie ma mowy, żeby zapytał te młode sprzedawczynie o rozmiar, albo coś innego. Stały tam i chichotały, widząc jak Chandi z wielkim trudem wpycha ich do środka i barykaduje sobą drzwi.
- Pomocy – wydyszał w ich stronę.
- Czym możemy służyć? – Śmielsza z nich brunetka podeszła do całej gromadki. Rzadko spotykało się dwóch takich przystojniaków ciągnących za sobą dziecko. Chętnie zapoznałaby się bliżej z tym fascynującym blondynem.
- Matka wysłała tę panienkę na wakacje bez odpowiedniej garderoby. Potrzebujemy kilku eleganckich kompletów, a potem proszę o polecenie nam jakiegoś sklepu z sukienkami. Nie może przecież iść na przyjęcie w ogrodniczkach. – Posłał obu sprzedawczyniom czarujący uśmiech, pod wpływem którego ugięły się pod nimi nogi. Bez zbędnych pytań złapały protestującą Mikaelę i wepchnęły ją bezceremonialnie z naręczem pudełek do przymierzalni. Przy akompaniamencie wściekłych wrzasków i prychnięć zaczęły zdzierać z niej ubranie.
- Sama to zrobię. Wynoście się czarownice! – darła się na cały sklep zażenowana dziewczynka.
   Tymczasem Rajit widząc, że niebezpieczeństwo minęło rozsiadł się w fotelu i wodził z uśmieszkiem wzrokiem za elfem, który podziwiał męską bieliznę. Kołyszące się w opiętych dżinsach pośladki przykuwały jego wzrok niczym magnes. Podkradł się po cichu i stanął za jego plecami.
- Te czerwone kup mi na urodziny, a te błękitne sobie. Najlepiej je przymierz, powiem ci czy dobrze leżą – szepnął mu wprost do ucha, niemal dotykając go ustami.
- Ja cię kiedyś zabiję! - Elf zajęty przekładaniem bokserek, omal nie dostał zawału. Poczerwieniał gwałtownie, czując gorący oddech na szyi.
- Weź te bardziej wycięte, twoja dupcia będzie w nich świetnie wyglądać. – Rajit uwielbiał go prowokować. Poza tym w jego głowie powstał bardzo interesujący obrazek.
- Spadaj lepkołapy zboczeńcu – warknął i stanął na palcach nie spodziewającego się takiej brutalnej napaści wampira.
- Za co? – jęknął podskakując na jednej nodze i posłał mu krzywe spojrzenie. – Chciałem ci tylko pomóc w wyborze.
   Zakupy zabrały im ze trzy, wlekące się w nieskończoność godziny. Przynajmniej Rajitowi czas ciągnął się niczym spagetti, ale reszta grupki cała w skowronkach miała na ten temat odmienne zdanie. Wampir nie znosił chodzić po sklepach, no chyba, że były to salony samochodowe. Próżny elf, ku jego rozpaczy, skumplował się z Mikaelą, niczym papużki nierozłączki biegali po galerii z jego złotą kartą w łapkach. Pod koniec mieli już tyle paczek, że nie mogli ich unieść. Zadzierając do góry nos odmówił im pomocy. Jako jedyny prawdziwy mężczyzna w tym gronie nie miał zamiaru tachać za nimi sterty toreb, wystarczyło, że za nie bez protestu zapłacił.
***
   Nirmal był szczęśliwy, że właśnie nadeszła sobota, czyli dzień bez lekcji. Postanowił nadrobić zaległości w lekturze. Sprawa z dojrzewaniem wampirów nie dawała mu spokoju. Chandi niewiele mu na ten temat powiedział, a Lakshmana nie miał zamiaru o to pytać, spaliłby się przy tym ze wstydu. Zaczął przeglądać książki w poszukiwaniu jakiś informacji.

,, ...U wampirów podobnie jak u elfów, z powodu ich malej płodności w procesie ewolucji wykształciły się trzy płcie - męska, żeńska oraz szczególnie poszukiwana na rynku małżeńskim mieszana, czyli osobnicy o męskim wyglądzie zewnętrznym, ale podobnych do żeńskich organach rozrodczych. Sami niezdolni do zapładniania, ale równie płodni jak kobiety. Prostata u nich połączona była z macicą, mogli więc wydawać na świat potomstwo. Poród u nich przebiegał dużo trudniej niż u płci żeńskiej z powodu wąskiej miednicy. Za to dzieci obdarzone były większą mocą, posiadały często niespotykane, rzadkie talenty. Z tego powodu ceniono ich bardzo wysoko i chętnie pojmowano za małżonków...
... Różnili się od przeciętnego mężczyzny w bardzo nieznacznym stopniu, osoba niewtajemniczona nawet nie zwróciłaby na to uwagi. Mieli nieco krąglejsze biodra, oczy niczym klejnoty o intensywnej barwie, włosy zazwyczaj lekko kręcone, miękkie i połyskliwe. Kiedy osiągali dojrzałość ich skóra wydzielała charakterystyczny kuszący zapach. Poruszali się z kocim wdziękiem, przyciągając męskie spojrzenia...”
  
   Nirmal przygryzł wargę, stanął przed lustrem i zaczął się rozbierać. Czyżby był tym czymś mieszanym? Niemożliwe, chyba by wcześniej jakoś to zauważył. Nagi i naburmuszony zerknął w szklaną taflę. Wypiął pośladki uważnie je obmacując.
- Tyłek jak tyłek. Co w nim takiego dziwnego? – mruknął do siebie, gnąc się niczym wąż, aby dokładniej się przyjrzeć.
- Całkiem słodka dupcia – zachichotał Chandi, który właśnie wszedł do sypialni chłopaka.
-Aaa...! – zapiszczał i okręcił się porwanym z łóżka prześcieradłem. – Puka się!
- Przepraszam, ale waliłem w drzwi od kilku minut. Niestety byłeś tak zajęty podziwianiem swoich wdzięków, że mi nie odpowiedziałeś.
- Jesteś wredny. – Pokazał elfowi język. - Ale skąd masz tą koszulę?
- Rajit mi kupił, spodnie zresztą też. - Wyszczerzył lśniące ząbki.
 - Opowiadaj, tylko bez kręcenia. Najpierw się odwróć, muszę się ubrać, jak ktoś tu wejdzie jeszcze coś sobie pomyśli.
- Kto ci dał krew? – Wieszcz przyjrzał się chłopakowi, od razu zauważył różnicę w jego wyglądzie i zapachu.
- Czy tu nic nie da się ukryć?
- Nie za bardzo, roztaczasz specyficzną, egzotyczną woń, którą czuć na kilometr. Gadaj, to ważniejsze niż moje zakupy.
- Lakshamn to zrobił. Powiedział, że nie mam nikogo bliskiego, więc on zastąpi moją rodzinę. Nawet zaciął szponem swoją szyję dla mnie...
- Stop! Ten bezczelny drań dał ci się napić ze swojej szyi i pewnie nic ci nie wyjaśnił? A to świnia, za dużo sobie pozwala! – oburzył się elf.
- A co w tym złego? Krew przecież smakuje chyba tak samo – wzruszył ramionami Nirmal, ale na jego twarzy pojawiły się ciemne rumieńce na wspomnienie tej intymnej chwili.
- Nie zmyślaj mi tu, dobrze wiesz o co mi chodzi. Wyglądasz jak pomidor mały kłamczuchu! W ten sposób dzielą się krwią jedynie kochankowie i prawie zawsze towarzyszy temu seks.
- Dobrze wiesz, że on mi się podoba - szepnął nieśmiało Nirmal.
- Wiem dzieciaku, ale może czas, żebyś to sobie przemyślał. On ci złamie serce, Lakshaman jest zimnym draniem. Obdarzył uczuciami tylko jedną osobę, a ta i tak zginęła z jego ręki. Rozejrzyj się się za jakimś miłym chłopakiem, który będzie cię kochał, tak jak na to zasługujesz. Może nie powinienem się wtrącać, ale sporo już przeszedłeś. Radzę ci jako przyjaciel, odpuść, zanim się zbytnio zaangażujesz...
- Masz rację, za wysokie progi dla kalekiego znajdy. – Zagryzł usta, żeby się nie rozpłakać. - Mam tyle rzeczy do zrobienia i poznania. Jeśli nauczę się bronić, odczarujesz moją rodzinę i będę się mógł zobaczyć z mamą i siostrami? – Zmienił temat rozmowy, bo bał się, że nie zdoła ukryć cisnących się mu do oczu łez. Pan Nietoperz musiał pozostać w jego dziecinnych marzeniach. Teraz był już dorosły i powinien się zachowywać odpowiedzialnie. Król na pewno znajdzie sobie odpowiednią małżonkę pośród arystokratycznych rodów, przynajmniej tak to zawsze pokazywali w filmach.
- Przyłóż się więcej do nauki, a twoje życzenie na pewno się spełni. – Wieszcz poczochrał go po włosach. Widział smutek w oczach chłopaka, ale uznał, że lepiej niech teraz trochę go poboli, niżby miał tak jak on, cierpieć latami bez nadziei na jaśniejszą przyszłość.   
***
   Lakshman cały dzień miał myśli pełne Nirmala.  Wszystko co mówili doradcy wylatywało z jego głowy niczym stado rozćwierkanych wróbli. Ciepły, ruchliwy języczek na szyi kompletnie zamieszał mu w głowie. Był na siebie zły, że dopuścił do czegoś takiego. Ale za każdym razem, gdy spojrzał w lustro widział małą bliznę i ogarniało go dawno zapomniane uczucie. Smarkacz potrafił być niesamowicie uroczy, pewnie dlatego, że znał go niemal od dziecka i traktował niczym syna. Mężczyzna miał zwyczaj wypierać ze swojego serca i umysłu jakiekolwiek cieplejsze uczucia. Uważał, że władcy wręcz przeszkadzają i nie są mu do niczego potrzebne. Najwyższy czas, żeby skończył z tymi mrzonkami, chłopak dojrzeje i wtedy poszuka mu jakiegoś odpowiedniego mężczyznę. Z tym postanowieniem wszedł do wspólnego salonu.
   Nirmal siedział zaczytany w fotelu, nawet nie podniósł głowy, co niemile go uderzyło. Zazwyczaj podbiegał z szerokim uśmiechem i cmokał w policzek, mrucząc, że paskudnie drapie. Tym razem leżał w niedbałej pozie, zupełnie obojętny i odległy, jakby przebywał na innej planecie.
- Będzie deser? – zapytał grzecznie, podnosząc się i przeciągając niczym kot.
- Wszystko w porządku? – Lakshmana jego chłodna postawa zaczęła niepokoić. Dzieciak zachowywał się bardzo dziwnie, jakby nie był sobą. Zajął miejsce obok niego na kanapie, wyraźnie czekając na jakiś znak z jego strony. – No chodź, nie krępuj się wyciągnął do niego rękę.
- Dziękuję. - Mężczyzna ogromnie się zdziwił, kiedy Nirmal zamiast pakować się na jego kolana, ujął go za nadgarstek i delikatnie wbił kły.
- Jesteś o coś zły?
- Nie, korzystam tylko z lekcji. Mistrz ceremonii powiedział, że to najbardziej właściwe miejsce. – Wymamrotał pomiędzy jednym a drugim łykiem. – Powinniśmy zachowywać się odpowiednio do naszego statusu, dawać dobry przykład innym. – Dokończył, kiedy przestał pić i spojrzał chłodno na władcę. Serce mu się ściskało, pragnął się przytulić, poczuć zapach mężczyzny, jego ramiona wokół swojej talii. Słowa elfa dźwięczały mu jednak nadal w uszach. Odsunął się na przepisową odległość, wstał z kanapy i ukłonił się dwornie. Król na pewno miał ważniejsze rzeczy do zrobienia, niż zajmowanie się takim dzieciakiem jak on.
- No proszę, nagle etykieta zrobiła się najważniejsza. – Lakshman jednym skokiem znalazł się przy chłopcu i przycisnął go swoim ciałem do ściany. – Wczoraj na dziedzińcu, kiedy kręciłeś tyłkiem przed tymi smarkaczami, jakoś o niej nie pamiętałeś. – Władca zupełnie opacznie zrozumiał zachowanie Nirmala i zazdrość rzuciła mu się do gardła. Był dobry jako wujek dobra rada i opiekun, ale niewystarczająco, aby panicz zwrócił na niego swoją uwagę. Młodzi szlachcice byli od niego widocznie o wiele lepsi. Mężczyźnie w tym momencie nawet nie przyszło do głowy, że zaprzecza sam sobie. Jeszcze kwadrans wcześniej, obmyślał jak zwiększyć między nimi dystans. Teraz, gdy chłopak właśnie tak się zachował, wcale mu się to nie spodobało, wręcz wzbudziło w nim furię.
- Puszczaj! To moja sprawa, co robię w wolnym czasie! – Próbował się uwolnić, ale wściekły mężczyzna był zbyt silny.
- Skoro tak to przedstawiasz, lepiej wezmę coś sobie, zanim ktoś mnie ubiegnie. – Laksham, któremu zupełnie puściły hamulce, wpił się brutalnie w usta pobladłego chłopaka, kalecząc je swoimi kłami. Zaczął łapczywie zlizywać kropelki oszałamiająco pachnącej krwi. Działała na niego niczym narkotyk, pozbawiając całkowicie rozsądku. Chciał tego dzieciaka tu i teraz.
- Precz! – Nawet nie wiedział kiedy wysunął ostre niczym diamenty szpony, rozorały głęboko policzek władcy. Ból i szok spowodował, że mężczyzna rozluźnił uścisk. Ofiara jego napaści natychmiast z tego skorzystała, by wyzwolić się z jego ramion i umknąć.
................................................................................................................................
Betowała Ariana