piątek, 31 stycznia 2014

14. Wypchaj się!

   Po  ucieczce Daniela w komnacie treningowej zapadła cisza. Świece nadal się paliły, a namalowany na posadzce pentagram emanował mocą. Na ścianie, w miejscu gdzie uderzył pocisk widać było niewielką dziurę przez którą można było zobaczyć pogrążony w mroku ogród. Mężczyźni w milczeniu patrzyli po sobie, każdy z nich odczuwał na swój sposób niewielkie wyrzuty sumienia. Żaden nie spodziewał się aż tak gwałtownej reakcji ze strony chłopaka. Rozumieli, że troszczy się o swoich podopiecznych, ale w końcu były to jedynie zwykłe nietoperze, jakich pełno w okolicznych jaskiniach, a nie członkowie rodziny.
- To może ja go lepiej poszukam – westchnął Chandi i przerzucił przez ramię jasny warkocz. Miał złe przeczucia. Daniel traktował Alisę jak przyjaciółkę, a nie domowego zwierzaka. Nigdy nie widział wcześniej w jego oczach błysku nienawiści, nawet w stosunku do wampirów, które go napadły. Najwyraźniej Lakshman trafił w bardzo czuły punkt, po jego minie elf wywnioskował, że był zaskoczony gniewnymi słowami chłopaka.
- Idę z tobą. – Natychmiast ofiarował się Rajit. On z kolei miał wrażenie, że zawiódł przyjaciela. Polubił małego Wybrańca i nie powinien dopuścić, aby pod jego dachem doszło czegoś podobnego. Władca może i miał najlepsze intencje, ale jego metody szkolenia wydały mu się grubo przesadzone.
- Zostajecie! – odezwał się stanowczo Lakshman, wstał z fotela i wyprostował swoją potężną sylwetkę. Ostre słowa Daniela mocno go dotknęły, ale nie był to pierwszy raz, kiedy za swoją pomoc zamiast podziękowania otrzymał cios prosto w twarz. Określenie Potwór słyszał odkąd nauczył się chodzić miliony razy, nawet najbliżsi bali się jego mocy i trzymali się na dystans. Tym razem jednak wyszły z ust chłopca, którego chronił od dziecka i niewątpliwie darzył pewnym przywiązaniem. Może dlatego serce tak bardzo go bolało, że musiał na chwilę usiąść. – Załatwię to sam!
- Ale wasza wysokość, lepiej będzie... – Próbował negocjować wieszcz, który doskonale znał porywczy charakter władcy. Obawiał się, żeby nie doszło do nieszczęścia. Daniel był jeszcze prawie dzieckiem i nie zbyt rozumiał powagę sytuacji w jakiej się znalazł.
- Nie – rzucone lodowatym tonem słowo zabrzmiało jak rozkaz. Tym razem to Rajit złapał Chandiego za rękę i mocno ją uścisnął. Nauczony w Akademii Wojskowej dyscypliny wiedział, kiedy się wycofać. Nie chciał by gniew władcy skupił się na niemądrym elfie, który zamiast rozsądkiem kierował się sercem. Wokół drugiej dłoni okręcił sobie jasny warkocz.
- Co robisz idioto?! – warknął zdenerwowany wieszcz. Włosy były jego chlubą, a ten wyleniały wampir ośmielił się gnieść je brudnymi łapami. Zawsze wtrącał się w nieodpowiednim momencie z subtelnością słonia w składzie porcelany.
- Ratuję twój seksowny tyłek – szepnął mu na ucho mężczyzna. – Odpuść, bo facet wygląda na zdeterminowanego. Zmiecie cię jak pyłek i nawet nie zauważy.
- Ale mały... – szarpnął się ponownie.
- Nie wariuj! – Rajit złapał elfa w talii i przywarł do smukłych pleców. Wspaniale pachniał.Tak kusząco i słodko, jego krew tętniła w naczyniach powodując, że kły mu mu się wydłużyły i poczuł nagły przypływ pragnienia. Poza tym lubił, kiedy przyjaciel się na niego złościł. Wtedy jego oczy przypominały bliźniacze wulkany pełne błękitnej lawy, lśniły i ciskały iskry tak jak one, powodując dziwne drżenie w sercu.
- Zabieraj te grabie! – syknął wieszcz. - Nie wiadomo gdzie się nimi drapałeś! – Zarumienił się, mając cichą nadzieję, że wampir weźmie to za przejaw gniewu. Nie chciał za żadne skarby, by ten krwiopijca zauważył, że żywi do niego pewna słabość.
- Aleś ty niedotykalski – mruknął Rajit. Postanowił wykorzystać temperament towarzysza, by odwrócić jego uwagę od Wybrańca. Zresztą miękka, pachnąca skóra na karku niesamowicie wabiła go do siebie. Jak każdy wampir uwielbiał te miejsca, gdzie widać było bijący puls. Niespodziewanie pochylił się i zassał na szyi wieszcza, robiąc mu tam sporą malinkę.
- Zginiesz pijawko! – wrzasnął Chandi po chwilowym zamroczeniu, w które wprawiły go gorące usta.  – Masz mnie za jedną z twoich zdzir z karczmy?! – Skorzystał z tego, że Rajit poluzował uchwyt, odwrócił się zwinnie i wymierzył mu cios kolanem prosto w krocze osłonięte jedynie bawełnianymi, cienkimi spodniami.
- Och... – zdołał wykrztusić mężczyzna, padając na kolana. Zobaczył całą plejadę wirujących gwiazd, a ciemne obłoczki przysłoniły mu na chwilę widoczność. Elf, jak na mola książkowego, miał naprawdę sporo siły i niezłego cela
***
  Lakshman skorzystał ze sprzeczki przyjaciół, by wymknąć się z komnaty. Miał nadzieję, że Daniel zdołał nieco przez ten czas ochłonąć. Wbrew temu co sądzili obaj mężczyźni wcale nie czuł gniewu. Raczej smutek i żal. A w jego sercu zagnieździł się jakiś ostry cierń, który co jakiś czas kuł go niemiłosiernie. Za bardzo przywiązał się do tego chłopaka, powinien się zdystansować. Miał zadanie do wykonania i musiał się na nim skupić. Lud Amalendu cierpiał, zabijano i wykorzystywano dzieci, a on przejmował się kaprysami jakiegoś przybłędy. Z każdym krokiem jego mina była coraz bardziej chłodna i surowa, służba schodziła mu z drogi, niemal wtapiając się w ściany długiego korytarza. Kierując się instynktem trafił prosto do zamkowej spiżarni. Był to spory magazyn pełen sięgających do sufitu regałów, chłodziarek oraz koszów po brzegi wypełnionych żywnością. Tutaj na skrzynce po piwie, z zaciśniętymi dłońmi  siedział Daniel i coś pod nosem mamrotał. Kiedy poszedł bliżej mógł już rozróżnić słowa.
- Jedna owca, dwie owce, trzy owce.. – liczył pracowicie.
- Musimy porozmawiać – przerwał jego dziwny monolog władca.
- Wynocha! Nikt cię tu nie zapraszał! – wrzasnął na jego widok chłopak, a jego oczy natychmiast zapłonęły gniewem. Miał w nosie, że właśnie wydziera się na prawdopodobnie najpotężniejszą istotę na Ziemi, która jednym spojrzeniem mogła go zamienić w kupkę popiołu.
- Uspokój się! – rzucił spokojnie Lakshman. – Zacznij zachowywać się jak dorosły, którym podobno jesteś, Nirmalu!
- Co to za obrzydliwe imię?! Zresztą nie rozmawiam z mordercami! – Zazgrzytał zębami i wziął do ręki jabłko.
- Mocne słowa dzieciaku. Tak nazwała cię twoja prawdziwa matka. – głos mężczyzny mógłby zamrozić jezioro. Starał się panować nad nerwami, co w obecności tego chłopaka nigdy nie było łatwą sprawą.
- Moja matka jest w Krakowie! Ja ci dam dzieciaka! – Daniel wskoczył na skrzynkę na której siedział i  rzucił trzymanym w ręku jabłkiem. Trafiło, nie spodziewającego się ataku wampira  prosto między oczy. – Masz draniu!
- Myślisz, że jesteś w piaskownicy? – warknął mężczyzna, któremu wyraźnie kończyła się cierpliwość. – Szkoda, że w czasie lekcji nie jesteś taki zawzięty.
- Zaraz ci pokażę czego się nauczyłem! – Przymknął na kilka sekund oczy, a potem wyciągnął przed siebie ręce. Jak na komendę ze wszystkich pojemników zaczęły wyskakiwać warzywa, pęta kiełbasy, torebki z mąką. Wszystko to poszybowało w kierunku mężczyzny, który zwinnie się uchylił, po czym zasłonił tarczą, uformowaną z naprędce z otaczającego go powietrza. – Wracaj do reszty krwiopijców!
- Sam jesteś krwiopijcą, a raczej nim będziesz – Władca z niepokojem patrzył na trzeszczące regały i drgające, ciężkie skrzynie z napojami. Chłopak zamiast przestać nakręcał się coraz bardziej, moc wirowała wokół niego przybierając na sile, zamiast jak tego się spodziewał opaść. Zaczynało się robić niebezpiecznie.
- Niech to szlag! – zaklął i jednym spojrzeniem podniósł młodego maga do góry, wybijając go tym samym z transu, po czym rzucił nim niczym lalką na stertę pustych worków. Skoczył do przodu i nakrył swoim potężnym ciałem prychającego z wściekłości chłopaka. Uwięził pod sobą, a próbujące go podrapać ręce wyciągnął mu wysoko nad głowę i spętał zaklęciem. – Albo zaczniesz się rozsądnie zachowywać i wysłuchasz, co mam do powiedzenia, albo spuszczę ci majtki i zleję jak przedszkolaka! – zawarczał mu do ucha.
-Wypchaj się! – pisnął z trudem Daniel, wampir był strasznie ciężki. Kilka razy jeszcze próbował ugryźć prześladowcę, ale na nic się to nie zdało. W końcu zmęczył się i oklapł, zezując wściekle oraz parskając niczym świeżo okiełznany, dziki wierzchowiec. 
- Nigdy nie rozmawiałem w takiej pozycji, ale mogę spróbować. – Lakshmanowi zaczęła przechodzić złość na małego awanturnika. – Poza tym jesteś całkiem wygodny.
- Złaź grubasie! Twoje tłuste cielsko zmiażdży mnie na placek! – Wiercił się, usiłując się uwolnić. Czuł się coraz mniej pewnie, gniew opadał, a jego zaczął ogarniać dziwny niepokój.
- Jeśli przyrzekniesz, że będziesz grzeczny – mężczyzna z premedytacją owiewał mu oddechem szyję. Z przyjemnością patrzył jak na policzki ofiary robią się malinowe.
-D... dobrze, ale wstań wreszcie. Nie stać cię na materac? – dodał złośliwie i usiadł, kiedy tylko mężczyzna się podniósł.
- Dzieciaku – Wampir nie umiał sobie odmówić drażnienia chłopaka. – Nie muszę ich kupować, większość sama się chętnie kładzie, pozbywając się najpierw opakowania.
- Nie chcę tego słuchać! – Daniel zatkał sobie uszy, które były równie czerwone jak jego twarz. – Miałeś podobno coś ważnego do powiedzenia. – Usiadł na stojącej w kącie beczce z piwem, byle jak najdalej od paskudnego krwiopijcy.
- Chciałem porozmawiać o tym co się wydarzyło w czasie lekcji. – Machnął uspokajająco ręką na chłopaka, który właśnie zaczął się od nowa wściekać, sądząc po jego zawziętej minie. – Twoja sytuacja jest dość skomplikowana. Nie możesz wrócić do domu, a tutaj będą na ciebie polować, niczym na rzadki okaz zwierzyny.
- Przecież ja nic nie mam, nie jestem nawet w pełni wampirem, nie stoi za mną bogaty klan i żaden ze mnie model. Na dodatek ciągle wpadam w kłopoty, nie mówiąc o kalectwie. – Wzruszył ramionami. . – Nie sądzę, by jedno głupie znamię zrekompensowało te wszystkie minusy.
- Nie znasz naszego świata, to jeden z twoich największych mankamentów. Tutaj bardzo poważnie traktuje się przepowiednie oraz proroctwa. Wampiry kochają władzę i myślą w dość prosty sposób. Skoro jesteś Wybrańcem z legendy, to z pewnością ty i twoje potomstwo zasiądziecie na tronie. Ten kto zostanie twoim mężem, będzie władał Amalendem przez tysiąclecia. Dlatego jesteś w tej chwili najbardziej pożądanym partnerem. Kalectwa nawet nikt nie zauważy, mając w perspektywie koronę. Poza tym nie doceniasz się, jeśli chcesz potrafisz być naprawdę uroczy, o ile oczywiście nie miotasz przekleństw i nie próbujesz zedrzeć mi skóry pazurami. – Uśmiechnął się lekko, widząc zmieszanie chłopaka.
- Dobrze wiesz, że nie mam do magii talentu. Chandi przez prawie miesiąc niczego mnie nie nauczył, a ja naprawdę się starałem. – Popatrzył na mężczyznę spod długich rzęs.
- Nie gadaj głupstw, dobrze ci tutaj, więc nie przykładałeś się zbytnio, a wieszcz był dla ciebie zbyt łagodny. Nie mam czasu na twoje fochy, wiem, że jesteś zły, ale w ciągu godziny ze mną nauczyłeś się więcej, niż w czasie czterech tygodni z elfem. Zrobiłem to dla twojego dobra i nie obchodzi mnie, że uważasz mnie za Potwora. – Lakshman był w tej chwili uosobieniem królewskiej wyniosłości i chłodu. Wydawać by się mogło, że nic nie może go w żaden sposób dotknąć ani zranić. Przez setki lat szkolił się w ukrywaniu swoich uczuć, co było umiejętnością bardzo pożądaną u władcy.
- Nie musiałeś do tego wykorzystywać bezbronnych maleństw! – Daniel odwzajemnił się równie zimnym spojrzeniem, a cierń w sercu króla przypomniał o swoim istnieniu, kłując go boleśnie.
- Panowałem nad sytuacją, nietoperzom nic by się nie stało, nawet jakbyś w nie trafił. Otoczyłem je tarczą przez którą twój pocisk by się nie przebił. Potrzebowałeś dopingu, a ja ci go dostarczyłem. Bez tego męczyłbyś się pewnie jeszcze z pół roku, o ile wcześniej nie dopadliby cię przywódcy klanów. To wszystko co miałem ci do przekazania i mam nadzieję, że będziesz kontynuował naukę. – Lakshman wstał i otrzepał się z kurzu.
- Zastanowię się. – Srebrne oczy Daniela pozostały nieodgadnione. Jego twarz zazwyczaj pełna ekspresji i łatwa do rozszyfrowania stanowiła nieruchomą maskę. On też, jako kaleka, przeszedł niezłą szkołę życia i doskonale wiedział, że ból na jego twarzy zwykle cieszył prześladowców. – Nadal jednak się na ciebie gniewam i uważam, że przesadziłeś. Nie wierzę też, byś tak panował nad sytuacją jak twierdzisz. Pan Nietoperz na zawsze pozostanie w moim sercu jako najdroższy przyjaciel, ale tego mężczyzny, który stoi przede mną nie znam i nie wiem czy chcę poznać – dodał cicho, szybko odwrócił się na pięcie i umknął, aby wampir nie zauważył łez, które płynęły mu po twarzy.
***
   Chandi i Rajit czekali na władcę w małym salonie, obaj równie zdenerwowani próbowali podtrzymywać się na duchu. Kazali sobie przynieść z biblioteki ogromny kufer, wypełniony po brzegi starymi woluminami i zwojami. Chcąc jakoś zapełnić wlokący się czas, przy dużym, okrągłym stole wertowali zakurzone księgi, w poszukiwaniu wiadomości o Wybrańcu z przepowiedni. Martwili się o Daniela, do tej pory niewiele mu pomogli. Mieli nadzieję, znaleźć jakąś informację, która pomogła by w lekcjach. Polubili chłopaka i było im przykro, że tak łatwo odrzucił ich przyjaźń.
- Załatwione – rozległ się w ciszy donośny głos Lakshmana. – Dałem mu czas do namysłu.
- Widzisz, niepotrzebnie panikowałeś! – Rajit szturchnął elfa w bok. – Mały się uspokoi, wróci mu rozsądek i wszystko będzie dobrze.
- To się dopiero okaże – szepnął elf. Miał jakieś złe przeczucia, niestety jak zwykle, kiedy przyszłość obejmowała również jego, widział tylko migawki wydarzeń.
- Powinniśmy wypocząć, to był ciężki dzień. – Władca skinął mężczyznom głową i udał się do swojej sypialni. Widać było, że jest zmęczony i nie ma ochoty na żadne dyskusje.
- Widziałeś jego minę? Nadal uważasz, że wszystko jest w porządku? – zapytał po jego wyjściu wieszcz.
- Nie wiem o co ci znowu chodzi, zawsze jest taki ponury. – Rajit uznał, że przewrażliwiony elf znowu przesadza.
- Wygląda na to, że rozmowa była nieprzyjemna i nie pogodzili się. Dawny Daniel, normalnie przybiegłby do nas, zdał relacje i zapytał o radę. Na nas się również nadal gniewa.
- Daj spokój, jutro też jest dzień. Młody prześpi się i odzyska humor. Chodźmy lepiej do łóżka. – Położył rękę na ramieniu wieszcza.
- Obyś miał rację. Chyba nie zasnę. – Wyszli razem na korytarz, ich sypialnie ze sobą sąsiadowały. – I nic tam sobie nie wyobrażaj! –Żachnął się na widok wpatrzonych w jego tyłek oczu mężczyzny.
- We dwóch weselej – zatrzymali się przed drzwiami do komnaty Chandiego. – Dotrzymałbym ci towarzystwa, umiem nawet kilka kołysanek. – Kusił niepoprawny Rajit, tęsknie spoglądając na powabne pośladki.
- Nie zbliżaj się zboczeńcu, bo zaliczysz następnego kopa – warknął mężczyzna. Nie miał zamiaru zostawać kolejnym podbojem tego Adonisa.
- W książkach pisze, że elfy są słodkie i delikatne. Nie ukrywaj swoich zalet skarbie – zachichotał wampir.
- Jestem czarną owcą w rodzinie – mruknął niegrzecznie wieszcz i zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
***
   Daniel wrócił do swojej komnaty w nie najlepszym humorze i natychmiast wdrapał się na regał, by sprawdzić jak się czują jego podopieczni. Z jednej strony rozumiał punkt widzenia Lakshmana, ale kiedy popatrzył na Alisę układającą swoje maleństwa do snu, krew w nim znowu zawrzała. Puchate kulki patrzyły na niego ciemnymi ślepkami, popiskując i gruchając radośnie, najwyraźniej go poznawały. Śmieszne uszy z pędzelkami na końcach obracały się niczym małe antenki, wychwytując najlżejszy dźwięk. Schowały się pod skrzydłami samicy jak pod ciepłą kołderką, przygotowując się do snu.
- Jak pomyślę, że mógłbym was trafić, to mam ochotę tam wrócić i walnąć go z pięści w ten przystojny pysk – szepnął, miziając stworzonka po grzbiecie.
- Iiissshhh – syknęła w odpowiedzi Alisa.
- Masz rację, powinny już odpoczywać. – Daniel zeskoczył z drabiny. Zrobiło mu się jakoś markotno, pozazdrościł małym nietoperzom czułej opieki. Mama zawsze przychodziła wieczorem, nawet jak skończył osiemnaście lat, by powiedzieć mu dobranoc. Często leżeli razem przez chwilę, a on opowiadał jej wszystkie swoje sekrety. Strasznie mu jej brakowało w takich chwilach jak ta, ona na pewno wiedziałaby co zrobić. Położył się na chwilę, jakoś nie miał ochoty się myć, choć w magazynie strasznie się zakurzył i swędziały go oczy. Po kilku minutach sfrunęła do niego Alisa. Widać dzieciaki poszły spać. Przysiadła na jego ramieniu i zaczęła wylizywać małą, zaobrączkowaną łapkę. Chłopak przyglądał się jej przez chwilę tknięty pewną myślą.
 – Dzięki przyjaciółko – pocałował czarny, ruchliwy nosek. – Ciekawe, gdzie Rajit trzyma swoją bransoletę, mógłbym pożyczyć ją na kilka godzin. Jeśli wyląduję w parku, koło mojego domu, będę mógł zobaczyć mamę i siostry. – Z tą myślą Daniel zerwał się z łóżka.
...................................................................................................................................
Betowała Ariana