czwartek, 29 maja 2014

28.Mała wojna. Demon Balraj. Starożytne prawo.

   Nirmal od powrotu do zamku cały czas myślał o problemach Chandiego. Wtrakcie tego krótkiego czasu jaki spędził w Amalendzie, elf stał się dla niego kimś naprawdę ważnym. Jednym z nielicznych przyjaciół na których zawsze mógł liczyć. Nie mógł pozwolić by jego historia miłosna w ten sposób się skończyła. Jako przyszły wujek po prostu musiał zapewnić jego dziecku prawdziwy, ciepły dom. To, że trzy osoby cierpiały z powodu jakiegoś starego prawa wydawało mu się szczytem głupoty. Był zły na siebie, że obiecał nikomu nic nie mówić.
- No właśnie! - Podrapał się po głowie. - Mówić! - Posłał pełen ulgi uśmiech do lustra w łazience. Na szczęście mógł też pisać. Natychmiast pobiegł do sypialni po elegancką papeterię i w skrócie zawiadomił męża o całej sprawie. Podobny list, ale z wyznaczonym terminem zebrania wysłał do Rajita, ostrzegając by nie robił niczego na własna rękę, pojnieważ przestraszony elf może uciec i wszystko zacznie się od nowa. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku rozparł się na fotelu i nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Obudziło go łagodne kołysanie, ziewnął nie otwierając oczu i wtulił się w ciepłe obicie krzesła. Został nagrodzony zadowolonym pomrukiem i czułym pocałunkiem, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny. Czyżby trafił na jakiś dziwny mebel z wbudowaną funkcją buziakowania? Rozchylił powoli powieki i zobaczył nad sobą rozbawioną twarz męża.
- O złodzieju! – Prychnął oburzony, kręcąc się niespokojnie w jego ramionach.
- Nie wiesz, że takie zdobyczne są najlepsze? – Lakshman zaniósł zaspanego chłopaka na łóżko. Taki zarumieniony od snu wyglądał wyjątkowo kusząco.
- A co ty jesteś na wojnie? – otworzył jedno srebrne oko i łypnął na mężczyznę. Ubrany jedynie w luźną, rozpiętą na piersiach koszulę i mocno dopasowane spodnie przyciągnął natychmiast jego wzrok.
- Właściwie to tak się czuję, walczę o miejsce w twoim sercu. – Usiadł na materacu, a nieznośny dzieciak nakrył się kołdrą pod samą szyję, pozbawiając go widoku ładnie opalonego brzucha, który raz po raz wyglądał spod krótkiej koszulki.
- Nie myślałeś jednak o czymś innym? – zapytał nieco złośliwie. – Masz okropnie zawiedzioną minę.
- Ależ kochanie, jestem zachłannym draniem. Chcę mieć wszystko - buntowniczą duszę, gorące serce i zgrabne ciało, które od wielu miesięcy śni mi się po nocach. – Pieszczotliwie, samymi opuszkami palców dotknął jego twarzy.
- Ty łajdaku! – Nirmal zerwał się z posłania i uklęknął na łóżku twarzą do męża. Wbił w niego gniewne oczy, które niemal ciskały iskry. – Lubiłeś mnie od tak dawna, ale pozwoliłeś na cała szopkę z narzeczeństwem?! Wiesz co ja i Rajit wycierpieliśmy przez ten czas?! – Szarpnął za koszulę na jego piersiach i rozdarł ją na pół. Nie było to zbyt mądre z jego strony, bo odsłonił imponujący, umięśniony niczym u gladiatora tors Lakshmana. Mimo wściekłości umilkł, zagapiony w to cudo natury z czego mężczyzna natychmiast skorzystał .
- Przepraszam, chciałem chronić siebie i ciebie. Może niezbyt rozsądnie, ale bałem się powtórki z przeszłości. Już raz byłem w związku i bardzo tragicznie się dla nas obu skończyło. – Przysunął się bliżej do chłopaka, omal się o niego nie ocierając. Zdawał sobie sprawę jak działa na męża i bezwstydnie to wykorzystywał w ich małej potyczce. – Ty jesteś jeszcze bardzo młody i niewiele wiesz o świecie, w każdej chwili możesz zmienić zdanie. Teraz lubisz mnie, ale za kilka lat dojrzejesz, a związek z kimś na moim stanowisku i z paskudnym charakterem wcale nie jest łatwy. – Twarz władcy stężała w maskę, a złote oczy zasnuły się głębokim smutkiem. O to jakie sceny z przeszłości rozgrywały się właśnie w jego głowie Nirmal bał się na razie zapytać.
- Nie miałeś prawa zdecydować za mnie! – powiedział już o wiele łagodniej. – Nie mówiąc już jak namieszałeś w życiu Rajita. Musimy mu pomóc. Czytałeś mój list? – Świadomie zmienił temat. Czuł ból mężczyzny całym sobą, chciał odwrócić jego uwagę i przywołać do rzeczywistości.
- Tak, to jedyna miła wiadomość dzisiejszego dnia. Ciekawe po kim maluch odziedziczy wygląd? Wyobrażasz sobie, co to będzie za diabełek po takich dwóch uparciuchach? – Otwarł ramiona i chłopak natychmiast ufnie się w nie wtulił. – Daj mi kilka dni na załatwienie tej sprawy. Nasz miesiąc miodowy nieco się odwlecze. – Zanurzył dłonie w jedwabistych lokach. – Dostanę całusa na dobranoc?
- No nie wiem. Właściwie to już sobie kilka wziąłeś. – Zerknął podejrzliwie na władcę, czy aby nie planuje jakiegoś podstępnego ataku.
- To się nie liczy. Poza tym jak chcesz być dobrym mężem, powinieneś trochę potrenować. - Zawiesił wygłodniały wzrok na rozchylonych wargach chłopaka. – Słowo wampira, że będę trzymał ręce przy sobie. Nie zrobię nic wbrew twojej woli i... – Nie zdążył dokończyć, bo miękkie usta zaatakowały go znienacka.
- O czym ty gadasz? Jakiej woli? – zamruczał Nirmal zauroczony ciepłem wilgotnego wnętrza. Ręce same wyrwały się do przodu i z zapałem zaczęły badać wszystkie obiecujące krzywizny. Potężne mięśnie prężyły się pod jego dotykiem. Miał ogromną ochotę ugryźć któryś, na pewno smakowałby wyśmienicie. Zsunął się nieco w dół i wbił zęby niedaleko sutka. Jak zwykle w obecności Lakshmana zupełnie stracił głowę.
- Hm... kochanie...- zamruczał nisko mężczyzna. - Jestem już cały twardy, więc jeśli nie masz zamiaru stracić dzisiaj swojego wianka lepiej przestań.
- Och...! – Zamrugał długimi rzęsami, a jego zamglone namiętnością oczy zaczęły powoli przytomnieć. – Zrobiłeś to specjalnie!
- Ja? Wiesz, nie moja wina, że krucho u ciebie z tą...wolą...- roześmiał się ze speszonej miny czerwonego jak burak męża, który oczywiście schował się pod kołdrą.
- Idź sobie! – wymamrotał cicho. – Wykorzystujesz moją słabość krwiopijco!
- Słabość? Dziękuję za cenną informację, pozwoli mi wygrać tę wojnę kochanie. – Poklepał poufale przez nakrycie wypięty tyłek i w szampańskim humorze ruszył do drzwi, a kiedy tylko się za nim zamknęły...
- Jestem idiotą! – Jęczał chłopak uderzając czołem w chłodną poduszkę. Miał nadzieję, że w ten prosty sposób wróci mu choć odrobina rozsądku. - Głupota jest chyba nieuleczalna, tak jak zbyt długi język! – Obawiał się, że jeśli tak dalej pójdzie, to zamiast utemperować męża- tyrana, wywiesi białą flagę z okrzykiem ,,bierz mnie”. Może też zawinąć się w elegancki obrus i powiedzieć - ,,podano do stołu”. Ten drugi pomysł ze względu na swoją Książęcą Wysokość wydał mu się bardziej na miejscu. – Zupełnie mi odbiło!
***
   Nirmal nie miał innego wyjścia jak w sprawie ,,Prawa o Mieszańcach” zaufać mężowi i Rajitowi, którzy mieli ogromny wpływ na Radę Klanów. Obudzony przez Bansi, ziewając rozdzierająco zwlekł się z łóżka. Miał naprawdę ciężką noc. Pobudzone ciało za nic na świecie nie chciało się uspokoić. Mimo katowania wyobraźni najobrzydliwszymi rzeczami, w rodzaju śluzu ślimaków, śmierdzącej kaszy gryczanej czy białych robaków pożerających gnijące szczątki, nic nie było w stanie ugasić płonącej w nim gorączki. Dopiero nad ranem się poddał, po czym odbył naprawdę długą i owocną sesję prysznicową, wyobrażając sobie muskularne ciało męża lśniące w promieniach słońca. Zawstydzony swoją niewyżytą naturą, zupełnie nago zagrzebał się pod kołdrą i zasnął jak kamień. Niestety rano zupełnie o tym zapomniał.
- Aaa...! - zapiszczał zawstydzony na widok mocno rozbawionej miny lokaja. Złapał za prześcieradło i owinął się nim niczym mumia.
- Noce są teraz takie gorące – zachichotał mężczyzna, patrząc na niemożliwie skłębioną pościel i rumieńce swojego pana. – Proszę ostrożnie z tymi prysznicami, potrafią wyssać z człowieka wszystkie siły. – W łazience też panował niezły bałagan.
- Zamiast dowcipkować lepiej zajmij się moim ubraniem! – Nirmal zupełnie nie po książęcemu pokazał mu język. 
- Już gotowe – Bansi podał chłopakowi zestaw na dzisiejszy dzień. – Mam coś lepszego. Tu jest spis kruków, o który pan prosił i mapa z zaznaczeniem miejsc, gdzie występują.
- Wielkie dzięki, napracowałeś się. Zajmę się tym natychmiast. – Wszedł za malowany, chiński parawan i zaczął się ubierać. – Sporo tego. – Na kartce widniało kilkadziesiąt pozycji.
- Fakt, to bardzo popularny motyw w Amalendzie. Czego właściwie pan szuka? – zaciekawił się lokaj.
- Chcę zbadać historię zamku. Zainteresowały mnie twoje opowieści. Widziałem w bibliotece mozaikę która w pewnym sensie przypominała przekrój pałacu z lotu ptaka, wyglądała zupełnie jak labirynt. Przy wejściu siedział kruk, a w środku sowa. – Już kompletnie ubrany zajął miejsce przy stoliku i zaczął uważnie studiować mapę.
- To może być niebezpieczne. Wielu uczonych próbowało zgłębić tajemnicę Harash Ansorg, ale im się nie udało. – Postawił przed młodym księciem tacę ze śniadaniem. – Mogę pomóc – zaproponował, trochę martwiąc się o swojego pana.
- Masz wystarczająco dużo swoich obowiązków. Czuję, że powinienem się tym zająć osobiście. – Wpakował sobie do ust maślanego rogala i popił kakaem. Będzie miał czym zająć myśli przez najbliższe dni. Dzięki temu może opanuje nieco swoje krnąbrne ciało z oślim uporem wyrywające się do męża oraz przestanie się tak zamartwiać o elfa.
                                                                            ***
   Po posiłku udał się na poszukiwanie kruków, przekonany, że pozwolą mu odkryć prawdę o zamku. Uzbrojony na wszelki wypadek w mocną latarkę i szkło powiększające chodził od pomieszczenia do pomieszczenia. Szybko zorientował się, że tylko kilka ptaków różni się nieco od pozostałych. Każdy z nich trzymał w dziobie małą gałązkę, która skojarzyła się mu z zielonym labiryntem, jaki kiedyś widział w jednym z krakowskich parków. Zaczął uważnie obmacywać posąg, który znajdował się w bocznym korytarzu, w pobliżu królewskich apartamentów. Jedno z piór na czarnym ogonie okazało się ruchome, zaczął nim ostrożnie manewrować i ściana nagle się rozsunęła, ukazując ciemne przejście. Oświetlił je latarką, okazało się pełne gęstych niczym firanki pajęczyn. Ich właściciele na pewno nie należeli do maleństw. Na czarnych ścianach niczym żyły pulsowały szkarłatne runy, identyczne z tymi na zewnątrz pałacu.
- No dobra, może przynajmniej będą mieć ładne futerko jak tarantule – pocieszał się chłopak i zagłębił powoli w korytarz. Błądził w nim dobry kwadrans, rozrywając białe woale i strasząc pająki, które rzeczywiście były wielkości dłoni. Niestety droga kończyła się ślepym zaułkiem, tak jak pozostałe sześć, które potem zbadał. Pokryty kurzem, brudny jak nieboskie stworzenie, z włochatym mieszkańcem na ramieniu usiadł wprost na podłodze. Miał wrażenie, że coś umyka jego uwadze, ale cały czas czuł czyjąś obecność. Wydawało mu się, że jakaś potężna istota igra z nim jak z dzieckiem.
- Panie Harash Ansorg, zabawa zabawą, wolałbym jednak porozmawiać oko w oko. Jestem zupełnie świeżym i naprawdę marnym wampirem, jak mawiają moi przyjaciele, więc chyba nie stanowię dla pana żadnego zagrożenia. – Dotknął ostrożnie pająka, który okazał się niespodziewanie miękki i delikatny. – Skoro mam tutaj mieszkać, chyba moglibyśmy się zakumplować?
- Zakumplować? – zaszemrał czyjś chłodny głos. – Co to u licha znaczy? Nie pachniesz jak wampir? Coś z tobą nie w porządku! - Mała, kulawa istotka śmiała do niego przemówić, to było nawet komiczne.
- Och! – Chłopak był zachwycony, właśnie odniósł swój pierwszy sukces. – To znaczy, że się polubimy, w końcu jesteśmy jakby sąsiadami. Możemy też sobie pogadać o wszystkim. Wiem wiele o ludzkim świecie. Masz pojęcie co to kino lub piwo?
- Yhy...yhy... – zabrzmiało jak dławienie się kogoś mocno zaskoczonego.
- No chyba, że nie chcesz. Nie każdy chce być znajomym kaleki, potrafię to zrozumieć – dodał już o wiele ciszej i mniej pewnie. – A psik...! – Drobinki pyłu dostały mu się do nosa.
- Ciekawskie z ciebie stworzonko! Chyba powinniśmy zmienić miejsce na mniej zakurzone. – Ściana przed chłopakiem odsunęła się ze zgrzytem, który sugerował, że przejście było rzadko używane. Znalazł się w dużej, pustej komnacie bez okien, oświetlonej dziesiątkami, rosnących na jej ścianach, lśniących, błękitnych  grzybów. Jedynym przyciągającym wzrok elementem był stojący na jej środku marmurowy postument. Na nim widać było szklany klosz, pod którym leżała gruba księga w skórzanej oprawie zdobiona oczywiście krukami. Książę stanął z otwartymi szeroko oczami, chłonąc całym sobą wszystko co zobaczył. Uwielbiał takie przygody z dreszczykiem.
- Dziękuję za zaufanie – uśmiechnął się szeroko. – Jestem Nirmal, mąż tego drania Lakshmana. A ty, jak się nazywasz?
- Wiem, nic nie umyka mojej uwadze. Balraj, demon pierwszego kręgu. Nie ufam nikomu. Istnieję prawie tak długo jak ten zamek. – Zimny, krystalicznie czysty męski głos dobiegał jakby ze ścian. – Nie boisz się jak większość dworzan, że spalę cię na popiół lub pożrę? – Wyraźnie można było wyczuć złośliwe nutki.
- Jakoś nie bardzo - odparł zgodnie z prawdą chłopak.
- Hm...? Może jesteś zbyt niemądry by wyczuć zagrożenie? – Demon bawił się coraz lepiej. Najwyraźniej miał przed sobą strasznego głuptasa, do którego coś go ciągnęło. Nie wiedział jednak, co to takiego, dlatego się odezwał wbrew swoim zasadom. Rzadko robił wyjątki. Musiał odkryć tajemnicę dzieciaka, bo że jakąś posiadał, nie miał żadnych wątpliwości. Doskonale znał legendę oraz wiersz – zagadkę, ale niezbyt wierzył w te wszystkie bzdury.
- Pewnie weźmiesz mnie za odmieńca. Chandi, mój nauczyciel magii, zawsze mówił, że jestem dziwny. Czuję twoją moc, szkarłatne nitki nucą wokół mnie odkąd pierwszy raz wszedłem do zamku – odezwał się nieśmiało do nowego znajomego.
- Nucą? – Demon był naprawdę zaintrygowany. Doskonale znał wampirzą magię, nie było w niej miejsca na coś takiego. To bardziej przypominało...
- Twoja pieśń jest piękna. Czasem silna i czysta niczym górski potok. Czasem mroczna i brutalna, pełna bólu i przemocy – odezwał się z pewnością w głosie Nirmal. Odkąd został wampirem każda żywa istota była dla niego muzyką.
- Muszę się zastanowić, przyjdź jutro – Balraj nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Chłopak był chodzącą zagadką, którą miał wielką ochotę rozwiązać. Ostatnio ogromnie się nudził, nawet straszenie dworzan i płatanie im złośliwych kawałów przestało go bawić. Czuł się ogromnie samotny i jakiś pusty w środku.
- Do widzenia, chyba powinienem się umyć, bo znowu będę musiał wysłuchać kazania na temat zachowania godnego księcia. – Nirmal otrzepał swoje ubranie. – Czy następnym razem mógłbym cię zobaczyć skoro jesteś demonem? Nigdy żadnego nie widziałem. – Chłopak był autentycznie ciekawy.
- Mowy nie ma! Taki dzieciuch jak ty umrze z przerażenia! – burknął niegrzecznie Balraj i umilkł. Ten mały wielbiciel pieśni był wyjątkowo bezczelny i bezpośredni. Nie miał zamiaru się ,,kumplować" z kimś takim, cokolwiek to znaczy, bo o kinie i piwie też nigdy nie słyszał. Zbada go niczym każde nowe zjawisko w swoim otoczeniu z dokładnością uczonego, a potem się odsunie w niebyt, bezpieczny w murach zamku. Dobrze wiedział, że na tym świecie, nikt nie robił niczego za darmo. Nirmal tak jak wielu innych przed nim na pewno miał jakiś interes w zawarciu z nim znajomości.
***
   Rajit otrzymał list od Nirmala dopiero rano, w pierwszej chwili chciał do niego pobiec i wydusić miejsce pobytu elfa. Wiadomość o dziecku zupełnie go oszołomiła. Zobaczył oczami wyobraźni maleństwo, całe należące do niego, z błękitnymi oczami Chandiego. Będzie mu wieczorami opowiadał bajki, jak to do tej pory czynił dla dzieci z klanu. Pokaże mu wszystko co sam umiał, sprawi, że jego życie będzie szczęśliwe i beztroskie. Teraz już nie odpuści wieszczowi. Oczy zabłysły mu ciekawością, jak jego kochanie będzie wyglądać taki miękki i okrągły. Pewnie oczyści mu konto na nową garderobę, oczywiście w najlepszym guście, dostosowaną dla ciężarnych. Na myśl o tym uśmiechnął się do siebie, po raz pierwszy od wielu dni. Kręcił się w kółko, nie mając pojęcia jak wytrzyma do wieczora. Nirmal wyznaczył spotkanie dopiero na dwudziestą. Koło południa porzucił jednak swój gabinet w poszukiwaniu chłopaka. Zamiast niego udało mu się trafić na Lakshmana, zdążającego do sali narad.
- Będę ojcem! – wypalił zamiast standardowego powitania władcy.
- Wiem i cieszę się razem z tobą – poklepał zmieszanego mężczyznę po ramieniu. – Pozostaje tylko kwesta prawna. Myślę, że powinieneś iść ze mną. Zrobimy tym skostniały staruszkom małe piekło. Ktoś powinien wprowadzić ich w nowe stulecie i chyba padło na nas.
- Pewnie masz rację panie, nie wiem tylko czy uda mi się jakoś pomoc. Myślisz , że nadaję się na ojca? – zapytał niespokojnie.
- Jesteś niemożliwy. Słyszałem, że maluchy z klanu wprost cię uwielbiają. Całe życie walczyłeś o prawa dzieci, z tego powodu popadłeś w niełaskę u przywódców. Tym razem masz moje poparcie i zrobimy z tym porządek. – Otworzył drzwi do komnaty, w której za długim stołem siedzieli już przedstawiciele wszystkich klanów. Szeptali nerwowo czując, że władca był w bojowym nastroju. Obecność buntownika Rajita u jego boku, też nie wróżyła im niczego dobrego.
........................................................................................................................
betowała Ariana

środa, 14 maja 2014

27.Po rozum do głowy. Nieoczekiwane skutki kaca. Będę wujkiem!.

     Rajit klęczał na środku korytarza, lodowaty marmur wbijał się boleśnie w jego kolana, a on nawet tego nie zauważył. Dzisiejszego dnia stracił zarówno przyjaciela jak i kochanka. Nie mógł wstać, błądził drżącą dłonią po ścianie w poszukiwaniu punktu zaczepienia. Cios jaki zadał mu elf był bardzo silny, niemal pozbawił go przytomności. Mijały minuty, a on trwał skulony bojąc się, że jakikolwiek ruch zabierze tą mizerną resztkę sił, jaka mu pozostała. W duszy mężczyzny panował ogromny chaos, w końcu udało mu się jakoś pozbierać i dobrnąć do teleportu. Potrząsał głową, nie mogąc w żaden sposób uzyskać ani jednej rozsądnej myśli. Nie wrócił do domu, gdzie na pewno byłby nagabywany przez bliskich ze względu na nietypowe zachowanie. Skierował swoje kroki do ogrodu, gdzie w zacisznej altance, ukrytej przed oczami domownikow, próbował wziąć się w garść.
-  Ten piękniś dosłownie mnie znokautował – mruknął do siebie pod nosem. Oparł się plecami o starą drewniana ławkę i przymknął oczy. Nie spodziewał się takiego ciosu, bolało jak cholera. Przyjaźnili się od tylu lat, nigdy by nie pomyślał, że elf potrafi być tak nieczuły i okrutny.W stosunku do Mikaeli zachowywał się bardzo opiekuńczo i taktownie, zajął się obcą mu dziewczynką jakby należała do jego najbliższej rodziny. Jak ktoś delikatny i troskliwy w stosunku do innych, mógł jednocześnie wypowiedzieć tak bezlitosne słowa? Cierpienie, które czuł, zaćmiewało mu jasność myśli, nie pozwalało dojść do sedna sprawy. Po upojnej, pełnej pasji nocy był przekonany, że wreszcie dopłynął do portu. Przyszłość malowała się w jasnych barwach. Z zachowania przyjaciela wywnioskował, że on także podziela jego uczucia. Nigdy w życiu tak bardzo się nie pomylił. Czyżby miłość, aż tak go ogłupiła, że zobaczył w oczach elfa coś, co nie istniało?
   Siedział w altanie dobre kilka godzin z kompletnym zamętem w głowie i sercu. Rajit może i był żołnierzem, ale wybór tej drogi nie należał do niego. Tradycją jego rodziny było, że najstarszy syn szkolił się na wojownika. Gdyby jednak sam miał wybierać, wolałby zacisze biblioteki. Porywczy z natury, najpierw działał , a potem siadał i analizował to, co się wydarzyło. Im dłużej nad tym wszystkim myślał, tym bardziej zachowanie Chandiego wydawało się bezsensowne. Powoli zaczynało mu świtać, że coś tu się bardzo nie zgadzało. Wyglądało na to, że cwany elf, który wiedział o nim dosłownie wszystko, gładko wyprowadził go w pole. Wyjął z kieszeni mały notes, zaczął wypisywać sprzeczności w zachowaniu wieszcza.
Mężczyzna był naprawdę oddanym, wypróbowanym przyjacielem, wiele razy pomógł mu w problemach.  Wiedział, że niełatwo zawiera nowe znajomości, nie miewa też przygodnych kochanków. Dumny i bardzo wybredny, na pewno nie pozwoliłby się dotknąć byle komu. Tego dnia, kiedy się kochali rzeczywiście okoliczności były wyjątkowo sprzyjające. Obaj rozżaleni, wypili sporo alkoholu, ale nie na tyle, aby nie wiedzieć co robią. Bliskość pięknego elfa, który od dawna mu się podobał, podziałała na niego niczym narkotyk. Trzymając go tak uległego i chętnego w ramionach zdał sobie sprawę, że ich przyjaźń już dawno przerodziła się w coś więcej. Co więcej, patrząc w oczy Chandiego, był przekonany, że czuje to samo. Jakoś nie potrafił uwierzyć, że rozsądny zwykle elf pod wpływem chwili całkowicie zmienił swój charakter i przeżył chwilę szaleństwa, zapominając zupełnie o konsekwencjach. Skoro stracił głowę i kochał się z nim tak namiętnie, musiał podzielać jego uczucia. W tym co mu powiedziała mała Miki, musiało tkwić ziarno prawdy. Po ich wspólnej nocy, musiało zdarzyć się coś, co wpłynęło na zachowanie Chandiego, wystraszyło go na tyle, by powiedzieć, tak okrutne słowa.
- Jednak jestem idiotą! – Rajit puknął się w czoło. Gdyby ten głuptas lekko traktował wspólną noc, to po co by uciekał i się przed nim ukrywał przez tyle czasu. Dzisiaj miał okazję wszystko wyjaśnić, a on zamiast przycisnąć tego spłoszonego łobuza, zachował się egoistycznie, myśląc tylko o sobie i swoich zranionych uczuciach. Mały cwaniak sprytnie sobie całą  akcję zaplanował, zmanipulował go niczym dziecko. – Niech no ja cię dostanę w swoje ręce, teraz ty będziesz ptaszku śpiewał na moją nutę! – Wampir podniósł do góry głowę, zastanawiając się jak odnaleźć niepoprawnego zbiega. Doszedł do wniosku, że może Nirmal coś wie, był z elfem całkiem blisko. W każdym razie na pewno warto było nakreślić chłopakowi sytuację, za nim zrobi to niemądry wieszcz.
***
   Nirmal wziął szybki prysznic zastanawiając się, dlaczego szmer w jego biednej głowie był głośniejszy od szumu wody. Zanim skończył mycie zdążył się dwa razy poślizgnąć oraz potłuc sobie plecy. Chora noga nie lubiła najwyraźniej alkoholu i od rana sprawiała kłopoty. Ubrany jedynie w puszysty, frotowy szlafrok poczłapał na bosaka do małej jadalni, gdzie Lakshman popijał właśnie herbatę i przeglądał najnowsze gazety. Na widok rozczochranego, mrużącego oczy męża uśmiechnął się pod nosem. Sprawiedliwa natura mściła się za jego głupotę i pociąg do wiśnióweczki.
- Marnie wyglądasz – odsunął uprzejmym gestem krzesło obok siebie i nalał do kubka kawy. – Twój ojciec robi diabelsko mocny soczek.
- Ciszej – jęknął chłopak, odgarniając do tyłu spadającą mu na oczy splątaną grzywę. – Sam nie wyglądasz  na okaz zdrowia. – Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na posiniaczoną szyję mężczyzny. – Mam nadzieję, że masz na to jakieś wytłumaczenie i nie jest nim twój napalony kochanek. – Oczy zabłysły mu groźnie. Nawet nie wiedział, kiedy wstał i zaczął obwąchiwać szyję męża, ale na szczęście nie było na niej żadnego obcego zapachu. Odetchnął z ulgą.
- Paskudny zazdrośnik – roześmiał się mężczyzna, zadarty nos połaskotał jego wrażliwą skórę. Słodki głuptas nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co właśnie robił i jak bardzo zaborczo się zachowywał.
- Niby ja? Też coś! – prychnął wyniośle, opadł z powrotem na swoje krzesło i z wielkim zapałem zaczął czytać bzdurny artykuł.
- Spotkałem wczoraj małego komara. Strasznie był natrętny, a tak chętny, że zrobiliśmy TO na ławce w parku. Jestem dżentelmenem i nie odmawiam komarom w potrzebie. Mam nadzieję, że smakowało. – Spojrzał wymownie na zaskoczonego chłopaka, który w pierwszej chwili zupełnie nie zrozumiał, o co mu chodziło i wytrzeszczył oczy.
- Czekaj. – Pociągnął łyk aromatycznego płynu z kubka. – Chcesz mi wmówić, że wczoraj się opiłem i molestowałem cię w parku? – Na blade policzki zaczął wpełzać ciemny rumieniec. – Bzdura! – Wziął ze stołu czasopismo i szybko się nim zasłonił.
- A więc to nie ty nazywałeś mnie wczoraj swoim cukiereczkiem i lizałeś po szyi jęcząc do ucha? – Usługujący do stołu lokaj dziwnie zabulgotał, po czym zasłonił twarz trzymanym w rękach dzbankiem z mlekiem.
- Nie powinieneś jeść tyle bigosu mojej matki, masz po nim strasznie dziwne sny! – Nirmal z uporem trwał przy swojej wersji wydarzeń. Prawda jednak była taka, że wspomnienia zaczęły wracać w krótkich rozbłyskach. – Kto by cię tam chciał brzydalu? – Mruknął cichutko do siebie. – Na księcia z bajki to ty nie wyglądasz, prędzej na tyrana.
   Lakshman mimo, że doskonale słyszał jego wywody nie skomentował ich ani jednym słowem. Smarkacz przeczył sam sobie, nie miał jednak zamiaru się z nim spierać i niczego tłumaczyć. Poprzedniego wieczora zrozumiał kilka rzeczy, nie było najmniejszego sensu naciskać na tego uparciucha.
- Myślę, że najwyższy czas się ubrać. Ty też chyba nie masz zamiaru biegać tak po zamku?
- Fakt, strasznie zimno mi w stopy. - Skulił zmarznięte palce, wstał i oczywiście znowu się potknął. – Cholerna noga! – Nie znosił swojego kalectwa, które dawało znać o sobie w najmniej oczekiwanych momentach. Czuł się wtedy taki żałosny i nic nie warty. Niespodziewanie poczuł, jak silne ramiona unoszą go do góry i mocno przytulają. Nagle znalazł się w bezpiecznym, ciepłym miejscu.
- Dokąd dostarczyć Waszą Sfrustrowaną Wysokość? – Zapytał uprzejmie Lakshman z przyjemnością wdychając jego zapach, nieodmiennie kojarzący mu się z leśnymi kwiatami. – Jakieś specjalne życzenia?
- Do łóżka i ogrzać własnym ciałem... – wyrwało się z ust otumanionego chłopaka, który natychmiast poczuł ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię, w najciemniejszy kąt piekła. – Yhy... yhy... – rozkaszlał się, chcąc jakoś zamaskować swoje słowa, ale było już za późno.
- Jesteś pewien, że nie wolałbyś jednak jakiegoś księcia z bajki? – zamruczał wprost do czerwonego ucha.
- Ja... eee... no... – jąkał się bezradnie Nirmal, a jego serce biło jak oszalałe. Nie mógł skupić myśli, ponieważ złote, pełne z trudem powstrzymywanej pasji  oczy znajdowały się zbyt blisko. Otwarł usta, żeby coś jeszcze dodać, ale zostały zamknięte zaborczym pocałunkiem. Lakshman postawił go na ziemi i przycisnął do okrytej zabytkowym arrasem ściany w korytarzu, którym właśnie podążali. Mocno objął w pasie i wpił w miękkie wargi, które natychmiast zapraszająco się rozchyliły. Smukłe ciało przylgnęło do niego, idealnie się wpasowując. Delikatnie, aby nie przestraszyć chłopaka, wsunął język do wilgotnego wnętrza. Gładził je w powolnej, czułej pieszczocie z całej siły opierając się chęci wzięcia go tu i teraz, najlepiej na ścianie, o którą się opierali. Obaj zupełnie zapomnieli gdzie się znajdują. Słuchać było jedynie przyspieszone oddechy oraz szelest materiału, kiedy spragnione ciała zaczęły się o siebie gwałtownie ocierać.
- Och...! – rozległ się za ich plecami pisk pokojowej, która ze spuszczonymi oczami zaczęła pospiesznie zbierać rozsypaną bieliznę.
- Rany...! – Idący za nią dworzanin potknął się o nogę kobiety, zagapiony na całującą się namiętnie królewską parę i wylądował na ziemi z pełnym bólu jękiem. Dokumenty, które niósł, kompletnie się ze sobą pomieszały.
- Chyba będziemy musieli dokończyć to wieczorem, inaczej się nam służba pozabija – mruknął Lakshman i z ociąganiem puścił zmieszanego męża, który zamrugał oczami, starając się wrócić do rzeczywistości. Dzień się jeszcze na dobre nie zaczął, a on już kilka razy zrobił z siebie durnia. Po widowiskowym ślubie przysięgał sobie wielokrotnie, że nie pozwoli sobą manipulować i da temu twardogłowemu draniowi porządną nauczkę. Tymczasem wystarczyło, że się do niego zbliżył, a on zamieniał się w drżącą galaretę i rozpływał, kiedy tylko go dotknął. Nie miał nad tym żadnej kontroli.
- Nie będziemy niczego kończyć. – Najeżył się i speszony wyjrzał zza ramienia mężczyzny. O tej porze na zamkowych korytarzach był spory ruch. Tłumek dworzan, poukrywanych w bezpiecznej odległości za kolumnami szeptem komentował ich zachowanie. Chłopak zadarł do góry nos i starając się unikać ciekawskich spojrzeć, dumnym krokiem udał się do swojej sypialni. Wpełznął pod kołdrę tak, że wystawał tylko czubek jego głowy. Miał zamiar tam zostać najdłużej jak się dało, mając cichą nadzieję, że wstrętni plotkarze szybko znajdą nowy temat do rozmowy.
   Lakshman został na korytarzu i chwilę jeszcze patrzył za swoim umykającym mężem z dość niemądrym wyrazem twarzy. Trzepoczące, długie rzęsy zupełnie go zauroczyły. Rzucały na zarumienione policzki chłopaka miękkie cienie. Gdyby nie ta beznadziejna banda gapiąca się na nich bezwstydnie, mógłby dostać jeszcze parę tych podniecających całusów.
- Nie macie nic do roboty?! – warknął na dworzan, którzy natychmiast odzyskali zdolność ruchu. Lepiej było nie narażać się groźnemu władcy.

***
    Chandi od rana sprzątał w domu z bojową miną, z maniackim uporem pozbywając się każdego, najmniejszego pyłku. Takie codzienne czynności zawsze go uspokajały, nie pozwalały pogrążyć się bez reszty w pełnych smutku myślach. Z początku był stuprocentowo pewny podjętej decyzji, teraz jednak zaczynał się wahać. Czy na pewno miał prawo pozbawiać dziecko ojca? Nie dał Rajitowi możliwości żadnego wyboru. Coraz częściej czuł potrzebę porozmawiania z kimś na ten drażliwy temat. Nie miał jednak zbyt wielu przyjaciół, którym ufał, a ta sprawa wymagała wyjątkowej dyskrecji. Nieznośny kot chodził za nim krok w krok, plącząc się pod nogami. Dopominał się bezczelnie o swoją porcję wątróbki.
- Eh ty żarłoku... - westchnął mężczyzna i skierował się do kuchni. Otworzył lodówkę i na widok jej zawartości zaburczało mu głośno w brzuchu. Teraz dopiero sobie przypomniał, że co najmniej od doby nic nie jadł. Nie odczuwał żadnego głodu. – Co z ciebie za matka? – upomniał się ostro. Należało nakarmić nie tylko miauczącego futrzaka, ale także maleństwo. Nałożył do miseczki mięsko, co spotkało się natychmiast z radosnym pomrukiem. Zalał płatki z bakaliami ciepłym mlekiem i krzywiąc się niemiłosiernie, próbował coś do siebie wmusić. Poprzestał po kilku łyżkach, bo zrobiło mu się niedobrze.
- Pip...pip... – rozległ się natarczywy dźwięk telefonu. Mężczyzna niechętnie wziął do ręki aparat, ale na widok numeru Nirmala od razu odebrał.
- Gdzie się podziewasz? Co ty nagadałeś mojej matce, że tak warczy na Lakshmana? – Bezpośredni chłopak od razu przystąpił do rzeczy.
- Prawdę, że straszny z niego drań. Masz czas? – Ogromnie lubił tego małego pechowca, w jego towarzystwie zawsze się odprężał. Emanował takim ciepłem i serdecznością, że natychmiast udzielało się otoczeniu.
- Mam, ale się ukrywam – wymamrotał, czerwieniejąc ponownie aż po szyję, na samo wspomnienie, co jeszcze przed godziną wyprawiał.
- Gdzie? Co znowu nabroiłeś? – Dzieciak jak zwykle był po uszy w tarapatach, nie żeby się tego nie spodziewał.
- Pod kołdrą, znowu dałem plamę, a nawet kilka – mruknął zawstydzony.
- Przyjedz do mnie, to porozmawiamy, ale nie wolno ci wypaplać nikomu adresu! – zaproponował nieoczekiwanie dla samego siebie.
- Będę za chwilę, muszę się tylko przedrzeć przez szeregi wroga. Do zobaczenia! – Energicznie odłożył telefon i wyskoczył z łóżka. – Baaansi! Ubranie! – Miło było mieć lokaja, gotowego na każde skinienie. Szybko przyzwyczaił się do pogodnego chłopaka, który niezmiernie dumny ze swojej roli, starał się jak mógł by mu dogodzić.
- Wszystko gotowe Wasza Wysokość. Z taką fryzurą pana nie wypuszczę! -  Złapał ubierającego się pośpieszne Nirmala za pasek od spodni. – Jestem odpowiedzialny za pana wygląd! – Wskazał na krzesło przed toaletką.
- No dobra – mruknął zrezygnowany, widząc, że z pedantem nie wygra. Po kwadransie był już gotowy. Nie miał jednak zamiaru korzystać z oficjalnego, zamkowego teleportu. Otworzył szeroko okno i zanim Bansi zdążył go powstrzymać rozłożył skrzydła, wspiął się na parapet i z radosnym okrzykiem wyfrunął, kierując się do odległego kąta parku, gdzie niedawno odnalazł ukrytą przed oczami ciekawskich płytę. Jak wróci będzie pewnie musiał wysłuchać kazania na temat latania na terenie pałacu, które było absolutnie zakazane ze względu na możliwość kolizji.
Oczywiście nietoperza gromadka dzielnie mu towarzyszyła. Maluchy chętnie poznawały nowe tereny, a Alisa pilnowała by nie wpadły w kłopoty. Po drodze wstąpili do cukierni, wzbudzając w niej małą sensację. Niecodziennie przychodził tam klient z trzema nietoperzami na ramieniu rozglądającymi się ciekawie dookoła. Nie wypadało iść im do wieszcza z pustymi rękami.
***
   Nowy dom Chandiego od razu się chłopakowi spodobał. Nieduży, z czerwonym kominem, po jego białych ścianach pięła się winorośl. Dojrzewające, ciemne grona wisiały ciężko na wiotkich gałązkach. Zapukał i wszedł do środka.  Na widok schodzącego po schodach elfa zatrzymał się na środku przedpokoju. Blady z podkrążonymi oczami i smutnym uśmiechem nie wyglądał najlepiej, ubranie luźno na nim wisiało, widać było, że schudł kilka kilogramów.
- Mam pączki z różą i orzechowe podkówki. – Nirmal, zadowolony ze swojej przezorności, pomachał przed nosem mężczyzny sporym pudełkiem. Najwyraźniej przybył w samą porę.
- Chcesz mi zepsuć figurę? – zażartował Chandi, przytulając przyjaciela do siebie.
- Wiesz, jako ta... ee... Wasza Wysokość... Muszę być najpiękniejszy, a ty psujesz mój książęcy wizerunek. – Pogłaskał go po szczupłym policzku. – Odkarmię cię, aż zaczniesz przypominać kulkę.
- Nawet nie musisz bardzo się starać i tak niedługą będę ją przypominał. – Zrobił wymowny gest w okolicy swojego brzucha. Jakoś nie umiał przy tym chłopaku zachować tajemnicy, tak bardzo chciał się nią podzielić. Zobaczył, jak jego oczy zaczynają wielkością przypominać spodki.
- Prowadź do kuchni na herbatę. – Objął elfa ramieniem. – Liczę na to, że dowiem się, jakim cudem zostanę wujkiem.
- Nie ma się czym chwalić, zrobiłem coś naprawdę głupiego. – Wskazał przyjacielowi miejsce za stołem. Nastawił czajnik elektryczny i wyciągnął filiżanki, po chwili zalał torebki z herbatą.
- Jak było? Chyba Rajit jest dobrym kochankiem? – Wbił w mężczyznę zaciekawione spojrzenie.
- Cudownie. – Usiadł i wziął do ręki podsuniętego mu ukradkiem pączka. – Zupełnie jakbym znalazł się w jakimś nieznanym, pełnym niesamowitych emocji i doznań miejscu. Jakbym szybował z ukochaną osobą w ciepły, letni dzień pod rozgwieżdżonym niebem.
- To pewnie zależy od osoby, bo u mnie to raczej przypomina sztorm i burzę z piorunami. Wystarczy jeden całus i dostaję kompletnego zaćmienia mózgu, zupełnie jakby strzeliła we mnie błyskawica - westchnął.
- Skąd wiesz, że spałem z Rajitem? – Do elfa dopiero teraz dotarło to, co wcześniej powiedział.
- Gapicie się na siebie od dawna, jakbyście się chcieli pozjadać bez popijania. – Uśmiechnął się do zmieszanego mężczyzny. – Zawsze się zastanawiałem, dlaczego gracie w tą dziwną grę. Przepraszam za tą sprawę ze ślubem, całkiem straciłem głowę. Mieliśmy zamiar wszystko ci wytłumaczyć, ale ty ciągle gdzieś znikałeś i trzymałeś dystans.
- Niezbyt dobrze trzymałem, sądząc po skutkach. – Pogłaskał się po brzuchu.
- Musiało być gorąco, skoro się nawet zapomnieliście zabezpieczyć – zachichotał niepoprawny Nirmal.
- I poucza mnie ten,  w którego od zwykłego buziaka biją pioruny - odgryzł się natychmiast. Nawet nie zauważył, że zjadł już trzeciego pączka.
- Powiedziałeś mu o maleństwie? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Wiedział, że zepsuje nastrój, ale musiał to wiedzieć.
- Nie mam zamiaru! Nie będę łapał męża na dziecko. Poza tym znasz prawo, nie chcę by się nad nim ktoś znęcał, tylko dlatego, że jest mieszańcem. Dla Rajita jako przywódcy klanu byłby to wielki problem. Sam je wychowam. – Przygryzł usta, aby się nie rozpłakać.
- Zastanów się nad tym, to nie jest dobre rozwiązanie dla żadnego z was. Wszyscy troje będziecie cierpieć, nawet ta niewinna kruszynka. – Próbował przemówić przyjacielowi do rozsądku. Doskonale widział jak bardzo cierpi, jego smukłe dłonie cały czas drżały, mimo, że z całej siły usiłował nad sobą zapanować.
- Ja cię proszę o jedno, nie waż się nikomu o tym powiedzieć. – Łzy same popłynęły po jego twarzy. Nie potrafił ich już powstrzymać, ze ściśniętego gardła wyrwał się gwałtowny szloch.
- Pomogę ci najlepiej jak potrafię. – Nirmal przytulił go do siebie, głaszcząc łagodnie po plecach. Nie miał najmniejszego zamiaru tak tego zostawić. Musiał coś wymyślić, by połączyć dwa dumne uparciuchy. Nie pozwoli by ta para, wprost dla siebie stworzona, rozpadła się z powodu jakiegoś durnego prawa. Jeśli będzie konieczne użyje swoich wpływów i siły, a potem zobaczy co dalej. – Nie bój się, na pewno nie zostaniesz sam, już moja w tym głowa.
- Ppch... Fff...– Z pokoju dobiegło ich prychanie rozjuszonego kota i łomot spadających na podłogę przedmiotów.
- Iiich... – Rozległ się bojowy pisk nietoperzego chóru oraz kolejny brzęk, tym razem prawdopodobnie szkła.
- Chyba futrzaki robią ci demolkę. Powinienem je zostawić w domu – westchnął i puścił nieco już spokojniejszego elfa.
- Jesteś chodzącym workiem na kłopoty! - Chandi otarł twarz wierzchem dłoni.
- Ale będę dobrym wujkiem i paskudnie rozpieszczę twojego synka. – Posłał przyjacielowi psotny uśmiech, który otulił jego serce niczym ciepły kocyk. Każdy kto znalazł się w pobliżu Nirmala, natychmiast odczuwał serdeczność jaką emanował. Gdyby był piecykiem z pewnością mógłby ogrzać cały Amalend w zimowe noce.
.................................................................................................................................
Betowała Ariana

niedziela, 4 maja 2014

26. Wizyta u teściów. Kłótnia kochanków.

   Lakshman wszedł do domu na końcu i został posadzony w salonie obok pana domu, ponieważ rozentuzjazmowane kobiety, nie mogły się rozstać z Nirmalem, co chwilę któraś go przytulała, niemalże dusząc w objęciach.
Ojciec chłopaka przyglądał się tym zabiegom z pobłażliwym uśmiechem, widocznie doskonale znał swoje panie. Lustrował uważnie syna, dostrzegając w nim wiele zmian. Z tego co im powiedział elf, były większe niż mogło by się wydawać. Widząc zaniepokojenie na twarzy zięcia, poklepał go uspokajająco po ręce.
- Nie martw się, nic mu nie zrobią, dzieciak jest twardszy niż się wydaje.
- Wiem coś o tym, wymusił na mnie bardzo dziwny miodowy miesiąc – westchnął władca. – Chyba jutro będę sobie musiał poszukać pracy i jakiegoś mieszkania do wynajęcia.
- Myślałem, że król z zasady jest bogaty. – Mężczyzna popatrzył na niego zaskoczony. Czuł, że jego uparty syn wymyślił coś naprawdę niemądrego, komplikując maksymalnie życie swojego męża, któremu nawiasem mówiąc nawet odrobinę współczuł.
- Tu nie chodzi o pieniądze. Nirmal stwierdził, że powinienem udowodnić swoją przydatność jako głowy rodziny, umieć zarobić pieniądze, pomóc w domowych zajęciach itd... Nawet nie wiem, kiedy się na to zgodziłem.
- Mogę ci w tym pomóc, tylko określ swoje umiejętności. – Zobaczył konsternację w oczach Lakshmana. Prawdopodobnie jego świat nieco różnił się od tego na dole. Pewnie taki bogacz od zwykłych czynności, takich jak sprzątanie czy gotowanie miał służbę.
- To musi być coś prostego, nie mam zbyt wiele czasu na przygotowania. Potrafię jeździć samochodem – Odezwał się z nadzieją w oczach.
- Dostawczym też? Mam piekarnię i właśnie zwolnił się kierowca. Rozwoziłbyś chleb, bułki , pączki do szkół i innych placówek.
- Właściwie każdym, jak się przebudziłem z dość długiej drzemki, to właśnie motoryzacja najbardziej mnie zafascynowała. – Władca szczerze się ucieszył, że wreszcie znalazł coś, dzięki czemu będzie mógł zarabiać na życie.
- W takim razie pokaż mi prawo jazdy, a ja cię zatrudnię. Musisz też uważnie przestudiować mapę miasta, kiedy dam ci adresy klientów. – Panu Jezierskiemu zięć coraz bardziej się podobał, tym bardziej, że jak się okazało mieli wspólne hobby. Obaj byli fanami motoryzacji. – A na motorze też jeździłeś? Mam w garażu taki jeden stary model...
- Kochanie, za te grosze co zarobi u ciebie będą bardzo cieniutko żyli. – Matka Nirmala popatrzyła na mężczyzn groźnie. Nie podobała się jej ta komitywa. Poza tym jej aniołek zasługiwał na kogoś lepszego niż jakiś tam kierowca ciężarówki. Na przykład tego przystojnego dentystę spod dziesiątki, bo w ten cały królewski interes nie uwierzyła ani trochę.  – Już nam zagłodził kurczaczka, na jego wikcie schudł chyba z pięć kilo.
- Och, przesadzasz. Nikt mi nie żałował jedzenia. Zwyczajnie denerwowałem się ślubem i nie miałem apetytu. – Chłopak łaskawie wstawił się za mężem, który cieszył się, że od wymagającej teściowej dzieli go przynajmniej blat stołu, inaczej pewnie już by oberwał od krewkiej kobiety, najwyraźniej mającej go za wyjątkowego nieudacznika.
- Zobaczymy, co z tego wyniknie, dzisiaj można dostać szybki rozwód. Nie mam zamiaru spuścić was z oczu. – W tym momencie popatrzyła wymownie na Lakshmana. - Po drugiej stronie ulicy jest pusty dom, sąsiadka wyjechała na dwa miesiące do Ameryki odwiedzić wnuki. Kazała mi znaleźć jakiegoś lokatora, ale do tej pory mi się nie udało. Mam klucze, więc możecie się tam wprowadzić choćby zaraz. Wasz jasnowłosy przyjaciel wynajął mieszkanie na tej samej ulicy, więc nie będziesz się nudził, gdy on pójdzie do pracy – zwróciła się do syna. - Może powinieneś podjąć studia, tak się cieszyłeś jak cię przyjęli.
- Ależ kochanie. – Pan Jezierski był zmieszany agresywną postawą zazwyczaj łagodnej żony. – Strasznie się do niego uprzedziłaś, przecież wszystko wiemy z przekazu Chandiego, a prawda może wyglądać nieco inaczej – zaoponował. – A z tym uniwersytetem to niegłupi pomysł.
- Jak jesteś taki mądry to powiedz, dlaczego kurczaczek ustalił próbny miesiąc, bo na miodowy on nie wygląda – popatrzyła wyniośle na męża.
- Może chce by się lepiej poznali w zwyczajnych warunkach. Pewnie w pałacu nie ma na to czasu, ani możliwości. Lepiej się napijmy po wiśnióweczce. Sam robiłem. – Nalał wszystkim po solidnym kieliszku, chcąc zmienić pełną napięcia atmosferę.
- Chcesz dzieci poopijać? – Kobieta popatrzyła na niego z dezaprobatą. – Opowiedz wszystko od początku – zwróciła się do syna. Nirmal oczywiście przystał na jej prośbę, chcąc odwrócić uwagę matki od Lakshmana. Samo to, że wspomniała o rozwodzie świadczyło o jej wyjątkowej niechęci. Będzie musiał przy okazji ostrzec wieszcza przed nadmierną szczerością, inaczej jego dom zamieni się w piekło. Ubarwił nieco swoją historię, mocno łagodząc i koloryzując niektóre fakty. Nie chciał wtajemniczać rodziny zbyt głęboko w swoje problemy, na to przyjdzie jeszcze czas. Podstawiał co chwilę kieliszek ojcu, który z diabelskim uśmieszkiem ciągle go napełniał. Po godzinie był już mocno zawiany i zaczęły mu się kleić oczy.
- Chyba powinniśmy wracać – odezwał się władca, kiedy ciemna głowa chłopaka oparła się o jego ramię. Głuptas oczywiście przesadził z wódeczką, która miała piekielną moc, zamaskowaną umiejętnie owocowym smakiem.
- To dobranoc... – ziewnął Nirmal i z beztroskim uśmiechem wtulił się w mężczyznę.
- Jak oni teraz wrócą do domu, nie masz umiaru idioto! – Kobieta nie wytrzymała i walnęła równie rozanielonego męża ścierką w głowę. Zasłuchana w słowa syna spuściła z oka tego niecnotę i oto skutki.
- Proszę się nie martwić, to bardzo blisko, a on nie waży zbyt wiele. – Podniósł się i wziął na ręce śpiącego męża.
- A czyja to wina? – rzuciła zjadliwie pani Jezierska. – Ostrożnie. – Chłopak zaczął się niespokojnie kręcić w ramionach mężczyzny.
- Może inaczej – Posadził ponownie swój ciężar na kanapie, tym razem biorąc go na plecy. – Trzymaj się mały pijaku! Do widzenia wszystkim.
- Yhy... – Otwarł jedno srebrne oko, objął mężczyznę rękami i nogami, chuchając mu prosto w kark. Było mu całkiem wygodnie, cieplutko i ładnie pachniało. – Wio koniku... – zachichotał.
- Co ja z tobą mam. – Lakshman, zdegradowany do wierzchowca, ruszył pogrążoną w ciemnościach ulicą w stronę parku. Drogę oświetlały zabytkowe latarnie, nieliczni przechodnie kiwali tylko z rozbawieniem głowami na ich widok. Kiedy weszli między drzewa, chłopak nagle się ocknął.
- Jestem głodny – zajęczał. Nie dostał dzisiaj swojej porcji krwi, a opalona szyja tuż przed jego nosem wyglądała wyjątkowo kusząco. Polizał ją na próbę. – Smaczna.
- Bądź grzeczny, bo dostaniesz w tyłek. – Mężczyznę przeszedł podniecający dreszcz od stóp do głów.
- Skąpiradło. – Nadął się Nirmal i złapał zębami za ucho. Ostre kły przebiły skórę i pociekło kilka kropel krwi natychmiast z zapałem wyssanej przez chciwe usta. – Pyszna. Jeszcze!
- Jak nie przestaniesz wrzucę cię do fontanny! – Władca coraz bardziej podniecony przyspieszył kroku. Ruchliwy języczek nie przestał go jednak ponaglająco lizać, a ciepłe wargi wyciskały mu na karku wilgotne całusy.
- Jesteś moim cukiereczkiem... – wymamrotał chłopak i nieporadnie wbił zęby w miękką skórę, niestety nie trafiając na żadne większe naczynie.
- Niech cię! – Lakshmanowi zrobiło się gorąco. Wyglądało na to, że ten mały komar nie ustąpi i w końcu wpadną w jakąś dziurę. Skręcił w odludną o tej porze alejkę, po czym usiadł na ławce, sadzając sobie męża na kolanach. – Jedz, ale tylko trochę. – Nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Nachalny pijak natychmiast skorzystał z zaproszenia. Wtulił się mocno w twarde ciało i zaczął ssać, ocierając się przy tym o niego sugestywnie.
- Nektar bogów... – mruczał niczym kot. Świat wokół niego lekko wirował, duża dłoń gładziła mu plecy schodząc coraz niżej, by w końcu zacisnąć się na pośladkach. Druga głaskała uda, które same się rozchyliły. – Aaa...! – Pisnął, kiedy poczuł ją na swoim penisie. Delikatnie pieściła go przez spodnie, powodując, że zaczął głośno jęczeć z zachwytu. Był jak w transie, metaliczny smak na języku i drżące z pożądania ciało, chętnie otwierające się na nowe doznania spowodowały, że całkowicie się zatracił.
- Już dobrze skarbie, pozwól mi... – Powoli rozpiął kwilącemu mężowi spodnie i włożył rękę pod bieliznę. Pewnie jutro będzie na niego zły za tę akcję, ale nie potrafił się już powstrzymać. Wyglądał tak pięknie, kiedy wił się w jego ramionach. Wystarczyło parę ruchów dłoni by doznał wyzwolenia i opadł na niego niczym szmaciana lalka. Pozwolił mu na chwilę odpocząć i doprowadził ubranie do porządku. – Kiedyś mnie zabijesz – westchnął, czując swojego nabrzmiałego penisa ocierającego się boleśnie o nogawkę. – Prędzej czy później dopadnę cię mały draniu i przez miesiąc nie wypuszczę z łóżka. – Ponownie wziął na plecy chłopaka i ruszył do teleportu. To była prawdziwa droga przez mękę, kiedy dotarli do sypialni, miał już szczerze dość tych słodkich tortur. Rzucił na materac śpiącego pijaka i udał się pod prysznic. Jakoś musiał sobie ulżyć, żeby do rana nie zwariować.
***
   Minęło już kilka dni odkąd Chandi spędził noc z Rajitem. Nadeszła godzina prawdy, mężczyzna wyjął z szafki test i usiadł z nim na werandzie swojego nowego domu. Bujany, stary fotel był naprawdę wygodny. Bezczelny, pręgowany koci znajda natychmiast wdrapał mu się na kolana z głośnym mruczeniem. Kilka misek mleka i wątróbki oraz delikatna ręka gładząca ciemne futerko szybko kupiła jego dzikie serduszko. Elf był zadowolony z towarzystwa, podrapał miękkie uszka. Ukłuł się delikatnie w palec cieniutką igłą i kapnął kilka kropel krwi na miernik. Pięć minut ciągnęło się w nieskończoność. Kiedy ponownie popatrzył na test zobaczył na ekranie uśmiechniętego szeroko bociana, trzymającego w dziobie wrzeszczące zawiniątko.
- To się nazywa strzał w dziesiątkę – wymamrotał do siebie i wbił palce we włosy, robiąc sobie na głowie kompletne zamieszanie. Z jednej strony był przerażony tym, jak sobie poradzi ze wszystkimi problemami, z drugiej chętnie powita na świecie słodką kruszynkę, która będzie należała tylko do niego. Nareszcie jego spragnione miłości serce będzie miało kogoś do kochania. Problemem był jednak wampir, musiał jakoś go zniechęcić do siebie, sprawić, żeby o nim zapomniał. Ten dom wydawał się idealnym miejscem do wychowania dziecka. Kiedy podrośnie pośle go do ludzkich szkół, nikt się nie zorientuje, że się czymś różni od innych. Jednak na myśl o starciu z Rajitem jego serce ścisnęło się boleśnie. – Nie bądź mazgajem, dasz radę! –  Otarł cisnące się do oczu łzy i uderzył  energicznie w pierś, czym wystraszył śpiącego kota. Oburzony futrzak uciekł na kanapę w salonie i stamtąd patrzył urażony na swojego nowego pana. Musiał wziąć się w garść i stawić życiu czoło, teraz już miał dla kogo. Czułym gestem pogładził zupełnie płaski brzuch. – Teraz pójdziemy do zamku skołować tatusia, nie możemy pozwolić, by z powodu mojej lekkomyślności był nieszczęśliwy.

   Rajit od tygodnia chodził niczym gradowa chmura, warczał na każdego, kto się zbytnio zbliżył. Lakshman zrzucił mu na głowę sporo swoich obowiązków, a będzie miał ich jeszcze więcej, jak wyjedzie na miesiąc miodowy. Jasnowłosy drań skutecznie się gdzieś ukrywał, mimo, że wypytywał wszystkich nie trafił na najmniejszy nawet ślad. W głowie mu się nie mieściło, jak można zniknąć bez słowa, zwłaszcza po takiej upojnej nocy. Z przyjemnością przetrzepie mu ten seksowny tyłek jak go tylko dorwie. Na razie jednak nie zanosiło się na to, a przed nim były tego dnia jeszcze dwie narady w ministerstwie. Na myśl o konserwatywnych zgredach zasłaniających się prawami sprzed tysiąca lat zazgrzytał zębami. Pogrążony w myślach nie zauważył skradającego się korytarzem elfa, który nagle wypadł zza zakrętu. Za to jego refleks zadziałał bez zarzutu, ramiona same wystrzeliły do przodu, łapiąc zbiega.
- Proszę, proszę...Kogo my tu mamy? – rzucił z przekąsem, patrząc na zmieszaną twarz przyjaciela. Wyglądał jakoś mizernie i wojowniczy nastrój natychmiast mu przeszedł. Może miał kłopoty, o których on nic nie wiedział, a znając jego dumną naturę na pewno by się do nich nie przyznał.
- A co? Masz tylu kochanków, że zaczynamy ci się mylić? – Odparł hardo elf, choć w środku cały drżał.
- I to mówi ktoś, kto zniknął bez jednego słowa. – Zdenerwował się na nowo Rajit.
- Na co ty liczyłeś? Było miło i tyle. – Elf wbił paznokcie w dłonie. – Jak będę znowu chciał się odprężyć, zadzwonię po ciebie. – Zadarł do góry nos.
- Czyli to była dla ciebie tylko przygoda? – Wampira dosłownie zatkało z wrażenia. On planował ślub i wspólne życie, a ten zarozumiały drań potraktował go jak jednorazowego kochanka. Najwyraźniej nic do niego nie czuł.
- Nie rób takiej miny. Chyba nie wziąłeś tego na poważnie? – Popatrzył wyniośle na przyjaciela. Widział jak lekceważące słowa ranią mężczyźnie serce. Nie mógł jednak postąpić inaczej, wampir teraz pocierpi, ale kiedyś będzie mu wdzięczny za tą decyzję.
- A co  z deklaracją ,,czekałem na ciebie setki lat”? – zapytał pobladły mężczyzna. Jego plany runęły niczym domek z kart i zostały z nich tylko dymiące zgliszcza. Zawsze ostrzegano go przed dumą i nieczułością Chandiego, ale nigdy nie wierzył w te brednie. Teraz jednak słowa złośliwych, zazdrosnych o najmniejsze głupstwo dworzan, wróciły do niego zwielokrotnionym echem. Nie wiedział już co było prawdą, a co wymysłem. Wszystko zaczęło mu się mieszać.
- Nie bądź niemądry, w takich chwilach mówi się różne głupoty, łącznie z kocham cię i na zawsze twój – machnął ręką. Miał wrażenie, że jego ciało zaczyna zamieniać się w sopel lodu. – Myślę, że bez problemu znajdziesz zastępstwo. A teraz wybacz, mam coś do zrobienia. – Szybko się odwrócił i ruszył korytarzem. Nie wiedział, że to będzie tak trudne, każde cyniczne słowo miało dwa ostrza, uderzało także w niego. Trzymał się ostatkiem sił, gdyby nie myśl o dziecku, na pewno by się załamał.
- Chandi wracaj tu natychmiast! Powiedz mi prosto w oczy, że mnie nie chcesz! – Pełen rozpaczy głos wampira ścigał wieszcza jeszcze przez długi czas. Zasłonił rękami uszy i umknął do najbliższego teleportu. Kiedy cały rozdygotany dotarł do domu rzucił się na łóżko z przeciągłym skowytem. Płakał bez końca, tracąc zupełnie poczucie czasu. Nad sobą, bo już na zawsze będzie sam, nad biednym maleństwem, które wejdzie w życie jako półsierota i nad Rajitem, który pewnie teraz przeklina jego okrutne serce. Nawet nie wiedział, kiedy zapadł zmierzch. Burasek wskoczył na kołdrę i przytulił się do dygoczącego mężczyzny. Starał się jak potrafił ogrzać futerkiem jego zziębnięte ciało, ukoić mruczeniem przeszywający go raz po raz ból. Jak większość zwierząt  doskonale potrafił wyczuć targające każdym człowiekiem emocje. Na swój sposób próbował pomóc z całej siły wdzięcznego, kociego serduszka.
.........................................................................................................................................
Betowała Ariana