piątek, 3 stycznia 2014

11. Powrót króla.

   Daniel szedł za Rajitem długim korytarzem z mocno markotną miną. Miał nadzieję, że z powodu wypadku wieszcza uda mu się wymigać od dzisiejszych lekcji. Jeśli za nauką magii nie przepadał, to treningów z mężczyzną wręcz nienawidził. Wampirzy wojownik starał się mu pokazać podstawowe techniki walki wręcz i fechtunku. Tutaj kalectwo chłopaka widać było w całej okazałości. Próbując wykonać odpowiednie ruchy często potykał się, upadał i zbierał kolejne sińce. Weszli na salę do ćwiczeń i Daniel ze spuszczoną głową stanął na arenie, wzdychał przy tym jak lokomotywa rozcierając, pokiereszowane poprzedniego dnia palce. Spiął czarne włosy do tyłu, by mu nie przeszkadzały. Dawno nie był u fryzjera i sięgały mu już niemal do łopatek.
- Z taką postawą daleko nie zajdziesz – Rajit rzucił mu lekki miecz. Żal mu było dzieciaka, który robił wszystko by wymigać się od lekcji do których prawdę mówiąc nie miał zupełnie serca, ani talentu, przynajmniej tak wynikało z jego dotychczasowych obserwacji.
- Może pójdziemy najpierw coś zjeść, już pora kolacji – zaproponował i zrobił szczenięce oczka. W brzuchu mu rzeczywiście burczało, a chora noga ze zdenerwowania zrobiła się cała sztywna.
- Najpierw obowiązki, potem przyjemności – Mężczyzna był bezlitosny. Wiedział, że jak raz ulegnie temu błagalnemu spojrzeniu, to już nigdy mu się nie uda zaprowadzić podczas ćwiczeń jakiejkolwiek dyscypliny. Poza tym elf miałby z niego niezły ubaw, a tego by nie zniósł, chociaż jemu też wcale nie szło lepiej z nauką magii.
- Ech… - jęknął Daniel i spróbował przyjąć właściwą postawę, zerkając w lustra na ścianie.
- Masz garba czy coś? – Rajit w mgnieniu oka znalazł się za nim. Obejmując chłopaka ramionami ustawił go we właściwej pozycji. Potrzymał go w nich może zbyty długo, ale smarkacz pachniał tak ładnie, a smukła szyja znajdująca się blisko jego ust wyglądała wyjątkowo smakowicie.
- Coś jeszcze nie tak? – zapytał niepewnym głosem Daniel i oblał się rumieńcem. Jemu bliskość wampira też nie była obojętna. Zapiszczała siedząca na żyrandolu Alisa, głos nietoperza natychmiast przywrócił mu rozsądek. Zrobił krok do przodu i stracił kontakt z kuszącym go ciałem.
- Co powiesz na mały pojedynek? – rzucił miękko Rajit, który nie wiadomo kiedy znalazł się naprzeciwko chłopaka. Zmrużył błękitne oczy i popatrzył z przyjemnością na zarumienioną twarz podopiecznego. – A jeśli wygram wybiorę sobie nagrodę – zamruczał.
- Chyba ci się z kimś pomyliłem! – Daniel natarł na niego bez ostrzeżenia, aż poleciały iskry. Miecze starły się ze sobą zgrzytając, a zdenerwowany bezczelną propozycją chłopak wkładał w każde uderzenie całą swoją siłę. Niestety nie była ona zbyt imponująca, a jego umiejętności w fechtunku równały się zeru. Mężczyzna bawił się z nim jak kot z myszą, podziwiając zgrabną sylwetkę przeciwnika w ruchu. Dzieciak niewątpliwe miał w sobie coś pociągającego, o czym przekonywał się z każdym nowym dniem.
***
   Za dużym, gotyckim oknem stały ukryte tradycyjnie dwie postacie w długich pelerynach, zakrywających całkowicie ich sylwetki i kapturach mocno spuszczonych na oczy. Na zewnątrz panowały ciemności nieco tylko rozjaśniane przez nikłe światło księżyca, więc możliwość, że ktoś ich zobaczy była naprawdę niewielka. Coraz częściej zdarzało im się obserwować treningi. Mimo wcześniejszych szumnych deklaracji o znikomości roli Daniela w Wielkim Planie, coś ciągnęło tutaj nieodparcie wyższego z mężczyzn.
- Co ten dureń z nim wyprawia? - burczał pod nosem. – Dzieciak wybije sobie zęby, potykając się o własne stopy!
- Kiepsko im idzie, nie da się ukryć – przytaknął mu nieodłączny sługa. – Czy on musi mu tłumaczyć wszystko ręcznie? A może to jakaś nowa zbliżeniowa metoda? – zapytał niewinnie, wskazując na obejmującego chłopaka Rajita.
- Zabić go powoli, czy od razu wyrwać mu serce?! – zazgrzytał zębami. Scena przed nim bardzo mu się nie podobała, gorzej, czuł wzbierającą w swoim wnętrzu furię. Starał się zachowywać zdrowy rozsądek, ale średnio mu to wychodziło. Właściwie nie miał powodu do tak gwałtownej reakcji. Po prostu dbał o znajomego dzieciaka, nie mógł przecież pozwolić, by jakiś trzeciorzędny wampir próbował go zbałamucić. Daniel był zbyt młody na podobne doświadczenia, powinien się uczyć i rozwijać. Na TE sprawy miał jeszcze sporo czasu.
***
   W tym momencie pojedynek całkowicie wyrwał się spod kontroli. Daniel prychając niczym rozzłoszczony kot za wszelką ceną chciał wygrać, choć doskonale wiedział, że z doświadczonym wojownikiem nie miał praktycznie żadnych szans. Przyszedł mu jednak do głowy pewien pomysł, postanowił pomóc sobie magią. Zrobił wypad do przodu i jednocześnie skupił swoją moc na podłodze, chciał sprawić by zafalowała i mężczyzna stracił równowagę.  Oczywiście jak zwykle w takich wypadkach wszystko poszło na odwrót. Sam się potknął, poleciał z impetem do tyłu i walnął plecami o parkiet aż jęknęło. Miecz wysunął mu się z dłoni i pchnięty magia poleciał pod sam sufit, przecinając łańcuch na którym umocowany był spory żyrandol. Przerażony Rajit rzucił się chłopakowi na pomoc, jedyne co mu przyszło do głowy to zasłonić go swoim ciałem. Niestety kiepsko wycelował i padł jak długi między szeroko rozłożone uda Daniela, trafiając nosem w najczulszy punkt.
- Jednak go zabiję! – Zdecydował ukrywający się mężczyzna, uniesieniem brwi odrzucił spadający przedmiot, a potem z głuchym warkotem zeskoczył z parapetu okiennego i złapał leżącego mężczyznę za kark niczym szczeniaka. Podniósł go do pionu bez najmniejszego wysiłku, mocno potrząsnął, a potem posłał na ścianę po której spłynął jak woda. – Miałeś go uczyć, a nie obmacywać łachudro!
- Ożesz ty! – Rajit zerwał się na nogi, to samo uczynił Daniel i obaj rzucili się na nieznajomego. Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg.
- Zatrzymajcie się kretyni! – Głos wieszcza był niczym dzwon. Wpadł jak burza do pomieszczenia i wysforował się przed swoich porywczych przyjaciół. Rozpostarł ramiona i powstrzymał ich od rozpoczęcia regularnej bijatyki. Chandi doskonale wiedział z kim mają do czynienia. Rozpoznałby tę niezwykłą moc, nawet gdyby był ślepy i głuchy. Nie mieli pojęcia z kim zadzierają i jak bardzo potrafi być niebezpieczny.
- Wasza wysokość wybaczy tym głupcom, pochodzą z głuchej prowincji i nie umieją się zachować. – Uklęknął przed mężczyzną oraz odsłonił szyję na znak poddaństwa. Rajit przyjrzał się mężczyźnie i dopiero w tym momencie zrozumiał jak wielką gafę popełnił. Przed nim stał, uznany od tysiąca lat za zmarłego, legendarny władca wampirów Lakshman. Upadł na kolana obok przyjaciela i zawstydzony spuścił głowę.
- Wybacz panie. Jestem szczęśliwy, że widzę cię w dobrym zdrowiu – odezwał się niepewnie. Nigdy nie poznał osobiście króla, ale o jego temperamencie i okrucieństwie krążyło wiele opowieści. Cokolwiek by nie powiedziano o jego wadach był z pewnością najlepszym władcą jakiego kiedykolwiek mieli, oczywiście dopóki ktoś nie wyprowadził go z równowagi, tak jak on przed chwilą. Wystawił ulegle kark, mając niewielką nadzieję, że może tym razem mu się upiecze. 
   Obaj przyjaciele zafascynowani i wystraszeni obecnością władcy zupełnie zapomnieli o drobnym szczególe. Daniel nadal stał za ich plecami niczym słup soli i intensywnie wpatrywał się w przybysza. Kaptur peleryny opadł do tyłu ukazując śniadą twarz o surowych, męskich rysach. Złote oczy o pionowych niczym u smoka źrenicach wpatrywały się w niego z pobłażaniem. Natychmiast skojarzył się zafascynowanemu chłopakowi z tym właśnie mitycznym stworzeniem. Nie czuł bynajmniej lęku, choć pewnie powinien, jak w transie zrobił krok do przodu, potem następny i następny, aż znalazł się przed władcą.
- Wszystko w porządku? - Zapytał mężczyzna rozbawiony jego beztroską i graniczącą wręcz z głupotą, odwagą. Nigdy nie widział smarkacza z tak bliska, wydał mu się bardzo kruchy i dziecinny jak na swój wiek. Na jego głos znieruchomiał, nastawił nieco szpiczaste uszy i otwarł ze zdumienia usta.
- Pan Nietoperz?! - pisnął zachwycony swoim odkryciem, po czym bez wahania rzucił się oniemiałemu Lakshmanowi na szyję i wycisnął na jego policzku mokrego całusa. Słuchał go tyle lat, że teraz nie miał najmniejszych wątpliwości. – Strasznie za panem tęskniłem, na żywo wygląda pan o wiele bardziej imponująco, niczym jakiś starożytny wódz. – Osunął się nieco do tyłu, by zaraz ponownie się zbliżyć. – Czy to z tyłu to skrzydła?! Mogę zobaczyć?! – Na jego szczupłej twarzy odmalował się bezbrzeżny podziw, a srebrne oczy napełniły się ciepłymi iskierkami. 
Władca pewnie po raz pierwszy w życiu nie wiedział jak zareagować. Ten delikatny chłopak, którego mógłby zmiażdżyć jednym uderzeniem pięści witał go jak dawno nie widzianego przyjaciela. Okazał mu czułość i serdeczność bez najmniejszego wahania. Nikt nigdy nie odważył się wobec niego na tak wiele. Nawet najbliższe mu osoby zawsze zachowywały wobec niego dystans.
- Proszę… proszę … - Daniela omal nie rozsadziło z ciekawości. Miał przed sobą ucieleśnienie jego dziecięcych marzeń, kogoś kto naprawdę mógł latać. Jako kaleka wielokrotnie śnił o tym, że wolny niczym orzeł unosi się ponad chmurami.
- Jeśli ty pokażesz mi swoje. – Mężczyzna dotknął delikatnie jego ramion.
- Ale ja przecież ich nie mam – Chłopak popatrzył na niego zdumiony.
- To sobie wyobraź, chcesz i masz – rozpostarł na pełną rozpiętość swoje potężne, nietoperze skrzydła i uniósł się nieco nad podłogą. – Nie chciałbyś się przyłączyć? – Doskonale znał zafascynowanie dzieciaka wszelkimi latającymi stworzeniami.
- Iiii… - rozległ się nad ich głowami przenikliwy pisk Alisy. Zatrzymała się przed Danielem i zawisła nieruchomo w powietrzu, jakby chciała zachęcić go do działania.
- No dobra, jakby coś to mnie złap – popatrzył ufnie na władcę i zamknął oczy. – Mam skrzydła…, mam skrzydła… - zaczął powtarzać niczym mantrę i ku zdumieniu wszystkich po chwili naprawdę się pojawiły - smoliście czarne, nieco mniejsze niż u Lakshmana z delikatnym, srebrnym wzorkiem. Niestety zamiast poprzestać na tym wyczynie, chłopak machnął nimi kilkakrotnie i wystrzelił w górę niczym pocisk, o mało nie rozbijając się o sufit. Na szczęście mężczyzna w porę go powstrzymał, łapiąc za nogi i ściągając z powrotem na ziemię.
- Czy ty nie możesz niczego robić jak inni? – mruknął do pobladłego z wrażenia smarkacza, a potem wymierzył mu solidnego klapsa w tyłek.
- Za co?! – Nadąsał się natychmiast Daniel. – Zrobiłem co mi kazałeś! – Znał króla tylko jako Pana Nietoperza, którego uważał za swojego najlepszego przyjaciela, dlatego nie rozumiał dlaczego Chandi z Rajitem reagują na niego tak nerwowo i wyraźnie czegoś się boją.
- Chcesz jeszcze jednego?! – zapytał groźnie.
- Przepraszam! – Przezornie przywarł tyłkiem do ściany. – A mogę nimi chociaż pomachać? – zapytał po sekundzie milczenia, ale zaraz ucichł pod ciężkim spojrzeniem mężczyzny.
- Do sypialni marsz, chyba masz dość wrażeń na jeden dzień – Lakshman wskazał mu drzwi. – Ja sobie jeszcze porozmawiam z tymi nauczycielami od siedmiu boleści. – Wbił oczy w nadal klęczących mężczyzn, którzy nie odważyli się podnieść z podłogi. Scena rozgrywająca się przed nimi wydala się im wyjątkowo dziwnym snem. Potężny władca wampirów całowany przez jakiegoś znajdę, choćby i z królewskim znamieniem uczący go cierpliwie jak rozłożyć skrzydła, to było coś czego ich umysły nie potrafiły pojąć. Gdyby na miejscu Daniela był ktoś inny już dawno zostałby posłany w zaświaty. Zżerała ich ciekawość skąd tych dwóch tak dobrze się zna i dlaczego dzieciak nazywa króla Panem Nietoperzem.
- Wiesz, to przyjaciele, uratowali mi życie – rzucił jeszcze chłopak i zamknął za sobą drzwi.
- I co ja mam teraz wami z robić?! – odezwał się chłodno Lakshman. - O co chodzi Chandi? - rzucił widząc, że wieszcz ledwo powstrzymuje się od zasypania go pytaniami.
- Dlaczego właśnie teraz? Tyle lat czekaliśmy, tyle lat szukaliśmy Waszej Wysokości. Co skłoniło cię Panie do wyjścia z ukrycia? - odezwał się z szacunkiem elf.
- Tak naprawdę, to trudno jednoznacznie odpowiedzieć na twoje pytanie...- Zamyślił się na moment władca.
    Od kiedy chłopak po raz pierwszy przyszedł do parku i przerwał mu sen, w jego grobowcu pod fontanną, nie zaznał chwili spokoju. Trwał w otępieniu wiele lat i niezbyt interesował się otaczającym go światem, tyle razy się na nim zawiódł, że nie miał najmniejszej ochoty do niego wracać. Zdradzili go wszyscy którym ufał i wierzył, nie chciał wtrącać się w niesnaski między klanami. Gdy jednak wsłuchał się mocniej w głosy w swojej głowie, a Kass zaczął przynosić mu niepokojące wieści o okrutnych praktykach i niesprawiedliwym prawie, nie potrafił pozostać obojętny na cierpienie swojego ludu. Jak zwykle w takich wypadkach potężnieli najbogatsi, kosztem niczemu niewinnej większości. 
Najbardziej wstrząsnął nim rytuał zabijania słabych magicznie niemowląt. W ten sposób arystokratyczne rody chroniły się przed potomkami o niewielkiej mocy. Wampiry nie mogły mieć więcej niż dwoje dzieci, magia powstrzymywała kolejne ciąże, aby rodzice nie rozdrabniali swojej uwagi na kolejne maluchy, chyba, że któreś z żyjących zmarło, wtedy na świat przychodziło następne. Z maniakalną precyzją wybierały swoje małżonki, kierując się przede wszystkim płodnością i genami, które mogły przekazać. Stąd każdy silny magicznie, zdolny do rozrodu osobnik  był dla niech niezwykle cenny. Moc decydowała o władzy, jaką można było potem zdobyć. Im więcej takich wampirów w klanie tym był potężniejszy.
    Daniel swoimi dziecinnymi opowieściami sprawił, że ten zgorzkniały mężczyzna o skamieniałej duszy zapragnął znowu żyć. Mały kaleka o gorącym  sercu wiele go nauczył. Dziecko skrzywdzone przez krewnych i adoptowane przez obcych ludzi radziło sobie z przeciwnościami losu jak umiało najlepiej, z uśmiechem na drobnej buzi, wdzięczne za każdy, najmniejszy objaw uczucia. Czasami było mu ciężko, ale nigdy się nie poddawał, nie przestawał kochać i ufać swoim najbliższym. Choć często wyszydzany i wyśmiewany, nigdy nie odpłacał tą samą monetą.
   Lakshman miał zupełnie inną naturę, ale rozumiał jak bezcennym skarbem był Daniel oraz podobne mu istoty. Z czasem nauczył się dostrzegać dobro także w innych. Sam nie potrafiłby się tak zachowywać, zbyt wiele miał w sobie mroku, ale postanowił ocalić swój lud od kompletnego pogrążenia się w ciemnościach i chaosie. Chłopiec ze znamieniem, był światełkiem dla nich wszystkich, z pewnością to o nim mówiła stara przepowiednia.
...............................................................................................................

Betowała Ariana