Przepraszam, że to tak długo trwało, ale zaczyna się właśnie druga
część opowiadania i musiałam sobie uporządkować plan wydarzeń, żeby nie poplątać
dość skomplikowanej fabuły.
W momencie, kiedy
gorące usta Rajita zaczęły błądzić po jego szyi, a stanowcza dłoń zawędrowała
między uda, elf odpłynął w niebyt. Stał się jednym, wielkim kłębkiem
emocji, reagującym gwałtownie na najmniejszą nawet pieszczotę. Mózg, otulony
gęstą mgłą pożądania, odmówił posłuszeństwa. Teraz już tylko czuł, a
najdelikatniejsze nawet dotknięcie powodowało szereg rozkosznych dreszczy
rozchodzących się kręgami po wrażliwej skórze.
- Mój...słodki... cudzie... – mruczał zachwycony i
oszołomiony Rajit, poznając każdy zakamarek drżącego ciała. Teraz widział, mimo
pijackiego szmerku w głowie, jak bardzo przygodny seks różni się od kochania z
upragnioną osobą. Nie mógł się najeść, nasmakować jedwabistej skóry. Chętnie
zamieniłby się w ośmiornicę, by mógł pieścić wszystkie te kuszące miejsca
jednocześnie i słuchać coraz głośniejszych westchnień przyjaciela.
- Ja... och... – Elf zaczerwienił się gwałtownie, kiedy
pożądliwe usta zamknęły się wokół jego penisa. Oddychał chrapliwe, starając się
uspokoić, nie chciał jeszcze dochodzić. Miotające nim uczucia były niezwykłe,
upajające jak najlepsze wino, pragnął, aby trwały w nieskończoność.
- Cii... zaufaj mi pięknisiu...wspaniale smakujesz... –
Polizał sączącego członka po całej długości, a potem zręcznie odwrócił
mężczyznę na brzuch. Zamruczał niczym duży kocur na widok wypiętych pośladków.
Objął je i rozchylił, by włożyć język w drgającą, niesamowicie ciasną szparkę.
Trochę go to zaskoczyło, sądził, że piękny elf miał już niejednego kochanka.
- Aaa... Rajit draniu... już nie mogę... – zajęczał
desperacko Chndi, omal nie lewitując z poduszek, na których uwili sobie gniazdko. Nikt nigdy nie pieścił go w ten
sposób, ostatni raz spał z kimś setki lat temu. Odkąd poznał tego nieznośnego
wampira, nikt się już dla niego nie
liczył.
- Powoli... jesteś zamknięty niczym dziewica... – Mężczyzna
z braku lepszego środka włożył rękę do ciastka z bitą śmietaną. Nie miał
zamiaru ani na sekundę wypuszczać tego rozpalonego do białości ciała, wijącego
się w jego ramionach. – Lubię słodycze. – Uśmiechnął się przekornie i zaczął
wsuwać do dziurki pierwszy palec.
- Zznęcasz ssię... – wyjąkał elf, gryząc poduszkę i
wypinając mocniej pośladki. Jeszcze chwila i się skompromituje, wytryskując
nasieniem na dywan niczym nastolatek.
- Musiałeś mieć kiepskich kochanków... – W gorącym wnętrzu
poruszały się już trzy palce, umiejętnie rozciągając mięśnie.
- Och... Hm... Jakich kochanków idioto?! – Chandi był gotów
błagać o spełnienie. Wszystko w środku mu drgało, napięte do ostatnich granic. –
Nie miałem nikogo z trzysta lat!
- Ach... – Rajit wyciągnął rękę i rozsunął mocniej uda
mężczyzny. – Powiedz, że czekałeś na mnie! – Przystawił nabrzmiałego penisa do
mocno zaróżowionego wejścia i delikatnie wsunął samą końcówkę.
- Aaa... tak... czekałem... – zakwilił, cały był jednym,
wielkim pragnieniem. – Proszę...
- Mój piękniś... – Wampir pchnął mocno, wsuwając się aż po
jądra. Radość wprost go rozpierała. Uparty, słodki elf czekał właśnie na niego,
teraz już nigdy nie pozwoli mu odejść. – Od dziś... każdej nocy... będziesz
krzyczał tylko dla mnie...- Nadał szybkie tempo, raz po raz uderzając w
prostatę. On też był już na skraju wytrzymałości, a ponaglające skomlenia
Chandiego brzmiały jak najsłodsza muzyka. Burzyły krew, która niczym rozpalona
do czerwoności lawa mknęła przez żyły. Spowodowały, że twardy jak stal członek
jeszcze powiększył swoją objętość. Ciało elfa wygięło się w łuk, mięśnie
zaczęły spazmatycznie drżeć i wypuścił strumień spermy. Doznanie było tak
potężne, że padł kompletnie wyczerpany
na koce, ledwie kontaktując. Rajit oczywiście sekundę później poszedł w jego
ślady. Odwrócił lecącego mu przez ręce kochanka do siebie i czule pocałował w
pokąsane usta.
- Przygotuj się skarbie, ożenię się z tobą choćby jutro –
szepnął do szpiczastego ucha.
- Yhy... – wymamrotał Chandi, zapadając w sen. Jego ciało
składało się z bezwolnej, miękkiej masy, dryfującej w ciepłych, bezpiecznych przestworzach.
***
Nirmal obudził się
dość wcześnie, słyszał ciche kroki i szmery, ktoś najwyraźniej krzątał się po
sypialni. Otaczał go piękny aromat, jakby tysięcy, świeżo zerwanych kwiatów.
Miał wrażenie, że leży na łące w letni poranek. Coś połaskotało go w nos,
dmuchnął chcąc pozbyć się natręta. Otworzył jedno zaspane oko, by stwierdzić,
że niewiele się pomylił. Cała komnata oraz łóżko tonęło w kolorowych,
delikatnych płatkach. Młody, nieznany mu
mężczyzna w liberii, układał na fotelu ubranie, najwyraźniej przygotowane dla
niego. Brodził po kostki w pachnącym kobiercu z wyraźną przyjemnością. Miał
zadarty piegowaty nos i rozwichrzone, rude włosy. Duże, brązowe, pełne
szelmowskich iskierek oczy popatrzyły na niego wesoło.
- Witam Waszą Wysokość. Jestem Bansi, nowy lokaj. – Ukłonił sie
zręcznie. – Przygotowałem kąpiel. – Położył na kołdrze szlafrok.
- Dlaczego śpię w ogrodzie? – Usiadł na łóżku, rozglądając się
za nietoperzami.
- To rozkaz króla, chyba chciał, żebyś miał panie miłe
przebudzenie – wyszczerzył zęby.
- Nie jestem dzieckiem i nie dam się tak łatwo przekupić. –
Wstał przeciągając się jak kot, a piszcząca, futrzasta eskadra pojawiła się
znikąd i natychmiast wylądowała na jego
ramionach. Spłoszony lokaj nie wiedział jak się zachować, nikt go nie ostrzegł
przed małymi nietoperzami.
- Skąd tu te szkodniki? – Uzbroił się w gazetę.
- Spokojnie, to moi przyjaciele, mieszkają tutaj i wszędzie
mi towarzyszą – Uśmiechnął się uspokajająco do chłopaka. – Śmierdziuszki do
mycia! – Zakomenderował. Maluchy chciały zwiać przez okno, ale zostały złapane
za ogonki przez matkę i zapędzone do łazienki. Nirmal nalał ciepłej wody do umywalki
i zatkał odpływ. – No dalej, bez ociągania. – Kiki i Riki z początku się nastroszyli, zamieniając
w obrażone, puszyste kulki. Po chwili jednak już się chlapali, piszcząc z
radości, zalewając strumieniami wody wiszące powyżej lustro. – Pilnuj tych głuptasów
– zwrócił się do Alissy – teraz moja kolej. – Wszedł do napełnionej wanny i
zamknął oczy.
- Król chciał zjeść z panem śniadanie. – Usłyszał przez
zamknięte drzwi.
- Skoro mnie kocha, o czym zawiadomił wczoraj cały Amalend
wraz z przyległościami, to poczeka – mruknął złośliwie Nirmal. – Ponoć cierpliwość
jest cnotą królów.
- Podobno naszego władcy niekoniecznie. – Bansii denerwował
się, że w pierwszy dzień wyleci z pracy z powodu kłótni małżonków. Zazwyczaj w takich
chwilach obrywały zupełnie niewinne osoby. Zwłaszcza arystokracja lubiła
wyżywać się na służbie.
- Nie przejmuj się
zbytnio. To jego problem, każę mu zaparzyć Melisy. – Chłopak zaczął się szybko
myć, nie chcąc stawiać lokaja w trudnej sytuacji. – Przygotuj jakieś seksowne
ciuszki, ale mają nie przekraczać granicy dobrego smaku. - Postanowił odrobinę podrażnić się z Lakshmanem. Nigdy nie
miał okazji sprawdzić, czy na niego działa jako mężczyzna. Śniadanko we dwoje
wydawało się doskonałą okazją.
***
Chandi otworzył
oczy i skrzywił się paskudnie, w ustach miał piaski pustyni, a głowie coś mu chrobotało,
jakby biegało tam stado wyjątkowo upierdliwych mrówek. Zajrzał pod kocyk i ze
zdumieniem stwierdził, że był nagi, a dom w którym przebywał na pewno nie należał
do niego. W kominku ktoś zapobiegliwy rozpalił rano ogień i w komnacie panowało
miłe ciepełko.
- Co u licha? – Usiadł i dopiero kłucie w tyłku uświadomiło
mu, co wyprawiał poprzedniego wieczora. Mózg zazgrzytał , zadymił i ruszył z
miejsca. Wróciły wspomnienia namiętnych pieszczot i palącego pożądania,
okrzyków ekstazy i ponaglającego skomlenia, słodkich głupstw wypowiadanych przez
Rajita. Czerwony jak burak przyłożył chłodne dłonie do policzków. – Jak nic zupełnie
oszalałem! Ale gdzie się podział ten drań? – Owinął się pledem i poczłapał do
łazienki. Najpierw musiał trochę ochłonąć i poukładać sobie wszystko w
skołatanej głowie. Prysznic i kawa, oto czego potrzebował. Mimo niewątpliwego kaca, czuł się dziwnie lekko. Uśmiechał
się sam do siebie dotykając ust, nadal odczuwających skutki gwałtownych
pocałunków. Kiedy wrócił pachnący i odświeżony na kanapie zobaczył położone
ubranie. Teraz pozostało jedynie odnaleźć pana domu, uspokoić szalejący żołądek,
a jeśli starczy sił porozmawiać o tym co zaszło, o ile wcześniej nie spali się
ze wstydu. Wyszedł na długi korytarz, biegnący przez całe piętro i nastawił
szpiczaste uszy. Z daleka dobiegł go niski głos Rajita. Podszedł pod drzwi do
gabinetu i już miał otworzyć, kiedy usłyszał uwagę, najwyraźniej kogoś z
klanowej starszyzny.
- Zastanów się, co chcesz zrobić! Pragniesz skłócić
wszystkich? Wiesz dobrze, że prawo zabrania mieszania krwi! Nie możesz wiązać
się z kimś takim! Dziecko twoje i Chandiego byłoby pogardzanym przez wampiry mieszańcem!
Tego chcesz dla swojego pierworodnego?! – Pieklił się mężczyzna. – Jesteś naszym
przywódcą!
- A ja mam dość waszego konserwatyzmu i przestarzałych poglądów!
Prawo jest idiotyczne, wiele osób ucierpiało z tego powodu, należy je zmienić, a
nie wygadywać bzdury! – Rajit też podniósł głos.
- Zobaczymy co powiesz, jak twój syn mieszaniec, wróci
zapłakany i pobity ze szkoły! – Nie dawał za wygraną.
- Nie wiem, nie wybiegałem tak daleko w przyszłość. – Rajit wyraźnie
posmutniał.
- Może powinieneś! – Mężczyzna był pewien, że właśnie
postawił na swoim. Miał dwie córki na wydaniu, a tu nagle wpycha mu się w
paradę jakiś elf. Nawet jeśli był narodowym wieszczem, to tylko kolejny obcy,
który powinien wiedzieć, gdzie jego miejsce. Dbanie o czystość rasy było jednym
z najważniejszych obowiązków porządnego wampira.
Chandi nie słuchał
już dłużej, coś paskudnego i zimnego chwyciło go za gardło jakby chciało
udusić. Po cichu wycofał się spod drzwi i pobiegł prosto do znajdującego się na
parterze teleportu. Przeniósł się do swojego domu w pobliżu kaplicy, poruszając jak w transie. Jeszcze kwadrans wcześniej był taki szczęśliwy, że chciało
mu się latać i krzyczeć. Opadł bezsilnie na fotel, cały dygotał jak w febrze.
Objął się ramionami i naciągnął na siebie koc, nic to jednak nie dało. W głowie
kołatało mu się jedno, przerażające pytanie. Co on zrobi jeśli zajdzie w ciążę?
Wczoraj zachowali się jak gówniarze, nawet nie pomyśleli o zabezpieczeniu.
Jednego był pewien, na pewno nie będzie się narzucał Rajitowi i przeszkadzał mu
w klanowych obowiązkach, sam wychowa maleństwo i nie pozwoli go skrzywdzić. Dla
kochanej osoby chce się przecież wszystkiego co najlepsze. Skłócenie wampira z
rodziną i przyjaciółmi nie wydawało się dobrym pomysłem. Poza tym wampir nie wyznał mu
przecież żadnych uczuć, może dla niego była to tylko chwila zapomnienia pod
wpływem emocji i wina? Pewnie jak wytrzeźwiał pomyślał, że po takiej nocy
powinien jako człowiek honoru się oświadczyć. Chandi doszedł do wniosku, że
ułatwi mu zadanie i postara się zniknąć na jakiś czas. Nie miał zamiaru zmuszać
Rajita do niczego, nie wyobrażał sobie małżeństwa bez miłości. Znajdzie sobie
jakąś ustronną kryjówkę, opadną emocje i wróci rozsądek, wtedy sobie szczerze porozmawiają. Nie chciał być dla nikogo kulą u nogi i zawadą.
......................................................................................................................................
***
Lakshman siedział
w małej jadalni i zastanawiał się, jak długo można wykonywać poranną toaletę. Oczywiście
było to pytanie retoryczne, na które od razu sam sobie odpowiedział. Pewnie bardzo długo, zwłaszcza jeżeli chciało
się komuś zrobić na złość. Najwyraźniej jego mała niespodzianka nie podziałała należycie,
czego się prawdę mówiąc spodziewał.
- Eh... – westchnął i nalał sobie kawy. Życie ignorowanego męża
było naprawdę ciężkie.
- Kawa na pusty żołądek jest niezdrowa. Herbaty? –
zaproponował grzecznie Niramal i tak się nachylił nad stolikiem, by władca
dokładnie mógł zobaczyć jego opaloną klatkę piersiową w rozpiętej koszuli. – Gorąco prawda?
– Powachlował się dłonią i usiadł naprzeciwko.
- O tak, można nawet powiedzieć, upał. – Mężczyzna z
wielkim trudem oderwał wzrok od różowych sutków, a chłopak gwałtownie poczerwieniał,
podążając za jego wzrokiem. - Ładnie ci z tymi płatkami we włosach. – Wyciągnął
poufale jeden i przygładził ciemne pasma.
- A właśnie, każ posprzątać ten bałagan w mojej sypialni –
wydął usta NIrmal.
- Strasznie wybredny z ciebie dzieciak, za grosz romantyzmu.
- Jeśli za szczyt romantyzmu uważasz sprawienie komuś
przyjemności cudzymi rękami, bez odrobiny wysiłku, to masz rację, wcale mi się
nie podobało. Zwykły, ludzki mąż potrafi na co dzień wykazać się o wiele
większą inicjatywą i pomysłowością. – Dotknął blizny na wardze i zaczął ją delikatnie
masować.
- Chcesz powiedzieć – gest małego niesamowicie go rozpraszał
– że wolałbyś wyjść za jakiegoś mechanika samochodowego lub kucharza?
- Pewnie, miałbym kogoś na kim mogę polegać. Ty jesteś tylko
rozpieszczonym przez bogatych krewnych wampirem, gdyby ktoś odebrał ci nagle wszystkie
przywileje nie umiałbyś zarobić na podstawowe potrzeby. Co wtedy jadłyby
nasze dzieci? – Prowadził mężczyznę do celu krętą ścieżką. Chciał mu pokazać,
jak powinien wyglądać prawdziwy związek, taki jak jego adopcyjnych rodziców.
Niestety dwór zupełnie się do tego nie nadawał.
- Nie przesadzaj! Co jest trudnego w znalezieniu pracy i
zarabianiu na dom? Zwyczajne obowiązki też na pewno nie są zbyt trudne –
wzruszył ramionami. Chętnie posmakowałby tych kapryśnych usteczek, które właśnie
na niego prychały.
- Skoro jesteś taki pewny siebie, udowodnij, że potrafiłbyś
utrzymać rodzinę i podołałbyś tym łatwiutkim obowiązkom. Uciekłbyś po kilku dniach, może
nawet po jednym, do swojego wspaniałego pałacu Wasza Wysokość! – Włożył palce
do poziomkowego dżemu, po czym zaczął je z zapałem oblizywać. Spoglądał przy
tym niewinnie na znieruchomiałego męża, który oczarowany pojawiającym się co
chwilę ruchliwym języczkiem na chwilę zapomniał oddychać. – Czyli umowa stoi?
- Oczywiście... taaak... – Lakshman, niezupełnie wiedział na
co się zgadza. Całą noc nie spał, wyobrażając sobie Nirmala w swoich ramionach.
- Super, w takim razie zamieszkamy w Krakowie. W końcu
należy nam się miesiąc miodowy, prawda? – Nirmal był w siódmym niebie, że udało
mu się zmanipulować męża. – Dałeś słowo! Chyba się nie wycofasz co?!
- W Krakowie? Jutro? O czym ty mówisz?! – Król otworzył szeroko
złote oczy. Niestety mały spryciarz miał rację, zapatrzony w niego odleciał w
inny wymiar i teraz poniesie tego konsekwencje. Swoją drogą, nigdy by nie
pomyślał, że ożenił się z takim diabełkiem. Okazało się, że nie znał tak dobrze
dzieciaka jak to sobie lubił wyobrażać.
- Idę się pakować, zacznij szukać dla nas mieszkania. Może
być mały domek na przedmieściach – wyszczerzył białe ząbki.......................................................................................................................................
Betowała Ariana