środa, 23 kwietnia 2014

25.Labirynt. Ach te sny. Siostry Jezierskie. Nie ma jak w domu.

    Nirmal udał się do zamkowej biblioteki, często tam bywał, ale nie przepadał za siwowłosą kobietą zwaną przez wszystkich Babcią Ho, która nią zarządzała. Niewysoka, blada niczym kartka papieru i niewiele od niej grubsza, w pierwszej chwili sprawiała wrażenie miłej staruszki, zawsze z drutami w ręce, zerkającej w ekran monitora na jakieś brazylijskie seriale. Było jednak w jej postawie coś, co zakłócało ten sielski obrazek. Zimny, pełen podejrzliwości błysk w czarnych oczach, chytry uśmieszek czający się w kącikach ust powodowały, że gdzieś w głębi serca rodziła się niechęć i podejrzliwość. Chłopak był z natury bardzo empatyczny, wyczulony na cudze emocje. Natychmiast dostrzegł fałszywą nutę w zachowaniu kobiety, której inni, mniej wrażliwi na ogół nie zauważali. Kiedy wszedł do ogromnej komnaty, od sufitu do podłogi wypełnionej książkami i woluminami, Babcia Ho jak zwykle siedziała przy swoim biurku. Niechętnie się do niej zwrócił i wyjaśnił czego szuka.
- Proszę o wszystkie księgi, jakie ma pani na temat zamku Yendal Ansorg. Chcę się czegoś dowiedzieć o jego przeszłości.
- Istnieje tysiące lat, nie sądzę, abyś panie znalazł coś użytecznego na ten temat. Mamy tu jedynie niemądre historyjki, opowiadane przez zabobonne służące i niedouczonych dworaków. – Mimo swojego wieku zwinnie wdrapała się na drabinkę i zaczęła przy pomocy zaklęcia układać na stoliku przed Nirmalem stos zakurzonych tomów.
- Niewiele tego. Liczyłem na jakieś naukowe opracowania.
- Przecież mówiłam, nie ma tu nic wartościowego – wzruszyła ramionami. Miał wrażenie, że za twarzą dobrotliwej staruszki ukrywa się druga, wykrzywiona złośliwie niczym maska diabła. Najwyraźniej wcale nie miała zamiaru mu pomoc i potraktowała jak kapryśnie dziecko, które domagało się gwiazdki z nieba.
- Proszę się nie kłopotać, znajdę sobie jeszcze kilka romansów do poduszki – Nirmal wbił w nią niewinne, niczym wiosenne niebo oczy. Miał nadzieję, że wygląda wystarczająco niemądrze. Czuł, że nie powinien nalegać i wzbudzać podejrzeń. Opór bibliotecznej wiedźmy rozpalił jeszcze bardziej jego ciekawość.
- Nie wiedziałam, że książę interesuje się takimi bzdurami. Proszę się nie krępować, to tamta półka po lewej. Muszę na chwilę wyjść i mam nadzieję, że nie narobi pan tu bałaganu. – Obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
   Kiedy tylko został sam rozejrzał się dookoła i westchnął bezradnie. Były tutaj miliony tomów, nawet jeśli gdzieś znajdowały się cenne informacje, znalezienie ich zabrałoby mu ze sto lat. Z kieszeni marynarki wyjrzały trzy, znudzone łebki.
- Iii...ch? – zaświergotała Alisa.
- Jak myślicie, gdzie zacząć szukać? – zapytał nie licząc na żadną odpowiedź. – Może inaczej. – Uśmiechnął się pod nosem psotnie, bo wpadł mu do głowy niemądry pomysł. Wszyscy, którzy chcieli dostać się do zamku, jeszcze za czasów wielowiekowej drzemki Lakshmana, podchodzili do sprawy w naukowy sposób. Próbowali zaklęć, używali siły, sprowadzali najpotężniejszych magów i nic nie wskórali. On w żadnym wypadku nie mógł się z nimi równać. Jeśli naprawdę miał do czynienia z żyjącą istotą, obdarzoną jakąś świadomością to dlaczego nie miałby z nią nie porozmawiać. Z nietoperzami świetnie się dogadywał, mimo, że należały przecież do odmiennego gatunku.– Panie Yendal Ansorg, myślę, że powinniśmy się bliżej poznać. – Poklepał poufale najbliższą ścianę. - Mam dziwne wrażenie, że z powodu głupiego znamienia wszyscy się mnie boją i unikają. Myślałem, że taki starożytny zamek będzie miał więcej odwagi niż przeciętny dworzanin, ale chyba się myliłem – westchnął. – Lepiej poszukam lekkiej powieści na poprawę humoru. - Nietoperze wdrapały się na jego ramię i nastawiły kosmate uszka, jakby czegoś nasłuchiwały, po czym sfrunęły na ziemię, dzięki czemu wzrok chłopaka powędrował w dół. Zobaczył coś, na co wcześniej zupełnie nie zwrócił uwagi. Pośrodku biblioteki na marmurowej posadzce znajdowała się barwna mozaika. Przedstawiała zielony labirynt, u jego wejścia stał kruk przekrzywiając czarną głowę, jakby się nad czymś zastanawiał, w centrum zawiłych ścieżek na drzewie siedziała sowa, trzymając w dziobie klucz.
- Zaraz, to chyba jakaś zagadka – Nirmal podrapał się po brodzie. – Czy to nie łacina? – przeczytał napis wokół mozaiki. – Jestem z niej naprawdę kiepski. ,, Ducam te ad arborem sapientia Corvus”. Ee...? Dziwne jakieś. ,, Kruk zaprowadzi cię do drzewa mądrości?” Chyba muszę zapytać Bansi, może są w zamku jakieś kruki. – Wziął pod pachę książki przygotowane przez bibliotekarkę i ruszył do swoich komnat. Ciekawość dodała mu skrzydeł. Chętnie by z nich skorzystał, ale w pałacu obowiązywał niestety zakaz latania. Zastał lokaja w garderobie prasującego jego koszule i o zgrozo majtki.
- Wasza Wysokość. – Ukłonił się wytwornie mężczyzna.
- Rany, nie musisz tego robić – zarumienił się Nirmal i wyrwał mu swoje bokserki. – Przecież i tak nikt ich nie widzi.
- Powinieneś panie dobrze wyglądać przy każdej okazji. Nikt nie zna dnia ani godziny, kiedy mu się może przydać seksowna bielizna. – Uśmiechnął się rozbawiony speszoną miną młodziutkiego księcia.
- Czy tutaj są sami zboczeńcy, myślący dolną częścią ciała? – prychnął i położył na kanapie księgi. – Potrzebuję kruka, może być posąg, obraz, płaskorzeźba. Co tam ci przyjdzie do głowy. Oczywiście na terenie zamku.
- Jest nawet kilka, jeden w świątyni dumania króla. – Wskazał na drzwi do łazienki.
- Czekaj, Lakshman ma takiego ptaka? Nie zauważyłem – wyrwało się niezbyt mądrze chłopakowi, wywołując natychmiastowy chichot służącego.
- Myślę, że ma, ale nie miałem okazji sprawdzić. Na oko jednak to spora sztuka, trudno go raczej przeoczyć. – Niepoprawny Bansi omal nie upuścił z ręki żelazka.
- Idź sobie, ale już, bo cię poszczuję Alissą! – Cały czerwony Nirmal rzucił w lokaja poduszką. Te dworskie dranie doskonale wiedziały, że nadal był prawiczkiem i żartowały sobie z niego na każdym kroku, a on w swojej naiwności dawał wodzić się za nos. Przewracał się jeszcze z godzinę z boku na bok na kanapie, by w końcu pogrążyć się w niespojonym śnie, w którym główną rolę odgrywał latający penis władcy wampirów. Miał spore rozmiary, czarne, krucze skrzydła i był niesamowicie szybki. Ledwo udało mu się uciec do dziwnego labiryntu, ale i tak cały czas słyszał go za sobą. Niestety wpadł w ślepą uliczkę, z której nie było ucieczki. Na szczęście zobaczył dziurę w ścianie, była na odpowiedniej wysokości. Zaczął wciskać w nią tyłek, a plecami przylgnął ściśle do muru. Tak zabezpieczony przed utratą cennego wianka czekał na przybycie nacierającego wroga. Ciekawe było to, że jego własny członek, koniecznie chciał mu wyjść naprzeciw nic sobie nie robiąc z determinacji swojego właściciela.
- Wstrętny zdrajco! – Nirmal złapał go obiema rękami, by nie przyszło mu do głowy czasem odlecieć na samodzielną wyprawę jak nacierającemu właśnie z furkotem skrzydełek koledze. – Aaa...! – pisnął przerażony i wcisnął pośladki mocniej we wnękę. Gdzieś z daleka, dobiegł go dziwny zgrzyt.
- Nirmal głuptasie, chcesz zrobić dziurę w oparciu kanapy?  - usłyszał rozbawiony głos męża, który przyglądał się jak rozpłaszcza swoją pupę o oparcie mebla, kręcąc nią zawzięcie na wszystkie strony. Ściskał przy tym kurczowo swojego penisa, jakby go chciał udusić przez spodnie. – Może nie przesadzaj, może ci się jednak przydać – zachichotał, spoglądając między jego nogi.
- Ee...? – Usiadł na kanapie, przecierając zaspane oczy. – Co tu robisz?
- Mieszkam, jakbyś zapomniał. Co ci się śniło?
- Nic, zupełnie nic! – zaprotestował gwałtownie i zarumienił się po same uszy. – I przestań się tam gapić! – Z zażenowaniem stwierdził, że spodnie zrobiły się bardzo ciasne, co na pewno zauważył ten drań.
- Mógłbym wybawić cię z kłopotu. – Lashman powoli zaczął przysuwać się do chłopaka, który cofał się lekko spanikowany. Złote oczy mężczyzny przyciągały go jak magnes. Miały hipnotyzującą moc niczym oczy kobry. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Nie miał jednak zamiaru tak łatwo się poddać.
- Po co tu przyszedłeś? – zapytał podejrzliwie. Drzwi do łazienki były już bardzo blisko.
- Zapytać, czy chciałbyś jutro zobaczyć się z rodzicami. Chandi zdjął z nich zaklęcie i bardzo się o ciebie niepokoją. – Na takie niespodziewane oświadczenie Nirmal zatrzymał się jak wryty. Przez chwilę stał nieruchomo, niemal zapominając oddychać. Potem jego twarz rozjaśnił uśmiech tak jasny, że mógłby rozświetlić najbardziej ponury loch.
- Aaa...! – rozległ się przeraźliwy pisk radości. Chłopak podskoczył, objął mężczyznę za szyję i wycisnął na jego ustach entuzjastyczny pocałunek, po czym zamrugał długimi rzęsami i zaczerwienił się ogniście, jakby dopiero teraz dotarło do niego co zrobił. Nacisnął na klamkę w drzwiach za nim, wskoczył do łazienki i zasunął rygiel.
- To chyba było tak? – zapytał sam siebie władca. – Lakshman, starzejesz się. Pozwoliłeś umknąć temu dzieciakowi ofiaro jedna, zamiast zdobyć przynajmniej kilka buziaków.

***
   Po długich negocjacjach państwo Jezierscy pozwolili córkom iść z gościem na zakupy do pobliskiego supermarketu. Nie ufali jeszcze do końca Chandiemu, ale skoro został ich sąsiadem, chyba nie miał nic złego na myśli. Ola i Asia zachwycone przystojnym elfem z wielkim entuzjazmem wpakowały się do jego samochodu. Ściśle przyklejone do boków mężczyzny wkroczyły do Netto, pchając przed sobą koszyk. Zadarły główki mierząc dumnym wzrokiem zazdrosne koleżanki, obserwujące je zza regału z mąką. Córki bogatych biznesmenów, bo w większości takie rodziny mieszkały w okolicy, zawsze miały je za żałosne ciamajdy. Teraz wytrzeszczały wymalowane ślepia i zaciskały pazurzaste łapki, zawzięcie mieląc jęzorami.
- Chandi bądź tak miły i obejmij nas obie – Ola uśmiechnęła się do elfa. – Niech te jędze pozdychają z ciekawości.
- Nie ma sprawy – wieszcz nie miał nic przeciwko odrobinie zabawy. Te dwie smarkule były całkiem miłe, a on nieraz znajdował się w podobnej sytuacji, jako obcy wśród wampirów. Często traktowano go jak kogoś żałosnego, niegodnego większej uwagi pomimo talentu z którego skwapliwie korzystano. Przytulił dziewczyny i obdarzył każdą delikatnym całusem w policzek. – Powiemy, że żyjemy w trójkącie? - zachichotał.
- Dobry pomysł, jesteśmy tak wystrzałowe, że nie możesz się zdecydować którą z nas wolisz – mrugnęła do niego Asia, rumieniąc się na buzi. – Czego właściwie potrzebujesz? – wskazała na półki.
- Moja lodówka świeci pustkami. Jestem wegetarianinem, więc w grę wchodzą jedynie owoce i warzywa.
- Wyhodowałeś te mięśnie na zielsku? – Ola popatrzyła na niego ze zdumieniem i bez skrępowania pomacała jego ramię.
- Daleko mi do męża Daniela czy Rajita – westchnął elf, uważający się zawsze za chucherko, w porównaniu do rosłych wampirów.
- Chwila! Co ty gadasz?! Nasz braciszek się ożenił?! – Asia wbiła w niego oczy, a Ola złapała za koszulę.
- Och, mam niewyparzony język – westchnął elf. – Jutro go poznacie, nic wam więcej nie powiem!
- Gadaj, bo zacznę krzyczeć, że jesteś sutenerem i trzymasz nas w niewoli! – Brunetka zagrodziła mu drogę.
- Ugotuję ci bezmięsne leczo, jestem w tym mistrzynią – kusiła młodsza z sióstr, mnąc w rękach warkocz.
- Kobiety! – wzniósł oczy do sufitu. – Nawet najmłodsze to jędze!
- Proszę pana... – Ola zaczęła machać na ochroniarza.
- Dobra już dobra, robimy zakupy, mała gotuje kolację, a ja wam co nieco opowiem. – Pogładził burczący głośno brzuch. Po niecałej godzinie siedzieli we trójkę przy kuchennym stole, krojąc warzywa. Chandi pokrótce opowiadał im historię małżeństwa Daniela, łącznie z dzikim wystąpieniem Lakshmana podczas ceremonii. Dziewczyny słuchały z otwartymi buziami, parskając gniewnie podczas opisu wyczynów króla wampirów. Braciszek najwyraźniej został poślubiony wyjątkowemu draniowi. Już ich w tym głowa, żeby jego związek był udany.
   Wieszcz obserwował siostry Nirmala z zaciekawieniem, widział jak bardzo kochają chłopaka.  Władca będzie miał niełatwy orzech do zgryzienia, bo rodzina Jezierskich była ze sobą bardzo związana. Siostry gotowe były mu wydrapać oczy, gdyby skrzywdził ich brata. Trochę im zazdrościł tych relacji. Został sam jak palec i nie miał właściwie nikogo, na kim mógł się wesprzeć. Zrobiło mu się smutno. Gdzieś tam wysoko, Rajit pewnie wyzywał go od pokręconych głupków i niewdzięcznych przyjaciół. Na pewno się wściekł, kiedy tak zniknął bez słowa. Już za kilka dni będzie wiedział, czy ich miłosna noc wyda owoc. Właściwie to nie miałby nic przeciwko maleństwu o uśmiechu jego ojca. Wychowałby je z dala od wampirów, nikt nie musiałby wiedzieć, że ma dziecko.
***
   Następnego dnia wieczorem Nirmal ubierał się już trzeci raz, nie mogąc się zdecydować, w czym ma się zaprezentować rodzicom. Był ogromnie szczęśliwy i podekscytowany, cały czas kręcił się i podśpiewywał pod nosem. Zastanawiał się jednak, jak im to wszystko wytłumaczy. Kiedy wyciągnął następna koszulę, dostał klapsa od zniecierpliwionego Lakshmana.
- Koniec z tym, już późno – złapał go za rękę i stanowczo pociągnął do drzwi.
 - Ale jeszcze... – Chłopak usiłował ponownie zerknąć w lusterko.
- Zaraz zadzwonię do twojego domu i powiem, że odłożymy wizytę na inny dzień, bo jeden strojniś, nie może się zdecydować, co na siebie włożyć!
- No przecież jestem gotowy – wydął usta, posłusznie dreptając za zirytowanym mężem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak dziecko. Jednocześnie pragnął całym sercem zobaczyć się z najbliższymi i bał się, że go odrzucą, kiedy dowiedzą się jak się zmienił i kim był naprawdę.
- Nie martw się, jestem przy tobie. – Lakshman objął zdenerwowanego męża, kiedy tylko stanęli na płycie teleportu. – Chandi powiedział, że masz wspaniałą rodzinę, a on nigdy nie rzuca słów na wiatr. Na pewno się dogadacie. – Ze zdumieniem stwierdził, że Nirmal przytula się do niego i chowa twarz w koszuli. Już po chwili znaleźli się w pogrążonej w ciemnościach mało uczęszczanej części parku. – Chodź. A obronisz mnie, jeśli twoja matka przegoni mnie miotłą? Nie wiadomo, co tam napaplał ten gadatliwy elf. – Ponownie złapał szczupłą dłoń.
- Mama nie używa w domu miotły. Najwyżej ci przywali rurą od odkurzacza. – Zatrzymał się przed znajomymi drzwiami i przycisnął dłoń do oszalałego z emocji serca. Dwa razy wyciągał rękę do przodu, by ją zaraz cofnąć. Odwaga całkowicie go opuściła. Drzwi się w końcu otworzyły i wypadły z nich dwie wyrośnięte pannice.
- Jaki słodziutki! – Z dzikim wrzaskiem rzuciły się na szyję Nirmalowi, który oczywiście fiknął kozła do tyłu w grządkę z truskawkami. – Dawaj dziobek! – obcałowywały chłopaka, który z piskiem się przed nimi bronił. Śmiał się przy tym jak szalony, bezradnie zasłaniając się rękami. Nie miał jednak żadnych szans, bo dziewczyny przygniotły go do ziemi własnymi ciałami.
- Wy dzikuski, zjeżdżajcie z moich truskawek! Zostawcie tego biedaka w spokoju, my też chcemy go przywitać. – Pan Jezierski wyrwał chłopaka z ramion sióstr i sam zamknął go w niedźwiedzim uścisku.
- Zadusisz mi dziecko idioto! – Kobieta walnęła męża w głowę i odebrała mu syna. – Jakiś ty mizerny i bledziutki. – Delikatnie pogłaskała go po policzku, zalewając się łzami. – Pewnie o ciebie nie dbali – posłała krzywe spojrzenie stojącemu na uboczu Lakshmanowi, który przyglądał się tej scence z ciekawością i pewną dozą zazdrości. – Zrobiłam gulasz oraz szarlotkę z bitą śmietaną tak jak lubisz. – Objęła chłopca ramieniem i poprowadziła do domu. W progu jednak się odwróciła, jakby przypomniała sobie o czymś mało istotnym i zmierzyła zięcia od stóp do głów chłodnym wzrokiem. Nie dopilnował jej kurczaczka, więc nie miała o nim najlepszego zdania. –  Hm... Cóż... Pana też zapraszamy oczywiście.
.................................................................................................................................
Betowała Ariana

piątek, 18 kwietnia 2014

24.Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła. Kryjówka idealna. Rodzina Jezierskich.

       Nirmal został sam z czego na początku bardzo się cieszył. Miał wreszcie chwilę dla siebie, a całe to weselne zamieszanie nareszcie się skończyło. Nieznośny mąż gdzieś sobie poszedł, a przyjaciele nie odpowiadali na jego telefony i zaczynał się o nich nieco niepokoić. Z drugiej strony jeżeli poprzedniego dnia zaszaleli, to teraz pewnie leczą kaca i lepiej było dać im czas na dojście do formy.
   Pokręcił się trochę po mieszkaniu, szukając jakiegoś zajęcia. W końcu wyszedł na balkon i odetchnął głęboko rześkim, porannym powietrzem. Oparł plecy o mur zamku, który wydał mu się zbyt ciepły jak na tak wczesną porę. Lekko wibrował, niczym fotel do masażu mamy, kupiony jej przez rodzinę na czterdzieste urodziny. Kosztował fortunę i wszyscy się na niego poskładali. Tęsknił za najbliższymi, tak dawno nie widział sióstr. Odwrócił się i zaczął obmacywać solidną ścianę. Dotykał jej prawie nosem, wodził palcami po pulsujących, szkarłatnych liniach. Na czarnym tle robiły niesamowite wrażenie, wzbudzały niepokój i ciekawość. Wydawało mu się, że dotyka wielkiego, mitycznego zwierzęcia, a nie wiekowej budowli. Nacisnął nieco mocniej, wodząc dłonią wzdłuż ,,żył” i poczuł lekkie drżenie.
- Co u licha? – Odskoczył gwałtownie do tyłu, przypominając sobie, co o pałacu opowiadali mu dworzanie. Nie miał zamiaru zostać porażony ,,prądem” lub czymkolwiek innym. Przez oszklone drzwi zobaczył krzątającego się Bansi i wszedł do środka, porzucając swoje badania. – Dobrze, że jesteś.
- Wasza Wysokość. – Ukłonił się zgrabnie mężczyzna. Polubił młodziutkiego księcia i był ciekaw, co tam znowu wymyślił.
- Dobrze znasz zamek?– Nirmal zwinął się w kłębek na fotelu. – Słyszałeś o nim jakieś legendy? Podobno pomaga prawowitym władcom Amalendu.
- Niby tak, nie wpuszcza do środka żądnych władzy kombinatorów, przynajmniej tak opowiadała mi babcia. Wielu przez to straciło życie, kiedy Lakshman był nieobecny. Panowało przekonanie, że jeśli ktoś weźmie w posiadanie zamek, zostanie królem. Pawie wszyscy, którzy próbowali go zagarnąć zginęli w dziwnych okolicznościach.
- Widzę, że nie jesteś zwolennikiem tych bajek. Dworzanie wydawali się nimi zachwyceni. –  Popatrzył na lokaja zamyślony. Sam miał mieszane uczucia, do tej pory uważał wszystkie te opowieści za zmyślone. Wychowany w ludzkiej rodzinie, jak większość chłopców z zapałem oglądał seriale o super bohaterach i różnych, dziwnych stworzeniach. Nigdy jednak nie wierzył, że istnieją naprawdę. Już sama magia i latające wyspy były dla niego szokiem. Pałac do tej pory był dla niego jedną z wielu baśni. Teraz już jednak nie był tego taki pewien.
- Moja rodzina pracuje tu od pokoleń. Wiem, że wiele osób podziwia zamek, ja też to robię przy każdej okazji. Jest bardzo piękny i dostojny. Ale im dłużej go znam, tym bardziej się boję. Nigdy nic mi nie zrobił, jednak uważam, że jest bardzo niebezpieczny, niczym schwytany w pułapkę smok, niby spętany, ale nadal groźny i w każdej chwili może kłapnąć szczęką.
- Masz bujniejszą wyobraźnię niż ja.  – Uśmiechnął się niepewnie chłopak. Odkąd tu zamieszkał miał dziwne uczucie, że cały czas był obserwowany, nawet jeśli w komnacie przebywał zupełnie sam.
- Mama, która pracowała tu jako pokojówka przez wiele lat twierdziła, że widziała pojawiające się znikąd pokoje, czasami posadzka rozwierała się ukazując bezdenną przepaść, w murach niejednokrotnie zostawały uwięzione wampiry i nawet najsilniejsi magowie, mieli problemy z ich uwolnieniem. Wyglądało to jakby ściana ich wchłonęła. Widać było jedynie przerażone twarze, ale nie mogli wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Bzdury, pewnie twoja matka wypaliła jakieś halucynogenne zioło. – Nirmal popatrzył na lokaja niedowierzająco.
- Może i tak. – Przytaknął mu bez przekonania Bansi. Otworzył usta, jakby jeszcze chciał coś dodać, ale natychmiast je zamknął. – Niektóre rzeczy lepiej zostawić w spokoju.
- Może w bibliotece znajdę coś na ten temat i tak nie mam nic lepszego do roboty. – Chłopak zafascynowany historyjkami ruszył do drzwi. Skoro ten dziwny zamek, miał być teraz jego domem, należało sprawdzić co się za tym wszystkim kryje, zdobyć trochę informacji.
***
   Chandi skończył się właśnie pakować, całą noc myślał o swoim problemie i doszedł do wniosku, że rzeczywiście powinien zniknąć na jakiś czas. Rajit w tym czasie się ogarnie, wróci mu rozsądek i wtedy porozmawiają o przyszłości. Chociaż prawdę mówiąc nie było o czym, mogli zostać jedynie potajemnymi kochankami, a taka relacja mu nie odpowiadała. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać gazety – Wyborczą, Fakty, Panią Domu. Świat ludzi wydał mu się idealnym miejscem na kryjówkę. Pogryzał przy tym bez przekonania rogalik z dżemem. Przymknął na chwilę zmęczone całonocnym czuwaniem oczy. Natychmiast pojawiła się przed nim przystojna twarz wampira. Wiele dałby, żeby znaleźć się teraz w jego czułych ramionach. Zacisnął usta w wąska kreskę, starając się opanować. Musiał być odpowiedzialny i zachowywać się jak na dorosłego elfa przystało, chociaż wcale nie miał na to najmniejszej ochoty. Chciał płakać, krzyczeć, tupać nogami na niesprawiedliwy los, a potem ukryć twarz na szerokiej piersi przyjaciela.
Usłyszał ciche pukanie i w drzwiach pojawił się sam władca Amalendu z nieco kwaśną miną. Jego życie też nie rozpieszczało, ale większości kłopotów sam sobie był winien.
- Mam do ciebie prośbę. – Lakshman usiadł obok wieszcza, który podsunął mu kubek z kawą. – Chciałbym, żebyś przywrócił pamięć rodzinie Nirmala. Teraz, kiedy prawie wszyscy buntownicy zostali pojmani i moja pozycja się umocniła, będziemy mogli ich odpowiednio chronić.
- Świetnie, chłopak się ucieszy, strasznie za nimi tęsknił – stwierdził z zadowoleniem elf. – Widzę, że starasz się zdobyć jego serce – uśmiechnął się ze zrozumieniem do władcy.
- Nie miałem pojęcia, że jest tak uparty i zawzięty. Nie wpuścił mnie nawet za próg sypialni, a udało mu się wymóc miesiąc miodowy i to na bardzo twardych warunkach – westchnął mężczyzna.
- Masz panie talent do utrudniania sobie i innym życia. Dobrze, że chociaż ocknąłeś się w porę. Książę cię lubi, inaczej nie zgodziłby się na ten ślub.
- Sprytny dzieciak wodzi mnie za nos. Masz pojęcie jak się szuka pracy tam na dole?
- Najmniejszego, ale widziałem w Internecie i czasopismach ogłoszenia. Szukasz panie drugiego etatu? – Wieszcz wyszczerzył zęby. Doskonale się bawił, widząc zakłopotanego władcę.
- Na to wygląda, nie mam pojęcia jednak, co ja tam mogę robić. – Lakshman podrapał się po głowie.
- Znasz dużo języków, więc możesz pracować jako tłumacz – zaproponował. – Ludzie nie mają takich translatorów mowy jak my, muszą się uczyć na pamięć.
- Dobry pomysł, mam nadzieję, że utrzymam za to rodzinę, inaczej mój ukochany mąż zabije mnie śmiechem i zostawi dla jakiegoś kucharza. Muszę się przygotować do tego miodowego miesiąca. – Skrzywił się i wstał od stołu, dopijając kawę.
- Ja bym go tak nie nazwał, nie zapowiada się zbyt słodko. – Chandi mimo kiepskiego humoru miał ochotę głośnio się roześmiać. Udręczona mina wielkiego króla była bardzo komiczna. A jak pomyślał, że wszystko to za sprawą drobnego, kalekiego chłopaka, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. – Zaraz się tam udam, dzisiaj jest sobota, więc cała rodzina powinna być w komplecie.
***
   Kiedy Rajit wrócił do sypialni, mając nadzieję zastać tam zaspanego, nieco skacowanego elfa, zobaczył jedynie puste poslanie i rozrzucone koce. Zrobiło mu się przykro, że przyjaciel na niego nie zaczekał, nie przyszedł się pożegnać. Liczył, że po upojnej nocy, coś się między nimi zmieni, widać nie miał racji. Ruszył na poszukiwanie szpiczastouchego niewdzięcznika, który zostawił go bez słowa i bez porannego całusa. Zwłaszcza tego ostatniego nie zamierzał mu darować. W zamku nigdzie go nie było, udał się więc do domu wieszcza, ale tam też go nie zastał. Służba powiedziała, że pan wyjechał w niewiadomym kierunku prawdopodobnie na bardzo długo, bo miał ze sobą sporo bagażu. Nikt jednak nie miał pojęcia dokąd. Dopiero napotkany po drodze młody kapłan rzucił nieco światła na tą tajemniczą sprawę.
- Gdzie się podział Chandi, wiesz coś na ten temat? –Złapał chłopaka za rękaw.
- Nic nie powiedział, ale wrócił rano bardzo smutny. Widać było, że czymś się martwi. Wieszcz się z nami nie spoufala, nie zwierza nikomu. Ktokolwiek go skrzywdził powinien się wstydzić. – Spojrzał wymownie na wampira, którego nie lubił od pierwszego wejrzenia. Piękny elf zasługiwał na kogoś lepszego, niż ten prosty żołnierz, za jakiego miał Rajita. Taki delikatny mężczyzna powinien być rozpieszczany i wielbiony, a nie narażony na przebywanie wśród pospólstwa. Wyrwał się i pomaszerował przed siebie, mrucząc pod nosem niepochlebne epitety na temat klanu Coraggion.
   Wampir wrócił do domu, nie mając pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło. Próbował dodzwonić się do elfa, ale łącze milczało jak zaczarowane. Zwykle odpowiadał chociaż pisemnie, więc pewnie faktycznie się pogniewał. W holu spotkał podskakującą na jednej nodze Miki.
- Wujeczku, pokłóciłeś się z elfem? – zapytała bezpośrednia jak zwykle dziewczynka.
- Dlaczego tak myślisz? – Rajita tknęło złe przeczucie.
- Rano widziałam go na korytarzu, stał pod twoim gabinetem i wyglądał, jakby piorun w niego strzelił. Masz niewyparzoną buzię i pewnie znowu coś palnąłeś. Idź go przeproś, bo miał w oczach łzy. Co z ciebie za przyjaciel? – Pokręciła głową i umknęła do ogrodu.
   Mężczyzna stał przez chwilę nieruchomo głęboko zamyślony. Niczego nie zbroił, dzisiaj miał nawet zamiar  oświadczyć się oficjalnie o rękę Chandiego. Po to właśnie poszedł do swojego gabinetu. W ukrytym sejfie znajdowały się rodzinne klejnoty, a jeden z nich wybitnie pasował do pięknego elfa. Niestety przeszkodził mu jeden z członków Rady starszych i... W tym momencie Rajit doznał olśnienia. Chłopak na pewno podsłuchał ich rozmowę na temat czystości rasy i związanych z tym problemów. Dla dumnego wieszcza uwagi o mieszańcach musiały zabrzmieć jak oblega, nie mówiąc już o kłopotach na jakie narażone byłyby ich dzieci, gdyby oczywiście je mieli. On ze swojej strony nie miałby nic przeciwko kilku jasnowłosym brzdącom. Postanowił jak najszybciej odszukać przyjaciela, zanim uroi sobie coś dziwnego w tym pomysłowym łebku, o ile już tego nie zrobił. Będzie też musiał porozmawiać z Lakshmanem w sprawie jak najszybszej zmiany krzywdzącego prawa, dotyczącego zakazu mieszania ras.
***
   Chandi przy pomocy teleportu udał się do parku, gdzie jako dziecko bawił się Nirmal. Płyta na której się pojawił przypominała do złudzenia studzienkę kanalizacyjną i znajdowała się w bardzo ustronnym miejscu. Nie było więc możliwości, aby natknął się tutaj na przypadkowego przechodnia. Przez internet godzinę wcześniej wynajął w pobliżu mieszkanie. Niewielki domek od razu mu się spodobał, wątpił by ktoś go szukał w takim miejscu. Posapując targał ogromne niczym szafy walizy, na szczęście nie miał zbyt daleko. Otworzył drzwi i rozejrzał się dookoła. Mieszkanie składało się z dwóch pokoi, ładnej, jasnej kuchni i łazienki. Dla samotnego kawalera, nie prowadzącego bujnego życia towarzyskiego było tutaj wystarczająco miejsca. Szybko się rozpakował i porozkładał potrzebne mu drobiazgi. Przywiózł ze sobą same ludzkie ubrania. Często oglądał z zainteresowaniem krakowską telewizję regionalną i znał się na panującej obecnie modzie. Trochę zaczął go boleć brzuch, ale po chwili odpoczynku poczuł się dużo lepiej. Postanowił potem zrobić zakupy, miał nadzieję, że rodzina Nirmala będzie na tyle uprzejma i mu w tym odrobinę pomoże. Nałożył prosty niebieski podkoszulek oraz dopasowane dżinsy, włosy spiął srebrna spinką w luźny koński ogon, ukrył pod nimi swoje szpiczaste uszy. Nie była to wytworna fryzura do jakiej był przyzwyczajony, ale długowłosi ludzie właśnie tak się najczęściej czesali. Zapadł wieczór i elf uznał, że najwyższy czas zająć się swoją misją. Szybko dotarł do domu chłopaka, furtka była otwarta, więc bez wahania wszedł do ogrodu. Rodzina właśnie jadła kolację i przez otwarte okno w kuchni dochodziły go chichoty dziewcząt, obrzucających się fistaszkami. Zapukał i nie czekając na zaproszenie otworzył drzwi z nazwiskiem Jezierscy, po czym skierował się tam, skąd dobiegały głosy.
- Niczego nie kupujemy, jesteśmy spłukani – odezwała się na widok nieznajomego ładna kobieta po czterdziestce .
- Znowu jakiś domokrążca – westchnął pan domu.
- Tato, dajcie panu dojść do słowa. Jesteście niemożliwi! – Oburzyła się w imieniu przystojnego gościa Asia i przygładziła jasne warkocze, których nadal się nie pozbyła, mimo swoich dwudziestu czterech lat.
- Sierotka ma rację, niecodziennie do chałupy przychodzi takie ciacho. – Ola obrzuciła mężczyznę zaciekawionym spojrzeniem. – Ma dłuższe włosy od ciebie! – Pokazała język wściekłej siostrze. 
- Jestem tutaj w ważnej sprawie. Pamiętacie Nirmala, znaczy się Daniela?
- A kto to taki? – Kobieta podała mu szklankę kompotu i zaprosiła do stołu.
- Moje tłumaczenie pewnie zabrzmi nieco dziwnie, ale zaraz się przekonacie, że to prawda. Wasza pamięć została zmodyfikowana  z powodu niebezpieczeństwa jakie wam groziło. Teraz przywrócę wam wspomnienia i wszystko stanie się jasne. - Chandi pstryknął palcami, a w pomieszczeniu pociemniało, mimo palącego się światła. Przestraszeni ludzie chcieli wstać z krzeseł, ale jakaś siła zatrzymała ich na miejscu, nie mogli nawet drgnąć. – Przepraszam, to niestety konieczne, muszę być precyzyjny. Zaklęcie jest dość trudne i wymaga skupienia. – Mężczyzna wyciągnął w ich kierunku dłonie, a cała jego sylwetka zaczęła emanować delikatną poświatę. Wypowiadał zawiłe słowa w nieznanym języku, kreśląc w powietrzu lśniące znaki, trochę przypominające pogańskie runy. Wszystko trwało jedynie kilkanaście sekund, po chwili siedzieli już oszołomieni w swojej kuchni i potrząsali głowami.
- Co się stało? - Zapytała Asia.
- Znacie Daniela? – ponowił pytanie Chandi, trochę zaniepokojony milczeniem reszty rodziny.
- Tak, to przecież nasz syn – odezwała się po chwili kobieta, masując sobie skronie. – Dawno go nie było w domu – spojrzała na kalendarz i pobladła. – Gdzie mój synek draniu?! Nie widziałam go od kilku miesięcy! – Złapała niespodziewającego się ataku elfa za szyję.
- Spokojnie proszę pani – wykrztusił z trudem – jutro się zobaczycie.
- Puść go mamo, bo niczego się nie dowiemy – odezwała się rozsądnie Ola.
- Chłopak wpadł w poważne kłopoty związane z jego dziedzictwem. Chyba zauważyliście niezwykłe znamię, które ma od urodzenia. Razem z przyjacielem spotkałem go w parku, kiedy uciekał przed prześladowcami. Udzieliliśmy mu schronienia, a bojąc się, że mogą skrzywdzić także i was, wymazaliśmy wam wszystkie wspomnienia o Danielu. W naszym świecie nazywamy go Nirmalem, to jego prawdziwe imię nadane mu przez matkę.
- Wystraszyłeś nas nie na żarty młody człowieku – odezwał się w końcu ojciec, który najwyraźniej najmocniej odczuł skutki zaklęcia. – O co w tym wszystkim chodzi?
- Najważniejsze, że chłopakowi nic się nie stało. Was też udało się ocalić. Większość buntowników siedzi w więzieniu, a reszta pochowała się po dziurach, bojąc się naszego władcy. Myślę, że opowiem wam legendę o Władcy Ciemności i Amalendzie. Prywatne sprawy, Daniel powinien przekazać wam sam. – Uśmiechnął się pojednawczo.
   Rodzina Jezierskich słuchała tego z niedowierzaniem, dokładnie jak kilka godzin wcześniej Nirmal, historii o zamku. Nie mieściło się im w głowach, że gdzieś ponad chmurami był inny, nieznany im świat. Gdyby nie rzucone zaklęcie, którego skutki odczuli na własnej skórze, daliby swojemu gościowi adres najbliższej kliniki odwykowej oraz znajomego psychiatry. Chandi widząc, że nie traktują go zbyt poważnie pokazał im swoje uszy, co jednak nie wywarło na ludziach spodziewanego wrażenia. Dopiero rozłożenie delikatnych, na wpół przeźroczystych skrzydeł spowodowało, że pootwierali szeroko oczy, zupełnie zbici z tropu. Dotykali ich ostrożnie, z ogromnym zachwytem i fascynacją. Koniecznie chcieli zobaczyć natychmiast cuda, o których im opowiadał. Niestety na to potrzebna była zgoda króla.
.............................................................................................................................................
Betowała Ariana

piątek, 11 kwietnia 2014

23. Słodkie chwile zapomnienia. Nowy lokaj. Czystość rasy. Umowa.

  Przepraszam, że to tak długo trwało, ale zaczyna się właśnie druga część opowiadania i musiałam sobie uporządkować plan wydarzeń, żeby nie poplątać dość skomplikowanej fabuły.

   W momencie, kiedy gorące usta Rajita zaczęły błądzić po jego szyi, a stanowcza dłoń zawędrowała między uda, elf odpłynął w niebyt. Stał się jednym, wielkim kłębkiem emocji, reagującym gwałtownie na najmniejszą nawet pieszczotę. Mózg, otulony gęstą mgłą pożądania, odmówił posłuszeństwa. Teraz już tylko czuł, a najdelikatniejsze nawet dotknięcie powodowało szereg rozkosznych dreszczy rozchodzących się kręgami po wrażliwej skórze.
- Mój...słodki... cudzie... – mruczał zachwycony i oszołomiony Rajit, poznając każdy zakamarek drżącego ciała. Teraz widział, mimo pijackiego szmerku w głowie, jak bardzo przygodny seks różni się od kochania z upragnioną osobą. Nie mógł się najeść, nasmakować jedwabistej skóry. Chętnie zamieniłby się w ośmiornicę, by mógł pieścić wszystkie te kuszące miejsca jednocześnie i słuchać coraz głośniejszych westchnień przyjaciela.
- Ja... och... – Elf zaczerwienił się gwałtownie, kiedy pożądliwe usta zamknęły się wokół jego penisa. Oddychał chrapliwe, starając się uspokoić, nie chciał jeszcze dochodzić. Miotające nim uczucia były niezwykłe, upajające jak najlepsze wino, pragnął, aby trwały w nieskończoność.
- Cii... zaufaj mi pięknisiu...wspaniale smakujesz... – Polizał sączącego członka po całej długości, a potem zręcznie odwrócił mężczyznę na brzuch. Zamruczał niczym duży kocur na widok wypiętych pośladków. Objął je i rozchylił, by włożyć język w drgającą, niesamowicie ciasną szparkę. Trochę go to zaskoczyło, sądził, że piękny elf miał już niejednego kochanka.
- Aaa... Rajit draniu... już nie mogę... – zajęczał desperacko Chndi, omal nie lewitując z poduszek, na których uwili sobie gniazdko. Nikt nigdy nie pieścił go w ten sposób, ostatni raz spał z kimś setki lat temu. Odkąd poznał tego nieznośnego wampira, nikt  się już dla niego nie liczył.
- Powoli... jesteś zamknięty niczym dziewica... – Mężczyzna z braku lepszego środka włożył rękę do ciastka z bitą śmietaną. Nie miał zamiaru ani na sekundę wypuszczać tego rozpalonego do białości ciała, wijącego się w jego ramionach. – Lubię słodycze. – Uśmiechnął się przekornie i zaczął wsuwać do dziurki pierwszy palec.
- Zznęcasz ssię... – wyjąkał elf, gryząc poduszkę i wypinając mocniej pośladki. Jeszcze chwila i się skompromituje, wytryskując nasieniem na dywan niczym nastolatek.
- Musiałeś mieć kiepskich kochanków... – W gorącym wnętrzu poruszały się już trzy palce, umiejętnie rozciągając mięśnie.
- Och... Hm... Jakich kochanków idioto?! – Chandi był gotów błagać o spełnienie. Wszystko w środku mu drgało, napięte do ostatnich granic. – Nie miałem nikogo z trzysta lat!
- Ach... – Rajit wyciągnął rękę i rozsunął mocniej uda mężczyzny. – Powiedz, że czekałeś na mnie! – Przystawił nabrzmiałego penisa do mocno zaróżowionego wejścia i delikatnie wsunął samą końcówkę.
- Aaa... tak... czekałem... – zakwilił, cały był jednym, wielkim pragnieniem. – Proszę...
- Mój piękniś... – Wampir pchnął mocno, wsuwając się aż po jądra. Radość wprost go rozpierała. Uparty, słodki elf czekał właśnie na niego, teraz już nigdy nie pozwoli mu odejść. – Od dziś... każdej nocy... będziesz krzyczał tylko dla mnie...- Nadał szybkie tempo, raz po raz uderzając w prostatę. On też był już na skraju wytrzymałości, a ponaglające skomlenia Chandiego brzmiały jak najsłodsza muzyka. Burzyły krew, która niczym rozpalona do czerwoności lawa mknęła przez żyły. Spowodowały, że twardy jak stal członek jeszcze powiększył swoją objętość. Ciało elfa wygięło się w łuk, mięśnie zaczęły spazmatycznie drżeć i wypuścił strumień spermy. Doznanie było tak potężne, że padł kompletnie wyczerpany na koce, ledwie kontaktując. Rajit oczywiście sekundę później poszedł w jego ślady. Odwrócił lecącego mu przez ręce kochanka do siebie i czule pocałował w pokąsane usta.
- Przygotuj się skarbie, ożenię się z tobą choćby jutro – szepnął do szpiczastego ucha.
- Yhy... – wymamrotał Chandi, zapadając w sen. Jego ciało składało się z bezwolnej, miękkiej masy, dryfującej w ciepłych, bezpiecznych przestworzach.

***

   Nirmal obudził się dość wcześnie, słyszał ciche kroki i szmery, ktoś najwyraźniej krzątał się po sypialni. Otaczał go piękny aromat, jakby tysięcy, świeżo zerwanych kwiatów. Miał wrażenie, że leży na łące w letni poranek. Coś połaskotało go w nos, dmuchnął chcąc pozbyć się natręta. Otworzył jedno zaspane oko, by stwierdzić, że niewiele się pomylił. Cała komnata oraz łóżko tonęło w kolorowych, delikatnych płatkach.  Młody, nieznany mu mężczyzna w liberii, układał na fotelu ubranie, najwyraźniej przygotowane dla niego. Brodził po kostki w pachnącym kobiercu z wyraźną przyjemnością. Miał zadarty piegowaty nos i rozwichrzone, rude włosy. Duże, brązowe, pełne szelmowskich iskierek oczy popatrzyły na niego wesoło.
- Witam Waszą Wysokość. Jestem Bansi, nowy lokaj. – Ukłonił sie zręcznie. – Przygotowałem kąpiel. – Położył na kołdrze szlafrok.
- Dlaczego śpię w ogrodzie? – Usiadł na łóżku, rozglądając się za nietoperzami.
- To rozkaz króla, chyba chciał, żebyś miał panie miłe przebudzenie – wyszczerzył zęby.
- Nie jestem dzieckiem i nie dam się tak łatwo przekupić. – Wstał przeciągając się jak kot, a piszcząca, futrzasta eskadra pojawiła się znikąd  i natychmiast wylądowała na jego ramionach. Spłoszony lokaj nie wiedział jak się zachować, nikt go nie ostrzegł przed małymi nietoperzami.
- Skąd tu te szkodniki? – Uzbroił się w gazetę.
- Spokojnie, to moi przyjaciele, mieszkają tutaj i wszędzie mi towarzyszą – Uśmiechnął się uspokajająco do chłopaka. – Śmierdziuszki do mycia! – Zakomenderował. Maluchy chciały zwiać przez okno, ale zostały złapane za ogonki przez matkę i zapędzone do łazienki. Nirmal nalał ciepłej wody do umywalki i zatkał odpływ. – No dalej, bez ociągania.  – Kiki i Riki z początku się nastroszyli, zamieniając w obrażone, puszyste kulki. Po chwili jednak już się chlapali, piszcząc z radości, zalewając strumieniami wody wiszące powyżej lustro. – Pilnuj tych głuptasów – zwrócił się do Alissy – teraz moja kolej. – Wszedł do napełnionej wanny i zamknął oczy.
- Król chciał zjeść z panem śniadanie. – Usłyszał przez zamknięte drzwi.
- Skoro mnie kocha, o czym zawiadomił wczoraj cały Amalend wraz z przyległościami, to poczeka – mruknął złośliwie Nirmal. – Ponoć cierpliwość jest cnotą królów.
- Podobno naszego władcy niekoniecznie. – Bansii denerwował się, że w pierwszy dzień wyleci z pracy z powodu kłótni małżonków. Zazwyczaj w takich chwilach obrywały zupełnie niewinne osoby. Zwłaszcza arystokracja lubiła wyżywać się na służbie.
-  Nie przejmuj się zbytnio. To jego problem, każę mu zaparzyć Melisy. – Chłopak zaczął się szybko myć, nie chcąc stawiać lokaja w trudnej sytuacji. – Przygotuj jakieś seksowne ciuszki, ale mają nie przekraczać granicy dobrego smaku. - Postanowił odrobinę podrażnić się z Lakshmanem. Nigdy nie miał okazji sprawdzić, czy na niego działa jako mężczyzna. Śniadanko we dwoje wydawało się doskonałą okazją.
***
   Chandi otworzył oczy i skrzywił się paskudnie, w ustach miał piaski pustyni, a głowie coś mu chrobotało, jakby biegało tam stado wyjątkowo upierdliwych mrówek. Zajrzał pod kocyk i ze zdumieniem stwierdził, że był nagi, a dom w którym przebywał na pewno nie należał do niego. W kominku ktoś zapobiegliwy rozpalił rano ogień i w komnacie panowało miłe ciepełko.
- Co u licha? – Usiadł i dopiero kłucie w tyłku uświadomiło mu, co wyprawiał poprzedniego wieczora. Mózg zazgrzytał , zadymił i ruszył z miejsca. Wróciły wspomnienia namiętnych pieszczot i palącego pożądania, okrzyków ekstazy i ponaglającego skomlenia, słodkich głupstw wypowiadanych przez Rajita. Czerwony jak burak przyłożył chłodne dłonie do policzków. – Jak nic zupełnie oszalałem! Ale gdzie się podział ten drań? – Owinął się pledem i poczłapał do łazienki. Najpierw musiał trochę ochłonąć i poukładać sobie wszystko w skołatanej głowie. Prysznic i kawa, oto czego potrzebował. Mimo niewątpliwego kaca, czuł się dziwnie lekko. Uśmiechał się sam do siebie dotykając ust, nadal odczuwających skutki gwałtownych pocałunków. Kiedy wrócił pachnący i odświeżony na kanapie zobaczył położone ubranie. Teraz pozostało jedynie odnaleźć pana domu, uspokoić szalejący żołądek, a jeśli starczy sił porozmawiać o tym co zaszło, o ile wcześniej nie spali się ze wstydu. Wyszedł na długi korytarz, biegnący przez całe piętro i nastawił szpiczaste uszy. Z daleka dobiegł go niski głos Rajita. Podszedł pod drzwi do gabinetu i już miał otworzyć, kiedy usłyszał uwagę, najwyraźniej kogoś z klanowej starszyzny.
- Zastanów się, co chcesz zrobić! Pragniesz skłócić wszystkich? Wiesz dobrze, że prawo zabrania mieszania krwi! Nie możesz wiązać się z kimś takim! Dziecko twoje i Chandiego byłoby pogardzanym przez wampiry mieszańcem! Tego chcesz dla swojego pierworodnego?! – Pieklił się mężczyzna. – Jesteś naszym przywódcą!
- A ja mam dość waszego konserwatyzmu i przestarzałych poglądów! Prawo jest idiotyczne, wiele osób ucierpiało z tego powodu, należy je zmienić, a nie wygadywać bzdury! – Rajit też podniósł głos.
- Zobaczymy co powiesz, jak twój syn mieszaniec, wróci zapłakany i pobity ze szkoły! – Nie dawał za wygraną.
- Nie wiem, nie wybiegałem tak daleko w przyszłość. – Rajit wyraźnie posmutniał.
- Może powinieneś! – Mężczyzna był pewien, że właśnie postawił na swoim. Miał dwie córki na wydaniu, a tu nagle wpycha mu się w paradę jakiś elf. Nawet jeśli był narodowym wieszczem, to tylko kolejny obcy, który powinien wiedzieć, gdzie jego miejsce. Dbanie o czystość rasy było jednym z najważniejszych obowiązków porządnego wampira.
   Chandi nie słuchał już dłużej, coś paskudnego i zimnego chwyciło go za gardło jakby chciało udusić. Po cichu wycofał się spod drzwi i pobiegł prosto do znajdującego się na parterze teleportu. Przeniósł się do swojego domu w pobliżu kaplicy, poruszając jak w transie. Jeszcze kwadrans wcześniej był taki szczęśliwy, że chciało mu się latać i krzyczeć. Opadł bezsilnie na fotel, cały dygotał jak w febrze. Objął się ramionami i naciągnął na siebie koc, nic to jednak nie dało. W głowie kołatało mu się jedno, przerażające pytanie. Co on zrobi jeśli zajdzie w ciążę? Wczoraj zachowali się jak gówniarze, nawet nie pomyśleli o zabezpieczeniu. Jednego był pewien, na pewno nie będzie się narzucał Rajitowi i przeszkadzał mu w klanowych obowiązkach, sam wychowa maleństwo i nie pozwoli go skrzywdzić. Dla kochanej osoby chce się przecież wszystkiego co najlepsze. Skłócenie wampira z rodziną i przyjaciółmi nie wydawało się dobrym pomysłem. Poza tym wampir nie wyznał mu przecież żadnych uczuć, może dla niego była to tylko chwila zapomnienia pod wpływem emocji i wina? Pewnie jak wytrzeźwiał pomyślał, że po takiej nocy powinien jako człowiek honoru się oświadczyć. Chandi doszedł do wniosku, że ułatwi mu zadanie i postara się zniknąć na jakiś czas. Nie miał zamiaru zmuszać Rajita do niczego, nie wyobrażał sobie małżeństwa bez miłości. Znajdzie sobie jakąś ustronną kryjówkę, opadną emocje i wróci rozsądek, wtedy sobie szczerze porozmawiają. Nie chciał być dla nikogo kulą u nogi i zawadą.
***
    Lakshman siedział w małej jadalni i zastanawiał się, jak długo można wykonywać poranną toaletę. Oczywiście było to pytanie retoryczne, na które od razu sam sobie odpowiedział.  Pewnie bardzo długo, zwłaszcza jeżeli chciało się komuś zrobić na złość. Najwyraźniej jego mała niespodzianka nie podziałała należycie, czego się prawdę mówiąc spodziewał.
- Eh... – westchnął i nalał sobie kawy. Życie ignorowanego męża było naprawdę ciężkie.
- Kawa na pusty żołądek jest niezdrowa. Herbaty? – zaproponował grzecznie Niramal i tak się nachylił nad stolikiem, by władca dokładnie mógł zobaczyć jego opaloną klatkę piersiową w rozpiętej koszuli. – Gorąco prawda? – Powachlował się dłonią i usiadł naprzeciwko.
- O tak, można nawet powiedzieć, upał. – Mężczyzna z wielkim trudem oderwał wzrok od różowych sutków, a chłopak gwałtownie poczerwieniał, podążając za jego wzrokiem. - Ładnie ci z tymi płatkami we włosach. – Wyciągnął poufale jeden i przygładził ciemne pasma.
- A właśnie, każ posprzątać ten bałagan w mojej sypialni – wydął usta NIrmal.
- Strasznie wybredny z ciebie dzieciak, za grosz romantyzmu.
- Jeśli za szczyt romantyzmu uważasz sprawienie komuś przyjemności cudzymi rękami, bez odrobiny wysiłku, to masz rację, wcale mi się nie podobało. Zwykły, ludzki mąż potrafi na co dzień wykazać się o wiele większą inicjatywą i pomysłowością. – Dotknął blizny na wardze i zaczął ją delikatnie masować.
- Chcesz powiedzieć – gest małego niesamowicie go rozpraszał – że wolałbyś wyjść za jakiegoś mechanika samochodowego lub kucharza?
- Pewnie, miałbym kogoś na kim mogę polegać. Ty jesteś tylko rozpieszczonym przez bogatych krewnych wampirem, gdyby ktoś odebrał ci nagle wszystkie przywileje nie umiałbyś zarobić na podstawowe potrzeby. Co wtedy jadłyby nasze dzieci? – Prowadził mężczyznę do celu krętą ścieżką. Chciał mu pokazać, jak powinien wyglądać prawdziwy związek, taki jak jego adopcyjnych rodziców. Niestety dwór zupełnie się do tego nie nadawał.
- Nie przesadzaj! Co jest trudnego w znalezieniu pracy i zarabianiu na dom? Zwyczajne obowiązki też na pewno nie są zbyt trudne – wzruszył ramionami. Chętnie posmakowałby tych kapryśnych usteczek, które właśnie na niego prychały.
- Skoro jesteś taki pewny siebie, udowodnij, że potrafiłbyś utrzymać rodzinę i podołałbyś tym łatwiutkim  obowiązkom. Uciekłbyś po kilku dniach, może nawet po jednym, do swojego wspaniałego pałacu Wasza Wysokość! – Włożył palce do poziomkowego dżemu, po czym zaczął je z zapałem oblizywać. Spoglądał przy tym niewinnie na znieruchomiałego męża, który oczarowany pojawiającym się co chwilę ruchliwym języczkiem na chwilę zapomniał oddychać. – Czyli umowa stoi?
- Oczywiście... taaak... – Lakshman, niezupełnie wiedział na co się zgadza. Całą noc nie spał, wyobrażając sobie Nirmala w swoich ramionach.
- Super, w takim razie zamieszkamy w Krakowie. W końcu należy nam się miesiąc miodowy, prawda? – Nirmal był w siódmym niebie, że udało mu się zmanipulować męża. – Dałeś słowo! Chyba się nie wycofasz co?!
- W Krakowie? Jutro? O czym ty mówisz?! – Król otworzył szeroko złote oczy. Niestety mały spryciarz miał rację, zapatrzony w niego odleciał w inny wymiar i teraz poniesie tego konsekwencje. Swoją drogą, nigdy by nie pomyślał, że ożenił się z takim diabełkiem. Okazało się, że nie znał tak dobrze dzieciaka jak to sobie lubił wyobrażać.
- Idę się pakować, zacznij szukać dla nas mieszkania. Może być mały domek na przedmieściach – wyszczerzył białe ząbki.
......................................................................................................................................
Betowała Ariana

środa, 2 kwietnia 2014

22. Królewski ślub. Nieoczekiwane skutki topienia ,,robaków". Młody gniewny.

     Po słowach władcy Amalendu nastała głucha cisza. Wszyscy, łącznie z narzeczonymi mieli oczy wielkości spodków. Pierwszy raz w historii wampirzego państwa doszło do czegoś podobnego. Król zazwyczaj wybierał sobie towarzyszkę lub towarzysza wśród arystokracji, kierując się przede wszystkim odpowiednią pulą genów, reprezentacyjnym wyglądem i korzyściami, jakie mogło przynieść małżeństwo. Oczywiście zwracano też uwagę na wzajemną sympatię, a przyjazne stosunki w związku były bardzo pożądane.
   Lakshman zaborczo położył rękę na ramieniu Nirmala, szpony miał lekko wysunięte, co wyraźnie świadczyło, że w razie odmowy gotów był o niego walczyć. Wiedział już, że podjął słuszna decyzję i nie zamierzał się z niej wycofać. Miał nadzieję, że zauroczony nim dzieciak szybko mu wybaczy i znowu będą przyjaciółmi.
    Rajit, do tej pory przekonany o konieczności wprowadzenia planu B, nieco odetchnął. Zerknął na bladą twarz przyjaciela, która bynajmniej nie wyrażała zachwytu wyskokiem władcy. Gdyby chłopak nie wyraził zgody, miał zamiar tkwić u jego boku do końca, nawet jeżeli oznaczało by to pojedynek z królem.
- Dziękuję, nigdy nie zapomnę co dla mnie zrobiłeś – Nirmal uśmiechnął się do niego słabo. – Skoro jednak taka jest wola władcy, pozostaje nam się jedynie podporządkować.
- Jeśli wyrażasz zgodę, nic tu po mnie. Wasza Wysokość, liczę, że zaopiekujesz się księciem tak jak ja bym to zrobił.  – Rajit ukłonił się wszystkim i wycofał w cień. Niedaleko dostrzegł wyjście, którym wymknął się wcześniej elf. Z jednej strony był zadowolony z odzyskania wolności, z drugiej ledwo nad sobą zapanował, żeby nie trzasnąć Lakshmana w tą  zarozumiałą gębę. Zrobił z jego ślubu cyrk i pośmiewisko, wampiry będą miały o czym plotkować przez najbliższe trzysta lat. Nie mówiąc już o tym, że nikogo nie zapytał o zgodę i wziął sobie Nirmala, niczym należne mu trofeum. Skorzystał, że wszyscy wpatrzeni byli w młodą parę i zaczął się powoli cofać. Po chwili z ulgą dopadł drzwi i wyszedł na świeże powietrze. Poczuł suchość w gardle, doszedł do wniosku, że dzisiaj może sobie pofolgować. Najwyższy czas utopić smutki w kielichu. Skierował kroki do najbliższej karczmy.
    Nirmal miał chyba najbardziej mieszane uczucia ze wszystkich. Gdyby Lakshman mu się oświadczył jak należy, wyznał swoje uczucia przed zaręczynami z Rajitem, byłby pewnie w siódmym niebie. Zakochał się w nim i nawet nie próbował udawać przed sobą, że było inaczej. Teraz jednak, kiedy miał okazję zostać jego mężem, poczuł się oszukany i wściekły. Nie śmiał jednak zaprotestować, obawiając się konsekwencji nie tylko w stosunku do siebie, ale i dla całego Amalendu, który zaczynał powoli dochodzić do siebie. Nie chciał dawać buntownikom, których nadal nie brakowało, powodu do wszczęcia powstania lub siania niezgody. Jeśliby on, jako Wybraniec z legendy nie zaakceptowałby króla, inni mogli zrobić to samo i zaczęłyby się bratobójcze walki o władzę.
- Mogę? – Lakshman delikatnie ujął go za rękę. Zapomniał się do tego stopnia, że nie pomyślał, co by było, gdyby chłopak publicznie odmówił mu zgody.
- Proszę – Nirmal stanął u jego boku, dłoń miał chłodną i pozbawioną życia, a srebrne oczy ani razu na niego nie spojrzały. Mężczyzna wyczuł zbliżające się kłopoty. Czyżby się pomylił i smarkacz rzeczywiście chciał wyjść za Rajita? Jeśli tak, w domu będzie miał wroga z gatunku tych najgorszych, bo kierującym się wyłącznie chęcią zemsty.
   Tymczasem zgromadzeni goście, żałowali, że nie mają kilku par oczu i nie mogą słyszeć myśli bohaterów skandalu. Niezupełnie rozumieli, o co tu właściwie chodziło. Skoro król tak lubił swojego podopiecznego, to dlaczego zezwolił na ślub? Skoro lord Rajit kochał księcia, to dlaczego tak łatwo odpuścił i wyszedł? Szeptali gorączkowo między sobą, nie mając odwagi powiedzieć tego głośno. Tak naprawdę spodziewali się nudnej, napuszonej ceremonii, a byli świadkami naprawdę ekscytującego widowiska. Życie na dworze zapowiadało się coraz ciekawiej.
   Kapłan, wykazując się niesamowitym opanowaniem i prawie świętą cierpliwością, kontynuował ceremonię, jakby nic się nie stało. Ślub to ślub, nie ważne, że pan młody nagle się zmienił. Jeśli nikt nie protestował, to on też nie miał zamiaru. Odetchnął, kiedy wreszcie zbliżyli się do punktu kulminacyjnego.
- Czy ty Lakshmanie, bierzesz sobie tego mężczyznę za męża?
- Tak! – zabrzmiało bardzo zdecydowanie.
- Czy ty Nirmalu, bierzesz sobie tego mężczyznę za męża? -  W tym momencie nastała pełna napięcia cisza. Mijała sekunda za sekundą, a książę otwierał i zamykał usta, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Władca poczuł w sercu ukłucie chłodu, najwyraźniej nie był wcale tak mile oczekiwany, jak się spodziewał.
- Ttak! – Głos chłopaka, był bardzo niepewny i drżący. Dobrze, że kaplica miała doskonałą akustykę, bo nikt by go nie usłyszał.
- W takim razie ogłaszam was mężem i mężem. – Kapłan, z radości, że ta męka właśnie się skończyła miał ochotę ucałować posadzkę. Pogratulował małżonkom i humor mu się poprawił. – Możecie się pocałować. – Wymknęła mu się zwyczajowa formułka zanim zdążył pomyśleć i puknąć się w czoło.
   Oczywiście wszyscy skupili wzrok na młodej parze, czekając, co się wydarzy. Doskonale widzieli, że książę nie był zadowolony ze zmiany narzeczonego. Władca objął go, przyciągnął do siebie, ujął za podbródek i spojrzał prosto w zwężone ze złości oczy.
- Bądź grzeczny i daj buzi – szepnął do zaróżowionego ucha.
- Odgryzę ci język ohydny manipulatorze! – syknął chłopak. Ten drań robił z nim co chciał, jakby był marionetką.
- Tchórz! Boisz się, że ci się spodoba! - Nie mógł oderwać oczu od seksownej blizny na wardze.
- Nigdy! – Warknął i pierwszy go pocałował z takim impetem, że zadzwoniły zęby. Dopiero teraz, widząc uśmiech na twarzy Lakshmana zorientował się, że znowu został wmanewrowany. Zdenerwował się na siebie za głupotę, ale było już po fakcie.
- Niech żyją! Niech żyją! Wiwat! – rozległy się ze wszystkich stron radosne okrzyki. Wampiry cieszyły się z tego związku i miały nadzieję, że oto nastała ponownie Złota Era Amalendu. Legenda się dopełniła i od tej pory mogło być tylko lepiej.
***
   Elf po wyjściu z kaplicy nie miał najmniejszej ochoty wracać do domu i znowu płakać w poduszkę. Chciał się otrząsnąć wreszcie z tego koszmaru, któremu do pewnego stopnia sam był winien. Zmarnował wiele okazji, by powiedzieć Rajitowi o swoich uczuciach. Duma często zwodziła go na manowce, tak było i w tym wypadku. Wlókł się powoli w stronę ulubionej karczmy. Upicie do nieprzytomności wydało mu się doskonałym pomysłem. Ulice z powodu ślubu były zupełnie opustoszałe, ci którzy nie mogli wziąć w nim udziału oglądali relację na żywo w telewizji. Dzięki temu dotarł szybko na miejsce. Kiedy usiadł przy ladzie barman nawet nie odrywał oczu od odbiornika.
- Malibu proszę – zwrócił się cicho do mężczyzny.
- Chwileczkę, zaraz wejdą reklamy. – Odwrócił się do niego dopiero po minucie. Przygotował drinka i uważnie zlustrował gościa, natychmiast poznając słynnego wieszcza. – Nie trzeba było wychodzić w trakcie, opuścił pan najlepszy kawałek.
- A co w tym ciekawego? – rzucił chłodno elf. – W kółko to samo, obrączki przysięga, gratulacje. – Wzruszył ramionami.
- Niezupełnie – uśmiechnął się do niego barman. Piękny wieszcz wyglądał na przygnębionego, a on nie miał nic przeciwko pocieszaniu atrakcyjnego gościa. Poza tym na sali i tak nie było nikogo. – Przed chwilą król zajął miejsce Lorda Rajita, widać zmienił zdanie i nie chciał oddać księcia komuś innemu. Dzieciak jest uroczy, na jego miejscu też bym go zatrzymał dla siebie.
- Zmyślasz? – Chandi popatrzył na niego niedowierzająco. W jego serce nieśmiało wkradła się nadzieja, że jednak nie wszystko skończone.
- Gdzieżbym śmiał, zresztą za chwilę na pewno powtórzą tę scenę – Rzeczywiście w telewizji właśnie zrobiono skrót wydarzeń. - ,, Ja Lakshman władca Amalendu sprzeciwiam się..."
   Elf siedział z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to co widział. Dumny król przyznający się w ostatniej chwili do błędu, wyznający na oczach wszystkich swoje uczucia do Nirmala i bezczelnie zajmujący miejsce Rajita. Świat był jednak dziwniejszy niż mu się wydawało, nigdy nie spodziewałby się takiego obrotu sprawy.
- Zrób mi jeszcze jeden, ale mocniejszy – rzucił do barmana. Poczuł jakby z jego ramion nagle stoczyła się lawina kamieni. Poruszył się na obrotowym stołku i poczuł się lekki niczym piórko. Miał ochotę pocałować migający ekran. Wypił całą szklaneczkę jednym haustem i podsunął ją do ponownego napełnienia.
- Zalewasz robaki pięknisiu? – usłyszał za swoimi plecami znajomy, niski głos. Odwrócił się i zobaczył siadającego na krzesło Rajita. Minę miał kwaśną niczym ocet i mamrotał do siebie żołnierskie przekleństwa. – Pozwól, że się przysiądę.
- Fakt, topię biedne stworzonka już od godziny. Lakshman wyciął ci paskudny numer – próbował nadać swojemu głosowi współczujący ton, ale niezbyt mu to wychodziło. Jego oczy błądziły z aprobatą po zgrabnym ciele przyjaciela w ślubnym surducie.
- Ten drań zrobił ze mnie żałosnego durnia przed całym Amalendem. Biedny malec został potraktowany jak paczka, którą można bez pytania przekazywać sobie z rąk do rąk. Wiesz, że on nawet mu się nie oświadczył, tylko powołał na królewskie prawo? Zaraz mnie tu trafi szlag! Barman polej, zamiast się gapić i podsłuchiwać! – Warknął na mężczyznę, który nie spuszczał maślanego wzroku z elfa.
- Lepiej zmieńmy lokum, za chwilę zwalą się tu wszyscy, którzy nie zostali zaproszeni na wesele – odezwał sie rozsądnie Chandi, widząc jak przyjaciel wlewa w siebie kieliszek za kieliszkiem. Dobrze go znał i wiedział jak bardzo bywa wtedy rozmowny, a król na pewno nie byłby zadowolony z wypaplania jego sekretów.
- Najlepiej do mnie, nikt nam nie będzie przeszkadzał, wszyscy nadal oglądają relację, a wesele też ma być transmitowane. Moja piwniczka jest na twoje rozkazy pięknisiu. – Wziął lekko zawianego elfa za rękę. – Mam w niej wystarczająco dużo trunków, by utopić wszystkie robaki świata.
   Podpierając się nawzajem, chwiejnym krokiem dotarli do najbliższego teleportu, a stamtąd przenieśli się wprost do holu w zamku Rajita. Udało im się nawet dotrzeć do małego salonu na piętrze, gdzie zwykle biesiadowali. Służba dostarczyła im tacę z przekąskami oraz spory bukłak wina. Usiedli starym zwyczajem na miękkim dywanie przed płonącym kominkiem. Obłożyli się ściągniętymi z kanapy kocami i poduszkami. Po przygotowaniu miejsca dalszej libacji wyciągnęli się wygodnie obok siebie.
- Ciekawe co słychać u naszej młodej pary? – Mężczyzna podał wieszczowi szklaneczkę z alkoholem. – Oby Nirmal urządził mu piekło na ziemi. Chłopak jest o wiele bardziej charakterny niż myśli ten bęcwał.
- To włącz telewizor, zerkniemy na to przedstawienie. Myślisz, że sobie poradzi z tym królewskim osłem?- Chandi miał w głowie lekki szmerek i było mu z tym dobrze. Trafili akurat na powtarzaną do znudzenia scenę pocałunku. – Po coś ty się właściwie zgodził na tę farsę? Zakochałeś się w małym księciu?
- O czym ty gadasz? To była przyjacielska przysługa, poza tym lubię kogoś innego. – Rajit postanowił, że tym razem elf mu się nie wywinie. Należało jednak ostrożnie przygotować dumnego uparciucha.
- Może mnie oświecisz kogo?- Na mocno zawianym wieszczu ta wiadomość nie wywarła należytego wrażenia. Dotarła do niego jak przez mgłę.
- Widziałeś to? Dzisiejsza młodzież nie umie się całować. Przeszkadzają im nawet zęby – sprytnie zmienił temat.
- A ty niby wiesz jak się to robi? Znalazł się znawca! – prychnął na przyjaciela pogardliwie i zdjął z siebie surdut. W pokoju było strasznie gorąco, tak przynajmniej mu się wydawało.
- Udowodnić ci zarozumiały pięknisu? – Poczołgał się bliżej i zawisł nad nim. Wyglądał niesamowicie kusząco, z zarumienionymi od płomieni policzkami i nieco zamglonymi oczami. Przez cienki materiał koszuli prześwitywały stwardniałe sutki. Czyżby jednak działał na tego mężczyznę?
- Proszę bardzo – elf spojrzał na niego hardo. Parę miłych buziaków nie powinno nikomu przynieść żadnej szkody, a twarde ciało, którego przez tyle lat tak pożądał było dosłownie o włos. Jedna, mała chwila zapomnienia, najwyżej jutro zrzuci wszystko na mocne wino.
   Na takie oświadczenie, Rajit o mało się nie udławił przełykanym właśnie alkoholem. Chandi zgadzający się na zakład i patrzący na niego zachęcająco, był zjawiskiem równie rzadkim jak czerwone chińskie smoki.
- Pokażę ci jak to robi prawdziwy mężczyzna – ujął w dłonie jego twarz, delikatnie pieszcząc ją czubkami palców. Obrysował szczękę i kości policzkowe, pogładził złociste brwi, sprawiając, że miękkie usta rozchyliły się zapraszająco.
- Masz zamiar się całować, czy ćwiczysz Braila? - Chandi wiedział, że traci nad sobą kontrolę. Ogarnęła go dziwna słabość, świat kołysał się razem z nim, otulając różowymi obłokami. Zbyt długo czekał na tego mężczyznę, zbyt długo się opierał. Zaczął drżeć, nie zdawał sobie sprawy, że rozsuwa uda by ułatwić mu ułożenie się pomiędzy nimi. Spojrzał w ciemne oczy, równie wygłodniałe i spragnione jak jego własne. Zaczerwienił się i zamknął powieki. I w tym momencie poczuł na swoich wargach łagodne muśnięcie. Jedno, drugie trzecie... każde następne mocniejsze, gorętsze i bardziej stanowcze. Pożądliwy język Rajita powoli wsunął się do środka i splótł się z jego własnym w namiętnym uścisku. Umięśnione ciało kochanka zaczęło się o niego ocierać w rytm pocałunków.
- Chcę sie z tobą kochać. Oszaleję, jeśli teraz mnie odepchniesz – zamruczał prosto w szpiczaste ucho. Odpowiedziały mu jedynie ciche jęki i westchnienia. Elf przebywał właśnie w swoim małym raju i nie zamierzał stamtąd wracać. Zarzucił mu ręce na szyję i objął w pasie nogami, chcąc być jak najbliżej źródła targających nim emocji.
***
   Wesele trwało do północy i wszyscy zaproszeni goście doskonale się bawili. Nirmal nie miał zamiaru się umartwiać, postanowił odłożyć na bok wszystkie smutki i problemy, tańczył jak szalony w coraz to innych ramionach, zupełnie zapominając o swoim kalectwie. Bacznie się jednak pilnował, by nie przekroczyć dozwolonej granicy. Kompletnie ignorował przy tym swojego znakomitego małżonka, który z przyklejonym uśmiechem i kamienną twarzą przyglądał się jego wyczynom. Nie mógł jednak nic zrobić, by nie narazić się na kpiny i opinię zazdrośnika. Na szczęście czas szybko płynął i starym obyczajem, najznamienitsi goście musieli odprowadzić państwa młodych do sypialni. Lakshman podał ramię chłopakowi, który je przyjął, zadzierając jednak do góry nos. Nie raczył go obdarzyć ani jednym spojrzeniem.
- Daj spokój, dziś jest nasz wielki dzień, nie ma sensu się sprzeczać. – Próbował załagodzić sytuacje władca. – Skąd te humory? Chyba nie czujesz nic do Lorda Rajita?
- Wasza Wysokość, od kiedy zacząłeś się interesować moimi uczuciami? Dostałem rozkaz i wykonałem go, jak umiałem najlepiej, powinieneś więc być zadowolony. – Wzruszył ramionami.
- Porzućmy w takim razie ten temat i zostawmy go na stosowniejszą porę. Będziemy musieli poważnie porozmawiać o tym co zaszło. Teraz jednak zajmijmy się czymś przyjemniejszym. – Zamek był ogromny i dotarcie do królewskiej sypialni zajęło młodej parze trochę czasu. Towarzyszący im dworzanie, prześcigali się w dobrych radach, dotyczących nocy poślubnej. – Obowiązki małżeńskie na pewno ci się spodobają – wskazał na zbliżające się drzwi do ich alkowy. – Może zaczniemy od nauki całowania?
- Nie wiedziałem, że z ciebie panie taki marzyciel. Żyjesz w świecie iluzji – zatrzymał się na środku korytarza. – Jestem twoim mężem to prawda, mam nawet obrączkę, ale nie przypominam sobie, żebym ci był winien coś więcej. – Zmierzył mężczyznę chłodnym spojrzeniem. – Życzę wszystkim dobrej nocy – odwrócił się do gości, sprytnie blokując swoim ciałem wejście do komnaty.
- Związek nie polega jedynie na noszeniu pierścionka – Lakshman starał się zachować stoicki spokój.
- A na czym? Myślałem, że ubijamy interes, zwłaszcza kiedy powołałeś się na prawo, by przerwać ceremonię. Nie przypominam sobie bym coś obiecywał, a tym bardziej podpisywał. Jestem zmęczony, więc dobranoc! – Wszedł do środka i zamknął zaskoczonemu królowi drzwi przed nosem.
- Otwieraj natychmiast! Nie zachowuj się jak rozpuszczony dzieciak! – Zdenerwowany jego zachowaniem mężczyzna zabębnił pięściami w drewno.
- Ja na twoim miejscu nie nocowałbym na korytarzu, może się to odbić na królewskim wizerunku – Nirmal zaryglował drzwi i podsunął pod nie komodę. – Jutro mogę poczytać o tych obowiązkach – dodał łaskawie. Poczuł się jak ,,młody gniewny” i nie miał ochoty w niczym ustąpić. Dostał od życia solidną lekcję, zapragnął udowodnić sobie i innym, że uczy się na błędach. Udał się do łazienki, zrzucił ubranie, po czym wszedł pod ciepły prysznic, który stanowił prawdziwy balsam dla napiętych mięśni i skołatanych nerwów. Nie miał zamiaru przejmować się fochami męża i zostać słodką, uległą żonką. Naszedł czas buntu i walki o swoje prawa.
   Lakshman słysząc odgłos płynącej wody odwrócił się do gości. Nie było sensu upierać się przy nocy poślubnej, na którą smarkacz najwyraźniej nie miał ochoty. Zrozumiał, że chłopak był wściekły i nie zamierzał zbyt łatwo mu odpuścić. Pozbawił go prawdziwego narzeczeństwa, wszystkich tych przesłodzonych bzdur za którymi szaleją dzieciaki w jego wieku. Życie małżeńskie zapowiadało się bardzo burzliwie, tym milej przedstawiała się wygrana. Uległy Nirmal, oddający mu wśród namiętnych westchnień swoją duszę i ciało, stanowczo był czymś, o co warto zabiegać.
- Moi drodzy, chyba faktycznie czas do łóżek. Mój młody mąż najwyraźniej rozpoczął działania wojenne i wygląda na to, że przegrałem pierwszą bitwę. Postaram się jednak nie przegrać wojny – uśmiechnął się pod nosem, planując strategię. – Liczę na wasze wsparcie, bo chyba mi się przyda.
......................................................................................................................................
Betowała Ariana