W kilka minut
dotarli do zamku Skąpca. Pogrążone w mroku ruiny wyglądały groźnie na tle rozgwieżdżonego
nieba. Postrzępione, ostro zakończone kawałki muru przypominały nieco zęby rekina. Było niesamowicie cicho, na rosnących w pobliżu wysokich dębach nie
drgnęła ani jedna gałązka, umilkły nawet nocne zwierzęta. Natura posiadała niezawodny instynkt, który niestety już dawno zatracili ludzie, przeczuwała nadejście czegoś niepokojącego i wstrzymała oddech. Mężczyźni nie mieli pojęcia, gdzie znajdowały się ukryte drzwi do lochów, zaczęli więc gorączkowo rozglądać się
po okolicy. Nie musieli wchodzić do środka, by do ich wrażliwych uszu dotarły
rozpaczliwe krzyki Daniela.
- Zostań panie tutaj, jakoś sobie poradzimy. – Elfowi trzęsły
się ręce. Z wielkim trudem skupił się na zaklęciu lokalizującym. – Dokładnie
pod nami jest duże pomieszczenie, trzy metry dalej przetrzymują chłopaka.
- Trzeba by zrobić precyzyjny otwór, a to wymaga sporej mocy oraz niezwykłego opanowania, inaczej loch może się zawalić i pogrzebać wszystkich.
– Zastanawiał się głośno Rajit. – Nie podejmę się czegoś takiego, poszukajmy
wejścia.
- Ja to zrobię – odezwał się cicho Lakshman. Ciemna poświata
wirowała wokół niego niczym miniaturowa trąba powietrzna.
- Nie możesz! Ujawnisz całemu światu swoją
obecność! Zniszczysz swój misterny plan powrotu! Taką dawkę mocy wyczują
wszystkie wampiry, dobrze wiesz, że jest równie rozpoznawalna, co linie
papilarne u ludzi – zaprotestował Chandi, który nawet nie zdawał sobie sprawy, że przeszedł z władcą
na ty.
- On ma rację – poparł go Rajit. – Do rana cały Amalend
będzie wiedział, że król powrócił.
- Nie pozwolę by go zgwałcili! – Doskonale wiedział, co
zamierzają małe sukinsyny pod nimi. Nie po to tyle lat opiekował się Danielem,
by teraz dopuścić do zniszczenia jego psychiki. Żałosne piski wbijały się
niczym kolce w jego zimne serce. - Pieprzyć Amalend! – Lakshman jednym, celnym
zaklęciem wybił w podłożu wielką dziurę. Ruiny lekko zadrżały, ale na szczęście solidna, wielowiekowa konstrukcja wytrzymała nacisk.
Władca natychmiast wskoczył w ciemny otwór, mimo, że pył jeszcze nie opadł. To samo
zrobili jego towarzysze, kasłając i prychając stanęli za jego plecami. Dla trzech
potężnych magów wyrwanie ze ściany kraty nie stanowiło żadnej trudności.
Synowie przywódców klanów nawet nie zauważyli co ich trafiło,
nie zdążyli wydać z siebie żadnego dźwięku. Kiedy ziemia pod ich nogami
zafalowała, puścili swoją ofiarę i stanęli pośrodku ciasnej celi. Wirująca
wokół władcy chmura zabłysła milionem miniaturowych błyskawic. Lakshman nie
bawiąc się w żadne subtelności uderzył w nich swoją mocą z siłą rozpędzonego
pociągu. Ciała mężczyzn rozbiły się o kamienną ścianę, zamieniając się w skrwawione
pojemniki na krew, zmiażdżone tkanki i pogruchotane na drobne kawałeczki kości.
Ich dusze w ciągu kilku sekund poszybowały w ciemność, zaskoczone i przerażone
nie miały pojęcia, co się właściwie stało. W jednej chwili siedzieli na
więziennej pryczy przygotowując się do podniecającej zabawy, a w drugiej byli
już tylko obłokami energii dryfującymi w przestworzach.
- Ohyda! – Rajit splunął na ich doczesne szczątki i zaklęciem
spalił na popiół, chcą oszczędzić Danielowi okrutnego widoku.
- Skarbie – Chandi podszedł do skurczonego w kącie, trzęsącego
się chłopaka. Siedział z podkulonymi nogami, brudnymi, poranionymi dłońmi zasłaniając
swoją nagość. Na jego plecach i ramionach było widać ślady szponów. Elf wziął z
materaca koc, by go nim okryć. Kiedy jednak wyciągnął dłoń fala obłędnej mocy
odrzuciła go do tyłu. Na szczęście stojący za nim Rajit zamortyzował upadek.
- Powoli, chyba biedak jest w szoku i nas nie poznaje –
wampir pomógł wstać potłuczonemu wieszczowi.
- Daniel – Lakshman uklęknął przed chłopcem. – To ja, Pan
Nietoperz, pamiętasz mnie? – zaczął łagodnie. Serce mu się krajało na widok zmaltretowanego dzieciaka. Miał ochotę się spoliczkować za swoją nieudolność. Co z niego za
opiekun, skoro dopuścił do czegoś podobnego? – Wracamy do domu maleńki.
- Razem? Do domu? – W wytrzeszczonych, nieprzytomnych oczach
chłopaka pojawiła się iskierka zrozumienia. Dopiero teraz do niego dotarło, że
został uwolniony z rąk oprawców.
- Tak ze mną. Pałac Yendal- Ansorg już zbyt długo był
pusty. – Okrył go kocem i wziął na ręce.
- Boli – zajęczał cichutko, po czym położył głowę na dobrze
mu znanym ramieniu. Przymknął oczy i wciągnął uspokajający zapach, nie mógł się
jednak powstrzymać od cichego kwilenia, chodź bardzo chciał pokazać jaki jest
dzielny. Plecy paliły go żywym ogniem, jakby ktoś obdarł je ze skóry.
- Ciii, zaraz cię opatrzymy. Chandi jest w tym mistrzem. –
Lashman wzbił się w powietrze, a po bokach, niczym ochroniarze, lecieli
obaj przyjaciele. Chłopiec powoli miękł w jego ramionach, ukołysany szumem
skrzydeł mimo nieznośnego pieczenia, zasnął. Zatrzymali się dopiero po
godzinie, w dole widać było jakąś niewielką miejscowość schowaną w
bieszczadzkich lasach.
- Dawno go nie widziałem, ciekawe czy zaklęcia ochronne
nadal działają. – Elf spojrzał w stronę dużej ciemnej chmury, przysłaniającej księżyc.
- Zaraz się przekonamy. – Władca wystukał na swojej bransolecie
starożytny kod. Zasłona z obłoków się rozsunęła i przed sobą zobaczył dryfującą
w powietrzu wyspę oraz stojący na niej ogromny zamek. Chwilę potem rozbłysnął tysiącem iskier, ukazując strzeliste, czarne wieże. Wyglądał jakby czas się go
nie imał. Mury z niespotykanego, gładkiego kamienia zdobiły szkarłatne, wydające się pulsować linie. Lśniły w mroku ciągle zmieniając swój układ, splatając się w zawiłe runy.
Jakimś sposobem pałac przypominał budzącego się ze snu, niebezpiecznego drapieżnika.
Wydawał się żywym stworzeniem o niezmierzonej mocy, obdarzonym własną inteligencją,
co do jakiegoś stopnia było prawdą. Podziwiający go wieszcz doskonale wiedział, że nawet król
wampirów nie znał wszystkich jego tajemnic. Jedno było dla wszystkich oczywiste – był to nadzwyczaj lojalny przyjaciel i bardzo potężny sprzymierzeniec. Ten kto
posiadał w ręku klucze do Yendal- Ansorg nie miał sobie równych w
świecie wampirów. Tkwił tu jednak pewien haczyk, pałac musiał zaakceptować
władcę, a nikt nie miał pojęcia czym się kierował w wyborze. Przekonało się o
tym wielu ambitnych przywódców klanów, spalonych przez osłony na pył. Lakshman jednak nie miał z wejściem żadnych problemów.
***
Daniel obudził się,
ale nie otwierał oczu, bojąc się tego, co zobaczy. O dziwo nie czuł żadnego bólu,
tylko lekkie swędzenie na plecach oraz w okolicach pośladków. Usiadł drapiąc się
po pupie i ostrożnie rozchylił powieki. Komnata w której się znajdował była
ogromna, wyposażona z prawdziwie królewskim przepychem tyle, że trąciła nieco
muzeum. Jak na jego gust, mogłaby być nieco nowocześniejsza. Na sobie miał jedynie spodnie od piżamy i pachniał dziwnie, jakimiś
egzotycznymi ziołami. Rany zniknęły, natomiast w głowie nadal panował zamęt. Zdał
sobie sprawę z tego jak bardzo narozrabiał. Naraził nie tylko swoje nędzne życie, ale
i przyjaciół na których nie zasługiwał. Uratowali jego nic nie wart tyłek, a on
sobie spokojnie zasnął niczym jakaś księżniczka i nawet im nie podziękował.
- Jestem niewdzięcznym idiotą! – pisnął zrozpaczony. – I mam
brudne nogi! – rozmazał się na całego. Rzeczywiście jego ciało było idealnie
czyste, nawet włosy umyto i zapleciono mu w schludny warkocz, natomiast o
stopach najwyraźniej zapomniano. Wyglądały
jakby biegał na bosaka po stercie węgla. Łzy zaczęły płynąć mu po
twarzy, rozmazywał je pięściami skubiąc jednocześnie kołdrę.
- Pobudka panowie! – Drzwi otworzyły się z hukiem i Lakshman
w bojowym nastroju wszedł do komnaty. Daniel z przestrachem zauważył, że
jego kołdra poruszyła się niczym żywa, a spod niej wypełzli Chadi z Rajitem, wodząc
kompletnie nieprzytomnymi oczami wokół
siebie.
- Czy w tej chałupie się nie puka? – Wymamrotał wampir i
zmierzwił gęstą czuprynę.
- Proszę o śniadanko – ziewnął szeroko elf.
- Nie będę jadł, chcę umrzeć! – zawył Daniel.
- To dobrze sie składa! Zaraz ci w tym pomogę! – Władca poszedł
do niego i wziął pod pachę niczym niesfornego szczeniaka. Usiadł z nim na najbliższym krześle i położył
sobie wierzgającego chłopaka na kolanach tyłkiem do góry.
- Pomocy! – zapiszczała nieszczęsna ofiara..
- Przecież chciałeś umrzeć, a skoro masz ochotę popłakać nad
swoim losem jestem do usług! – Na wypięte pośladki spadł pierwszy klaps. -To
za głupotę, wczoraj odebrałeś mi co najmniej sto lat życia.
- Nie powinieneś się wyżywać na słabych i głodnych! –
zaprotestował, wijąc się na wszystkie strony.
- Jeszcze jeden za mój pierwszy, siwy włos! – Dorzucił swoje
trzy grosze Rajit.
- O zdrajco! – zaskomlał Daniel, którego zapiekły pośladki.
- I za moje połamane paznokcie, a miałem na nich taki piękny
wzór! – Dołożył się Chandi, oglądając swoje pokiereszowane dłonie.
- Będę już naprawdę grzeczny, będę słuchał was we wszystkim
i nigdy nie protestował! Słowo honoru – zachlipał.
- Masz nas za naiwniaków? - prychnął Lakskman i przyłożył mu
jeszcze raz. – Ja bym na twoim miejscu tym honorem tak nie szafował, jeszcze
cię ktoś weźmie na poważnie. – Postawił go na podłodze. Chłopak wytarł dłonią twarz, w ostatniej chwili
się opanował, żeby nie pokazać swojemu dręczycielowi języka. Pomasował zdewastowane tyły i
zaczął szukać czegoś do ubrania. – Swoją drogą, co wy robiliście z nim w łóżku?!
– warknął władca w stronę mężczyzn.
- Było zimno – Rajit zrobił minę skarconego psiaka.
- Czeka nas wiele wyzwań, łącznie z twoim oficjalnym wstąpieniem
na tron Wasza Wysokość, a z katarem byłoby trudno – dodał niewinnie wieszcz.
- Jestem dorosły, a wy robicie ze mnie dziecko – utyskiwał w
kącie Daniel, szukając w szufladzie jakiś bokserek. – Naprawdę nosiliście coś
takiego? Ale mieliście obciachową modę! A może nadal macie? – Wyciągnął przed
siebie rękę z jedwabnymi kalesonami, miały rozcięcie z przodu i nogawki z
koronkami poniżej kolan, z przodu były wiązane na wymyślna kokardkę.
- Pewnie jakaś panna zostawiła – zaczerwienił się gwałtownie
Chandi.
- Nie widzisz, że to męski model? – stwierdził po
przyjrzeniu się Rajit.
- Nie pomagasz! – Władca także lekko się speszył.
- Zaraz, zaraz. Przecież to twój dom! – zwrócił się do
Lakshmana Daniel. Nadal niezupełnie do niego docierało, że ma przed sobą potężnego władcę wampirów. – Masz coś takiego na sobie? – zaczął skradać się do mężczyzny,
który zrobił kilka kroków w kierunku drzwi.
- Powinniśmy już iść, mamy sporo pracy. Przyślę ci tutaj
Alissę, to teraz będzie twoja sypialnia – odwrócił się na pięcie i umknął, a za
nim obaj mężczyźni. Zaskoczony chłopak został w pokoju zupełnie sam i o dziwo
nawet zaczął się uśmiechać. Trzej dranie wcale nie byli tacy cwani jak myśleli,
niesamowicie łatwo dali się przepłoszyć. Dzięki temu jego tyłek ponownie ocalał
z pogromu. Jednego za nic nie mógł sobie przypomnieć. Co się właściwie stało z
jego napastnikami? Ze skołatanej głowy zniknęło wszystko od chwili kiedy zaczęli
zdzierać z niego ubranie aż do Lakshmana, pytającego czy go poznaje.
***
W pałacu w ciągu kilku dni zrobiło się gwarno i tłoczno. Ze
wszystkich stron świata przybywali byli dworzanie, służba oraz wierni królowi
poddani. Chcieli pomóc w przywróceniu zamku do dawnej świetności.
Trzeba było też przygotować wszystko do oficjalnej uroczystości, która się
miała odbyć już za tydzień. Mieli niewiele czasu, wszyscy więc biegali niczym
szalone mrówki, a praca paliła im się w dłoniach.
Trwały też poszukiwania zbiegłych przywódców klanów, którzy rozkazali swoim synom, by porwali Daniela. Wampirza policja próbowała
ustalić miejsce pobytu przestępców, niestety jakby zapadli się pod ziemię i wszelki ślad po nich zaginął.
Nirmal dostał rozkaz nie plątania się pod nogami. Siedział
więc w swojej sypialni, gdzie ku jego ogromnej radości zainstalowano Internet i
nowoczesny sprzęt elektroniczny. Chłonął niczym gąbka wiadomości ze swojego
świata, nadrabiając zaległości. Sporo czasu zajmowała mu też opieka nad małymi nietoperzami,
które okazały się prawdziwymi urwisami. Elegancka skrzynia wysłana miękką
bawełną stała na stoliku obok jego łóżka. Puszyste kulki budziły się o świcie, z
dziecięcym uporem domagały porcji pieszczot i zabawy. Alissa gromiła je jak
umiała i wciągała za ogonki do gniazda, po chwili jednak wyłaziły znowu, by
skubać Daniela za włosy i lizać szorstkimi języczkami po uszach. Chłopakowi
uszyto szereg eleganckich strojów, których nieodłączną cechą była duża kieszeń
lub kapuza. Wyglądały w z niej zawsze trzy ruchliwe łebki i biada nieznajomemu,
który zbliżyłby się do ich pańcia. Czujna, nietoperza eskadra atakowała każdego
pazurkami i ząbkami, wydając przeraźliwe, stawiające włosy na głowie, dźwięki. Dworzanie szybko się nauczyli, że z młodym paniczem należy
rozmawiać z odległości przynajmniej jednego metra. Ta sytuacja niezmiernie
bawiła Lakshmana, któremu niezmiernie na ręką było, że nikt nie ośmielał się
spoufalać z chłopakiem.
Po tygodniu, tak jak
to było zaplanowane odbyła się uroczystość. Przybyli na nią przedstawiciele
wszystkich klanów: Coraggion w tłumaczeniu odważni reprezentowani przez Rajita,
Orgolion – dumni, przez piękną wampirzycę Kalię, Mortest – niosący śmierć,
przez wnuka zaginionego Tamala, Demina oraz Mentrios – kłamcy, przez najstarszego w rodzie Ibisa. Wszyscy
wystrojeni w najlepsze szaty i klejnoty skupili sie wokół tronu władcy.
Podchodzili kolejno składając mu hołd oraz przysięgę wiecznej lojalności. Klękali
pochylając nisko głowy i całując buta Lakshmana. Ten ostatni gest został darowany jedynie Rajitowi, jako jedynemu, który pozostał wierny. Na resztę król
spoglądał wyniośle, z chłodnym uśmieszkiem patrząc jak zginają butne karki.
Daniel obserwował wszystko z otwartymi szeroko oczami, a
niekiedy nawet buzią. Na koniec uroczystości zastał oficjalnie przedstawiony jako
podopieczny króla i nadano mu tytuł książęcy. Wampiry nie spuszczały z niego
oczu, niezmiernie ciekawe czy posiada słynne znamię. Władca ze wszystkich stron
słyszał na ten temat szepty, co bardzo mu się nie spodobało. Wyglądało na to,
że jego poddani nie uwierzyli mu na słowo.
- Podejdź. – Skinął na stojącego po lewej stronie tronu
Daniela. – Pozwolę wam przekonać się na własne oczy, ale będzie to pierwszy i
ostatni raz. – Odwrócił chłopaka przodem do tłumu i zsunął z jednego ramienia
koszulę i kaftan. Legendarny znak na jego piersi zalśnił w świetle lamp, emanując delikatna
poświatą. Wampiry zamilkły i wstrzymały oddech, a potem wszystkie głowy
pochyliły się z szacunkiem w nadziei, że oto nastała Nowa Złota Era. Daniel
zaskoczony ciszą okręcił się na pięcie, dopiero teraz zauważył co się dzieje. Zarumieniony
podciągnął ubranie i wdzięcznie skinął zebranym głową.
- Chciałbym się z wami przywitać. Nie wiem czy podołam
pokładanym we mnie nadziejom. Nie znam waszego świata, ale liczę, że
wszystkiego mnie nauczycie – uśmiechnął się ciepło, a ten mały, drżący promyk pochodzący
wprost z jego czystej duszy ogrzał serca większości zgromadzonych. Młody książę
zrobił jak najlepsze wrażenie, wampiry wróciły tego dnia do swoich domów, gdzie
świętowały do białego rana powrót króla. Wśród powszechniej radości były
niewielkie wyjątki, ale one nie odważyły się nawet wyściubić nosa poza
swoją kryjówkę. Na razie.
***
Rajit jako jeden z
pierwszych wrócił do swojego zamku. Także miał ochotę jeszcze zostać i
poplotkować ze znajomymi, ale wzywały go obowiązki. Jego nieznośna siostra
wyjechała z mężem w Himalaje, prowadzić badania nad śnieżnymi elfami. Surowy klimat
tej krainy nie był odpowiedni dla dziecka, dlatego siostrzeniec na
wakacje zamiast do domu, miał trafić pod jego opiekę. Wcześniej przygotował utrzymany w stonowanych kolorach pokój dla chłopca, pełen męskich gadżetów,
książek o bitwach i potyczkach oraz sprzętu sportowego. Czekał niecierpliwie w
ogrodzie obok teleportu. Prawdę mówiąc był odrobinę zdenerwowany, nigdy jeszcze nie zajmował
się dzieckiem, co prawda miało już dwanaście lat, ale to tym gorzej. Kiedy
sobie pomyślał, co on wyprawiał w tym wieku jeżyły mu się włosy na głowie.
Wiedział, że jeżeli cokolwiek stanie się małemu, siostra go wykastruje tępym
narzędziem. Ostatnio widział go jak był niemowlęciem. Nagle płyta zamigotała
i pojawił się na niej niewielki chłopczyk, w workowatych spodniach na szelkach i czapce z
daszkiem przekręconej na bakier.
- To ja Miki – Przedstawił się cichutko. Ogromna waliza, którą
taszczył była prawie jego wzrostu. Rajit przyglądał się mu niezmiernie
zaskoczony, wszyscy mężczyźni w jego rodzinie byli wysocy i rośli. Tu miał za to
jakby Daniela w wersji mini, tyle, że jego oczka były zielone i patrzyły nieco
nieśmiało spod długich rzęs.
- Nie martw się, będziesz się tu dobrze bawił. Znajdziemy ci
jakiś kolegów – wziął od malucha walizkę. – Przestałeś rosnąć czy coś? – palnął.
- Nie każdy musi być zaraz osiłkiem – burknął buntowniczo dzieciak
i tupnął nóżką. – Poza tym mama mówi, że u ciebie wzrost nie przekłada się na
inteligencję.
- Skoro jestem taki do niczego, to ciekawe dlaczego przysłała
cię do mnie? – zapytał uprzejmie, ale w środku mu się zagotowało.
- Babcia pojechała do chorej koleżanki, a dziadek skręcił
nogę. Zostałeś tylko ty – zaprezentował mu szczerbaty uśmiech. – Masz strasznie
duży dom – zaczął rozglądać się po holu na parterze.
- Co ta matka ci tu naładowała? Ciężkie jak worek z
kamieniami! – sapnął i z hukiem postawił bagaż na podłodze.
- Nie wiem, ja i tak chodzę tylko w ogrodniczkach. – Wzruszyło beztrosko ramionami dziecko. Tymczasem napchana po brzegi waliza nie
wytrzymała takiego brutalnego traktowania, zatrzeszczała i na marmurową
posadzkę wysypały się ubranka. Głównie bluzeczki w kwiatuszki, z mnóstwem słodkich
falbanek, kolorowe spódniczki, plus różowe baletki i tiulowa sukienka w piórka.
- Czekaj, stop! – krzyknął Rajit i wytrzeszczył oczy. –
Dlaczego moja siostra zwariowała i chce zrobić z ciebie dziewczynkę?
- Wujku, jestem dziewczynką od urodzenia. Mam na imię Miki
od Mikaela. – Mała popatrzyła na niego zirytowana, że nie rozumie takiej prostej
rzeczy. – I mam nadzieję, że nie każesz mi ćwiczyć tych dziwnych podskoków i
robić za łabędzia. Mam dostała hopla na punkcie baletu.
- Chwila, chyba mi słabo – Rajit z obłędem w oczach
wyciągnął z kieszeni komórkę i wykręcił numer przyjaciela.
- Czego znowu, dopiero się widzieliśmy, właśnie robię sobie
kąpiel relaksacyjną – mruknął niezadowolony Chandi.
- Błagam cię, przyjedź tu natychmiast, bo zaraz zwariuję! – zajęczał.
– To dziewczyńska dziewczynka! Co się robi z dziewczynką? Ja się na tym nie
znam! – panikował coraz bardziej. – Będę płacił za twoje pazurki do końca
życia, tylko mnie nie zostawiaj! Możesz sobie zrobić nawet diamentowe wzorki!
- Co ty byś beze mnie zrobił? – westchnął filozoficznie elf
i wstał z wanny. Musiał uratować biednego malucha ze szpon tego głuptasa.
Według niego dziecko to dziecko, co z tego że żeńskiego rodzaju. Nie wiedział
jeszcze jak bardzo się mylił.
..............................................................................................................................
..............................................................................................................................
Betowała Ariana