sobota, 15 lutego 2014

16. Na ratunek. Pałac Yendal Ansorg.

   W kilka minut dotarli do zamku Skąpca. Pogrążone w mroku ruiny wyglądały groźnie na tle rozgwieżdżonego nieba. Postrzępione, ostro zakończone kawałki muru przypominały nieco zęby rekina. Było niesamowicie cicho, na rosnących w pobliżu wysokich dębach nie drgnęła ani jedna gałązka, umilkły nawet nocne zwierzęta. Natura posiadała niezawodny instynkt, który niestety już dawno zatracili ludzie, przeczuwała nadejście czegoś niepokojącego i wstrzymała oddech. Mężczyźni nie mieli pojęcia, gdzie znajdowały się ukryte drzwi do lochów, zaczęli więc gorączkowo rozglądać się po okolicy. Nie musieli wchodzić do środka, by do ich wrażliwych uszu dotarły rozpaczliwe krzyki Daniela.
- Zostań panie tutaj, jakoś sobie poradzimy. – Elfowi trzęsły się ręce. Z wielkim trudem skupił się na zaklęciu lokalizującym. – Dokładnie pod nami jest duże pomieszczenie, trzy metry dalej przetrzymują chłopaka.
- Trzeba by zrobić precyzyjny otwór, a to wymaga sporej mocy oraz niezwykłego opanowania, inaczej loch może się zawalić i pogrzebać wszystkich. – Zastanawiał się głośno Rajit. – Nie podejmę się czegoś takiego, poszukajmy wejścia.
- Ja to zrobię – odezwał się cicho Lakshman. Ciemna poświata wirowała wokół niego niczym miniaturowa trąba powietrzna.
- Nie możesz! Ujawnisz całemu światu swoją obecność! Zniszczysz swój misterny plan powrotu! Taką dawkę mocy wyczują wszystkie wampiry, dobrze wiesz, że jest równie rozpoznawalna, co linie papilarne u ludzi – zaprotestował Chandi, który nawet nie zdawał sobie sprawy, że przeszedł z władcą na ty.
- On ma rację – poparł go Rajit. – Do rana cały Amalend będzie wiedział, że król powrócił.
- Nie pozwolę by go zgwałcili! – Doskonale wiedział, co zamierzają małe sukinsyny pod nimi. Nie po to tyle lat opiekował się Danielem, by teraz dopuścić do zniszczenia jego psychiki. Żałosne piski wbijały się niczym kolce w jego zimne serce. - Pieprzyć Amalend! – Lakshman jednym, celnym zaklęciem wybił w podłożu wielką dziurę. Ruiny lekko zadrżały, ale na szczęście solidna, wielowiekowa konstrukcja wytrzymała nacisk. Władca natychmiast wskoczył w ciemny otwór, mimo, że pył jeszcze nie opadł. To samo zrobili jego towarzysze, kasłając i prychając stanęli za jego plecami. Dla trzech potężnych magów wyrwanie ze ściany kraty nie stanowiło żadnej trudności.
   Synowie przywódców klanów nawet nie zauważyli co ich trafiło, nie zdążyli wydać z siebie żadnego dźwięku. Kiedy ziemia pod ich nogami zafalowała, puścili swoją ofiarę i stanęli pośrodku ciasnej celi. Wirująca wokół władcy chmura zabłysła milionem miniaturowych błyskawic. Lakshman nie bawiąc się w żadne subtelności uderzył w nich swoją mocą z siłą rozpędzonego pociągu. Ciała mężczyzn rozbiły się o kamienną ścianę, zamieniając się w skrwawione pojemniki na krew, zmiażdżone tkanki i pogruchotane na drobne kawałeczki kości. Ich dusze w ciągu kilku sekund poszybowały w ciemność, zaskoczone i przerażone nie miały pojęcia, co się właściwie stało. W jednej chwili siedzieli na więziennej pryczy przygotowując się do podniecającej zabawy, a w drugiej byli już tylko obłokami energii dryfującymi w przestworzach.
- Ohyda! – Rajit splunął na ich doczesne szczątki i zaklęciem spalił na popiół, chcą oszczędzić Danielowi okrutnego widoku.
- Skarbie – Chandi podszedł do skurczonego w kącie, trzęsącego się chłopaka. Siedział z podkulonymi nogami, brudnymi, poranionymi dłońmi zasłaniając swoją nagość. Na jego plecach i ramionach było widać ślady szponów. Elf wziął z materaca koc, by go nim okryć. Kiedy jednak wyciągnął dłoń fala obłędnej mocy odrzuciła go do tyłu. Na szczęście stojący za nim Rajit zamortyzował upadek.
- Powoli, chyba biedak jest w szoku i nas nie poznaje – wampir pomógł wstać potłuczonemu wieszczowi.
- Daniel – Lakshman uklęknął przed chłopcem. – To ja, Pan Nietoperz, pamiętasz mnie? – zaczął łagodnie. Serce mu się krajało na widok zmaltretowanego dzieciaka. Miał ochotę się spoliczkować za swoją nieudolność. Co z niego za opiekun, skoro dopuścił do czegoś podobnego? – Wracamy do domu maleńki.
- Razem? Do domu? – W wytrzeszczonych, nieprzytomnych oczach chłopaka pojawiła się iskierka zrozumienia. Dopiero teraz do niego dotarło, że został uwolniony z rąk oprawców.
- Tak ze mną. Pałac Yendal- Ansorg już zbyt długo był pusty. – Okrył go kocem i wziął na ręce.
- Boli – zajęczał cichutko, po czym położył głowę na dobrze mu znanym ramieniu. Przymknął oczy i wciągnął uspokajający zapach, nie mógł się jednak powstrzymać od cichego kwilenia, chodź bardzo chciał pokazać jaki jest dzielny. Plecy paliły go żywym ogniem, jakby ktoś obdarł je ze skóry.
- Ciii, zaraz cię opatrzymy. Chandi jest w tym mistrzem. – Lashman wzbił się w powietrze, a po bokach, niczym ochroniarze, lecieli obaj przyjaciele. Chłopiec powoli miękł w jego ramionach, ukołysany szumem skrzydeł mimo nieznośnego pieczenia, zasnął. Zatrzymali się dopiero po godzinie, w dole widać było jakąś niewielką miejscowość schowaną w bieszczadzkich lasach.
- Dawno go nie widziałem, ciekawe czy zaklęcia ochronne nadal działają. – Elf spojrzał w stronę dużej ciemnej chmury, przysłaniającej księżyc.
- Zaraz się przekonamy. – Władca wystukał na swojej bransolecie starożytny kod. Zasłona z obłoków się rozsunęła i przed sobą zobaczył dryfującą w powietrzu wyspę oraz stojący na niej ogromny zamek. Chwilę potem rozbłysnął tysiącem iskier, ukazując strzeliste, czarne wieże. Wyglądał jakby czas się go nie imał. Mury z niespotykanego, gładkiego kamienia zdobiły szkarłatne, wydające się pulsować linie. Lśniły w mroku ciągle zmieniając swój układ, splatając się w zawiłe runy. Jakimś sposobem pałac przypominał budzącego się ze snu, niebezpiecznego drapieżnika. Wydawał się żywym stworzeniem o niezmierzonej mocy, obdarzonym własną inteligencją, co do jakiegoś stopnia było prawdą. Podziwiający go wieszcz doskonale wiedział, że nawet król wampirów nie znał wszystkich jego tajemnic. Jedno było dla wszystkich oczywiste – był to nadzwyczaj lojalny przyjaciel i bardzo potężny sprzymierzeniec. Ten kto posiadał w ręku klucze do Yendal- Ansorg nie miał sobie równych w świecie wampirów. Tkwił tu jednak pewien haczyk, pałac musiał zaakceptować władcę, a nikt nie miał pojęcia czym się kierował w wyborze. Przekonało się o tym wielu ambitnych przywódców klanów, spalonych przez osłony na pył. Lakshman jednak nie miał z wejściem żadnych problemów.
***
   Daniel obudził się, ale nie otwierał oczu, bojąc się tego, co zobaczy. O dziwo nie czuł żadnego bólu, tylko lekkie swędzenie na plecach oraz w okolicach pośladków. Usiadł drapiąc się po pupie i ostrożnie rozchylił powieki. Komnata w której się znajdował była ogromna, wyposażona z prawdziwie królewskim przepychem tyle, że trąciła nieco muzeum. Jak na jego gust, mogłaby być nieco nowocześniejsza. Na sobie miał jedynie spodnie od piżamy i pachniał dziwnie, jakimiś egzotycznymi ziołami. Rany zniknęły, natomiast w głowie nadal panował zamęt. Zdał sobie sprawę z tego jak bardzo narozrabiał. Naraził nie tylko swoje nędzne życie, ale i przyjaciół na których nie zasługiwał. Uratowali jego nic nie wart tyłek, a on sobie spokojnie zasnął niczym jakaś księżniczka i nawet im nie podziękował.
- Jestem niewdzięcznym idiotą! – pisnął zrozpaczony. – I mam brudne nogi! – rozmazał się na całego. Rzeczywiście jego ciało było idealnie czyste, nawet włosy umyto i zapleciono mu w schludny warkocz, natomiast o stopach najwyraźniej zapomniano. Wyglądały jakby biegał na bosaka po stercie węgla. Łzy zaczęły płynąć mu po twarzy, rozmazywał je pięściami skubiąc jednocześnie kołdrę.
- Pobudka panowie! – Drzwi otworzyły się z hukiem i Lakshman w bojowym nastroju wszedł do komnaty. Daniel z przestrachem zauważył, że jego kołdra poruszyła się niczym żywa, a spod niej wypełzli Chadi z Rajitem, wodząc kompletnie  nieprzytomnymi oczami wokół siebie.
- Czy w tej chałupie się nie puka? – Wymamrotał wampir i zmierzwił gęstą czuprynę.
- Proszę o śniadanko – ziewnął szeroko elf.
- Nie będę jadł, chcę umrzeć! – zawył Daniel.
- To dobrze sie składa! Zaraz ci w tym pomogę! – Władca poszedł do niego i wziął pod pachę niczym niesfornego szczeniaka. Usiadł z nim na najbliższym krześle i położył sobie wierzgającego chłopaka na kolanach tyłkiem do góry.
- Pomocy! – zapiszczała nieszczęsna ofiara..
- Przecież chciałeś umrzeć, a skoro masz ochotę popłakać nad swoim losem jestem do usług! – Na wypięte pośladki spadł pierwszy klaps. -To za głupotę, wczoraj odebrałeś mi co najmniej sto lat życia.
- Nie powinieneś się wyżywać na słabych i głodnych! – zaprotestował, wijąc się na wszystkie strony.
- Jeszcze jeden za mój pierwszy, siwy włos! – Dorzucił swoje trzy grosze Rajit.
- O zdrajco! – zaskomlał Daniel, którego zapiekły pośladki.
- I za moje połamane paznokcie, a miałem na nich taki piękny wzór! – Dołożył się Chandi, oglądając swoje pokiereszowane dłonie.
- Będę już naprawdę grzeczny, będę słuchał was we wszystkim i nigdy nie protestował! Słowo honoru – zachlipał.
- Masz nas za naiwniaków? - prychnął Lakskman i przyłożył mu jeszcze raz. – Ja bym na twoim miejscu tym honorem tak nie szafował, jeszcze cię ktoś weźmie na poważnie. – Postawił go na podłodze. Chłopak wytarł dłonią twarz, w ostatniej chwili się opanował, żeby nie pokazać swojemu dręczycielowi języka. Pomasował zdewastowane tyły i zaczął szukać czegoś do ubrania. – Swoją drogą, co wy robiliście z nim w łóżku?! –  warknął władca w stronę mężczyzn.
- Było zimno – Rajit zrobił minę skarconego psiaka.
- Czeka nas wiele wyzwań, łącznie z twoim oficjalnym wstąpieniem na tron Wasza Wysokość, a z katarem byłoby trudno – dodał niewinnie wieszcz.
- Jestem dorosły, a wy robicie ze mnie dziecko – utyskiwał w kącie Daniel, szukając w szufladzie jakiś bokserek. – Naprawdę nosiliście coś takiego? Ale mieliście obciachową modę! A może nadal macie? – Wyciągnął przed siebie rękę z jedwabnymi kalesonami, miały rozcięcie z przodu i nogawki z koronkami poniżej kolan, z przodu były wiązane na wymyślna kokardkę.
- Pewnie jakaś panna zostawiła – zaczerwienił się gwałtownie Chandi.
- Nie widzisz, że to męski model? – stwierdził po przyjrzeniu się Rajit.
- Nie pomagasz! – Władca także lekko się speszył.
- Zaraz, zaraz. Przecież to twój dom! – zwrócił się do Lakshmana Daniel. Nadal niezupełnie do niego docierało, że ma przed sobą potężnego władcę wampirów. – Masz coś takiego na sobie? – zaczął skradać się do mężczyzny, który zrobił kilka kroków w kierunku drzwi.
- Powinniśmy już iść, mamy sporo pracy. Przyślę ci tutaj Alissę, to teraz będzie twoja sypialnia – odwrócił się na pięcie i umknął, a za nim obaj mężczyźni. Zaskoczony chłopak został w pokoju zupełnie sam i o dziwo nawet zaczął się uśmiechać. Trzej dranie wcale nie byli tacy cwani jak myśleli, niesamowicie łatwo dali się przepłoszyć. Dzięki temu jego tyłek ponownie ocalał z pogromu. Jednego za nic nie mógł sobie przypomnieć. Co się właściwie stało z jego napastnikami? Ze skołatanej głowy zniknęło wszystko od chwili kiedy zaczęli zdzierać z niego ubranie aż do Lakshmana, pytającego czy go poznaje.
***
    W pałacu w ciągu kilku dni zrobiło się gwarno i tłoczno. Ze wszystkich stron świata przybywali byli dworzanie, służba oraz wierni królowi poddani. Chcieli pomóc w przywróceniu zamku do dawnej świetności. Trzeba było też przygotować wszystko do oficjalnej uroczystości, która się miała odbyć już za tydzień. Mieli niewiele czasu, wszyscy więc biegali niczym szalone mrówki, a praca paliła im się w dłoniach.
   Trwały też poszukiwania zbiegłych przywódców klanów, którzy rozkazali swoim synom, by porwali Daniela. Wampirza policja próbowała ustalić miejsce pobytu przestępców, niestety jakby zapadli się pod ziemię i wszelki ślad po nich zaginął.
   Nirmal dostał rozkaz nie plątania się pod nogami. Siedział więc w swojej sypialni, gdzie ku jego ogromnej radości zainstalowano Internet i nowoczesny sprzęt elektroniczny. Chłonął niczym gąbka wiadomości ze swojego świata, nadrabiając zaległości. Sporo czasu zajmowała mu też opieka nad małymi nietoperzami, które okazały się prawdziwymi urwisami. Elegancka skrzynia wysłana miękką bawełną stała na stoliku obok jego łóżka. Puszyste kulki budziły się o świcie, z dziecięcym uporem domagały porcji pieszczot i zabawy. Alissa gromiła je jak umiała i wciągała za ogonki do gniazda, po chwili jednak wyłaziły znowu, by skubać Daniela za włosy i lizać szorstkimi języczkami po uszach. Chłopakowi uszyto szereg eleganckich strojów, których nieodłączną cechą była duża kieszeń lub kapuza. Wyglądały w z niej zawsze trzy ruchliwe łebki i biada nieznajomemu, który zbliżyłby się do ich pańcia. Czujna, nietoperza eskadra atakowała każdego pazurkami i ząbkami, wydając przeraźliwe, stawiające włosy na głowie, dźwięki. Dworzanie szybko się nauczyli, że z młodym paniczem należy rozmawiać z odległości przynajmniej jednego metra. Ta sytuacja niezmiernie bawiła Lakshmana, któremu niezmiernie na ręką było, że nikt nie ośmielał się spoufalać z chłopakiem.
   Po tygodniu, tak jak to było zaplanowane odbyła się uroczystość. Przybyli na nią przedstawiciele wszystkich klanów: Coraggion w tłumaczeniu odważni reprezentowani przez Rajita, Orgolion – dumni, przez piękną wampirzycę Kalię, Mortest – niosący śmierć, przez wnuka zaginionego Tamala, Demina oraz Mentrios – kłamcy,  przez najstarszego w rodzie Ibisa. Wszyscy wystrojeni w najlepsze szaty i klejnoty skupili sie wokół tronu władcy. Podchodzili kolejno składając mu hołd oraz przysięgę wiecznej lojalności. Klękali pochylając nisko głowy i całując buta Lakshmana. Ten ostatni gest został darowany jedynie Rajitowi, jako jedynemu, który pozostał wierny. Na resztę król spoglądał wyniośle, z chłodnym uśmieszkiem patrząc jak zginają butne karki.
   Daniel obserwował wszystko z otwartymi szeroko oczami, a niekiedy nawet buzią. Na koniec uroczystości zastał oficjalnie przedstawiony jako podopieczny króla i nadano mu tytuł książęcy. Wampiry nie spuszczały z niego oczu, niezmiernie ciekawe czy posiada słynne znamię. Władca ze wszystkich stron słyszał na ten temat szepty, co bardzo mu się nie spodobało. Wyglądało na to, że jego poddani nie uwierzyli mu na słowo.
- Podejdź. – Skinął na stojącego po lewej stronie tronu Daniela. – Pozwolę wam przekonać się na własne oczy, ale będzie to pierwszy i ostatni raz. – Odwrócił chłopaka przodem do tłumu i zsunął z jednego ramienia koszulę i kaftan. Legendarny znak na jego piersi zalśnił w świetle lamp, emanując delikatna poświatą. Wampiry zamilkły i wstrzymały oddech, a potem wszystkie głowy pochyliły się z szacunkiem w nadziei, że oto nastała Nowa Złota Era. Daniel zaskoczony ciszą okręcił się na pięcie, dopiero teraz zauważył co się dzieje. Zarumieniony podciągnął ubranie i wdzięcznie skinął zebranym głową.
- Chciałbym się z wami przywitać. Nie wiem czy podołam pokładanym we mnie nadziejom. Nie znam waszego świata, ale liczę, że wszystkiego mnie nauczycie – uśmiechnął się ciepło, a ten mały, drżący promyk pochodzący wprost z jego czystej duszy ogrzał serca większości zgromadzonych. Młody książę zrobił jak najlepsze wrażenie, wampiry wróciły tego dnia do swoich domów, gdzie świętowały do białego rana powrót króla. Wśród powszechniej radości były niewielkie wyjątki, ale one nie odważyły się nawet wyściubić nosa poza swoją kryjówkę. Na razie.

***
   Rajit jako jeden z pierwszych wrócił do swojego zamku. Także miał ochotę jeszcze zostać i poplotkować ze znajomymi, ale wzywały go obowiązki. Jego nieznośna siostra wyjechała z mężem w Himalaje, prowadzić badania nad śnieżnymi elfami. Surowy klimat tej krainy nie był odpowiedni dla dziecka, dlatego siostrzeniec na wakacje zamiast do domu, miał trafić pod jego opiekę. Wcześniej przygotował utrzymany w stonowanych kolorach pokój dla chłopca, pełen męskich gadżetów, książek o bitwach i potyczkach oraz sprzętu sportowego. Czekał niecierpliwie w ogrodzie obok teleportu. Prawdę mówiąc był odrobinę zdenerwowany, nigdy jeszcze nie zajmował się dzieckiem, co prawda miało już dwanaście lat, ale to tym gorzej. Kiedy sobie pomyślał, co on wyprawiał w tym wieku jeżyły mu się włosy na głowie. Wiedział, że jeżeli cokolwiek stanie się małemu, siostra go wykastruje tępym narzędziem. Ostatnio widział go jak był niemowlęciem. Nagle płyta zamigotała i pojawił się na niej niewielki chłopczyk, w workowatych spodniach na szelkach i czapce z daszkiem przekręconej na bakier.
- To ja Miki – Przedstawił się cichutko. Ogromna waliza, którą taszczył była prawie jego wzrostu. Rajit przyglądał się mu niezmiernie zaskoczony, wszyscy mężczyźni w jego rodzinie byli wysocy i rośli. Tu miał za to jakby Daniela w wersji mini, tyle, że jego oczka były zielone i patrzyły nieco nieśmiało spod długich rzęs.
- Nie martw się, będziesz się tu dobrze bawił. Znajdziemy ci jakiś kolegów – wziął od malucha walizkę. – Przestałeś rosnąć czy coś? – palnął.
- Nie każdy musi być zaraz osiłkiem – burknął buntowniczo dzieciak i tupnął nóżką. – Poza tym mama mówi, że u ciebie wzrost nie przekłada się na inteligencję.
- Skoro jestem taki do niczego, to ciekawe dlaczego przysłała cię do mnie? – zapytał uprzejmie, ale w środku mu się zagotowało.
- Babcia pojechała do chorej koleżanki, a dziadek skręcił nogę. Zostałeś tylko ty – zaprezentował mu szczerbaty uśmiech. – Masz strasznie duży dom – zaczął rozglądać się po holu na parterze.
- Co ta matka ci tu naładowała? Ciężkie jak worek z kamieniami! – sapnął i z hukiem postawił bagaż na podłodze.
- Nie wiem, ja i tak chodzę tylko w ogrodniczkach. – Wzruszyło beztrosko ramionami dziecko. Tymczasem napchana po brzegi waliza nie wytrzymała takiego brutalnego traktowania, zatrzeszczała i na marmurową posadzkę wysypały się ubranka. Głównie bluzeczki w kwiatuszki, z mnóstwem słodkich falbanek, kolorowe spódniczki, plus różowe baletki i tiulowa sukienka w piórka.
- Czekaj, stop! – krzyknął Rajit i wytrzeszczył oczy. – Dlaczego moja siostra zwariowała i chce zrobić z ciebie dziewczynkę?
- Wujku, jestem dziewczynką od urodzenia. Mam na imię Miki od Mikaela. – Mała popatrzyła na niego zirytowana, że nie rozumie takiej prostej rzeczy. – I mam nadzieję, że nie każesz mi ćwiczyć tych dziwnych podskoków i robić za łabędzia. Mam dostała hopla na punkcie baletu.
- Chwila, chyba mi słabo – Rajit z obłędem w oczach wyciągnął z kieszeni komórkę i wykręcił numer przyjaciela.
- Czego znowu, dopiero się widzieliśmy, właśnie robię sobie kąpiel relaksacyjną – mruknął niezadowolony Chandi.
- Błagam cię, przyjedź tu natychmiast, bo zaraz zwariuję! – zajęczał. – To dziewczyńska dziewczynka! Co się robi z dziewczynką? Ja się na tym nie znam! – panikował coraz bardziej. – Będę płacił za twoje pazurki do końca życia, tylko mnie nie zostawiaj! Możesz sobie zrobić nawet diamentowe wzorki!
- Co ty byś beze mnie zrobił? – westchnął filozoficznie elf i wstał z wanny. Musiał uratować biednego malucha ze szpon tego głuptasa. Według niego dziecko to dziecko, co z tego że żeńskiego rodzaju. Nie wiedział jeszcze jak bardzo się mylił.
..............................................................................................................................
Betowała Ariana