środa, 14 maja 2014

27.Po rozum do głowy. Nieoczekiwane skutki kaca. Będę wujkiem!.

     Rajit klęczał na środku korytarza, lodowaty marmur wbijał się boleśnie w jego kolana, a on nawet tego nie zauważył. Dzisiejszego dnia stracił zarówno przyjaciela jak i kochanka. Nie mógł wstać, błądził drżącą dłonią po ścianie w poszukiwaniu punktu zaczepienia. Cios jaki zadał mu elf był bardzo silny, niemal pozbawił go przytomności. Mijały minuty, a on trwał skulony bojąc się, że jakikolwiek ruch zabierze tą mizerną resztkę sił, jaka mu pozostała. W duszy mężczyzny panował ogromny chaos, w końcu udało mu się jakoś pozbierać i dobrnąć do teleportu. Potrząsał głową, nie mogąc w żaden sposób uzyskać ani jednej rozsądnej myśli. Nie wrócił do domu, gdzie na pewno byłby nagabywany przez bliskich ze względu na nietypowe zachowanie. Skierował swoje kroki do ogrodu, gdzie w zacisznej altance, ukrytej przed oczami domownikow, próbował wziąć się w garść.
-  Ten piękniś dosłownie mnie znokautował – mruknął do siebie pod nosem. Oparł się plecami o starą drewniana ławkę i przymknął oczy. Nie spodziewał się takiego ciosu, bolało jak cholera. Przyjaźnili się od tylu lat, nigdy by nie pomyślał, że elf potrafi być tak nieczuły i okrutny.W stosunku do Mikaeli zachowywał się bardzo opiekuńczo i taktownie, zajął się obcą mu dziewczynką jakby należała do jego najbliższej rodziny. Jak ktoś delikatny i troskliwy w stosunku do innych, mógł jednocześnie wypowiedzieć tak bezlitosne słowa? Cierpienie, które czuł, zaćmiewało mu jasność myśli, nie pozwalało dojść do sedna sprawy. Po upojnej, pełnej pasji nocy był przekonany, że wreszcie dopłynął do portu. Przyszłość malowała się w jasnych barwach. Z zachowania przyjaciela wywnioskował, że on także podziela jego uczucia. Nigdy w życiu tak bardzo się nie pomylił. Czyżby miłość, aż tak go ogłupiła, że zobaczył w oczach elfa coś, co nie istniało?
   Siedział w altanie dobre kilka godzin z kompletnym zamętem w głowie i sercu. Rajit może i był żołnierzem, ale wybór tej drogi nie należał do niego. Tradycją jego rodziny było, że najstarszy syn szkolił się na wojownika. Gdyby jednak sam miał wybierać, wolałby zacisze biblioteki. Porywczy z natury, najpierw działał , a potem siadał i analizował to, co się wydarzyło. Im dłużej nad tym wszystkim myślał, tym bardziej zachowanie Chandiego wydawało się bezsensowne. Powoli zaczynało mu świtać, że coś tu się bardzo nie zgadzało. Wyglądało na to, że cwany elf, który wiedział o nim dosłownie wszystko, gładko wyprowadził go w pole. Wyjął z kieszeni mały notes, zaczął wypisywać sprzeczności w zachowaniu wieszcza.
Mężczyzna był naprawdę oddanym, wypróbowanym przyjacielem, wiele razy pomógł mu w problemach.  Wiedział, że niełatwo zawiera nowe znajomości, nie miewa też przygodnych kochanków. Dumny i bardzo wybredny, na pewno nie pozwoliłby się dotknąć byle komu. Tego dnia, kiedy się kochali rzeczywiście okoliczności były wyjątkowo sprzyjające. Obaj rozżaleni, wypili sporo alkoholu, ale nie na tyle, aby nie wiedzieć co robią. Bliskość pięknego elfa, który od dawna mu się podobał, podziałała na niego niczym narkotyk. Trzymając go tak uległego i chętnego w ramionach zdał sobie sprawę, że ich przyjaźń już dawno przerodziła się w coś więcej. Co więcej, patrząc w oczy Chandiego, był przekonany, że czuje to samo. Jakoś nie potrafił uwierzyć, że rozsądny zwykle elf pod wpływem chwili całkowicie zmienił swój charakter i przeżył chwilę szaleństwa, zapominając zupełnie o konsekwencjach. Skoro stracił głowę i kochał się z nim tak namiętnie, musiał podzielać jego uczucia. W tym co mu powiedziała mała Miki, musiało tkwić ziarno prawdy. Po ich wspólnej nocy, musiało zdarzyć się coś, co wpłynęło na zachowanie Chandiego, wystraszyło go na tyle, by powiedzieć, tak okrutne słowa.
- Jednak jestem idiotą! – Rajit puknął się w czoło. Gdyby ten głuptas lekko traktował wspólną noc, to po co by uciekał i się przed nim ukrywał przez tyle czasu. Dzisiaj miał okazję wszystko wyjaśnić, a on zamiast przycisnąć tego spłoszonego łobuza, zachował się egoistycznie, myśląc tylko o sobie i swoich zranionych uczuciach. Mały cwaniak sprytnie sobie całą  akcję zaplanował, zmanipulował go niczym dziecko. – Niech no ja cię dostanę w swoje ręce, teraz ty będziesz ptaszku śpiewał na moją nutę! – Wampir podniósł do góry głowę, zastanawiając się jak odnaleźć niepoprawnego zbiega. Doszedł do wniosku, że może Nirmal coś wie, był z elfem całkiem blisko. W każdym razie na pewno warto było nakreślić chłopakowi sytuację, za nim zrobi to niemądry wieszcz.
***
   Nirmal wziął szybki prysznic zastanawiając się, dlaczego szmer w jego biednej głowie był głośniejszy od szumu wody. Zanim skończył mycie zdążył się dwa razy poślizgnąć oraz potłuc sobie plecy. Chora noga nie lubiła najwyraźniej alkoholu i od rana sprawiała kłopoty. Ubrany jedynie w puszysty, frotowy szlafrok poczłapał na bosaka do małej jadalni, gdzie Lakshman popijał właśnie herbatę i przeglądał najnowsze gazety. Na widok rozczochranego, mrużącego oczy męża uśmiechnął się pod nosem. Sprawiedliwa natura mściła się za jego głupotę i pociąg do wiśnióweczki.
- Marnie wyglądasz – odsunął uprzejmym gestem krzesło obok siebie i nalał do kubka kawy. – Twój ojciec robi diabelsko mocny soczek.
- Ciszej – jęknął chłopak, odgarniając do tyłu spadającą mu na oczy splątaną grzywę. – Sam nie wyglądasz  na okaz zdrowia. – Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na posiniaczoną szyję mężczyzny. – Mam nadzieję, że masz na to jakieś wytłumaczenie i nie jest nim twój napalony kochanek. – Oczy zabłysły mu groźnie. Nawet nie wiedział, kiedy wstał i zaczął obwąchiwać szyję męża, ale na szczęście nie było na niej żadnego obcego zapachu. Odetchnął z ulgą.
- Paskudny zazdrośnik – roześmiał się mężczyzna, zadarty nos połaskotał jego wrażliwą skórę. Słodki głuptas nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co właśnie robił i jak bardzo zaborczo się zachowywał.
- Niby ja? Też coś! – prychnął wyniośle, opadł z powrotem na swoje krzesło i z wielkim zapałem zaczął czytać bzdurny artykuł.
- Spotkałem wczoraj małego komara. Strasznie był natrętny, a tak chętny, że zrobiliśmy TO na ławce w parku. Jestem dżentelmenem i nie odmawiam komarom w potrzebie. Mam nadzieję, że smakowało. – Spojrzał wymownie na zaskoczonego chłopaka, który w pierwszej chwili zupełnie nie zrozumiał, o co mu chodziło i wytrzeszczył oczy.
- Czekaj. – Pociągnął łyk aromatycznego płynu z kubka. – Chcesz mi wmówić, że wczoraj się opiłem i molestowałem cię w parku? – Na blade policzki zaczął wpełzać ciemny rumieniec. – Bzdura! – Wziął ze stołu czasopismo i szybko się nim zasłonił.
- A więc to nie ty nazywałeś mnie wczoraj swoim cukiereczkiem i lizałeś po szyi jęcząc do ucha? – Usługujący do stołu lokaj dziwnie zabulgotał, po czym zasłonił twarz trzymanym w rękach dzbankiem z mlekiem.
- Nie powinieneś jeść tyle bigosu mojej matki, masz po nim strasznie dziwne sny! – Nirmal z uporem trwał przy swojej wersji wydarzeń. Prawda jednak była taka, że wspomnienia zaczęły wracać w krótkich rozbłyskach. – Kto by cię tam chciał brzydalu? – Mruknął cichutko do siebie. – Na księcia z bajki to ty nie wyglądasz, prędzej na tyrana.
   Lakshman mimo, że doskonale słyszał jego wywody nie skomentował ich ani jednym słowem. Smarkacz przeczył sam sobie, nie miał jednak zamiaru się z nim spierać i niczego tłumaczyć. Poprzedniego wieczora zrozumiał kilka rzeczy, nie było najmniejszego sensu naciskać na tego uparciucha.
- Myślę, że najwyższy czas się ubrać. Ty też chyba nie masz zamiaru biegać tak po zamku?
- Fakt, strasznie zimno mi w stopy. - Skulił zmarznięte palce, wstał i oczywiście znowu się potknął. – Cholerna noga! – Nie znosił swojego kalectwa, które dawało znać o sobie w najmniej oczekiwanych momentach. Czuł się wtedy taki żałosny i nic nie warty. Niespodziewanie poczuł, jak silne ramiona unoszą go do góry i mocno przytulają. Nagle znalazł się w bezpiecznym, ciepłym miejscu.
- Dokąd dostarczyć Waszą Sfrustrowaną Wysokość? – Zapytał uprzejmie Lakshman z przyjemnością wdychając jego zapach, nieodmiennie kojarzący mu się z leśnymi kwiatami. – Jakieś specjalne życzenia?
- Do łóżka i ogrzać własnym ciałem... – wyrwało się z ust otumanionego chłopaka, który natychmiast poczuł ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię, w najciemniejszy kąt piekła. – Yhy... yhy... – rozkaszlał się, chcąc jakoś zamaskować swoje słowa, ale było już za późno.
- Jesteś pewien, że nie wolałbyś jednak jakiegoś księcia z bajki? – zamruczał wprost do czerwonego ucha.
- Ja... eee... no... – jąkał się bezradnie Nirmal, a jego serce biło jak oszalałe. Nie mógł skupić myśli, ponieważ złote, pełne z trudem powstrzymywanej pasji  oczy znajdowały się zbyt blisko. Otwarł usta, żeby coś jeszcze dodać, ale zostały zamknięte zaborczym pocałunkiem. Lakshman postawił go na ziemi i przycisnął do okrytej zabytkowym arrasem ściany w korytarzu, którym właśnie podążali. Mocno objął w pasie i wpił w miękkie wargi, które natychmiast zapraszająco się rozchyliły. Smukłe ciało przylgnęło do niego, idealnie się wpasowując. Delikatnie, aby nie przestraszyć chłopaka, wsunął język do wilgotnego wnętrza. Gładził je w powolnej, czułej pieszczocie z całej siły opierając się chęci wzięcia go tu i teraz, najlepiej na ścianie, o którą się opierali. Obaj zupełnie zapomnieli gdzie się znajdują. Słuchać było jedynie przyspieszone oddechy oraz szelest materiału, kiedy spragnione ciała zaczęły się o siebie gwałtownie ocierać.
- Och...! – rozległ się za ich plecami pisk pokojowej, która ze spuszczonymi oczami zaczęła pospiesznie zbierać rozsypaną bieliznę.
- Rany...! – Idący za nią dworzanin potknął się o nogę kobiety, zagapiony na całującą się namiętnie królewską parę i wylądował na ziemi z pełnym bólu jękiem. Dokumenty, które niósł, kompletnie się ze sobą pomieszały.
- Chyba będziemy musieli dokończyć to wieczorem, inaczej się nam służba pozabija – mruknął Lakshman i z ociąganiem puścił zmieszanego męża, który zamrugał oczami, starając się wrócić do rzeczywistości. Dzień się jeszcze na dobre nie zaczął, a on już kilka razy zrobił z siebie durnia. Po widowiskowym ślubie przysięgał sobie wielokrotnie, że nie pozwoli sobą manipulować i da temu twardogłowemu draniowi porządną nauczkę. Tymczasem wystarczyło, że się do niego zbliżył, a on zamieniał się w drżącą galaretę i rozpływał, kiedy tylko go dotknął. Nie miał nad tym żadnej kontroli.
- Nie będziemy niczego kończyć. – Najeżył się i speszony wyjrzał zza ramienia mężczyzny. O tej porze na zamkowych korytarzach był spory ruch. Tłumek dworzan, poukrywanych w bezpiecznej odległości za kolumnami szeptem komentował ich zachowanie. Chłopak zadarł do góry nos i starając się unikać ciekawskich spojrzeć, dumnym krokiem udał się do swojej sypialni. Wpełznął pod kołdrę tak, że wystawał tylko czubek jego głowy. Miał zamiar tam zostać najdłużej jak się dało, mając cichą nadzieję, że wstrętni plotkarze szybko znajdą nowy temat do rozmowy.
   Lakshman został na korytarzu i chwilę jeszcze patrzył za swoim umykającym mężem z dość niemądrym wyrazem twarzy. Trzepoczące, długie rzęsy zupełnie go zauroczyły. Rzucały na zarumienione policzki chłopaka miękkie cienie. Gdyby nie ta beznadziejna banda gapiąca się na nich bezwstydnie, mógłby dostać jeszcze parę tych podniecających całusów.
- Nie macie nic do roboty?! – warknął na dworzan, którzy natychmiast odzyskali zdolność ruchu. Lepiej było nie narażać się groźnemu władcy.

***
    Chandi od rana sprzątał w domu z bojową miną, z maniackim uporem pozbywając się każdego, najmniejszego pyłku. Takie codzienne czynności zawsze go uspokajały, nie pozwalały pogrążyć się bez reszty w pełnych smutku myślach. Z początku był stuprocentowo pewny podjętej decyzji, teraz jednak zaczynał się wahać. Czy na pewno miał prawo pozbawiać dziecko ojca? Nie dał Rajitowi możliwości żadnego wyboru. Coraz częściej czuł potrzebę porozmawiania z kimś na ten drażliwy temat. Nie miał jednak zbyt wielu przyjaciół, którym ufał, a ta sprawa wymagała wyjątkowej dyskrecji. Nieznośny kot chodził za nim krok w krok, plącząc się pod nogami. Dopominał się bezczelnie o swoją porcję wątróbki.
- Eh ty żarłoku... - westchnął mężczyzna i skierował się do kuchni. Otworzył lodówkę i na widok jej zawartości zaburczało mu głośno w brzuchu. Teraz dopiero sobie przypomniał, że co najmniej od doby nic nie jadł. Nie odczuwał żadnego głodu. – Co z ciebie za matka? – upomniał się ostro. Należało nakarmić nie tylko miauczącego futrzaka, ale także maleństwo. Nałożył do miseczki mięsko, co spotkało się natychmiast z radosnym pomrukiem. Zalał płatki z bakaliami ciepłym mlekiem i krzywiąc się niemiłosiernie, próbował coś do siebie wmusić. Poprzestał po kilku łyżkach, bo zrobiło mu się niedobrze.
- Pip...pip... – rozległ się natarczywy dźwięk telefonu. Mężczyzna niechętnie wziął do ręki aparat, ale na widok numeru Nirmala od razu odebrał.
- Gdzie się podziewasz? Co ty nagadałeś mojej matce, że tak warczy na Lakshmana? – Bezpośredni chłopak od razu przystąpił do rzeczy.
- Prawdę, że straszny z niego drań. Masz czas? – Ogromnie lubił tego małego pechowca, w jego towarzystwie zawsze się odprężał. Emanował takim ciepłem i serdecznością, że natychmiast udzielało się otoczeniu.
- Mam, ale się ukrywam – wymamrotał, czerwieniejąc ponownie aż po szyję, na samo wspomnienie, co jeszcze przed godziną wyprawiał.
- Gdzie? Co znowu nabroiłeś? – Dzieciak jak zwykle był po uszy w tarapatach, nie żeby się tego nie spodziewał.
- Pod kołdrą, znowu dałem plamę, a nawet kilka – mruknął zawstydzony.
- Przyjedz do mnie, to porozmawiamy, ale nie wolno ci wypaplać nikomu adresu! – zaproponował nieoczekiwanie dla samego siebie.
- Będę za chwilę, muszę się tylko przedrzeć przez szeregi wroga. Do zobaczenia! – Energicznie odłożył telefon i wyskoczył z łóżka. – Baaansi! Ubranie! – Miło było mieć lokaja, gotowego na każde skinienie. Szybko przyzwyczaił się do pogodnego chłopaka, który niezmiernie dumny ze swojej roli, starał się jak mógł by mu dogodzić.
- Wszystko gotowe Wasza Wysokość. Z taką fryzurą pana nie wypuszczę! -  Złapał ubierającego się pośpieszne Nirmala za pasek od spodni. – Jestem odpowiedzialny za pana wygląd! – Wskazał na krzesło przed toaletką.
- No dobra – mruknął zrezygnowany, widząc, że z pedantem nie wygra. Po kwadransie był już gotowy. Nie miał jednak zamiaru korzystać z oficjalnego, zamkowego teleportu. Otworzył szeroko okno i zanim Bansi zdążył go powstrzymać rozłożył skrzydła, wspiął się na parapet i z radosnym okrzykiem wyfrunął, kierując się do odległego kąta parku, gdzie niedawno odnalazł ukrytą przed oczami ciekawskich płytę. Jak wróci będzie pewnie musiał wysłuchać kazania na temat latania na terenie pałacu, które było absolutnie zakazane ze względu na możliwość kolizji.
Oczywiście nietoperza gromadka dzielnie mu towarzyszyła. Maluchy chętnie poznawały nowe tereny, a Alisa pilnowała by nie wpadły w kłopoty. Po drodze wstąpili do cukierni, wzbudzając w niej małą sensację. Niecodziennie przychodził tam klient z trzema nietoperzami na ramieniu rozglądającymi się ciekawie dookoła. Nie wypadało iść im do wieszcza z pustymi rękami.
***
   Nowy dom Chandiego od razu się chłopakowi spodobał. Nieduży, z czerwonym kominem, po jego białych ścianach pięła się winorośl. Dojrzewające, ciemne grona wisiały ciężko na wiotkich gałązkach. Zapukał i wszedł do środka.  Na widok schodzącego po schodach elfa zatrzymał się na środku przedpokoju. Blady z podkrążonymi oczami i smutnym uśmiechem nie wyglądał najlepiej, ubranie luźno na nim wisiało, widać było, że schudł kilka kilogramów.
- Mam pączki z różą i orzechowe podkówki. – Nirmal, zadowolony ze swojej przezorności, pomachał przed nosem mężczyzny sporym pudełkiem. Najwyraźniej przybył w samą porę.
- Chcesz mi zepsuć figurę? – zażartował Chandi, przytulając przyjaciela do siebie.
- Wiesz, jako ta... ee... Wasza Wysokość... Muszę być najpiękniejszy, a ty psujesz mój książęcy wizerunek. – Pogłaskał go po szczupłym policzku. – Odkarmię cię, aż zaczniesz przypominać kulkę.
- Nawet nie musisz bardzo się starać i tak niedługą będę ją przypominał. – Zrobił wymowny gest w okolicy swojego brzucha. Jakoś nie umiał przy tym chłopaku zachować tajemnicy, tak bardzo chciał się nią podzielić. Zobaczył, jak jego oczy zaczynają wielkością przypominać spodki.
- Prowadź do kuchni na herbatę. – Objął elfa ramieniem. – Liczę na to, że dowiem się, jakim cudem zostanę wujkiem.
- Nie ma się czym chwalić, zrobiłem coś naprawdę głupiego. – Wskazał przyjacielowi miejsce za stołem. Nastawił czajnik elektryczny i wyciągnął filiżanki, po chwili zalał torebki z herbatą.
- Jak było? Chyba Rajit jest dobrym kochankiem? – Wbił w mężczyznę zaciekawione spojrzenie.
- Cudownie. – Usiadł i wziął do ręki podsuniętego mu ukradkiem pączka. – Zupełnie jakbym znalazł się w jakimś nieznanym, pełnym niesamowitych emocji i doznań miejscu. Jakbym szybował z ukochaną osobą w ciepły, letni dzień pod rozgwieżdżonym niebem.
- To pewnie zależy od osoby, bo u mnie to raczej przypomina sztorm i burzę z piorunami. Wystarczy jeden całus i dostaję kompletnego zaćmienia mózgu, zupełnie jakby strzeliła we mnie błyskawica - westchnął.
- Skąd wiesz, że spałem z Rajitem? – Do elfa dopiero teraz dotarło to, co wcześniej powiedział.
- Gapicie się na siebie od dawna, jakbyście się chcieli pozjadać bez popijania. – Uśmiechnął się do zmieszanego mężczyzny. – Zawsze się zastanawiałem, dlaczego gracie w tą dziwną grę. Przepraszam za tą sprawę ze ślubem, całkiem straciłem głowę. Mieliśmy zamiar wszystko ci wytłumaczyć, ale ty ciągle gdzieś znikałeś i trzymałeś dystans.
- Niezbyt dobrze trzymałem, sądząc po skutkach. – Pogłaskał się po brzuchu.
- Musiało być gorąco, skoro się nawet zapomnieliście zabezpieczyć – zachichotał niepoprawny Nirmal.
- I poucza mnie ten,  w którego od zwykłego buziaka biją pioruny - odgryzł się natychmiast. Nawet nie zauważył, że zjadł już trzeciego pączka.
- Powiedziałeś mu o maleństwie? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Wiedział, że zepsuje nastrój, ale musiał to wiedzieć.
- Nie mam zamiaru! Nie będę łapał męża na dziecko. Poza tym znasz prawo, nie chcę by się nad nim ktoś znęcał, tylko dlatego, że jest mieszańcem. Dla Rajita jako przywódcy klanu byłby to wielki problem. Sam je wychowam. – Przygryzł usta, aby się nie rozpłakać.
- Zastanów się nad tym, to nie jest dobre rozwiązanie dla żadnego z was. Wszyscy troje będziecie cierpieć, nawet ta niewinna kruszynka. – Próbował przemówić przyjacielowi do rozsądku. Doskonale widział jak bardzo cierpi, jego smukłe dłonie cały czas drżały, mimo, że z całej siły usiłował nad sobą zapanować.
- Ja cię proszę o jedno, nie waż się nikomu o tym powiedzieć. – Łzy same popłynęły po jego twarzy. Nie potrafił ich już powstrzymać, ze ściśniętego gardła wyrwał się gwałtowny szloch.
- Pomogę ci najlepiej jak potrafię. – Nirmal przytulił go do siebie, głaszcząc łagodnie po plecach. Nie miał najmniejszego zamiaru tak tego zostawić. Musiał coś wymyślić, by połączyć dwa dumne uparciuchy. Nie pozwoli by ta para, wprost dla siebie stworzona, rozpadła się z powodu jakiegoś durnego prawa. Jeśli będzie konieczne użyje swoich wpływów i siły, a potem zobaczy co dalej. – Nie bój się, na pewno nie zostaniesz sam, już moja w tym głowa.
- Ppch... Fff...– Z pokoju dobiegło ich prychanie rozjuszonego kota i łomot spadających na podłogę przedmiotów.
- Iiich... – Rozległ się bojowy pisk nietoperzego chóru oraz kolejny brzęk, tym razem prawdopodobnie szkła.
- Chyba futrzaki robią ci demolkę. Powinienem je zostawić w domu – westchnął i puścił nieco już spokojniejszego elfa.
- Jesteś chodzącym workiem na kłopoty! - Chandi otarł twarz wierzchem dłoni.
- Ale będę dobrym wujkiem i paskudnie rozpieszczę twojego synka. – Posłał przyjacielowi psotny uśmiech, który otulił jego serce niczym ciepły kocyk. Każdy kto znalazł się w pobliżu Nirmala, natychmiast odczuwał serdeczność jaką emanował. Gdyby był piecykiem z pewnością mógłby ogrzać cały Amalend w zimowe noce.
.................................................................................................................................
Betowała Ariana