poniedziałek, 11 maja 2015

44. Pustooka istota. Nowy dom.

   Rajit obudził się o świcie z paskudnym bólem głowy. Coś uporczywie wbijało mu się w tyłek. Pomacał wokoło rękami; najwyraźniej leżał na prostej, słomianej macie, szorstkiej i pełnej wystających źdźbeł. Ze zdumieniem powiódł oczami po kamiennych ścianach i maleńkim, zakratowanym okienku pod samym sufitem, które przepuszczało niewiele światła. Najwyraźniej znajdował się w zamkowych lochach, o czym świadczyły szkarłatne żyłki, pulsujące w grubym murze.
– Co do cholery…? – Usiłował odtworzyć w myślach poprzedni dzień. Świadomość wracała powoli. Przed jego oczami przewijały się kolejne sceny, a serce zaczęło tłuc się boleśnie w piersiach. Przypomniał sobie żal i rozpacz w pięknych oczach Chandiego. Swoją bezpośredniością złamał mu serce i teraz miał ochotę strzelić sobie w pysk. Nie miał najmniejszego zamiaru zrezygnować z męża, kochał go ponad wszystko na świecie. To te nowonarodzone stworzenie stanowiło problem. Słowo dziecko jakoś nie mogło przejść mu przez gardło. Na myśl o nim znowu poczuł gniew i zawód. Nadal sądził, że byłby w stanie przekonać elfa do oddania ślepego potworka. Jeśli nie chciał przekazać go Egzekutorom, to chociaż do Ochronki, która powstała właśnie dla takich mutantów. Następny potomek na pewno byłby spełnieniem marzeń obojga, wampirom nigdy nie rodziło się dwoje kalek, przynajmniej nie znalazł o tym wzmianki w Kronikach Amalendu, które przecież uważnie studiował. Podniósł się z podłogi i zaczął bębnić w drzwi pięściami.
– Halo! Jest tam ktoś?
   Uznał, że musi przeprosić Lakshmana za wczorajsze zachowanie. Zupełnie stracił nad sobą kontrolę, co zdarzało mu się niezmiernie rzadko. Miał też nadzieję, że przyjaciel podpowie mu, jak ugłaskać Chandiego i nakłonić do zmiany zdania. W tym wypadku jego czułe, szlachetne serce nie mogło zdziałać niczego dobrego. Jaki sens miało przywiązanie się na całe życie do bezrozumnej, niewidomej istoty, która pewnie nawet nie będzie odróżniała jednej osoby od drugiej? Temu czemuś na pewno wszystko jedno, kto się nim opiekuje, grunt, że ma pełny brzuch i ciepło. Mąż z powodu odmiennej rasy często nie rozumiał wampirzych zwyczajów, opartych na starych, mądrych tradycjach. Teraz widział, że być może nie miał racji, forsując prawo o mieszańcach. Koniecznie trzeba będzie je zmodyfikować i wprowadzić poprawki. Nie należało lekceważyć doświadczeń przodków i powoływać na świat rzeszy mutantów. Ojciec zawsze opowiadał mu o jakimś kuzynie, którego oddano do Ochronki, podobno nie mówił, tylko piszczał niczym dzikie zwierzątko. Nikt nie potrafił się z nim porozumieć, mazał po ścianach kredkami jakieś koślawe obrazki. Rodzina od razu wyrzekła się odmieńca, choć nie skąpiła pieniędzy na jego utrzymanie i opiekę.
   Do zszokowanego Rajita nie docierało, że przecież sam odstąpił od starych zasad i wbrew rozsądkowi poślubił elfa. W związku z tym powinien się liczyć z konsekwencjami takiego małżeństwa, o których wszyscy wiedzieli, nigdy jednak nie mówili o nich głośno. W Amalendzie to był temat tabu. Wampir w swoim pokrętnym rozumowaniu kompletnie rozgraniczał te dwie sprawy – związek z Chandim i narodzonego. Dla niego pustooki potworek z ukochanym mężem miał niewiele wspólnego. Ot, nieprzyjemny problem, który trzeba było szybko rozwiązać. Trwając w swoim uporze i zaślepieniu, wampir nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ta maleńka, pokrzywdzona przez los istotka była jednak jego synem. Odpychał od siebie tę myśl, skupiając się całkowicie na elfie, bez którego nie wyobrażał sobie życia. Chwile, kiedy razem nucili rosnącej w jego łonie kruszynie, zupełnie wyleciały z jego pamięci, wyparte przez rodową dumę.
    Tak to już niestety bywa, że co innego zaakceptować odmienność u innych, a co innego na własnym podwórku. Rajit był tego najlepszym przykładem. Sam sponsorował wiele organizacji działających na rzecz mieszańców, przytakiwał wielkodusznie wszystkim, którzy mówili o nich z szacunkiem jako o cennych mieszkańcach Amalendu, wiele wnoszących do kultury kraju. Politykował i agitował na ich rzecz, nie mając z nimi bezpośredniego kontaktu i dość powierzchownie znając ich problemy. Niestety kompletnie zawiódł, gdy przyszło mu okazać tolerancję we własnym domu.
    Na korytarzu rozległy się ciężkie kroki. Zwabiony hałasem strażnik otworzył drzwi celi, obdarzając posępnym spojrzeniem wampirzego lorda, który w tej chwili nie przedstawiał się zbyt imponująco w pomiętym, pełnym źdźbeł słomy ubraniu i z podbitym okiem. Bardziej przypominał menela z pobliskiej karczmy po ciężkiej, pełnej pijaństwa i ekscesów nocy.
– Na co się gapisz? Wypuść mnie! – warknął do stojącego w progu mężczyzny.
– Jego Wysokość czeka na pana w gabinecie. – Strażnik zmierzył więźnia pogardliwym wzrokiem. Plotki o zachowaniu Rajita i kalekim dziecku lordowskiej pary rozeszły się po kraju z prędkością światła. Sam miał niedosłyszącą córeczkę, która była jego najsłodszym promyczkiem. Dla niego stojący przed nim obrażony na cały świat facet, stał w hierarchii niżej od robaka.
                                                                      ***
   Nirmal kołysał w ramionach swojego chrześniaka, który ucichł, jak tylko pogładził kędzierzawe włoski. Intensywnie myślał, jak pomóc przyjacielowi w tej dramatycznej sytuacji. Z opowieści elfa wyłaniał się obraz Rajita, jakiego nie znał i nie chciałby poznać.  Nic nie wskazywało na to, że był takim zadufanym w sobie idiotą o dziwacznych, rasistowskich poglądach z zamierzchłej przeszłości. Chandi postawił sprawę jasno, nie chciał mieć z nim już do czynienia, pragnął jedynie w spokoju wychować swoje dziecko. W jego oczach wampir wszystko stracił, przekreślił piękne chwile, które razem spędzili, odwracając się od ich wspólnego dziecka tylko dlatego, że było chore i wymagało większej opieki i troski.
– Nie mam się do kogo z tym zwrócić. – Wieszcz usiadł ostrożnie w fotelu, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Był zmęczony porodem, obolały na całym ciele, przespał się może dwie godziny. Panował nad sobą resztkami sił. – Nie powinienem cię wciągać w swoje prywatne waśnie – westchnął cicho, zawstydzony swoją słabością. Dumne elfy z reguły trzymały dystans i nie lubiły uzewnętrzniać swoich uczuć nawet najbliższym im osobom.
– Nie wygłupiaj się, w końcu od tego są przyjaciele. – Maleństwo przytulone do jego ciepłej piersi spało w najlepsze. Czuło się bezpiecznie w ramionach tego mężczyzny, który zaakceptował je od razu, bez najmniejszego wahania. Wyczuło szlachetność myśli i uczuć, mimo że niewiele jeszcze rozumiało. Hiral bowiem urodził się empatą i czytającym w myślach, jakiego jeszcze nie znał świat Amalendu. Przewrotna natura zabierając mu wzrok, wyrównała to obficie innymi talentami. Chłopczyk nie zdawał sobie sprawy, że właśnie widział swojego smutnego, zatroskanego ojca oczami Nirmala. Od tej pory właśnie w ten sposób miał poznawać otaczającą go rzeczywistość. Jego niezwykłe, błękitne źrenice, obojętne na świat zewnętrzny,  przeznaczone były do oglądania dusz, uczuć i myśli innych istot. Na razie jednak nikt nie zdawał sobie sprawy z jego niezwykłych zdolności.
   Elf ze zdumieniem obserwował śpiącego beztrosko malucha, który w obecności Rajita tak bardzo się awanturował, jakby ktoś obdzierał go ze skóry, zaś teraz wyglądał jak słodki aniołek. Zaczął się wcześniej nawet martwić, czy aby coś go nie boli. Nie miał pojęcia, jakim cudem wystarczyło zaledwie jedno dotknięcie księcia, by się uspokoił. Teraz doszedł jednak do wniosku, że dziecko zwyczajnie się zmęczyło.
– Potrzebuję miejsca, w którym będę mógł zamieszkać z synkiem. Nie chcę jednak, aby Rajit wiedział, gdzie przebywam. Obawiam się też reakcji Lakshmana. Ostatnio tak dobrze się między wami układało, jak się dowie, że mi pomogłeś, może wpaść w szał, a wszyscy wiemy, jaki bywa porywczy. – Chandi nerwowym ruchem zmierzwił na głowie platynowe pasma.
– Tym się nie przejmuj, najwyżej usmażę mu ten jadowity język i skore do awantur pięści – odezwał się zupełnie beztrosko Nirmal, który od kiedy dysponował ognistą bronią, choć niezupełnie umiał nad nią panować, poczuł się jakoś pewniej. – A potem zjem na chrupko. – W umyśle chłopaka, zupełnie nieadekwatnie do sytuacji, pojawił się właśnie obraz opalonego na złocisty brąz nagiego ciała męża. Nie miałby nic przeciwko takiej kolacji, podanej na jedwabnych, białych prześcieradłach.
– Masz jakiś pomysł? – zapytał nieco zdezorientowany elf, widząc dziwne błyski w oczach przyjaciela.
– Właściwie to tak. – Nirmal podrapał się po wysuniętej brodzie. – Mieliśmy takiego wujka marynarza, strasznego oryginała. Zostawił w spadku mojej rodzinie dom na Mazurach, tyle że na strasznym odludziu. Jedyni sąsiedzi to paskudne ropuchy, jeże, trochę dzikich kaczek i innej leśnej zwierzyny. Pijawki wyglądają tam jak węże. – Wzdrygnął się na samo wspomnienie wijącego się w stawie paskudztwa. – Przydałby się tam teleport, żebyś mógł się swobodnie przemieszczać w razie potrzeby. Chodź! – Wziął mężczyznę za rękę i pociągnął do parku, w kierunku najbliższej płyty. Ze zdumieniem zauważył, że razem z nimi stanęło na niej rozpuszczone kocisko Chandiego, zwane pieszczotliwie Kocurkiem.
– Chyba chce wybrać się z wami. Będzie miał hultaj na co polować. – Uśmiechnął się chłopak, patrząc na ocierającego się o ich nogi z błogą miną na wąsatym pyszczku zwierzaka.
– Ten leń? – Wieszcz popatrzył na kota z politowaniem. – On potrafi jedynie żebrać pod stołem o mięso. Choć, trzeba przyznać, robi to z wdziękiem.
W ułamku sekundy znaleźli się na drugim końcu Polski. Przed nimi, na brzegu sporego jeziora stał niewielki, drewniany dom, kształtem do złudzenia przypominający dalekomorski jacht  z zamierzchłych czasów. Otaczał go bujny, na wpół dziki ogród, ogrodzony prostymi balami, świetnie komponującymi się z otoczeniem.
– Nie będziesz się bał zostać tu sam z dzieckiem? – Nirmal poprowadził go wysypaną żwirkiem ścieżką prosto do drzwi. Miały zabawną kołatkę z trupią czaszką, trzymającą w krzywych zębach ropuchę.
– Mam nadzieję, że jest tu prąd. – Chandi rozglądał się ciekawie po całkiem nowocześnie umeblowanym domu. – I mam kota obronnego jakby coś. – Wskazał na prężącego się dumnie Kocurka, obwąchującego wszystkie kąty.
– Mam nadzieję, że ta niecnota obroni cię chociaż przed myszami. – Położył na łóżku w przestronnej, widnej sypialni Hirala, który od razu otworzył oczka, zaczął się energicznie wiercić, wygrzebując się z kocyka i z zadowoleniem włożył sobie do buzi palec od nogi.
– Zadziwiająco czysto, pachnie świeżością i żywicą. – Elf był mile zaskoczony. Domek nie tylko okazał się bardzo ładny i przytulny, ale też posiadał wszystkie niezbędne sprzęty i udogodnienia. Składał się z dwóch sypialni, niewielkiego saloniku z balkonowym oknem wychodzącym na taras, przestronnej kuchni i łazienki.
– Mama przyjeżdża tu przynajmniej raz w miesiącu. Sprząta, robi niezbędne zakupy i godzinami moczy kija w jeziorze. Jest zapaloną rybaczką. – Nirmal zastanawiał się, czy on też potrafiłby dokonać tego, co gruchający do siebie chrześniak. Zauważył, że dzieci Amalendu są o wiele sprawniejsze fizycznie od ludzkich. Być może była to kwestia genów. Taka niezwykła giętkość dawała niezłe perspektywy w łóżku. Zarumienił się pod wpływem swoich myśli, przez tego niewyżytego Lakshmana ostatnio myślał tylko o jednym – być przygniecionym do materaca przez gorące i chętne ciało. Dwudniowy post nieco go ogłupił.
– Czegoś ty taki czerwony? Denerwujesz się, co powiesz mężowi? – Chandi z wielką ulgą na twarzy położył się obok dziecka. – Tylko na momencik – mruknął cicho i po kilku sekundach spał jak zabity, przy czym maluch zaczął bawić się jego włosami.
– Chyba nic się nie stanie, jak zrobię zakupy, co? – zapytał sam siebie książę. Przykrył obu kocem i pogładził czule blady policzek przyjaciela. Jego twarz nawet teraz wyglądała na smutną i cierpiącą. – Obaj potrzebują trochę rzeczy i prowiantu. Muszę też zawiadomić mamę, żeby nie zeszła na zawał, jak ich zobaczy.
– Mruu… phch… – odpowiedział mu z mądrą miną Kocurek, myjąc sobie szorstkim językiem jedyną białą łapkę. Co prawda był na wsi, ale szlachectwo zobowiązywało do nienagannego wyglądu w każdej sytuacji. Od kiedy zamieszkał ze swoim panem w zamku, czuł się co najmniej jak hrabia i nabrał wielkopańskich, a raczej wielkokocich manier.
                                                                 ***
   Lakshman właśnie siedział w gabinecie, tupiąc niecierpliwie nogą. Czekał na wieści od nieznośnego męża, który, na wieść o urodzeniu się przyszłego chrześniaka, zniknął bez śladu. Zastanawiał się, co znowu narozrabiał Rajit, który często najpierw działał, a potem myślał. Po chwili rozległo się ostrożne pukanie i strapiony, wampirzy lord wszedł do gabinetu, nie czekając na zaproszenie.
– Ty się nigdy manier nie nauczysz! – warknął władca, bo w tym momencie zabolała go, uderzona poprzedniego dnia przez tego nabuzowanego nie wiadomo czym drania, szczęka.
– Wybacz, Panie. – Rajit wiedział, kiedy przybrać pokorną minę oddanego sługi. – Przepraszam za moje zachowanie, było karygodne.
– Ty mi lepiej powiedz, co się stało? – Wskazał przyjacielowi wygodny fotel obok biurka. Widział, jak zaciska dłonie w pięści, by się opanować, a powieki drżą mu nerwowo.
– Nie wiem, od czego zacząć…
– Najlepiej od początku – Lakshman znał Rajita bardzo długo, ale nigdy, nawet w czasie najzaciętszych bitew, nie widział go tak wyprowadzonego z równowagi.
– Hm… Chandi stracił rozum, nie chce oddać tego kalekiego stworzenia… Obraził się i chyba przestał mnie kochać… Może ty mu przetłumaczysz, że mam rację…
– Jąkając się, na przemian bladł i czerwieniał. Opowiedział całą historię, nadal zupełnie nie rozumiejąc, czym zawinił. – Chciałem go chronić… Tylko by cierpiał, patrząc na tę pustooką istotę…
– Rajit! Ty żałosny, popierdolony kretynie! Jak możesz nazywać tak swojego syna?! – Władca nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Cud, że go na miejscu szlag nie trafił. Zerwał się z fotela, uniósł mężczyznę za ramiona i zaczął nim potrząsać niczym kukiełką. – To nie jakaś istota, ale żywe dziecko. Twoje dziecko! Zamiast wesprzeć w trudnej chwili swojego męża, którego podobno tak kochasz, zostawiłeś go samego z problemem i uciekłeś! Nędzna kreaturo, zastanów się choć na moment nad tym, co się wypsnęło z twojej parszywej gęby!
– Ale ja chciałem mu pomóc, widziałem, jak cierpi na widok tego mutanta. Gdybyśmy go od razu oddali, za miesiąc czy dwa na pewno zapomniałby o całej sprawie. Nie mogłem pozwolić, by poświęcił mu swoje życie. – Rajit tłumaczył jak umiał najlepiej swoje racje. – Przecież to coś nie jest niczego świadome.
– Nie wiem, czy cię zabić, czy współczuć? – Lakshman opadł bezsilnie na fotel, puszczając bezceremonialnie na posadzkę bałwana, który był, o zgrozo, jego przyjacielem. Do pewnego stopnia rozumiał tok myślenia dumnego lorda. Wampiry miały bardzo mało dzieci i żyły przez wiele wieków. Bystry umysł, wewnętrzna moc, silne i urodziwe ciało były przez nie wysoko cenione. Każde dziecko posiadające te cechy stanowiło o wielkości klanu. Małżeństwa pomiędzy gatunkami były niemile widziane, a początkowo wręcz zabronione z powodu nieprzewidywalnych skutków. Natura w takich wypadkach szalała, tworząc niepokojące mutanty, zwane pogardliwie Mieszańcami. Wielu z nich było cenionymi obywatelami Amalendu, ale przywódcy klanów nigdy nie chcieli ich zaakceptować. Władca zawsze myślał, że Rajit był jednym z tych postępowych wampirów, które chciały zmienić niesprawiedliwe prawa. Okazało się jednak, że jego zaangażowanie w tę sprawę było całkiem powierzchowne.
– Wynoś się i ochłoń! Przemyśl wszystko, zanim ponownie porozmawiasz z Chandim! – Lakshman wskazał mu drzwi. Zrozumiał, że dopóki mężczyzna sam nie pojmie ogromu swojego błędu, okrucieństwa swojego zachowania, nawet najmądrzejsze słowa nic tu nie wskórają. Rajit tkwił w starych tradycjach głębiej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
                                                                  ***
   Rajit widząc, że władca zupełnie go nie zrozumiał, odwrócił się i powłócząc nogami, powlókł się do głównego holu, skąd teleportował się do swego zamku. Liczył, że taki doświadczony wampir jak Lakshman pomoże mu rozwiązać problem z mężem. Był ogromnie zaskoczony jego reakcją. Niby co takiego złego powiedział? Chciał jedynie uchronić ukochanego przed strasznymi skutkami pochopnej decyzji, wynikającej z odruchu szlachetnego serca. Bał się spotkania z rozjuszonym Chandim, ale uznał, że lepsze to niż targająca jego duszą niepewność. Delikatnie położył rękę na klamce. Na gwałt potrzebował odwagi, przecież był mężczyzną, wampirzym lordem.  Odchrząknął, dając znać o swojej obecności i  stanowczo otworzył drzwi do sypialni. Była pusta, przez szeroko otwarte okno wpadały zimne podmuchy porywistego wiatru. Na łóżku zobaczył skłębioną pościel, noszącą jeszcze ślady porodu w postaci krwi. Dotknął ręką prześcieradeł, nie pozostała w nich  już ani odrobina ciepła.
– Gdzie jesteś? Dokąd cię zaprowadziła twoja duma i upór? – Miał zamiar udać się na poszukiwanie męża, kiedy o szyby zabębnił deszcz. Sięgnął do klamki, by zamknąć okno. Rzucił okiem na zewnątrz, coś tu się cholernie nie zgadzało. Gdzie się podziało to przeklęte drzewo, które miało czuwać nad ich potomkiem?! Wnet poczuł, jak włosy jeżą mu się na głowie, a po plecach zaczął pełznąć lodowaty dreszcz. Wychylił się mocno i z przerażeniem zauważył przewrócony, potężny pień zupełnie pozbawiony liści, straszący nagim szkieletem niczym wielowiekowy trup. Powykręcane korzenie, o dziwo, nadal tkwiły końcami w ziemi. Rajit wiedział, jak wiele to drzewo znaczyło dla elfa, miało być kołyską ich syna, połączyć dziecko z naturą. Serce zaczęło gwałtownie pompować krew, poczuł, jak coś dławi go w gardle.
– Nieeee…!! – Pełen rozpaczy, chrapliwy niczym u konającego z bólu krzyk, słychać było na wiele mil od zamku. Został sam, być może na zawsze. Jego ukochany mąż wybrał pustooką istotę zamiast niego i opuścił ich dom.

 ...........................................................................................................................
betowała Kiyami

6 komentarzy:

  1. Czytając ten rozdział miałam dziwne wrażenie, że jest trochę podobny do jednego z ostatnich Dwóch oblicz miłości. Wiesz tego, w którym Krzysiek znęcał się nad Darkiem. Tematyka inna, ale moje odczucia podobne.
    Rozdział jest zdecydowanie najsmutniejszym jaki napisałaś. Naładowany (ale nie nadmiernie) emocjami.
    Rajit kompletnie mnie rozczarował. Wydawał się dobrym wampirem, tolerancyjnym i postępowym. A wystarczyło, że jego dziecko urodziło się ślepe, a wyszło na wierzch jak zacofany w rzeczywistości jest. Kocha męża, ale nie jest w stanie przełożyć tej miłości na syna. Nie potrafi przyjąć ich obu. Każąc mężowi wybierać między nim a dzieckiem wykazał się nie tylko brakiem delikatności a wprost okrucieństwem.
    Z drugiej strony jestem absolutnie zachwycona zachowaniem Lakshmana. Władca wampirów okazał się osobą wartą uczucia Nirmala i przyjaźni Chandiego. Nie mogę się doczekać jego pierwszego spotkania z małym Hiralem. Ciekawe co w nim zobaczy dziecko.
    Ach, coś tak czułam, że Hiral nie będzie "zwykłym" dzieckiem. Dobrze, że Matka Natura i Ty obdarzyłyście go dodatkowymi zdolnościami.
    Kocurek? Wiesz, chyba będę musiała jeszcze raz przeczytać to opowiadanie od początku. Jakoś nie pamiętam, by wcześniej się w nim pojawiał... Ale dobrze, że jest. Uwielbiam koty. Sama mam jednego i kilka u babci dokarmiam.
    Żeby nie było, że się lenię, znalazłam w tekście dwie literówki, jedno zbędne słówko i coś do czepiania. Szczegóły w kolejnych akapitach:

    "Ostatnio tak dobrze się między wami układało, ja się dowie, że mi pomogłeś może się wpaść w szał, a wszyscy wiemy jaki bywa porywczy."
    jak się dowie
    no i w zdaniu wystarczą dwa "się". Trzecie jest zbędne ;)

    "- Mam nadzieję, ze jest tu prąd."
    zgubiłaś kropkę nad z w "że"

    "nawet najmędrsze słowa"
    Nie chcę się czepiać (Boże, coś nowego u mnie, co? ;) ), ale jesteś pewna, że nie chcesz zwykłego "nawet najmądrzejsze słowa"? Bo wiesz, te "najmędrsze" jakoś tak dziwnie brzmią...

    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały. Czy będę bardzo upierdliwa, jeśli zażyczę sobie, by pojawiały się równie szybko jak ten? ;)
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może są tu jakieś podobieństwa, ale Rajit w przeciwieństwie do Krzysztofa nie jest wariatem. Nie można go usprawiedliwić chorobą, ani ciężkimi przeżyciami z dzieciństwa.
      I dobrze, że się nie lenisz i znalazłaś kilka błędów., bez tego pomyślałabym, że albo ciebie ktoś podmienił ( nie waż się zmieniać), albo znalazłam się w pisarskim niebie ( pomarzyć każdy może). )

      Usuń
    2. Wiesz, nie chodziło mi o to, że Rajit ma coś wspólnego z Krzysztofem, a raczej o moje odczucia gdy czytałam o napaści Krzyśka na Darka i sposobie traktowania dziecka przez Rajita. Ta ich agresja sprawiła, że moje odczucia były bardzo podobne.
      Mnie podmienił... Musiałby być niezłym siłaczem ;)
      :*
      Ariana

      Usuń
  2. Rozdział boski nie mogłam się go doczekać. Hehe a teraz czekaj znów do kolejnego chlip chlip xD
    Cieszę się bo mimo, że Hiral nie widzi to w zamian podarowano mu inne dary. Chandiemu szczerze współczuję, zamiast wsparcia w swoim mężu miał...bezdusznego potwora! Zawiodłam się... nie, to mało powiedziane, jestem kurewsko zła na Raijta za jego zachowanie!
    "Słowo dziecko jakoś nie mogło przejść mu przez gardło"- no ja pierdole! Raijt weź się chłopie zastanów nad sobą! Jak możesz nazywać SWOJE DZIECKO pustookim potworem?!
    " Rajit! Ty żałosny, popierdolony kretynie! Jak możesz nazywać tak swojego syna?!"- święta prawda Lakshman!
    "Dla niego stojący przed nim, obrażony na cały świat facet, stał w hierarchii niżej od robaka."- trzymam stronę tego strażnika!
    "Jego ukochany mąż wybrał pustooką istotę zamiast niego i opuścił ich dom."- a czegoś żeś się spodziewał ty pierdolony krwiopijco!?
    Przepraszam za te przekleństwa, ale krew mnie zalewa! Zawsze uważałam Lorda Raijta za dobrego wampira, który wbrew starym tradycją pomaga Mieszańcom, opiekuńczego mężczyznę, dla którego wszystkie dzieci były cudem świata, dobrego przyjaciela i niesamowitego faceta, myślałam sobie, że gdyby Chandi go nie chciał to ja się chętnie Raijtem zaopiekuję(hahahaha), ale jego zachowanie w ostatnich rozdziałach mnie rozczarowało i zszokowało.
    Weny, duuuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Rajit jeszcze się trochę nacierpi, za to, co zrobił. Oby Chandi tak szybko mu nie wybaczył, kubeł zimnej wody się przyda, może do pustej głowy Rajita coś dotrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    szczerze powiedziawszy nie jest mi żal Raijta, może teraz coś do niego dotrze... oby Chandi nie został tak szybko odnaleziony, Lankshman się wkurzył na to zachowanie, mimo, że mały stracił wzrok to zyskał coś bardzo cennego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń